Pozwól sobie pomóc

Prolog
"Cho­roba jest klaszto­rem, który ma swoją re­gułę, swoją as­cezę, swoją ciszę i swo­je natchnienia."

Albert Camus

-Nie mogę uwierzyć, że naprawdę z nimi rozmawiałyśmy – powiedziała rozpromieniona dziewczyna, gdy razem ze swoją najlepszą przyjaciółką wychodziły ze stadionu, na którym odbywał się koncert ich ulubionego zespołu.
-A myślisz, że ja potrafię, Grace?
-Pewnie nie. Ale jak w ogóle byłaś w stanie być taka spokojna, gdy spotkałyśmy się z nimi po występie?
-Nie wiem. Po prostu stwierdziłam, że to są osoby takie same jak my i nie mam powodu by się tak ekscytować.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Sophie jaką znam? – zapytała ze śmiechem Grace.
-Poszła po rozum do głowy – odparła nastolatka ze śmiechem.
Szły po chodniku, kierując się do domu Sophie, który znajdował się niedaleko stadionu. Dziewczyny planowały zrobić sobie babską noc, by rozprawiać o tym co zobaczyły, kogo poznały i o swoich przeżyciach związanych z minionym wieczorem.
Dookoła było ciemno, tylko latarnie uliczne rozjaśniały nieprzebyte mroki nocy. Spacerowały powoli, podśpiewując ulubione kawałki lub przypominając swojej towarzyszce o ciekawych epizodach, które wydarzyły się podczas widowisk, szturchając się co jakiś czas ramieniem i popychając jedna drugą.
-Naprawdę sam Nicholas Miles dał ci swój numer telefonu! – zapiszczała podekscytowana Grace.
-Taaak. Sama nie wiem dlaczego to zrobił.
-Pewnie mu się spodobałaś.
-Ja? Nie sądzę. Może stwierdził, że jestem najbrzydszą dziewczyną jaką w życiu spotkał i chce pokazać ją światu, by miał się z czego nabijać.
-Kiedy wreszcie przyznasz przed samą sobą, że jesteś bardzo ładna?
-Gdy nastąpi apokalipsa, a stado rozwścieczonych, uzbrojonych kosmitów rozkaże mi tak powiedzieć, bo inaczej zginę?
-Hahaha. Bardzo śmieszne Sophijoooo – specjalnie przeciągnęła ostatnią literę,by zdenerwować przyjaciółkę.
-Znasz mnie od ilu? Trzynastu lat. Wiesz jaka jestem.
-To już tyle lat? O rany…
-Widzisz? Biedna zmarnowałam z tobą trzynaście lat mojego życia. Kto mi je teraz zwróci?
-Ty ze mną? Chyba ja z tobą – obydwie wybuchnęły śmiechem. W trakcie chichotu Sophie nagle stanęła i chwyciła się za klatkę piersiową, wciągając głęboko powietrze przez zęby. Grace odwróciła się, by zobaczyć co się dzieje, a gdy zrozumiała co rozgrywa się przed jej oczami szybko podbiegła i położyła dłoń na ręce przyjaciółki, próbując dojrzeć wyraz jej twarzy zasłoniętej przez gęste włosy opadłe na oczy.
-Sophie? Znowu cię kłuje?
-Yhm – mruknęła tamta cicho w odpowiedzi.
-Mam pobiec po twoich rodziców? – zapytała.
-Nie – wysapała – poradzę sobie. Mogłabyś… mogłabyś pomóc mi dojść do tej ławki?– zapytała wskazując palcem na najbliższe siedlisko.
-Oczywiście – odpowiedziała i delikatnie biorąc pod pachę dziewczynę podprowadziła ją ostrożnie, a następnie usadziła. Sophie zaczęła głęboko oddychać, odchylając głowę do tyłu, rozwiązała chustę zasłaniającą szyję,próbując uśmierzyć ból chłodnym, nocnym powietrzem. Grace wyciągnęła z torby wodę i chusteczkę, namoczyła ją i przycisnęła do czoła przyjaciółki. Patrzyła na nią uważnie, szukając jakichkolwiek oznak pogorszenia lub poprawienia jej stanu. Położyła dłoń na ramieniu Sophie.
-Może jednak pójdę po kogoś? – zapytała, a kiedy chora pokręciła przecząco głową dodała – To chociaż zadzwonię?
-Nie. Już mi lepiej. – odparła drżącym głosem. Podparła się na łokciu Grace i przeniosła ciężar ciała na stopy, ostrożnie podnosząc swoje ciało do pionu. Gdy stała wyprostowana, odrzuciła głowę do tyłu, a jej włosy opadły falą na plecy. Zrobiła krok do przodu, ale nie był to najlepszy pomysł, ponieważ zachwiała się i w ostatniej chwili złapała się ramienia Grace, by uchronić swoje osłabione ciało przed upadnięciem na twardy, zimny chodnik.
-Sophie naprawdę nie dasz rady… Sophie! – krzyknęła Grace, gdy jej przyjaciółka osunęła się bezwładnie na brudny trotuar.





Rozdział I





"Wejdźw korytarz, nigdy nie wiadomo jakie drzwi się przed Tobą otworzą."
T. Harv Eker


- Witaj miłości mojegożycia – powiedział Nick, rzucając się na wielką, beżową kanapę.
- Jak mi się chce pić –zajęczał Micheal, wyciągając długie nogi przed siebie.
- To dlaczego nie podejdziesz do stołu? – zapytał Evan, wskazując palcem na mebel, na którym stało pełno wód mineralnych, coli, soków i innych napojów.
- Eee bo mi się nie chce?
- To nie męcz – zakończyłrozmowę Thomas.
Brytyjski zespół This Moment właśnie zakończył swój koncert w Londynie. Niestety nie mogli nacieszyćsię długo ciszą i spokojem, ponieważ zaraz zaczynały się spotkania z fanami, którzy kupili specjalną wejściówkę. Jednak chłopcy bardzo lubili takie rozmowy. Chcieli wiedzieć za co się ich lubi, co jest w nich takiego wyjątkowego, że na ich koncerty przychodzą tłumy, mimo że byli zespołem dopiero od dwóch lat.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się zrelaksować – oznajmił Nick, zagłębiając się głębiej w kanapie i podnosząc z ziemi jedną ze swoich ulubionych książek, czyli drugą część „Diabelskich Maszyn” Cassandry Clare.
- Zmieniasz się w Williama Herondale’a – powiedział Evan, patrząc na poczynania przyjaciela.
- To chyba dobrze –mruknął w odpowiedzi.
- Chłopie dlaczego zawsze czytasz? Przecież to takie… takie dziwne. Po co czytać? – zapytał Thomas, który nie przeczytał w życiu chyba żadnej książki. Nawet lektury słuchał na audiobookach. Nick zgromił go spojrzeniem, a ten zamilkł. Pod tym względem byli całkowitym przeciwieństwem. Nick uwielbiał zatapiać się w świecie książek, kochał uczucie stapiania się w jedność z bohaterem powieści, to oderwanie sięod szarego życia. Gdy miał zacząć czytaćdziewiąty rozdział zatytułowany „Ognista noc” – Nickowi skojarzyła sięoczywiście z jednym – do pokoju wszedł ich menager Robert.
- Chłopcy, fani czekają –zapowiedział i wyszedł. Czwórka przyjaciół usiadła prosto i czekała w spokoju na pierwszy pisk zachwytu.



***

- No i jak było? –zapytała Sophie, gdy jej BFF Grace usiadła rozanielona na krześle.
- Cudownie – powiedziała w zachwycie – Każdy z nich jest tak różny, a dziwnym trafem tworzą całość.
- Domyślam się – odparła z uśmiechem.
- Nie idziesz się z nimi spotkać?
- Przecież mam czekać ażzawoła mnie ochroniarz.
W tym momencie zza zakrętu wyłoniła się łysa głowa ochroniarza zespołu, który ruszając ręką pokazałSophie, że ma iść za nim.
- Powodzenia – powiedziała z uśmiechem Grace i popchnęła przyjaciółkę i w stronę mężczyzny. Sophie podążyła za ochroniarzem, będąc o krok za nim. Gdy szli już trochę czasu, przewodnik nagle stanął. Do jej uszu dobiegł odgłos wibracji wydobywający się z kieszeni jego spodni.
- Posłuchaj muszę odebraćten telefon. Trafisz sama? – zapytał przyjaźnie.
- Tak, jeśli wytłumaczy mi pan jak dojść. – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło.
- Idź cały czas tym korytarzem aż zobaczysz niebieski kubeł na śmieci. Skręć w korytarz po prawo i zobaczysz tylko jedne drzwi z napisem This Moment. Zapamiętasz?
- Myślę, że tak. Chyba nie będzie aż tak źle.
- Miłej rozmowy.
- Dzięki – odpowiedziała i ruszyła we wskazanym kierunku.
Gdy jej oczom ukazały się brązowe, drewniane drzwi z nazwą zespołu nad klamką, zawahała się. Jej oddech drżał i czuła, że gdyby chciała wydobyć głos ze swoich spierzchniętych ust to dałoby się usłyszećtylko zduszony pisk albo jęk. „Głupia jesteś” – pomyślała – „Oni są dokładnie tacy jak ty, tylko że z masą kasy, fanami na całym świecie, apartamentami, brakiem problemów związanych z wyborem kariery. STOP! Jak będę myśleć w taki sposób to zaraz tu ducha wyzionę. Wdeeech i wyyydeeech. Od razu lepiej.” Już uspokojona tą rozmową sama z sobą cicho zapukała, a gdy nie otrzymała odpowiedzi, delikatnie otworzyła drzwi.
Jej oczom ukazał się duży pokój pomalowany na słonecznikową żółć. Podłoga wyłożona była dębowymi panelami. Wielkie okno zajmowało prawie całą lewą ścianę, rozjaśniając otoczenie. Naprzeciwko Sophie stał ogromny stół wyłożony jedzeniem, piciem i tego typu rzeczami. Po prawej stała długa, beżowa kanapa, a pod oknem cztery fotele w tym samym kolorze. Ale najważniejszą rzeczą w tym pokoju nie były meble, czy wystrój wnętrza, a osoby podnoszące powoli wzrok i spoglądające na nią.
- Czego chcesz tym razem Marv? – zapytał Nicholas z głową w książce.
- Ekm, Nick? – Mick chrząknął.
- Co?
- Spójrz.
Nick podniósł wzrok i zamarł, by po chwili wypuścić głośno powietrze i wykrztusić:
- Och.


***

Nick miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Taaa jemu wspaniale się to udało. Gdy podniósł głowę ujrzał osobę, której najmniej by się spodziewał. Najczęściej fani okazywali swoją obecność poprzez głośne piski, a tymczasem zwykła dziewczyna lubiąca ich muzykę stała przed nimi, wodząc po ich twarzach spojrzeniem intensywnie złotych oczu ze spokojem i ciszą tak wielką, że gdyby w pomieszczeniu znajdowała się jakakolwiek mucha to pewnie byłoby ją słychać tak głośno jak kroki słonia.
-Ehm… Cześć.
-Cześć – odpowiedzieli chórem.
-Jak ci na imię? – zapytał Evan najbardziej ogarnięty członek zespołu. Przynajmniej zazwyczaj.
-Sophie – odparła spokojnie.
-Mam na imię Nicholas, a to Micheal, Evan i Thomas – powiedział Nick, wstając i całując ją w dłoń iście dworskim gestem. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. On sam też nie wiedział, dlaczego tak postąpił. To był po prostu odruch.
-Myślę, że ta oto przedstawicielka płci pięknej wie jak się nazywamy –powiedział Micheal. Nick poczuł jak jego policzki przybierają barwę dojrzałego pomidora. Po co się przedstawiał? To wszystko przez to, że Sophie nie zachowywała się jak stereotypowa fanka.
-Nic nie szkodzi – odpowiedziała – Masz ładny głos – skomplementowała Nicka, by po chwili oblać się rumieńcem. Chłopcy popatrzyli na siebie w porozumieniu, równocześnie obserwując i podsłuchując konwersację wywiązaną między Nickiem a Sophie.
-O mój Boże! – krzyknęła nagle – Czytasz „Diabelskie Maszyny”? – podbiegła do książki zostawionej przez wokalistę na łóżku i przytuliła ją do piersi.
-Eeee – przejechał po włosach nerwowo – Tak. To jedna z moich ulubionych serii.
-Moja też – wykrzyknęła uradowana – Jesteś jednorożcem – oznajmiła triumfalnie.
-Kim? – zapytał Nicholas przerażony. Czyżby był tak mało męski? Musiał wybraćsię po nową wodę kolońską i perfumy i może jeszcze antyperspirant. Totalna metamorfoza.
-Iiiichchcha koniku – zawołał Thomas – Gdzie twoją mała księżniczka w różowiej sukience i tiarze? – zażartował.
-Tylko jak chowasz ten piękny, wydatny róg? – zapytał Evan – podaj mi numer do twojego kostiumografa i makijarzysty. Chętnie skorzystam jak mi pryszcz wyskoczy przed randką.
Micheal, Thomas i Evan wybuchnęli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
-Nie chodziło mi o takiego jednorożca.
-Eeee? – zapytali jednocześnie.
-Razem z moją przyjaciółką Grace stwierdziłyśmy, że chłopcy którzy lubią czytaćsą tak samo mitycznymi stworzeniami jak jednorożce, więc takie „wybryki natury” – podczas wypowiadania ostatnich dwóch słów zrobiła cudzysłów w powietrzu –zaczęłyśmy nazywać jak te bajkowe zwierzęta.
-Aaaa – pokiwali głowami w zrozumieniu.
-Macie złączone mózgi, czy jak? – zapytała ze śmiechem.
-„Przyjaźń to jeden umysł w dwóch ciałach” jak powiedział Mencjusz. Chociaż w naszym przypadku w czterech ciałach – odparł Nick.
-Gdzieś ty był całe moje życie? – zapytała.
-Wałęsałem się tu i tam – odpowiedział ze śmiechem.
-Bardzo śmieszne panie Miles.
-Oho. Schodzimy na nazwiska. Dobrze panno…
-Haha i co teraz zrobisz?
-Panno Gold.
-Dlaczego Gold?
-Bo twoje oczy są złote. Chociaż nie… teraz są zielone, bardzo jasno zielone.
-Tak. Moje oczy zmieniają kolor na jaki tyko chcą i kiedy chcą.
-Czad.
-Wcale nie. A tak w ogóle to…
-Przepraszam, że przeszkadzam – w drzwiach pojawił się ochroniarz, ten sam który ją odprowadzał.
-Tak Marv?
-Musicie chłopcy zacząć rozmawiać z kolejnymi fanami.
-Dobrze.
-W takim razie… cześć.
Nick podszedł i otworzył Sophie drzwi.
-Zabawne złośnice, miłośniczki książek i kobiety pierwsze.
-Do której grupy mam się zaliczyć?
-Do tej do której chcesz.
-To w takim razie jestem członkiem miłośników książek.
-A myślałem, że kobietą. Cóż… nie mogę w takim razie liczyć na kolejne spotkanie, ponieważ nie jestem chłopakiem lubującym w osobnikach tej samej płci.
-Nie jesteś naszą fanką – obruszył się Micheal – nie określiłaś się taką.
-Ale nie miałam takiej opcji do wyboru – odpowiedziała i pomachała wszystkim na pożegnanie.
-Odprowadzę cię – zaoferował się Nick.
Gdy dotarli do sali, Grace podbiegła do przyjaciółki, ale zatrzymała sięgwałtownie, kiedy zobaczyła kto jej towarzyszy.
-Dzięki za odprowadzenie mnie – podziękowała Sophie i już miała zacząć iść do wyjścia, kiedy Nick złapał ją za łokieć i wcisnął do ręki skrawek papieru. Popatrzyła na niego zdziwiona, ale i zainteresowana.
-To mój numer telefonu – wyjaśnił – Gdybyś nie miała z kim ekscytować sięksiążkami możesz do mnie zadzwonić.
W odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie, samymi kącikami.




***


Kiedy chłopak wrócił do pokoju zorientowałsię reszty już nie ma. Przeszli do swojego mieszkania. Gdy przekroczył próg lokalu jego przyjaciele zaczęli gwizdać i chrząkać znacząco.
-Nasz malutki Nicholas wpadł po uszy – powiedział z udawanym wzruszeniem Micheal i przytulił do swojej piersi Nicka.
-O co wam chodzi?
-Och o nic o nic – odpowiedział Thomas i roztrzepał jego czarne loki na wszystkie strony.
-Zostaw moje włosy – powiedział Nick i starał się ujarzmić to coś co miał na głowie. – Bo jak nie to przyprowadzę do twojego pokoju lamę by pogryzła wszystkie twoje koszulki z podpisami piłkarzy.
-Ale po co zaraz te groźby?
-Zasada numer jeden: Nigdy nie dotykaj włosów Nicka, chyba że chcesz skończyćbez ręki. – oświadczył poważnym tonem Evan.
-A ty ją złamałeś – powiedział grobowym, chropowatym głosem Nick, wyciągnął ręce przed siebie i zaczął gonić Thomasa po całym pokoju. Biegali miedzy fotelami, po oparciu kanapy, dookoła dywanu. Wszędzie gdzie ich nogi poniosły.
-Chłopcy, chłopcy! – krzyknął Robert, wchodząc – Dlaczego oni tak biegają? –zapytał Micheala i Evana, gdy Nick ciągle gonił Thomasa.
-Kochany Thomas zrobił coś czego nigdy nie powinien robić. Zniszczył fryzuręNicka.
-Boże miej go w swojej opiece – modlił się Evan.
-I wszystko jasne – Robert się uśmiechnął. – Nick – złapał chłopaka, gdy ten biegł – Uspokój się. Thomasa możesz zabić później, ale teraz mam dla was propozycję.
Gdy zrozumieli sens tych słów usiedli na wielkiej burgundowej kanapie, czekając na dalsze informacje.
-Ordynator oddziału kardiologii dziecięcej w Royal Brompton Hospital spytał, czy moglibyście przyjść odwiedzić dzieci i młodzież, które potrzebują trochę rozrywki, a nie nudzenia się w pokojach, czy świetlicy. I co myślicie?
- Ja się zgadzam – odparł Nick a reszta pokiwała głową.
- Ale wiecie, że ten czyn będzie wynikał tylko z waszej dobrej woli i nie dostaniecie niczego w zamian.
-I co z tego? Nie musimy brać pieniędzy za to, że przyjdziemy i porozmawiamy z chorymi dziećmi. Bylibyśmy bez serca, gdybyśmy chcieli okradać szpital z pieniędzy, których potrzebują by pomóc potrzebującym – obruszył się Evan.
-Dokładnie – powiedziała reszta.
-Moje chłopaki – Robert uśmiechnął się – Wyśpijcie się – i wyszedł.
Posłuchali go, owszem, ale dopiero po trzech godzinach wygłupów.



***

-No nieźle się urządziłaś Sophie – powiedziała Grace, gdy wychodziły ze stadionu.
-O czym ty mówisz?
-O czym mówię? O tobie i Nicku mówię. Jesteście taaacy słodcy.
-My? Przestań. I tak nigdy w życiu się więcej nie spotkamy.
-Nigdy nie mów nigdy – powiedziała z uśmiechem Grace.

Sophie nawet nie wiedziała jak szybko te słowa się spełnią…



Rozdział II
„Zaskoczenie i zdziwienie są początkiem zrozumienia.”

Ortega y Gasset

-Wstawaj leniu śmierdzący! – krzyknął Micheal. W odpowiedzi Nick mruknął coś niewyraźnie i zakrył głowę miękką, cieplutką poduszką – No weź, głąbie nie po to znalazłeś się na tym pięknym świecie, by przespać je w łóżku.
-Skąd wiesz? Może to moje przeznaczenie? – zapytał zaspanym i cichym głosem Nicholas, cały czas chowając się pod pierzyną.
-Oj Miky zostaw naszego kochanego kompana. Widać, iż nie obchodzi go, że jego młodsza siostrzyczka zaszła w ciążę z Danielem Smithem – odpowiedział Thomas.
-CO?! – krzyknął Nick, wyskakując gwałtownie z łóżka. Czy największy dupek na tym świecie, którego nienawidził od czasów podstawówki śmiał tknąć jego siostrzyczkę? Jeśli tak to już nie żył. –Gdzie on jest?! Chcę się z nim spotkać, a następnie wykastrować i powiesić na maszcie za jaja za to, że śmiał tknąć moją malutką siostrzyczkę! – Już miał wykręcać numer do Natalie, swojej siostry –jedynego rodzeństwa – by wszystkiego się dowiedzieć, gdy zorientował się, że jego przyjaciele pokładają się ze śmiechu na podłodze.
-O co chodzi? Co was tak śmieszy? – zapytał zdezorientowany.
-Nie mogę zrozumieć jak mogłeś tak szybko w to uwierzyć – powiedział Thomas pomiędzy napadami śmiechu.
-Dokładnie. Co by powiedziała twoja siostra, gdyby się dowiedziała, że jej kochany braciszek nie wierzy w jej cnotę?
-Czyli, że wy to wszystko wymyśliliście?
-Thomas wymyślił. Ale jakbyś zobaczył swoją minę to sam leżałbyś tutaj z nami i śmiał wniebogłosy.
-Czyli, że Tini nie jest w ciąży z tym chujem?
-Nam nic o tym przynajmniej nie wiadomo – odparł Micheal. – Ale ona ma dopiero piętnaście lat. Raczej nie w głowie jej seks.
-Skąd wiesz. A ty nie leciałeś na dziewczyny jak byłeś w jej wieku?
-Pewnie tak. Stary nie pamiętam. To już było trzy lata temu. Teraz to one lecą na mnie – mrugnął do nich konspiracyjnie.
-Tylko dlatego, że masz kasę i…
-I ładną buźkę – dopowiedział dumny Mick.
-Skoro tak twierdzisz. – mruknął Thomas.
-A co to miał znaczyć?
-Nic.
-A ja tam wiem, że wcale nie takie nic. Ja ci zaraz dam.
-Chłopaki! – krzyknął Nick, zanim jego przyjaciele zdążyli powybijać sobie zęby –Gdzie jest Evan?
-Pewnie jeszcze śpi. Chodźcie zrobimy mu pobudkę taką jaką tobie.
-On nie ma siostry – przypomniał Nicholas.
-Oj przyjacielu mam niejednego asa w rękawie – odparł z dumą Thomas i skierowali się do pokoju basisty.
Gdy dotarli na miejsce po jakże długiej drodze (czytaj sąsiedniego pokoju po lewej), otworzyli szeroko drzwi, następnie zamykając je z hukiem, a Thomas wrzasnął:
-Evan! Mia rodzi!
-CO?! – wrzasnął Evan, spadając z łóżka i mocno uderzając plecami w twardą posadzkę– Ale ona nie jest w ciąży, przecież się zabezpieczaliśmy! Co się tutaj dzieje?! – wykrzyknął na jednym oddechu, wstając a po chwili, wywracając się i uderzając twarzą o panele, gdy jego stopy zaplątały się w kołdrę. Szybko się otrząsnął i zaczął gorączkowo szukać telefonu w swojej torbie podróżnej. – Co tak stoicie?! – warknął w stronę przyjaciół – Pomóżcie mi szukać! – w tym momencie usłyszał gromki śmiech. Odwrócił się i zobaczył wszystkich, którzy zabawiali się jego kosztem.
-Chłopaki mieliście rację. To jest genialna zabawa – powiedział Nick, wycierając łzy śmiechu, które zaczęły spływać mu po policzkach.
-O czym ty mówisz? – „Uuuu Evan się zaraz wkurzy, może się stąd ulotnię” –pomyślał Nicholas.
-Kochany brachu. Mia nie rodzi, ani nie jest w ciąży. W każdym bądź razie nic o tym nie wiemy, bo z tego co się przed chwilą dowiedzieliśmy to może jednak zostaniesz tatusiem – powiedział Micheal.
-Właśnie. Pamiętaj, że prezerwatywy mogą pęknąć, a tabletki „po” nie zawsze działają– dopowiedział Thomas, szczerząc się jak głupi do sera.
-Która godzina?! – wykrzyknął Nick przypomniawszy sobie o odwiedzinach w szpitalu.
-Za kwadrans jedenasta, a co? – zapytał Evan, spoglądając na zegar ścienny.
-Na trzynastą mamy być w szpitalu.
-O ja cież to jest na drugim końcu miasta. – powiedział Thom – Ale jak się sprężymy i nie zjemy śniadania to powinniśmy zdążyć.
-O rany trzeba jechać metrem – mruknął Mick.
-Dlatego nie zjemy śniadania.
-Ale dlaczego musimy akurat z niego zrezygnować? – spytał niezadowolony Evan, który wprost kochał jeść.
-Wolisz to, czy paradować przez całe miasto w bokserkach w pandy? – zapytał z cwanym uśmiechem na ustach Nick.
-Hej! Dostałem je na urodziny od Mii – obruszył się Evan.
-Chyba musisz mniej jeść. Widzę tutaj jawny przekaz – powiedział smutnym tonem Thom.
-To ja może pójdę się przebrać – powiedział z uśmiechem Nicholas,.
-A ja zadzwonię do Mii – oznajmił Evan.
-Spytaj o płeć dziecka – krzyknął jeszcze Micheal, zanim Evan zatrzasnął im drzwi. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.

***

-Ale jestem głodny – marudził Evan.
-Przestań jęczeć – Micheal zgromił przyjaciela spojrzeniem, gdy dotarli do kontuaru pielęgniarek.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała jedna z pracownic o rdzawych włosach zawiązanych w ciasny węzeł. Na szyi wisiały jej okulary na łańcuszku, a w brązowych oczach dostrzec można było ciepło, dobro oraz empatię. Ubrana była w błękitny fartuch tak jak reszta kobiet.
-Jesteśmy This Moment i mieliśmy spotkać się dzisiaj z chorymi.
-Już sprawdzę – powiedziała i zaczęła przeglądać coś w wielkim zeszycie. –Rzeczywiście – potwierdziła po chwili – Chcecie, żebym oprowadziła was po oddziale?
„Nie!” – miał ochotę krzyknąć Nick. Nienawidził szpitali. Jedyną operację jaką w życiu miał było usuwanie migdałków, chociaż i tak nie można było nazwać tego prawdziwą operacją – raczej zabiegiem i bardzo się z tego cieszył. Nie wiedział dlaczego nie lubił tego typu miejsc. Gdy jako sześciolatek był w placówce pielęgniarki były miłe, dostał kilkanaście naklejek dzielnego pacjenta i jedzenie było nie tego sobie.
Może chodziło o tą ciszę na korytarzu, o specyficzne lampy, które były chyba tylko w szpitalach, bo jak dotąd Nick nie widział takich samych w żadnym innym miejscu. A może o zapach płynu do dezynfekcji i innych odświeżaczy powietrza jakby w najbliższym pomieszczeniu miał znajdować się rozkładający trup.
W każdym bądź razie chłopak nie przepadał za takimi miejscami, ale starał się przezwyciężyć swoje odruchy, by spotkać sięz potrzebującymi dziećmi, które spędzały na tych korytarzach, w tej ciszy i sterylności wiele dni, a może i miesięcy swojego życia.
-A więc tutaj znajduje się świetlica – kobieta wskazała na średniej wielkości pokój cały zagracony grami planszowymi, wielkim przedpotopowym telewizorem, stołami i kilkoma krzesłami.
-Fajna rozrywka – mruknął Micheal.
-Na oddziale znajdują się dwie toalety zaopatrzone w prysznice. Jedna tutaj –wskazała na zamknięte drzwi przed nimi z napisem „Otwarte”, pewnie dało się przewrócić tą kartkę i wywiesić „Zajęte”. – A druga po drugiej stronie korytarza – wskazała na ścianę po ich lewej stronie. - W bocznym przejściu, do którego właśnie wchodzimy, znajdują się niemowlaki i dzieci do maksymalnie 3, 4 roku życia – weszli w ciemny korytarz naprzeciwko kontuaru pielęgniarek. Po ich lewej znajdowało się pełno białych, szklanych drzwi. A za nimi zobaczyli: małe dzieci śpiące w małych szpitalnych łóżkach i ich rodziców siedzących na niewygodnych krzesłach; płaczące pociechy i próbujące pościągać z siebie plastry przyklejone do ich klatek piersiowych.
-Dlaczego ci państwo tak płaczą? – zapytał Thomas, wskazując palcem na drzwi, przy których się zatrzymał. Nick zerknął mu przez ramię, by zobaczyć o czym mówi. Młoda kobieta, pewnie zaledwie dwudziesto trzy – cztero letnia tuliła do piersi malutkie zawiniątko i kołysała je w ramionach, a sama szlochała cicho, ałzy skapywały na kocyk, w które owinięte było jej dziecko. Nad nią stał jej mąż, tuląc ją do swojej piersi. Widać było, że stara się być tym silnym , pocieszycielem, ale jego szerokie ramiona wstrząsane były od niekontrolowanego łkania.
-Ten chłopczyk urodził się pięć dni temu. Podczas rutynowego badania wykryto u niego pewne nieprawidłowości. Został dzisiaj przywieziony do naszej placówki, a pół godziny temu zakończono jego badanie. Okazało się, że malec urodził się z jednokomorowym sercem. Jutro będzie operowany.
-O mój Boże – wyszeptał Evan – Nawet nie chcę myśleć o tym jak czują się jego rodzice.
Nick poczuł łzy zbierające się w kącikach oczach. Pomyślał o tym jak jego mama bała się o niego przez cały czas, jak dzwoniła prawie codziennie, by dowiedzieć się jak się czuje, czy wszystko u niego dobrze i spróbował wyobrazić sobie jakby to było dowiedzieć się, że twoje dziecko jest chore i będzie operowane. Że już nigdy nie będzie zdrowe. Nie potrafił. Czuł tylko ból i coraz więcej łez, które już ledwo powstrzymywał przed uwolnieniem na wolność.
-Chodźcie może dalej – zaproponowała pielęgniarka, gdy młode małżeństwo spojrzało na gości.
-Mógłbym wejść? – zapytał Nick.
-Poczekaj zapytam.
-Ja nie chcę wchodzić. Nie chcę przeszkadzać, muszą sami uporać się z tragedią –powiedział Thomas.
-A ja chcę im właśnie pomóc. Nie powinno się zostawić ich samych. Przyszliśmy by wesprzeć, a nie by oglądać jak film w kinie czy przed telewizorem.
-Możesz wejść – powiedziała cicho pracownica i przepuściła chłopaka w drzwiach. Reszta jego towarzyszy poszła dalej, zapewne bojąc się bezpośredniej konfrontacji.
Nagle poczuł się nieswojo, obco, jakby nie pasował do otoczenia. I tak w pewnym sensie było. Nie był rodzicem z chorym dzieckiem, a chłopakiem, który sam był jeszcze dzieckiem. Nie takim małym, ale jednak był.
-Eee cześć – powiedział.
-Cześć – odpowiedział mężczyzna – Nazywam się Aaron, to moją żona Hope, a to nasz synek Harry.
-Mam na imię Nicholas.
-Jesteś członkiem This Moment, prawda? – zapytała Hope.
-Tak – odpowiedział.
-Bardzo lubię waszą muzykę. Jest taka prawdziwa. Przynosi ukojenie.
-To na serio twój zespół? Myślałem, że takie dojrzałe i mądre piosenki piszą tylko dorośli.
-Taaa. Nas też często dziwi to co piszemy… Przykro mi z powodu waszego synka.
-Nam też Nick – odparła kobieta.
-Wiece co jest powodem jego choroby?
-Nie. Może tak po prostu musiało być. Na świecie jest tysiące rodzin, które mają podobne problemy i myślę, że po prostu padło na nas – odparł Aaron, a jego żona pokiwała smutno głową i mocniej wtuliła się w jego pierś. Nick popatrzył na nich zdziwiony. Ich synek był ciężko chory, a oni nie obwiniali Boga, niebios, czy siebie nawzajem lub po prostu wszystkich, tylko dzielnie przyjęli do wiadomości co się dzieje. Prawdziwi bohaterowie.
-Chciałbyś go potrzymać? – zapytała Hope, wyciągając do niego Harry’ego i wyrywając go z zamyślenia.
-Nie – powiedział, patrząc na malutkiego człowieczka.
-Dlaczego?
-Boję się, że jeszcze mu coś zrobię. Jest taki malutki.
-Jak każdy noworodek – Aaron zaśmiał się pod nosem.
-Harry to silny chłopczyk, nic mu nie zrobisz – i podała mu synka. Nick wyciągnął lekko drżące ręce i ułożył chłopczyka tak jak uczył się na lekcjach biologii: lewa ręka pod szyją i główką, a dłoń spoczywała na jego lędźwiach. Prawą zaś odchylił delikatnie kocyk otulający bobasa i zaczął delikatnie głaskać go po brzuszku. Chłopczyk spał głęboko, wydając z siebie cichutkie pomruki.
Nick usiadł na najbliższym krześle i zaczął przypatrywać się stworzonku, równocześnie nucąc jakąś zasłyszaną melodię.
Nie mógł uwierzyć, że ten słodziutki, ledwo co narodzony człowieczek ma przeżyć tak wielkie cierpienia – nastolatek wiedział, że ból po takiej operacji nie należy do małych. Harry był taki malutki, nie poznał jeszcze świata, parę dni temu płakał bo do jego płuc wpadł pierwszy haust powietrza, ujrzał mamusię i tatusia – osoby które słyszał,kontaktował się przez kopnięcia, a teraz miał na kilkanaście godzin ich opuścić, zapaść w głęboki, sztuczny sen wywołany narkozą. Jego serduszko miało już nigdy nie być takie same. Nick czytał kiedyś, iż jeśli człowiek pierwsze co poczuje w życiu to ból to odciśnie się na nim trwałe piętno. Nicholas bał się jak będzie ono wyglądało w przypadku tego chłopaczka, którego trzymał w ramionach i kołysał nim w rytm melodii.
-Zaśpiewaj – poprosił Aaron. Nick popatrzył na niego ze zdziwieniem, a potem zrozumiał,że pod nosem nucił jedną z piosenek swojego zespołu. Piosenkę, którą sam napisał. Wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać; utwór brzmiał jak kołysanka, słodka, bezpieczna, dająca ukojenie i spokój. Była jak spokojne wody po sztormie dla statku.
- But when the dark comes out, don’t forget about us. Because we are key to your heart. We are your dreams, your mind, your future and eye. We are everything you need in your life.
Nickowi zdawało się, że Harry go słyszy. Chłopczyk poruszył się delikatnie, gdy Nicholas zaczął śpiewać, a następnie wtulił w jego pierś.
Nastolatek usłyszał pociągnięcia nosem i uniósł głowę. Obok niego stało młode małżeństwo, mocno przytulone i wpatrywało w swojego syneczka jak w obrazek, delikatnie kołysząc się do rytmu melodii.
-Piękna piosenka – stwierdziła Hope.
-Taka prawdziwa. I nie o miłości – dodał Aaron.
-Miłość to przeżytek – dopowiedział Nick – Jeśli chodzi o tematy piosenek –dodał, nie chcąc ich urazić.
-Może masz rację, chociaż czasami miło posłuchać o zakochaniu – powiedziała kobieta i mocniej wtuliła się w pierś męża. W tym momencie Harry poruszył się niespokojnie i obudził, a gdy zobaczył obcą postać, trzymającą go, zacząłpłakać. Aaron podszedł i wziął synka na ręce, chodząc z nim po pokoju i próbując uspokoić.
-Pojemne ma chłopak płuca – zaśmiał się Nick, słysząc nieprzerwane szlochy.
-Oj tak – dołączyła do niego Hope.
-To ja może pójdę. Jakby się coś działo zawsze możecie dzwonić do Roberta –naszego menagera a on mi wszystko przekaże w trybie natychmiastowym – naprawdę chciał im pomóc. Podziwiał ich i nie chciał, by mieli więcej kłopotów.
-Dobrze Nick i dziękuję.
-Za co? – zadziwił się
-Sama twoja obecność bardzo pomogła. Ciężko nam poradzić sobie z tą wiadomością.Jest dla nas jeszcze nowa. Rozmowa z drugim człowiekiem podnosi na duchu.
-Ktoś was odwiedza?
-Rodzice Aarona mają jutro przyjechać, a moi już za godzinę – jego ucho wyłapało różnicę, gdy mówiła o jej rodzicach i swojego męża; dało się wyczuć gorycz, gdy mówiła o tych drugich.
-Ktoś tu chyba nie lubi swoich teściów – zaśmiał się.
-Teść jest nawet miły, ale mama Aarona… brr – zadrżała – twoja dziewczyna na pewno wie o czym mówię.
-Nie mam dziewczyny.
-Naprawdę?
-Tak. Jakoś żadna z dziewczyn, które do tej pory poznałem nie miały w sobie tego czegoś.
-Pewnie zaraz za rogiem znajduje się dziewczyna idealna dla ciebie.
-Może masz rację. Będę trzymać za was kciuki, a zwłaszcza za ciebie maluchu –powiedział Nick i przyjechał palcami po czarnych włoskach Harry’ego.
-Do zobaczenia – powiedzieli równocześnie Hope i Aaron a Nick otworzył drzwi i wyszedł szukając wzrokiem swoich przyjaciół. Dojrzał ich pięć białych drzwi dalej. Dobiegł do nich w momencie, gdy pielęgniarka mówiła:
-A tutaj jest Michaś. Chłopczyk, który miał już trzy operacje.
-Ale ona ma może z dwa latka! – wykrzyknął zdziwiony Thomas.
-Niestety często operacje trzeba wykonywać kilka razy w roku, gdy stan dzieci nie jest dobry. Ale jego mama też swoje przeżyła. Michaś był jej piątą ciążą,ale jest jedynakiem.
-Jak to?
-Żadne wcześniejsze dziecko nie przeżyło.
-Poronić cztery razy, żeby w końcu urodzić ciężko chorego synka – wyszeptał wstrząśnięty Micheal.
-Każdy z tych ludzi ma swoją historię, całkowicie różne. Ale mimo wszystko każdy z nich skończył tutaj. Ze swoimi chorymi pociechami.
-Biedni.
-To może pokażę wam tą część oddziału, na której znajdują się osoby bliższe waszemu wiekowi? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wyprowadziła ich z tej części oddziału i poprowadziła obok kontuaru i toalety w stronę drugiego końca korytarza. W tej było jaśniej i może trochę weselej. Z niektórych sal dochodziły śmiechy i chichoty, przekomarzania. To były osoby takie jak oni tylko los był dla nich trochę mniej łaskawy. A może bardziej w jakiejś innej dziedzinie?
Pielęgniarka o imieniu Caroline – dopiero teraz Nick dostrzegł plakietkę z jej imieniem na fartuchu – zaprowadziła ich do drzwi przed ostatniej sali.
-Ta dziewczyna trafiła do nas wczoraj. Zemdlała podczas powrotu z koncertu. Na szczęście dzisiaj miała też ustalony termin na oddział, więc możemy jej od razu zrobić wszystkie badania i ni musi czekać w kolejce.
Caroline uchyliła drzwi i wpuściła ich do środka. W pokoju stały trzy łóżka. Jedno pod drzwiami całkowicie pościelone, bez żadnych oznak świadczących o jego użytkowniku prawdopodobnie na razie puste. Po prawej i lewej od okna stały dwa identyczne meble jak wcześniejsze. Na tym po prawej leżał laptop i kilka płyt DVD, więc to łóżko było zajęte, ale nigdzie nie było właściciela. To po lewej także było zajęte. Siedziała na nim dziewczyna o długich złoto – brązowych, kręconych włosach, które nabierały lekko rdzawego odcienia w świetle słonecznym sączącym się przez uchylone okno. Dziewczyna siedziała po turecku, opierając łokcie na kolanach, a w dłoniach trzymała otwartą książkę.
-Nie, nie rób tego. Nie mów, że zaręczyłaś się z Jamesem! – krzyczała na książkę, a na powieść padały łzy.
-Masz gości – oznajmiła kobieta i wyszła, aby dać im trochę prywatności. Co dziwne nie zapytała, czy chcą zostać jakby z góry wiedziała, że tak odpowiedzą.
Gdy dziewczyna podniosła głowę i powiodła po nich spojrzeniem, Nick przeżył szok. Już widział te oczy i to niedawno. Chyba tylko jedna osoba na Ziemi posiadała oczy o tak intensywnie zielonej barwie.
-Sophie? – zapytał zdziwiony.





Rozdział III
„Nie mogę wpraw­dzie po­wie­dzieć, czy będzie le­piej, gdy będzie inaczej; ale ty­le rzec mogę, iż mu­si być inaczej, o ile ma być dobrze.”
Georg Christoph Lichtenberg
Dziewczyna zatrzymała spojrzenie swoich oczu na Nicku, a gdy go rozpoznała rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Nick? Co ty tu robisz?
-A nie co MY tutaj robimy? – obruszył się z uśmiechem Micheal – Ja rozumiem, że Nick wyróżnia się z tłumu swoim nieogarem, ale my też tutaj jesteśmy.
-Widzę, widzę chłopcy. Po prostu się zdziwiłam. Siadajcie. Dlaczego tak stoicie jak słupy soli? – posłuchali jej bez słowa. Micheal, Thomas i Evan usiedli na trzech, krzesłach. Nick rozejrzał się dookoła, szukając jeszcze jednego wolnego miejsca. Sophie odsunęła się i zrobiła mu miejsce na swoim łóżku.
-A więc… co was sprowadza w muru tego szpitala?
-Ordynator tego oddziału zadzwonił do naszego menagera i spytał, czy moglibyśmy przyjść spotkać się z chorymi dziećmi. Zgodziliśmy się, więc… oto jesteśmy. Teraz twoja kolej. – powiedział Thomas, bardzo ciekawskie stworzenie. Od Nicka różniło go tylko to, że Nicholas miał trochę więcej taktu. Tylko trochę, ale to zawsze coś.
-Na co? – zapytała zdziwiona. A może po prostu chciała odwlec w czasie swoją odpowiedź?
-Opowiedz jak to się stało, że zemdlałaś podczas drogi z naszego koncertu.
-Zakręciło mi się w głowie i film mi się urwał? – zapytała niepewnie. Widać było, że prawdziwy powód ją krępował.
-Sophie jeśli nie chcesz nie musisz mówić – powiedział cicho Nick, muskając jej dłoń swoją.
-Nie, powiem, tylko… - wzięła głęboki wdech - Kiedy miałam siedem dni wykryto u mnie szmery w sercu. Wiecie zwykłe słuchanie przez stetoskop i takie tam. Przewieziono mnie karetką prosto ze szpitala do drugiego, do którego sprowadzane są wszystkie dzieci z najbliższej okolicy z podobnymi nieprawidłowościami – tak samo pielęgniarka powiedziała o Harrym. Nick już wiedział jak to się skończy. –Pani doktor wykryła u mnie niedomykalność i zwężenie zastawki aortalnej oraz jej dwupłatkowość, ale kiedy mnie „otworzyli” okazało się, że jest zbudowana z trzech płatków, lecz są połączone.
-Co to znaczy? – zapytał Evan. Chyba nie tylko on nie wiedział co to oznacza. Reszta jego przyjaciół także popatrzyła na nią pytającym wzrokiem.
-Zadaniem zastawki jest niedopuszczenie do cofania się krwi. Niedomykalność oznacza, że nie zamyka się do końca, więc krew cofa się z aorty powrotem do komory; zwężenie znaczy, iż droga ujścia krwi do aorty jest zmniejszona; dwupłatkowość, że zastawka nie jest zbudowana z trzech, jak powinna, płatków, a z dwóch, ale jak już wspomniałam tutaj musieli je tylko rozdzielić.
-Hu hu. Trochę tego dużo. – powiedział Thomas.
-Taak. Ale zawsze mogło być gorzej – odparła spokojnie, chodź widać było, że jej choroba nie jest dla niej czymś prostym i łatwym do zniesienia.
-Przykro mi – powiedział Nick.
-Oj przestań. Nie mów, że ci przykro. Taka się urodziłam i tyle. Nie trzeba się nade mną rozczulać ani litować. Jestem taka sama jak zwykły człowiek, tylko nie wolno mi wykonywać niektórych czynności.
Siedzieli kilka minut w niemal grobowej ciszy, przetwarzając nowe informacje. W ich głowach tworzyło się nowe spojrzenie na zaistniałą sytuację.
-Dobra chłopcy wiem, że miło nam się siedzi, a ty Sophie jesteś cudowną towarzyszką,ale przyszliśmy tutaj, by spotkać się jeszcze z innymi, więc musimy lecieć do reszty sal. – powiedział Thomas.
-Mam pomysł. Można ściągnąć wszystkie dzieci do świetlicy albo większej sali. Nie musielibyście chodzić po całym oddziale. Panie pielęgniarki są miłe. W każdym bądź razie te. Niektóre takie nie są. Niestety – powiedziała zasmucona.
-Dobry pomysł. Pomysłowa z ciebie kobitka – pochwalił Micheal z charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku, który oznaczał, iż Sophie według niego należy do grupy ładnych, atrakcyjnych dziewcząt.
-Och dziękuję panie Black – odpowiedziała, kłaniając się w pas – Może pójdę zapytać pielęgniarki o zgodę, co? – zapytała, a po chwili zeskoczyła z łóżka jednym, płynnym ruchem i wybiegła z pokoju, podskakując jak młoda gazela.
-Ciekawe, czy pani Caroline zgodzi się na pomysł Sophie. – zastanawiał się na głos Evan.
-Z jej urokiem osobistym? Na 100%. – odparł Micheal.
-Ale z ciebie kobieciarz Black – skomentował Nick ze śmiechem.
-Ze mnie? – zapytał, przykładając dłoń do piersi, udając zaskoczenie.
-Z ciebie kolego.
-Ja po prostu lubię powodować zaczerwienienie na tych jędrnych polikach –powiedział z uśmiechem.
***
Na całe szczęście opiekunki zgodziły się na takie rozwiązanie. „Dobrze, że chłopcy przyszli dzisiaj, a nie w czwartek, bo wtedy dyżuruje Irene, a ta jędza to by nawet progu oddziału nie pozwoliła im przekroczyć. Zarazki, zarazki! tylko to dałoby się słyszeć z jej ust przez cały dzień. Jak ja tej zołzy nie lubię.Ugrr”- myślała Sophie.
W ciągu dziesięciu minut prawie cały oddział zebrał się w bibliotece, mieszczącej się zaraz obok drzwi prowadzących na kardiologię. This moment usiedli w głębokich fotelach, a dookoła nich zasiadło kilkanaście dzieci w różnym wieku. Niektóre patrzyły na nich jak w obrazki, inne trochę niedowierzając, kolejne ze zdziwieniem, a jeszcze inne z obojętnością, jednak w ich oczach dało się dostrzec radość, że ktoś obcy ich odwiedził. Sophie nie należała całkowicie do którejś z poszczególnych grup. W jej ciele mieszały się ze sobą te wszystkie emocje, tworząc jedną wielką skłębioną masę, rozpierając ją od środka. Czuła, że z jej ust nie schodzi uśmiech, a gdy spojrzenie tych wielkich, szmaragdowych tęczówek spoczywało tylko na niej, czuła że banan na jej twarzy jeszcze bardziej się poszerza, a w głowie zaczyna wirować. Chyba mogła zaliczyć się do grupy oddanych, wielkich fanek tego brytyjskiego boys bandu, który siedział i rozmawiał z nimi jak przyjaciele, nie wywyższali się. Pytali o zdrowie, jak długo leżą na oddziale…
Poczuła ciepło w sercu, gdy zobaczyła jak Nick wyciąga ręce w stronę góra czteroletniej dziewczynki i kładzie sobie na kolanach, a ta prostuje jego loki i wkłada palce w dołeczki w jego policzkach. Następnie chłopak zrobił ze swoich nóg konika i podskakiwał razem z małą,roześmianą dziewczyneczką. Tak łatwo umiał sprawić, że na jej ustach zagościł uśmiech, a z tego co zauważyła to on sam czerpał z tego niewymowną radość.
Następnie Evan i Thomas postanowili pogadać z osobami w podobnym do nich wieku, a reszta zespołu zabrała mniejsze dzieci do czytelni, usiadła z nimi w kółeczku. Czytali im książki, bawili się w chowanego, czy ciuciu babkę. Rozczulający widok.
Po kilku godzinach Sophie poczuła się jakby nie pasowała do otaczającego ją tłumu. Czuła się tak jak biedak wśród arystokracji: obco, jakby każdy na nią patrzył, wytykał palcami. Czuła się na widoku. Nie wiedziała skąd takie uczucie pojawiło się w jej ciele. Lecz jej dusza była dziwnym miejscem, pokrytym paletą kolorów, których zadanie nie zawsze rozumiała. Wiedziała, że jej umysł i wnętrze znajdują się na skraju znalezienia się w ciemnej sferze, ale nie wiedziała skąd to się bierze.
Jak na razie wyjściem z sytuacji, z tego czarnego, pustego miejsca w jej duszy, które pojawiło się nie wiadomo kiedy, ani w jaki sposób, które zatruwało otoczenie jak próchnica w zębie lub pleśń były książki. Na tę myśl w jej głowie od razu pojawił się cytat: „To książki uchroniły mnie przed odebraniem sobie życia, kiedy myślałem, że nie wolno mi nikogo pokochać i nigdy przez nikogo nie będę kochany. To dzięki książkom nie czułem się opuszczony przez cały czas. One mogły być ze mną szczere, a ja z nimi.” Tak. Powieści były lekarstwem na każdy ból.
Tak samo działała na duszę Sophie jeszcze tylko jedna rzecz: muzyka. Koiła nerwy, przynosiła spokój, uwolnienie, powrót na łony tęczowych zakamarków jej wewnętrznego „ja”. Tak więc by pomóc swoim myślom powrócić na normalny tor wskoczyła na łóżko, zrzucając w tym czasie swoje kremowe, wkładane papcie (razem z ciepłymi skarpetami tworzyły idealne rozwiązanie dla jej wiecznie lodowatych stóp – efektów gorszego krążenia krwi w żyłach), układając się wygodnie i otwierając książkę na ostatnio czytanej stronie. Założyła słuchawki i wsłuchała się w tony Apologize zespołu Onerepublic, a cały zewnętrzny świat zaczął się oddalać jak statek od brzegu, zostawiając ją na pastwę losu geniuszu pisarskiego Cassandry Clare i smutnym tonom piosenki…
Po chwili, chociaż może trwało to o wiele dłużej, Sophie poczuła, że jej słuchawki nagle zniknęły. Przeniosła spojrzenie znad książki i dostrzegła parę wielkich oczu barwy zielonego szkła, wpatrujących się w nią świdrującym wzrokiem.
-Nick?
-Tak to ja. Do usług madame – uchylił niewidzialnego kapelusza.
-Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być z innymi dziećmi?
-Ty też jesteś dzieckiem.
-No w pewnym sensie tak, ale…
-A poza tym jestem głodny, kiszki mi marsza grają, więc pomyślałem, że się wymknę i podkradnę ci trochę jedzenia, ale widzę, że nie mogę, gdyż tutaj jesteś w związku z tym…
-Chciałbyś, żebym dała ci trochę jedzenia, mam rację?
-Jesteś jasnowidzem? – zapytał przekornie, a następnie zrobił minę dokładnie taką samą jak kot ze Shreka. Co jak co, ale takiemu spojrzeniu to chyba nawet diabeł by się nie oparł, więc dziewczyna pochyliła się, otworzyła metalową szafkę stojącą przy jej łóżku i wyciągnęła paczkę cynamonowych ciasteczek, batona czekoladowego, chrupki oraz żelki.
-Ale zapasy. W tym momencie przypominasz mi wiewiórkę późną jesienią.
-To co powiesz na to? – zapytała i wpakowała sobie do buzi kilka pianek, które przegryzała podczas czytania.
-Wyglądasz jak mój Papa Chomik.
-Papa Chomik serio? Robisz plagiat Smerfom?
-Gdy go dostałem miałem obsesję na ich punkcie, a moje nowe zwierzątko miało gdzieniegdzie czerwonawą sierść, więc nazwa wzięła się stąd, że Papa Smerf jako jedyny miał czerwone gacie.
-Jaki ty jesteś twórczy. Domyślam się, że to nie ty wymyślasz tytuły piosenek.
-Ha ha ha. Jaka ty jesteś złośliwa – powiedział z uśmiechem.
-Powiedz coś co mnie zaskoczy.
-Dlaczego płakałaś?
-Co?
-A widzisz zaskoczyłem cię. Dlaczego płakałaś podczas czytania książki?
-Nie powiem ci dlatego, że nie czytałeś jeszcze tej sceny i zdradzę ci zakończenie „Mechanicznego Księcia”.
-Ej! Jak tak możesz?! – zapytał odwracając się do niej plecami i zaplatając ręce na szerokiej piersi.
-No już się tak nie bocz malutki. Chcesz coś na osłodę? – kiedy pokiwał głową i idealnej imitacji malutkiego dziecka udobruchanego słodyczami, wyciągnęła z torby swój najnowszy nabytek, czyli „Kroniki Bane’a”.
-OMG masz tą książkę?! – wykrzyknął.
-Tak. I chciałabym ci ją pożyczyć.
-Naprawdę?- spytał i popatrzył na książkę jak na wielki skarb. Bo przecież to był skarb.
-Tak. Już ją przeczytałam, więc możesz ją wziąć. Ale ma wrócić do mnie w nienaruszonym stanie – i spojrzała na niego w sposób jaki Grace nazywała„przerażająco przerażającym”.
Po tych słowach Nick podskoczył jak małe dziecko i wyrwał jej powieść z rąk przekartkowując i otwierając na przypadkowych momentach. Sophie patrzyła na jego poczynania z wielkim uśmiechem na ustach. Teraz już wiedziała, dlaczego Grace mówiła, że jest nienormalna.
***
Przez następne pół godziny Nick i Sophie siedzieli na łóżku dziewczyny i próbowali lepiej się poznać, opowiadając ciekawe epizody ze swojego życia. Po chwili nastąpiła lekko krępująca cisza. Nick miał ochotę zadać jedno pytanie, które dręczyło go odkąd dowiedział się o chorobie dziewczyny, ale bał się jej reakcji.
-Zadaj je – usłyszał szept Sophie. Siedziała po turecku i wpatrywała się w swoje splecione dłonie.
-Dobrze… ekm – chłopak odetchnął głęboko – opowiedz mi o tym wszystkim.
-Wszystkim? – zapytała zdziwiona.
-O twoim urodzeniu, jak twoi rodzice zareagowali kiedy się dowiedzieli, że jesteś chora. No o wszystkim.
-Ufff. No dobrze. Termin porodu był ustalony na 31 czerwca, a urodziłam się 29 maja, czyli o ponad miesiąc za wcześnie. Mama opowiadała, że jeszcze 28 maja razem z tatą pisała listę rzeczy, które trzeba było mi kupić. No bo przecież mieli jeszcze dużo czasu, a tu następnego dnia bęc! Sophie przyszła na świat –uśmiechnęła się – Byłam strasznie malutka i chudziutka. Jak patrzę na zdjęcia to nie mogę w to uwierzyć. Przez pierwsze dni nic u mnie nie wykryto. Całkowicie zdrowe dziecko. Opowiadałam już w jaki sposób rodzice dowiedzieli się o mojej chorobie. Mama mówiła, że siedzieli pod salą, a ja ciągle byłam na badaniach. Inne niemowlaki spędzały w tamtym pomieszczeniu kilka minut, a ja nie. Wreszcie pielęgniarka powiedziała, że możliwe jest, iż właśnie wiozą mnie do kolejnego szpitala na operację. I miała rację. Po chwili z pokoju wyszła pani doktor i powiedziała, że jestem już w karetce i jestem przewożona do kolejnego szpitala na zabieg. Rodzice opowiadali, że to było straszne. Mama wróciła po siedmiu dniach do domu, ale bez dziecka. A najgorsze było, że podczas jej nieobecności tata urządził cały pokoik: ustawił łóżko, kupił pościel, zabawki, lampki, wanienkę. Wszystko. Ale maleństwa nie było. Zaraz się zebrali i pojechali do szpitala. Operacja odbyła się trzy dni później. Ale straszne było to, że mój tata miał ranną zmianę w pracy i kończył ją o czternastej, a musiał jeszcze przyjechać na oddział i kiedy wywożono mnie z sali jego nie było. Do pokoju, w którym leżałam wbiegł zdyszany w momencie, w którym zamknęły się za mną drzwi prowadzące na salę operacyjną. Tata był załamany. Nie zdążył się ze mną pożegnać. A co by się stało, gdybym nie przeżyła? Nie wiem ile godzin trwał zabieg. W każdym razie wróciłam, ale trzeba mnie było jeszcze wybudzić. Około dwudziestej spróbowali raz, drugi i nic. Lekarze powiedzieli moim rodzicom, że mają jechać do domu, przespać się, a oni sami zadzwonią jeśli się obudzę lub gdy stanie się co innego. Pojechali, ale cały czas wisieli na telefonie, rozmawiając z pielęgniarkami i pytając czy jestem już przytomna. A one cały czas odpowiadały, że lekarze ciągle próbują wybudzić mnie z narkozy. Wreszcie powiedziały, że to ostatnia próba, a jeśli się nie obudzę to stwierdzą zgon.
-I obudziłaś się?
-Nie. Ale jedna z opiekunek stwierdziła,że jest już późno i możliwe że mój organizm farmakologicznie śpi i powinni spróbować rano. Otworzyłam znowu oczy o dziewiątej następnego dnia. Wiesz, że przed operacją obniżają temperaturę ciała do ok. 20°C? No więc ja nie byłam wyjątkiem, a po operacji układają ludzi na takich matach termo aktywnych, żeby organizm podwyższył swoją temperaturę, ale mój nie potrafił, a na tych matach można było tylko być określoną ilość czasu, a potem ciało musiało sobie radzić samo, a moje nie chciało współpracować. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Kolejnym problemem były moje cieniutkie żyłki. Wenflony musiałam mieć cały czas, żeby podawać leki przeciwbólowe, a żyły nie wytrzymywały dwóch dni, więc po kilku na całym ciele miałam granatowe plamy. Nawet mój dziadek od strony taty, który nie jest zbytnio uczuciowy rozpłakał się, gdy zobaczył mnie taką.Kolejnym problemem było to, że okazało się, iż jestem uczulona na plastry, których użyto do umocnienia szwów i bez znieczulenia zrywali mi je z ciała. Przez to zakończenie mojej blizny nie jest zbyt ładne, chociaż niedawno jedna lekarka porównała je do muszelki. Miałam jeszcze wodę dookoła serca i żeby ją usunąć podawano mi leki, po których strasznie bolał mnie brzuch i krzyczałam w nocy. A także miałam dużą żółtaczkę i musiałam być pod wielkimi lampami. A mój dziadziuś od strony mamy poszedł na pielgrzymkę, żeby podziękować Bogu za moje wyzdrowienie. Poświecił tam aniołka i przyniósł go mnie. Od tego czasu wisi u mnie na ścianie nad łóżkiem… To chyba wszystko – zakończyła z westchnieniem.
Przez długą chwilę Nick siedział i próbował ułożyć sobie w głowie wszystko co usłyszał. Ile ta dziewczyna przeżyła, a co dopiero jej rodzice. Popatrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że to wszystko przydarzyło się naprawdę. Przed sobą miał wysoką, piękną, zabawną dziewczynę,która przeżyła bardzo dużo. I to w pierwszych dobach życia. Ile musiało wydarzyć się w następnych latach.
-Nick powiedz coś – poprosiła dziewczyna i spojrzała na niego tymi wielkimi oczami, które teraz były barwy ciemnego bursztynu.
Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa, więc po prostu wyciągnął ręce i przycisnął jej ciało do swojego. Dziewczyna wzdrygnęła się nieznacznie na tak bliski kontakt, ale po chwili mocniej wtuliła się w jego pierś. Mimo że udawała twardą to była bardzo wrażliwą osóbkę. Miles zastanawiał się ile tajemnic kryje jeszcze ta dziewczyna.
Siedzieli w takiej pozycji bardzo długo, a może to było tylko kilka minut? Nick nie wiedział, ale nie miał zamiaru zmieniać swojej pozycji. Zwłaszcza, że wydawało się, iż Sophie potrzebuje wsparcia.
-Dziękuję – wyszeptała i wyplątała się z jego ramion – Tego mi było trzeba.
-Czego?
-Przytulenia, samej obecności. Nikt, oprócz moich rodziców, tak po prostu nie podszedł i mnie nie objął, a tego zawsze chciałam, ale chyba to było za wiele.
-Dla mnie nie. A tak w ogóle to ciekawe gdzie są chłopaki… O, o wilku mowa.
W tym momencie do sali wpadła reszta ich zwariowanej bandy Śmiali się jak szaleni, wymachując rękami.
-Wiedzieliśmy, że tutaj będziesz – powiedział Evan z uśmiechem.
-No znaleźliście mnie. Słabo się schowałem – powiedział z udawanym smutkiem Nick.
-Młoda damo niestety musimy porwać twojego księciunia, ponieważ pielęgniarki stwierdziły, że już i tak mija pora odwiedzin, więc no cóż. Serca nam krwawią,ale…
-Adiós hermosa (z hisz. „żegnaj piękna”) – powiedział Micheal i razem pomachali Sophie na pożegnanie. Drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.
 
 
 


Rozdział IV
„Nic tak nie pod­no­si na duchu, jak nies­podziewa­ne słowa wspar­cia płynące z ust oso­by, której byśmy o to nie po­dej­rze­wali.”
-Nie mogę uwierzyć, że This Moment odwiedzili mnie w szpitalu – powiedziała rozanielona Danielle, która zajmowała zajmowała łóżko obok Sophie.
-Dani, oni przyjechali by spotkać się z nami wszystkimi, a nie tylko z tobą.
-A przez tego głupiego holtera nie mogłam cieszyć się tym jak powinnam –narzekała nastolatka, nie zważając na słowa koleżanki.
-Mam rozumieć, że te „cieszenie się jak powinnaś” oznacza krzyczenie, piszczenie, skakanie, błaganie o autograf itp.? – zapytała z uśmiechem Sophie.
-No oczywiście, że tak. Co ty z Księżyca się urwałaś? A tak w ogóle to gdzie zniknęłaś po południu? Nie widziałam cię nigdzie.
-Eeee…
Od odpowiedzi na pytanie Sophie uratował skrzyp otwieranych drzwi i pani oddziałowa, która zaraz się w nich pojawiła.
-Dziewczęta już po 22. Pora spać. Możecie rozmawiać, ale bardzo cicho. Dobranoc.– oznajmiła i wyszła, wcześniej gasząc światło. Jedynym oświetleniem były teraz lampy na korytarzu.
-Dobrej nocy życzę – powiedziała szybko Sophia i odwróciła się twarzą do ściany, modląc się gorączkowo w duchu o to by Danielle zapomniała o swoim wcześniejszym pytaniu lub po prostu dała się jej wyspać.
Niestety niebiosa nie okazały zbytniej łaskawości, gdyż jak tylko dziewczyna wypowiedziała słowa pożegnania, Dani powiedziała:
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Po prostu jakoś dziwnie się poczułam i wróciłam do pokoju.
-To ciekawe, bo kilka minut po tobie z biblioteki wyszedł także Nicholas. Czyżbym miała coś podejrzewać? – zapytała z uśmiechem sugerującym, że w jej głowie zaczynają przewijać się obrazy tej dwójki w dość ciekawych sytuacjach.
-Nie to pewnie tylko zwykły zbieg okoliczności. – odparła Sophie, ale poczuła,że jej policzki oblewa rumieniec zażenowania.
-Ta ta ta. A jestem królowa Bona. No już Sophie mów co się wydarzyło. Przecież nic nikomu nie powiem.
-Okey. Przyszedł do mnie do pokoju i zaczęliśmy rozmawiać i tyle.
-Ale tak sam z siebie postanowił cię poznać? Wpadłaś mu w oko. Czyżbym miała przed sobą przyszła panią Miles?
-Nie no co ty. Poznaliśmy się wczoraj na ich koncercie.
-O rany. Nie mogłam na niego iść, bo jestem tutaj – westchnęła sfrustrowana Danielle – Ciekawe czy przyjdzie cię jutro odwiedzić?
-Pewnie nie. Przecież są w trasie koncertowej.
-Ty na serio nic nie wiesz? Występ w Londynie był ich ostatnim w tym roku. Od dzisiaj mają oficjalnie wolne. Znaczy nie licząc pracy nad nową płytą,wywiadami w telewizji i takich tam.
-No widzisz. A do tego po co miałby przychodzić? Zobaczył chore dzieci, poczuł litość i przytulił pokrzywdzoną przez los nastolatkę i koniec. Zapomni o tym po miesiącu i wróci do swojego normalnego życia. To była pewnie jednorazowa akcja.
-Nicholas Miles cię przytulił? – prawie wykrzyknęła koleżanka.
-Danielle naprawdę tylko tyle usłyszałaś?
-Nie no inne rzeczy też, ale stwierdziłam, że tylko ten wątek jest wart mojej uwagi.
-Dlaczego?
-Sophie ty naprawdę jesteś taka głupia? Naprawdę myślisz, że on jest bez serca? Dlaczego zgrywasz taką niedostępną? I tak nie umiesz maskować się przez cały czas. Czasami w twoich oczach można dostrzec to co serio czujesz. I wiem, że w głębi duszy marzysz i wierzysz, a także pragniesz by ten chłopak nie zniknął w jednej chwili z twojego życia. A ja sądzę, że on cię nie zawiedzie. Obserwowałam cię w bibliotece i widziałam ten uśmiech na twoich ustach. Ten niewymuszony grymas, który rozjaśnia twoją twarz. I to wszystko dzięki niemu.
-Danielle przestań – wyszeptała Sophie bliska łez.
-Co mam przestać? Mówić prawdę?
-Przestań dawać mi nadzieję do cholery! – wykrzyknęła po czym przestraszona zaczęła nasłuchiwać, czy przypadkiem pielęgniarka nie idzie właśnie do nich, by je ochrzanić za złe zachowanie. Gdy upewniła się, że na korytarzu panuje absolutna cisza wyszeptała:
-Nie dawaj mi nadziei. Nie próbuj przekonać. Dobrze wiem, że nikt, żadna osoba nie zwróciłaby na mnie swojej uwagi. Nie chciała poznać. Ocenić mnie po wnętrzu a nie pozorach. Nigdy nie będę wystarczająco dobra, idealna, typowa. Jestem wyrzutkiem i zawsze tak będzie. Ludzie oceniają innych po wyglądzie, po opiniach innych, czasem nawet po aktywności na facebooku, czy innych stronach. Spójrz na mnie i powiedz, czy ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby tak po prostu podejść i zacząć ze mną rozmawiać. Jestem gruba, brzydka, czytam książki, marzę o ślubie z ulubionym fikcyjnym bohaterem. Nie noszę ubrań z drogich sklepów, wolę wydawać pieniądze na nowe powieści niż ciuchy, mam dobre stopnie, nie piszę na portalach, bo większość rzeczy, które tam są wpisywane są według mnie po prostu bez sensu, a inni mają mnie za kujonkę bez życia prywatnego, oceniają mnie, ale nie wiedzą co kryje się głębiej, nawet nie chcą sprawdzić. Więc powiedz mi, bo ja nie potrafię, nawet uważam to pytanie za bezsensowne, czym Nick różni się od innych ludzi? Skąd wiesz, że on się wyróżnia, że jest na tyle głupi, by wchodzić do mojego życia, które jest jak grząskie bagno albo ruchome piaski? Jak odpowiesz to może zacznę ci wierzyć.
-Nie potrafię. Po prostu wiem. – odpowiedziała smutnym głosem, ale z błyskiem pewności w oczach Dani i przewróciła się na lewy bok, plecami do współlokatorki, a po chwili zasnęła.
Sophie jeszcze przez długi czas leżała bezsennie na łóżku, wpatrując się w ścianę i tuląc do piersi misia, a po jej twarzy spływały łzy, które tworzyły mokre plamy na jej pidżamie. Co się z nią działo? Dlaczego ostatnimi czasy tak łatwo upadała? Skąd brały jej się te chwile smutku, bezdennej rozpaczy, która niczym czarna dziura wchłaniał ją i wszystko dookoła do jej wnętrza? Co było przyczyną jej łez? Dlaczego jej dusza była tak zbolała i przygaszona? Na te wszystkie pytania nie umiała znaleźć odpowiedzi, a to sprawiało, że z jej oczu wylewało się jeszcze więcej łez.
***
-Nie mogę uwierzyć, że pielęgniarka znowu pomyliła mnie z tobą i obudziła mnie o piątej rano. Przecież jesteśmy razem w pokoju od trzech lat.
-Nie wiem, ale to śmiesznie wygląda jak zaspanym głosem próbujesz wytłumaczyć,ze ty to nie ja.
-Widziałaś? Obudziłaś się, a mimo to pozwoliłaś by ta wstrętna baba obudziła mnie i wyrwała z pięknego snu?
-Tak – Sophie zachichotała.
-Wredota. Jak Bóg mógł pozwolić by takie coś pojawiło się na świecie? – zapytała Danielle wszystkich, a może nikogo, patrząc na koleżankę, na szczęście, już rozbawiona całą sytuacją, powtarzającą się od kilku lat.
-Ciagle zastanawiam się jak mogą mylić mnie z tobą. Przecież jesteś taka ładna, a ja… no sama widzisz.
-Sophio Isabello Underwood jeszcze raz siebie samą skrytykujesz, a… - dziewczyna nie dokończyła, ponieważ w drzwiach pojawiła się znajoma wysoka postać z burzączarnych loków i roziskrzonymi zielonymi oczami.
-Hej. Przeszkadzam? – zapytał chłopak.
-Nie, właśnie wychodziłam – odpowiedziałą Danielle i mrugnęła do koleżanki porozumiewawczo, a następnie wyszła, nie zważając na mordercze spojrzenie jakie w jej stronę wysłała Sophie.
-Ehm… więc… co ty tutaj robisz Nick? – zapytała dziewczyna, siadając na łóżku. Nick odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko nastolatki.
-Przyszedłem cię odwiedzić? Czy to zakazane?
-Nie, chociaż oficjalnie pora odwiedzin rozpoczyna się dopiero o 14, kiedy nie wykonuje się już żadnych badań.
-Powiedzmy, że jedna z opiekunek mnie polubiła, więc…
-Ach tak.
-No i chciałem jeszcze powiedzieć, że przeczytałem książkę.
-Już? Szybki jesteś.
-Ta… Tak mnie wciągnęła, że nie mogłem się od niej oderwać dopóki nie przeczytałem całej.
-Skąd ja to znam – powiedziała cicho Sophie, uśmiechając się wbrew sobie.
-Tak więc oddaję w nie naruszonym stanie tak ja obiecałem. – powiedział i wyciągnął z torby książkę. Dziewczyna zauważyła, że była ona obłożona folią, by się nie zagięła. To było słodkie.
-Postarałeś się – skomentowała.
-No tak. Bo przecież jak powiedziała Tessa „Książki to diamenty”, nieprawdaż? A jako że popieram to stwierdzenie to w związku z tym staram się o nie dbać. A do tego obiecałem jej nie zniszczyć, a nie chciałbym od ciebie dostać po głowie, więc… Najgorzej było schować ją przed Jimmym. – powiedział ze słodkim uśmiechem, podczas którego na jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki.
-A kto to?
-Mój pies.
-Jaka rasa?
-Golden retriever, szczeniaczek.
-O jeju. Zawsze chciałam mieć takiego – powiedziała szczęśliwa.
-Jak będziesz grzeczna to może ci go kiedyś pokarzę i będziesz mogła się z nim pobawić.
-„Jak będę grzeczna”? A co to ma znaczyć?
-No wiesz przynieś, podaj, leżeć, aport… Tego typu sprawy.
-Ha ha ha. Czy ktoś już panu mówił, że ma pan ego większe niż Wielka Brytania?
-Czy ktoś panience już mówił, że jej sarkazm przecina powietrze jak najostrzejszy nóż?
-Nie. A teraz już oddaj mi moje maleństwo – kiedy chłopak oddał jej własność Sophie przytuliła książkę do piersi jakby trzymała w ramionach dziecko – To co robimy?
-Jak już masz tą książkę to wykorzystajmy okazję.
***
Przez następne pół godziny siedzieli na łóżku dziewczyny, szukając nawzajem ciekawych, a zarazem śmiesznych fragmentów dotyczących jednego z ich ulubionych postaci literackich, czyli Magnusa Bane’a.
-No nie mogę! Serio?! Kocham ten fragment! – wykrzyknął nagle.
-Co tam znalazłeś ciekawego? – zapytała i przesunęła się bliżej niego, by zajrzeć mu przez ramię.
-Słuchaj:
„-To piękny i niezwykły instrument! Pudło rezonansowe zostało wykonane z pancernika. To znaczy z wysuszonej skorupy pancernika.
-To tłumaczy te dźwięki. Brzmi jak zagubiony i głodny pancernik.
-Jesteś po prostu zazdrosny. A to dlatego, że w odróżnieniu ode mnie nie masz duszy prawdziwego artysty.
-Wprost zzieleniałem z zazdrości – burknął Ragnor.
-Daj spokój to nie fair. Przecież wiesz, że uwielbiam, kiedy żartujesz ze swojej cery.” No i tam sobie Magnus gra…
-Raczej rzępoli – wtrąciła się Sophie.
-I wbiega Catarina – powiedział nie zważając na jej uwagę:
„-Magnus, Ragnor… Słyszałam kota, który wydawał absolutnie nieziemskie dźwięki. Sądząc po nich biedaczysko okrutnie cierpi. Musicie mi pomóc go znaleźć.”
-Taa… Nie ma to jak Magnus i ta jego dusza artysty.
-Nie no na pewno na czymś potrafi grać. Na nerwach.
-Teraz moja kolej – powiedziała i wyrwała mu książkę z ręki. Odsunęła szufladę i wyciągnęła z niej kilka kartek pokrytych czarnym tuszem, na których zanotowane były strony z ulubionymi momentami w powieści.
-Ej to nie fair!
–Skończyłam tą książkę. Muszę sobie zapisywać fajne fragmenty. To tylko dla własnej przyjemności, ale mogą pomóc i w tym… O mam! – wykrzyknęła i zaczęła czytać:
„Magnusie– powiedział Will – Co, u licha, przydarzyło się Jamesowi?
-Co mu się przydarzyło? Niech się zastanowię. Ukradł rower i jeździł nim po Trafalgar Square, ani razu nie korzystając z pomocy rąk. Próbował wspiąć się na kolumnę Nelsona i stoczyć z nim walkę. Potem na krótki czas straciłem go z oczu i zanim znowu go dogoniłem, zawędrował do Hyde Parku, gdzie brnął przez Serpentine z szeroko rozłożonymi rękami i krzyczał: Kaczki, przyjmijcie swego króla! Czynił też niestosowne miłosne awanse zaskoczonej starowinie handlującej kwiatami, irlandzkiemu wilczarzowi, niewinnemu wieszakowi na kapelusze stojącemu w domu, do którego się włamał, oraz mnie samemu. Dodam także, że nie wierzę w szczerość jego podziwu dla mojej osoby, choć rzeczywiście jestem olśniewający. Powiedział mi, że jestem piękną, skrzącą się damą. A potem padł, oczywiście, na drodze nadjeżdżającego pociągu z Dover, więc uznałem, że najwyższy czas zabrać go do domu i umieścić na łonie rodziny. Jednak jeśli uznacie, że lepiej umieścić go w sierocińcu, doskonale zrozumiem.”
-Synalek Willa to niezłe ziółko – skomentował Nick rozbawiony do łez.
-Oj tak… Już go kocham – powiedziała rozanielona – Oto kolejny chłopak na mojej niekończącej się liście book boyfriends.
-Serio masz taką listę?
-A ty nie masz swoich book girlfriends?
-Eeee – skłamałby, mówiąc, że nie więc wolał w ogóle się nie odezwać. Teraz on wziął książkę do ręki i zaczął ją przekartkowywać, szukając ciekawego fragmentu.
Gdy otworzył usta, by zacząć czytać usłyszał szczęk otwieranych drzwi do sali. Pojawiła się w nich Caroline.
-Sophie twoja pani doktor powiedziała, że masz podejść pod pokój nr 125 na badanie echo.
-Dobrze – odpowiedziała dziewczyna i zeskoczyła z łóżka.
-Nick nie będzie mnie przez kilkanaście minut, nie wiem co byś chciał robić…
-Wiesz gdzie jest bufet?
-A ten znowu głodny – mruknęła pod nosem – Musisz wyjść z oddziału, wejść po schodach na trzecie piętro, zaraz zobaczysz go po lewej stronie.
-Dzięki. Mam nadzieję, że wyniki będą dobre.
-Zadzwonię jak wrócę.
-Dobrze – powiedział, uścisnął pokrzepiająco jej ramię i wyszedł, zostawiając uchylone drzwi. Sophie sprawdziła czy nie zostawiła niczego kosztownego na wierzchu i opuściła pokój.
Po minucie doszła do kremowych drzwi, takich samych jak na całym korytarzu, na których widniał numer 125. Przystanęła i zapukała. Gdy usłyszała przytłumione „Proszę” , wciągnęła głęboko powietrze i otworzyła drzwi, modląc się w duchu by nie było aż tak źle.
***

Nicholas siedział w szpitalnym bufecie jużod prawie 30 minut. W tym czasie dążył zamówić zapiekankę i ice tea oraz skonsumować posiłek, a jego telefon ciągle milczał. Żadnej wiadomości, powiadomienia, sygnału, nic. Raz jedynie zadzwonił do niego Micheal, pytając czy nie zgubiłsię w metrze. Nawiązywał tym samym do wydarzenia sprzed ponad roku, kiedy Nick nie zauważył, że jego przyjaciele wysiedli i pojechał o cztery stacje za daleko. Nick odburknął coś i rozłączył się, myśląc cały czas o dziewczynie, której oczy zmieniały swą barwę jak w kalejdoskopie. Nie wiedział skąd bierze się u niego to odczucie, ale chciał ją poznać, zostać jej przyjacielem, opoką,kimś komu mogłaby się wygadać, ściągnąć maskę.
Siedział w jednym miejscu jeszcze przez 10 minut. W końcu stwierdził, że coś musiało się zdarzyć skoro Sophie nie dzwoni, więc podniósł swoje przysłowiowe cztery litery z krzesła i szybko pobiegł w kierunku oddziału.
Im bliżej pokoju dziewczyny był tym czuł w swoim wnętrzu narastający niepokój, jakiś lęk, którego przyczyny powstania nie potrafił wyjaśnić.
Gdy dobiegł na miejsce otworzył drzwi i zamarł, gdy zobaczył co się dzieje przed jego oczami.
Sophie leżała skulona na łóżku, z twarząwtuloną w poduszkę, ściskając w ramionach brązowego misia, a po jej policzkach spływały łzy. Jeszcze nigdy nie widział jej tak załamanej, ale kiedy miałby mieć okazję, znał ją przecież tylko od trzech dni.
Podszedł cicho do posłania i dotknąłdelikatnie jej ramienia. Dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona i odskoczyła od jego ręki, siadając gwałtownie. Szybko wytarła łzy, ciągle spływające po jej twarzy i spróbowała ukryć swoje załamanie.
-Nick? Co ty tutaj robisz?
-Miałaś zadzwonić, gdy wrócisz.
-Zapomniałam. Przepraszam.
-Co się stało? Złe wieści?
-Dlaczego tak sądzisz?
-Ponieważ płaczesz.
-Ja wcale nie… - umilkła , gdy zobaczyła nowe mokre plamy na koszulce – No dobra. Masz rację.
-Co się stało. Możesz mi powiedzieć. Coś się zmieniło w twoim sercu?
-Brzmi jakby chodziło o miłość. Nie ja już wiem o tym od czterech lat, ale po prostu gdy wychodzę ze szpitala staram się o tym zapomnieć, a gdy wracam i znowu mi o tym mówią to tak jakby odrywali wciąż i od nowa stare, jeszcze nie do końca zagojone rany, a to strasznie boli.
Gdy miałam dwanaście lat przyjechałam do tego szpitala pierwszy raz. Wcześniej jeździłam do innego. Ale wracając: planowano zrobić mi operację Rossa, która polega na wczepieniu w miejsce zastawki aortalnej zastawki płucnej. Niestety podczas padania echo pani doktor zauważyła, że moja zastawka płucna jest za duża i za cienka, więc nie dość, że by się nie zmieściła to do tego nie potrafiłaby dobrze pracować.
Inna opcja to przeprowadzenie tej samej operacji, którą miałam jako niemowlę, ale istnieje duże ryzyko, że podczas operacji narząd pękłby i wszystko skończyłoby się niepowodzeniem.
Ostatnią alternatywą jest sztuczna zastawka. A to nie jest dobre rozwiązanie zgłasza dla młodej dziewczyny. Do końca życia musiałabym brać leki na rozrzedzenie krwi, więc: po pierwsze nie mogłabym pićalkoholu, ale nie czuję się z tym jakoś źle, po drugie, gdybym się przewróciła i zaczęłaby mi płynąć krew to musiałabym mieć przy sobie bandaż, bo wypływałaby ona kilka razy szybciej niż normalnie, a co najgorsze nie mogłabym nigdy miećdzieci.
-Co?! – wykrzyknął wstrząśnięty Nick – Jak to nie mogłabyś mieć dzieci?
-Tak to. Tabletki rozrzedzają krew, więc podczas porodu, gdybym krwawiła, to mogłabym wykrwawić się na śmierć. Pani mnie „pocieszyła”, że mogłabym spędzićdziewięć dziewięć miesięcy na szpitalnym łóżku, codziennie badana przez kilku lekarzy, ale nie wyobrażam sobie spędzenia najpiękniejszego okresu w życiu kobiety w szpitalu, a ona i tak mówi, że małe prawdopodobieństwo jest że nic by mi się nie stało. Już wiesz dlaczego płakałam. Po prostu nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Z tą prawdą. Staram się o tym zapomnieć, ale to zawsze wraca. Nie da się od tego uciec. – a potem jej drżący głos wywołał kolejną falę łez. – Jeju jaką ja jestem beksą – powiedziała – dlaczego tak to przeżywam? Dlaczego nie mogę przyjąć tego bez uczuć, spokojnie, tylko płakać za każdym razem?
A Nick znowu nie wiedział co powiedzieć. Czy ta dziewczyna musiała doprowadzać go do utraty mowy? Więc chłopak zrobił to co dzień wcześniej, czyli po prostu przytulił ją mocno do swojej piersi i kołysałdelikatnie, próbując uspokoić.
-Pamiętaj, że płaczą osoby nie słabe, a te które był silne za długo – szeptałprosto do jej ucha – jesteś bardzo twarda i silna Sophie Underwood. Nie każdy umiałby przeżyć to co ty i starać się normalnie żyć i to z tak pozytywnym skutkiem. Pamiętaj.










Rozdział V
„Jeślia oz­nacza szczęście, to a = x + y + z; x - to pra­ca, y- roz­rywki, z - umiejętność trzy­mania języ­ka za zębami.”
Albert Einstein
Sophie jadła powoli śniadanie, słuchając dźwięków napływających do jej uszu z salonu. Nuciła pod nosem melodię. Była, wyjątkowo, w doskonałym humorze. Może stało się tak za sprawą słonecznego blasku oświetlającego cały jej pokój, gdy się obudziła, a może o ćwierkanie ptaków na drzewach, jedną z ulubionych piosenek lecących akurat w telewizji, a może był to efekt wiadomości, którą otrzymała zaraz po przebudzeniu…
Gdy skończyła posiłek, wesoło podeszła do zlewu, by umyć naczynia. Coś musiało być nie tak. Kto normalny uśmiechał siępodczas zmywania garów? Jednak nie zastanawiała się nad tym za długo. Gdy wbiegała po schodach na piętro, przeskakiwała po dwa stopnie, a potem wpadła do pokoju podskakując jak młodziutka antylopa. Porwała swoje ubrania do chodzenia po domu, a następnie zniknęła w łazience, zamieniając pidżamę ze słodziutkąmyszką Miki na dresy i starą bluzkę.
Kiedy poranną toaletę można było uznać za skończoną, stwierdziła, że należałoby wziąć się już za sprzątanie pokoju. Westchnęła, włączyła wieżę i pozwoliła, by rytm muzyki porwał ją jak fala i pozwolił zapomnieć o tym, że zamiast tańczyć razem ze swoją paczką ściera kurze.
Po godzinie wylała wodę jednak muzyka ciągle sączyła się z urządzenia. Aż żal było wyłączać. Z taką myślą Sophie zaczęła tańczyć i śpiewać na cały regulator. Dobrze, że rodzice pojechali dziesięćminut wcześniej razem z jej bratem do sklepu, bo inaczej… nawet nie chciała wiedzieć co by wtedy było.
Nagle usłyszała skrzypnięcie paneli. Odwróciła się powoli i zobaczyła…
***
Nick otworzył gwałtownie oczy i usiadł nał óżku, rozglądając się gorączkowo dookoła. Coś mu się nie zgadzało. Telewizor cały, laptop cały, szafa i komoda zamknięte, książki ustawione. Wszystko na swoim miejscu. A jednak cały czas coś było nie tak. Może to po prostu otumanienie senne. Może coś mu się śniło. Nagle błoga nieświadomość zniknęła, a on w jednej chwili zaczął odczuwać straszliwe zimno. Spojrzał w dół i zobaczył,że całe łóżko łącznie z nim samym aż pływa w wodzie z lodem. Z lodem!
-Nicholasie kogo nominujesz do oblania się kubłem lodowatej wody? – zapytał Micheal, który pojawił się nie wiadomo skąd obok chłopaka, trzymając w ręku swojąszczotkę do włosów imitującą mikrofon.
-Co? Wy?!… Nominuję Erica Bana, Eda Sheerana i Harry’ego Stylesa. Do dzieła!…Wyłączże już tą kamerę – warknął, gdy Evan ciągle nagrywał jego mokrą bluzkę.
-Dlaczego kazałeś mi wyłączyć? Wiesz o ile więcej komentarzy będzie pod tym filmikiem jak nasze fanki ujrzą mięśnie pod twoją koszulką. Już słyszę te ochy i achy.
-Dokładnie takie jakie ty robisz, gdy oglądasz filmy z Emmą Watson? – zapytał Nicholas.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
-A tak w ogóle to dlaczego mi to zrobiliście? Miałem taki cudowny sen. I było mi ciepło!
-Thomas postanowił zrobić śniadanie dla nas wszystkich, a jako że ty masz najfajniejszą kuchnię z nas wszystkich to postanowiliśmy wbić do ciebie. Potem Thom poszedł gotować, piec czy co on tam wyprawia, nam się nudziło, a ty tak smacznie spałeś aż żal cię było nie obudzić.
-Czy ja czuję smród palonego oleju? – zapytał zaniepokojony Nick.
-Chyba.
-Moja kuchnia! – wykrzyknął właściciel domku i wyskoczył z łóżka.
-Nick! – krzyknął Evan – Ty idź się przebrać, a my sprawdzimy co tym razem przeskrobał Thomas, ok.?
-Eeeeeeee… Dobra. Tylko nie niszcie jej jeszcze bardziej.
-Sie robi szefie. – I zniknęli za drzwiami.
Gdy Nick został sam, spojrzał na łóżko i westchnął.
-Najpierw ja. Potem mebel – postanowił i wyciągnął z komody ubranie na zmianę.
Po kilku minutach, już ubrany, siedział nałazienkowych kafelkach, opierając się plecami o ścianę, a pod nosem mruczałnajróżniejsze przekleństwa. A to wszystko przez jego włosy. Przez włosy! Jego loczki były kapryśnymi tworami. Jedyne co było w stanie znacznie ułatwićNickowi ich rozczesanie to nałożenie odżywki i pianki tuż po spłukaniu szamponu. Tylko po takim zabiegu dawały się ujarzmić grzebieniowi. Lecz teraz Nick nie umył ich i za karę przechodził istne piekło. Nie dość, że grzebień prawie całkowicie zniknął pod skołtunioną masą to dodatkowo nie mógł się przez nią przebić.Zatrzymywał się na blokadzie i tak zwisał dopóki Nick go nie wyciągnął.
Chłopak westchnął sfrustrowany, wyciągnąłtelefon i napisał do pierwszej osoby jaka mu przyszła do głowy.
Śpisz?
Odpowiedźprzyszła po chwili.
Nie JA ty?
Tutaj misio panicza Nicholasa. Niestety pan Miles jest chwilowo niedysponowany, gdyżpisze mowę pożegnalną swoim włosom.
Nie Nicholas! Podżadnym pozorem nie wolno ci ścinać, golić, splatać, czy związywać swoich loczków. Jeśli to zrobisz to pożegnasz się z najważniejszą rzeczą w całym swoimżyciu!
A co niby jest najważniejszą rzeczą w całym moim życiu?J
Spotkania ze mną. A o czym ty niby myślałeś? <oburzona>
Nie no oczywiście, że o tobie. Co mogłoby być ważniejszego od spotkań z moją najwierniejszą fanką :P
Wyczuwam sarkazm.
Masz włączony radar? Czy psi węch? J
Psy nie wyczuwają sarkazmu idioto. Pff.
Nie pfyfaj tu na mnie!
Nie pfyfaj? A co to za słowo?
Spadaj. Mogę pisać jak chcę. I tak nikt nie zobaczy tego oprócz mnie i ciebie.
Jest jeszcze Echelon.
Co?
Sprawdź tempaku. I ty niby jesteś starszy ode mnie? Zaraz mi jeszcze oznajmisz, że tyłek Kim Kardashian jest prawdziwy. A tak w ogóle to dlaczego piszesz?
Mam dość swoich włosów. Nie chcą się rozczesać! Są jedną, wielką masą kołtunów. Ugrrrrrrr.
Uuuuuu. A dlaczego są mokre?
Chłopaki zrobili mi Ice Bucket Challenge na śpiąco. :’(
Au. :D
Czy ty się ze mnie śmiejesz?
Nie no skądże. Nie wiesz, czy któryś z chłopaków nie zrobił zdjęcia? Obejrzałabym.
Ha ha ha. Jakaś ty miła i współczująca.
To moje drugie i trzecie imię.
Czyżbyś przeczytała je w chińskich ciasteczkach z wróżbą? ;)
Pff.
Jeeejjjjjjjj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zaciąłeś się? J
Nie. Rozczesałem włosy.
Super. Chcesz medal? :P
Pff. Masz plany na dzisiaj?
Nie, a co? Boisz sięzgubić w metrze? :P
Skąd o tym wiesz?
Czyżbyś nie znałnajwiększej papli w zespole?
Micheal. Zabije go… To robisz coś?
Jako, że są wakacje mój kalendarz jest pusty. Aż błaga, żeby coś w nim zapisać.
To kartki się ucieszą. Wpisz sobie, ze o 13.00 przyjdzie po ciebie sam Nicholas Miles, najlepszy, najzabawniejszy i najseksowniejszy facet w UK jak nie na całym świecie.
Widzę, że skromność to twoja największa i najbardziej wyczuwalna cecha. ;)
Oczywiście,że tak. J To co?
Hmmmmmm… Może być.Wykreślę parę rzeczy i może znajdę godzinkę.
Przed chwilę powiedziałaś, że masz cały kalendarz pusty. Sprawdzaj smsy.
Cicho. To do zobaczenia.
Dlaczego kończysz? L
Głodna jestem!
Aaaaa.
No aaaaaa. Spadam jeść, bo już czuję apetyczne zapachy z kuchni. Mniam J
Ej no weś… Kuchnia!
Eeeee?
Opowiem jak się spotkamy.
Okokok. Cześć.
Cześć.
Nick schował telefon i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i omal się nie wywracając wparował do kuchni. Gdzie zobaczył… No właśnie. Całe ściany pokrywały mąka i jajka, a na podłodze walały się rozsypane płatki, makarony i inne sypkie rzeczy. A na środku tej rzeźni stali Evan, Micheal i Thomas patrzący bezradnie na otoczenie.
-Nie chcę wiedzieć jak to się stało, że przeszedł tutaj huragan, ale jednej rzeczy od was wymagam. Gdy wrócę ma tu być tak czysto, że będę mógł lizać podłogę i na języku nie zostanie ani jedna odrobinka kurzu – oznajmił i ruszył do przedpokoju.
-A ty co robisz? – zapytał Thomas.
-Zakładam buty, nie widać?
-Widać. Tylko po co to robisz?
-Idę do twojego domku, by zjeść śniadanie.
-Ech. No dobra. A my się bierzemy za sprzątanie. Masz plany na popołudnie?
-Spotykam się z Sophie, a co?
-Nie nic. Tylko, że wiesz wróciła ze szpitala tydzień temu, a ty spotkasz się z nią już czwarty raz.
-To coś złego?
-Nie. Oczywiście, że nie. Tylko nie chcę, żebyś potem chodził smutny i miał zero energii do życia.
-Czy ty myślisz, że ja i Sophie kręcimy ze sobą?
-Tak.
-Jesteśmy tylko kolegami, może się to przerodzi kiedyś w przyjaźń, ale do tego trzeba czasu. Jakoś nie widzę, żeby nasza relacja miała zejść na odmienne tory.
-Dobra myśl co chcesz. Tylko nie właź do tego bagna bez zastanowienia, dobra? Pomyśl, a zanim się zanurzysz weź głęboki wdech.
-Ty żeś się naćpał czegoś w tej kuchni? Gadasz od rzeczy. Miłego sprzątania. – i wyszedł.
Całą czwórką mieszkali na malutkim osiedlu domków jednorodzinnych na obrzeżach Londynu. Każdy miał swój na własność, a każda działka oddzielona była niskim, drewnianym płotkiem. Cicho i spokojnie.
Nick otworzył drzwi i od razu skierował się kuchni, by naszykować sobie śniadanie. Wyciągnął jajka, mąkę, cukier, miód, mleko, serek homogenizowany, dżem malinowy i morelowy, ananasa, mandarynki i parę jagód. Po dziesięciu minutach siedział na kanapie i pożerał cieplutkie naleśniki, popijając je maślanką o smaku owoców leśnych. Mniam. Aż się uszy trzęsą.
Gdy jego żołądek nie potrafił zmieścić już nawet najmniejszego kęsa, chłopak rozłożył się na mięciutkim dywanie, wyciągnąłtelefon i z ciekawości wszedł na twittera. Czytał, czytał, a dywan był taki miękki. Nie wiedząc kiedy, zasnął. Obudził się po godzinie. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już wpół do trzynastej. Dobrze, że chłopcy mieszkali tak blisko siebie. Przeszedł na swoją parcelę i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i ruszył. Dobrze, że nie ubrał się rano jak ostatnia fleja i że rozczesał te włosy.
Kolejnym plusem było to, że Sophie mieszkała ok. piętnaście minut drogi autem od ich osiedla, czyli w Chelmsford. Dom, w którym mieszkała znajdował się przy długiej ulicy zabudowanej tylko przez takie domostwa. W tej okolicy także panował spokój i cisza. Człowiek wjeżdżając czuł się jakby znajdował się na innej planecie, takiej bez zmartwień, czy wszelkich trosk.
Gdy podjeżdżał, zobaczył, że jej rodzice, a także młodszy brat wychodzą na podjazd. Zaparkował i poszedł z nimi porozmawiać.
-Dzień dobry – powiedział
-Dzień dobry Nick – odpowiedziała Elenor, mama Sophie.
-Cześć – powiedział jedenastoletni brat dziewczyny – Lucas, który zachowywał się jak typowy starszy brat.
-Przyszedłeś spotkać się z Sophie? – zapytał Henry – tata, wbrew pozorom bardzo miły mężczyzna.
-Tak.
-Jest na górze u siebie – powiedziała Elenor, cały czas uśmiechając się w stronę nastolatka.
-To może my już pójdziemy. Bawcie się dobrze – powiedział Henry i niemal zaciągnął panią Underwood do samochodu. Luc poczłapał za rodzicami, a zanim zamknął drzwi, pomachał na pożegnanie. Nick odmachał i powoli wszedł do mieszkania.
Lubił to miejsce, odkąd pierwszy raz przekroczył jego progi. Krótki, szeroki przedpokój wprowadzał osobę do jasnego salonu przedzielonego od kuchni blatem. Na przeciwko zamiast ściany stały ogromne, przezroczyste drzwi prowadzące na ślicznie urządzony, kwiecisty taras. Meble były drewniane, kuchenne w podobnym odcieniu. Widać, że państwo Underwood nie byli zbytnio bogaci, ale nie biedni. Typowa klasa średnia, ale w genialny sposób potrafili wykorzystać miejsce i środki, które mieli do dyspozycji.
Wijące się, ciemne schody prowadziły na piętro wyłożone takimi samymi panelami. Drzwi były pouchylane, więc wydawało się, że w domu jesteś mile widziany, nie musisz uważać które drzwi otwierasz, ponieważ nic się nie stanie jak otworzysz złe.
Tylko jedne drzwi były otwarte na oścież.Głośną muzykę dało się słyszeć od wejścia do budynku. Nick uśmiechnął się i zaczął wolno iść, przysłuchując się drugiemu głosowi, który śpiewał razem z piosenkarzem i najwyraźniej próbował go przekrzyczeć. Wychylił głowę i zobaczył, że na środku pokoju stoi Sophie ubrana w zwykłe szare dresy i wyciągniętą koszulkę, chociaż słowo „stoi” nie jest do końca adekwatne do czynności, które wykonywała dziewczyna. Lepiej brzmią słowa: skakała, wirowała, bujała się no i oczywiście śpiewała, czy tam wrzeszczała.
Nagle nacisnęła przycisk na pilocie, a muzyka ucichła. Nastolatka powoli odwróciła się, a gdy rozpoznała któż to taki przyglądał się jej harcom rozszerzyła oczy, tak bardzo że o mały włos nie wypadły z orbit, a po chwili jej twarz i szyję oblał różowy rumieniec.
-Co ty tutaj robisz? – zapytała, przyglądając się swoim kremowym papciom.
-Przyjechałem po ciebie.
-Już 13?
-Tak.
-Ale ten czas leci. O rany a ja jestem w ogóle nie ubrana. Poczekaj chwilę.
-Ej nie uciekaj. Nie mogłabyś czegoś jeszcze zatańczyć albo zaśpiewać? – zaśmiał się.
-Dupek – oświadczyła i pokazała mu język, znikając w łazience. Gdy został sam zaczął przyglądać się jej pokojowi co zresztą zawsze robił, gdy gdzieś wychodziła, zostawiając go samego. Nad łóżkiem wisiały białe lampki, a na cienkim sznureczku przypięte były zdjęcia. Sophie i Grace, Sophie i jakiś chłopak, Sophie, Grace i ten tajemniczy chłopak, czy jej rodzina. Na każdym zdjęciu dziewczyna była uśmiechnięta, wydawała się szczęśliwa. Ale czy uśmiech nie był wymuszony? Czy pozorna radość nie ukrywała czegoś mrocznego? Dziewczyna opowiedziała mu, że uśmiech który ukazuje na każdej podobiźnie ćwiczyła odkąd skończyła sześć lat i teraz potrafiła go pokazać nawet kiedy była wściekła lub załamana. Skąd inni mieli wiedzieć, czy to co ukazuje jest prawdziwe? A może ona sama nie chciała się ujawnić?
-Gotowa – usłyszał głos. Spojrzał i zamrugał ze zdziwienia. Sophie stała przed nim ubrana w zwykłą kremową bluzkę i rozkloszowaną kwiecistą spódniczkę, włosy związane były we francuza, który kończył się zwykłym kucykiem. – Może być?
-Tak. Jak wyszykowałaś się tak szybko? Moja siostra szykuje się co najmniej półgodziny.
-Ale ja miałam już naszykowane ubranie i w ogóle się nie maluję, jedyne co musiałam wymyśleć to fryzurę.
-Może przyprowadzę tu kiedyś Natalie. Zobaczy, że dziewczyny tez potrafią się szybko ubierać.
***
Po chwili siedzieli już w samochodzie. Sophie zdążyła już nawet włączyć radio.
-To gdzie mnie porywasz tym razem? – zapytała.
-Niespodzianka – odpowiedział z uśmiechem znowu ukazując dołeczki. Jak ona tego nienawidziła. To znaczy, ze miał przebiegły plan.
-Przez ciebie zaczynam nienawidzić niespodzianek.
-Spodoba ci się.
-Ale…
-Nie marudź. Jak się dowiesz to nie będzie zabawy.
-No dobrze. Jedźmy już.
Nick posłuchał i odpalił samochód, by po chwili zostawić w tyle spokojne i znajome okolice. Po kilku minutach zorientowała się, że jadą w kierunku Londynu. Spojrzała na niego zaskoczona, a on w odpowiedzi uśmiechnął się tajemniczo. Ciekawe co tym razem dla niej przygotował.





Rozdział VI
„Życie wy­daje się kochać pa­radok­sy - kiedy człowiek sądzi, że jest zu­pełnie bez­pie­czny, wte­dy jest zaw­sze śmie­szny i w każdej chwi­li gro­zi mu wy­padek - ale kiedy wie, że jest stra­cony, życie za­sypu­je go pre­zen­ta­mi. Nie trze­ba wca­le o to za­biegać - chodzi za człowiekiem jak pies.”

Erich Maria Remarque



-Jesteśmy – powiedział Nick i potrząsnął lekko ramieniem Sophie. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że dojechali. Podróż minęła jej w sekundę. Chyba po drodze przysnęła. – Chodź – Nick wyszedł z samochodu, a następnie obszedł go i otworzył jej drzwiczki. Gdy wyskoczyła z pojazdu, uważając, by spódniczka jej się nie podwinęła. Nick wyprzedził ją i stanął przy wejściu, ale zanim wszedł otworzył „wrota” i przepuścił ją pierwszą.
-Co za dżentelmen – skomentowała.
-Zawsze i wszędzie – odparł.
-Ta…
Sophie spojrzała na szyld i zobaczyła, że są w Starbucksie.
-Czyżby w całym Londynie nie było ciekawszego miejsca od Starbucksa? – zapytała, gdy siadali przy stoliku znajdującym się w dalszej i mniej zapełnionej części sali.
-To taki mały przystanek w podróży. Zasnąłem dzisiaj na dywanie w domu Thomasa i nie chciałbym, żeby znowu mi się to przytrafiło. Potrzebuję zastrzyku energii w postaci pysznej kawy.
-Na dworze jest prawie trzydzieści stopni, a ty chcesz pić gorący napój? –zapytała z wielkim zdziwieniem.
-Nie pamiętasz, że są jeszcze mrożone? Wezmę waniliową latte. A ty?
-E… Nie wiem.
-Nie masz ulubionego picia?
-Ja… nigdy nie byłam w Starbucksie.
-Serio?
-No co? Nie pijam kawy, więc nigdy nie widziałam sensu, żeby tu przychodzić.
-Nie no spoko. To na co masz ochotę? Pomogę ci wybrać.
-Hm… Na napój z mrożonych owoców.
-Wolisz maliny, czy mango?
-Maliny.
-Więc czy masz ochotę na shake malinowy?
-Może być.
-To ja pójdę zamówić. A ty się nie oddalaj. Nie chcę, żebyś się gdzieś zgubiła.
-Tak jest – i zasalutowała. Nick zachichotał, chyba pierwszy raz w życiu słyszała chichoczącego chłopaka, i stanął w kolejce. Sophie poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła telefon i zobaczyła nową wiadomość. Od Grace.

Co tam u cb?
Nic ciekawego rodzice pojechali z Luciem do sklepu.
Chata wolna? :) Mogę wpaść?
E… Nie.
Czyżbyś nie była sama? :D
Ja w ogóle nie jestem w domu.
Czyżby ktoś poszedł na randkę z Nickiem? :)
Z Nickiem tak. Na randkę nie. To zwykła przechadzka.
Tra ta ta ta. Mów sobie co chcesz ja i tak wiem swoje.
Ugrrrrrrrrrrrrr. Nick to tylko mój kumpel.
Tak. A ja jestem królowa Bona.
Wiesz co? Jak chcesz gadać takie bzdury to ja spadam. Cześć.

Ze złością wrzuciła telefon do małego, workowatego plecaka. Gdy znowu podniosła wzrok zobaczyła, że Nick zmierza do ich stolika z dwoma napojami, uważając by nie rozlać. Kiedy przed jej oczami ukazało się jej zamówienie stwierdziła, że wygląda naprawdę nieźle… Ale to nic w porównaniu z tym jak smakowało. Maliny smakowały jak maliny, a nie sproszkowane, chemiczne podróbki. Kawałki owoców i lodu mieszały się ze sobą przy podniebieniu, tworząc niesamowity efekt. Gęsty płyn spływał falami wzdłuż gardła, nie tracąc smaku ani aromatu. Z każdym kolejnym łykiem smakował coraz lepiej.
-Chyba ci smakuje, prawda? – zapytał Nickolas, który, jak podejrzewała Sophie, obserwował ją cały czas.
-Chyba widać. Rzadko ma się okazję, by wypić coś takiego. Właśnie! Ile zapłaciłeś?
-Nic mi nie musisz oddawać.
-Ale kupiłeś mi picie. Muszę ci oddać pieniądze.
-Nic mi się nie stanie jak wydam o te kilka funtów więcej. A do tego jesteś dziewczyną, a obowiązkiem chłopaka jest płacenie za wyjścia.
-Ale…
-Żadnego ale. Chciałem postawić ci picie, to tak zrobiłem. Gdybym nie chciał to bym się nie zmuszał.
-Nick…
-Dobra. Możemy zrobić tak: dzisiaj zapłacę za ciebie, a jeśli jeszcze kiedyś pójdziemy do kawiarni i będziemy w podobnej sytuacji jak dzisiaj to zapłacisz za nas oboje, a kolejnym razem ja, potem ty i tak cały czas. Może być?
-Wydaje się sprawiedliwie. Zgadzam się.
W Starbucksie siedzieli jeszcze przez półgodziny. Rozmawiali, chichotali, śmiali się, z każdą chwilą poznawali bliżej, bardziej, zorientowali się, że wiele ich łączy. Obydwoje kochali czytać, ale to już wiedzieli wcześniej, uwielbiali muzykę, długie, wieczorne, rześkie, orzeźwiające spacery. Obydwoje nie cierpieli zakupów, zwłaszcza chodzenia po sklepach z odzieżą. Jedyne sklepy jakie tolerowali to księgarnie.
-Może zaczniemy się zbierać? – spytał Nicholas, gdy na zegarku wybiła trzecia.
-A już myślałam, że nie wymyśliłeś niczego lepszego i chcesz spędzić ze mną czas tutaj tak długo jak się tylko da.
-Nie no co ty. Jeszcze nie widziałaś niespodzianki. Mam tylko jeden warunek.
-Jaki?
-Kiedy powiem, że masz zamknąć oczy zrobisz to i nie otworzysz ich dopóki ci nie powiem, dobrze?
-Nie wywieziesz mnie do lasu, by mnie poćwiartować, a fragmenty ciała wyrzucić do rowu?
-Tak. W tajemnicy jestem cichym zabójcą. Bycie piosenkarzem to tylko przykrywka. W taki sposób łatwiej mi znaleźć ofiary.
-W takim bądź razie… Nie i nigdzie z tobą nie idę.
-Nie?
-Nie.
-Tak się chcesz bawić? – zapytał z tym złośliwym błyskiem, po którym jego oczy zawsze rozjaśniał jakiś wewnętrzny blask.
-O nie. Nicholasie Miles cokolwiek zamierzasz zrobić nie wolno ci…Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!! – krzyknęła, gdy Nick bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł z budynku. – Nick jestem bardzo ciężka! Puść mnie, bo nabawisz się przepukliny!
-Tak, strasznie ciężka, normalnie czuję jakbym słonia niósł – powiedział z sarkazmem. – A teraz przestań się wiercić.
Sophie zamilkła. Nie miała za ciekawych widoków. Plecy i nogi chłopaka. Chociaż musiała przyznać , że nie miał ich najgorszych. Cholera. On miał je lepsze od niej! Jak to możliwe, że chłopak maładniejsze i zgrabniejsze nogi od dziewczyny? Chyba powinna zacząć ćwiczyć.
W tym czasie Nick zdążył dojść do samochodu, wyciągnąć kluczyki i wyłączyć alarm w pojeździe. Delikatnie ułożyłją na fotelu i zasiadł na miejscu kierowcy.
Sophie zauważyła, że wiele osób zebrało się dookoła wejścia do pomieszczenia, bez skrupułów gapiąc się na skończone widowisko. Pewnie nawet w Londynie widok chłopaka wynoszącego z kawiarni dziewczynę, był rzadkim widokiem. A ludzie byli stworzeniami, które chcą wiedzieć co się dzieje i zobaczyć to na własne oczy, by móc potem chwalić się rodzinie i przyjaciołom, a także znienawidzonym postaciom gdzie to byli, jakie interesujące sytuacje ich spotkały itd. Świat to dziwne miejsce pełne jeszcze dziwniejszych mieszkańców.
Jechali w ciszy przez kilkanaście minut. Sophie zaczynała już podejrzewać, że chłopak po prostu wozi ją po stolicy bez celu, jednak kiedy spoglądała na niego widziała, że jego twarz jest skupiona, a oczy dokładnie śledzą wszelkie mijane znaki co oznaczało, iż doskonale wiedział dokąd zmierzają.
-Zamknij oczy. – rozkazał Nick, a Sophie westchnęła cicho, ale wykonała polecenie. Jechali przez kilka minut, a potem poczuła zmniejszającą się prędkość pojazdu. Po chwili stanął. Nick wyprowadził ją z samochodu, trzymając dłoń na jej oczach, zapewne po to, by upewnić się, że nic nie zobaczy.
Sophie czuła coraz większe podniecenie, ale gdzieś w głębi jej samej czaił się też strach. W końcu nie znała chłopaka długo w związku z tym nie wiedziała jakie pomysły kryją się pod tą czarną czupryną.
Usłyszała skrzyp otwieranych drzwi i o wiele niższą temperaturę, która uderzyła w nią jak niewidzialna fala, a na jej ciele od razu pojawiła się gęsia skórka a ciało przeszedł dreszcz.
-Czyżby to na mój dotyk tak zareagowało twoje ciało? – zapytał Nick, a Sophie mimo zamkniętych oczu mogła wyczuć, że uśmiecha się kpiąco.
-Chciałbyś kolego – mruknęła.
Nick znowu się zaśmiał. Prowadził ją cały czas w ciszy, od czasu do czasu ostrzegając przed podwyższeniem lub obniżeniem. Poczuła przesuwające się kotary, a potem w jej powieki uderzyła jasność. Po chodzeniu w ciemności lub przyćmionym świetle nawet one musiały przyzwyczaić się do większego oświetlenia.
-Możesz już otworzyć – usłyszała i tak też zrobiła. W środku aż cała chodziła, tak bardzo chciała dowiedzieć się dokąd zabrał ją Nick. Podczas drogi miała już pełno teorii: na lodowisko, do kina, teatru, opery, wystawy poświęconej historii muzyki… Pomyślała o wszystkim, ale nie była w stanie domyślić się, że Miles jest w stanie zabrać ją TAM.
Znajdowali się w środku O2 Arena, a dokładniej w samym jej sercu, czyli na scenie. Sophie rozejrzała się, chłonąc widok, pragnąc zapamiętać nawet najdrobniejsze szczegóły. Wpatrywała się w siedzenia, przechodziła po scenie, dotykała sprzętu. Jej oczy nie mogły się napatrzeć, mózg błagał o więcej i więcej. Narządy zmysłu chciały wybuchnąć od takiej dawki emocji jak i informacji, ale ciągle błagały o więcej, jakby chciały się przegrzać i zmusić Sophie do utraty przytomności. Do ucieczki od miejsca, a równocześnie jak najdłuższego pozostania.
-Jeju – szeptała w zachwycie z każdym kolejnym krokiem, każdym kolejnym oddechem. Nozdrza zostały zaatakowane przez zapach – nowy a zarazem jakby znajomy. Czuła pot, wyczuwalną euforię, zapach spełnionych marzeń, szczęścia, oczywiście jeśli takie stany mają jakikolwiek zapach.
Nagle usłyszała krzyk, a spod sceny wybiegł nagi od pasa w górę Nick, kręcąc bluzką nad głową i wyprawiając najróżniejsze figury: raz tańczył jak baletnica, by po chwili udawać jelenia, czy ptaka. Zaraz czy to był ptak? A może tyranozaur? Coś pomiędzy tymi dwoma.
Sophie zeskoczyła z podwyższenia i patrzyła się na chłopaka, śmiejąc do rozpuku z jego wygłupów. W końcu nie wytrzymałą i padła jak długa na ziemię, zwijając się w kulkę z powodu skurczów brzucha wywołanych długotrwałym śmiechem.
-Sophie!!!!!!!!! – Nick pojawił się nad nią i wyciągnął rękę. Użył tyle siły, by ją podnieść, że dziewczyna aż wyleciała w górę. Kiedy stała już pewnie na obu kończynach, Nick ciągle trzymał jej dłoń i wydawało się, że wcale nie zamierza puścić. Przyciągnął ją do siebie i zaczął prowadzić jak w walcu. Trochę kulawym, bo ona nie umiała tańczyć, a chłopak po prostu się wygłupiał. Nagle pokręcił nią i spróbował wygiąć do tyłu jednak nie zdołał jej utrzymać i runęli w dwoje na ziemię jak kłody. Spojrzeli na siebie i w tym samym czasie wybuchnęli śmiechem.
Naprawdę cudownie się bawili. Jednak o wiele śmieszniejsze było ujrzenie shake’ującego Nicka. Widok był lepszy niżnajśmieszniejsze sceny w najlepszych komediach. Wywijał tyłkiem i torsem jak zawodowiec. Jeszcze  w tych nisko opuszczonych spodniach, odsłaniających kości biodrowe jak i pasek bokserek. Ta…
Sophie zaczęła wywijać na parkiecie, kręcąc każdą częścią ciała. Wrzeszczała, śmiała. Nie zauważyła skradającego się Nicka, więc po chwili na jej kark i plecy spłynęła tafla lodowatej wody. Zadrżała i podskoczyła do góry, instynktownie się otrzepując. Chłopak nie pomógł jej, co to to nie. Śmiał się tak bardzo, że prawie spadł ze sceny.
-Tak chcesz się bawić kolego? – zapytała, wolnym krokiem zbliżając się do przeciwnika. Szybko porwała najbliższą butelkę wypełnioną po brzegi lodowatą wodą i zaczęła gonić chłopaka po całej sali.
Chyba można było uznać, że końcowo był remis, gdyż obaj ociekali wodą. Nick śmiał się cały czas, przeskakując między przeszkodami jak zając.
Wbiegł na scenę i zaczął wywijać tyłkiem, ruszając ręką przez swoim kroczem.
-No nie mogę – mruknęła, patrząc jak chłopak zaczyna parodiować Nicki Minaj z„Anacondy”
-Mam pomysł! – wykrzyknął i wybiegł za scenę, by po chwili wrócić taszcząc za sobą mikrofon stacjonarny. Ustawił go na środku sceny po czym wyłowił z kieszeni spodni telefon i przez chwilę pukał palcem w ekran. W następnej chwili do uszu dziewczyny dotarły pierwsze tony „Talking body”. Myślała, że Nick zacznie śpiewać, ale nie. On zaczął okręcać się dookoła statywu jakby był rurą(sprzęt), a on striptizerem. Wyprężał się, kucał i wolno podjeżdżał do góry, ocierając się o urządzenie. Sophie nie wiedziała, czy ma się śmiać z jego wygłupów, czy płakać z tego, że takiego idiotę nazywała swoi kumplem.
-Dobra dawaj mi to – oświadczyła, wspięła się na podest i wyrwała z rąk i nóg chłopaka mikrofon. – Teraz ty będziesz mógł pośmiać się ze mnie. – Nick zdziwił się, ale potulnie zszedł ze sceny i ustawił się tuż przy wejściu. Dziewczyna wyszukała w telefonie melodię do pewnego utworu i zaczęła śpiewać, czy jak sama uważała kaleczyć utwór:

“Release your curse
'Cause I know my worth
Those wounds you made
Are gone you ain't seen nothing yet
Your love wore thin
And I'd never win
You want the best
So sorry that's clearly not me
This is all I can be.


Am I still not good enough?
Am I still not worth that much?
I'm sorry for the way my life turned out
I'm sorry for the smile I'm wearing now
Guess I'm still not good enough.”*


Z każdą kolejną zwrotką, linijką, pojedynczym słowem czuła jak słowa, melodia, rytm, puls wbija się niczym ostry nóż w jej duszę. Piosenka żyła, a ona razem z nią. Instrumenty były jak wzburzony ocean, a ona malutką deseczką na najwyższej fali. Nie miała wyjścia musiała kroczyć dalej, brnąć, przedzierać się, krzyczeć z rozpaczy, niewiedzy, osamotnienia.
Zamknęła oczy, wyrzucając razem z kolejnymi słowami cały ból, cały żal, całe cierpienie, które gnębiło ją jak trucizna, klątwa od wewnątrz. Chciała pozbyć się tej czarnej plamy na duszy. Pragnęła ją wybielić, wyzwolić samą siebie.
Jej ciało drżało, a palce automatycznie układały się na niewidzialnych strunach, chciały poczuć sprężystość,wyrazistość strun. Ból, które czasami czuły, gdy instrument wibrował tak mocno,że jego siłę czuła aż w koniuszkach palców. Dłonie chciały poczuć aksamit smyczka, umysł to uczucie wolności, gdy te dwa ciała stykały się ze sobą, tworząc przepiękne, rozdzierające serce dźwięki.
Podczas śpiewania refrenu poczuła łzy zbierające się w kącikach oczu, rozlewały się po rogówce, a Sophie jeszcze mocniej zacisnęła powieki, nie chcąc by zostały wypuszczone na wolność.
Ta piosenka była tak piękna, tak bardzo pasowała do duszy Sophie. Dziewczyna kochała a także nienawidziła tego utworu. Jak melodia mogła sprawiać, że czuło się spokojnym, spełnionym, jakby znalazło się przyjaciela, który czyta w twoich myślach i pomaga stawić czoła przeszkodom, a równocześnie czuć jakby wyrzucano cię na środek basenu, mimo że nie umiesz pływać? Być jak nieumiejące latać pisklątko w chmurach? Jak czarna osoba w miejscu wypełnionym po brzegi białymi? Skąd muzyka miała taką moc? Kto dał jej takie prawo? Kto pozwolił jej być jedną wielką sprzecznością? Morzem równocześnie spokojnym i wzburzonym? Kto?
Melodia powoli ucichła, a głos Sophie razem z nią. Gdy nastał cisza, dziewczyna powoli otworzyła oczy, przyzwyczajając się do światła. Jak zawsze po takim zatraceniu się w muzyce nie potrafiła dojść do siebie. Przypomnieć sobie gdzie jest, co tu robi. Jej umysł jeszcze chwilę żył muzyką, kochanymi dźwiękami. Musiał odłączyć się od swojej drugiej połówki, chociaż może jednej trzeciej, jeśli liczyć jeszcze zatracanie w powieściach.
Dotknęła policzka i ze zniesmaczeniem stwierdziła,że jest mokry. Przeklęte łzy jej nie posłuchały. Nigdy nie słuchały. Była taka słaba.
Poszukała wzrokiem Nicka i znalazła go stojącego w miejscu z szeroko otworzonymi oczami w niemym zachwycie? A może przerażeniu? Jego usta były rozchylone, powieki tkwiły nieruchomo, nie oczyszczały oczu. Sophie czuła się bardzo dziwnie. Obnażona, na widoku. Nie podobało jej się to uczucie.
-Ekm… - odkrząknęła – Nick?
To było jak kluczyk przekręcony w zamku. Chłopak w jednej chwili otrząsnął się ze stany zamrożenia, w którym się znajdował. Podbiegł do sceny, ściągnął z niej Sophie i przycisnął do swojego nagiego torsu tak mocno jakby od tego zależało jego (a może jej) życie. Wsunął głowę w jej szyję, jedną ręką głaskał włosy, które zdążyły się wymknąć ze starannie ułożonej fryzury, a druga znajdowała się na jej plecach, nie pozwalając Sophie na najmniejszy ruch.
-To było piękne – wyszeptał. Odsunął się od niej na wyciagnięcie ręki i otarł z policzków łzy.
-Przestań. Nie umiem śpiewać.
-Tak jak ja nie umiem zawiązać butów. Masz ogromny talent. Twój głos przebił się przez wszystkie bariery. Było w nim tak dużo uczuć. To było jedno wielkie kłębowisko emocji. – Ciekawe dlaczego– pomyślała gorzko - Żyłaś tą melodią, a ja razem z tobą.
-Nicholas nie kłam – wyszeptała zrezygnowana.
-Naprawdę myślisz, że mógłbym tak kłamać? W takiej sprawie? Wiesz, że nawet nagrałem twój występ? Chłopcy mogą osądzić, czy umiesz śpiewać czy nie.
-A wiesz, że ja nagrałam potajemnie twoje harce?
-CO?!
-Oj tak. – powiedziała cwaniacko, na dowód pokazując mu nagranie na telefonie.
-Błagam nie pokazuj tego nikomu… Chociaż… Chłopcy i tak widzieli już gorsze rzeczy.
-Nie chcę wiedzieć.
-Chcesz już wracać?
-Tak.

***

Podczas drogi powrotnej Sophie ani na chwilę nie przymknęła oczu, więc mogła zauważyć, że droga ze stadionu do jej domu trwała ponad czterdzieści minut.
-Dziękuję za cudowny czas – powiedziała, gdy zatrzymali się na podjeździe. – Pa
-Pa – powiedział i odjechał w ciemną noc. Sophie obróciła się w stronę mieszkania i zobaczyła światła zapalone w salonie. Zapowiada się długa noc…


***

Rano Sophie obudziła się kiedy słońce było już całkiem wysoko nad widnokręgiem. Po zjedzeniu śniadania zadzwoniła do niej Grace z prośbą o spędzenie razem czasu. Umówiły się o dwunastej tam gdzie zawsze, czyli przed przejściem łączącym dwie główne ulice. Jak zwykle Sophie musiała czekać na swoją przyjaciółkę. Spacer zaczęły od wstąpienia do najbliższego sklepiku po coś do picia. Następnie skierowały się do ich ulubionego miejsca, czyli malutkiego gaiku, znajdującego się na samym końcu zielonego parku.
-Poprosze o szczegóły – oznajmiła nagle Grace, gdy tylko zasiadły na drewnianej ławeczce.
-Ale jakie szczegóły?
-Twojego wczorajszego spotkania z Nickiem.
-Aaaa. Więc… - nie zdążyła dokończyć, ponieważ w tym samym momencie rozbrzmiał jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz – O wilku mowa – powiedziała i nacisnęła zieloną słuchawkę.

- Hej Nick co się…
- Sophie posłuchaj. Możesz przyjechać do domu Nicka?
- Micheal o co chodzi? Dlaczego sapiesz?
- Nie teraz. Mogłabyś się tu zjawić?
- Ale że teraz?
- Ja najszybciej.
- Dobrze, ale…
- Dzięki – i rozłączył się.

-No i czego chciał twój Romeo?
-Grace mogłabyś mnie zawieść na osiedle, na którym mieszkają? Wiesz, że ja nie mam samochodu.
-Ale co się stało?
-Nie wiem, ale na pewno to ważne.
-Dobrze.
Sophie szybko biegła pod dom przyjaciółki. Grace ledwie za nią nadążała. Była zła na Soph, ponieważ nie wolno jej było biegać, ale skoro to zrobiła to znaczyło, że jest źle. Po chwili jechały już z prędkością prawie 100 km/h, a Underwood mówiła kiedy i gdzie skręcić.
Gdy tylko zajechały Sophie wybiegła z pojazdu i wparowała do otwartego lokum Nicholasa Milesa. Wszyscy członkowie This Moment oprócz wyżej wspomnianego siedzieli wokół małego stolika w salonie. Ich miny nie oznajmiały niczego dobrego.
-Co się stało? – zapytała – Gdzie Nick?
-U siebie – odpowiedział Evan.
-Dlaczego miałam przyjechać?
-Jak chyba wiesz nasz przyjaciel, nie lubi czytać ani zastanawiać się nad tym co wypisują o nim inni ludzie. Dlatego też nigdy nie czyta portali ani for o naszym zespole. Jednak po zakończeniu tej trasy postanowił to zmienić i no cóż…nie wyszło najlepiej.
-Co to znaczy?
-Sama sprawdź – powiedział Thomas.
-Sophie pomóż mu dobrze? Postaraj się. Ja nie wiem jak mu pomóc. Jest dla mnie jak młodszy brat. Nie chcą widzieć go w takim stanie – błagał Micheal.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy. – obiecała i skierowała się w stronę schodów.
Pokój Nicholasa znajdował się na samym końcu korytarza. Sophie bardzo go lubiła. Był taki przytulny, ale dało się w nim czuć wysoki poziom testosteronu. Ściany zasłaniały wysokie regały, zapełnione po brzegi najróżniejszymi książkami. Przy przeciwległej stał kufer, w którym znajdowało się pełno kartek pokrytych nutami, zeszyt do tworzenia tekstów, ulubiony ołówek… Jednak najbardziej w oczy rzucało się łóżko. Był to wielki mebel zasłany poduszkami, a nawet kocykiem, z którym spał chłopak – co wyjawił dziewczynie w sekrecie. Zawsze pościel była równo zasłana, ale teraz wszystko wywrócone było do góry nogami, a na środku tego nieładu siedział Nick z podkulonymi nogami, wpatrując się w ekran telefonu, cały czas przesuwając po nim palcem. Chyba usłyszał jej kroki, ponieważ uniósł głowę, a gdy ich oczu się spotkały Sophie przeżyła szok, ponieważ…


 



Rozdział VII

„Dlacze­go ma­my się niena­widzić? Zes­pa­la nas so­lidar­ność, niesie ta sa­ma pla­neta, jes­teśmy załogą tego sa­mego statku.”

Antoine de Saint - Exupéry


Sophie nie widziała się z Nickiem przez prawie tydzień. Gdy przyszła do niego na prośbę Micheala, nie udało skłonić jej się go do rozmowy, nawet do krótkiej wymiany zdań, wytłumaczenia dokładnie co się dzieje. Nick nie chciał powiedzieć, a ona stwierdziła, że nie będzie na niego naciskać. Powie, kiedy będzie gotowy. Jednak dni mijały, a Nick nie zadzwonił do niej ani razu. Nawet nie wysłał żadnego smsa. Kontaktowała się z Evanem, Michealem i Thomasem, którzy relacjonowali jej co się dzieje. Dzięki temu wiedziała, że Miles wychodzi z pokoju tylko po jedzenie lub żeby się umyć.Nie rozmawiał z przyjaciółmi za często. Chłopaki myśleli, że Nick musi się sam uporać z ciężarem, przetrawić całą krytykę, ale to już trwało za długo. Chodziło o coś więcej.
W piątek, czyli cztery dni po incydencie Sophie postanowiła poprawić humor przyjacielowi, o ile mogła już go nim nazywać.Nie chciała wyciągać z niego prawdy, ani błagać o wyjaśnienia. Chciała, by na jego twarzy pojawił się ten niewymuszony grymas ukazujący dołeczki.
Na początek weszła na twittera, tumblra i jeszcze inne portale, by samodzielnie dowiedzieć się dlaczego Nick jest tak zdołowany. Nie spodziewała się aż takiej krytyki, takiego chamstwa i nienawiści. To co przeczytała było po prostu obrzydliwe. Ludzie pisali, że Miles nie umie śpiewać, wyzywali go od ciot, debili, suk, dziwadeł, sukinsynów, pedałów bez najmniejszego talentu, pisali, że są przekonani, iż reszta chłopaków trzyma go w zespole tylko dlatego, że czują do niego litość. Każdy post wyrażał szczerą nienawiść i pogardę. Sophie zauważyła kilka wiadomości broniących Nicholasa, ale były to znikome ilości. Nie umiały przebić się przez tak dobrze i solidnie utkany mur.
Po przeczytaniu takiej masy Sophie sama czuła się źle i zdołowana, mimo że nic nie dotyczyło niej samej.
Siedziała chwilę, patrząc bezwiednie w ekran, a po chwili wyłączyła gwałtownie strony z trzaskiem. Musiała zamknąć tym hejterom gęby. Chciała, by Nick nie brał tej krytyki tak personalnie, olewał to, że ktoś mu zazdrości i wypisuje bzdety.
Włączyła youtube i zaczęła szukać. Przecież musiało tam coś być…

***

Nick siedział w masie poduch i prześcieradeł. Telefon leżał gdzieś w kącie pokoju. Chłopak nie czytał nowych powiadomień od kilku dni. Wiedział, że będą zawierać tylko jedno: nienawiść.Nicholas teraz tylko leżał i wpatrywał się w biały sufit pokryty bazgrołami, zastanawiając się dlaczego ludzie go nie cierpią.
Dostrzegł także pewną różnicę w jego odczytywaniu wiadomości. Bo kiedy, np. trzy osoby napiszą, że jest wspaniały nie myślał „Dlaczego według nich jestem wspaniały? Czym sobie na to zasłużyłem?”, ponieważ to fani i będą tak myśleć zawsze. Ale kiedy nawet tylko jedna osoba napisze „Nienawidzę cię” myślał „Dlaczego? Co zrobiłem, by zasłużyć sobie na takie słowa?” Chciał wiedzieć, dlaczego ludzie go nie lubią.
Jego kontemplacje przerwało gwałtowne otworzenie drzwi. Nick spojrzał na nie zdziwiony i ujrzał w nich Sophie. Roztrzepaną, zdeterminowaną Underwood z laptopem w ręku. Nie spodziewał się jej tutaj. Chciał zostać sam, ale równocześnie, gdzieś głęboko w ukryciu, czaiła się potrzeba wsparcia. Lecz Nick nie chciał litości, czy użalania się nad jego straszliwym losem. Większa jego część chciała uporać się samemu z problemem, mimo że druga była przeciwna. Nie ma to jak wewnętrzna sprzeczność.
-Co ty tutaj robisz? – zapytał wrogo, nawet ostrzej niż zamierzał.
-Nick nie przyszłam tutaj by namawiać cię do wyjawienia mi dlaczego te wyssane z palca komentarze tak cię zdołowały. Jeśli będziesz chciał to sam mi to powiesz.– chłopak zdziwił się na te słowa. Myślał, że dziewczyna będzie męczyć go tak długo aż nie wytrzyma i pęknie. Skrywała jeszcze wiele tajemnic.
-Więc po co przyszłaś? – zapytał ciągle nieufnie.
-Po pierwsze, by pokazać ci, że oni kłamią, a po drugie, by cię rozweselić. –oznajmiła i położyła laptop na biurku. Zasłoniła ekran tak by chłopak nie mógł zauważyć co wpisuje do wyszukiwarki.
Po chwili Sophie uniosła głowę znad monitora i stanęła naprzeciwko Nicka. W tym samym czasie z głośników popłynęły pierwsze dźwięki piosenki. Nick ze zdziwieniem spostrzegł, że to „Cry” Jamestown Story. Był to kolejny interesujący fakt o Sophie Underwood, który chłopak postanowił zapamiętać.Nie wiedział tylko w czym ten smutnawy utwór miał mu pomóc, a nie jeszcze bardziej zdołować. A jednak.
Sophie wzięła z komody szczotkę do włosów i zaczęła udawać, że to mikrofon.

“Tell me what's wrong, tell me why you're broken
come here for a moment, I'll wrap you up in my arms
So talk, I'll only listen
and should you lose control of that lump in your throat

Just go on and cry, let it all out
Hold on to me tight, surrender your pride
Go on and cry.”

Zamiast wziąć tekst tej piosenki na poważnie, dziewczyna w zabawny sposób parodiowała i udawała, że prosi dokładnie o to co piosenkarz, nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku. Wyglądało to tak komicznie, że na ustach Nicholasa zaczynał formować się uśmiech. Sophie, widząc to zaczęła się jeszcze bardziej starać. Gdy skończyła, chłopak trzymał rękę na ustach, by nie wybuchnąć śmiechem.
-To jeszcze nie koniec – oznajmiła, wzięła laptopa i usiadła na łóżku koło chłopaka. Przełączyła na drugie okienko. Przedstawiało ono filmik z youtube. Sophia włączyła play, ustawiła większy ekran, a po chwili na czarnym tle pojawił się napis 70 powodów, by kochać Nicka Milesa. Chłopak spojrzał na to zdziwiony. Ktoś potrafił wymyśleć aż siedemdziesiąt powodów, by go kochać? Nie, to niemożliwe. Na ekranie zaczęły pokazywać się fragmenty wywiadów, koncertów, podpisywań płyt z jego udziałem, a na nich ukazywały się ponumerowane zdania, w tle słychać było damski głos, czytający frazy. Pierwszych trzech mógł się łatwo domyśleć:
1. Jego piękne, gęste, kręcone, czarne włosy.
2. Jego piękne, błyszczące, zielone oczy.
3. Jego słodkie dołeczki.

Ale reszty już nie, m in.
Jego pomysły na wymówki;
Jego śmiech, który jest najpiękniejszym śmiechem na całym świecie;
Jego silny akcent i to jak wypowiada wszystko na swój własny, niepowtarzalny sposób;
To jak potrafi przeistoczyć się ze słodkiego i nieśmiałego w seksownego i pociągającego w ciągu sekundy;
To jak patrzy na wszystkich ludzi z wielką intensywnością jakby chciał ich zapamiętać;
Jego ciepłą duszę i serce;
To jak ciężko pracował na to by jego marzenia się spełniły i jak bardzo jest wdzięczny wszystkim za to, że się spełniły;
To jak troszczy się o resztę chłopaków;
To, że nie wstydzi się mówić, iż kocha swoją młodszą siostrę, mamę, czy tatę;
Albo to kiedy mówi coś dziwnego lub z podtekstem i ma nadzieje, że nikt nie zauważył;
To, że gra na fortepianie i gitarze;
Te jego wygłupy;
To, że zawsze jest przy mnie, nawet jeśli o tym nie wie.

Ale najbardziej wzruszyło go zakończenie:
A więc jak widać jest wiele powodów, by kochać moją ulubioną osobę na całym świecie.. On jest najbardziej niesamowitym człowiekiem i zasługuje na całą dobroć i szczęście. Nie zasługuje na nienawiść. Nie pozwól, by ktokolwiek lub cokolwiek zdołowało cię, Nick. Zostań taki jaki jesteś. Tak bardzo cię kocham.


Gdy film się skończył, Sophie odłożyła urządzenie i spojrzała na Nicka.
-To było… było… wow – wykrztusił.
-No właśnie. Już wiesz co chciałam ci uświadomić? Spójrz ile ludzi cię kocha. I to jak bardzo. Są z tobą cały czas. Nie pozwól, by, ci którzy po prostu zazdroszczą lub mają inny gust muzyczny, ale nie mają skrupułów, by dołować innych spowodowali u ciebie takie cierpienie. Nie zasługujesz na to. Nikt nie zasługuje.
-Dziękuję – wyszeptał – Już mi lepiej.
-Cieszę się – odpowiedziała i uśmiechnęła się, a on odwzajemnił go. Pierwszy raz od tygodnia.


***


-Grace, Jim! – wykrzyknęła Sophie i przytuliła swoich przyjaciół stojących w progu domu. Rodzice pojechali na jakieś przyjęcie do znajomych i mieli wrócić dopiero po piątej rano, a Luc nocował u przyjaciela, więc dziewczyna dostała od nich pozwolenie na zaproszenie przyjaciół.
-To co robimy? – zapytał Jim, wchodząc i od razu kierując się do pokoju przyjaciółki. Gdy dotarli cała trójką rzucili się na mięciutkie łóżko. Grace i Jim wyciągnęli z toreb chipsy, chrupki, kilka kartonów soków.
-Żelki! – krzyknęła Sophie i od razu otworzyła paczkę smakołyków.
-Były pierwszą rzeczą o jakiej pomyśleliśmy – odpowiedziała ze śmiechem Grace, obserwując przyjaciółkę, która napełniała właśnie buzię kolorowymi misiami.
-To co oglądamy? – zapytał Jim.
-Może Millerów? – zasugerowała pani domu, przełknąwszy wcześniej słodkości.
-Nie oglądałam tego.
-Ja też nie.
-Spodoba wam się – obiecała i zaczęła wyszukiwać filmu na Internecie.
Gdy sens miał się zaczynać, telefon Sophie zaczął wygrywać „Wiggle” Jasona Derulo. Nie cierpiała tej piosenki, nawet nie wiedziała jak znalazła się na jej telefonie, ale chłopcy z This Moment postawili sobie chyba za punkt honoru doprowadzać ją do szewskiej pasji na każdej okazji. Tak więc, gdy któryś z nich dzwonił zawsze słyszała te okropne dźwięki. Westchnęła zirytowana i odebrała połączenie.

Który tempak dzwoni?
Najzajebistrzy ze wszystkich.
Hej Thomas. – westchnęła przeciągle – Co się dzieje, że zaszczycasz mnie usłyszeniem twojego pięknego głosu?
Jakie komplementy prawi mi dzisiaj moja sarkastyczna koleżanka. Robisz coś teraz ciekawego?
Oglądam film z przyjaciółmi, więc…
Czyli nic ciekawego.
HEJ!
Posłuchaj. Jeśli chcesz zobaczyć ciekawe widowisko to polecam ci, byś wpadła do domku Nicka jak najszybciej.
Ale o co…?
Nie pytaj tylko wbijaj!wydarł się chyba Evan.
Powiedzmy, że nasz kochany Nicholas próbuje zrekompensować nam brak swojej osoby i muszę przyznać,że ciekawie mu to wychodzi.
E… zastanowię się.

-Kto dzwonił? – zapytał Jim.
-Thomas.
-Jaki Thomas? – zapytał Jim, któremu jeszcze nie oznajmiono, iż Sophie koleguje się z This Moment.
-Thomas Brick.
-Nie znam gościa.
-Członek zespołu This Moment.
-A… to ten zespół, którego piosenki wciąż śpiewacie. Jak to szło? Everytime I went sleep…
-Ugh. Źle śpiewasz. Sophie. Razem. – powiedziała Grace.

Everytime I go to sleep
I think about everything I done
Think hard
Lay straight
And everything what we’ve done
Shows in our mind… *

-Wiedziałem, że jakoś tak.
-Taa… Oczywiście…
-To czego chciał Thomas?
-Zapytał, czy nie chcemy do nich wpaść. Podobno Nick coś wyprawia.
-Chcę zobaczyć! – krzyknęła Grace i zaczęła piszczeć.
-Ciebie to chyba lepiej zostawimy – oznajmiła ze śmiechem Sophie, patrząc na zachowanie przyjaciółki.
-Mogę iść. Pośmieję się przynajmniej – oświadczył Jim. Spakował do torby prowiant i wszyscy w trójkę skierowali się samochodem chłopaka do domu Milesa.

***

Przyjechali po kilkunastu minutach drogi. W domu Nicka wszystkie światła były pozapalane i słychać było głośną muzykę.
-Impreza. Juchu – Grace zaczęła iść tanecznym krokiem do drzwi. Przyklejona była do nich karteczka. Otwarte. Wejdźcie jak najciszej się da. Nie chcemy przecież, by Nick was usłyszał i przestał robić to co robi. – chłopaki
Sophie delikatnie uchyliła drzwi i zaczęła stąpać cicho, uważając by na nic nie nadepnąć. Pokazała ręką, by reszta szła za nią. Skradali się. Usłyszeli głośne śmiechy i brawa dochodzące z salonu, więc właśnie do tamtego pokoju się skierowali. Na wielkiej kanapie siedzieli Evan i Thomas, śmiejąc się tak głośno, że prawie spadali z sofy. Zauważyli przybyszów i dyskretnym ruchem głowy pokazali im na co mają spojrzeć. Nie musieli tego robić. Nie dało się nie zauważyć. To co działo się na stole dało się tak łatwo zauważyć jak pingwiny cesarskie na lodowcu. Czyli bardzo wyraźnie. Sophie, Grace i Jim ujrzeli…





Rozdział VIII
„Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością”






John Flanagan

Nick chyba nie mógł zbłaźnić się bardziej. Ani jeszcze mocniej zaczerwienić. Chciał jakoś odwdzięczyć się chłopakom za to,że byli w stanie wytrzymać z nim ten cały tydzień, a w pakiecie otrzymał największe zażenowanie świata. Chociaż… Ta cała sytuacja była nawet zabawna. On na stole tańczący jak opętany… Wymachujący rękami na wszystkie strony… Tak to zdecydowanie należało do śmiesznych momentów.
-Dobry wieczór – powiedział do gości, zeskakując ze stołu i stając naprzeciwko nowoprzybyłych. – Nick – przedstawił się i wyciągnął dłoń w stronę tajemniczego blondyna, którego widział już na kilku zdjęciach w pokoju Sophie.
-Jim. – odpowiedział tamten i oddał uścisk.
-Mam małe pytanko. Co robiłeś na stole? – zapytała Sophie.
-Tańczyłem?
-A ja myślała, że próbujesz powybijać zęby osobie, która choć odrobinę się do ciebie zbliży - odparła.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne panno Underwood. Cześć Grace – przywitał się.
-Ojejuniu. Pamiętasz moje imię! – wykrzyknęła uradowana dziewczyna, prawie skacząc z radości.
-Jak mógłbym zapomnieć?
-Jako że już chyba wszyscy są, zadam podstawowe pytanie: Co robimy? – zapytał Thomas.
-Mam pomysł – oznajmił Jim i wyciągnął z kieszeni telefon. Po chwili z głośników wydobyły się dźwięki „Uptown funk”, a Sophie i Grace zaczęły się śmiać. Całą trójką ustawili się „gęsiego” i zaczęli tańczyć tak jak w teledysku. Nick spojrzał na przyjaciół, a potem uśmiechnął się i dołączył do gości. Zaraz stanęli za nim Thomas i Micheal, a Evan zaczął nagrywać ich wygłupy.
Gdy piosenka dobiegła końca, wszyscy rzucili się na kanapę. Nagle Nickowi wpadł do głowy pewien pomysł. Bez słowa wybiegł z salonu, by pojawić się w nim po chwili z kablami, ponieważ chciał pokazać wszystkim obecnym swoje ostatnie nagrania wideo. Czuł zdziwione spojrzenia skierowane na jego plecy. W głowie wyobrażał sobie co reszta myśli:„Co on robi?” „Co planuje?” „O co biega?” Pewnie i tak się nie domyślą.
Gdy wszystko było gotowe usiadł na fotelu, a nie na sofie ponieważ: po pierwsze nie było już na niej miejsca, a po drugie chciał widzieć reakcje wszystkich zgromadzonych i nacisnął play. Po chwili na ekranie pojawiła się postać Sophie na scenie, trzymającej oburącz mikrofon. W tym samym momencie rozbrzmiała muzyka, a po kilku sekundach głos. Ten zapierający dech w piersiach głos, brzmiący tak odlegle, a zarazem tak blisko. Te dźwięki przynosiły ukojenie a równocześnie sprawiały, że mózg pracował na wyższych obrotach. Analizował wszystkie spostrzeżenia, obserwacje, a także wyłączał się, dryfował jak łódka na spokojnym morzu, ale gdzieś w głębi duszy czaiła się ta bojaźń, ta obawa, że te bezkresne wody kiedyś przestaną być takie ciche i bezpieczne, a staną się głośnym tajfunem, pożeraczem, niszczycielem. Czułeś, że to tylko chwila, że Posejdon śpi, ale zaraz się obudzi i sprawi, iż łódka zatonie i pójdzie na dno, a ty razem z nią. A to był tylko głos, a może aż? Był jak huragan, a po sekundzie jak ćwierkanie słowika. Zmieniał się jak w kalejdoskopie. Ze skrajności w skrajność.
I nagle po tej całej udręce i ekstazie Nick wpadł na pomysł, trochę szalony pomysł, który musiał zrealizować w tempie natychmiastowym, bo to co chciał przygotować nie dało się zorganizować w przeciągu dnia, a co najmniej kilku.
Po zakończeniu nagrania jeszcze długo nikt nic nie mówił. Micheal siedział z rozdziawionymi ustami, a Thomas i Evan bez słowa wpatrywali się w czarny telewizor. Grace spoglądała na ekran, Nicka, następnie na Sophie, potem na Jima i od nowa. A Sophie… ona siedziała skulona z podkurczonymi, nogami, z głową wciśniętą między kolana. Jakby chciała się ukryćalbo żeby nikt jej nie znalazł, nie przypomniał sobie o jej istnieniu. Dlaczego uważała, że nie ma talentu? Dlaczego tak źle o sobie myślała? Człowiek powinien mieć o samym sobie dobre mniemanie, wysoki poziom własnej wartości, a jej było na wielkim minusie. Pewnie jego była pani z matematyki oznaczyłaby jej ego jako minus nieskończoność i narysowała do tego funkcję liniową, by jeszcze lepiej to zobrazować i pokazać, że jej ulubione powiedzenie jest prawdą: „Matematyka to królowa nauk”.
-No i co sądzicie? – zapytał Miles, kiedy zauważył, że jakoś nikt nie ma zamiaru zabrać głosu.
-Dziewczyno jesteś zajebista! – wykrzyknął Micheal.
-Jasna cholera! – powiedzieli w tym samym czasie Thomas i Evan, a gdy zamilkli, pierwszy klepnął drugiego w głowę.
-Au. Za co to było? – oburzył się Cameron.
-Powiedzieliśmy to samo równocześnie premierku – odparł Brick.
-Więc ja ciebie też klepnę – odpowiedział Evan i tak zrobił – I ile razy mam wam powtarzać, że to tylko zbieżność nazwisk.
-Nazywasz się jak premier UK? – zapytał Jim.
-Zbieżność nazwisk! Tylko zbieżność!
-Zapamiętać. Evan nie lubi, kiedy ktoś śmieje się z jego nazwiska, a zwłaszcza tego, że jest takie samo jak najważniejszego polityka naszego kraju –powiedziała Sophie i popukała się kilka razy w głowę jakby naprawdę chciała wbić sobie to do głowy.
-A tak właściwie to jak udało ci się namówić Sophie by zaśpiewała? Znamy siętrzynaście lat i ani razu nie udało mi się przekonać jej by wydobyła z siebie głos.
-Wydobywam go z siebie za każdym razem jak mówię, więc…
-Wiesz, że nie oto mi chodzi – obruszyła się Grace.
-Właśnie Nick. Jak udało ci się dokonać niemożliwego?
-Zabrałem ją do O2 Arena i zacząłem się wygłupiać i nasza koleżanka stwierdziła,że teraz ja mam mieć powód do śmiechu, a raczej moje serce dostało okazję do palpitacji.
-Ale już jej wierszy tak łatwo nie przeczytasz.
-Piszesz wiesze? – zapytał zdziwiony.
-No i po co mówiłaś? – zapytała oburzona Sophie. Naprawdę była bardzo zła.
-Czekaj! Mam jeden jej wiersz. – oznajmił Jim. – Wydrukowałem go, bo Sophie mnie prosiła, więc gdzieś tutaj powinien być – i zaczął szperać w swojej torbie. – A tu jest – wyciągnął zapisaną kartkę.


NIENAWISĆ

Nienawiść.
Czuję ją dookoła siebie.
Zagnieżdża się w kątach
Jak niepotrzebny śmieć.

Ożywa w nocy
I wtapia się w ciebie,
Gdy śpisz, a twój mózg
Otumaniony marzeniami sennymi jest.

Rano budzisz się jak co dzień.
Lecz nie widzisz piękna świata,
A w sercu szczęścia nie ma.

Tylko czarne cienie,
Zatykające cały organizm,
Niszczące to co
Żywe, piękne, kolorowe.

Czujesz się strasznie.
Odczuwasz mdłości,
Których nie umiesz się pozbyć.

Wyżywasz się na innych,
Ponieważ coś ci mówi,
Że wtedy poczujesz się lepiej.

Że odżyjesz i
Znowu będziesz mógł zaczerpnąć tchu... .
Czuć piękno świata.

To uczucie jest jak narkotyk.
Oduża cię,
Nie pozwala trzeźwo myśleć.
Dlatego mu ulegasz.

Ranisz wszystkich,
Nie wiedząc, że to robisz.
Uważasz, że to ty jesteś
tym zranionym.

A kiedy w nocy cienie Cię opuszczą,
Czujesz się pusty w środku,
Jakby ktoś ci wyrwał wnętrzności.


To uczucie pochodzi z serca,
Z którego zostały
Wyssane wszystkie emocje.

Trzeba czasu i cierpliwości,
aby je odzyskać.
Ale cienie,
Nadal będą gnieździć się w kątach.

Więc co zrobić, aby pozbyć się ich na zawsze?*


- Wow. Sophie to było…
- Koszmarne wiem – i wyrwała kartkę z jego rąk. – Nie dość,że nie umiem pisać to jeszcze pokazaliście wiersz sprzed ponad roku, kiedy to dopiero zaczynałam i nie umiałam sklecić zdania ani rymu. Jesteście okropni. Jak mogliście? Jestem totalnym beztalenciem, a wy jeszcze pokazujecie moje wypociny artystom, żeby mogli się z nich pośmiać. Dlaczego? – i wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
- Ale ja chciałem tylko powiedzieć, że jest piękny.
- Gdybyś zobaczył jej obecne prace… Płakałbyś serio. Ja nie płaczę na książkach, czy filmach, ale po przeczytaniu jej dwóch najnowszych wierszy miałam łzy w oczach.
- Dlaczego ona nie ma wiary w samą siebie?
- Nie wiem. Ja rysuję i często po obejrzeniu innych szkiców czuję, że mogłam się postarać, ale nie jestem taka jak Sophie. Wiem, że potrafię, tylko wymagam za każdym razem od siebie więcej. A ona … ona wymaga strasznie dużo, ale widzi tylko złe aspekty i wyolbrzymia je do ogromnych rozmiarów albo sama je stwarza. I ani ja, ani Jim, ani jej rodzice nie mamy pojęcia jak pokazać jej, że się myli. Jak jej pomóc, co jest utrudnione bo ona nam nigdy nie wierzy i myśli, że kłamiemy bo jesteśmy jej bliskimi.
I w tym momencie Nick poczuł, że on musi spróbować.Spróbować uświadomić jej jaka cudowna i niesamowita jest. Nawet jeśli miałby zniszczyć cały jej światopogląd razem z fundamentami i zbudować na nowo. A,żeby dobrze zacząć potrzebował wcielić swój plan w życie.


***

Sophie nie widziała się z nikim przez prawie dwa tygodnie. Rozmawiała z Grace i Jimem, ale nie widywała się z nimi. Większą część czasu spędzała na czytaniu książek lub słuchaniu muzyki, czy tworzeniu czegoś sama, mimo że uważała, że jej wypociny tylko zaśmiecają dysk w komputerze. Po co ona to w ogóle robiła? Ach tak. Bo wtedy mogła przelać swoje uczucia na papier, poradzić sobie z nimi, nawet jeśli efekt pracy był koszmarny.
Nagle, pewnego czwartkowego ranka dostała wiadomość od Nicka.
Przyjadę po ciebie o 14:00. Nie zapomnij stroju kąpielowego.
Nawet nie wiedziała kiedy minęły te wszystkie godziny. Dopiero co leżała w cieplutkim łóżeczku, otoczona błękitną pierzyną, a po chwili siedziała w samochodzie Milesa na siedzeniu pasażera i zachodziła w głowę, gdzie on ją wywozi. Jechali ponad godzinę, ale uznała, że było warto. Dotarli do otoczonego piaskiem i wzniesieniami jeziora, a tuz nad nim, wysoko w górze, znajdował się most, łączący oba wzgórza.
- Chodź – oznajmił Nick i chwycił ją za rękę,prowadząc wysoko w górę. Ponad tysiąc schodów i miliard przekleństw później znaleźli się na moście. W centrum leżały rozciągliwe liny i dziwny, wyglądający na dość skomlikowany, sprzęt.
- Nick po co ci…?
- Wyglądasz mi na osobę, która lubi ryzyko i adrenalinę, więc pożyczyłem od kolegi sprzęt do skakania na bungee, ponieważchciałem byś rozpoczęła nowy rok szkolny z wielkim hukiem, a przecież idziesz do szkoły we wtorek, prawda?
- Znasz mnie lepiej niż mama. Ona uważa, że nie żyjęniczym poza książkami, jestem nienormalna i jestem nudna jak flaki z olejem.
- Na pewno tak nie myśli.
- Myślisz? Jak następnym razem mnie odwiedzi to zapytaj ją o to. Albo zacznę czytać i posłuchajjakie będą jej słowa, gdy wejdzie do pokoju. Wtedy pogadamy. To, że moja mama wydaje się super, to nie znaczy, że zawsze taka jest. Jej słowa nie zawsze wywołują uśmiech na ustach. –westchnęła smutno i rozejrzała się dookoła – Czyli ma rozumieć, ze ten sprzęt jest tutaj, ponieważ…
- Będziemy skakać na bungee.
- O ja pierdole.

***

Kilkanaście minut później stali na barierkach już w pełnym rynsztunku. To wszystko było takie nierealne. Właśnie mieli zrobić krok w nicość i zacząć spadać z ogromną prędkością, y szybko wyskoczyć do góry tużprzed zetknięciem z taflą wody.
- Gotowa? – zapytał i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Na taką dawkę mocnych przeżyć? Zawsze. – odparła i chwyciła dłoń, a po chwili zrobili ten decydujący krok…

***

- To było super – mówiła Sophie, siedząc na piasku. –Zawsze chciałam skoczyć na bungee, ale nawet nie wyobrażałam sobie, że to może być aż taka frajda.
- Było genialnie. Co jeszcze chciałabyś zrobić?
- Wyskoczyć z samolotu ze spadochronem z ogromnych wysokości? Umiałbyś coś takiego załatwić?
- Dla ciebie? Zawsze. Tylko skoczę napisać testament u notariusza.
- To jesteśmy umówieni. – powiedziała z uśmiechem.
- Wiesz, co? Gorąco mi. Idę się ochłodzić –stwierdził, rozebrał się do samych kąpielówek i wbiegł do jeziora. Sophie, dalej w pełni ubrana, patrzyła na jego lśniące ciało wynurzające się spomiędzy wód. Jego ciało było takie idealne. Umięśnione tak jak trzeba, a te kilka tatuaży tylko nadawały jego osobowości tego czegoś. Jego skóra nie wydawała się taka pusta, ale piękna. Taka prawdziwa. Z tymi malunkami tworzyła całość, ale bez nich była niekompletna. Sophie, widząc to skuliła się jeszcze bardziej, pragnąc wrócić do domu i zaszyć się w pokoju, patrzeć z nienawiścią na swoje ciało i omijając szerokim łukiem wszystkie lustra, bo jak sama mówiła: „Nie chciała, żeby pękły, gdy jej twarz, czy reszta się w nich odbiją.”
Nie wiedziała ile czasu, Nick siedział w wodzie, ale przyszedł, cały mokry, a krople z jego włosów kapały na jej rozgrzaną skórę, przyprawiając o gęsią skórkę.
- Chodź do wody – poprosił.
- Nie mam ochoty.
- Dlaczego?
- Nie lubię pokazywać się w stroju kąpielowym.
- To jak spędzasz czas na plaży?
- Nie cierpię tego. Wyobrażam sobie, że jestem ubrana albo że jestem o wiele ładniejsza i próbuje wmówić sobie, że nie jest źle, że nie mam się czego wstydzić. Rozbieranie się do stroju kąpielowego jest koszarem za każdym razem i nie mam ochoty znowu tego czuć, żyć w kłamstwie.
- Ale czego ty się wstydzisz?
- Wszystkiego. Spójrz na mnie. Jestem okropna, brzydka i gruba.
- Jaki rozmiar nosisz?
- M. Ale rozmiar i wygląd nie mają nic do rzeczy. Chciałabym nie mieć tak wielkiego brzucha, czy grubych ud, albo tych obrośniętych tłuszczem boczków.
- Co ty mówisz?! Gdzie ty tu masz tłuszcz? Ty chyba grubej osoby w życiu nie widziałaś. Jesteś szczupła i piękna. Nie widzisz tego?
- Nie, nie widzę. Wiesz, co? Chcę do domu. Mógłbyśmnie odwieść?

***

- Dzięki za skoki na bungee – powiedziała Sophie, gdy zatrzymali się pod jej domem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. I przepraszam za tą sprawę z wchodzeniem do jeziora. Ja po prostu nie rozumiem…
- Nie lubię kiedy ludzie mnie okłamują Nicholas.
- Ale ja nigdy cię nie okłamałem.
- A właśnie, że tak. Kiedy mówiłeś o moim śpiewie, o moim wierszu, a teraz też o moim wyglądzie. Nie rób tego, bo ja nie cierpię,kiedy udzie próbują wmówić mi coś co nie jest prawdą. – i wyszła. A Nick zostałsam z ogromnym mętlikiem w głowie. I jak tu jej pomóc? Ale jak zostawić samą?






Rozdział IX

„ Gniew to naj­mniej przy­dat­ne ze wszys­tkich uczuć. Niszczy umysłi ra­ni serce.”

Stephen King

Nick powoli wybudzał się ze spokojnego snu bez żadnych obrazów. Zaczynał czuć fakturę pościeli, która go otaczała i ciepło materiału, z którego była zrobiona. Pragnął, by nie trzeba było jeszcze wstawać, móc wylegiwać się w łóżku cały dzień.
Nagle usłyszał budzik, a to oznaczało, że musiał wstać i zacząć się szykować do wyjścia. Westchnął przeciągle i podniósłsię wolno do pionu, pragnąc by okazało się, że jest 31 sierpień a nie 1 wrzesień. Niby dla niego to nic nie znaczyło. Nie chodził do szkoły, miałprywatne nauczanie, ale chciał wspierać Sophie w pierwszym dniu szkoły, mimo że był to jej drugi rok w liceum.
Ciszę zburzył głośny dzwonek telefonu. Nick sięgnął po niego i, nie patrząc kto dzwoni, odebrał.
-Jak się ma mój ulubiony piosenkarz?
-Dominic czego ty chcesz?
-Może nie tym tonem, co? Pamiętaj, że jestem twoim wujkiem.
-Tak, tylko że jedynie o trzy lata starszym. A do tego nie masz za grosz siły autorytetu.
-E tam. Wczoraj dzwonił do mnie Robert.
-I czego chciał?
-Kręcimy teledysk do „Powerful” za dwa tygodnie w piątek.
-A gdzie?
-To jeszcze jest ustalane. Przecież ja i moja kamerka nie mogą pracować byle gdzie – zaśmiał się.
-Mówisz tak jakby to była wybranka twojego serca.
-Czekam na zezwolenie wzięcia ślubu z przedmiotem martwym, a następnego dnia będziesz mógł zobaczyć mnie w pięknym garniaku przysięgającego wierność i oddanie swojej kochance.
-Czytajmy kamerze. – powiedział z rozbawieniem w głosie Nick.
-A czy to czasem nie ty zamierzasz wziąć ślub z książką albo fikcyjną bohaterką?
-To nie to samo! – obruszył się.
-To jest dokładnie to samo, tylko że nie chcesz tego przyznać przed samym sobą.
-Co ty pieprzysz?
-Moją kamerkę o poranku.
-Z kim ja żyję?
-Z kim ja koegzystuję?
-To piękny przykład zdania retorycznego. Jest to wypowiedź, na którą nadawca nie oczekuje odpowiedzi. „Koegzystuje” jest to bardziej oficjalna wersja wyrazużyć, przebywać – powiedział, udając nauczającego staruszka.
-Co ty pieprzysz?
-Sophie wieczorami.
-CO?!?! – wykrzyknął zdziwiony.
-Ha ha ha. Nabrałem cię idioto. To tylko moja koleżanka.
-I akurat tak wybrałeś ją przy okazji?
-Tak.
-Tra ta ta ta.
-Ty też? – westchnął - Dobra. Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż gadanie z tobą. Cześć
-Pozdrów Sophie – usłyszał za nim wyłączył rozmowę. Rzucił telefon na poduszki i podniósł się z jęknięciem, słysząc jak strzelają jego zdrętwiałe stawy. Zacząłpowoli schodzić ze schodów, a następnie skierował się do kuchni, by przyrządzićsobie śniadanie.
Spożywał w spokoju tosty francuskie, gdy jego wzrok zatrzymał się na zegarze wiszącym na ścianie. Wpatrywał się bez celu w wskazówki, ale gdy zorientował się jaką godzinę oznaczają… Szybko dokończyłposiłek, a talerz wrzucił do zlewu. Wbiegł do łazienki, wyciągając z kubeczka szczoteczkę i nakładając na nią pastę. Mył zęby, równocześnie zrzucając z siebie t – shirt i zakładając na ramiona białą koszulę. Jego wzrok jak zwykle przyciągnął mały napis na jego lewym biodrze.. Rok wcześniej wytatuował sobie na nim zdanie It’s never too late to Każdy mógł sobie dopowiedzieć co chciał.
Wciągał spodnie na nogi, a w tym samym czasie płukał gardło. A mówi się, że tylko kobiety potrafią robić kilka czynności jednocześnie. Powinien ogłosić to światu. Może pobije rekord Guinessa?
Dziesięć minut później siedział już w samochodzie i wyjeżdżał z podjazdu, kierując się w stronę domu państwa Underwood…
-Dzień dobry – powitał go od progu Henry.
-Dzień dobry. Jest Sophie?
-Masz szczęście, że jej mama przetrzymuje ją w łazience.
-Przetrzymuje? Dlaczego…?
-Moja córka nie jest tam raczej z własnej woli.
-Acha – powiedział powoli, nie wiedząc do końca o co chodzi panu Underwood. Zaczął wchodzić po ciemnych schodach, a gdy dotarł na wyższe piętro zrozumiałdlaczego Sophie miała być w pomieszczeniu przetrzymywana. Z łazienki docierałdo niego głos dziewczyny:
-Mamo przestań. Już wystarczy. Nie chcę! Naprawdę już starczy.
Gdy tylko usłyszał jej wzburzony głos, na jego twarzy zaczął formować się uśmiech. Już widział jej spojrzenie: zmarszczone brwi, i te wzburzone ciemnozielone albo nawet brązowe oczy. Powoli wszedł do łazienki, a tam zobaczył Sophie ścierającącoś gwałtownie z twarzy.
***

Nick miał genialne wyczucie czasu. Zawsze wchodził w najmniej odpowiednim momencie. Sophie powinna była już wyjść pięćminut temu, no ale przecież jej mama nie wypuściłaby jej z domu w tak ważny dzień bez nałożenia tuszu na rzęsy. Bo według rodzicielki jej oczy wydawały sięjeszcze większe i bardziej wyraziste. Ale jak to z jej mamą bywało już często: nie wiedziała co to umiar. A tu jeszcze róż na policzki, trochę brokatu pod oczy. Ohyda. Sophie nienawidziła makijażu. Swędziała ją od niego skóra, a do tego wyglądała w nim okropnie. Jeszcze brzydziej niż normalnie. Dlatego właśnie wychodziła z założenia, że to zwykła strata czasu, którego nigdy nie miała zbyt wiele. No ale cóż… jej mama tak nie sądziła.
W związku z tym zamiast być w autobusie w drodze do szkoły siedziała w łazience przed lustrem i próbowała zetrzeć ze swojej twarzy brokat i róż, zostawiając już te nieszczęsne rzęsy pomalowane.
Jak już Nick chciał przychodzić to nie mógł przyprowadzić swojego tyłka trochę później? Czy tak wiele wymagała? Najwyraźniej tak.
-Nareszcie – westchnęła z ulgą, gdy na jej twarzy nie było za grosz sztucznego zaróżowienia. – Hej.
-Hej – odpowiedział z uśmiechem.
-Wow jak ładnie wyglądasz – stwierdziła z uznaniem, lustrując go wzrokiem. Biała koszula i czarne spodnie od garnituru dodawały mu elegancji, ale chyba specjalnie krzywo założony krawat nadawał jego stylizacji lekko drapieżnego wyglądu. Uwydaczniały to jeszcze niesforne loki, tworzące artystyczny, ale równocześnie słodki nieład na jego głowie.
-Przestań. Ubierałem się, myjąc zęby.
-A to stąd ta fryzura. – powiedziała z uśmiechem.
-Co? – zapytał , przeglądając się w lustrze. – E tam. Gorzej jest po obudzeniu.
-Wyobrażam sobie.
-A ja sobie wyobrażam jak bardzo pragniesz mnie takiego zobaczyć – stwierdziłzabawnie poruszając brwiami.
-Debil – powiedziała mimo woli się śmiejąc.
-A tak w ogóle to wyglądasz pięknie.
-Tylko tak mówisz.
-Nieprawda. Jeszcze tylko rękawiczki, powóz i możemy jechać na bal.
-My? A ty po co?
-Każda księżniczka potrzebuje swojego księcia, prawda? A ty wyglądasz jak prawdziwa królewna.
-Ty? Moim księciem? Wolne żarty.
Jednak jego słowa sprawiły, że zaczęła się zastanawiać. Sophie spojrzała na siebie w lustrze, przyglądając się swojemu odbiciu. Hm… może Nick miał rację. Sukienka podkreślała jej wąską talię, a rozkloszowany dół, nie uwydatniał szerokich bioder charakterystycznych dla figury klepsydry, a wisiorek podkreślał długąszyję. Czyżby pomyślała, ze jest ładna?
Nagle jej wzrok spoczął na skrawku odkrytych ud i kolanach. Jakie one są tłuste. Dlaczego jej nogi nie mogą być zgrabne? A brzuch dlaczego jest taki wielki? Jeszcze ten tyłek. A włosy? Te cienkie włosy? O nie. Wcale nie była ładna. Była strasznie brzydka. Jak mogła nawet przez chwilę myśleć, że jest inaczej? A Nick… pewnie po prostu chciał byćmiły. Jak zwykle wszyscy kłamią.
-Muszę wziąć torebkę i możemy iść – oznajmiła chłodno, wychodząc szybkim krokiem z pomieszczenia, a Nick odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem.

***

Sophie uwielbiała przebywać w samochodzie Milesa. Siedzenia były wygodniejsze niż jej łóżko. Ciekawe, czy pozwoliłby jej w nim nocować…?
-Nick naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? W mojej szkole jest pełno waszych fanek. Zlecą się jak szarańcza.
-Spokojnie. Jestem przyzwyczajony, chociaż dalej mnie te ich zachowania dziwią.
-Ale wtedy wzbudzisz sensację, a rozanielone dziewczyny i z tego co wiem teżchłopcy odciągną mnie od ciebie i zanim się spostrzegę zostanę sama, a ty staniesz się głównym tematem wszystkich uczniów na najbliższe pół roku.
-Jeśli nie chcesz, żebym jechał wystarczy powiedzieć.
-Chcę, tylko że…
-Już rozumiem. Boisz, że przyćmię cię blaskiem mej chwały.
-Ta… A ja jestem czarną albinoską.
-Ciekawie nie powiem. – odpowiedział z uśmiechem, zerkając na nią przelotnie.
-Obiecaj mi jedno. Nie zapomnij o mnie dobrze? Jak nie jesteś w stu procentach pewny to lepiej odstaw mnie pod szkołę i jedź do domu.
-Spokojnie. Damy radę.
-Skoro tak mówisz – powiedziała i zagłębiła głowę w oparciu fotela.
Pod szkołę podjechali dwadzieścia minut przed oficjalnym apelem dyrektora. Samochodem jechało się miliard razy szybciej niż autobusem. Może Sophie zacznie oszczędzać na jakieś własne cztery kółka?
-Chodź zaprowadzę cię pod aulę.
-Nie musisz tego robić…
-Wiem. Ale chcę.
-Sophie! – na szyję rzuciła się jej najlepsza koleżanka z klasy Julie – Mam ci tyle do opowiedzenia. Tak dawno się nie widziałyśmy. Ale jesteś opalona. Gdzie byłaś? Ja…
-Julie chciałabym ci przedstawić Nicholasa Milesa. Nick to moja koleżanka z klasy Julie. – jedyną reakcją uczennicy było mruganie powiekami. Stała bez ruchu z lekko rozchylonymi ustami. No to się zacznie pomyślała Undewood, a zaraz po tym Julie zaczęła piszczeć.
- OMG to ty! Nicholas Miles! No nie wierzę! Mogę prosić o autograf? – kilka osób znajdujących się blisko Julie usłyszało jej słowa i zaczęło podchodzić bliżej. Nagle całą ich trójkęotoczyło chyba pół szkoły, przekrzykując jeden drugiego. Zaczęli się pchać, a Sophie… Sophie cóż po prostu pozwoliła im płynąć z prądem.
-Nick! – zawołała, próbując przekrzyczeć tłum. Ale jak jeden głos miał przebićsetkę? Chłopak nawet się nie obrócił mimo że stała prawie obok niego. Był zbyt zajęty robieniem sobie selfie z fankami. Sophie przestała się pchać i po prostu pozwoliła, by ludzie sami wypchnęli ją z kręgu.
-A więc to tak – wyszeptała do siebie, widząc z każdą sekundą powiększający siętłum ludzi, a potem skierowała się powoli do szkoły, ostatni raz spoglądając na migające jej czarne loki, by zamknąć za sobą drzwi placówki i skierować się do pustej auli.

***

Byłpiątkowy wieczór, a Nick spędzał go przed telewizorem z pudełkiem lodów w ręce.
-Ja cie kręcę, chłopie. Wyglądasz jak dziewczyna ze złamanym sercem – powiedziałThomas, wchodząc do pokoju.
-Hej Tom. Tak ciebie też miło widzieć. – odpowiedział sarkastycznie.
-Nick, Thomas ma rację – poparł przyjaciela Micheal. – Co cie gryzie?
-Spytaj lepiej co zaszło miedzy nim a Sophie – powiedział Evan.
-Dlaczego myślisz, że ma to cos wspólnego z naszą zmiennoką dziewczynką? – zapytałMike.
-Pamiętacie, kiedy pierwszy raz pocałowałem Miię, a potem nie wiedziałem co miedzy nami w końcu jest?
-Tak. Przez kilka dni nie wychodziłeś z domu zatapiając smutki w czekoladowych lodach… Nick pocałowałeś Underwood?! – zapytał Tom, podchodząc do przyjaciela gwałtownie.
-Powaliło cię?! Oczywiście, że nie. – obruszył się Nicholas, dalej wpatrując sięw ekran telewizora.
-Powiesz wreszcie co cie trapi, czy mamy to z ciebie wyciągnąć do cholery?! –krzyknął Mike, wyłączając telewizor i stając naprzeciwko kolegi.
-Nic się nie stało. Tylko… - zamilkł.
-Tylko…? – pośpieszył go Evan.
-Tylko nie rozmawia ze mną od poniedziałku – powiedział smutno.
-Wiesz może dlaczego? – zapytał Thomas.
-Zielonego.
-W takim wypadku potrzebna będzie nam pomoc eksperta – stwierdził Evan i wyszedłz domu.

Wróciłpo dwudziestu minutach, ale nie sam. Obok niego stała pewna dziewczyna. Miała na sobie jeansy, a na to narzucony jesienny płaszcz. Zawsze stanowili we dwoje trochę dziwną, ale jednak mimo wszystko, dobrana parę. On brunet o niebieskich oczach, a ona blondynka z czarnymi tęczówkami. Evan zawsze ubrany w ciemne barwy, a ona uwielbiała wszystkie kolory. On wysoki, a ona sięgała mu ledwo do klatki piersiowej.
-No to co ta za sytuacja niecierpiąca zwłoki? – zapytała zrzucając buty i wchodząc do salonu.
-Nick ma problem z dziewczyną.
-Nasz Nicki się zakochał? – zapytała.
-Nie, Sophie to tylko koleżanka.
-A to o nią chodzi – powiedziała i opadła na sofę.
-Skąd o niej wiesz?
-Evan mi opowiadał. Więc co z nią? Chociaż czekaj. Jak wygląda?
-Hm… Wysoka. Tak trochę ponad metr siedemdziesiąt. Falowane, gęste złoto – brązowe włosy, chociaż w słońcu przyjmują barwę rdzawo – rudą, czasami prawie ognistą.Szczupła, o wielkich oczach, których barwa zmienia się jak w kalejdoskopie. –mówił Nick, czując jakby miał dziewczyna tuż przy sobie. Mógł wyczuć lawendowy zapach jej włosów i miękkość skóry. Słyszał ten delikatny śmiech, czułspojrzenie tych przenikliwych tęczówek na sobie.
-Ziemia do Nicka – Mia pstryknęła mu przed oczami z rozbawieniem. – Widzę, że jąlubisz. Więc co takiego zrobiłeś, że przestała z tobą rozmawiać?
-Ja zrobiłem? Ale to nie moja wina.
-Z doświadczenia wiem, a do tego jestem tej samej płci co ona, że mężczyźni często nie zdają sobie sprawy z tego, iż robią coś co może dziewczynę obrazić,zdenerwować lub zasmucić. Rozumieją, że to zrobili dopiero kiedy ktoś im to uświadomi.
-Ale ja nic…
-To może tak. Kiedy ją ostatnio widziałeś? Jaka to była sytuacja? Kto jeszcze razem z wami był? Jak Sophie się zachowywała?
-Zawiozłem ją do szkoły. Podbiegła do niej jej koleżanka z klasy, ale kiedy mnie rozpoznała poprosiła mnie o autograf. Jej słowa usłyszało kilka osób, zebrał siętłumek ludzi, prosząc o zdjęcie, podpis. Kiedy się rozeszli, jej nie było.
-Już wszystko wiem. Czy rozmawiałeś z nią w drodze do szkoły o jej obawach i czy obiecałeś, że jej nie zostawisz?
-No tak.
-A czy potem, gdy fani cię otoczyli zwróciłeś chociaż na nią malutką uwagę, nie wiem zerknąłeś, odezwałeś się?
-No nie…
-Nie no chłopie ty dalej nie widzisz swojego błędu? Nawet ja go widzę, a jestem uważany za tego od flirtu – powiedział Micheal.
-Złamałeś obietnice. Tą sytuację odczuła jakbyś miał ja tak naprawdę w głębokim poważaniu, a twoje słowo nie jest zbyt dużo ważne.
-Ale to fani miałem tak po prostu kazać im spadać?
-Nie. Może Sophie zareagowała zbyt pochopnie, ale pamiętaj jaka jest i że dopiero zaczyna poznawać twoje życie. Ale muszę przyznać, że gdybym na jej miejscu to tez czułabym się jakbyś mnie olał.
-Dzięki.
-Taka prawda.
-Musze ją przeprosić! – krzyknął – A wy może porobicie coś bardziej… twórczego, coślepszego od siedzenia na kanapie?
-Sam tak robiłeś przez kilka godzin.
-Ale ja to ja. A do tego to mój dom – powiedział, wychodząc.
-To ja spadam. Może w kinie będzie dzisiaj lecieć coś fajnego.
-Poczekaj. Pójdę z tobą. – po chwili za Thomasem i Michealem zamknęły się drzwi.
-Mam pomysł co może być bardziej twórcze – powiedział z cwanym uśmiechem Evan.
-Tak? A może podziałbyś się ze mną swoim pomysłem? – zapytała Mia, doskonale wiedząc co chodzi po głowie jej chłopakowi, a po chwili złączyli swoje usta w namiętnym pocałunku.

***

-Wyglądasz ślicznie – powiedziała mama Sophie, patrząc na swoją córkę w lustrze.
-Ta… - odpowiedziała nastolatka niewyraźnie, patrząc na siebie krytycznie. Miała na sobie granatową sukienkę, a razem z mamą znajdowały się w przymierzalni w jednym ze sklepów znajdujących się w centrum handlowym. Jednak ona nie podzielała entuzjazmu swojej rodzicielki. Kobieta, widząc to, wyszła dając córce czas na przebranie się.
-Nie rozumiem dlaczego nie chciałaś nic kupić – narzekała Elenor, wracając do domu.
-Po prostu mi się nie podobało, rozumiesz?
-Tobie się nic nie podoba. Nienawidzę tego, wiesz? Nie cierpię tego twojego zachowania. Tego udawanie, że uważasz, iż we wszystkim ci brzydko. Tak cię nikt nie polubi. Zawsze będzie samotna tak jak teraz.
-Ale ja nie …
-Mówię do ciebie! To, że nikt cie nie lubi w klasie nie oznacza, że możesz tak się zachowywać.
-Ale mi się tylko nie…
-Tak, oczywiście! Zawsze nie podoba ci się to, w czym ty mi się podobasz!
-Ale mamo…
-Robisz mi na złość?! Nie dziwię się, że w żadnych konkursach nie zajmujesz miejsc skoro nawet sukienki nie umiesz wybrać! A do tego to są takie bzdety, że nawet nie mam siły ich czytać. To co piszesz i czytasz to zwykła strata czasu. Powinnaś częściej wychodzić zamiast wiecznie siedzieć przed monitorem skoro i tak nic dobrego nie umiesz stworzyć!
-Dlaczego jak wychodzę to oburzasz się, że nie spędzam czasu z wami, a jak pisze, to że wiecznie nic nie robię? Zdecyduj się.
-Jesteś idiotką. A do tego kłamczuchą. Niby kiedy tak mówię?
-Cały czas. I ty się dziwisz, że nie myślę o sobie dobrze, skoro rodzona matka mówi, że jedyna rzecz , która mi jako tako wychodzi to bzdety.
-Kiedy niby tak powiedziałam?
-Przed chwilą! Nie słyszałaś? Zacznij używać uszu do czegokolwiek. – powiedziała i zamknęła za sobą drzwi. Rzuciła się na łóżko i zaczęła cicho łkać w poduszkę.Czuła się taka samotna. Te ściany ją przytłaczały. Jedyne co było z nią to książki. Te ciężkie tomy zajmujące prawie połowę jej pokoju. To było jej wytchnienie, jej spokój i cisza. A mimo wszystko czuła niedosyt. To jej nie wystarczało. Potrzebowała kogoś realnego. Prawdziwej osoby, która przyszłaby i po prostu jąprzytuliła. Po prostu była. Wspierała. Po prostu.
Wyciągnęła kartkę i położyła się na łóżku, pisząc a łzy moczyły papier, rozmazując pojedyncze litery, ale tak jakby tworząc tekst bardziej prawdziwym, uczuciowym.

***

Napisała wiersz w dwadzieścia minut. Leżałna biurku. Zwykła kartka, ale przykuwała uwagę. Coś w niej było niezwykłego, chociażmoże była niezwykła tylko dla Sophie. Przecież to na niej znajdowały się wszystkie uczucia, emocje, ból i cierpienie. Jedna kartka, a tyle zawierała. Jedenświstek, a był tak ważny.
Uniosła głowę, gdy do jej uszu dobiegłszmer głosów. Jeden należał do jej mamy, a drugi był… Co on tutaj robił?Naprawdę wyczucie czasu miał obłędne.
-Hej – powiedział cicho Nick, wchodząc do pokoju i zamykając cicho za sobą drzwi.
-Cześć – odpowiedziała.
-Tak straszliwie cie przepraszam za moje zachowanie w poniedziałek. Nie spodziewałem się, że możesz tak to wszystko odebrać.
-Nie szkodzi. Już nie jestem zła. To ja powinnam cię przeprosić. Zachowałam sięjak rozpuszczona idiotka. Twoi fani są najważniejsi. Powinnam była poczekać w spokoju aż skończysz.
-Chyba zapomniałaś o jednej rzeczy. Ty też jesteś moją fanką – powiedział klękając przy jej łóżku. – I to moją ulubioną.
-A myślałam, że to Grace jest twoją ulubioną fanką.
-Chyba ten tytuł oddam jednak tobie.
-Ona będzie bardzo smutna jak się dowie – ostrzegła z delikatnym uśmiechem.
-Pobiegnę z pompą, żeby jej łzy nie zalały miasta.
-Idiota – powiedziała, uderzając go lekko w ramię.
-Wcześniej było debil. Czyżbym wskoczył na wyższy poziom?
-Jeśli chodzi o poziom głupoty to owszem – odpowiedziała z uśmiechem, a on także się uśmiechnął, ukazując te słodkie dołeczki.- Co to? – zapytał, wskazując na kartkę leżącą na stole.
-Mój najnowszy wiersz.
-Mógłbym przeczytać?
-Nie jest za dobry. Napisałam go w niecałe pół godziny, będąc w totalnej rozsypce, więc…
-A dałabyś mi to chociaż ocenić? – zapytał. Sophie poczuła lekki strach. Na tej stronie były zapisane całe jej uczucia, przemyślenia. Jeśli da mu to przeczytaćto będzie to tak jakby wyłożyła mu swoją duszę jak na tacy. Jednak nie przejęła się tym tak bardzo jak powinna. W głębi serca czuła, że może mu zaufać, a on nie wykorzysta wiedzy, która zaraz nabędzie przeciwko niej. Nie wiedziała tylko skąd brało się to uczucie.
Mimo obaw kiwnęła głową, pozwalając mu przeczytać swoją najnowszą pracę.

„Ratunki”

Patrzećna świat z oddali, nieobecnie,
myśląc o tym jakby to było nie być odmieńcem.


Pociąga za sznur i patrzy
jak wszystko rozsypuje się po brukowanej ulicy.
Dodatkowo spycha w czarną otchłań,
nie przychodząc na żadne z umówionych spotkań.



Więc chwyta się drugiego,
błagając o ratunek niemo.
Lecz ten ze śmiechem
pozwala złożyć wszystko w jedno.


I tak spada się i spada
bez końca,
zagłębiając się coraz bardziej
w ciemną otchłań.


Nie podchodzi do gardła
nic pożywnego,
by mogło pokazać,
że nie jest się całkowitą ofermą.


Krew duszy z głębi wypływa,
barwiąc co się da odcieniami nieba.


Szkarłatna gorycz
wrząca z ciała paruje.
Zalewa falami wszystko
co się czuje.


We dwie toczą związek bardzo dobrany,
chociaż każdy składnik inaczej jest odbierany.
Kropla w kroplę wpadają do czary,
wyzwalając coś co nie ma miary.


Przelewają,wylewają,
zalewają, skapują,
szkoda tylko, że nic
nie budują.


Gdy nic już nie zostanie
zablokowane zostaje spokojne wydychanie.

Ucieczka jedynym wyjściem pozostaje.
Samotność jedynym sposobem na głębi odwiedzanie.


*** (dalsza część)


Patrzećna świat z daleka
i podziwiać jak to wszystko łatwo wygląda.
Jednak być częścią jego to nie prosta sprawa,
gdy traktują każdego odmieńca jak kosmitę z Marsa.


Z dala od lądu.
Z dala od ludzi
po głębiach morza pływanie
morza czystych dusz pozostaje.


Tak "ratunki" niszczą to
co stworzyć miały,
a budują to, co
zburzyć rozkazały.


Nienawiśćzakamarków
i najpłytszych,
i najgłębszych
własnych serc.*


Powoli odłożył kartkę i spojrzał na nią nie odzywając się. Skanował jej twarz, próbując wyczytać z nich wszystkie emocje. Jakby uczył się jej na pamięć. Sophie poczuła jak oblewa się rumieńcem. I to takim bardzo widocznym.
-To było… wow – powiedział w końcu.
-Jaka rozbudowana opinia. – powiedziała z sarkazmem.
-On jest piękny. Absurdalnie absurdalny, ale ma sens. I to bardzo głęboki, przenośny sens. Nigdy nie czytałem czegoś tak wspaniałego.
-Żartujesz sobie ze mnie – powiedziała.
-Nie. Mówię najszczerszą prawdę. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Tylko zastanawia mnie jedna rzecz: kto doprowadził cię do takiego stanu?
-To raczej był zbiór wszystkich emocji. Julie nazwała mnie dzisiaj złośliwąsuką, pokłóciłam się z mamą, a ona także nie szczędziła słów. Całe życie słyszęjak ludzie mnie krytykują. Powinnam się do tego przyzwyczaić i tak jest przynajmniej jeśli mówią tak o mnie osoby, których zdanie mam głęboko w dupie, ale nie umiem pogodzić się z tym, że myślą o mnie tak też osoby, na których mi zależy. A ja niestety mam taką psychikę, ze obwiniam siebie, jeśli ktoś mnie obraza.
-Jak to obwiniasz siebie?
-Uważam, że to ja jestem niewystarczająco dobra, że to ja powinnam się zmienić.Nie jestem taka jaką inni chcieliby żebym była. I to mnie właśnie dobija. Przez to czuję się jeszcze gorzej.
-Jeśli ktoś kogo uważasz za przyjaciela, mówi ci takie rzeczy to tak naprawdęnie jest twoim przyjacielem. Takie osoby akceptują nasze wady i są z nami mimo wszystko. Bo przyjaciel to osoba, która zejdzie nawet na samo dno, by wyciągnąćnas na powierzchnię, a nie po to by zatopić jeszcze bardziej.
-Wiem, ale taka już po prostu jestem. A najgorsze jest to, że kiedy naprawdę potrzebuję wsparcia to wtedy nikogo przy mnie nie ma.
Nick nie odpowiedział. Po prostu usiadł na łóżku i przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając. Objęła ciasno jego plecy, czerpiąc siłę z tej sytuacji.
Zrozumiała, że nie miała się czego obawiać,bo Nicholas nie wyśmiał jej, nie oceniał, tylko przytulił. Dał jej siłę w momencie, kiedy jej nie miała. I po raz pierwszy w życiu Sophie poczuła, że jednak ktoś przy niej jest, ktoś z nią pozostał. Poczuła, że nie jest całkowicie samotna.




Rozdział X

„Naj­ważniej­sze jest, by gdzieś is­tniało to, czym się żyło: i zwycza­je, i święta rodzin­ne. I dom pełen wspom­nień. Naj­ważniej­sze jest, by żyć dla powrotu.”

Antoine de Saint - Exupéry



Nick jeszcze chyba nigdy nie był tak zdenerwowany. Wpatrywał się w obraz, który przedstawiał wzburzone fale, czekając na odpowiedź. Palce miał ciasno splecione. Ciekawe, czy drżałyby, gdyby je rozplótł. Robert wpatrywał się w niego badawczym wzrokiem, próbując ocenić jego zamiary. Skanował jego twarz jakby chciał prześwietlić go żywcem.
-Zgadzam się – oznajmił w końcu.
-Naprawdę? – zapytał Nick, niedowierzając. – Przecież ty nigdy nie zgadzałeśsię, gdy któryś z chłopaków chciał kogoś przyprowadzić.
-Chcesz, żebym zmienił zdanie? – zapytał Robert, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem, mieniącym się w oczach.
-Nie, oczywiście, że nie.
-To leć i oznajmił dobre wieści swojej „przyjaciółce” – powiedział, akcentując ostatnie słowo.
-Pff – powiedział z rozbawieniem Nick, otwierając drzwi.
-Nie pyskuj mi tu młody – krzyknął wesoło Robert, zanim Miles domknął drzwi.


***


Sophie nie mogła uwierzyć w to co widzi za oknem. Siedziała w pociągu i obserwowała zmiany krajobrazu. W piątek rano wyjechała razem z This Moment ze stacji King’s Cross, zmierzając na zachód i trochę na północ. Powoli wysokie wieżowce i gęsto postawione budynki zaczęły przeradzać się w wolno stojące domki jednorodzinne, a po kilku godzinach te także pojawiały się coraz rzadziej.
Teren stał się coraz bardziej wyżynny, a potem górzysty, horyzont blokowały wysokie bloki skalne, porośnięte gdzieniegdzie trawą. Nawet ona była bardziej zielona, bardziej… żywa. Na niebie pojawiało się coraz więcej ptaków. Kolorystyka była coraz bardziej wyrazista, mniej przygaszona, zakurzona. Słońce wydawało się cieszyć. Całe otoczenie zdawało się niemal skakać z radości.
Dziewczyna chłonęła widoki, nie słuchając o czym rozmawiają jej towarzysze podróży. Był to dla niej pokarm. Jej dusza krzyczała z radości, a równocześnie wyrażała tęsknotę. Sophie czuła jakby jej dusza przynależała do czegoś co znajdowało się dalej, jeszcze tylko trochędalej, a to doprowadzało jej wnętrze do szaleństwa. Chciała poczuć pełnię już,teraz, zaraz.
Czuła się coraz bardziej spokojnie, miło, komfortowo, tak… tak jak czuje się człowiek, który po całym dniu w pracy wraca do domu i czuje wokół swojego zmęczonego, obolałego ciała świeżą, rześkąpościel i wygodne łóżko przy plecach.
Poczuła szturchanie w ramie i otworzyła gwałtownie oczy. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. Przetarła powieki i zorientowała się, że pociąg stoi na stacji, a pasażerowie powoli wychodzą z niego, mrużąc oczy, gdy ich twarze oślepił na chwilę kontakt ze słońcem.
-Wstawaj Śpiąca Królewno. Czas na przygodę – powiedział Micheal i wyskoczył na peron jednym, zwinnym ruchem. – A tak w ogóle, dlaczego nie zabrałaś ze sobąGrace? – zagadnął, gdy przemierzali tłumy w poszukiwaniu reżysera, który miałpomóc im dostać się do celu.
-A co, brakuje ci jej? – zapytała, drocząc się z nim.
-Nie, no oczywiście, ze nie. Tylko wiesz, czterech chłopaków i tylko jedna dziewczyna. U wszystkich szaleją hormony…
-Ty lepiej powstrzymaj tych swoich małych kumpli, biegających jak popaprańce w twoim małym przyjacielu, bo inaczej to ekstazy długo nie poczujesz – powiedziała Sophie.
-Dlaczego sądzisz, że moje przyrodzenie jest małe? Chcesz sprawdzić? – zapytał,poruszając brwiami w sugestywny sposób.
-Fuj, ble, ohyda – skomentowała.
-Jak ty z nią chłopie wytrzymujesz? Współczuję jak będziesz chciał by cięzaspokoiła.
-Nick, od kiedy jesteśmy seks – przyjaciółmi? Czy ja o czymś nie wiem? –zapytała.
-No wiesz, może w twoich snach były różne fantazje i mentalnie mi je przesłałaś,a potem nasze dusze i ciała podpisały psychologiczny pakt. – powiedziałNicholas.
-Ta… Chyba jednak wole drugą opcję, która brzmi: Micheal to debil.
-Tak ja tez uważam to za bardziej logiczne, chociaż ja bardziej się wysiliłem.
-No i po co i to było? Tylko zmarnowałeś ostatnie szare komórki. Teraz już nie ma dla ciebie ratunku.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne panno Niby Inteligentna.
-Niby?! Ja jestem niby inteligentna? – zapytała i zaczęła gonić go po całym peronie.
-Dzieciaki, dzieciaki! – krzyknął Dominic, łapiąc w tym samym czasie uciekającego Nicholasa.
-Sophie jest jak Nick – powiedział Evan ze śmiechem, a wszystkim przypomniał się moment, gdy Miles gonił dokładnie w taki sam sposób Thomasa dwa miesiące temu.
-Ty musisz być Sophie – powiedział chłopak. Dziewczyna spojrzała w górę i zobaczyła parę wpatrujących się w nią z iskierkami rozbawiania oczu. Były jak fiołki, jak aksamit, jak niebieskie butelkowe szkło, były… były po prostu niebiańskie. Przystojną twarz okalały gęste, czarne loki. A na ustach formowałsię uśmieszek.
-Jestem Dominic, wujek tego oszołoma – powiedział i wyciągnął do niej rękę,wskazując drugą na stojącego obok nich Nicka. Sophie spoglądała na jednego a potem na drugiego. I dostrzegła jak bardzo są do siebie podobni. Mieli takie same kruczoczarne kręcone włosy, chociaż musiała przyznać, ze Nicholasa były bardziej skręcone i w słońcu ukazywały się w nich atramentowe refleksy. Mieli taki sam nos, nawet w delikatnych uśmiechach dostrzegła podobieństwo. Jednak tylko Nick miał słodkie dołeczki, a jego usta były bardziej malinowe i pełne.
Zawsze myślała, ze czarne włosy i niebieskie oczy to idealny przepis na stanie się tajemniczym, pociągającym młodzieńcem, ale chyba u Nicka te cechy bardziej się uwypuklały, mimo ż jego oczy były zielone.
-Chcesz zrobić zdjęcie? Zostanie na dłużej. – zapytali równocześnie, a potem wybuchnęli głośnym śmiechem. Sophie w odpowiedzi wyciągnęła telefon i naprawdęuwieczniła ich na fotografii.
-Ty tak na serio?
-No co? Skoro sami chcieliście to dlaczego miałabym przegapić taka okazje do podziwiania tak przystojnych chłopaków. Szkoda tylko, że jesteście w koszulkach.
-Czuję niezły orgazm w nocy – zanucił Micheal.
-Debil – powiedziała cała piątka i razem ruszyli do małego busiku stojącego przed budynkiem.


***


-Jak to możliwe, że jesteś jego wujkiem skoro wyglądasz tak młodo?
-Dzięki. Opłaciły się te godziny i tysiące funtów wydane na zabiegi plastyczne.
-Podaj namiary może sobie tłuszcz usunę.
-Ach już przestańcie. Dominic jest starszy ode mnie tylko o trzy lata starszy.
-To dlaczego jest twoim wujkiem?
-Skomentuję to tak: oto konsekwencje posiadania przez moja babcię dziewięciorga rodzeństwa.
-Dużo.
-Nawet nie wiesz jak. Więc teraz mam wujków i ciocie, które są albo niewiele starsze ode mnie, a nawet młodsze.
-Jezu jak tu pięknie! – wykrzyknęła Sophie, gdy wyszli z pojazdu. Ich oczom ukazała się potężna góra o nazwie Cadair Idris*. Otaczały ją mniejsze wzniesienia. Były tu także jezioro Llyn Cau* otoczone zielenią, słońce dotykało ostrych jak brzytwy krawędzi Mynydd Pencoed*, a także urwisk wokół jeziora. Nick czuł się jakby był w innym świecie.
-Chłopcy! – usłyszał znajomy głos, odwrócił się i podbiegł do swojej cioci Anne, u której spędzał całe wakacje gdy był mały, a nawet teraz, gdy jego grafik byłbardziej napięty zawsze znajdował czas, by odwiedzić stare kąty, poczuć, że znowu wszystko jest na swoim miejscu.
-Ciociu, co ci się stało? – zapytał, patrząc na kule, które dzierżyła w dłoniach, a także gips ciągnący się od stopy prawej nogi aż do uda.
-Twój koń zrobił się trochę humorzasty – odparła. – Za rzadko przyjeżdżasz, a on chciałby, żebyś to ty na nim jeździł i trochę się zbuntował, gdy wyprowadziłam go na klify.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś? Teraz będziemy dla ciebie tylko ciężarem.
-Nie prawda. Bardzo się cieszę, że mój dom znowu nie będzie aż tak pusty.
-On nigdy nie jest pusty ciociu – powiedział ze śmiechem. To była szczera prawda. Zawsze, gdy przyjeżdżał w odwiedziny coś się działo. A to ktoś brał ślub, a ten miał urodziny… w każdym razie w domu zawsze było pełno ludzi. Nick zastanawiał się zawsze nad jedną sprawą. Jak w małym domku mieściło się czasami nawet i dziesięć osób i każdy miał dla siebie swój kąt. Oto tajemnica państwa Llewelyn.
-To kto będzie u nas mieszał? – zapytała.
-Ja, moja przyjaciółka Sophie i Dominic.
-Niestety mój drogi ja będę jak za starych dobrych czasów spał w górach pod gołym niebem – powiedział niebieskooki.
-Mae Dominic ucieka.
-Nie nazywaj mnie walijskim imieniem.
-W takim razie tylko ja i Sophie.
-A kim jest Sophie? – zapytała Anne, a Nick przypomniał sobie, że te dwie kobiety się jeszcze nie znały.
-Sophie to moja ciocia. Ciociu to jest Sophie.
-Ciociu to jest jego cariad** – wyszeptał Dominic.
-Dominic jesteś idiotą – powiedział Nick.
-Jakbym tego nie wiedział.
-Chyba to jest coś czym możesz się chwalić.
-Ciociu musimy już biec do pracy, ale spotkamy się wieczorem, prawda?
-Mam uciec z własnego domu? – zapytała z uśmiechem i pomachała im na pożegnanie.


***

Sophie patrzyła jak chłopcy kręcą teledysk do „Powerful”. Była to typowa ballada o miłości, a takie utwory bardzo rzadko były w ich repertuarze. Śpiewali wolne piosenki i to nawet wiele takich, ale nieczęsto poruszali temat miłości, czy zakochania. I to właśnie chyba ich wyróżniało na tle innych wokalistów.
Zerknęła na Dominica, którego czubek głowy ledwo było widać zza kamery. Zastanawiała się jak to jest, że jego głosu nie mogą uchwycić głośniki.
Spojrzała na najważniejsze osoby w tym nagraniu. Micheal pływał łódką po jeziorze, a Thomas po prostu się obijał i tylko wylegiwał naprzeciwko niego. Evan wspinał się na wysoką górę, a Nick…chłopak kroczył po wzniesieniach śpiewając refren. Wydawało się, że spija słowa z przyrody, kołysze się razem z wiatrem, uśmiecha wraz z promieniami słońca. Sophie wydawało się, że kiedy Miles pisał „Powerful” to musiał myśleć właśnie o tym miejscu, dlatego na płycie jego głos wydawał się niemal płaczliwy jakby błagał by zabrano go na łono tego właśnie krajobrazu, a teraz żył, oddychałpełną piersią, śnił, marzył, bujał w obłokach, był Bogiem, był… spełniony. Widać, że to było jego miejsce i czas.
Zawsze marzyła, by zobaczyć kręcenie teledysku od wewnątrz, jak to wszystko wygląda, przebiega. I teraz właśnie miała okazję spełnić tą zachciankę. Z dala od rodziców, którzy co chwile prowadziliby ją, by mogli zobaczyć to co ONI chcieli obejrzeć, z dala od Grace, która co chwilę zachwycała się urodą Micheala. Może i był uroczy z tymi swoimi blond włosami i piwnymi oczami, ale to nie był typ Unerwood. Ta zawsze preferowała ciemne, kręcone włosy.
Chociaż… jednak tęskniła za przyjaciółmi. Ci zawsze powiedzieliby coś zabawnego, coś całkowicie od czapy.
Rozejrzała się po okolicy. Aż zabierało dech w piersiach. Góry były tak potężne, groźne a zarazem przyjazne, jakby mówiły podejdź, ale nie za blisko. Były jak nieoswojone zwierzę, bo przecież nawet Mały Książę najpierw musiał oswoić lisa i różę zanim się z nimi zaprzyjaźniłprawda?
Jeziora błyszczały w świetle słonecznym, a cienie ptaków przemierzały doliny. Z każdej strony dało się wyczuć zapach polnych kwiatów, rześki wiaterek rozwiewał włosy. Wrzosy kołysały siędelikatnie rozsiewając swoją woń po całej okolicy. Trawa była miękka pod palcami, delikatnie mokra, zachowawszy kropelki rosy.
Zapragnęła uchwycić tą chwilę, uwiecznić jąna kartce papieru. Wyciągnęła, więc zeszyt i długopis i rozglądając się co chwilę dookoła, tworzyła potok słów i przenośni…


***


-Jak się za tym stęskniłem – jęknął Nick, zrzucając w progu buty. Rozejrzał siędookoła, oglądając znajome widoki. Znajdował się w domu swojego wujostwa. Budowla zbudowana została kilkadziesiąt lat temu na środku doliny, przez którąpłynął wartki strumyczek. Gdy przyjeżdżał do Walii na ferie uwielbiał wspinaćsię po zaśnieżonych wzniesieniach, a potem zjeżdżać po nich z wielkim rozpędem. Tutaj zawsze czuł się na swoim miejscu, to był brakujący kawałek układanki, tworzący jednolitą całość. Pełnego Nicka.
Nie myśląc o niczym po prostu wszedł do swojego pokoju, rzucił się na wygodne, mięciutkie łóżko, a po chwili zasnąłwtulony w pierzastą poduchę.
Następnego dnia obudził się dopiero koło południa. Co z tego, że zamierzał wstać o dziewiątej Jego organizm w ogóle go nie słuchał. Widać, że przechodził okres buntu. Ach te nastoletnie organy. Ubrał się szybko, by po chwili porwać z kuchni jeszcze ciepłego naleśnika i ruszyć do stajni znajdującej się obok domu, jedząc ciasto powoli. Od razu po wejściu jego nozdrza zaatakował zapach siana połączony z tą wyjątkową woniąkoni. Milesowi kojarzył się on z wolnością, bezmiarem, szczęściem. Usłyszałgłośne rżenie dochodzące z jednego z boksów.
-Hej Hengroenie - powiedział Nick głaszcząc swoje zwierzę. – Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem – odezwał się wtulając twarz w grzywę. Koń zarżał w odpowiedzi i poruszył łbem. – Oj tak ty wszystko wiesz. Nie masz może ochoty na przejażdżkę? – zapytał, patrząc w oczy zwierzęciu. Ten w odpowiedzi zacząłprzebierać kopytami, co mogło oznaczać, że już nie może się doczekać. Nicholas zaśmiał się. Już w dzieciństwie nauczył się siodłać i kiełznać konie, więc teraz jego myśli mogły biec wolno, gdy sprawdzał siodło, sięgał popręg i ustawiał strzemiona.
Dzisiejszy dzień mógł z całą pewnością zaliczyćdo udanych. Nakręcili prawie cały teledysk. Dominic coś tylko przebąknął o powtórzeniu śpiewu Micheala, ponieważ Thomas za bardzo się wiercił i w kulminacyjnym momencie obaj chłopcy wpadli do ziemnej wody. Przynajmniej teraz oni mogli poczuć to co czuł on, gdy oblali go wodą z lodem, żeby w obudzić go w stylu Ice Bucket Challenge.
Wskoczył na grzbiet Hengroena, a ten zacząłkłusować przez łąki. Jednak po chwili Nickowi nie wystarczyła taka prędkość.Wbił pięty w boki konia, a ten w odpowiedzi w sekundę przeszedł do szybkiego galopu. Kiedy Nick dostał tego konia nazwał go tak jak miał na imię ogier króla Artura w jednej z jego ulubionych walijskich opowieści „Culhwch ac Olwen”. Miał nadzieję, że będzie on tak samo szybki i nie pomylił się. Zwierzę brnęło szybko do przodu, a ostry, ale przyjemny wiatr targał jego czarne loki i odrzucał je w tył.
Nick już dawno nie czuł się tak wolny. Wszystkie problemy, czy niepewności zostawiałdaleko w tyle. Nie mogły go dogonić. Tutaj był tylko on, Hengroen i pęd, ta szybkość, ta wolność , to szczęście to… spełnienie. To za tym tęsknił, gdy byłw trasie, to o tym marzył, gdy spoglądał na spękane słońcem pola Ameryki.
To było życie. Aaaaaaa. Nick miał ochotękrzyczeć z radości. To było niesamowite widzieć te wszystkie miejsca, w których spędzało się większość swojego dzieciństwa. Zobaczył jezioro, do którego skakał w wakacje, a kiedyś, gdy miałokoło 15 lat wbiegł do niego na początku listopada. To było wspaniałe uczucie, ten kontakt z zimną wodą, te krople płynące miedzy łopatkami, gdy wychodził ze zbiornika, te mokre ślady na panelach. Potem przez tydzień leżał z gorączkąprzeziębiony w łóżku, ale nie żałował. Patrząc na te błękitne wody, czułnieodpartą chęć zanurzenia się w niej, odcięcia niepotrzebnych wrażeńdźwiękowych i wizualnych. Chociaż noga, chociaż dłoń…
Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia, to było takie uzależniające uczucie. Nareszcie nie czuł tej tęsknoty, tej dziury, która wypalała jego wnętrze i słabiutką duszę.
Po kilku godzinach jazdy poczuł, że jego konik zwalnia. W jednej chwili poczuł się taki samolubny, że nie pozwoliłwypoczywać Hengroenowi w trakcie przejażdżki. Zawrócił go i pokłusował powrotem do domu.
Gdy odprowadził konia do boksu, postanowiłprzejść się po ogrodzie, który kiedyś zaprojektował. Dalej dziwił się, że był w stanie wymyśleć coś tak pięknego. Strumyczek pięknie komponował się z kwiatkami, krzaczkami i drzewami rosnącymi wzdłuż niego. Słońce przebijało sięprzez korony, tworząc dziwne, niemal egzotyczne wzory na ścieżce. Dróżka zrobiona z maleńkich kamyczków wiodła prosto do małej altanki przy której stała piękna biała huśtawka. Było tutaj jak w zaczarowanym świecie. Kiedy projekt został ukończony obiecał sobie, że właśnie przy tej altance oświadczy sięswojej ukochanej. I dalej zdania nie zmienił.
Gdy podszedł bliżej, dostrzegł znajomą postać siedzącą na huśtawce i zażarcie piszącą coś w notatniku. Podszedł od tyłu do dziewczyny, popychając ją lekko, by jej nogi oderwały się od podłoża.
-Aaaa!! – krzyknęła Sophie, łapiąc gwałtownie łańcuch. – Nick co ty wyrabiasz?!
-Skąd wiesz, że to ja? – zapytał popychając ją mocniej.
-Tylko ty jesteś tak wielkim pacanem, by wpaść na coś takiego.
-Obrażasz mnie tak jak Katy Deamona. Mam zacząć nazywać się Kotek? A może wolisz Kittycat?
-Zaczyna mnie przerażać to, że czytasz te same ksiązki co ja.
-No weź przestać, nie wyglądam jak Deamon? – zaczęła lustrować go wzrokiem, a gdy dotarła do oczu, odparła:
-Rzeczywiście. Mógłbyś zaprzyjaźnić się z kosmitami.
-Bardzo śmieszne panno Underwood. Co tam masz? – zapytał dotykając kartki, którąteraz próbowała schować.

-Tęsknię...
za błękitnym niebem,
po którym białych obłoków stada płyną,
a ptaków rodziny
do odległych krańców Ziemi lecą.

Tęsknię...
za słońcem wstającym
na wschodzie o poranku,
witając się ze światem
złotymi barwami brzasku.

Tęsknię...
za tymi zielonymi wzgórzami
gdzieniegdzie pokrytymi skałami,
surowymi w swym obliczu,
ałagodnymi w dotyku.

-przeczytał na głos, wpatrując się w litery

-Czekaj! Jeszcze nie skończone! – krzyknęła i wyrwała mu ją.
-A co to będzie?
-Przypomniałam sobie, że w tych okolicach mieszkał Will, więc postanowiłam napisać za czym tęsknił, gdy przeniósł się do Londynu.
-I znowu mnie zachwycasz. Twoje prace są takie… takie… nawet nie wiem jak mam to nazwać. Wyjątkowe? Wyróżniające się z tłumu? O już wiem: cudownie cudowne. Wręcz doskonałe.
-Tak a niebo jest fioletowe i zrobione z jeży – odparła z sarkazmem i zaczęła kreślić coś na papierze.
-Nie Willuj mi tu.
-Nie Willuj? A co to niby jest za słowo?
-A moje. Jak założę własne państwo to będzie się go używać na początku dziennym.
-Na pewno nie przyjadę tam na wakacje.
-Głównym mottem będzie: nagość jest sexi.
-Dlatego tam nie zajrzę.
-Mam pomysł.
-No dawaj.
-Chodź za mną. – powiedział i złapał jej rękę, ciągnąc do góry.
-No nie, znowu niespodzianki. Czuję się niepewnie, bo nie jestem na swoim terenie.
-Spokojnie. Ufasz mi?
-No… ufam, choć czuję, że nie powinnam.
-Nie gadaj bzdur. Chodź.

***

Szli około 20 minut. Nagle Nick usłyszał jak Sophie bierze gwałtowny wdech, a następnie puszcza się biegiem, łapie za linę i z głośnym pluskiem wpada do jeziora. Wiedział, że jej się spodoba. To było jego miejsce. Spędzał tutaj całe dnie, gdy słońce dawało się bardzo we znaki. Rozpędzałsię chwytał sznur przewieszony przez drzewo i wpadał do chłodnej wody z głośnym krzykiem zachwytu, który gwałtownie się urywał, gdy twarz zamaczała się w zbiorniku.
Usłyszał śmiech i zobaczył, że Sophie pływa sobie powoli. Nie przejmując się, że zmoczy ubrania, poszedł w jej ślady i zaraz on także zanurzył się gwałtownie, by wypłynąć kilka metrów dalej. Podpłynął do niej cicho i położył dłonie na jej oczach.
-Zgadnij kto to?
-Douglas Booth?
-Ha ha ha. Próbuj dalej.
-O nie to ten upierdliwiec. Jak ci tam było? A już wiem Nick Puść Bo Zaraz SięUtopię.
-Prawie, prawie. – odpowiedział ze śmiechem i podpłynął tak, że znaleźli siętwarzą w twarz. I gdy tak patrzył w te jej miodowe oczy zaczął zastanawiać sięco ją tak wyróżniało od tłumu innych fanek. Jak to się stało, że to właśnie ona Sophia Underwood została jego przyjaciółką? Na pewno dziewczyna miała coś w sobie. Coś co przyciągało go do niej jak opiłki żelaza do magnesu. Chciał jej pomóc, a dodatkowo dziewczyna była pełna sprzeczności co go bardzo intrygowało. Większość dziewczyn łatwo było oczarować, zwłaszcza fanki, ale ją nie. I może gdzieś tam głęboko piszczała jak mała dziewczynka, gdy go widziała to nie dawała po sobie tego poznać. Była po prostu sobą. Zabawną, trochę skrytą,lubiącą się bawić Sophie, która miała ciężką przeszłość no i teraźniejszość,ale czuł, że to jeszcze nie wszystko, że coś musi się kryć, tam głęboko. Może to było źródło jej niskiej samooceny, kto to wiedział? Nikt oprócz niej samej, a Nick chciał by zaufała mu na tyle, by ujawniła mu choć uszczerbek tajemnicy.
Sophie ochlapała go wodą co pozwoliło mu wrócić do rzeczywistości, a potem zaczęła wolno poruszać nogami, zaczynając pływać po jeziorze.
Słonce powoli chyliło się ku zachodowi, oblewając góry fioletowym blaskiem, a niebo przeradzało się z błękitnego w niemal czerwone.
Po długim zażywaniu kąpieli relaksacyjnych zobaczył, że Sophie zaczyna szczękać zębami. To otrzeźwiło go i pomógł jej wyjść z wody. Przyglądał się jej, gdy jej ciało powoli wynurzało się spomiędzy tafli. Jak ona mogła sądzić, że jest gruba? Miała wąską talię i krągłe biodra. Długie, szczupłe nogi dodawały jej seksapilu, a zgrabna szyja i długie opadające mokrą kaskadą na plecy włosy tworzyły razem coś nieśmiałego a zarazem zachwycającego. Sophie jaśniała w promieniach zachodzącego słońca. Jak mogła tego nie zauważać. Jak mogła nie widzieć tego, że jest piękna?
Podaj jej swoją bluzę, którą zdążył zrzucićprzed zanurzeniem. Zarzucił ją jej na plecy i począł trzeć jej ramiona, by zrobiło się jej choć odrobinę cieplej.
Wracali do domu powoli, rozmawiając i wybuchając co chwila niepohamowanym śmiechem. Gdy weszli do budynku, usłyszeli dzwonek telefonu. Sophie pobiegła do kuchni, by odebrać.
Nick poszedł do łazienki, by przebrać się w suche ubrania, a gdy wrócił poszedł do salonu sprawdzić co udziewczyny. Nastolatka siedziała z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się z przerażeniem w urządzenie. Nicka przeszył lodowaty dreszcz strachu.
-Co się stało? – zapytał, bojąc się odpowiedzi.
-Muszę wracać do Anglii – powiedziała z niesamowitym bólem w głosie. 






Rozdział XI

„Każdy jest prze­kona­ny, że je­go śmierć będzie końcem świata. Nie wie­rzy, że będzie to ko­niec tyl­ko i wyłącznie je­go świata.”

Janusz Leon Wiśniewski



Sophie wygładziła czarną sukienkę i założyła marynarkę o tym samym kolorze. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i pierwszym co dało się zauważyć były jej oczy. Jej wytarte z emocji oczy. Były takie puste, takie… nieludzkie. Westchnęła głośno i ostatni raz zerknęła na ten cień człowieka, który widziała przed sobą. Gdy otworzyła drzwi wyjściowe poczuła chłodny podmuch wiatru, który rozmierzwił jej włosy. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, próbując uspokoić swoje nerwy. Oto nadszedł czas na spotkanie twarzą w twarz z brutalną rzeczywistością.
Ostatnie dwa dni spędziła razem z rodzicami u wujków, pomagając z ostatnimi formalnościami, więc teraz droga do kościoła zajęła im zaledwie dziesięć minut. Luc całą drogę głośno pociągał nosem, szczelnie owijając się swetrem. W oczach mamy można było dostrzec szklące się łzy. Nawet tata choć w teorii w ogóle niespokrewniony ze straconą osobą był przygnębiony i otumaniony. A Sophie… ona nie potrafiła płakać, chociaż bardzo chciała. I to jąbolało. Cały żal, całe cierpienie kumulowało się w jej wnętrzu i buzowało tużprzy powierzchni. Przez to czuła się jakby za chwilę z nadmiaru tego wszystkiego miała stracić przytomność. Chciała, żeby to wszystko znalazło ujście, opuściło jej zmęczone, wyzute z sił ciało. Tak bardzo tego pragnęła, a jak na złość nic się nie działo.
Pod kościołem zebrali się już najbliżsi. Synowie, ich dzieci, sąsiedzi i przyjaciele. Większą część przybyłych stanowiły osoby starsze, ale dlaczego ktoś miałby się dziwić, jej prababcia miała przecież ponad osiemdziesiąt lat. Ludzie stali w ciszy i poklepywali po ramionach dzieci babci. Sophie poczuła się trochę… czuła, że jest egoistką.Dlaczego do niej nikt nie podszedł? Przecież ona też straciła kogoś kto zajmował ważne miejsce w jej życiu jak i w sercu. Wzięła głęboki wdech, wyrzucając z umysłu wszystkie niechciane uczucia, a zostawiając to co powinno się czuć podczas pogrzebu, czyli te uczucia, których po prostu nie mogła siępozbyć.
Gdy wchodziła do budowli ktoś złapał ją załokieć i odciągnął. Kiedy spojrzała w dół zobaczyła uśmiechniętą twarz babci. Uśmiechniętą!Co do cholery?! Kto przyjeżdża na pogrzeb i uśmiecha się jak gdyby nigdy nic?! Przynajmniej dziadek miał trochę przyzwoitości i stanął z tyłu, pewnie tylko udając powagę. Po co oni w ogóle przyjechali? Czy ktoś ich tutaj zapraszał?Przecież to byli rodzice taty, nie byli spokrewnieni z rodziną mamy, a z prababcią ile razy w życiu gadali, ile ją razy na oczy widzieli?! Z dziesięć? Pieprzony uśmiech. Wyglądała jakby przyszła na spotkanie z przyjaciółkami. Widać, że jest bardzo przejęta. Ta…cała babcia. Ale Sophie wiedziała, że na pewno się rozpłacze, żeby pokazać jak bardzo była zżyta ze zmarłą, a potem przez tydzień będzie rozpowiadać po całej wsi jak jej ciężko, jak współczuje tym dzieciom bla, bla bla… Ta… komedia roku, nie ma co.
Dziewczyna próbowała na siłę odwzajemnićuśmiech, ale podejrzewała, że wyszedł z tego raczej zbolały grymas. Po chwili starania i przepuszczeniu kilku osób poddała się i bez słowa weszła doświątyni.
Chwilęsiedzieli w milczeniu, czekając na rozpoczęcie mszy. Nagle organy zaczęły wydobywać z siebie niskie, dobijające dźwięki, a na ołtarzu pojawił sięproboszcz. Dziewczyna czuła się tak nierzeczywiście, tak nieswojo, tak daleko, tak… pusto. Jak ciało bez duszy. Ludzie wstali i zaczęli modlić się wszyscy razem, równo i prosząc o to samo. Chyba nigdy tyle osób nie miało zgodnych intencji. Ciekawe dlaczego ludzie integrują się ze sobą najczęściej w takich sytuacjach?
Po kilkunastu minutach ksiądz zaczął opowiadać o zmarłej. Sophie zawsze intrygowała jedna sprawa: czy ci panowie mówili prawdę, czy po prostu zmyślali, żeby cośtylko powiedzieć i odbębnić swoje? Ciekawe zagadnienie. Przypomniała sobie jak jeszcze za życie babcia opowiadała jej o proboszczu, który odwiedzał ją, gdy gorzej się czuła lub temperatura na dworze spadała. Był niemal jej przyjacielem. Może w związku z tym ten osobnik wiedział co mówi i miał tą mowępoparta jakimś przykładem z życia? Słuchała uważnie, pragnąc dowiedzieć sięczegoś jeszcze o zmarłej, czegoś czego nie wiedziała… Chwila, co? Babcia była niby była spokojną i cichą kobieta? Przecież tą babę to było słychać na pół wsi jak gadała, a odwiedzała ludzi co chwila. Jej zawsze było wszędzie pełno. Chyba zaczął się moment, od którego wszystko co mówił ksiądz było stekiem bzdur. A już miała zamiar go polubić. Ach…
Mówi się, że po najgorszym jest już tylko lepiej. Underwood należała do argumentów, które przeczyły temu stwierdzeniu. Kiedy myślała, że gorzej być nie może, przekonała się, że jednak wszystko jest możliwe. Jej serce chciało wyć z rozpaczy i bezdennego cierpienia. Chciało sie wyrwać i uciec, nakazać oczom przestać widzieć, uszom przestać słyszeć, a ciału przestać czuć. Mimo to oczy zbierały jak najwięcej szczegółów, uszy wychwytywały najcichszy szept, a dłonie najdelikatniejszą, najcieńszą fakturę. Trzech synów jej babci i jeden wnuk podeszli do trumny, a po chwili ułożyli ją sobie na barkach. Zaczęli iść z ich matką, babcią na ostatni wspólny spacer. Dobił jąjeszcze jeden fakt. Gdyby żył czwarty syn prababci, a Sophie ukochany dziadziuśto teraz on trzymałby na ramionach ciało rodzicielki okryte drewnem zamiast najmłodszego z nich. Dzieci powinny chować rodziców, a nie na odwrót. Świat był taki niesprawiedliwy. Mówi się, że przecież wszyscy kiedyś umrzemy, tylko, że niektórzy odchodzą z tego świata po, np. pięćdziesięciu latach, a znowu inni po osiemdziesięciu. Niektórzy nawet jeszcze nie zaczną swojej drogi przez życie, a już dochodzą do jej końca. Czy to była sprawiedliwość? Raczej nie.
Szli po wiejskich drogach za trumną,modląc się i cicho łkając. Po kilkunastu minutach wolnego, równego marszu doszli do celu, a mężczyźni spuścili drewnianą klatkę do grobu. W tym momencie tama pękła, a dziewczynę zalały wielką falą wszystkie uczucia, które do tej pory magazynowały się w jej wnętrzu i nie chciały wypłynąć na wolność. Teraz zerwały się do dzikiego biegu jak pies spuszczony ze smyczy. W tej chwili nareszcie dotarła do niej straszliwa prawda. Straciła babcię. Ona nie żyła. Straciła osobę, która ręcznie robiła jej karmel i lody, która zabierała ją na pole i karmiła jeżynami oraz malinami. Straciła osobę, z którą mogła o wszystkim porozmawiać. Osobę, która przeżyła piekło II wojny światowej, i od której mogła dowiedzieć się jak to naprawdę wszystko wyglądało. Łzy zaczęły spływać po jej twarzy niepohamowanąfalą, zalewając policzki i usta. Spojrzała na brata. Chłopak szlochał cichutko, wtulając się w bok cierpiącej mamy. Tata spojrzał na córkę i wziął ją w ramiona, pocierając barki i szepcząc do ucha kojące słowa. Nie sądziła, że aż tak mocno to wszystko odczuje. Jak to się mówi: ludzie doceniają to co mają dopiero, gdy to stracą.Czuła wokół siebie mocne ramiona tatusia, ale gdzieś w głębi duszy pragnęła, by obejmowały ją inne. Nie chodziło jej wcale o dłonie mamy, tylko o męskie. Silne, umięśnione ramiona z widoczną złotawą opalenizną. Pragnęła poczuć te duże dłonie, gładzące jej plecy, których rytm uspokajał ja jak żaden inny. Pragnęła poczuć te perfumy i wodę kolońską. Zapach szamponu do włosów i muśnięcia czarnych, jedwabistych loków. Pragnęła mieć przy sobie… Nicka. Sama zaskoczyła się swoimi myślami i odczuciami. Ale była kobietą, a tej płci nie da się zrozumieć.
Zaczęło padać. Wydawało się, że nawet niebo cierpi z powodu straty. Grunt w sekundę zamienił się w grząskie trzęsawisko, po którym bardzo ciężko się chodziło. Nogi prawie, że zatapiały się na podmokłym terenie. To wszystko, całe to otoczenie jeszcze bardziej dołowało człowieka.
Ceremonia dobiegła końca. Ludzie powoli zbierali się do drogi, podchodząc jeden do drugiego i zaczynając ze sobą rozmawiać. To było chore. Na pogrzeb przychodziło się, by pożegnać zmarłego, a nie by spotkać się z dawną niewidzianą rodziną.Pogrzeby nie były i nie są dla umarłych. Po co im ceremonie na ich cześć skoro ich dusze od dłuższego czasu już nie były na Ziemi? Pogrzeby były dla żywych, dla ludzi którzy przeżyli rozstanie i śmierć, a teraz cierpieli z powodu straty. To był ich sposób na pożegnanie, na ostatnie spotkanie, na ostatniąpodróż, chociaż niestety tylko w jedną stronę. Ci którzy przychodzili tylko po to by siępokazać i zrobić to trochę pod publikę, nie powinni się w ogóle pokazywać. Oni nie rozumieli przesłania tego spotkania. Ludzie przychodzili, by wspierać się w mękach, a nie by pogadać o tym jak dawno się nie widziało i co się zmieniło w ich życiu. Od tego były spotkania przy kawie i ciastku, a nie pogrzeby.
Skoro mowa o osobach, które nie powinny siępojawiać na takich ceremoniach: właśnie zbliżała się babcia Sophie. Dziewczyna westchnęła w duchu. Miała dość. Płacz odebrał ze sobą całą jej energię, mimo tołzy płynęły nieprzerwanym strumieniem. a nieprzespane noce zebrały swoje żniwo. Słaniała się na nogach, obraz był niewyraźny. Czuła się tak jakby… jakby naprawdę nie istniała, jakby to wszystko było tylko snem, a ona miała się zaraz obudzić. Tylko, że jak kto? Zerknęła na babcię i omal nie zachłysnęła się w własną śliną. Ta babka się uśmiechała! Co to jakieś cholerne jaja są? Na jej twarzy gościł promienny uśmiech!
- Oj no nie płacz. Z jakiego ty powodu płaczesz? Nie ma po co. – powiedziała i uścisnęła jej ramię. Ta… nie ma po co. Właśnie skończył się pogrzeb mojej prababci, ale przecież to nic. Sophie powstrzymała prychnięcie, ale się nie odezwała. Po prostu szły w ciszy.
- Ale brzydka pogoda, prawda? – powiedziała lekkim tonem kobieta. No to było jakieś pieprzone reality show. Gdzie ukryta kamera? Zaraz wyskoczą goście z TVN – u i krzykną „Mamy Cię”? Zacisnęła dłonie w pięści i spróbowała je powstrzymać od drżenia, a swój umysł uspokoić, sprowadzić na spokojne wody…


***

Do własnego domu dotarła około szesnastej. Jeszcze przed pogrzebem przeprowadziła z tatą zażartą dyskusję na temat pójścia na stypę. Nienawidziła ich. Niby chodziło się tam by rozmawiać o zmarłej osobie, przypominać sobie wesołe momenty jej życia, ale tak naprawdę kończyło się to na głośnych śmiechach podsycanych alkoholem, masą żarcia i rzeczy których dziewczyna ani nie miała ochoty widzieć, ani słyszeć, a już na pewno nie brać w nich udziału. Na szczęście tata został przegłosowany, więc tylko pożegnali się z rodziną i ruszyli w godzinną drogę samochodem do domu.
Gdy tylko znalazła się we własnym pokoju, złapała pidżamę i ruszyła do łazienki. Wrzuciła wszystkie ubrania do pralki. Nie to, że były brudne, czy przepocone. Po prostu musiała się pozbyć tego uczucia pustki i straty, które chyba przykleiło się do jej ubrań, skóry i włosów. Puściła gorącą wodę i weszła pod silny strumień. Krople wody uderzały o jej nagie ciało, ściągając jej umysł na ziemię. Czuła się tak spokojnie, tak bezproblemowo, kiedy tak po prostu stała, a cały jej świat składał się na zapach jej lawendowego szamponu do włosów, wody, pary wodnej i jej samej. W jej głowie pojawił się tekst piosenki, który po chwili zaczęła cichutko nucić w akompaniamencie odbijających się od posadzki kropel wody.


Now there you go again you say
You want your freedom
Well who am I to keep you down?
It's only right that you should
Play it the way you feel it
But listen carefully to the sound
Of your loneliness

Like a heartbeat drives you mad
In the stillness of remembering what you had
And what you lost...
And what you had...
And what you lost

Thunder only happens when it's raining
Players only love you when they're playing
Women... They will come and they will go
When the rain washes you clean you'll know
You'll know, you'll know


Powoli zdenerwowanie, otumanienie i drętwota opuściły jej ciało zostawiając błogość i pomniejszone serce. Zmniejszone o jedną osobę. Dalej kochała prababcię, tylko że jej po prostu już nie było. Gdy już nie zostało nic do umycia, a woda powoli robiła się coraz zimniejsza , wyszła spod wody i otarła mokre ciało puszystym ręcznikiem. Kiedy schyliła się,by podnieść koszulę nocną, która spadła podczas kąpieli, dziewczyna zrobiła jeden podstawowy błąd. Spojrzała w lustro i zobaczyła ten okropny brzuch. Podniosła się powoli i stanęła twarzą w twarz z odbiciem. Jej oczy spoczęły na jej twarzy. I przeraziła się. Była taka brzydka. Jej nos był jak zgnieciony ziemniak, wielki na pół gęby. Jeszcze te pieprzyki. Fuj. A oczy… te małe, bezbarwne oczy. Potem przeniosła w wzrok na ciało. Super. Po prostu ekstra. Piersi, które zawsze kształtem przypominały jej trójkąty, wielki bęben obwisły tłuszczem. Nie no jeszcze te grube uda. Jedyne co jej chyba tolerowała w jej ciele to chude, małe nadgarstki i blizna, która przechodziła przez całą klatkępiersiową i kolejną przy pachwinie. Dlaczego los, Bóg, czy kto tam o tym decydował, pokarał ją takim wyglądem? Jeśli dali jej brzydką twarz to ciało mogła mieć zgrabne. A jak nie to na odwrót. Czy ona tak wiele wymagała?
- Jezu jak ja tego nienawidzę – powiedziała z zaciśniętymi zębami. Złapała się mocno za brzuch, wbijając paznokcie w skórę – Co ja do kurwy nędzy zrobiłam, że jesteśtaki ohydny? A wy? – zapytała łapiąc z całej siły uda. – Do cholery nie możecie zmaleć? Czym sobie na to zasłużyłam? Jestem takim pieprzonym nierobem, a jeszcze do tego brzydulą Betty. Aaaaaggggggrrrrr – powiedziała, łapiąc sięmocno za włosy i ciągnąc swoją twarz do lustra. – Chociaż wy. Zawsze was lubiłam, a teraz musiałyście jak na złośćzacząć wypadać? Czy nie mogę lubić chociaż jednej rzeczy? Dajcie mi chociażjakiś punkt zaczepienia. – mówiła patrząc na swoje włosy – Tak bardzo bym chciała polubić coś w moim ciele, ale nie mam jak. Pragnę popatrzeć w lustro i powiedzieć: jestem ładna, ale przecieżnie mogę się okłamywać. Do czego to mnie doprowadzi? Do fałszywego poczucia własnej wartości? Fałszywego przekonania, że jednak jestem coś warta? Nie umiem nic zrobić, jestem pieprzonym beztalenciem. Nie mam nic, czym mogłabym siępochwalić. Nic w czym jestem dobra. Potrafię tylko czytać i na co mi ta umiejętność? – miała ochotę uderzyć pięścią w lustro aż popękałoby na miliardy kawałeczków. Nie chciała na siebie patrzeć, na to okropne ciało za którym nie kryło się nic wartego uwagi. Tak bardzo chciała mieć cos w sobie specjalnego. Skoro każdy człowiek był w czymś wyjątkowy, to ona nie była człowiekiem, chybaże liczyć tytuł najbrzydszego przedstawiciela homo sapiens jako coś co wyróżnia spośród tłumu. A nie, ma dar. Przyprawia ludzi prawie o zawał jak ją widzą.Normalnie jak uśmiechnięty Shrek.
Po tej jakże przyjemnej rozmowie sama ze sobą rozłożyła łóżko i wskoczyła pod cieplutką pościel. Sięgnęła po „Tunele” i całkowicie dała się wciągnąć w podziemne przygody Willa Burowsa.
Po godzinie dźwięk przychodzącej wiadomości sprowadził ją na powierzchnię.

Nareszcie wolny. Mam ochotę na długą kąpiel i wskoczenie do łóżka z dobrą książką xx
Ja już leże łóżeczku z dobrą książką xx
Aż ty :P
I tak mnie kochasz :P
Raczej nie… Masz skype’ a?
No, a co?
To moja nazwa: sexysecretary13 xx
Serio Nick?
To moje prywatne konto. Jak je założyłem to przez prawie miesiąc wkręcałem Mike’a, że na niego lecę. ;)
I uwierzył?
Przez drugi miesiąc miał traumę, ponieważ jak sięokazało miał brudne myśli związane z nim i sexysecretary w roli głównej.
Nie chcę wiedzieć. :D
Ja też nie chciałem. To co sobie Micheal wymyśliłjest cały czas tylko w jego głowie xx
Czekaj dodam cię.

Włączyła laptopa i ułożyła go sobie na kolanach. Zalogowała się i wyszukała Nicka. Niezłą sobie nawę wymyślił, nie ma co. Ale czego się miała spodziewać po takim imbecyle? Załączyła kamerkę i poczekała aż ustawi się obraz. Po chwili na ekranie ujrzała zmęczoną, lecz ciągle przystojną, twarz chłopaka. Pomachał jej na przywitanie.
- Jestem bardzo rad z naszego spotkania panienko Underwood. Tęskniłem za panią.
- Ja za panem również, paniczu Miles.
- Jak było na pogrzebie?
- Ksiądz tańczył na rurze.
- Na serio?! A… to był sarkazm.
- No nie…?Aleś ty spostrzegawczy. Co ty na kacu jesteś?
- Nie tylko jestem baaaardzo zmęczony – powiedział, ziewając.
- Moje biedactwo.
- Już to widzę. Pewnie zamiast do mnie pobiegłabyś to łóżka i przygotowywałabyś je na spotkanie z moim cielskiem, zgadza się?
- Co? Cośmówiłeś? Rozmawiałam z pościelą, tłumacząc jej, że może rano lekko śmierdzieć.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. No po prostu ubaw po pachy.
- Ale ja mówięcałkowicie poważnie… A dlaczego nie powiedziałeś, że mnie kochasz? Wiesz jak to na mnie negatywnie wpłynęło? Moje serduszko bije w rytmie Fantazji es – dur Telemanna.
- Ups? Nie no nie powiedziałem „kocham cię”, ponieważ…
- Nie kochasz mnie? – dokończyła za niego, udając załamanie.
- Nie, po prostu jestem gejem.
- Co?! Teraz rześ pojechał. Ale serio?
- Serio, serio. Odkryłem to jak miałem piętnaście lat i zaczął pociągać mnie mój kolega z klasy.
- Nie no spoko. Słyszałam, że gej to najlepszy przyjaciel dla dziewczyny, więc cieszęsię, że jesteś gejem. Chyba Jim też jest homoseksualny, więc możecie spróbowaćsię umówić. Chociaż muszę powiedzieć, że nigdy by mi to do głowy nie przyszło. No więc… kurcze słowotok. Przepraszam, tylko… - zamilkła, słysząc głośny śmiech Nicka – Z czego lejesz?
- Z ciebie. Ja nie jestem gejem. Chciałem tylko zobaczyć twoją reakcję. – powiedział wycierającłzy śmiechu z kącików oczu. – to normalnie lepsze niż komedia.
- Ty… gdybyśteraz był koło mnie to byś dostał mocno łeb.
- Domyśliłem się. Dlatego powiedziałem to podczas rozmowy na skypie, a nie twarzą w twarz. Widzisz? Główka pracuje.
- Chyba tylko miejsce zajmuje. A jak tam nagrania?
- Już prawie skończone. Pojutrze wracamy do domów.
- To super. Wydarzyło się coś przez te kilka dni?
- Micheal przejadł się bułeczkami cioci i całą noc jęczał z bólu, nie dając nikomu spać.Thomas przeziębił się, ponieważ stwierdził, że będzie taki super i łaził późnym wieczorem boso. No i skończył super. Z temperaturą i termoforem na głowie.
- Jeez ciekawie to musiało wyglądać.
- Zrobiłem zdjęcie. Jak się spotkamy to ci je pokażę… Co ci jest?
- Nic. A co ma być?
- Nie nic, tylko taka przygaszona jesteś. Znowu kryzys osobowości?
- Jaki kryzys? Po prostu widzę prawdę. Jestem okropna i obrzydliwa. Zawsze tak było i zawsze będzie.
- Nie mogęzrozumieć jak taka cudowna dziewczyna jak ty może myśleć o sobie takie okropne rzeczy. Posłuchaj. Nie wszyscy musza uważać cię za piękność, ideał itd. Ważneżebyś ty sama dobrze o sobie myślała. Wtedy ludzie zobaczą, że cię nie złamią.Jeśli jednak będziesz myśleć o sobie źle to ludzie to wykorzystają i obrócąprzeciwko tobie. Wiem to z własnego doświadczenia. Wiesz, co? Zdradzę ci sekret. Dla mnie jesteś najbardziej niezwykłą, najcudowniejszą i najpiękniejsządziewczyną jaką w życiu spotkałem. Traktujesz mnie jak osobę równą tobie, a nie super popularną postać medialną. I to w tobie uwielbiam. Oceniasz po wnętrzu, a nie pozorach, czy ilości kasy na koncie. I to czyni cię wyjątkową, nie wspominając już o głosie jaki posiadasz i wierszach jakie piszesz. I powiem ci coś jeszcze: jeśli ktoś uważa, że taka nie jesteś to jest po prostu ślepym idiotą. Dlaczego płaczesz?
- Po prostu nikt mi jeszcze czegoś takiego nie powiedział. – wychlipała. – Mam ochotę cię teraz mocno uściskać.
- Ja ciebie też. Przesyłam mentalne uściski.
I może to zabrzmieć głupio i nierealnie, ale Sophie poczuła jakby było jej trochęcieplej, zwłaszcza na sercu.
- Jak sięspotkamy to przez godzinę nie wypuszczę cię z ramion.
- Aż tak na mnie lecisz? – zapytał , puszczając jej oczko.
- No i wraca Nick dupek – powiedziała z westchnieniem.
- Kiedyśmuuuusi – ziewnął.
-Ta jaaaasne –odpowiedziała, także ziewając.
- Wiesz, co? Ja jestem zmęczony i ty też. Połóżmy laptopy tak, żeby pokazywały nasze twarze leżące na poduszkach i chodźmy spać.
- Okey. –odparła i zrobiła tak jak zaproponował. Zamknęła oczy i powoli odpłynęła w rytmie spokojnych oddechów chłopaka pomieszanych z jej własnymi.


***

Sophie powoli przetarła oczy, rozkoszując się świadomością, że jest dopiero sobota. Rozchyliła powieki. Zaskoczył jąwidok włączonego laptopa. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej to co robiła przed zaśnięciem. Spojrzała na monitor i zobaczyła pogrążonego w głębokim śnie Nicka. Czarne loki spływały na jego czoło, podnosząc się odrobinęz każdym wydechem. Wyglądał tak spokojnie i chłopięco. Mogłaby taki obrazek częściej widywać na żywo.
Nagle ciało Nicka zaczęło przesuwać się ażcałkowicie zniknęło z jej pola widzenia, a następnie dało się słyszeć głośny huk i okrzyk zaskoczenia.
- Nicki! –krzyknął Thomas – Zbieraj się z wyra musimy przecież szykować niespodziankę dla Sophie!
- Co mi szykujecie? – zapytała, wiedząc, że przestraszy chłopaka.
- Przyjęcie urodzinowe.
- Ale jużmiałam urodziny.
- No to nasz będą spóźnione. Przepraszam kochana, ale nasz skarbek potrzebuje dawki kawy, jeśli ma przeżyć do kolejnej nocy. Co wyście wyrabiali, że jest taki ledwo żywy?
-Doprowadzaliśmy się na skraj – powiedział zaspanym głosem Nick.
- Łóżka –dopowiedziała Sophie.
- Chyba nie chcę wiedzieć co się działo naprawdę. Dowidzenia pani – powiedział Thomas i wyciągnął Nicka za nogi z pomieszczenia. Dziewczyna zaśmiała się cicho i wyłączyła sprzęt.


***

Nastolatka zamierzała spędzić cały dzieńw cieplutkim łóżeczku, przygotowując się mentalnie na pojawienie się poniedziałku, ale ktoś oczywiście musiał pokrzyżować jej plany. Byli to Grace i Jim, którzy postanowili, że zabiorą ją na kręgle. Nie miała nic do gadania. Wparowali do jej azylu i stali nad nią jak te sępy dopóki nie zwlekła swojego wielkiego tyłka z kanapy. Nawet mamę udało im się przekonać, a ta bardzo rzadko, jeśli już w ogóle pozwalała jej na takie wyjścia.
Próbując udobruchać społeczność zajmującąjej przestrzeń osobistą, złapała z szafy pierwszą lepszą bluzę oraz spodnie, by po dziesięciu minutach wyjść z łazienki przebrana i uczesana.
Udali się do centrum znajdującego się w sąsiednim miasteczku. Wykupili karnety i podeszli do własnego toru. Sophie trochę się bała, ponieważ nie grała już od dobrych kilku lat.
Okazało się, że nie miała się czego obawiać.Mniej więcej co dwie kolejki zbijała wszystkie kręgle za jednym razem, a ekran nad torem ukazywał wielki napis STRIKE. Przyjaciele patrzyli na nią z podziwem i uśmiechem. Dziewczyna dała się porwać i nie myślała o wszystkim co ją otacza. Odpłynęła.
- Dziewczyno jak ty to robisz? – zapytał Jim, podczas krótkiej przerwy, którą spędzali na piciu coli i układaniu rąk w wygodnej pozycji.
- Nie wiem. Tak po prostu.
- Pff.
- Nie pfyfaj na mnie!
- Mogę robićco chcę.
- Tak?
- A tak.
- Oż ty – powiedziała i zaczęła go gonić po całym obiekcie. Lubili to robić. W wakacje rzucali sięszczotkami do włosów po całej działce. Sąsiedzi musieli ich wziąć za wariatów. Zwłaszcza, gdy dziewczyna musiała później iść na ich podwórko i szukaćprzedmiotu, który wyleciał poza ich posesję.
Po kilkuminutowej przerwie wrócili do gry, która teraz przerodziła się w prawdziwa rozgrywkę. Widać było, że Jim rzuciłSophie mentalną rękawicę, a ta ja przyjęła, gdyż to właśnie on próbował jąciągle pokonać. Grace całkowicie się wycofała, rzucając po prostu kule. Wreszcie gra dobiegła końca. Underwood wygrała. Chłopak musiał przełknąć gorzki smak porażki i zabrać dziewczyny na olbrzymie lody, które tak w trójkę uwielbiali.
Siedzieli właśnie w ciemnej kręgielni, kiedy Grace wydała z siebie cichy pisk zachwytu.
- Ehm… Sophie muszę iść do toalety. Jim pójdziesz ze mną?
- Po co? –zapytał przerażony.
- Po co to sięnogi pocą głupku. Po prostu chodź. Zaraz wrócimy – pociągnęła przyjaciela za kaptur bluzy, a potem zaczęła prowadzić w kierunku łazienek. Sophie została przy stole sama, zastanawiając się co było przyczyną dziwnego zachowania przyjaciółki. A do tego… po co był jej Jim? Czyżby oni…? Nieeee. Na pewno nie. W takim razie o co chodziło? Hm… Grace zaczynała się tak zachowywać tylko, gdy była mowa o jednej osobie, ale przecieżoni o niej nie…
- Bu! –wykrzyknął męski głos prosto do ucha.  


Rozdział XII



- A…! –krzyknęła przestraszona. – Nick ty idioto! – wrzasnęła i uderzyła chłopaka w ramię.
- Au! –pomasował obolałe miejsce.
- Kto idzie po Grace i Jima?
- Ja –oznajmił Micheal i ruszył w stronę toalet.
- Skąd wiedział…?
- Grace zauważyła nas jak się skradaliśmy. I tak zresztą wiedziała o wszystkim od wczoraj. Black do niej zadzwonił i opowiedział pokrótce co zamierzamy. Ustalili też gdzie się pojawimy i dokąd pójdzie razem Jimem.
- A gdzie Evan?
- Pojechał do Mii. Nie widzieli się już ponad dwa tygodnie i trochę za sobą tęsknią.
- Zauważyliście jedną rzecz?
- Jaką? –odezwał się po raz pierwszy Thomas.
- Micheal i Grace często ze sobą rozmawiają, siedząkoło siebie, dzwonią wieczorami…
- Czy ty sugerujesz, że oni ten teges?
- Sama nie wiem. Może. Wy znacie Micheala. Jak zachowuje się kiedy chce poderwaćdziewczynę?
- Chodźcie może trochę głębiej – zaproponował Thomas, rozglądając się na wszystkie strony.
- Tutaj jest już dobrze – powiedział Nick – Jak chyba wszyscy wiedzą nasz kochany przyjaciel jest typem podrywacza. Nie chodzi o to, że zabawia się kosztem dziewczyn. On je bardzo szanuje, ale one lgną do niego jak ćmy do światła, a on ich nie powstrzymuje. Najczęściej to one zabiegają o jego względy. Często te flirty odbywają się już utartymi drogami. Ale teraz on sam zaczyna się interesowaćGrace, a ona wcale mu się nie narzuca, więc może… może coś z tego będzie.
- Zgadzam sięz Nickiem – oznajmił Thomas.
- A tak w ogóle to strasznie się cieszę, że was widzę – oznajmiła i przytuliła każdego serdecznie. Chłopcy wyściskali ją mocno, mierzwiąc przy okazji jej włosy.
- Hej! –krzyknęła z urazą i zaczęła układać swoje rozwalone na prawo i lewo fale.
- Ups –powiedzieli równocześnie z cwanymi uśmieszkami.
- Aj jakbym miała takiego lokaja, któremu mogłabym powiedzieć: Sorera o korosu i …
- Yes, my Lord*– usłyszała w odpowiedzi. Micheal, który pojawił się niewiadomo kiedy podbiegłdo Thomasa i Nicka z głośnym „Kaczaaaaa, ayyyyaaaaa” i zaczął delikatnie uderzać ich wierzchem dłoni po karku. Tamci dwaj stali z osłupiałymi minami, parząc jeden na drugiego.
- Zadanie wykonane, panienko.
- Jak ty siętu… przecież przed chwilą ciebie… a… ty… my – jąkał się Thomas.
- Jestem kamerdynerem rodziny Unerwood. Byłoby hańbą nie potrafić czegoś tak elementarnego.**
- Widzę, że ktoś czytał „Kuroshitsuji”***. Już wiem dlaczego tak się zakolegowaliście –stwierdziła Sophie, patrząc na Micheala, a potem na Grace.
- To co robimy? – zapytał Jim.
- W środku widziałem stół do bilarda. Może zagramy? – zapytał Nick. Wszyscy pokiwali głowami, a potem złapali się za ręce w biegli wężykiem do odosobnionej sali.
- Micheal, czyta Kuroshitsuji – mruknęła Sophie do Grace.
- I co w związku z tym?
- Masz idealny temat na rozpoczęcie rozmowy – szepnęła z uśmiechem.

***

- Wystarczy,że ustawisz kij między dwoma palcami, wyciągniesz dłonie do przodu i uderzysz białą bilę pod takim katem, że odbije się od kolorowej, a tamta wleci do łuzy. Rozumiesz?– zapytał Nick.
- Tak –odpowiedziała Sophie. – Mogę spróbować sama?
- Lepiej jak teraz ci pomogę. Będziesz pewniejsza przy kolejnym podejściu.
- Dobrze. –odpowiedziała. Chłopak owinął mocniej rękę dookoła jej talii, a dłoń położył na jej nakierowując kij w stronę białej bili. Przesunął ramiona ich dwójki nieco do tyłu, a potem uderzył w kulę z większą siłą. Ta poleciała dokładnie tam, gdzie zaplanował i posłała fioletową koleżankę prosto do rogu stołu.
Na początku grali wszyscy razem, chociażGrace i Sophie raczej gadały, by tylko podejść strzelić i odejść powrotem. Tym dwóm szło gorzej niż źle. Underwood ustawiała się w złym miejscu, celowała do kuli, której nie dawało się wbić. Ale dziewczyna była uparta i nie słuchała wskazówek kolegi. Jednak Nick musiał przyznać, że ta jej niezdarność była urocza.
- Ale wam dobrze idzie. Może po prostu zostanę obserwatorem? – zapytała Sophie.
- Nie no co ty. Musisz się po prostu nauczyć. – pocieszył ją Miles, choć gdyby miał byćszczery, nie wierzył w te słowa.
- Serio tak myślisz? – popatrzyła na niego pytająco tymi wielkimi, głębokimi oczami, którym nie mógł niczego odmówić.
- Oczywiście.– dziewczyna spojrzała w oczy przyjaciółce, a potem przyjacielowi i porozumieli się w czymś niemo. Czterech chłopaków stało jak kołki, zastanawiając się o czym to myślą.
- Mam pomysł –powiedział Jim. – Dobierzmy się w pary i zagrajmy jeden na jednego. Grace może być z Michealem, Sophie z Nickiem, więc ja z…
- Ze mnąskarbeńku. – powiedział Thomas i zawiesił się na szyi blondyna.
Najpierw grali Grace i Micheal. Dziewczyna była z góry skazana na porażkę, chociaż nie przegrała taką druzgocącą ilościąpunktów jakiej spodziewał się zobaczyć Nicholas. Może to dlatego, że Black dawał fory dziewczynie. Może ona naprawdę mu się podobała? Ach… kto go tam wiedział.
Potem przyszedł czas na Jima i Thomasa. Ci grali miej więcej na tym samym poziomie. Ale byli tacy… słodcy? podczas grania. Nick nie umiał nazwać ich zachowania. Przepychali się jeden przed drugiego, śmiali głośno, rzucali włosy na oczy, ale nie robili tego żeby drugi przegrał tylko, by się zabawić. Można takie zachowanie nazwać słodkim? Udzieli mu ktośodpowiedzi?
Nareszcie do stołu podszedł on i jego przeciwniczka. Może było to wredne z jego strony, ale czuł, że wygrana przyjdzie mu z łatwością. Jednak w jej oczach widział dziwną pewność siebie. Jakby coś planowała. Chyba mu się przywidziało. Pierwsze dwie kolejki wygrywał.Sophie nie udało się trafić ani jednej kuli.
- Przestań siębawić. – powiedziała Grace.
- Yes, my Lord–odpowiedziała Underwood i skłoniła się przyjaciółce z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach. Bez słowa ustawiła odpowiednio kij i uderzyła w bilętak, że posłała do łuz aż trzy kule. Nick przetarł oczy ze zdziwienia. Jak to możliwe, że udało jej się coś niemożliwego? Nawet on by czegoś takiego nie zrobił. Spojrzał na nią zdziwiony, a ta popatrzyła na niego z nieśmiałym, ale jednak dumnym uśmiechem.
- Demon ze mnie, nie dziewczyna **** - odparła i pokazała mu skinieniem głowy, by wykonałswój ruch. Spiął się w sobie i uderzył. Zielona bila wleciała idealnie w wyznaczone wcześniej przez niego miejsce.
Walka była bardzo wyrównana. Nick patrzył z niedowierzaniem jak ta niezdarna dziewczynka zmieniła się w prawdziwego potwora. Takiej jej wersji jeszcze nie znał i musiał przyznać, że w głębi duszy coraz bardziej zaczynał lubić tąSophie.
Thomas i Micheal kibicowali Nickowi, krzycząc by ratował honor, bo inaczej zrobią mu zdjęcie, gdy zaśnie.***** Nie wiedział o co im chodzi, a jego zdezorientowana mina jeszcze bardziej ich bawiła. Grace i Jim krzyczeli pokrzepiające słowa w stronę przyjaciółki, a ta odpowiadała im uśmiechami, nie odrywając wzroku od stołu, pewnie skanując otoczenie, obliczając prawdopodobieństwo zbicia każdej bili.
Wreszcie na placu boju pozostały tylko dwie kule. Nadszedł ruch chłopaka. Wziął głęboki wdech i wymierzył w fioletową dziewczyneczkę.Poleciała prosto w stronę łuzy. Leci, leci, już prawie wpadła… I nic. Minimetry dzieliły ja od zniknięcia w czeluści stołu. Właśnie. Dzieliły. Sophie spojrzała na niego, a potem na ustawienie bil. Na stole została bila fioletowa i granatowa, a pomiędzy nimi biała. Niemożliwym było by trafić obie na raz. Jednak dziewczyna ustawiła się naprzeciwko granatowej i uderzyła. Biała bila odbiła się od niej i poleciała do fioletowej, śląc obydwie do równoległych łuz. Tym samym pojedynek dobiegł końca. Sophie wygrała.
- A… a…… ale jak…? – jąkał się przegrany.
- Myślałeś, że tak od razu pokażę, że umiem grać? Nie byłoby zabawy, gdybym od razu odkryła wszystkie karty, nieprawdaż? Takie rozgrywki idealnie przedstawiają stosunki ludzkie. Jeśli na samym początku znajomości pokażesz wszystkie karty, druga osoba szybko pozna cię na wylot i wykorzysta zdobytą wiedzę przeciwko tobie, gdy już jej się znudzisz. Jeśli natomiast zostawisz sobie as w rękawie, nie tylko zaskoczysz przeciwnika, ale na początku dasz mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie, której nigdy nie powinien był czuć. Sam czułeśwygraną w kieszeni, gdy usłyszałeś, że zagrasz z takim beztalenciem, prawda?
- No… tak –przyznał speszony.
- Dlatego warto mieć coś w zanadrzu, by zmylić tym przeciwnika i dać sobie samemu większe pole do popisu. Tworzysz sobie azyl i bezpieczeństwo, którego żadna osoba oprócz ciebie samego nie może stworzyć. To co teraz robimy? – zapytała na powrót normalnym głosem.
- Robert poprosił nas byśmy przyszli do jego biura i zabrali waszą trójkę ze sobą. Czy chcecie z nami iść? – zapytał Micheal.
- Dobrze, że pytasz. – odparła Grace – Osobiście nie mam planów. A wy?
- Nauczyłam się wszystkiego wcześniej, więc czemu by nie? – odpowiedziała Sophie. Jim pokiwał głową ochoczo. Zapłaciwszy za napoje, które wypili podczas gry, wyszli i skierowali się do samochodów stojących na parkingu.

***

W czarnym samochodzie z przyciemnianymi tylnymi oknami siedziała pewna postać i z uwagą śledziła grupkę młodych ludzi wychodzących z kręgielni znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy. Z uwagąprzyglądała się nieznanej trójce młodzieży kroczącej obok czterech najbardziej znanych chłopaków na świecie. Co chwile słychać było ciche dźwięki wydawane przez urządzenie, które trzymała w dłoniach.
Gdy zniknęli jej z oczu schowała ustrojstwo do torby, a okulary przeciwsłoneczne założyła na głowę. Wyciągnęła telefon i wpisała rząd cyfr. Po jednym sygnale usłyszała męski głos:
- Masz?
- Tak. Zaraz ruszam do pana.
- Liczę na cośco mnie zaskoczy.
- Może być pan tego pewien. – rozłączyła się i przekręciła kluczyk w stacyjce, budząc tym samym auto do życia.
Kiedy włączała się do ruchu na jej ustach majaczył pełen zadowolenia uśmiech.

***

- Jak miło was widzieć – oznajmił Robert od progu. Jego biuro znajdowało się na ostatnim piętrze jednego z najwyższych budynków Londynu, w samym sercu City. – Rozgośćcie się – wskazał im łososiową kanapę. „To będzie cud, jeśli zmieścimy się na niej wszyscy” – pomyślała Sophie. Jednak mimo jej obaw cała siódemka zasiadła w niej. Było trochę ciasno, ale każdy miał skraweczek wygodnego mebla dla siebie.
- Żeby nie przedłużać. Dzwonili do mnie kierownicy „The Late late show with James Corden”i zaprosili was byście porozmawiali z Jamesem o waszej dopiero co zakończonej trasie i nadchodzącej nowej płycie.
- A po co tutaj my? – zapytał Jim zresztą całkiem rozsądnie.
- Jużtłumaczę. Przed każdym wywiadem James tworzy z zaproszonymi śmieszny film, który potem emitowany jest na samym początku spotkania. Tym razem zapytano, czy moglibyście zaprosić znajomych , ponieważ to co dla was przygotowali wymaga większej liczby osób. I co sadzicie?
Chłopcy spojrzeli na siebie i patrzyli tak cicho jak zaklęci, rozmawiając bez słów.
- This Moment się zgadza – oznajmił Thomas.
- Świetnie. Sophie, Grace, Jim? Chcielibyście pojawić się na kilka minut w telewizji?
- Nie –powiedziała stanowczo Underwood.
- Dlaczego Sophie? – zapytała Grace.
- Nie zamierzam zostać pośmiewiskiem całego kraju i osób, które zobaczą link z nagraniem na waszym twitterze.
- Dlaczego miałabyś nim zostać? – zapytał Robert.
- Nie nadajęsię na osobę medialną. Nie jestem jak inne popularne dziewczyny i…
- I właśnie dlatego powinnaś się tam pojawić.
- Ale…
- Żadnego„ale”. Odpowiedz tylko na jedno pytanie: Gdyby nie to, że różnisz się od innych znanych postaci, poszłabyś?
- No… tak.
- Więc pójdziesz. Bez gadania. Widzimy się jutro, w Royal National Theatre.

***

-Niiiiickkkkk!!!!!
- No dajesz Sophie, mocniej!!
- Już nie mogę!
- Nie chcesz mnie zadowolić?
- Ale to jest gorset, do cholery! Myślisz, że tonie boli jak ci organy podjeżdżają do gardła?
- Jakoś we wcześniejszych czasach damy nosiły gorsety i żadnej nic się takiego nie przytrafiło.
- Rozumiem, że chcesz bym była pierwsza w historii?
- No nie marudź już. Skończyłem. Popatrz na siebie.
Underwood zerknęła na odbicie katem oka, a potem zaczęła wpatrywać się w nie z niedowierzaniem. Jej ciało zakrywała piękna chabrowa suknia, otulając jej talię, a od bioder rozkloszowując się fałdami materiału, ciągnącego się za jej stopami. Dłonie zakrywały jedwabne rękawiczki. Na szyję, a następnie dekolt spływały loki ułożone w koafiurę. Usta pomalowane zostały delikatnie różową pomadką, a łuki brwi podkreślone, rzęsy były zakręcone i przyciemnione, twarz bledsza. Lawendowa półmaska podkreślała kości policzkowe, dzięki niej oczy wydawały się wyrazistsze. Sophie wyglądała jak typowa XIX – wieczna dama.
- Damo mego serca spotkajmy się przy powozie, gdy zegar wybije dwudziestą – powiedziałwolno, niskim głosem.
- I uważaj, Soph,żeby nie zemdleć na mój widok. – dopowiedział, odwracając się.
Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła siękącikami ust i skinęła głową nieznacznie. Chłopak wyszedł, zamykając za sobądrzwi. Nastolatka westchnęła, a po chwili złapała się za piersi, gdy uderzyły o nieustępliwy materiał. Przypomniała sobie jak w wieku piętnastu lat robiła projekt do szkoły na temat życia społeczeństwa w Wielkiej Brytanii za czasów panowania królowej Wiktorii, a na sobie miała turkusową suknię jaką nosiło sięw pozytywizmie.
Teraz, dwa lata po tamtych wydarzeniach, znowu miała na sobie taki ubiór. Mimo, że gorset nie pozwalał jej wykonywać głębszych wdechów, a materiał nie przepuszczał powietrza, czuła się w takim stroju jak ryba w wodzie. Podczas chodzenia rąbek sukni przyjemnie owijał się dookoła jej stóp, a pantofelki wydawały przyjemny stukot podczas stąpania po panelach. Lokiłaskotały ja w kark, przydając jej twarzy aury tajemniczości, a równocześnie niewinności. Usiadła na fotelu, wpatrując się w sufit. Ozdabiały go przepiękne malowidła, a na jego środku wisiał olbrzymi, złoty żyrandol, którego blask rozświetlał całe pomieszczenie, rozszczepiając się po drodze na miliardy mniejszych światełek, które nakładały na ściany, obrazy, meble niebezpieczne, wręcz drapieżne cienie.
- Sooophieee! – krzyknęła Grace, wbiegając do pokoju. – To jest tortura! Nie potrafię w tym chodzić! Gorset mnie uciska, pocę się jak świnia, a co chwilę stawiam buty na sukni i prawie za każdym razem się wywracam. Kiedy Robert poprosił nas o wzięcie udziału w filmie nie myślałam, że będą kazali ubrać nam się w to! – powiedziała, ciągnąc za materiał. – Ale komu ja to mówię. Założę się, że czujesz się w tych ciuchach jak w niebie, mam rację?
- No… tak.
- Pasowałabyś na taką damę. No tylko do klubów byś nie chodziła.
- I to jest jedyny minus tych czasów. No nie licząc mniejszej higieny. Nie umiem sobie wyobrazić brania kąpieli raz na kilka dni, jeszcze z myślą, że za cieniutkim, chińskim parawanem ktoś stoi. – Jednak Grace miała rację.Dziewczyna uwielbiała XIX wiek. Obyczaje, kulturę, maniery, modę. Jako jedna z niewielu dziewczyn jakie znała nosiła sukienki z własnej woli, w dni powszednie i z uśmiechem na ustach, nie sprawdzając czy przypadkiem gdzieś się materiałnie podwinął.
Po chwili usłyszały szczęk otwieranych drzwi, a w nich pojawił się Robert z poważna miną stangreta.
- Powóz już czeka.
Rzeczywiście tak było. Przed wejściem do budynku, w świetle księżyca majaczyła postać pięknego, majestatycznego, czarnego konia zaprzęgniętego do pojazdu. Robert, jak na prawdziwego woźnicę przystało, otworzył drzwiczki, wyciągnął z nich schodki i podawał dłoń dziewczętom, gdy zasiadały na ciepłych poduchach obitych jedwabiem.
Powóz ruszył. Jednak podróż nie była tak przyjemna jak się mogło na początku wydawać. Koła podskakiwały przy każdej nierówności, a dziewczyny starały się wtedy schylać głowy, by nie uderzyćw niski dach. Mimo wszystko, Sophie czuła się jak Kopciuszek zmierzający na bal. Ciekawe, czy i ona znajdzie na nim swojego księcia z bajki.
Kilkanaście minut później konie zwolniły, by stanąć na brukowanym podjeździe. Royal National Theatre przystrojony był jak na huczny bal. Robert pomógł dziewczynom wysiąść, a sam pojechał na parking specjalnie przystosowany do powozów.
- Widzę Micheala! – krzyknęła Grace szczęśliwa. Przyjaciółka spojrzała na nią rozbawiona. – No co? Chciał się ze mną tutaj spotkać.
- No nic, nic. Leć już do swojego księciunia – powiedziała ze śmiechem. Grace wystawiła jej język, a następnie pobiegła na tyły budynku, by spotkać sięz machającym do niej Michealem.
- Wpadłaś po uszy Grace, tylko jeszcze niestety o tym nie wiesz.
- Panno Underwood jak miło panią widzieć. – głos, który rozległ się nad jej głową był lekki i w znajomy sposób przeciągał samogłoski, przyprawiając jątym akcentem o dreszcze. Powoli odwróciła się i spojrzała na postać stojącąprzed jej oczami. Kiedy patrzyła na siebie w lustrze uważała, że wygląda naprawdę ładnie. Za to Nick… Nick. Uprzedził ja, żeby nie mdlała na jego widok, a ona zaśmiała się na te słowa w głowie, ale teraz musiała przyznać, że w czarno – białym wieczorowym stroju wygląda lepiej niż sobie wyobrażała. Proste, klasyczne kolory podkreślały kanciastą perfekcję jego rysów. Ciemne, kręcone włosy opadały na czarną półmaskę, która podkreślała zieloną barwę jego dużych, głębokich oczu.
- Pana również, paniczu Miles – odpowiedziała i ujęła jego wyciągnięte ramie. Razem weszli po schodach, a następnie zostali zaproszeni do ogromnej sali wewnątrz budynku. Całe pomieszczenie przyozdobione było dziesiątkami kandelabrów iświec, które tworzyły aurę tajemniczości, a równocześnie przyciągały, by podejść bliżej. Zasłony powiewały na delikatnym wiaterku przebijającym sięprzez uchylone okna. Płomienie migotały. W napojach odbijał się blask świec. Cały pokój można było porównać do diabła, który kusi swoje przyszłe ofiary słodkimi słowami, równocześnie wciągając je w mrok. Musi zachowywać się tak bezszelestnie, by jego zdobycz nie zauważyła czającej się za nią bestii.
- Witam was moi kochani – powiedział mężczyzna ubrany tak jak inni chłopcy, czyli w strój wieczorowy i maskę. – Jak miło was poznać. Nie mogłem się doczekać tego spotkania – oznajmił i przytulił serdecznie Micheala, Nicka, Thomasa i Evana. – A te śliczne kobietki, to kto?
- I chłopak – dorzucił lekko zirytowany, ale też trochę rozbawiony Jim. Reszta się roześmiała.
- Oj no tak. Przepraszam.
- Spokojnie. Często mi się to zdarza.
- Panie Corden dlaczego…?
- James. Mów mi James.
- Dobrze… ehm… James. Dlaczego mieliśmy się tutaj spotkać? Co zamierzasz?
- Postanowiłem, że urządzimy sobie taki mały bal, ale najpierw nauczę was tańczyć kadryla, a potem walca, dobrze? To wszystko zostanie nagrane i powstanie śmieszny filmik, zgadzacie się?
- Tak, pewnie – oznajmili zgodnie.
- Muszę was ustawić. Hm… Jim zatańczy z Sophie, Evan z Grace, Micheal z Mią, a chłopcy… no cóż… zatańczymy we troje.
- Ale, że walca?
- Tak.
- We troje?
- Tak – powtórzył spokojnie.
- Będzie ciekawie – powiedział Nick.
- Oj, nie dąsaj się. Będzie śmiesznie – próbował pocieszyć go Thomas.

***

- Już się nie mogę doczekać, by zobaczyć jak wygląda nagranie –Powiedział rozanielony Thomas.
Całą czwórką siedzieli właśnie w studiu „The late late show”, czekając na rozpoczęcie.
- Wchodzimy na antenę za trzy dwie, jedną…
- Witam w naszym programie. Są dzisiaj ze mną Thomas Brick, Nicholas Miles, Micheal Black i Evan Cameron czyli członkowie doskonale wam znanego This Moment. Zanim zaczniemy rozmowę mamy dla was małą niespodziankę. Oto film, który wspólnie nagraliśmy. Popatrzcie.
Na ścianie pojawił się ekran, a na nim twarz ich ósemki.
- Witamy na próbach do zatańczenia walca angielskiego – wyszeptał James z nagrania. Widok przeskoczyłna nieudolnie tańczącego Jima, który stąpał na nogi biednej Sophie.
- Jim podnieśże te nogi! To nie boli! Micheal dłuższe kroki! Mia nie wybiegaj tak do przodu nikt cię nie goni! Nie no ja tu osiwieję zanim skończymy. Proszę ustawcie się w dwurzędzie. A teraz wykonajcie krótki test na zaufanie. Nick no i jak ma Thomas z tobą tańczyćskoro nie umiesz go złapać?!
- Ale on jest ciężki – jęknąłMiles.
- Bądź mężczyzną. – złajałgo Corden - Ustawcie się na środku. Grace co tak trzymasz tą kieckę? Puść jąwolno, ona ma powiewać wolno jak ptak.
- Ale ten ptak dziobie mi nogi.
- Ale jęczycie. Bez pracy nie ma kołaczy. Już, już, już. Do roboty, do roboty.


Trzy bite, meczące godziny później


- Dobrze, dobrze. Teraz obrót! Tak, tak. Zamiana partnerek! Micheal co ty robisz?! Przecież miałeś teraz tańczyć z Sophie! Sophie dotańcz do Nicka i już bądźcie we dwoje. Cudownie! Oj jejku… Patrzcie jak Sophie tańczy z Nickiem!
Teraz też całą czwórka patrzyli jak ci dwoje ze sobą współgrali. Tylko u nich można było dostrzec emocje przepływające strumieniami pomiędzy ich ciałami. Ich taniec był delikatny, powiewny jak zefirek. Czuć było w nim miłość, pasję, lekką nieśmiałość. Te lekko zakręcające się nogi, opady i znowu podchodzenie do góry. Przechylenia, wygięcia i zatrzymania. To była magia w każdym calu. Po prostu do siebie pasowali. Nie można było tego nie zauważyć. Wyglądali jak zakochana para, która wszystkim chce pokazaćswoje uczucie. Albo byli bardzo dobrymi aktorami, albo naprawdę coś do siebie czuli, tylko nie chcieli się ujawnić.
- Toż to cudo. Jejuniu. Mistrzostwo na całej linii.

Kolejną godzinę później

- A o to przedstawiam państwu bal maskowy z udziałem This Moment i ich przyjaciół!
Na sali pojawiły się cztery pary. Jednak Nick tańczył od początku z Sophie, a Thomas trafił do Jima. Na szczęście nie musieli tańczyć w trójkę. James stał z boku i pilnował, by tańczyli w rytmie i by nie pomylili kroków. Wszyscy wirowali w równym rytmie. Suknie powiewały, pantofle stukały… A atmosfera była coraz bardziej wyrazista. Chłopcy pokazali grację, o której nigdy by siebie ni posądzali, a dziewczęta delikatność, powiewność,nie zawsze u nich widoczną. Thomas patrzył jak tańczył z Jimem i przypomniałsobie to uczucie podczas prób. Było tak dziwne, ale zarazem przyjemne. Nie umiał jednak go opisać.
Taniec naprawdę im wyszedł. Brick był dumny z całego serca z całej ósemki.
- I jak? Podobało się? Piszcie na twitterze wasze pytania lub opinie, a my na wszystko postaramy się odpowiedzieć. O… mamy już pierwsze pytanie. @Samyloveronnie pyta:„Kim jest dziewczyna, z którą tańczył Nick? Wygląda jak profesjonalna tancerka.”Nick?
- To nie jest profesjonalna tancerka. – odpowiedział.
- Kolejne pytanie: „Dlaczego Thomas tańczył z chłopakiem? To było zabawne.” Może ja odpowiem. Było za mało dziewczyn, więc tańczyli razem. Nie mogłem zniszczyć ich marzeń. – powiedział z uśmiechem. – „Czyżby Nick miał dziewczynę? Wyglądającudownie razem.”
- Dziękuję za komplement. Przekażę jej, jeśli tego nie ogląda.
- „Oglądam pacanie. Jak mogłabym nie zobaczyć mojego debiutu w TV? ;) ; „ Czy to była twoja partnerka?”
- Tak.
- „ Dlaczego nie odpowiadasz na pytania dotyczące tożsamości tej tancerki? Czyżby coś było na rzeczy?”
- Sophie to moja bardzo dobra koleżanka, mogę nawet powiedzieć przyjaciółka. Spędzamy ze sobądużo czasu, naprawdę dobrze czujemy się w swoim towarzystwie.
- „Czy Sophie różni się czymś od innych dziewczyn, z którymi oficjalnie się tylko przyjaźnisz?”
- Sophie jest po prostu inna niż inne dziewczyny, które do tej pory spotkałem.

„O nie” – jęknąłw myślach Thomas. Wiedział, że Milesowi chodzi o jej chorobę i kompleksy, ale reszta ich fanów i cały świat plotkarski mogli to odebrać całkowicie opacznie. I tego Brick zaczął się strasznie obawiać.


***Manga, znana również pod tytułem „Black Butler”, czyli „Czarny Lokaj”, której autorką jest Yana Toboso. Od roku 2011 roku manga jest wydawana przez polskie wydawnictwo mangowe Waneko z podtytułem „Mroczny kamerdyner”. Akcja toczy sięw Anglii w czasach wiktoriańskich (dokł. w 1888 roku). W londyńskiej posiadłości Phantomhive pracuje dość niezwykły lokaj imieniem Sebastian. Jego panem, a zarazem głową znakomitego rodu Phantomhive oraz właścicielem popularnej firmy zabawkarskiej jak i cukierniczej, jest dwunastoletni Ciel – cyniczny i niezwykle dojrzały jak na swój wiek chłopiec. Po stracie rodziców zawiera pakt, na mocy którego jego dusza zostaje sprzedana w zamian za służbę demona.

*”Yes my Lord” – słowa, które wypowiada Sebastian, gdy Ciel rozkazuje mu wykonać jakieś ważne zadanie, np. zabicie kogoś.

**Nawiązanie do powyższej mangi. W oryginale: „Jestem kamerdynerem rodziny Phantomhive. Byłoby hańbą nie potrafić czegoś tak elementarnego.” Są to słowa, które Sebastian bardzo często wypowiada, gdy zrobi coś nadludzkiego przy innych osobach.

****Oryginalnie„Demon ze mnie, nie kamerdyner.”

***** Powiązanie tym razem do anime na podstawie mangi. Ciel był w posiadaniu pewnego aparatu. Na zdjęciach razem z postacią, której robiło się zdjęcie pojawia się także najważniejsza dla niej osoba na świcie, ale taka która była martwa. Cielowi zrobiono zdjęcie takim aparatem, gdy spał.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz