czwartek, 29 grudnia 2016

Pozwól mi z tobą zostać - Rozdział I

„And it's hard to love, there's so much to hate
Hanging on to hope
When there is no hope to speak of

„Tak trudno kochać, o ile więcej jest powodów do nienawiści
Trzymając się nadziei
Gdy o żadnej nadziei nie ma mowy”


George Michael „Praying for time”



    Czas mija tak szybko.  Niepostrzeżenie.  Wnika pomiędzy komórki twojego mózgu, otumaniając je. Dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa i teraźniejszości.  Kradnąc wrażenie, że każda miniona sekunda jest już małym fragmentem historii, a to co robiłeś zaledwie chwile temu zaraz znajdzie się w bezdennym jeziorze zapomnianych aspektów życia.
   Czas i umysł współpracują ze sobą. Umysł zapamiętuje wydarzenia, a czas decyduje, których powinno się pozbyć, co nie zawsze podoba się duszy zamieszkującej ciało. Jednak dusza w tym momencie nie może kłócić się z towarzyszami, ponieważ tylko oni wiedzą, co naprawdę robią. Są jednak urwisami i czasami tak się rozpędzają, że dusza zapomina już jaki jest dzień, ile dni minęło od pewnego pamiętnego wydarzenia, aż nagle trzeźwieje i z wielkim szokiem uświadamia sobie, że pomiędzy palcami przepłynęło jej kilkadziesiąt dni, czy nawet lat. Następnie pojawia się złość, którą kieruje na tych dwóch spiskowców, którzy przecież tylko troszkę się pobawili, czego niestety nie wolno im robić przy tak ważnej pracy. Ale co może zrobić? Już za późno. Czas nie da się cofnąć. Jedne co dusza może zrobić to być czujna, nie dać się znowu uśpić.
    Dusza powoli się uspokaja, pozwala pracować tym dwóm kolegom, a sama zajmuje się własnymi sprawami, wcale nie mniej ważnymi niż ich.

***

    Sophie leżała na łóżku już nie śpiąc, ale nie będąc jeszcze całkowicie przytomna. Kochała a równocześnie nienawidziła tego stanu. Podobało jej się uczucie niewiedzy, zapomnienia o rzeczywistości, ale rozumienia swojej obecności,  czucia delikatnej faktury otaczającej jej pościeli. 
    Po chwili poczuła na ramieniu delikatny ucisk i głos szepczący nad głową 
- Sophie. Skarbie. Musisz juz wstawać.
Przekręciła się na bok, otworzyła oczy, ale równocześnie mocniej okryła się kołdrą,  chowając przed falami zimna, wkradającymi się jak macki na jej złaknione ciepła ciało. Popatrzyła za mamą, właśnie wychodzącą z jej pokoju – prawdopodobnie zmierzała do kuchni, aby przygotować córce śniadanie. Dziewczyna westchnęła w duchu i zaczęła pocieszać się myślą, że mniej dni dzieli ją od upragnionego weekendu. 
Powoli wstała z łóżka, mając nadzieję, że nie zakręci jej się w głowie po zmianie pozycji. Gdy upewniła się, że nogi nie odmówią jej posłuszeństwa, kiedy przeniesie na nie ciężar całego ciała, wstała i sięgnęła po przyszykowane dzień wcześniej ubrania. Przymknęła drzwi w łazience i przez chwilę rozkoszowała się ciepłem pomieszczenia, do którego weszła. Miała ochotę przytulić grzejnik, który rozgrzewał jej lodowatą skórę. Sięgnęła po ocieplane rajstopy i wciągnęła je na nogi. Z każdą kolejną tkaniną zakrywającą coraz większe połacie ciała czuła, że w końcu nie czuje zimna.
   Spojrzała na siebie w lustrze. Ubrać się tak, żeby nie było ci zimno, ale także by nie wyglądać jak piłeczka było wyzwaniem, ale na szczęście nie wydawało się, że w kilka minut przytyła dwadzieścia kilo.
   Wyszła z łazienki, chwyciła plecak i zbiegła po schodach na dół, do kuchni, by móc zjeść śniadanie. Na stole stała przyszykowana przez jej mamę miseczka wypełniona mlekiem oraz płatkami kukurydzianymi. Dziewczyna zaczęła jeść, czując jak jej głodny żołądek zalewa spieniona masa potrzebna do rozruszania każdej części ciała.
- Kanapki i woda leżą na stole – poinformowała mama i wyszła z pokoju, prawdopodobnie, by zacząć szykować się do pracy.
   Sophie zjadła, wsadziła miseczkę do zlewu, wzięła przygotowany posiłek i wsadziła go do plecaka.
Sprawdziła w lustrze, czy jej uczesane w kłosa włosy nigdzie nie odstają i zastanowiła się, czy na pewno umyła zęby, a następnie poszła do przedpokoju.
   Gdy zawiązywała drugiego kozaka, rozległ się głośny dźwięk klaksonu. Wyjrzała przez małe okienko i spostrzegła, że na podjeździe stoi samochód Josha. Szybko dokończyła zakładanie buta, prędko założyła kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Sięgnęła po plecak, jednak nie leżał tam , gdzie go zostawiła. Teraz trzymał go jej tata, w taki sposób, by łatwiej było go jej założyć. Podziękowała i przyjęła pomoc. Pocałował ją w policzek, a później to samo zrobiła mama, która przyszła się z nią pożegnać, gdy ta zawiązywała szal. Sophie sprawdziła jeszcze raz czy niczego nie zostawiła i wyszła z domu.
    Szybko wbiegła do samochodu kolegi, który właśnie przestawiał stacje w radiu.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała, kładąc plecak pomiędzy nogami.
- Nic się nie stało. I tak przyjechałem chwilę wcześniej – odparł, cofając samochód, a następnie wjeżdżając na drogę.
- Zazdroszczę mojemu bratu – powiedziała.
- Dlaczego?
- Może wstawać godzinę później niż ja.
- Mogłaś pójść do liceum położonego bliżej twojego domu.
- Wiem – ziewnęła.
- Może chcesz wstąpić do jakiejś kawiarni i napić się kawy na pobudzenie?
- Wiesz, że jej nie lubię.
- Tak, ale zawsze można próbować.
- Czego niby?
- Próby wyciągnięcia cię na miasto do jakiegoś lokalu.
- Na randkę? – uniosła brwi w zaciekawieniu.
- Ble – otrzepał się zniesmaczony.
- No wiesz co – trzepnęła go w ramię.
- Nie bij kierowcy. Jeszcze spowoduję wypadek.
- Przecież to nie było mocno.
Prychnął.
- Jak tam twoje kontakty z Natalie? – zapytała.
- Jest naprawdę miła i zabawna, tylko często mnie drażni i robi to specjalnie.
- W jaki sposób?
- Kilka razy proponowałem, że ją odwiedzę, ale nie chce mi podać swojego adresu.To zamierzone działanie, bym się namęczył w zdobyciu informacji o niej. Chwileczkę – spojrzał na nią. – Ty wiesz, gdzie ona mieszka. Mogłabyś mi go zdradzić.
- Patrz na drogę . – Posłuchał.
- Nie odpowiedziałaś.
- Jeśli nie chce ci powiedzieć, gdzie mieszka, to ja tego za nią nie zrobię. Nie zamierzam wtrącać się w to, co jest lub chcesz, żeby było pomiędzy wami. Nie chcę tego zepsuć.
- Dobra – burknął. – A co tam u Nicka?
- Nic. Trasa, koncerty, próby i wkurzanie się na Wilhelma. Rutyna.
Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęła telefon i zobaczyła, że to wiadomość od Milesa.
Miłego dnia J
Uśmiechnęła się delikatnie i odpisała krótkie:  „Nawzajem xoxo”
Napisał jeszcze: „Zadzwonię o 16” 
- Czyżby napisał Nick?
- Tak.
- On serio codziennie rano pisze do ciebie: „Miłego dnia”?
- Może ma ustawione automatyczne wysyłanie tej wiadomości. W każdym razie, to miłe z jego strony.
- Bardzo – wyczuła dziwny ton w jego głosie.
- Coś nie tak?
- Nie, no coś ty. Jak się czujesz? – szybko zmienił temat.
- Dobrze.
Zapadła cisza, więc Sophie wsłuchała się w melodię płynącą z radia. Gdy zaczęła lecieć piosenka, którą znała i lubiła, zaczęła nucić słowa pod nosem.
- Śpiewaj – powiedział Josh, zerkając na nią.
Spojrzała na niego niepewnie, a on pokiwał głową, zachęcając ją do posłuchania go. Wciągnęła powietrze i zaczęła śpiewać  - najpierw łamiącym się głosem, lekko przestraszona, lecz po kilkunastu sekundach jej głos stał się o wiele głośniejszy i pewniejszy, wszystko dookoła zdawało się drżeć od głośności radia oraz jej samej.
   Gdy piosenka się skończyła, wyciągnęła butelkę wody i wypiła spory łyk.
- Dlaczego nie zapiszesz się na kurs śpiewania? – zapytał. – Masz talent. Nie marnuj go.
- Nie marnuję. Po prostu…
- Co?
- Nie wiem. Nie umiem stwierdzić co chcę robić w życiu, więc zostanie piosenkarką też jest niepewną sprawą.
- Nie mówiłem o zawodowym śpiewani, tylko nauczeniu się jak operować głosem i używać go profesjonalnie.
Nie odpowiedziała.
- Zawsze możesz poprosić Nicka o pomoc.
- Bardzo śmieszne.
- Wcale nie żartowałem. Znowu się o coś pokłóciliście?
- Nie… Chodzi o to, że…
Rozejrzała się i zamilkła, widząc, że wjeżdżają na teren szkoły. Na razie nie musiała nikomu mówić o swoich obawach.
   Kiedy Josh znalazł wolne miejsce na parkingu i zgasił silnik, wyszła z samochodu i zarzuciła plecak na ramiona.
- Poczekaj! – krzyknął, zamykając samochód i podbiegając do niej. – Co się stało?
- Nic.
- Na pewno?
- Tak.
Objął ją w pasie, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Dobrze było mieć kogoś, kto mógł cię wesprzeć, gdy tego potrzebowałaś, nawet  jeśli nie wiedział dlaczego tego potrzebujesz.
- Dlaczego wszyscy tak na nas zerkają? – zapytała, gdy przekraczali próg szkoły.
- Pewnie myślą, że zdradzasz ze mną Nicka.
- Miałabym wybrać ciebie zamiast tego przystojniaka? – Udała, że wachluje się jakby było jej gorąco.
- Aleś ty zabawna. A może on ci się serio podoba.
- Nicholas Miles? Mnie? Czy w trakcie gonienia mnie, nie potknąłeś się i nie upadłeś na głowę?
- Nie wydaje mi się.
- Jak tam sobie chcesz. Co teraz masz?
- Angielski, a ty?
- Matematykę. To do zobaczenia na stołówce?
- Będę niecierpliwie wyczekiwać tego spotkania.
- Ze mną? Czy z Natalie w telefonie?
- Sama sobie odpowiedz.
 Odwrócił się i wbiegł na schody, a Sophie ruszyła do sali lekcyjnej.

***

- Stęskniłeś się? – zapytała Sophie, siadając obok Josha przy stoliku na stołówce.
- Oczywiście – powiedział, przeżuwając posiłek i wpatrując się w ekran komórki.
- Mówisz do mnie, czy do Nati?
- Do ciebie. Jak tam lekcje?
- A dobrze. Przynajmniej nie było żadnej niezapowiedzianej kartkówki, czy prac grupowych, a … - nie dokończyła, ponieważ Josh wydał z siebie głośny dźwięk: coś pomiędzy piskiem, a krzykiem.
- Co się stało?
- Natalie wysłała mi swój adres! Mogę do niej dzisiaj pojechać.
- Raczej nie możesz.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony.
- Zapomniałeś, że na jutro musisz napisać wypracowanie?
- O rany – jęknął.
- Spokojnie kochasiu. Spotkasz się z nią w sobotę. Twoje hormony wytrzymają jeszcze te kilka dni.
- Bardzo śmieszne – burknął.
- Dla mnie tak.
Pokazał jej język.
-Och jakie to dojrzałe.
    Josh nic nie odpowiedział, tylko znowu utkwił spojrzenie w jasnym ekranie telefonu. Sophie westchnęła cichutko i sięgnęła po książkę, którą aktualnie czytała. Nie zdążyła dobrze zagłębić się w fabule, ponieważ jej telefon wydał z siebie głośny dźwięk, oznajmiający otrzymanie wiadomości.
- Dominic? – szepnęła zdziwiona, widząc nadawcę. Cała wiadomość składała się na nazwę stacji telewizyjnej, a pod nią krótki napis: Oglądaj nowy program o dwudziestej w piątki. Występuję w nim.
Sophie nawet nie wiedziała, że kuzyn Nicka ma być w obsadzie jakiegoś serialu, ale stwierdziła, że chętnie zobaczy chociaż jeden odcinek.
- Robisz coś w sobotę? – zapytał Josh.
- Raczej nic, a co?
- Natalie pyta, czy nie chciałabyś się gdzieś wybrać z nią i ze mną.
- By robić za przyzwoitkę? Raczej nie mam na to ochoty.
- Nati pisze, że chciałaby spotkać się z naszą dwójką. I, że tęskni za tobą.
- Niech będzie – westchnęła. – Tylko żadnego obściskiwania się na moich oczach – zastrzegła.
- Dobrze.
- To mogę iść.
Josh szybko wystukał wiadomość do Natalie, odłożył telefon na bok, a następnie wgryzł się w kanapkę z taką siłą jakby nie miał niczego w ustach od tygodnia.
- A ty nie jesz? – zapytał, przeżuwając kęs.
- Tak, pewnie – odłożyła książkę i już miała sięgnąć po bułkę, ale w jej głowie pojawiła się myśl ile to ma kalorii i że już jest wystarczająco gruba – nie musi sobie dokładać kilogramów. Dlatego też zmieniła zdanie i zamiast tego wzięła do ręki mandarynkę, którą powoli obrała ze skórki, a następnie wsadziła do buzi małą jej cząstkę.
- Nie będziesz głodna? – zapytał Josh, widząc, że jego koleżanka zjadła tylko dwa owoce, a resztę jedzenia schowała z powrotem do torby, a teraz wyglądała jakby chciała zniwelować głód, wlewając do żołądka hektolitry wody.
- Nie – odparła, chociaż podejrzewała, że sytość, którą czuje jest fałszywa oraz chwilowa.
Wzruszył ramionami, wiedząc, że i tak nie zmusi jej do jedzenia. Wrócił do spożywania kanapki, a ona do czytania książki. Starali się nie zwracać uwagi, zapomnieć o tym co przed chwilą się wydarzyło.

***

- Cześć! – krzyknęła Sophie, zamykając drzwi wejściowe i rzucając ciężką torbę na podłogę. Odpowiedziała jej cisza. Ściągnęła kurtkę i buty, złapała torbę i poszła do łazienki. Po drodze przypomniała sobie, że jej rodzice są jeszcze w pracy, a Luc już na treningu. Była sama w domu.
Wyciągnęła przepocone ubrania, w których ćwiczyła na siłowni i wrzuciła je prosto do pralki. Przeszła do kuchni i zobaczyła, że w piekarniku leży ryba, a w garnku czekają na nią gotowane ziemniaki. Przygotowała sobie posiłek, a następnie usiadła przy stole w spokoju i ciszy przeżuwając danie.
  Gdy z talerza ubyła ponad połowa jedzenia poczuła, że nie powinna już więcej jeść, mimo że jej żołądek ciągle nie zaspokoił całkowicie swoich potrzeb.
- Co mi się dzieje? – zapytała na głos, patrząc na widelec, równocześnie pragnąc by zatopić go w rybie i wrzucić go do zlewu. – Nie zmienię się w anorektyczkę. Muszę to zjeść, przecież jestem głodna. – I wbiła widelec w ziemniaki, przekonując się, że to, co robi jest słuszne.



***

  Leżała na łóżku i czytała książkę. Nagle gwałtownie ją zamknęła i położyła po drugiej stronie łóżka. Zawsze uważała powieści za swoje towarzyszki, coś co jej pomagało, wspierało. Teraz zaczynała się zastanawiać, czy to rzeczywiście prawda. Kolejny raz z rzędu główna bohaterka wyglądała tak jak w innych. Szczupła – niemal chuda – niemal deska – o blond włosach. Jej koleżanka była tą o „bujniejszych” kształtach – tą, która miała czym oddychać i na czym siedzieć. Według głównej bohaterki to właśnie jej koleżanka miała większe szanse na zdobycie chłopaka, jednak w dalszej części powieści to właśnie ta „płaska” miała adoratorów, ukochanego. Przyjaciółka mogła liczyć na samotność lub ewentualnie psychopatę, czy damskiego boksera. Dlaczego nie chude dziewczyny nie mogły być główną postacią? Dlaczego to nie one znajdowały miłości swojego życia? Dlaczego były gorsze od chudych?
   Zabolało to Sophie. Skoro w książce ktoś o jej figurze nie był wiodącą postacią to jak mogła chcieć być taką postacią w swoim świecie? Jej rolą było być koleżanką. Osobą w cieniu. Ten pogląd pokazywały także filmy, muzyka, czy moda. Nie licząc pojedynczych wypadków – jak na przykład Adele – wszystkie (lub większość) dziewcząt była szczupła. Rzadko zdarzały się osoby z kształtami, chyba że już były matkami.
   Gdzie było miejsce dla niej? Sophie – nastolatki, nie do końca radzącej sobie ze swoim wyglądem? Dlaczego społeczeństwo zamiast jej pomóc, pokazywało jeszcze dobitniej, że jeśli chce coś osiągnąć, to musi zmienić swój wygląd tak gdzieś o dwanaście kilogramów?
„Nie mogę się tak zadręczać” – pomyślała. „Potrzebuję czegoś, co odciągnie moją uwagę od tego wszystkiego.”
Wzięła laptopa, włączyła You Tube i zaczęła szukać, szperać, aż w końcu znalazła pierwsze w historii Carpool Karaoke.
   Od dłuższego czasu była wierną fanką tej części programu pana Jamesa Cordena i każdy wywiad przeprowadzony w samochodzie oglądała z wielkim zaciekawieniem oraz uśmiechem na ustach. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zobaczyła taki filmik, zaraz postanowiła go obejrzeć. Okazało się, że pierwszą rzecz podobną do Carpool Karaoke nagrano w 2011 roku jako spot do Red Nose Day – Comic Relief, a „gościem” Cordena był sam George Michael. Był to bardzo zabawny filmik, a Sophie uśmiechała się szeroko podczas oglądania go mimo że trwał niecałe cztery minuty.
„Muszę pokazać te nagranie mamie, kiedy wróci do domu.” – pomyślała, szukając piosenek użytych w spocie.
   Jej mama była wielką fanką George’a Michaela, który był także jednym z jej wielu „przyszłych mężów”. Sama Sophie znała kilka jego piosenek, czy to jako solisty, czy za czasów zespołu Wham!, ale nigdy nie interesowała się nim jakoś szczególnie mocno. Teraz postanowiła to zmienić i zaczęła słuchać jego piosenek. Okazało się, że większość znała, nie wiedząc, że to on je śpiewa. „Jaki ona ma talent” – stwierdziła, gdy zrozumiała, że nie dość, że te piosenki napisał, to wiele z nich wyprodukował. A jego głos… I te mądre słowa… Już dawno nie słyszała piosenek z tak wielkim przekazem jak jego. Te właśnie cechy wyznaczały jego geniusz i sławę jaką zdobył. Podczas słuchania niektórych piosenek uroniła wiele łez. Nie obchodziło jej, że był gejem, że piosenkę „Jesus to a child” napisał dla swojego zmarłego chłopaka. To nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, co sam dawał i przekazywał światu. I to właśnie czyniło go wielkim.
- Już rozumiem, dlaczego mama go tak kocha – powiedziała, słuchając jednej z jego pierwszych hitów. – Nie dość, że pisał teksty z przekazem to przyciągał uwagę swoją urodą i ruchami. Przystojniak z niego – stwierdziła, wpatrując się w jego postać w teledysku.
   Nagle muzyka się urwała, a cały ekran stał się czarny, oprócz małej ikonki, pokazującej, że ktoś chciałby z nią porozmawiać i ją zobaczyć. Wiedząc kto próbuje się z nią skontaktować, od razu wcisnęła zieloną słuchawkę, a na monitorze pojawiła się twarz Nicka.
„On też jest niczego sobie”- odezwał się głos w jej głowie.
- Hej Sophie – odezwał się chłopak i odgarnął z czoła spocone włosy.
- Hej Nick – powiedziała.
- Czyżbym w czymś przeszkodził?
- Jedynie w ceremonii zachwycania się Georgem Michaelem.
- Zamieniasz się w swoją mamę?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Pamiętasz jak w listopadzie przyjechałem cię odwiedzić, a twoja mama siedziała w salonie i śpiewała na cały głos jedną z jego piosenek?
- Tak, powiedziałeś, że przydałyby się stopery – zaśmiała się. – Chyba aż tak mi nie odbiło.
- Ty umiesz śpiewać, więc słuchanie cię nie byłoby tak bolesne.
- Ha, ha, ha.
- No co? Dać ci jeszcze jeden powód do wielbienia go? – Pokiwała głową. – Oddaje mnóstwo pieniędzy na różnego rodzaju akcje charytatywne, czy fundacje. A najlepsze jest to, że nikomu o tym nie mówi. Nie chwali się tym. Zaczął oddawać pieniądze dla fundacji zajmujących się leczeniem AIDS zanim stało się to „popularne”, robi bardzo wiele dla ludzi bezinteresownie.
- Oh…
- Mam zadzwonić później byś mogła zachwycać się nim w samotności?
- Nie. Wolę porozmawiać z tobą. Zachwycać się będę później.
Zaśmiał się.
- Wiesz, że Natalie spotyka się z Joshem w weekend?
- Serio? Ale idą sami? I co oni…? Gdzie idą?
- Niezbyt dobrze wychodzi ci udawanie, że to cię nie obchodzi kochany straszy bracie. I nie martw się. Idziemy w trójkę. Będę ich pilnować.
- To dobrze – rozluźnił się. – A co tam u Julie? Robi jakieś problemy?
- Nie. Na razie. A właśnie, nie wiesz może w jakim serialu ma grać Dominic?
- A wiem, a bo co?
- Powiesz?
- Nie. Wygadał się przede mną przypadkowo. Poprosił bym nikomu nie mówił, bo chce żeby to była niespodzianka.
- Zawsze mogę obejrzeć reklamę w telewizji.
- Możesz. Chodzi po prostu o to, że ode mnie żadnych informacji nie wyciągniesz.
- No dobrze. A… -  Miała o coś zapytać, ale w tym momencie jej klatkę piersiową przeszył ostry ból, a w serce zdawało się, że wbijał się szpikulec z każdym kolejnym uderzeniem, z każdym kolejnym oddechem.
- Wszystko dobrze? – zapytał lekko przestraszony Nick, widząc jak jego przyjaciółka ściska zęby z bólu i przyciska dłoń do serca.
- Powiedzmy – wysapała, czując że nie może złapać tchu.
- Na pewno?
- Nie wiem Nicholas.
- Pójdź do rodziców.
- Nie mogę, są w pracy.
- To może…
- Nick nie panikuj – powiedziała spokojnie. – Już kiedyś miałam podobnie. Zaraz minie – oznajmiła, mimo że nie mówiła całej prawdy. Owszem kiedyś ją już tak bolało, ale nigdy aż tak mocno.
- Nicholas! – rozległ się ostry głos w tle. Chłopak spojrzał gdzieś w bok, a następnie zmarkotniał.
- Musze już lecieć. Daj znać, jeśli coś ci się będzie działo.
- I co zrobisz? Przybiegniesz w kilka sekund z Australii?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć jak się czujesz.
- Niech ci będzie.
- Pa, Soph. Zadzwonię jutro.
- Pa. – Zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała w przestrzeń.   




***

    Nick wstał i ze smutkiem spojrzał na jeszcze nie całkowicie przygotowaną scenę, na której reszta zespołu właśnie przygotowywała się do rozpoczęcia prób. Spojrzał na komputer, stojący na małym stoliku i pomyślał o Sophie, jej minie, gdy próbowała udawać, że wcale nie czuje tak wielkiego bólu, a także o swoim ściśniętym sercu, gdy zrozumiał jak ona bardzo cierpi.
    Pomyślał o jej lśniących włosach, szerokim uśmiechu na pełnych ustach, o zielonych oczach, iskrzących się jak gwiazdy, gdy mówiła o George’u Michaelu. A potem pomyślał o swojej cichej prośbie, gdy to zobaczył. „Chciałbym, żeby jej oczy tak lśniły podczas mówienia o mnie.”
- Idziesz Nick?  - zapytał Mike, patrząc z niepokojem na przyjaciela, który zawsze jako pierwszy wbiegał na scenę, by zacząć próbę, a teraz ociągał się z tym jak najdłużej potrafił.
- Tak, oczywiście – powiedział, sięgnął po butelkę wody i wyrzucił z głowy wszelkie myśli, zostawiając tylko te dotyczące piosenek oraz zabawiania tłumu ludzi.

***

    Sophie siedziała na łóżku i patrzyła na stos podręczników i zeszytów leżących na pościeli oraz na książkę, odrzuconą na biurko, by nie przyciągała wzroku, chociaż jej siła była tak wielka, że oczy dziewczyny, co chwilę bezwiednie wracały na te kilkaset stron kuszenia. Szybko jej oczy przesunęły się po okładce, a następnie zatrzymały na podjeździe widocznym z okna. Patrzyła jak płatki śniegu szybko spadają na powierzchnię ziemi, przykrywając ją dodatkową warstwą białego puchu.
    Dziewczyna nie pamiętała tak srogiej zimy już od kilku lat. Śnieg sięgał już do łydek, gdy szło się przez zaspy. Intensywne opady zaczęły się na początku stycznia, więc można było sądzić, że do początku lutego, białe płatki trochę przystopują z podziwianiem świata. Tak się jak widać jednak nie stało.
    Luty… Już był luty. Czas tak szybko mijał. Niespostrzeżenie. A może to dlatego, że przez ten miesiąc tak niewiele się wydarzyło? Powróciła szkolna rutyna. Uczenie się, odrabianie prac domowych, pisanie wierszy. Nudy. Czasami miała ochotę krzyczeć. Była przecież nastolatką. Powinna była chodzić na domówki i imprezy do klubów zakrapiane nielegalnie pitym alkoholem. Powinna była żyć chwilą, nie martwić się o oceny. Zamiast tego siedziała przy biurku, patrzyła na biały świat, czekała na chwilę, gdy w końcu położy się spać, a jej mózg zatopi się w świecie, w którym wszystko było możliwe. Czuła, że marnuje swoje życie, które, jak każdy, miała tylko jedno. Zamiast tego ślęczała nad książkami, próbując zapamiętać ważne i mniej ważne informacje zawarte na ich stronicach.
   Gdy poczuła, że jej mózg zaraz się wyłączy z nadmiaru wiedzy, sięgnęła po pidżamę i poszła do łazienki. Rozebrała się, stanęła pod strumieniem wody, wyrzucając z głowy wszelkie myśli, a także próbując nie zwracać uwagi na silny ucisk w klatce piersiowej. Przecież to było tylko chwilowe…

„Everybody talks about the new generation
Jump on the wagon or they'll leave you behind
But no one gave a thought to the rest of the nation
"Like to help you buddy, but I haven't got the time"
Somebody shouted save me
But everybody started living hand to mouth”

„Wszyscy teraz mówią o tym nowym pokoleniu
Płyń z nurtem albo zostaniesz z tyłu
Ale nikt nie dał wyboru reszcie narodu
“Chętnie bym ci pomógł koleżko, ale się spieszę”
Ktoś krzyknął Ratuj mnie 
Lecz wszyscy zaczynają żyć w nędzy”



George Michael „Hand to mouth”


---------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie publikowałam fragmentu piosenki jako wstępu do rozdziału, ale nie mogłam nie zrobić tego po śmierci George'a Michaela - człowieka obdarzonego olbrzymim talentem, którego geniusz zaczęłam bardziej dokładnie i wnikliwie poznawać dopiero niedawno, mimo że wychowywałam się w otoczeniu m.in. jego piosenek. 
Nie będę się rozpisywać o nim - przecież zrobiłam już to w rozdziale, ale chociaż tak chciałam o nim wspomnieć. Rok 2016 jest straszny - tak wiele niesamowitych ludzi straciliśmy. Mam nadzieję, że nadchodzące 12 miesięcy będzie lepsze. 
George'u Michaelu pozostaniesz w naszych sercach (a na pewno w moim i mojej mamy) jako utalentowana osoba, która podzieliła się ze światem swoim talentem. Szkoda, że odszedłeś w wieku zaledwie 53 lat. Ten rozdział był także dla ciebie. R.I.P.

sobota, 1 października 2016

Pozwól mi z tobą zostać - prolog

Pozwól mi z tobą zostać to druga część Pozwól sobie pomóc

Prolog
„Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zaw­sze pow­ra­ca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość.”
Jonathan Carroll „Białe jabłka”


14 lat wcześniej
   Mała dziewczynka rozejrzała zlękniona po dużej sali. Wszystko było takie obce.  Zadrżała i przytuliła się mocniej do mamy, która objęła ją ciaśniej ramieniem. 
- Kochanie, dasz sobie radę - powiedziała kobieta i kucnęła, by być na równi z córką.  - Nic ci się złego nie stanie. Nim się obejrzysz wrócę po ciebie.  
- Ale mamusiu ja... 
- Spokojnie. Zaraz poznasz jakieś miłe koleżanki i kolegów. 
- Ja już miałam znajomych. 
- Wiem słonko, ale przecież wiesz, dlaczego nie możesz już tam chodzić.
- Tak - westchnęła cicho. 
    Dlaczego musieli się przeprowadzić? Czy rodzicom było źle w ich poprzednim domu?  Jej nie. Miała koleżanki, kolegów.  Znała okolicę.  A teraz... Nawet nie zdążyła przyzwyczaić się do nowego świata, który ją otaczał, a już pokazano jej kolejne aspekty niespodziewanej i nagłej przeprowadzki. 
- Dasz sobie radę.  Jesteś dzielną dziewczynką. - Uściskała córkę po raz ostatni, a mała przeniosła wzrok na jej nową opiekunkę, która czekała spokojnie aż pożegnanie się zakończy. 
- Chodź, pobawisz się z innymi dziećmi. 
    Zerknęła przez ramię i popatrzyła na swoją mamę po raz ostatni na kilka godzin. Następnie spojrzała na grupki jej rówieśników rozsiane po całym dywanie.  Kobieta popchnęła ją delikatnie, próbując dodać odwagi.  Mała popatrzyła na dywan i drewnianą podłogę, czując jakby przekraczała pewną granicę,  ale nie wiedziała czy może to zrobić.  Wiedziała jednak czego oczekują od niej rodzice. Wciągnęła głęboko powietrze i zrobiła niepewny krok, który zakończył się niezbyt przyjemnie. Mianowicie jej pantofelek zahaczył o podwinięty kawałek materiału, prowadząc całe ciało na bliskie spotkanie z ciągle twardą nawierzchnią. 
    Usiadła szybko i zacisnęła powieki,  by nie pozwolić  łzom popłynąć po jej zaczerwienionej ze wstydu twarzy. 
    Otworzyła oczka, modląc się w duchu, by żadne dziecko nie zauważyło jej wcześniejszego upadku. Niestety, gdy tylko zaczęła iść, by dosiąść się do jednej grupki,  jej rówieśnicy zaczęli się z niej głośno śmiać i pokazywać palcami, wspominając głośno jej upadek.  
    Dziewczynka stanęła i rozejrzała się dookoła.  Nagle dostrzegła dwóch chłopców, siedzących na skraju dywanu,  patrzących na nią uważnie. Jeden z nich, niziutki i chudziutki pomachał do niej wesoło i pokazał, by do nich podeszła. 
    Wolno stawiała nogi, bojąc się, by ta dwójka nie zaczęła z niej drwić.  Jednak nie zrobili tego.  Gdy stanęła tuż koło nich, wyższy z tej dwójki, jeszcze po dziecięcemu pulchniutki chłopak powiedział :
- Jeśli chcesz, możesz się do nas dosiąść i poukładać puzzle. – Kiwnęła ochoczo głową i usiadła naprzeciwko nich. - Jak masz na imię? 
- Julie. A wy? 
- Michael - powiedział niższy. 
- Nicholas - odpowiedział drugi.

***
Współcześnie
    Dominic leżał na kanapie i oglądał powtórkę jakiegoś niezbyt interesującego filmu dokumentalnego. Opracowywał właśnie plan kolejnego teledysku This Moment,  ale nie potrafił się na niczym skupić, toteż postanowił przerwać rozmyślania i po prostu poleżeć i obejrzeć jakiś film. Niestety, jak to zwykle bywa,  akurat nie leciało nic ciekawego. W końcu postanowił obejrzeć film dokumentalny, łudząc się, że może czegoś się nauczy, albo dostrzeże ciekawe sposoby na operowanie kamerą. Niestety nic nie potrafiło przyciągnąć jego uwagi. Pomęczył się jeszcze kilka minut, a potem z wielką ulgą usłyszał dzwonek telefonu.
   Szybko się podniósł i omal rzucił na urządzenie. Zdziwił się, widząc, że dzwoni do niego stacja telewizyjna.
- Tak słucham?
- Pan Dominic Miles?
- Tak.
- Dzień dobry. Jestem producentem nowego programu rozrywkowego i chciałem zapytać, czy byłby pan zainteresowany wzięciem w nim udziału?
- A o czym ma być to nowe przedsięwzięcie?
- Będzie polegać na tym, że znane osobistości będą miały za zadanie przybrać jakąś rolę i zrobić kawał ich fanowi lub fance.
- Rozumiem. 
- Nie musi pan od razu podejmować decyzji. Może pan spotkać się ze mną oraz kilkoma innymi osobami i wtedy przedstawimy panu dokładniejsze informacje.
- Dobrze.
- Za kilka dni zadzwonię, by powiadomić o miejscu i godzinie spotkania.
- Dziękuję za ofertę.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Do widzenia.
- Do widzenia.

    Dominic odłożył telefon i popatrzył na ekran telewizora. Chyba za niedługo będzie miał ciekawsze zajęcia niż oglądanie nudnych filmów dokumentalnych. Ciekawe tylko kogo będzie miał wkręcić.

sobota, 24 września 2016

Epilog

„W istocie my wszyscy żyjący w pewnym okresie razem (...) powinni byśmy żywić do siebie nawzajem największą tkliwość, uczucie rozczulającej do łez bliskości, niemal zachwytu i powinni byśmy wprost krzyczeć ze strachu i bólu, kiedy los nas rozłącza, za każdym razem nie wiadomo, na jak długo, mając za każdym razem całkowitą możliwość przekształcenia każdego naszego rozstania, nawet dziesięciominutowego, w wieczne."
Iwan Bunin „Róża Jerycha"
- Tato, powiedz proszę, że się nie spóźnimy - poprosiła Sophie.
- Nie spóźnimy - powiedział stanowczo.
Dziewczyna oparła głowę o zagłówek, wmawiając sobie, że tata ma rację. Nie miała pojęcia, dlaczego akurat o tej porze na drodze znikąd pojawiło się tyle samochodów wypełnionych ludźmi zmierzającymi prawdopodobnie w tym samym kierunku co oni.
Ale czy aż tyle osób jechałoby na lotnisko tuż przed zakończeniem przerwy noworocznej? Po co? Raczej tłumy powinny wracać, a nie wyjeżdżać. Prawda? 
Czy zawsze musiało coś stawać im na drodze, gdy się spieszyli? Złośliwość losu.
Niemal czuła jak torba, którą ściskała na kolanach robi się cięższa z każdą minutą zwłoki, jakby przypomniała jej, że zostało coraz mniej czasu i w końcu torba stanie się bezużyteczna, a zwłaszcza jej zawartość.
Westchnęła i jeszcze raz przejrzała, co przygotowała. Ułożyła rzeczy ładnie, mimo że już leżały idealnie. Musiała czymś po prostu zająć ręce. Miała nadzieję, że "prezenty" się spodobają. 
Na szczęście ruch był już płynny, a odległość pomiędzy ich pojazdem a miejscem docelowym szybko malała.
Była bardzo spokojna, będąc całkowicie pewną, że będzie na czas. Jednak w końcu stwierdziła, że powinna się upewnić, czy jej pogodny nastrój jest właściwy.
Zamarła, widząc te zwykłe, jasne cyferki, które dla innych były zwykłą informacją, a dla niej niemal wyrokiem śmierci.
Spóźni się. Spóźni. Nie może się spóźnić. Będzie po niej. Jeśli nie będzie na czas, to wszystko przepadnie.
Czuła się jakby była bohaterem śpieszącym, by stoczyć walkę z potworem, a jej niepostawienie się na miejscu oznaczałoby natychmiastową przegraną. Właściwie to... była dokładnie w takiej sytuacji. Tylko, że ona przegrałaby i zawiodła tylko samą siebie. Prawdopodobnie.
- Pewnie są korki na drodze - powiedział Jim, stając koło niego. - Zaraz będzie.
- Mam nadzieję. Bo jak nie, to...
- Nic się aż tak złego nie stanie - odparł Evan. - Spokojnie.
- Ma rację - poparł go Michael.
- Ciągle nie mogę pojąć, jak mogłeś się zgodzić, by wyjść ze szpitala - powiedział Nick, zerkając na Mike'a.
- A co miałem zrobić? Jak Wilhelm coś postanowi, to tak ma być. A on chciał nie odwoływać żadnych koncertów. Udało mu się.
- Tylko, że ingeruje w twoje zdrowie.
- I tak nic nie zrobisz.
- Gdzie się podziała twoja wola walki? Grace powinnaś była mu przemówić do rozumu.
- Próbowałam, ale przecież wiesz, że to nie łatwe.
- Ta... Niestety - westchnął. - Zaczynam się zastanawiać, czy powiedzieć "a nie mówiłem", gdy wylądujesz znowu w szpitalu.
- Czyżbyś tego właśnie mi życzył?
- Oczywiście, że nie. Gdzie ta Sophie? Chciałem pokazać jej jeszcze środek samolotu przed odlotem.
- Jestem! - Obrócili się w stronę dochodzącego do ich uszu głosu. W ich stronę biegła Sophie, a długi warkocz powiewał za nią niczym peleryna. Dobiegła do nich, ale przez chwilę nic nie mówiła, łapiąc oddech.
- Ważne, że w ogóle dotarłaś - powiedział Michael.
- Masz rację.
- Właśnie! Przypomniało mi się. Chłopaki, nie widzieliście mojego odtwarzacza muzyki? - zapytał Nicholas.
Pokręcili przecząco głowami.
- Chyba będę zmuszony pożyczać go od któregoś z was.
- Zgubiłeś odtwarzacz? - spytała Sophie.
- Najwyraźniej tak. Nie wiem, gdzie mogłem go dać. W domu go nie było.
- Hm... Na pewno się znajdzie.
- Mam nadzieję. A teraz chodź. - Wyciągnął do niej rękę.
- Gdzie?
- Wszyscy tutaj obecni już widzieli wnętrze naszego samolotu. Wszyscy oprócz ciebie. Nie możesz być wyjątkiem.
- Wow - powiedziała, rozglądając się w oszołomieniu. - Myślałam, że nasz środek transportu na galę był nieziemski, ale ten pobija go o głowę. Czy to jest konsola do gier? I mini bar?
- Tak. Chodź pokażę ci resztę.
Wprowadził ją do kolejnego, tym razem zaciemnionego pomieszczenia. Jednak dzięki otwartym drzwiom do głównej części, było wszystko widać. Cały "pokój" wypełniony był przez cztery łóżka i małe szafeczki. Każdy mebel służący do spania był okryty białym zestawem pościeli.
- Tak.
- Ciekawe o czym rozmawiacie, leżąc i czekając na sen.
- Chyba nie chcesz wiedzieć - zaśmiał się cicho. - Zaraz tu wrócimy, ale chcę pokazać ci coś fajnego.
Poprowadził ją za jedną z dwóch zasłon, która jak się okazało prowadzi do... małego, czarnego, pustego pomieszczenia.
- Co znajdowało się za pierwszą kotarą?
- Toalety oraz miejsce do przebrania, chociaż najczęściej ubieramy się w jednym pokoju.
- Nie wstydzicie się swoich ciał? - zapytała z uśmieszkiem.
- Nie. Samce nie wstydzą się swojej cielesności. - Wypiął pierś.
- Prawdziwi z was samce, nie ma co - zaśmiała się, a on wbił jej łokieć w żebra. - A co my tutaj w ogóle robimy? Nie widzę tutaj nic ciekawego - rozejrzała się po pustym pomieszczeniu.
- Musisz się bardziej skupić i poszukać.
Przeszedł koło niej, a po kilku krokach ukucnął i pochylił się nad podłogą. Podeszła do niego i usiadła, podkurczając nogi. Spojrzała na niego z powątpiewaniem, ale on nie zwrócił na to uwagi.
Pochyliła się i zobaczyła, że próbuje coś podważyć. Udało mu się, a następnie złapał coś, co po chwili okazało się metalową klapą. Ręką dał jej znak, by pochyliła się niżej. Ciekawość wygrała nad jakimś irracjonalnym strachem, mówiącym, że Nick zrzuci ją w ciemność i zatrzaśnie jedyne wyjście.
Nie spodziewała się zobaczyć tego, co ujrzała.
Tuż pod nimi znajdował się długi autokar. Oświetlony był tylko przez kilka lamp przymocowanych do ścian.
Popatrzyła na Nicka.
- Czy to jest to, co myślę, że widzę?
- Jeśli sądzisz, że zauważyłaś nasz autokar, w którym będziemy żyć przez najbliższe kilka miesięcy to tak.
- Będziecie przewozić go samolotem?
- A jak inaczej? W takim wypadku kierowca musiałby przejechać całą trasę od Wielkiej Brytanii do Japonii, a i tak mu by się to nie udało.
- Masz rację. Zawsze zastanawiałam się jak autokar jest za granicą razem z wami, ale nie zagłębiałam się aż tak w szczegóły.
- To teraz już znasz odpowiedź.
- Tak. A jak on w ogóle pojawił się wewnątrz samolotu? - zapytała, gdy znaleźli się znowu w części sypialnianej i usiedli na łóżku, prawdopodobnie należącym do Nicka.
- W jego ogonie jest taka wielka klapa i przez nią wjeżdża pojazd.
- Aha. Nieźle.
- Widzisz jakie aspekty mojego życia poznajesz?
- Jestem zaszczycona - powiedziała i ukłoniła się dworsko.
Także się pochylił, jednak później wstał i zapytał, wyciągając otwartą dłoń:
- Mogę prosić?
Spojrzała na niego zdziwiona, ale odpowiedziała:
- Oczywiście.
Ułożyła jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą wsunęła w jego rękę. Poczuła delikatne objęcie na łopatkach.
- Bez muzyki?
- Masz ją w swoim sercu - odpowiedział i ustawił odpowiednio łokcie, poprawiając ramę. Zrobiła to samo i delikatnie odchyliła się do tyłu.
Zaczęli powoli tańczyć ten jeszcze kilkadziesiąt lat temu zakazany taniec. Kręcili się wolno, patrząc sobie w oczy, czując jak bardzo dziwna, ale równocześnie w pewien sposób dla nich ważna jest ta chwila. Na kilka miesięcy mieli przecież się rozstać. Pożegnać ze swoimi uśmiechami, dotykiem dłoni, ramion. Pozwolić, by w ich umysłach zatarł się zapach ich ciał, włosów. Dźwięk śmiechu miał ukryć się w mgle wspomnień, by nagle odżyć po niemal rocznej przerwie. Dlatego teraz ściskali się mocno za dłonie i przyciskali do siebie swoje złaknione bliskości ciała.
Sophie pomyślała, że już chyba wie, dlaczego ten taniec był kiedyś zakazany. Przecież niby jest taki elegancki i dystyngowany, ale jednak ma w sobie coś... Niebezpiecznego. Gdy robisz ruch, czujesz ciało partnera ocierające się o twoje. Jego najmniejsze drżenie. Przestrzeń pomiędzy wami zmniejszyła się do niemal intymnego limitu. Czuć napięcie, ale równocześnie lekkość oraz radość, lecz smutek w tym samym momencie.
- Żal mi, że wyjeżdżasz.
- Mnie też. Ale damy sobie radę. Za kilka miesięcy się zobaczymy. A do tego czasu będziemy ze sobą pisać, rozmawiać.
- Boję się, że znowu się załamię.
- Dasz sobie radę. Tyle lat dajesz. A jak będziesz się gorzej czuć, to możesz śmiało do mnie dzwonić. O każdej porze dnia i nocy. Zrozumiałaś?
- Tak.
- To dobrze.
Zatrzymał się i ucałował jej dłoń, jednak jej nie puścił, a wsunął w swoją i poprowadził przyjaciółkę na swoje łóżko.
- Z moim wyglądem kobiety same wskakują mi do łóżka.
- Co za skromność. Pewnie wrodzona.
- Rozwijana.
Parsknęła śmiechem, ale umilkła, widząc, że obok szafki stała gitara, którą właśnie oparł o swoje udo.
- Chodź tu - poprosił, a ona, zaciekawiona co planuje, przysunęła się i oparła plecami o jego tors. Ułożył gitarę i zaczął grać na niej cicho. Po chwili do melodii doszły słowa. Domyśliła się, że to nie ona napisał piosenkę, chociaż zmienił tempo oryginalnej wersji na wolniejsze, ale to nie było ważne, ponieważ słowa były wprost idealnie dobrane do ich obecnej sytuacji.
I'll sail the world to find you
If you ever find yourself lost in the dark and you can't see,
I'll be the light to guide you
Find out what we're made of
What we are called to help our friends in need
You can count on me like 1 2 3
I'll be there
And I know when I need it I can count on you like 4 3 2
You'll be there
Cause that's what friends are supposed to do, oh yeah
Wooooh, Wooooh
yeah Yeah
If you tossing and you turning and you just can't fall asleep
I'll sing a song
beside you
And if you ever forget how much you really mean to me
Everyday I will
remind you
Ohh
Find out what we're made of
What we are called to help our friends in need
You can count on me like 1 2 3
I'll be there
And I know when I need it I can count on you like 4 3 2
You'll be there
Cause that's what friends are supposed to do, oh yeah
Wooooh, Wooooh
Yeah Yeah
You'll always have my shoulder when you cry
I'll never let go
Never say goodbye
You can count on me like 1 2 3
I'll be there
And I know when I need it I can count on you like 4 3 2
You'll be there
Cause that's what friends are supposed to do, oh yeah
Wooooh, Wooooh
you can count on me cause I can count on you
- Będziemy tacy jak w tej piosence. Nic nas nie rozdzieli. Zawsze pomożemy sobie nawzajem.
- A jeśli się nie uda to to oznacza, że nie łączyła nas prawdziwa przyjaźń.
- Albo za słabo się staraliśmy, by ta prawdziwa przyjaźń ciągle trwała. Ale nie bądźmy pesymistami i nie zastanawiajmy się nad tym tyle.
-Masz rację. Przecież nie chcemy, by przepaliły ci się ostatnie szare komórki.
- Śmieszne Sophio. Bardzo.
- No wiem - odwróciła się do niego i wyszczerzyła zęby w aż przesadnym uśmiechu. - Właśnie! Mam coś dla ciebie - podała mu małą torebkę na prezenty. Już miał zerknąć, by zobaczyć co jest w środku, ale szybko mu to uniemożliwiła.
- Jeszcze nie patrz. Obiecaj, że wyciągniesz rzeczy dopiero jak już będziecie lecieć.
Za błękitnym niebem,
po którym białych obłoków stada płyną,
a ptaków rodziny
do odległych krańców Ziemi lecą.
Za słońcem wstającym
na wschodzie o poranku, 
witając się ze światem
złotymi barwami brzasku.
Za tymi zielonymi wzgórzami
gdzieniegdzie pokrytymi skałami,
surowymi w swym obliczu,
a łagodnymi w dotyku.
Z leśnym gwarem, 
który słychać za drzewnym pagórem,
a spomiędzy jego ramion żywiczych
rozpościera się widok na świat stworzeń dzikich.
Za jezior przejrzystą,
rześką wodą,
w której rybki wstęgą
migotliwą, ledwo widoczną, płyną.
Za ojczystą ziemią
z rana skąpaną rosą,
na której polne kwiaty
kolorami tęczy się mienią.
Za wrzosami fioletowymi
na wietrze szeleszczącymi,
na stoku stromym rosnącymi
i o swój los się nie martwiącymi.
Za wielką wierzbą,
rosnącą z tyłu domu,
kołyszącą mnie do snu
swą łagodną piosenką.
Za Mamą
w ogrodzie śpiewającą,
a w bezsenne noce
walijskie kołysanki mi nucącą.
Za Tatą
rąbiącym drewno siekierą,
a wieczorową porą
siedzącym w fotelu z zamyśloną miną.
Za Cecily, moją siostrą młodszą
na koniu jak szalona jadąca,
zawsze mnie podpuszczającą
i najczęściej wygrywającą.
Za Ellą, moją siostrą starszą
patrzącą na mnie z matczyną troską.
Niestety nie spotkam jej już na Ziemi,
co najwyżej po drugiej stronie rzeki.
Za bezpieczeństwa poczuciem
i rodziców codziennym uściskiem.
One każdy kąt ocieplały
mojej poetyckiej duszy.
Za rannymi przepychankami z siostrami 
i wspólnymi posiłkami.
Za urodzinowymi przyjęciami
i wspólnie ozdabianymi choinkami.
Za wspinaczkami górskimi,
mną razem z Tatą szczyty zdobywającymi.
Dawały one zawsze uśmiechy
co oznaczało, że są to dobre czyny.
Za wyścigami na drzewach
i deklamowaniem poezji w konarach.
I za ich bujaniem w przód i w tył,
czując się jakbyś latał w przestworzach i Ty.
za Walią w całym swym pięknie
i za miłością w każdej odsłonie.
Czyli za życiem straconym
i już nigdy nie odzyskanym.
od lat ciągnę w dal
i od sióstr i rodziców
oddalam się od lat.



W końcu. Udało się. Okazało się, że jednak wcale nie tak dużo osób jechało na lotnisko, ale to nie powstrzymało dwóch panów, by poznać jakie to uczucie mieć zderzenie czołowe z drugim drogim pojazdem oraz jak to jest być przyczyną zahamowania ruchu na drodze. Chyba niezbyt przyjemne skoro wylądowali w szpitalu.
Co za dziwne myśli ją naszły. Chyba za bardzo przeraziła się tym, że mogłaby nie zdążyć. 
***
- Gdzie ona jest? - zastanawiał się na głos Nick, chodząc przed wejściem na pokład samolotu.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała, gdy jej oddech się unormował. - Był wypadek na drodze i zrobił się korek. 
- A gdzie wasi rodzice?
- W drodze.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Będą na naszym koncercie W Tokio, ale kilka dni przed czasem, by móc pozwiedzać. Niestety nie mogli lecieć tym samym samolotem, co my.
- Jak zdołaliście przekonać Wilhelma?
- Chyba miał jakiś dobry dzień.
Przepuścił ją przed wejściem na pokład, aby jego sylwetka nie zasłaniała jej widoku. 
- Czy to jest wasza... Sypialnia?
- Gdzie ty mnie prowadzisz? Mam się czuć uprowadzona? 
Wyciągnęli nogi, a ona wtuliła się w klatkę piersiową przyjaciela, patrząc równocześnie na jego szczupłe palce poruszające się po gryfie. Zafascynowana słuchała słodkiej melodii i słów pełnych obietnic. Śpiewał lekko zachrypniętym głosem, przepełnionym emocjami.
If you ever find yourself stuck in the middle of the sea,
Zakończył wolno piosenkę, a w tym samym czasie czuła jak powoli się pochyla. Gdy wybrzmiał ostatni dźwięk, jego głowa spoczęła na jej ramieniu, a gdy tylko gitara przestała "przeszkadzać" jego dłoniom, owinął je dookoła jej talii.
- Dobrze, przysięgam.
- Nie zapomnij o mnie, dobrze?
- Oczywiście.
- Przysięgasz na paluszek?
Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak wyciąga swój mały palec. Splótł go z jego własnym i spojrzał jej w oczy.
- Musimy już iść. Zaraz Wilhelm albo Czarna Małpa po nas przyjdą.
- Kto?
- Nie opowiadałem ci o nim? To nasz kierowca w autobusie. Niezbyt go lubimy, więc dostał taki pseudonim. Ale mam nadzieję, że nie wie jak go nazywamy.
Wstał i pomógł jej ustawić się do pionu, co zrobiła bardzo niechętnie. Nie chciała się z nim rozstawać. Tak bardzo, że aż jej mięśnie nie chciały pracować, pragnąc nie ruszać się z miejsca, w którym obecnie byli.
Niestety czas biegł nieubłaganie, a tym samym malała ilość minut, które mogli spędzić tylko we dwoje, zanim wielka metalowa machina nie wzleci w powietrze, zabierając w swoim wnętrzu przyjaciela.
Wyszli na zewnątrz, gdzie już wszyscy na nich czekali.
- Musimy iść - powiedział Evan, dotykając ramienia Nicka. Ten w odpowiedzi pokiwał głową. Evan, Michael i Thomas zaczęli żegnać się ze swoimi dziewczynami i prawdopodobnymi chłopakami, a Nick odwrócił się do swojej przyjaciółki. Osoby dla niego tak ważnej, mimo że tak naprawdę znał ją tylko pół roku.
- This is the end beautiful friend. This is the end. My only friend, the end - zaśpiewała cicho.
- Po pierwsze: Nie wiedziałem, że znasz piosenki The Doors. Po drugie: To wcale nie jest koniec, a nowy etap.
- Będę za tobą bardzo tęsknić.
- Ja za tobą też. Chodź do mnie - przysunęła się, a on ją otoczył ją swoimi ramionami. Sophie zarzuciła swoje na jego szyję.
- Będę oglądać nagrania z koncertów i trzymać za ciebie kciuki przed każdym kolejnym.
- Dziękuję Soph... Muszę iść.
- Wiem - puściła go i popatrzyła w te piękne zielone oczy, w których teraz ział smutek.
- Nie bądź smutny. Wyjeżdżasz, by robić to, co kochasz.
- Ale zostawiam tutaj ciebie.
Patrzyli na siebie, pragnąc zapamiętać tę chwilę oraz uczucia, które ich wypełniały. Chłopak pochylił się odrobinę w jej stronę, ale jednak odsunął się, ścisnął ją za ramiona i wyszeptał:
- Dasz sobie radę.
A następnie wbiegł na pokład samolotu, nie odwracając się za siebie. Podeszła do Jima, Grace i Mii, jednak z nimi nie rozmawiała. Patrzyła w ciszy jak samolot ustawia się na odpowiednim pasie startowym, a następnie rozpędza się w czasie trochę dłuższym od mrugnięcia oczami i wzbija w powietrze, znikając jej z oczu, stając się ledwo wspomnieniem, delikatnym śladem w jej umyśle.
„Tak trudno do kogoś się zbliżyć. Tak łatwo kogoś stracić." - pomyślała, odchodząc.
Wsiadła do samochodu.
- Jedźmy do domu - powiedziała do taty, siedzącego za kierownicą.
Nie oglądała się za siebie, gdy jechała tą samą drogą, którą tam przybyła.
***
Nick siedział na miękkim fotelu i patrzył na mijające go chmury. Sięgnął po torbę, którą dała mu Sophie i wyciągnął z niej podarki.
- To już wiem, dlaczego nie potrafiłem znaleźć mojego odtwarzacza - mruknął, trzymając zgubę w rękach.
Następnie w jego ręce wpadł list, napisany jej lekko zakręconym charakterem pisma.
Nick,
Oto parę rzeczy, które postanowiłam Ci podarować, byś nie nudził się podczas długich godzin spędzonych w samolocie, czy w autobusie.
Na swoim odtwarzaczu znajdziesz piosenki o miastach, w których będziecie lub państwach, w których leżą oraz utwory, które spróbują pomóc ci w każdej sytuacji.
Dostajesz też na własność egzemplarz „Pani Noc" z zaznaczonymi przeze mnie na kartce fragmentami, które uważam, za ważne lub warte uwagi.
A na koniec coś bardziej osobistego. Cały czas (dobra może nie cały) męczyłeś mnie, bym dała ci do przeczytania wiersz, który napisałam podczas naszego pobytu w Walii. A więc koniec jęków, bo oto poniżej napisałam tę właśnie pracę, byś zaspokoił swą ciekawość.
"Tęsknota za domem"
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię...
Tęsknię... 
I tak już kufry swych błędów
Mam nadzieję, że Ci się podoba i nie jesteś zawiedziony.
PS. Nie zakradłam się do ciebie do domu i nie wykradłam odtwarzacza niczym rodzony szpieg. Mike to zrobił. Jego możesz pozwać o kradzież.
PPS. Ty jesteś taką moją Walią.
Do zobaczenia za kilka miesięcy.
Sophie
- Ale ty to zaplanowałaś Soph, ty moja bardzo utalentowana przyjaciółko. Masz wielki talent... Myślę, że chyba ty też jesteś taką moją Walią - wyszeptał i spojrzał przez chmury, pragnąc przybliżyć się do dalekiej ziemi, by powiedzieć Sophie te słowa prosto w twarz. Jednak mógł to zrobić dopiero za kilka miesięcy lub gdy wyląduje, podczas rozmowy na chacie. Na razie zostało mu marzenie, by w końcu zrozumiała jak wiele jest warta i jak dużo potrafi. Jednak za marzeniem kryła się obawa, by świat nie zniszczył tego, co udało mu się osiągnąć podczas tych kilku miesięcy. Pozostawało mu tylko się o to modlić.
Patrzył na horyzont, myśląc o tym jaki świat jest wielki, jak dużo zostało mu do zobaczenia, a jednak część jego chciała znowu być w Wielkiej Brytanii, by móc dokończyć razem z Sophie jej niedokończone dzieło.
***
Sophie i Nick oddalali się od lotniska w przeciwnych kierunkach. Oddalali od miejsca, w którym ostatnio byli razem. W którym ostatni raz czuli się jak w swoim własnym , dziwnym swoistym domu. Domu bez budowli, ochrony, ale wypełnionym ciepłem i uczuciem. Nie znali się bardzo długo, a jednak połączyła ich silna więź, której nie każdy człowiek może posmakować. Jednak jak wiadomo czas i odległość to wieczni wrogowie, którzy i tym razem nie będą mieć skrupułów, by poróżnić tych dwoje. We dwoje są w stanie dużo, ale najwięcej zależy od Sophie i Nicka, by się nie poddali i próbowali rozwijać swoją tak wyjątkową przyjaźń.
Jak wiadomo nie ważne ile bitew się wygra. Ważne, kto wygra wojnę.

***
„Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie dopóki życie jest śmiertelne. W każdym spotkaniu jest część żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu jest ta sama ilość radości ze spotkania."
Cassandra Clare „Mechaniczna Księżniczka"

-----------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za przeczytanie tej historii i dotrwanie do końca. Mam nadzieję, że nie było tak źle i nie stworzyłam pustej historyjki o niczym. Nadzieja matką głupich, prawda?
Oznajmiam, że, jeśli skończyliście PSP to przeczytaliście 250 stron formatu A4, a tym samym 128 175 wyrazów. Jeśli jednak ktoś ciągle ma niedosyt, to zapraszam na drugą część opowieści o znanych nam bohaterach, która pojawi się już za niedługo. Jeszcze się pomęczycie trochę moją pisaniną. Miłego dnia :*