czwartek, 29 grudnia 2016

Pozwól mi z tobą zostać - Rozdział I

„And it's hard to love, there's so much to hate
Hanging on to hope
When there is no hope to speak of

„Tak trudno kochać, o ile więcej jest powodów do nienawiści
Trzymając się nadziei
Gdy o żadnej nadziei nie ma mowy”


George Michael „Praying for time”



    Czas mija tak szybko.  Niepostrzeżenie.  Wnika pomiędzy komórki twojego mózgu, otumaniając je. Dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa i teraźniejszości.  Kradnąc wrażenie, że każda miniona sekunda jest już małym fragmentem historii, a to co robiłeś zaledwie chwile temu zaraz znajdzie się w bezdennym jeziorze zapomnianych aspektów życia.
   Czas i umysł współpracują ze sobą. Umysł zapamiętuje wydarzenia, a czas decyduje, których powinno się pozbyć, co nie zawsze podoba się duszy zamieszkującej ciało. Jednak dusza w tym momencie nie może kłócić się z towarzyszami, ponieważ tylko oni wiedzą, co naprawdę robią. Są jednak urwisami i czasami tak się rozpędzają, że dusza zapomina już jaki jest dzień, ile dni minęło od pewnego pamiętnego wydarzenia, aż nagle trzeźwieje i z wielkim szokiem uświadamia sobie, że pomiędzy palcami przepłynęło jej kilkadziesiąt dni, czy nawet lat. Następnie pojawia się złość, którą kieruje na tych dwóch spiskowców, którzy przecież tylko troszkę się pobawili, czego niestety nie wolno im robić przy tak ważnej pracy. Ale co może zrobić? Już za późno. Czas nie da się cofnąć. Jedne co dusza może zrobić to być czujna, nie dać się znowu uśpić.
    Dusza powoli się uspokaja, pozwala pracować tym dwóm kolegom, a sama zajmuje się własnymi sprawami, wcale nie mniej ważnymi niż ich.

***

    Sophie leżała na łóżku już nie śpiąc, ale nie będąc jeszcze całkowicie przytomna. Kochała a równocześnie nienawidziła tego stanu. Podobało jej się uczucie niewiedzy, zapomnienia o rzeczywistości, ale rozumienia swojej obecności,  czucia delikatnej faktury otaczającej jej pościeli. 
    Po chwili poczuła na ramieniu delikatny ucisk i głos szepczący nad głową 
- Sophie. Skarbie. Musisz juz wstawać.
Przekręciła się na bok, otworzyła oczy, ale równocześnie mocniej okryła się kołdrą,  chowając przed falami zimna, wkradającymi się jak macki na jej złaknione ciepła ciało. Popatrzyła za mamą, właśnie wychodzącą z jej pokoju – prawdopodobnie zmierzała do kuchni, aby przygotować córce śniadanie. Dziewczyna westchnęła w duchu i zaczęła pocieszać się myślą, że mniej dni dzieli ją od upragnionego weekendu. 
Powoli wstała z łóżka, mając nadzieję, że nie zakręci jej się w głowie po zmianie pozycji. Gdy upewniła się, że nogi nie odmówią jej posłuszeństwa, kiedy przeniesie na nie ciężar całego ciała, wstała i sięgnęła po przyszykowane dzień wcześniej ubrania. Przymknęła drzwi w łazience i przez chwilę rozkoszowała się ciepłem pomieszczenia, do którego weszła. Miała ochotę przytulić grzejnik, który rozgrzewał jej lodowatą skórę. Sięgnęła po ocieplane rajstopy i wciągnęła je na nogi. Z każdą kolejną tkaniną zakrywającą coraz większe połacie ciała czuła, że w końcu nie czuje zimna.
   Spojrzała na siebie w lustrze. Ubrać się tak, żeby nie było ci zimno, ale także by nie wyglądać jak piłeczka było wyzwaniem, ale na szczęście nie wydawało się, że w kilka minut przytyła dwadzieścia kilo.
   Wyszła z łazienki, chwyciła plecak i zbiegła po schodach na dół, do kuchni, by móc zjeść śniadanie. Na stole stała przyszykowana przez jej mamę miseczka wypełniona mlekiem oraz płatkami kukurydzianymi. Dziewczyna zaczęła jeść, czując jak jej głodny żołądek zalewa spieniona masa potrzebna do rozruszania każdej części ciała.
- Kanapki i woda leżą na stole – poinformowała mama i wyszła z pokoju, prawdopodobnie, by zacząć szykować się do pracy.
   Sophie zjadła, wsadziła miseczkę do zlewu, wzięła przygotowany posiłek i wsadziła go do plecaka.
Sprawdziła w lustrze, czy jej uczesane w kłosa włosy nigdzie nie odstają i zastanowiła się, czy na pewno umyła zęby, a następnie poszła do przedpokoju.
   Gdy zawiązywała drugiego kozaka, rozległ się głośny dźwięk klaksonu. Wyjrzała przez małe okienko i spostrzegła, że na podjeździe stoi samochód Josha. Szybko dokończyła zakładanie buta, prędko założyła kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Sięgnęła po plecak, jednak nie leżał tam , gdzie go zostawiła. Teraz trzymał go jej tata, w taki sposób, by łatwiej było go jej założyć. Podziękowała i przyjęła pomoc. Pocałował ją w policzek, a później to samo zrobiła mama, która przyszła się z nią pożegnać, gdy ta zawiązywała szal. Sophie sprawdziła jeszcze raz czy niczego nie zostawiła i wyszła z domu.
    Szybko wbiegła do samochodu kolegi, który właśnie przestawiał stacje w radiu.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała, kładąc plecak pomiędzy nogami.
- Nic się nie stało. I tak przyjechałem chwilę wcześniej – odparł, cofając samochód, a następnie wjeżdżając na drogę.
- Zazdroszczę mojemu bratu – powiedziała.
- Dlaczego?
- Może wstawać godzinę później niż ja.
- Mogłaś pójść do liceum położonego bliżej twojego domu.
- Wiem – ziewnęła.
- Może chcesz wstąpić do jakiejś kawiarni i napić się kawy na pobudzenie?
- Wiesz, że jej nie lubię.
- Tak, ale zawsze można próbować.
- Czego niby?
- Próby wyciągnięcia cię na miasto do jakiegoś lokalu.
- Na randkę? – uniosła brwi w zaciekawieniu.
- Ble – otrzepał się zniesmaczony.
- No wiesz co – trzepnęła go w ramię.
- Nie bij kierowcy. Jeszcze spowoduję wypadek.
- Przecież to nie było mocno.
Prychnął.
- Jak tam twoje kontakty z Natalie? – zapytała.
- Jest naprawdę miła i zabawna, tylko często mnie drażni i robi to specjalnie.
- W jaki sposób?
- Kilka razy proponowałem, że ją odwiedzę, ale nie chce mi podać swojego adresu.To zamierzone działanie, bym się namęczył w zdobyciu informacji o niej. Chwileczkę – spojrzał na nią. – Ty wiesz, gdzie ona mieszka. Mogłabyś mi go zdradzić.
- Patrz na drogę . – Posłuchał.
- Nie odpowiedziałaś.
- Jeśli nie chce ci powiedzieć, gdzie mieszka, to ja tego za nią nie zrobię. Nie zamierzam wtrącać się w to, co jest lub chcesz, żeby było pomiędzy wami. Nie chcę tego zepsuć.
- Dobra – burknął. – A co tam u Nicka?
- Nic. Trasa, koncerty, próby i wkurzanie się na Wilhelma. Rutyna.
Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęła telefon i zobaczyła, że to wiadomość od Milesa.
Miłego dnia J
Uśmiechnęła się delikatnie i odpisała krótkie:  „Nawzajem xoxo”
Napisał jeszcze: „Zadzwonię o 16” 
- Czyżby napisał Nick?
- Tak.
- On serio codziennie rano pisze do ciebie: „Miłego dnia”?
- Może ma ustawione automatyczne wysyłanie tej wiadomości. W każdym razie, to miłe z jego strony.
- Bardzo – wyczuła dziwny ton w jego głosie.
- Coś nie tak?
- Nie, no coś ty. Jak się czujesz? – szybko zmienił temat.
- Dobrze.
Zapadła cisza, więc Sophie wsłuchała się w melodię płynącą z radia. Gdy zaczęła lecieć piosenka, którą znała i lubiła, zaczęła nucić słowa pod nosem.
- Śpiewaj – powiedział Josh, zerkając na nią.
Spojrzała na niego niepewnie, a on pokiwał głową, zachęcając ją do posłuchania go. Wciągnęła powietrze i zaczęła śpiewać  - najpierw łamiącym się głosem, lekko przestraszona, lecz po kilkunastu sekundach jej głos stał się o wiele głośniejszy i pewniejszy, wszystko dookoła zdawało się drżeć od głośności radia oraz jej samej.
   Gdy piosenka się skończyła, wyciągnęła butelkę wody i wypiła spory łyk.
- Dlaczego nie zapiszesz się na kurs śpiewania? – zapytał. – Masz talent. Nie marnuj go.
- Nie marnuję. Po prostu…
- Co?
- Nie wiem. Nie umiem stwierdzić co chcę robić w życiu, więc zostanie piosenkarką też jest niepewną sprawą.
- Nie mówiłem o zawodowym śpiewani, tylko nauczeniu się jak operować głosem i używać go profesjonalnie.
Nie odpowiedziała.
- Zawsze możesz poprosić Nicka o pomoc.
- Bardzo śmieszne.
- Wcale nie żartowałem. Znowu się o coś pokłóciliście?
- Nie… Chodzi o to, że…
Rozejrzała się i zamilkła, widząc, że wjeżdżają na teren szkoły. Na razie nie musiała nikomu mówić o swoich obawach.
   Kiedy Josh znalazł wolne miejsce na parkingu i zgasił silnik, wyszła z samochodu i zarzuciła plecak na ramiona.
- Poczekaj! – krzyknął, zamykając samochód i podbiegając do niej. – Co się stało?
- Nic.
- Na pewno?
- Tak.
Objął ją w pasie, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Dobrze było mieć kogoś, kto mógł cię wesprzeć, gdy tego potrzebowałaś, nawet  jeśli nie wiedział dlaczego tego potrzebujesz.
- Dlaczego wszyscy tak na nas zerkają? – zapytała, gdy przekraczali próg szkoły.
- Pewnie myślą, że zdradzasz ze mną Nicka.
- Miałabym wybrać ciebie zamiast tego przystojniaka? – Udała, że wachluje się jakby było jej gorąco.
- Aleś ty zabawna. A może on ci się serio podoba.
- Nicholas Miles? Mnie? Czy w trakcie gonienia mnie, nie potknąłeś się i nie upadłeś na głowę?
- Nie wydaje mi się.
- Jak tam sobie chcesz. Co teraz masz?
- Angielski, a ty?
- Matematykę. To do zobaczenia na stołówce?
- Będę niecierpliwie wyczekiwać tego spotkania.
- Ze mną? Czy z Natalie w telefonie?
- Sama sobie odpowiedz.
 Odwrócił się i wbiegł na schody, a Sophie ruszyła do sali lekcyjnej.

***

- Stęskniłeś się? – zapytała Sophie, siadając obok Josha przy stoliku na stołówce.
- Oczywiście – powiedział, przeżuwając posiłek i wpatrując się w ekran komórki.
- Mówisz do mnie, czy do Nati?
- Do ciebie. Jak tam lekcje?
- A dobrze. Przynajmniej nie było żadnej niezapowiedzianej kartkówki, czy prac grupowych, a … - nie dokończyła, ponieważ Josh wydał z siebie głośny dźwięk: coś pomiędzy piskiem, a krzykiem.
- Co się stało?
- Natalie wysłała mi swój adres! Mogę do niej dzisiaj pojechać.
- Raczej nie możesz.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony.
- Zapomniałeś, że na jutro musisz napisać wypracowanie?
- O rany – jęknął.
- Spokojnie kochasiu. Spotkasz się z nią w sobotę. Twoje hormony wytrzymają jeszcze te kilka dni.
- Bardzo śmieszne – burknął.
- Dla mnie tak.
Pokazał jej język.
-Och jakie to dojrzałe.
    Josh nic nie odpowiedział, tylko znowu utkwił spojrzenie w jasnym ekranie telefonu. Sophie westchnęła cichutko i sięgnęła po książkę, którą aktualnie czytała. Nie zdążyła dobrze zagłębić się w fabule, ponieważ jej telefon wydał z siebie głośny dźwięk, oznajmiający otrzymanie wiadomości.
- Dominic? – szepnęła zdziwiona, widząc nadawcę. Cała wiadomość składała się na nazwę stacji telewizyjnej, a pod nią krótki napis: Oglądaj nowy program o dwudziestej w piątki. Występuję w nim.
Sophie nawet nie wiedziała, że kuzyn Nicka ma być w obsadzie jakiegoś serialu, ale stwierdziła, że chętnie zobaczy chociaż jeden odcinek.
- Robisz coś w sobotę? – zapytał Josh.
- Raczej nic, a co?
- Natalie pyta, czy nie chciałabyś się gdzieś wybrać z nią i ze mną.
- By robić za przyzwoitkę? Raczej nie mam na to ochoty.
- Nati pisze, że chciałaby spotkać się z naszą dwójką. I, że tęskni za tobą.
- Niech będzie – westchnęła. – Tylko żadnego obściskiwania się na moich oczach – zastrzegła.
- Dobrze.
- To mogę iść.
Josh szybko wystukał wiadomość do Natalie, odłożył telefon na bok, a następnie wgryzł się w kanapkę z taką siłą jakby nie miał niczego w ustach od tygodnia.
- A ty nie jesz? – zapytał, przeżuwając kęs.
- Tak, pewnie – odłożyła książkę i już miała sięgnąć po bułkę, ale w jej głowie pojawiła się myśl ile to ma kalorii i że już jest wystarczająco gruba – nie musi sobie dokładać kilogramów. Dlatego też zmieniła zdanie i zamiast tego wzięła do ręki mandarynkę, którą powoli obrała ze skórki, a następnie wsadziła do buzi małą jej cząstkę.
- Nie będziesz głodna? – zapytał Josh, widząc, że jego koleżanka zjadła tylko dwa owoce, a resztę jedzenia schowała z powrotem do torby, a teraz wyglądała jakby chciała zniwelować głód, wlewając do żołądka hektolitry wody.
- Nie – odparła, chociaż podejrzewała, że sytość, którą czuje jest fałszywa oraz chwilowa.
Wzruszył ramionami, wiedząc, że i tak nie zmusi jej do jedzenia. Wrócił do spożywania kanapki, a ona do czytania książki. Starali się nie zwracać uwagi, zapomnieć o tym co przed chwilą się wydarzyło.

***

- Cześć! – krzyknęła Sophie, zamykając drzwi wejściowe i rzucając ciężką torbę na podłogę. Odpowiedziała jej cisza. Ściągnęła kurtkę i buty, złapała torbę i poszła do łazienki. Po drodze przypomniała sobie, że jej rodzice są jeszcze w pracy, a Luc już na treningu. Była sama w domu.
Wyciągnęła przepocone ubrania, w których ćwiczyła na siłowni i wrzuciła je prosto do pralki. Przeszła do kuchni i zobaczyła, że w piekarniku leży ryba, a w garnku czekają na nią gotowane ziemniaki. Przygotowała sobie posiłek, a następnie usiadła przy stole w spokoju i ciszy przeżuwając danie.
  Gdy z talerza ubyła ponad połowa jedzenia poczuła, że nie powinna już więcej jeść, mimo że jej żołądek ciągle nie zaspokoił całkowicie swoich potrzeb.
- Co mi się dzieje? – zapytała na głos, patrząc na widelec, równocześnie pragnąc by zatopić go w rybie i wrzucić go do zlewu. – Nie zmienię się w anorektyczkę. Muszę to zjeść, przecież jestem głodna. – I wbiła widelec w ziemniaki, przekonując się, że to, co robi jest słuszne.



***

  Leżała na łóżku i czytała książkę. Nagle gwałtownie ją zamknęła i położyła po drugiej stronie łóżka. Zawsze uważała powieści za swoje towarzyszki, coś co jej pomagało, wspierało. Teraz zaczynała się zastanawiać, czy to rzeczywiście prawda. Kolejny raz z rzędu główna bohaterka wyglądała tak jak w innych. Szczupła – niemal chuda – niemal deska – o blond włosach. Jej koleżanka była tą o „bujniejszych” kształtach – tą, która miała czym oddychać i na czym siedzieć. Według głównej bohaterki to właśnie jej koleżanka miała większe szanse na zdobycie chłopaka, jednak w dalszej części powieści to właśnie ta „płaska” miała adoratorów, ukochanego. Przyjaciółka mogła liczyć na samotność lub ewentualnie psychopatę, czy damskiego boksera. Dlaczego nie chude dziewczyny nie mogły być główną postacią? Dlaczego to nie one znajdowały miłości swojego życia? Dlaczego były gorsze od chudych?
   Zabolało to Sophie. Skoro w książce ktoś o jej figurze nie był wiodącą postacią to jak mogła chcieć być taką postacią w swoim świecie? Jej rolą było być koleżanką. Osobą w cieniu. Ten pogląd pokazywały także filmy, muzyka, czy moda. Nie licząc pojedynczych wypadków – jak na przykład Adele – wszystkie (lub większość) dziewcząt była szczupła. Rzadko zdarzały się osoby z kształtami, chyba że już były matkami.
   Gdzie było miejsce dla niej? Sophie – nastolatki, nie do końca radzącej sobie ze swoim wyglądem? Dlaczego społeczeństwo zamiast jej pomóc, pokazywało jeszcze dobitniej, że jeśli chce coś osiągnąć, to musi zmienić swój wygląd tak gdzieś o dwanaście kilogramów?
„Nie mogę się tak zadręczać” – pomyślała. „Potrzebuję czegoś, co odciągnie moją uwagę od tego wszystkiego.”
Wzięła laptopa, włączyła You Tube i zaczęła szukać, szperać, aż w końcu znalazła pierwsze w historii Carpool Karaoke.
   Od dłuższego czasu była wierną fanką tej części programu pana Jamesa Cordena i każdy wywiad przeprowadzony w samochodzie oglądała z wielkim zaciekawieniem oraz uśmiechem na ustach. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zobaczyła taki filmik, zaraz postanowiła go obejrzeć. Okazało się, że pierwszą rzecz podobną do Carpool Karaoke nagrano w 2011 roku jako spot do Red Nose Day – Comic Relief, a „gościem” Cordena był sam George Michael. Był to bardzo zabawny filmik, a Sophie uśmiechała się szeroko podczas oglądania go mimo że trwał niecałe cztery minuty.
„Muszę pokazać te nagranie mamie, kiedy wróci do domu.” – pomyślała, szukając piosenek użytych w spocie.
   Jej mama była wielką fanką George’a Michaela, który był także jednym z jej wielu „przyszłych mężów”. Sama Sophie znała kilka jego piosenek, czy to jako solisty, czy za czasów zespołu Wham!, ale nigdy nie interesowała się nim jakoś szczególnie mocno. Teraz postanowiła to zmienić i zaczęła słuchać jego piosenek. Okazało się, że większość znała, nie wiedząc, że to on je śpiewa. „Jaki ona ma talent” – stwierdziła, gdy zrozumiała, że nie dość, że te piosenki napisał, to wiele z nich wyprodukował. A jego głos… I te mądre słowa… Już dawno nie słyszała piosenek z tak wielkim przekazem jak jego. Te właśnie cechy wyznaczały jego geniusz i sławę jaką zdobył. Podczas słuchania niektórych piosenek uroniła wiele łez. Nie obchodziło jej, że był gejem, że piosenkę „Jesus to a child” napisał dla swojego zmarłego chłopaka. To nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, co sam dawał i przekazywał światu. I to właśnie czyniło go wielkim.
- Już rozumiem, dlaczego mama go tak kocha – powiedziała, słuchając jednej z jego pierwszych hitów. – Nie dość, że pisał teksty z przekazem to przyciągał uwagę swoją urodą i ruchami. Przystojniak z niego – stwierdziła, wpatrując się w jego postać w teledysku.
   Nagle muzyka się urwała, a cały ekran stał się czarny, oprócz małej ikonki, pokazującej, że ktoś chciałby z nią porozmawiać i ją zobaczyć. Wiedząc kto próbuje się z nią skontaktować, od razu wcisnęła zieloną słuchawkę, a na monitorze pojawiła się twarz Nicka.
„On też jest niczego sobie”- odezwał się głos w jej głowie.
- Hej Sophie – odezwał się chłopak i odgarnął z czoła spocone włosy.
- Hej Nick – powiedziała.
- Czyżbym w czymś przeszkodził?
- Jedynie w ceremonii zachwycania się Georgem Michaelem.
- Zamieniasz się w swoją mamę?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Pamiętasz jak w listopadzie przyjechałem cię odwiedzić, a twoja mama siedziała w salonie i śpiewała na cały głos jedną z jego piosenek?
- Tak, powiedziałeś, że przydałyby się stopery – zaśmiała się. – Chyba aż tak mi nie odbiło.
- Ty umiesz śpiewać, więc słuchanie cię nie byłoby tak bolesne.
- Ha, ha, ha.
- No co? Dać ci jeszcze jeden powód do wielbienia go? – Pokiwała głową. – Oddaje mnóstwo pieniędzy na różnego rodzaju akcje charytatywne, czy fundacje. A najlepsze jest to, że nikomu o tym nie mówi. Nie chwali się tym. Zaczął oddawać pieniądze dla fundacji zajmujących się leczeniem AIDS zanim stało się to „popularne”, robi bardzo wiele dla ludzi bezinteresownie.
- Oh…
- Mam zadzwonić później byś mogła zachwycać się nim w samotności?
- Nie. Wolę porozmawiać z tobą. Zachwycać się będę później.
Zaśmiał się.
- Wiesz, że Natalie spotyka się z Joshem w weekend?
- Serio? Ale idą sami? I co oni…? Gdzie idą?
- Niezbyt dobrze wychodzi ci udawanie, że to cię nie obchodzi kochany straszy bracie. I nie martw się. Idziemy w trójkę. Będę ich pilnować.
- To dobrze – rozluźnił się. – A co tam u Julie? Robi jakieś problemy?
- Nie. Na razie. A właśnie, nie wiesz może w jakim serialu ma grać Dominic?
- A wiem, a bo co?
- Powiesz?
- Nie. Wygadał się przede mną przypadkowo. Poprosił bym nikomu nie mówił, bo chce żeby to była niespodzianka.
- Zawsze mogę obejrzeć reklamę w telewizji.
- Możesz. Chodzi po prostu o to, że ode mnie żadnych informacji nie wyciągniesz.
- No dobrze. A… -  Miała o coś zapytać, ale w tym momencie jej klatkę piersiową przeszył ostry ból, a w serce zdawało się, że wbijał się szpikulec z każdym kolejnym uderzeniem, z każdym kolejnym oddechem.
- Wszystko dobrze? – zapytał lekko przestraszony Nick, widząc jak jego przyjaciółka ściska zęby z bólu i przyciska dłoń do serca.
- Powiedzmy – wysapała, czując że nie może złapać tchu.
- Na pewno?
- Nie wiem Nicholas.
- Pójdź do rodziców.
- Nie mogę, są w pracy.
- To może…
- Nick nie panikuj – powiedziała spokojnie. – Już kiedyś miałam podobnie. Zaraz minie – oznajmiła, mimo że nie mówiła całej prawdy. Owszem kiedyś ją już tak bolało, ale nigdy aż tak mocno.
- Nicholas! – rozległ się ostry głos w tle. Chłopak spojrzał gdzieś w bok, a następnie zmarkotniał.
- Musze już lecieć. Daj znać, jeśli coś ci się będzie działo.
- I co zrobisz? Przybiegniesz w kilka sekund z Australii?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć jak się czujesz.
- Niech ci będzie.
- Pa, Soph. Zadzwonię jutro.
- Pa. – Zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała w przestrzeń.   




***

    Nick wstał i ze smutkiem spojrzał na jeszcze nie całkowicie przygotowaną scenę, na której reszta zespołu właśnie przygotowywała się do rozpoczęcia prób. Spojrzał na komputer, stojący na małym stoliku i pomyślał o Sophie, jej minie, gdy próbowała udawać, że wcale nie czuje tak wielkiego bólu, a także o swoim ściśniętym sercu, gdy zrozumiał jak ona bardzo cierpi.
    Pomyślał o jej lśniących włosach, szerokim uśmiechu na pełnych ustach, o zielonych oczach, iskrzących się jak gwiazdy, gdy mówiła o George’u Michaelu. A potem pomyślał o swojej cichej prośbie, gdy to zobaczył. „Chciałbym, żeby jej oczy tak lśniły podczas mówienia o mnie.”
- Idziesz Nick?  - zapytał Mike, patrząc z niepokojem na przyjaciela, który zawsze jako pierwszy wbiegał na scenę, by zacząć próbę, a teraz ociągał się z tym jak najdłużej potrafił.
- Tak, oczywiście – powiedział, sięgnął po butelkę wody i wyrzucił z głowy wszelkie myśli, zostawiając tylko te dotyczące piosenek oraz zabawiania tłumu ludzi.

***

    Sophie siedziała na łóżku i patrzyła na stos podręczników i zeszytów leżących na pościeli oraz na książkę, odrzuconą na biurko, by nie przyciągała wzroku, chociaż jej siła była tak wielka, że oczy dziewczyny, co chwilę bezwiednie wracały na te kilkaset stron kuszenia. Szybko jej oczy przesunęły się po okładce, a następnie zatrzymały na podjeździe widocznym z okna. Patrzyła jak płatki śniegu szybko spadają na powierzchnię ziemi, przykrywając ją dodatkową warstwą białego puchu.
    Dziewczyna nie pamiętała tak srogiej zimy już od kilku lat. Śnieg sięgał już do łydek, gdy szło się przez zaspy. Intensywne opady zaczęły się na początku stycznia, więc można było sądzić, że do początku lutego, białe płatki trochę przystopują z podziwianiem świata. Tak się jak widać jednak nie stało.
    Luty… Już był luty. Czas tak szybko mijał. Niespostrzeżenie. A może to dlatego, że przez ten miesiąc tak niewiele się wydarzyło? Powróciła szkolna rutyna. Uczenie się, odrabianie prac domowych, pisanie wierszy. Nudy. Czasami miała ochotę krzyczeć. Była przecież nastolatką. Powinna była chodzić na domówki i imprezy do klubów zakrapiane nielegalnie pitym alkoholem. Powinna była żyć chwilą, nie martwić się o oceny. Zamiast tego siedziała przy biurku, patrzyła na biały świat, czekała na chwilę, gdy w końcu położy się spać, a jej mózg zatopi się w świecie, w którym wszystko było możliwe. Czuła, że marnuje swoje życie, które, jak każdy, miała tylko jedno. Zamiast tego ślęczała nad książkami, próbując zapamiętać ważne i mniej ważne informacje zawarte na ich stronicach.
   Gdy poczuła, że jej mózg zaraz się wyłączy z nadmiaru wiedzy, sięgnęła po pidżamę i poszła do łazienki. Rozebrała się, stanęła pod strumieniem wody, wyrzucając z głowy wszelkie myśli, a także próbując nie zwracać uwagi na silny ucisk w klatce piersiowej. Przecież to było tylko chwilowe…

„Everybody talks about the new generation
Jump on the wagon or they'll leave you behind
But no one gave a thought to the rest of the nation
"Like to help you buddy, but I haven't got the time"
Somebody shouted save me
But everybody started living hand to mouth”

„Wszyscy teraz mówią o tym nowym pokoleniu
Płyń z nurtem albo zostaniesz z tyłu
Ale nikt nie dał wyboru reszcie narodu
“Chętnie bym ci pomógł koleżko, ale się spieszę”
Ktoś krzyknął Ratuj mnie 
Lecz wszyscy zaczynają żyć w nędzy”



George Michael „Hand to mouth”


---------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie publikowałam fragmentu piosenki jako wstępu do rozdziału, ale nie mogłam nie zrobić tego po śmierci George'a Michaela - człowieka obdarzonego olbrzymim talentem, którego geniusz zaczęłam bardziej dokładnie i wnikliwie poznawać dopiero niedawno, mimo że wychowywałam się w otoczeniu m.in. jego piosenek. 
Nie będę się rozpisywać o nim - przecież zrobiłam już to w rozdziale, ale chociaż tak chciałam o nim wspomnieć. Rok 2016 jest straszny - tak wiele niesamowitych ludzi straciliśmy. Mam nadzieję, że nadchodzące 12 miesięcy będzie lepsze. 
George'u Michaelu pozostaniesz w naszych sercach (a na pewno w moim i mojej mamy) jako utalentowana osoba, która podzieliła się ze światem swoim talentem. Szkoda, że odszedłeś w wieku zaledwie 53 lat. Ten rozdział był także dla ciebie. R.I.P.

3 komentarze: