piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział XXVIII



"Szczęście to je­dyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli. "
Albert Schweitzer

     Dwudziesty czwarty grudzień. Dzień gorączkowych przygotowań, godzin spędzonych w kuchni na ocieraniu potu z czoła oraz gotowaniu coraz trudniejszych potraw, by nakarmić głodne, wytęsknion e buzie zwane też członkami rodziny, która tego dnia rozmnaża się szybciej niż pantofelek. Znasz tylko kilka osób, ale nagle tego dnia ogromny stół jest wypełniony po brzegi ludźmi. 
     Gdy Sophie była mała, przy wigilijnym stole spotykała się prawie cała rodzina, z którą państwo Underwood utrzymywali bliższy kontakt. Niestety, gdy miała trzy lata zmarła jej babcia, a kolejne trzy lata później jej ukochany dziadziuś. Oboje byli jak klej, który łączył wszystkich właśnie w ten wyjątkowy wieczór. Kiedy ich zabrakło wszystko rozpadło się w jednej chwili.
     Przez wiele lat rodzina Underwood spędzała święta w swoim własnym, czteroosobowym gronie. Jednak wszystko się zmieniło, gdy dziewczyna skończyła jedenaście lat. I bardzo dobrze. Nie lubiła świąt, które miała przez ostatnie lata.  Czuła się wtedy bardo samotna. Jakby nie miała żadnych krewnych.  Dlatego prawie zaczęła skakać z radości, gdy rodzice oznajmili jej i jej bratu, że zasiądą przy wigilijnym stole razem z wujkiem, ciocią, ich dziećmi oraz jeszcze kilkoma osobami z rodziny cioci. Co roku jeździli do ich wielkiego domu, by razem spędzić kilka dni z przerwy bożonarodzeniowej.  
    Ten rok nie był wyjątkiem. Wyjechali z samego rana, by pół godziny później pojawić się na podjeździe domu państwa Winters.  Wyszli z samochodu i wyciągnęli z bagażnika reklamówki pełne przygotowanego dzień wcześniej jedzenia oraz składników do stworzenia kolejnych potraw.  
W otwartych drzwiach stała już Cerelia Winters, zza jej ramiona wychylała się postać najstarszego z tej części rodziny. Ajax miał trzynaście lat i był już niemal wzrostu swojej mamy. Niemal, bo brakowało mu jakiś dwóch centymetrów. Chłopak nie mógł się doczekać momentu, w którym wreszcie będzie wyższy od swojej rodzicielki. Od razu przywitał się z członkami rodziny Underwood najdłużej ściskając Sophie. Byli ze sobą bardzo zżyci. Pamiętała, że gdy chłopak uczył się mówić mówił na nią "Phi, phi", więc na samym początku wszyscy myśleli, że chłopczyk co chwilę kicha. Dopiero po jakimś czasie zorientowali się, że tak właśnie Ajax nazywa swoją siostrę cioteczną.        
    Następna w kolejce była Niobe.  Dwunastoletnia, bardzo wysoka dziewczyna. Miała juz metr siedemdziesiąt wzrostu, przez co jej starszy brat był jeszcze bardziej wzburzony. Niemal cała rodzina tłumaczyła mu, że czas jego gwałtownego wzrostu jeszcze nie nadszedł.  Z Niobe Sophie dogadywała się równie dobrze jak z Ajaxem.  Gdy nocowała u wujostwa zawsze spala z nią w jej pokoju, no bo przecież Ajax to chłopak, więc nie wypada.  Całą noc spędzały na rozmawianiu do późna, zwierzaniu się ze swoich nawet głęboko skrytych problemów. I mimo że widywały się raz na miesiąc lub dwa, to potrafiły rozmawiać ze sobą bez żadnych niepewności i skromności. 
     Ostatni z Winetrsów jak zwykle wybiegł spóźniony niewiadomo skąd. Był to dziesięcioletni chłopak o psotnym usposobieniu.  Rzucił się na swoją kuzynkę i przytulił tak mocno, że poczuła jak jej żołądek podjeżdża do gardła, bo już nie mieścił się w brzuchu. O tak, Janus miał jeszcze więcej siły, niż kiedy ostatnio się widzieli. 
- O rany, bo mi wnętrzności wylewają - wyrazy niemal wypadały z jej ust, a oczy z orbit.
Chłopak zaśmiał się dziecinnie i puścił ją.
 - Przepraszam - wymamrotał wysokim głosem. 
- Cześć Sophie - dziewczyna zadarła wysoko głowę i spojrzała na swojego wujka Jove'a. 
- Hej wujku - powiedziała i przez chwilę go uściskała.  Za każdym razem, gdy na niego patrzyła miała ochotę zapytać, czy nie wieje mu tam na górze. Mężczyzna miał ponad dwa metry wzrostu, więc nikogo nie dziwiło, że jego dzieci też są wysokie. 
Ciocia i mama skierowały się do kuchni, a panowie do spiżarni, by przynosić składniki.  
- Idziemy, Sophie?  - zapytała Niobe, patrząc na kuzynkę.  Janus i Luc już zniknęli w pokoju młodszego,  a Ajax stał niepewnie pewnie zastanawiając się, czy spędzić czas z dziewczynami, czy chłopakami. 
- Tak, już...  Mamo, pomóc wam? - zapytała. 
- Nie, nie trzeba - odpowiedziała, ciągle wyciągając rzeczy z toreb. 
"I tak potem stwierdzi, że oczywiście w niczym jej nie pomogłam, a powinnam." - pomyślała, ale bez słowa ruszyła po delikatnie zakręconych schodach na wyższe piętro. Niobe i Ajax ruszyli za nią.  Na końcu korytarza otworzyła drzwi znajdujące się po prawej stronie i weszła do pokoju dziewczyny. Bez słowa usiadła na wygodnym łóżku i ułożyła się na stosie niebieskich poduszek. Rodzeństwo ułożyło się obok niej. 
- Co kupiliście nam na święta? - zapytała Niobe. 
- Nie powiem - odpowiedziała. 
- Dlaczego?
- Dowiesz się po kolacji. 
- Ale...
- Ajaxie, zwróć uwagę swojej młodszej siostrze.
- Takiej młodszej, że już większej różnicy wieku pomiędzy nami nie może być - powiedziała z przekąsem Niobe. Ajax tylko wytarmosił jej włosy. 
- A co tam u ciebie Sophie? - zapytał, kierując spojrzenie identycznie zielonych oczu jak u Underwood właśnie na nią. 
- Dobrze.  
- A co tam u tego twojego chłoptasia?
- Którego?
- Rozmnożyli się od naszego ostatniego spotkania?  - Niobe zaśmiała się. 
- Nie, tylko Ajax nazywa „chłoptasiem” i Nicka i Josha,  więc nie wiem o kogo mu teraz chodzi. 
- Chodziło mi o Nicka. 
- U niego wszystko w porządku. 
- Kiedy w końcu powiesz głośno, że to twój chłopak?  Dlaczego się do tego nie chcesz przyznać?
- Co? - zdziwiła się. - Nick to tylko mój przyjaciel. I nikim więcej nie będzie. Nie wytrzymałabym z nim.
- No oczywiście - mruknął. 
- Niobe jak tam twoje życie uczuciowe?  - jej kuzynka znana była w najbliższej rodzinie jako dziewczyna, która mimo młodego wieku zmienia chłopaków jak rękawiczki.  Szybko się zakochiwała i szybko odkochiwała.  Sophie pamiętała jak cztery lata wcześniej dziewczyna myślała, że namiętny pocałunek jest przyczyną zachodzenia w ciążę.  Taka niewinna, a w związkach była od szóstego roku życia. - A twoje przedstawienie, Ajax? 
- A dobrze.  Będziemy je przedstawiać dopiero w lutym. Przyjdziesz? 
- Jeśli tylko chcesz.  A którego Ajaxa grasz?  Syna Ojleusa, czy Telamona? 
- Kogo? 
- Eh... Czy grasz tego, kto prawie zabił Hektara głazem i kłocił się z Odyseuszem o zbroję Achillesa, Atena sprawiła, że wpadł w szał,  a na koniec popełnił samobójstwo? 
- Właśnie tego. Nie mogłaś od razu tak powiedzieć, tylko bez sensu o ojcach gadałaś. 
- Ja tylko... Eh... Niobe, nie odpowiedziałaś. 
- Jestem szczęśliwą singielką. 
- Dobry Boże, chyba Ziemia jest płaska.  Co się stało z Niobe Winters? 
- Postanowiła zrobić sobie przerwę z chłopakami.
- No nieźle. Świat oszalał
- Hej! - Niobe popchnęła ją.  
- Zaczęłaś w końcu pisać tą książkę?  - zapytał.
- Nie.
- Dlaczego? 
- Nie mam talentu. I tak nic z tego nie wyjdzie.
- Właśnie, że go masz. I to ogromny.
- Nie będę się kłócić o taką głupotę.  
- Bo wiesz, że ze mną nie wygrasz.
- Powiedzmy.
- Kiedy będziesz widzieć się z Nickiem?
- Dwudziestego siódmego. 
- Ale...  Nie słyszałaś, że… - zaczęła Niobe, ale jej brat uderzył ją delikatnie łokciem w ramię.  Spojrzała na niego zdziwiona, ale po chwili zrozumiała i zamilkła 
- Co mu kupiłaś?  - zapytał, przerywając ciszę. Sophie spojrzała na rodzeństwo podejrzanie, ale stwierdziła, że nie będzie z nich na siłę wyciągać, o co chodziło. Prędzej, czy później i tak się dowie.
- Czekajcie, pokażę wam zdjęcie, bo prezentu ze sobą nie wzięłam. 
Wyciągnęła urządzenie z torebki i pokazała im zdjęcie, które zrobiła przed wyjazdem. Ajax i Niobe wybuchnęli śmiechem.  
- Czy to jest analogia do czegoś? 
- Tak - uśmiechnęła się, myśląc o czymś, czego świadoma była tylko ona. Chociaż Nick też powinien zrozumieć nawiązanie. 
- Zazdroszczę ci - powiedziała Niobe. 
- Czego? 
- Takiego przyjaciela. On zrobi dla ciebie wszystko. Pocieszy, wesprze... 
- Nie jestem tego taka pewna.
- Znowu masz problem z zaufaniem? 
- Nie... Może...
- Dlaczego tak masz?  Nigdy nam nie mówiłaś.
- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Nawet rodzice nie wiedzą o wszystkim.
- To powiedz o tym Nickowi.  Chłopak na pewno się nie wygada, a trzymanie takich sekretów nie jest dobre.
- Wiem, ale... On mimo wszystko jest znaną osobą,  gwiazdą muzyki, boję się.  A do tego on też ma jakiś sekret i nie chce go wyjawić. 
- Może, gdy wyjawić mu swój sekret zmotywujesz go do tego, by powiedział swój. 
- Może.
- Właśnie!  Miałaś nam opowiedzieć dalszą część tego swojego opowiadania!  - wykrzyknęła kuzynka. Sophie uśmiechnęła się i zaczęła odpowiadać...

***
     Dziewczyna zakręciła tubkę i odłożyła ją na półkę, a następnie spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała nawet ładnie. Jak na nią.  Związała włosy w kłosa, który teraz był przerzucony przez jej ramię. Pomalowała rzęsy czarnym tuszem, a na twarz nałożyła cienką warstwę podkładu. Jej ciało okrywała pudrowo - różowa bluzka i błękitna spódnica, a nogi okryte były białymi rajstopami.
    Jej mama przyszła powiedzieć im, by zaczęli się ubierać, gdy odpoczywali po dzikich tańcach do ich ulubionych piosenek.
     Ich każde spotkanie prawie zawsze przebiegało według ustalonej niewiadomo kiedy, niewiadomo przez kogo reguły. Na początku siedzieli spokojnie i rozmawiali. Często właśnie wtedy, któreś z rodzeństwa prosiło swoją kuzynkę, by opowiedziała im fabułę jednej z jej ulubionych książek, a ostatnimi czasy także jak toczy się akcja historii, którą sama zaczęła pisać. Nie wiedziała dlaczego ją o to prosili, ale ona lubiła opowiadać o książkach, a oni najwyraźniej lubili o nich słuchać. Skoro dwie strony były szczęśliwe, to nie trzeba było niczego zmieniać. 
     Później puszczali muzykę i zaczynali głośno śpiewać. Wtedy czasami Ajax szedł do Luca i Janusa,  a czasami zostawał z dziewczynami.
     Kolejnym etapem były właśnie tańce niekontrolowane przez żadne konwenanse.
     Na koniec siadali, śmiali się i znowu rozmawiali.  
     Teraz jednak musieli przerwać swoją tradycję i przebrać się do wigilijnej kolacji. Całą trójką zeszli wolno po schodach, uważając by papcie nie poślizgnęły się na śliskich drewnianych stopniach. 
Przy jadalnym stole czekała już na nich reszta zaproszonej rodziny, czyli trzy osoby. Brat Cerelii, Jason, jego narzeczona Amy oraz ojciec cioci Sophie oraz jej brata, Andrew. 
   Sophie usiadła na swoim stałym miejscu, czyli pomiędzy Ajaxem i Niobe, którą miała po swojej prawej. Naprzeciwko niej siedział jej brat, po jego prawej Janus, a po jego lewej ich mama. Na szczycie stołu miał miejsce Jove, otoczony przez swoją żonę i najstarszego syna. Dalej siedziała reszta rodziny. 
   Jednak nie zagrzali sobie miejsca na długo, ponieważ po chwili wstali,  chwycili w dłonie opłatki i zaczęli składać sobie życzenia. Ajax, Niobe, Luc, Janus... Im składać życzenia potrafiła z łatwością. Mogła się przy tym zrelaksować, życzyć im tego, czego chcieli, ale także parę śmiesznych rzeczy. Znała ich dobrze,  toteż była świadoma ich potrzeb. Gorzej było z rodzicami i resztą rodziny. Znała ich, ale czuła przed nimi respekt, robiła się nieśmiała i niepewna, czy nie urazi ich swoimi życzeniami. Dlatego składała podstawowe i najważniejsze słowa. A wszyscy i tak byli szczęśliwi. Może to wcale nie chodziło o słowa, które się wypowiada, a o intencje. O to, że chcesz, by dobrze im się żyło. O to, że pokazujesz, iż na tych ludziach ci zależy i chcesz, by było im dobrze na ziemi. 
     Po wyściskaniu członków rodziny przyszedł czas na krótką modlitwę i pochłonięcie tej tony jedzenia, pod którą uginał się długi stół. Oczywiście na samym początku wszyscy zaczęli podjadać resztki ze swoich opłatków, nie myśląc o tym, że ich żołądki czeka nie lada wyzwanie, do którego dzielnie przygotowywały się przez cały rok. 
     Każdy zaczął od zup. Sophie, pamiętając, że zgodnie z tradycją powinna spróbować każdej potrawy, nawet tej której nie lubiła,  nakładała sobie dość małe porcje. Chociaż złamała tą zasadę parę razy, gdy nadchodziła kolej jej ulubionych dań. 
       Patrzyła jak olbrzymie talerze i misy powoli pustoszeją, by zająć miejsce w brzuchach coraz mniej głodnego tłumu. 
      Gdy w końcu każdy ułożył się wygodniej na krzesłach, by rozluźnić brzuch i dać mu więcej miejsca na trawienie, stwierdzono, że przyszedł czas na prezenty.  
- Dzieci idźcie do siebie do pokoju - poprosiła ciocia Cerelia. Młodzież bez słowa weszła na schody i skierowała się w stronę odpowiednich pokoi. Tuż przed wejściem na stopień, Sophie spojrzała na choinkę. Nie stał pod nią ani jeden prezent.  W domu państwa Winters kultywowana była bowiem pewna tradycja. Według niej to nie rodzina, a Mikołaj razem z dzieciątkiem Jezus dawali prezenty, ale niemowlę bało się dzieci, więc właśnie one musiały się chować, bo gdyby Chrystus zobaczył nie tylko dorosłych, uciekłby, a razem z nim Mikołaj i nie zostawiliby pod choinką prezentów. 
    Ajax, Niobe i Sophie usiedli na łóżku w oczekiwaniu na któregoś z dorosłych, który miał zaprowadzić ich do cudownych prezentów. 
     Musieli czekać tylko pięć minut. Gdy tylko zeszli do salonu, trafiło ich jak bardzo zmieniło się otoczenie. Choinka była teraz otoczona przez różnej wielkości podarki. Od razu zrobiło się przytulniej, a w ich duszach obudziło się wewnętrzne dziecko. Dorośli rozsiedli się na fotelach i sofach, a młodsze pokolenie ustawiło się obok bogato zrobionego drzewka. 
     Kolejną tradycją było to, że to dzieci rozdawały prezenty.  Na każdym podarku napisane było, dla kogo przeznaczone jest wnętrze opakowania. Każde z młodych brało po kolei pudełka i rozdawało. Jednak nie wszyscy dostawali prezenty na raz. Gdy tylko jedna osoba dostała pudełko musiała wybrać kolędę, oznajmić którą, a następnie wszyscy razem ją śpiewali.  I to tyle zwrotek ile się chciało. Dopiero potem kolejna osoba miała zaszczyt zaśpiewać i odebrać nagrodę. Czasami wynikały z tego różne śmieszne sytuacje. Na przykład dziadek Niobe i całego jej rodzeństwa znał inne wersje kolęd niż reszta, przez co najczęściej kończył śpiewając samemu, a reszta zastanawiała się stąd on zna tą wersję i dlaczego oni jej nie znają. 
     Sophie uwielbiała rozdawanie prezentów w taki sposób. Czuła się jak wśród rodziny. W końcu. Nikt nie patrzył na to, czy umiesz śpiewa, czy nie. Czy dostałeś duży prezent, czy mały. Ważne było to, że spędza się razem czas i zbliża do siebie przez wspólny śmiech. W pokoju roznosił się przyjemny zapach, kojarzony z zimą i okresem świątecznym, a jedyną muzyka były ich własne głosy, oddechy, rozmowy i śmiechy.
     Sophie usiadła na podłodze obok kanapy. Przyciągnęła do siebie pudełka i zaczęła rozpruwać papier, by dostać się do złotego środka. Okazało się, że najpierw odpakowała prezent od rodziców. W środku znajdowało się czarno - zielone ubranie, które bardzo jej się spodobało, kiedy była ostatnio z rodzicami w centrum handlowym. Była to piękna, kruczoczarna, rozkloszowana sukienka, która w pewnych miejscach nabierała szmaragdowych refleksów.
    Pomiędzy fałdami ukryty był kolejny prezent. Książka. "Opposition", czyli ostatnia część serii Lux.  Dziewczyna poczuła nerwowe podniecenie jak zawsze, gdy dostawała nową część swoich ulubionych książek. Najbardziej świerzbiło ją w palcach, gdy miała czytać ostatnią część, tak jak właśnie w tamtym momencie. Miała ochotę wbiec na piętro, ukryć się w pustym pokoju i zacząć czytać. 
    Potem przyszła kolej na prezent od cioci i wujka. Pod masą ozdobnego papieru znajdowała się olbrzymia księga. Wszystkie książki i opowiadania o Sherlocku Holmesie zebrane w jeden tom. Tysiąc sto dziewiętnaście stron, mała czcionka i duży format. Raj dla serca, piekło dla mięśni, gdy wsadzi się ją do plecaka. I znowu chciała się ukryć, by móc zacząć czytać. Ach te pragnienia ciała i umysłu...

*** 

    Resztę wieczoru spędzili w pokoju Niobe. Tym razem Ajax poszedł do Luca i Janusa, więc dziewczyny zaczęły rozmawiać na typowo damskie tematy. Chociaż może nie do końca tylko na takie.        
     Po kilku godzinach w końcu stwierdziły, że muszą zejść do kuchni, ponieważ bardzo chciało im się pić. Podczas schodzenia po schodach, Sophie dostała wiadomość od Nicka. 
Jak tam Wigilia?
A dobrze. Czuję się jakby miała zaraz wypluć żołądek, bo mi się w brzuchu nie mieści.
Mam podobnie. Mama nagotowała tyle potraw, że ledwo się na stole zmieściły. 
Skąd ja to znam :)
A jak tam prezenty? Mikołaj przyszedł? 
Przyszedł ;)
Naprawdę? Twoi rodzice chyba musieli go przekupić, bo jestem pewien, że grzeczna dziewczynka nie byłaś.
I mówi to najlepiej wychowany chłopak na świecie. 
Oczywiście 
Phi
Czy ja już ci kiedyś nie mówiłem, byś na mnie nie pfyfała?
Nie przypominam sobie :P
No, to co dostałaś? 
Sukienkę i książki. A ty?
Kto by się spodziewał ;) Bon do księgarni, bluzę i skarpetki. 
Skarpetki? 
- Z kim piszesz? - zapytała Cerelia, patrząc na ekran jej telefonu.
- Z przyjacielem - odpowiedziała. 
- Już za tobą tęskni? Powiedz mu, że za parę dni się spotkacie. 
- Raczej nie tęskni, po prostu lubi się naprzykrzać. Spotykamy się za trzy dni.
- Opuścisz nas dla niego? - zapytała zdziwiona. 
- Dlaczego? Przecież jutro wracamy.
- Tak, ale za trzy dni przyjeżdżamy do was, bo twoi rodzice zaprosili nas na imprezę z okazji ich urodzin.
- Co? - zapytała zdziwiona. Jak to się stało, że mama o niczym jej nie powiedziała? Przecież wiedziała, kiedy Sophie ma spotkać się z Nickiem.
- Ale co to za problem? - spytał Jove, wchodząc do kuchni. - Sophie przyprowadź chłopaka na imprezę. Chętnie go poznam - dziewczyna spojrzała na jego olbrzymie ciało, a potem na jego twarz i już wiedziała. Mężczyzna chciał odegrać rolę opiekuńczego ojca chrzestnego.  I wiedziała, że bardzo dobrze, by mu wyszło. 
- E-e...
Jakbyś jeszcze nie wiedziała, uwielbiam skarpetki.  Zwłaszcza takie różnokolorowe i z różnymi wzorkami i nadrukami.  To taka moja słabość. Chcesz kupić mi coś na prezent, byś był pewien, że będę szczęśliwy? Załatw zajebiste skarpetki. 
Zapamiętam
Parsknęła śmiechem.
- A wiesz, co? - zagadnął wujek, patrząc na nią uważnie. - Spotkaj sie z nim. Widać, że jesteście ze sobą blisko. Nie będziemy was zatrzymywać. Starzy pobawią się w domu, a wy na zewnątrz. Ale i tak chciałbym go poznać. 
- Dziewczyny, może pójdziecie się już umyć zanim się wszyscy zbierzemy?
- Dobry pomysł - odpowiedziały i poszły do pokoju Niobe. 
- Mogę iść do łazienki pierwsza? - zapytała kuzynka, wyciągając piżamę z szafki. 
- Pewnie - odpowiedziała, siadając na łóżku.
- Dzięki - odpowiedziała i wyszła z pokoju.
Sophie wzięła do ręki telefon i popatrzyła, czy czasem Nick czego do niej nie napisał. Napisał. 
Spotkanie aktualne?
Tak.
Przyjadę do ciebie o 15.
Oki. 
To do zobaczenia.
Do zobaczenia. 

Odłożyła urządzenie i poszła do pokoju gościnnego w poszukiwaniu torby, w której kryła się jej piżama.

***

     Sophie założyła gruby sweter i podciągnęła spodnie. Przerzuciła długiego, skomplikowanego w stworzeniu pochodnego warkocza i zeszła do salonu. W pokoju impreza trwała już w najlepsze, mimo wczesnej godziny. Duże pudełko z prezentem dla Nicka postawiła na szafce z butami tuż obok drzwi wejściowych.  Weszła jeszcze na chwilę do kuchni, by napić się gorącej herbaty i dać ciału ostatnią w najbliższym czasie dawkę ciepła. 
Chwilę po wybiciu godziny piętnastej, odezwał się dzwonek do drzwi.  Mama poszła otworzyć. 
- Nick, wejdź.  Prezent połóż tutaj. Rozbierz się i wejdź na chwilę.  Parę osób chciałoby cię poznać. 
   Chłopak raczej nie miał jak polemizować, chociaż miał na to wielką ochotę. Ściągnął buty oraz tonę ubrań, które miały pomoc utrzymać ciepło na skórze. Wszedł do salonu i przeżył szok, widząc taką ilość ludzi. Pomyślał, że podobnie musiała się czuć Sophie, gdy zabrał ją na urodziny Natalie. W pokoju znajdowały się osoby dorosłe, nastolatkowie i dzieci. 
- Sophie, może przedstawisz rodzinę koledze. 
- A tak.  Nick poznaj mojego wujka Jove'a - chłopak spojrzał na wysokiego i potężnie zbudowanego mężczyznę o brązowych, krótko przystrzyżonych włosach i zielonych oczach.  Pan patrzył na niego uważnie, jakby starał się dostrzec dzięki temu spojrzeniu najgłębsze odmęty jego duszy. Poczuł jak na jego plecach pojawia się gęsia skórka. 
- To moja ciocia Cerelia i ich dzieci Ajax, Niobe i Janus - chłopak spojrzał na resztę rodziny i stwierdził, że dzieci odziedziczyły w genach włosy obojga rodziców. Najstarszy syn miał blond włosy po mamie, dziewczyna miała jasnobrązowe włosy - mieszankę kolorów rodziców, a najmłodszy syn odziedziczył po tacie jego odcień. Jednak żadne z trójki nie otrzymało niebieskich oczu rodzicielki, a zielone. Nick zorientował się, że jest to zieleń, którą czasami dostrzegał u Sophie, gdy akurat jej tęczówki nie zmieniły koloru.  
- Miło mi poznać - powiedział i popatrzył na przyjaciółkę, która podczas przedstawienia stanęła po jego lewej. 
- Sophie, mogę z wami chwile porozmawiać? - zapytała Niobe. 
- Pewnie - odpowiedziała i w trójkę ruszyli do kuchni. 
- To o czym chciałaś porozmawiać? - zapytała, gdy już znaleźli się we właściwym pomieszczeniu. 
- Chciałam wam powiedzieć, że... O, spójrzcie! Stoicie pod jemiołą. 
Nick i Sophie spojrzeli na sufit i dostrzegli, że tuż nad ich głowami wisi pęk tej rośliny. 
- Zrobiłaś to specjalnie! - wykrzyknęła zdradzona. 
- Może - wzruszyła ramionami. - No chyba wiecie co trzeba zrobić, gdy stanie się pod jemiołą.
- Nienawidzę cie - wysyczała. 
- Jeszcze mi za to podziękujesz. 
Nick uśmiechnął się delikatnie pod nosem, patrząc jak Niobe doprowadza swoją kuzynkę do szału. Stwierdził, że pomoże tej dziewczynie o dziwnym, ale intrygującym imieniu.
- No Sophie,  chyba wiesz co musimy zrobić. 
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Chyba nie mówisz poważnie. 
- Mówię.  Spokojnie. Przyjmę inicjatywę. 
    Rozszerzyła oczy ze zdziwienia, ale wyglądało jakby jej nogi wrosły w podłogę. Ujął jej twarz w dłonie i uśmiechnął się szerzej.  Patrzyła na niego przerażona. Zaczął pochylać się wolno, by móc musnąć swoimi ustami jej. Wydawało mu się, że wszyscy w pokoju wstrzymali oddech. 
   Gdy ich usta dzieliło kilka milimetrów, wykręcił głowę w bok i wycisnął pocałunek na jej ciepłym policzku. Odsunął się i spojrzał na nią, uśmiechając się pewnie. 
- Chyba zrobiłem to, czego ode mnie wymagano,  prawda? 
- Myślę, że tak - także się uśmiechnęła. Spojrzał na jej kuzynkę. Stała oniemiała i nie wiedziała co powiedzieć. 
- Miło było cię poznać, Niobe - powiedział i skierowali się w stronę drzwi wyjściowych. 
- Milej zabawy - powiedziała Sophie, przechodząc kolo salonu. 
- Do widzenia - dopowiedział. 
Opatulili się w tonę ubrań, wzięli do rąk prezenty i wyszli z domu.
- Chodź - powiedział i poprowadził ją w kierunku swojego samochodu.
- Gdzie ty mnie znowu zabierasz? Nie mogliśmy iść na nogach?
- Moglibyśmy, ale chciałem ci pokazać, co odkryłem, spacerując w pewnej odległości od mojego domu.
- Kiedy masz czas na spacery?
- W nocy, kiedy nie umiem spać. 
Ułożyli paczki na tylnych siedzeniach, a sami zasiedli na przednich. 
- A do tego zdaję sobie sprawę jak bardzo kochasz mój samochód, więc chciałem ci sprawić przyjemność i pozwolić cieszyć się jego miękkością dłużej.
- Jaki ty wspaniałomyślny.
- Prawda.
Tylko przewróciła oczami. 
- Zastanawia mnie jedna sprawa - odezwał się, gdy zatrzymali się na skrzyżowaniu.
- Jaka?
- Dlaczego twój wujek, ciocia i ich dzieci mają imiona, które brzmią... 
- Jakby były z mitologii? - dopowiedziała.
- Tak.
- Ojciec mojej cioci, Andrew kocha mitologię grecką i rzymską.  Może z pamięci opowiedzieć ci całą Iliadę, czy Odyseję.  Dlatego właśnie nazwał dzieci Jason i Cerelia. Jego córka lubi mity, ale nie do tego stopnia. Dla niej to odskocznia od problemów związanych z pracą. Jeśli chodzi o rodziców mojej mamy i wujka... Po prostu spodobało im się, że Jove jest tak podobne do Love, więc tak został nazwany. Mój wujek nigdy nie lubił czytać. Prawie, że tego nienawidził. Rodzice za wszelką cenę chcieli, by polubił chociaż jedno dzieło, by mógł nauczyć się interpunkcji i poprawić ortografię. I tak trafił na mitologie. I bardzo mu się spodobała. Do tego stopnia, iż obiecał sobie,  że swoje dzieci nazwie imionami właśnie z wierzeń i postaci greckich oraz rzymskich. Poznał Cerelię,  połączyła ich między innymi właśnie słabość do tych historii, chociaż nie mieli jej rozwiniętej w równy sposób. I tak okazało się,  że oboje chcą nadać podobne imiona dzieciom.
      Ajax to bohater z Iliady. Wojownik grecki, niemal tak potężny jak sam Achilles. Jednak jego życie zakończyło się dość tragicznie. Po zakończonej wojnie trojańskiej, Atena zesłała na niego szał,  przez co zabił stado baranów, które wziął za wojsko Achajów,  a gdy gniew opadł i zorientował się co uczynił, popełnił samobójstwo,  bo nie mógł tego znieść, tak bardzo zżerał go wstyd. Jest to pierwszy opis targnięcia się na własne życie w literaturze.
      Niobe była królową Teb. Miała siedem córek i siedmiu synów. Była z tego bardzo dumna. Do tego stopnia, ze nie chciała złożyć ofiary Leto i jej dzieciom, czyli Apollinowi i Artemidzie, ponieważ bogini miała tylko dwójkę dzieci, czyli o wiele mnie niż królowa. Kobiety zamieszkujące Teby same zemściły się na władczyni, zabijając strzałami z łuku czternaścioro dzieci na oczach ich matki. Nad zrozpaczona kobietą ulitował się jednak Zeus, zamieniając ją w skałę.
     Janus był jednym z najważniejszych bóstw czczonych  w starożytnym Rzymie. Był bogiem wszelkich początków, a także opiekunem drzwi, bram, przejść, patronem umów oraz sojuszy.
- Dlaczego dzieci zostały nazwane na ich cześć?
- Ajax był odważny, męski, a honor był dla niego najważniejszy. Godne cechy. Niobe mimo swoich licznych przywar, była kochającą matką, która nie potrafiła żyć po stracie dzieci. Kobieta powinna przecież kochać swoje dzieci całym sercem. A Janus… Jest takim opiekunem, wydaje mi się, że ciocia i wujek chcieli, by w ich domu był ktoś, kto zawsze mógłby w pewnym sensie czuwać nad bezpieczeństwem rodziny,
 - Jeszcze nie słyszałem, by ktoś dawał dzieciom imiona na cześć bohaterów mitologicznych.
- Moja rodzina łamie konwenanse - puściła mu oczko.
- To bardzo możliwe. Ale dlaczego byli w twoim domu? Myślałem, że to ty jedziesz do nich na święta.
- Bo jechałam, ale moja mama stwierdziła, że właśnie dzisiaj zrobi imprezę z okazji urodzin jej i mojego taty.  Zaprosiła ich na nią.  Dopiero o dziewiętnastej mają pojawić się jej i jego koleżanki i koledzy.
- Acha. 
- Ile będziemy jeszcze jechać?
- Za chwilę będziemy.
- Dlaczego parkujemy pod twoim domem? 
- Bo resztę drogi będziemy musieli przejść na nogach. 
- Nie masz jakiś ładnych miejsc, które łatwiej można zobaczyć?
- A to nie ty chciałaś przejść cała drogę?
- Musiałam być przez chwilę niepoczytalna. 
- Tłumacz to sobie tak. Nie marudzić. Idziemy.
    Bez słowa wyszła z samochodu i ruszyła za Nickiem. Chłopak wszedł na podwórko i otworzył drzwi. Od razu dało się słyszeć głośne szczekanie, a po chwili na śnieg wybiegł śliczny golden retriever. Nick zamknął dom na klucz i ukląkł przed psem. Jimmy zaczął strzyc uszami i lizać swojego pana po dłoniach, gdy ten chciał go pogłaskać. 
- Mam nadzieję,  że nie będzie ci przeszkadzał. Idziemy na spacer, a nie lubię, kiedy tak siedzi w domu, skoro mógłby biegać wolno po śniegu. 
- Oczywiste, że nie.
- Dziękuję. To chodź, Jimmy. Idziemy na spacerek. 
Pies zaczął merdać ogonem i gdy tylko Nick zaczął iść, ten zaczął biec, wyprzedzając parę i zniknął za zakrętem. 
- Nie zgubi się? 
- Nie, założę się, że będzie czekał na nas za tym skrętem. 
- Skoro tak mówisz.
Szli wolno chodnikiem, a gdy skręcili okazało się, że rzeczywiście Jimmy czekał na nich spokojnie.
- Mówiłem. Znam swojego pieska. Chodź, chłopaku - pies posłusznie ruszył obok nich, co jaki czas wybiegając do przodu, ale wracając z powrotem po kilku sekundach. 
- Jaki on słodki. Chciałabym mieć psa, ale rodzice się nie zgadzają.
- Kupię ci na urodziny.
- Lepiej nie. Byliby źli.
- I tak kiedyś go ode mnie dostaniesz. Obiecuję.
- Pożyjemy, zobaczymy.
   W odpowiedzi chłopak uśmiechnął się tylko w kącikach ust i przyspieszył kroku. Dziewczyna lubiła szybko chodzić, ale ten wielkolud robił jeden krok dwa razy dłuższy niż ona, więc musiała prawie, że biec, by dotrzymać mu kroku.
     W końcu dotarli do naprawdę pięknego miejsca. Przed nimi znajdował się mały drewniany mostek, a pod nim, prawie zamarznięta rzeczka, którą może lepiej nazwać strumyczkiem.
Za mostkiem rozciągał się piękny lasek składający się prawie w całości z wierzb i dębów. Nie mógł powstać w sposób naturalny, mimo że drzewa rosły w nieregularnych od siebie odstępach.
     Śnieg i szron nadawały temu miejscu magiczny wygląd, przypominający trochę krainę śniegu i lodu. Brakowało tylko zamku, górującego nad całym otoczeniem.
- Wow – wyszeptała w oszołomieniu. – Chyba jeszcze nigdy nie widziałam równie pięknego miejsca.
- Ja też nie. Kiedy muszę pomyśleć, zawsze przychodzę tutaj. Od razu jestem spokojniejszy, rozjaśnia mi się w głowie, myśli są spokojniejsze i mniej mętne. Jakbym dostawał olśnienia.
- Nie dziwię się. To miejsce jest jak z bajki.
- No to chodź.
- Hm?
- Będziemy lepić bałwana.
- Już od kilku lat tego nie robiłam.
- Powrót do dzieciństwa z Nicholasem Milesem uważam za rozpoczęty.
     Roześmiała się głośno, kiedy ściągnął z głowy czapkę, uwalniając tym samym masę czarnych loków, uchylił jej niczym wiktoriański dżentelmen i ruszył w kierunku zaspy śniegu, by zacząć formować olbrzymią kulę.
    Nick zajął się lepieniem brzucha, a Sophie klatki piersiowej. Spoglądali na siebie co kilka chwil i gdy tylko ich spojrzenia się spotykały uśmiechali się szeroko lub zaczynali głośno śmiać.
    Te czynności naprawdę relaksowały, uspokajały. Dziewczyna zapomniała o jej dziwnej relacji Jimem i Grace, o „pocałunku” pod jemiołą z Nickiem, o czekających ją masy pytań, które na pewno dostanie, gdy Niobe wróci rano od dziadka (przecież dzieci nie mogły być na całej urodzinowej imprezie jej rodziców). Teraz jej umysł jej pusty, a ręce formowały część śniegowego pana.
- Chyba już jest wystarczająco duża – powiedziała głośno. Nick spojrzał na jej kulę, potem na swoją.
- Masz rację.
    Popchnęli kule pod wejście na mostek po prawej stronie. Najpierw ustawili brzuszek, a potem chłopak podniósł masę śniegu i postawił klatkę piersiową jak kolejna warstwę tortu.
- Jeszcze musimy zrobić głowę – stwierdził.
- Poczekaj. – pobiegła do miejsca, w którym lepiła swoją część i podniosła jeszcze jedną kulkę. Nick miał do stworzenia większą część, więc ona ze swoja poradziła sobie szybciej, toteż miała czas na dorobienie ostatniego fragmentu. Podała mu głowę, a ten postawił ją na szczycie budowli.
- Nie mamy kamyczków i marchewki – powiedziała smutno. – Bałwanek nie może być bez twarzy.
- Nie panikuj -  powiedział i wyciągnął foliową reklamówkę z wewnętrznej kieszeni kurtki. W środku znajdowało się wszystko czego potrzebowali – Twoja kolej. Nadaj wygląd naszemu dziecku.
    Wzięła od niego paczuszkę i zaczęła ozdabiać kulę. Z czarnych guziczków stworzyła oczy, uśmiechniętą buzię oraz płaszczyk, marchewkę wsadziła na środek buzi, by utworzyć nos, a Nick znalazł dwie gałązki i wczepił je po bokach stworka. Tym samym dostał kończyny.
Popatrzyli na swoje dzieło, a potem weszli na drewniany mostek, by spojrzeć na nie z innej perspektywy.
- Nasz bałwan jest piękny – stwierdził.
- Tak – odpowiedziała i oparła ręce na pokrytej śniegiem barierce.
- To pierwsza rzecz, która jest tylko naszej dwójki.
- A mają być jakieś kolejne?
- Na przykład śniegowi panowie w przyszłych latach.
- Myślisz, że będziemy się wtedy przyjaźnić?
- Jestem pewien. O! Widzę, że w końcu ulitowałaś się nad swoimi dłońmi i założyłaś rękawiczki – zauważył. Zerknęła na swoje ręce i zarumieniła się lekko.
- Tak.
Spojrzał jej w oczy i znowu dojrzał w nich smutek.
- Hej – złapał w dłonie jej twarz. – Dlaczego jesteś nieszczęśliwa?
- Sama nie wiem. Kiedy lepiliśmy bałwana, to zapomniałam o wszystkim, a teraz to znowu do mnie wróciło.
- Wiem, że to może tandetnie brzmi, ale uwierz, że wszystko w końcu się ułoży. Zawsze tak jest. Koło Fortuny w końcu przekręci się na twoją korzyść.
- Czyżby komuś udzielił się klimat mitologii? – uśmiechnęła się.
- Możliwe. Czyżby twoje usta ułożyły się w uśmiechu?
- Możliwe – jeszcze bardziej się wyszczerzyła.
Spojrzał na jej czerwoną od zimna twarz, na pewno od tego, innej opcji nie było, i zawiesił wzrok na jej oczach, które teraz przybrały barwę płynnego złota.
Jej długie rzęsy pokryły się szronem, a krótkie włoski na czole skręciły w sprężynki. Usta ściemniały i opchnęły w wyniku niskiej temperatury.
Sophie była piękna.
I to bardzo.
I byli tutaj tylko we dwoje.
Pochylił się i wyszeptał do jej ucha:
- Czy poprawię ci jeszcze bardziej nastrój, jeśli cie pocałuję?
    Popatrzyła na niego zdziwiona. Pochylił się, i gdy ich usta dzieliły ostatnie centymetry, szybko zebrała śnieg z barierki, uformowała ją w niezbyt równe kulkę i rzuciła w Nicka. Chłopak popatrzył oniemiały na białą plamę na piersi, a potem roześmiał głośno.
- Z daleko ode mnie, zboczeńcu! – wykrzyknęła ze śmiechem.
- Tak się chcesz bawić? Niech ci będzie.
    Zanim zdążyła zareagować, podbiegł do niej, objął od tyłu w talii, podniósł i zakręcił dookoła, a  Sophie krzyczała w tym czasie: „Nie, Nick puść mnie!”. Jednak chłopak nic sobie z jej słów nie robił. Złapał śnieg, uformował go w kulkę, a następnie rozsmarował ją na środku jej twarzy. Gdy akt zemsty się zakończył, puścił ja i pozwolił, by wypluła resztki śniegu z ust.
- Nienawidzę cię – wycharczała, klęcząc na zimnym drewnie, przykrytym warstwą białego puchu.
- Ja ciebie też siostro – odpowiedział spokojnie, stając nad nią tryumfalnie. – Poddajesz się?
 - Chciałbyś – w tym momencie rzuciła się do przodu, objęła jego nogi pod kolanami i tym samym upadli na podłogę, leżąc jeden na drugim. Szybko wstała i rzuciła się do ucieczki, szukając wzrokiem miejsc, za którymi mogłaby się schować. W sekundę dobiegła do najbliżej rosnącej wierzby i zaczęła tworzyć stosy kulek śniegowych, by mieć zapas amunicji. Wyjrzała zza pnia i zorientowała się, że Nick kroczy powoli, wypatrując jej wzrokiem niczym lew, polujący na swój przyszły obiad. W ręce podrzucał białą kulę. Miała ochotę roześmiać się z nerwów. Wychyliła się, wyciągnęła rękę najbardziej do boku jak potrafiła i wyrzuciła pocisk. Momentalnie ukryła się za kolejną wierzbą, by chłopak nie mógł odkryć kierunku lotu kulki, ani jej obecnej kryjówki.
    Jego głośny okrzyk niezadowolenia był jedyną oznaką tego, że trafila w odpowiednie miejsce. Zerknęła na niego i zobaczyła, że tuż nad karkiem, na czapce znajdowała się olbrzymia biała plama. Miała ochotę przybić sobie samej piątkę.
    Popatrzyła na chłopaka jeszcze raz i spostrzegła, ze nie przygotował sobie amunicji. Miał tylko jeden nabój. Złapała więc swoje pociski i z głośnym okrzykiem bojowym ruszyła w jego kierunku. Zaczęła rzucać w niego kulami niczym petardami, robiąc olbrzymie kroki w przód oraz w boki, by nie mógł jej ustrzelić.
   Nick nie miał gdzie się schować, więc zaczął biec przed siebie. Sophie wyglądała jak bogini zemsty. Włosy wymknęły się ze skomplikowanej fryzury i okalały jej twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie. Był troszkę przerażony. Nie wiedział, co ta szalona dziewczyna dla niego zaplanowała. Chociaż był też rozbawiony. Dziewczyna wyglądała tak zabawnie, gdy była w nastroju bojowym.
     Gdy była już tylko kilka kroków od niego uderzyła w niego swoją ostatnią kulką, która trafiła go prosto w tyłek, a następnie rzuciła się do przodu, obejmując go w biodrach. Impet był tak wielki, że upadli na twardy śnieg. Jakoś obrócili się podczas upadku tak, że Nick leżał na plecach, a Sophie siedziała na nim, obejmując go udami w pasie.
- Poddajesz się? – zapytała zdyszana.
- Nigdy!
- Jesteś tego pewien? – zapytała i wyciągnęła zza pleców jeszcze jedną zabójczą, okrągłą broń. Czyli mylił się. Nie zużyła całej amunicji w pościgu. Mądre posunięcie.
- Po przeanalizowaniu wszystkich krótko i długofalowych skutków mojej decyzji, stwierdzam, że jednak się poddaję.
- I dobrze – odpowiedziała i rozpłaszczyła kulę na jego twarzy, po czym wstała, otrzepała się ze śniegu i patrzyła jak jej kolega próbuje ściągnąć z siebie masę śniegu, a następnie wstaje.
- Nie znałem cię od tej wojowniczej strony – stwierdził, gdy ruszyli w kierunku jego samochodu.
- Ja siebie też. Chwila! A gdzie jest Jimmy? – zapytała przerażona. Nie widziała psa, odkąd zaczęli tworzyć bałwana.
- Jimmy! – krzyknął Nick, chociaż nie wyglądał na bardzo zmartwionego. Nagle usłyszeli wesołe szczekanie, a zza ośnieżonych zarośli wybiegł zloty czworonóg.
- Gdzieś ty się ukrył, chłopaczku? – zapytał, głaszcząc druha po głowie. Pies szczeknął jeszcze raz i zamerdał ogonem, a następnie polizał Nicka po policzku.
- Już nie jestem na ciebie zły. Już dobrze – wstał, a pies zaczął kroczyć szczęśliwy koło jego nogi.
Szli w trojkę w milczeniu, każde pochłonięte swoimi myślami. Sophie zaczęła się zastanawiać, czy koledze spodoba się prezent od niej. Miała taką nadzieję.
         Nie wiedząc kiedy znaleźli się koło domu Nicka, czyli tym samym kilka kroków od samochodu. Chłopak zaprowadził Jimmy’ego do domu , a następnie otworzył samochód. Oboje sięgnęli po pudełka i przekazali je sobie nawzajem.
- To kto otwiera pierwszy? – zapytał.
- Może ty.
- Az tak boisz się, ze prezent mi się nie spodoba?
- Możliwe.
- Na pewno nie będzie tak źle. Przecież ty wybierałaś.
Otworzył pudełko. Odłożył pokrywkę na siedzenie i wyciągnął materiał z opakowania, a następnie położył je na śniegu. Rozłożył ubranie i gdy zrozumiał co trzyma w rękach, wybuchnął donośnym śmiechem. Dostał onesie jednorożca. I to różowego.
- Rozumiem, że to nawiązanie do naszej pierwszej rozmowy? – zapytał pomiędzy napadami śmiechu.
- Tak. Jeśli co się nie podoba, to zrozumiem. Nie wiem co mnie napadło, kiedy go dla ciebie wybierałam.
- Czy ja wyglądam na rozczarowanego? Ten prezent jest świetny. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie dostałem.
- No raczej.
- Chłopaki oszaleją jak to zobaczą. Jak będę za tobą tęsknił podczas trasy, to będę patrzył na to onesie i od razu będzie mi lepiej.
- Chcesz wziąć je ze sobą?
- Pewnie. Może nawet wyjdę w nim na scenę podczas jakiegoś koncertu… O! Mam pomysł!
- Jaki?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Ty i te twoje tajemnice…
- Teraz twoja kolej.
W pudełku znajdował się olbrzymi, biały miś.
- Jak on się tutaj zmieścił? – zapytała zdziwiona. – Przecież to fizycznie niemożliwe.
- Nie dla mnie. I pracowników sklepu.
- Jest śliczny. Dziękuję.
- Czekaj To nie koniec. Zobacz co jest w środku.
    Popatrzyła uważniej na misia i dopiero wtedy zauważyła, że na jego nogach znajduje się pudełko. Jak mogła go od razu nie zauważyć?
    Pierwszym, co wyciągnęła był naszyjnik z białego złota. A dokładniej trzy naszyjniki dobrane tak, by pasowały do siebie i mogły być noszone równocześnie bez zasłaniania jeden drugiego. Był przepiękny. Zbudowany z małych kuleczek oddalonych od siebie. Cudny.
    Następnie wyciągnęła dwie kartki. Jedną był bon na książki o wartości…
- Żartujesz sobie ze mnie?! Pięćset funtów?!
- Nie musisz wszystkiego wydawać tylko w tym roku. Jest bez limitu czasowego.
- Ale to za dużo. Ja nie…
- Zobacz jeszcze ostatnią kartkę.
    Zaczęła czytać to, co było na niej napisane. Było to potwierdzenie przyjazdu do sklepu. W magazynie czekał na nią regał na książki.
    Spojrzała na niego zdziwiona.
- Kiedy byłem u ciebie zauważyłem, że pełno książek masz ułożonych niedbale jedna na drugiej w różnych miejscach, bo w meblach już na nie miejsca nie miałaś. Stwierdziłem więc, że pomogę ci rozwiązać ten problem. A jak pamiętam, kiedyś stwierdziłaś, że idealnym prezentem będzie kolejny regał. Oto twój wymarzony prezent.
- Ale mi chodziło tylko o regał! A nie jeszcze o tonę innych rzeczy! Nick to za dużo! Nie zasługuje na
 to, byś wydawał na mnie tyle pieniędzy, rozumiesz?!
- Właśnie, że zasługujesz. Posłuchaj. Chciałem kupić ci prezent i kupiłem. Nie podarowałem ci tylu rzeczy, by pokazać, ile mam pieniędzy, a dlatego, ponieważ uważałem, że na taka ilość zasługujesz i ci się należy.
- Ja… Nie wiem co powiedzieć.
-Może, że ci się podoba? – zasugerował.
- Oczywiście, że mi się podoba pacanie. Tylko nie mogę w to uwierzyć – rzuciła się na niego i objęła z całej siły. Chłopak zaśmiał się i przygarnął ją do siebie mocno. Wtulił twarz w jej szyję.
- Pamiętaj, że każdy zasługuje na to, co najlepsze. Ty też.
Usłyszał, że cicho pociąga nosem. Odsunął ją od siebie i delikatnie przesunął opuszkami palców, by zetrzeć łzy z jej policzków.
- Przy tobie czuję się wyjątkowa. I to mnie dobija.
- Każdy człowiek jest wyjątkowy na swój sposób, bo nie ma na świecie drugiej identycznej osoby. I ty nie jesteś odstępstwem. Dobrze, że czujesz się wyjątkowa, bo jesteś. Tylko szkoda, że masz takie uczucia tylko przy mnie. Powinnaś zdawać sobie z tego sprawę cały czas.
- Może lepiej nie, bo by mi ego napuchło i stało się takie jak twoje.
- Trochę ego nikomu nie zaszkodzi. We wszystkim musi być zachowana harmonia, równowaga. Nawet w poczuciu własnej wartości.
- Czy ty coś łykasz na znajdowanie mądrości życiowych?
- Nie. Dostałem ich odpowiednią dawkę, kiedy tylko się urodziłem.
- Taki dar od wszechświata?
- Raczej od rodziców, ale ten pomysł z wszechświatem brzmi tak wyniośle. Może zacznę w taki sposób opowiadać.
Uderzyła go delikatnie w ramię, a ten pokazał jej w odpowiedzi język.
- Wchodź, bo zamarzniemy – powiedział.
- Ty jesteś pewnie na tyle gorący, że zaraz zacząłbyś topić ten śnieg.
- Nie wykluczone – odpowiedział i zasiadł na miejscu kierowcy. Zza zamkniętych drzwi dało się usłyszeć wymieszany śmiech męski z damskim.

***

     Sophie weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Schowała naszyjnik do opakowania, a tak drogocenne kartki położyła na biurku, by móc szybko je wziąć, aby pokazać je rodzicom. Wielkiego misia ustawiła tuż obok łóżka. Pogłaskała go po głowie jak żywego człowieka lub najcenniejszy skarb. Na jego nogach postawiła pudełeczko.
    Położyła się na łóżku, zapaliła lampkę, sięgnęła po książkę i zaczęła czytać, ale nie mogła się skupić. Ciągle zerkała na przytulankę. Miała ochotę się w nią mocno wtulić. W to mięciutkie, białe futerko. Zamiast tego wzięła do ręki telefon i napisała krótką wiadomość.

Dziękuję. Nie tylko za dzisiejszy dzień. Za wszystko xoxo


I w tym momencie zrozumiała jaki prezent może sprawić Nickowi, by nie nudził się podczas długich jazd autobusem. Jeśli ten chłopak potrafił kiedykolwiek być znudzony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz