środa, 25 maja 2016

Rozdział XXV


 Czemu ty się, zła godzino, 
z niepotrzebnym mieszasz lękiem? 
Jesteś - a więc musisz minąć. 
Miniesz - a więc to jest piękne. 

Uśmiechnięci, wpółobjęci 
Próbujemy szukać zgody 
Choć różnimy się od siebie 
Jak dwie krople czystej wody.”
Wisława Szymborska „Nic dwa razy”


- Ja mogę to wytłumaczyć… To nie tak jak… - Jim próbował nieudolnie wypowiedzieć pełne zdanie.
- Miałam rację! – wykrzyknęła Sophie, podskakując i klaskając w dłonie.
- Co? – zdziwił się Thomas. – Jak to wiedziałaś?
- A tak to. Nie jestem ślepa.
- Chłopaki, czuję się głupi – stwierdził Nick, kładąc dłonie na barkach Micheala i Evana. – Jak to się stało, że ty zauważyłaś, a ja nie?
- Mam lepszy zmysł obserwacji – popchnęła go delikatnie biodrem.
- Serio nie jesteście źli lub zdegustowani? – zdziwił się Jim.
- A dlaczego mielibyśmy? – zapytała Grace.
- Nie wiem, ale wszędzie słyszałem, że wyznawanie, że jest się gejem jest trudne.
- Może siądźmy. Nie będziemy tak cały czas stać – zaproponowała Mia. Reszta bez słowa skierowała się w stronę ławki, by po chwili na niej zasiąść.
- Czy ktoś wie o waszej orientacji?
- Oprócz was nikt – odpowiedział Jim.
- Moi rodzice – dopowiedział Tom.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś, Tom? – zapytał Nick.
- Sam nie wiem. Ale dla mnie bycie gejem to nic niezwykłego. Co byście powiedzieli, gdybym lubił dziewczyny, podszedł do was i oznajmił: Wiecie, co? Jestem heteroseksualny.
- Dziwnie. Zapytałbym po co mi to mówisz.
- Dokładnie. Tak samo brzmi wyznawanie komuś, że jest się homoseksualny.
- To w takim razie jak twoi rodzice się o tym dowiedzieli?
- Przez przypadek. Parę lat temu spotykałem się z chłopakiem i byłem nim zauroczony. Moja mama zauważyła, że chyba kogoś poznałem i podczas kolacji zapytała jak ona ma na imię. Byłem tak zaabsorbowany myśleniem o nim, że nie zastanawiając się wypaliłem jego imię.
- Nie mogę uwierzyć, że się sobie podobacie! – stwierdziła uśmiechnięta Grace.
- A wiecie w co ja nie mogę uwierzyć? – zapytał Nicholas. – Że przeprowadzamy takie rozmowy na tyłach klubu.
- Jest tak samo dziwne jak my sami – skomentowała Sophie.
- Hm… Chyba masz rację.
- Wiecie co? Nie mam już ochoty tańczyć w środku. Chodźmy do domu.
- Ta… To dobry pomysł.


***

   Sophie obudziła się i przetarła oczy. Podniosła się na łokciach i wyjrzała przez okno. Padał śnieg, a całe otoczenie zaczęło pokrywać się białą pierzynką. „To takie dziwne” – pomyślała, układając się wygodniej na łóżku. „Dopiero co byłam w Los Angeles, gdzie było tak ciepło jak w lecie, a teraz patrzę na padający śnieg. Całe moje życie jest dziwne. Wczoraj byłam na AMA’s, a dzisiaj idę do szkoły, a potem kupować prezenty świąteczne.”
     Podczas imprezy, czy lotu do Wielkiej Brytanii nie miała czasu na rozmyślanie. W związku z tym dopiero teraz, gdy ochłonęła po wszystkich wydarzeniach oraz gdy była w końcu wyspana zaczęła analizować wszystko co się niedawno wydarzyło.
     Jim i Thomas razem. To było do przewidzenia. W każdym razie dla niej. Zdziwiła się, że reszta nie domyśliła się, że ich znajomość tak się skończy. Za każdym razem kiedy wszyscy razem się gdzieś spotykali, Tom i Jim co chwilę na siebie zerkali.  Czasami spotykali się tylko we dwójkę.  Może inni po prostu nie interpretowali tego tak jak ona. Zastanawiała się tylko, czy chłopcy wszystko sobie wyjaśnili i czy zostali już oficjalnie parą.  Wiedziała jednak, że nie wszystkim by się to spodobało.
     Po pierwsze prawdopodobnie rodzicom Jima. Ale jak długo będzie zamierzał ukrywać przed nimi to, że ma chłopaka? Lepiej, gdyby powiedział im, że jest gejem w spokoju i delikatnie, a nie gdy nagle podczas obiadu wypali imię Toma i się zorientują.
     Po drugie fani. Nie wiedziała jak ich fani zareagowaliby na wieść o tym, że jeden z członków zespołu jest homoseksualistą i umawia się z wcale nie sławnym chłopakiem. Z jednej strony mogłyby się ucieszyć. Co jak co, ale niektóre dziewczyny bardzo lubią gejów i chciałyby jak największa ich ilość poznać.  Ale z drugiej mogłyby znienawidzić Thomasa, a tym samym cały zespół. Bądź co bądź wszyscy z nich byli na swój sposób przystojni, więc podobali się dużej ilości osób. Nie wszyscy mogli zareagować na te wieści pozytywnie. 
      Po trzecie wytwórnia. Według niej, gdyby ich menadżerem ciągle był Robert to nic by się nie stało i udobruchałby osoby postawione jeszcze wyżej w hierarchii. Niestety jego już nie było, ale pojawił się Wilhelm, który raczej nie byłby zachwycony tymi rewelacjami.  Ale przecież jego głównym celem było sprawienie, by chłopcy stali się jeszcze bardziej popularne, o ile to było możliwe. Czy taka wiadomość nie przyczyniłaby się do tego?  
     Na szczęście ich przyjaciele w tym i ona byli bardzo szczęśliwi ich szczęściem i nie obchodziło ich jakiej orientacji są chłopcy. Ciągle byli tymi samymi osobami jak parę dni temu.
        Kolejną rzeczą nad którą musiała się zastanowić była jej relacja z Nickiem i jej uczucia względem niego. 
        Cieszyła się, że się pogodzili i między nimi nie ma już żadnego napięcia. 
       Na początek zaczęła myśleć o swoim jakże niezwykłym śnie, który przeżyła w LA. Jeszcze nigdy nie miała takich marzeń sennych. A co najważniejsze uważała seks za coś… Nie odrażającego, ale… nie przyjemnego. Było jej niedobrze, gdy w książkach, czy filmach nagle pojawiały się takie odważne sceny. Może i była dziwna, ale na prawdę uważała stosunki płciowe za niesmaczne i ohydne. W związku z tym jeszcze trudniejszym było znalezienie przyczyny pojawienia się takich obrazów w jej głowie. Może był to skutek słów Lily. Może jej umysł chciał jej pokazać, że taki stosunek nic nie znaczy i każdy może go przeżyć z każdym lub chciał powiedzieć jej, ze gdyby się postarała to mogłaby być z Nickiem. Tylko czy ona tego chciała? 
        Po tych kilkudziesięciu godzinach zaczęła się zastanawiać jak mogła być tak głupia, by móc pomyśleć,  że Nick i Lily są parą. Przecież on nigdy nie przyznał, że są razem i nie zachowali się w swoim towarzystwie jakby byli parą.  Skąd jej się ten pomysł pojawił w głowie?  Może po prostu próbowała sobie wmówić, że skoro zostawił ich przyjaźń dla związku z supermodelką, to nie m co być smutna, bo ich przyjaźń nigdy nie miałaby przyszłości. 
      Miała tylko nadzieję,  że tym razem ich przyjaźń nie zostanie wystawiona na taką próbę. Nadzieja umiera ostatnia, prawda? 
      Byłoby za łatwo, gdyby miała myśleć tylko o tym. Nie mogła zapomnieć o swoich myślach, które miała podczas występu chłopaków. A dokładnie to stwierdzenie, że zakochała się w Nicku. Z perspektywy czasu stwierdziła, że wcale go nie kocha. Wtedy była zbyt zaabsorbowana piosenką,  by móc logicznie myśleć.
Oczywiście, że sądziła, że jest przystojny i ma fajny charakter, ale to tyle. Nie czuła nic głębszego.  I bardzo się z tego cieszyła, ponieważ gdyby jednak się w nim zakochała, byłaby to platoniczna miłość. 
     Jej rozważania przerwał głośny dźwięk telefonu oznajmiający pojawienie się nowej wiadomości. Wtedy dopiero zorientowała się, która jest godzina. Na szczęście była dopiero piąta rano, czyli miała jeszcze godzinę, by zacząć się szykować do szkoły. Ale dlaczego wstała tak wcześnie i była względnie wyspana?  
     Popatrzyła na nadawcę wiadomości i nie wiedzieć czemu zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy zobaczyła, że nową wiadomość wysłał Nick.

Dzień dobry słoneczko :* Wstałaś już?
Normalnie jeszcze śpię, ale nie wiedzieć czemu dzisiaj obudziłam się wcześniej.
Twój mózg wiedział, że dzisiaj do ciebie napiszę i dlatego był czujny ;)
Tsa... Na pewno *sarkazm*
Nie wierzysz? Czuję się urażony.
No cóż...  :D
Jakie masz plany na dzisiejszy dzień?
Szkoła. Przez ciebie opuściłam kilka dni.
Chyba nie jesteś z tego powodu bardzo zła.
A mam być?
Hm... To by było ciekawe :P
Debil.
Ale słodki ;) A co robisz po szkole?
Uczę się.  Tobie też, by się przydało :*
Kochanie ja jestem najlepszym uczniem jakiego kiedykolwiek spotkałaś.
Nie wątpię.
Włącz Skype’a. 
Po co?
Bo chcę cię o coś zapytać, a ciężko mi to zrobić w wiadomościach. 
Eh... Niech ci będzie.
    Odłożyła telefon i podeszła do biurka, by załączyć laptop, a następnie włączyć odpowiedni program. Po kilku minutach, które spędziła na najróżniejszych metodach przeklinania wolno chłodzącego komputera w końcu załączyła jej się przednia kamerka.
    Na początku widziała tylko czarne tło, ale potem w okienku pojawiła się twarz Nicka. Coś drgnęło w jej sercu, gdy zobaczyła go w takim stanie. Był ubrany w nie do końca zapiętą koszulę i, o ile się nie myliła, czarne spodnie. Miał zapuchnięte i zaczerwienione oczy, a włosy sterczały w każdą stronę. Niby tak zwykły widok, a jednak niezwykły w swej prostocie.
- Dlaczego ubierasz się tak wcześnie? Macie spotkanie dotyczące trasy koncertowej?
- Nie. Jadę do rodzinki w odwiedziny.
- Cieszysz się?
- I to bardzo. Tęsknię za nimi. W tym wieku powinienem jeszcze mieszkać z rodzicami, a nie na własną rękę. Ale gdy podpisywałem kontrakt z wytwórnią, wiedziałem na co się godzę, więc raczej nie powinienem narzekać.
- Chłopak, który przyznaje się, że tęskni za rodzicami… To chyba nie zdarza się zbyt często. Z drugiej strony nie znam tej płci dosyć dobrze, więc mogę się mylić.
- Nie obchodzą mnie inni. Ważne jest to jaki jestem i nie mam zamiaru się zmieniać po to, by kogoś  zadowolić.  
- Szkoda, że ja nie mam takiego podejścia.
- Nauczysz się. Mam taką pracę jaką mam i gdybym nie miał własnego, stanowczego zdania to długo nie pozostałbym tą samą osobą. Całkowicie by mnie zmieniono. Musiałem się nauczyć w siebie wierzyć.
- Zapominasz dlaczego zaczęliśmy rozmawiać – uśmiechnęła się.
- Wcale nie. Czy zechciałabyś pójść z mną po skończeniu lekcji do centrum handlowego w poszukiwaniu świątecznych prezentów?
- Hm… Zdążysz wrócić od rodziców?
- Tak. Miałem dzisiaj przyjechać tylko na kilka godzin, ponieważ już od tygodnia planowałem, że dzisiaj pojadę na zakupy.
- To dlaczego nie pojedziesz sam?
- Ponieważ chciałbym miło spędzić czas z pewną piękną młodą damą – uśmiechnął się szeroko.
- I mam pomóc ci jej szukać.
- Eh… Mówiłem o tobie Sophie! – krzyknął, a następnie przeczesał włosy dłonią, by chociaż spróbować się uspokoić.
- Zgadzam się. I tak planowałam w najbliższym czasie zacząć szukać prezentów, więc mogę to zrobić już dzisiaj.
– Spakuj do torby jakieś luźne ubrania.
- Po co?
- Niespodzianka – uśmiechnął się słodko. – Zobaczysz po południu.
- Musisz wszystko zatajać? – westchnęła.
- Taki już jestem złotko. Muszę skończyć się szykować i ruszać w drogę – ziewnął. – Miłego dnia w szkole i do zobaczenia później.
- Hej.
I wyłączyła komputer. Po kilku sekundach jej telefon zawirował, by oznajmić pojawienie się nowej wiadomości. Odblokowała urządzenie i wyświetliła krótki ciąg liter.

„Jesteś piękna. Pamiętaj o tym słoneczko xx
Nick”

Uśmiechnęła się i poczuła jak nie wiedzieć czemu rumienią się jej policzki. Chwyciła szlafrok i zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie.

***

- Gdzie jest nasz mały słowiczek?! – krzyknął Thomas, wchodząc do pokoju Nicka.
- Tam gdzie zawsze – odpowiedział Miles.
- Co robisz? – zapytał Micheal, patrząc na przyjaciela.
- No właśnie. Chcieliśmy cię obudzić. Zniszczyłeś nam wszystkie plany.
- Przepraszam chłopcy, ale jadę do rodziców i musiałem wcześnie wstać.
- Dlaczego? Normalnie wstajesz o ósmej, gdy wybierasz się do rodziny.
- No tak, ale po południu wybieram się na zakupy z Sophie.
- I musisz iść akurat dzisiaj?
- Planowałem to już od tygodnia.
- Pójście na zakupy, czy spotkanie tam z Sophie?
- Eh… Raczej to drugie.
- Czyżbyś coś planował? – Mike uśmiechnął się.
- Tak jakby.
- Spodoba jej się?
- Mam nadzieję.
- No to my ci nie przeszkadzamy. Pójdziemy spróbować obudzić Evana.
- Pamiętajcie, że tym razem na dziecko się nie nabierze.
- Spokojnie. Mam wiele pomysłów – Tom uśmiechnął się porozumiewawczo, a następnie razem z Michealem skierowali się do wyjścia.
   Nick westchnął, trochę z roztargnieniem, patrząc na dwójkę swoich szalonych przyjaciół, a trochę z niepokojem, ponieważ zaczął się obawiać jak zareaguje Sophie zobaczywszy jego „niespodziankę”.

***

- Hej Sophie. Dlaczego cię wczoraj nie było? – zapytał Josh, gdy tylko stanęła przed klasą, w której za kilkanaście minut miała odbyć się pierwsza lekcja.
- Byłam na American Music Awards.
- Serio?!
- Cicho. Jeszcze ktoś usłyszy.
- Chodź – złapał ją za rękę i pociągnął do wnęki, która znajdowała się tuż obok schodów prowadzących do podziemi.
- Teraz możemy bezpiecznie porozmawiać.
- Chłopaki zabrali mnie, Grace i Jima na AMA’s.
- Wow. Chodziłaś po czerwonym dywanie?
- Nie tylko chodziłam, ale byłam także sfotografowana z każdej strony przez fotografów.
- Pewnie za chwilę twoje imię zostanie najczęściej wymawianym w Ameryce i Europie.
- Dlaczego?
- Nick spotyka się z Lily, ale na galę przyprowadził ciebie. To idealne pożywienie dla dziennikarzy.
- Nick nie jest z Lily.
- Skąd wiesz?
- Powiedział mi.
- A reporterzy o tym wiedzą?
- Nie…
- No właśnie.
- Pewnie Julia znowu mnie znienawidzi.
- Ją się nie przejmuj. Nie jest warta twojej uwagi.
- Nigdy bym nie pomyślała, że mogę usłyszeć takie słowa z twoich ust.
- Nie tylko ty się zmieniłaś.
- Zmieniłam się?
- Jesteś bardziej wesoła.
- Josh pan White cię szuka – oznajmiła Alex, przerywając im rozmowę.
- Dlaczego?
- Chyba chce cię wysłać na kolejne zawody.
- Powiedz mu, że za chwilę przyjdę.
- On chce, żebyś przyszedł teraz – oznajmiła z naciskiem na ostatni wyraz.
- No dobrze – westchnął. – Porozmawiamy jak wrócę.
    Przytulił Sophie i poszedł za Alex w kierunku sal gimnastycznych. Sophie podeszła do ławki, która stała obok klasy i zaczęła rozglądać się bezmyślnie. Po chwili po jej dwóch stronach siadło dwóch chłopaków z jej klasy: Oscar i Matteo. Zaczęli ze sobą rozmawiać, nie zaważając na to, że pomiędzy nimi jest ona. Próbowała odciąć się od ich bezsensownego gadania, gdy nagle usłyszała coś co strasznie ją zdziwiło i zdenerwowało równocześnie.
- Ale ta Tini jest gruba – stwierdził Matteo, patrząc na dziewczynę stojącą naprzeciwko nich.
- Masz rację. Jest okropna – zgodził się jego kolega.
Sophie popatrzyła na nich z niedowierzaniem. Tini miała tak wąską talię, że potrafiła objąć ją dłońmi, tak jak łapie się trzystustronicową książkę o bardzo małej czcionce. Jak oni mogli sądzić, że jest gruba?! Przecież była prawie najszczuplejszą dziewczyną w klasie, ponieważ reszta wyglądała jak kości, które ubrały na siebie skórę, żeby nie było im zimno.
     Zdenerwowała się tak bardzo, że wypaliła:
- Jeżeli ona jest gruba, to ja też.
- Ale wiesz, ty jesteś gruba – odpowiedział Matteo. -  A do tego strasznie brzydka.   
    Gdy tylko usłyszała te słowa, poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy, a w sercu wściekłość. Gdyby nie to, że po korytarzu spacerowali nauczyciele, którzy wypatrywali niekulturalnych zachowań, od razu dałaby mu w twarz. Niestety nie mogła tego zrobić. Nie pokazała także,  że to co powiedział ją równocześnie zasmuciło. Wstała bez słowa i zeszła do podziemi, by schować się w bibliotece. Opiekunka nawet nie zauważyła, że weszła do pokoju, ponieważ była zbyt zajęta podawaniem książek masie uczniów, którzy na szybko szukali zadanych do przeczytania lektur. 
     Weszła do najrzadziej uczęszczanej części biblioteki i usiadła na najbardziej oddalonym krześle. Dopiero wtedy pozwoliła sobie przestać udawać twardą.  Skuliła się w fotelu, podciągnęła nogi do piersi, ale nie pozwoliła sobie na płacz. Matteo znany był że swojej gburowatości i bycia chamskim, czy nie wychowanym. Jednak wszystko uchodziło mu na sucho.  Dlaczego? Ponieważ wszystkie dziewczyny w jej klasie (za wyjątkiem jej samej) oraz wszystkie nauczycielki uważały, że jest przystojny. Dzięki temu przymykały oczy na wiele jego wybryków.  Jak choćby upicie się na wigilii klasowej w wieku piętnastu lat.
     Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko uchodzi mu płazem i często to wykorzystywał, by obrażać wszystkich, gdy tylko chciał. 
    Sophie uważała, że wcale do przystojnych nie należał. To nie był jej typ męskiej urody. Prawie na łyso ścięte blond włosy i niezbyt duże niebieskie oczy... I tak nie było to ważne, ponieważ dla niej ważniejszy był charakter, a dla niej jego był okropny.
      Ponieważ chłopak zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo był popularny, owinął sobie wokół palca resztę chłopaków z klasy.  To co on powiedział było świętością i reszta automatycznie zaczynała mówić to co on.
     Jako, że był bardzo "wpływowy", miał swoje wymagania. Na przykład jeśli chodzi o idealną dziewczynę. Według niego idealna dziewczyna była niziutka, bardzo chudziutka (nie potrzebne są piersi, czy tyłek, ważne by była tak chuda, by miała aż wklęsły brzuch i odstające kości). A do tego powinna całkowicie olewać naukę, być zabawną, otwartą osobą oraz dużo imprezować. Oczywiście w połączeniu ze sporą dawką alkoholu.
    Między innymi właśnie dlatego Matteo bardzo oceniał po pozorach. Dla niego Sophie była zwykłą kujonicą,  z zerowym życiem towarzyskim.
     Nie pasowała też w ogóle do jego typu dziewczyny przez co obgadywał ją na każdym kroku. Jedynym chłopakiem odpierającym wpływy Matteo był Josh i to właśnie on opowiedział kiedyś Sophie, że według Matteo powinna dostać na gwiazdkę żyletkę. I to nie po to, by się pociąć. O nie. Po prostu uważał, że skoro jest grubsza i nie nosi obcisłych i krótkich ubrań to także się nie goli. Bardzo ją to zabolało zwłaszcza, że reszta chłopaków uwierzyła, że ona serio o siebie w ogóle nie dba.
Wolała mimo wszystko wiedzieć co się o niej sądzi.
      I właśnie teraz dowiedziała się kolejnej opinii o sobie. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to (chyba była to tak naprawdę jedyna dziwna rzecz) co sama myślała o jego słowach. Przecież nie powinno być jej smutno. Chłopak powiedział jej prosto w twarz to co myślała o sobie odkąd skończyła dwanaście lat. A jednak... Mimo wszystko łatwiej jej było znieść własną opinię na swój temat. A kiedy ktoś mówi ci w twarz to co sam sądzisz, to wtedy masz potwierdzenie, że to co uważasz jest słuszne, a twoja rodzina czy przyjaciele kłamią prosto w oczy. 
     Z drugiej strony może nie powinna mu wierzyć? W końcu był dupkiem.  Ale dlaczego miałaby my nie uwierzyć? Skoro powiedział jej takie słowa, to musiał tak uważać, prawda?  Po co miałby kłamać?                   Spojrzała na swoje ciało przykryte rozkloszowane sukienką. Nagle te trzy schudnięte kilogramy przestały mieć znaczenie. Znowu czuła się jak pączek pokryty masłem.  Już nie była dumna z tego, że zostało jej do zrzucenia sześć kilogramów, a nie dziewięć.  Jej praca nic nie znaczyła. Nawet jeśli schudnie jeszcze resztę, to ciągle będzie brzydka i niewystarczająca dla otoczenia.  
     Miała ochotę schować się tutaj do końca dnia albo po kryjomu uciec że szkoły. Nie mogła jednak tego zrobić.   Po co dawać Matteo satysfakcję? 
Nagle jej telefon zaczął wibrować, powiadamiając, że ktoś chciałby z nią porozmawiać. 
- No hej - powiedział Nick, gdy odebrała. 
- Cześć - odpowiedziała cicho.
- Coś się stało? - zapytał, a jego głos zmienił się w sekundę z rozbawionego w szczerze zmartwiony. 
- Nie, jestem w bibliotece i muszę mówić cicho.
- Yhm... - wiedziała, że nie uwierzył, ale mimo to nie drążył tematu i była mu za to wdzięczna. 
- Chciałem zapytać, o której kończysz lekcje.
- O piętnastej czterdzieści pięć.  
- Dobrze, że najbliższy sprawdzian masz dopiero w piątek. 
- Skąd wiesz? 
- Poprosiłem Grace, by sprawdziła w twoim kalendarzu, kiedy masz jakieś kartkówki,  czy klasówki. 
- Czyli planowałeś nasze spotkanie od dłuższego czasu. 
- Nie mów, że się tego od razu nie domyśliłaś. 
- Domyśliłam, ale chciałam byś to potwierdził. 
- Skoro tak, to potwierdzam - nawet teraz wiedziała, że się uśmiecha,  chociaż go nie widziała.- Przyjadę po ciebie pod szkołę. 
- Jesteś tego pewien? Nie chcę powtórki z rozpoczęcia roku. 
- Spokojnie. To już się nie powtórzy.  Obiecuję.  Nawet nie wyjdę z samochodu. Nie chcę znowu popełnić tego błędu. 
- A nikt nie zobaczy cię przez okno? 
- Mam przyciemniane szyby. Nawet te przednie.  A najlepsze, że ja wszystko widzę, a oni nie.
- Okna weneckie? 
- Coś w tym stylu.
- Czyli nie muszę się przejmować. 
Na korytarzu rozbrzmiał dzwonek,  oznajmiający rozpoczęcie lekcji.
- Muszę iść.  Porozmawiamy jak się spotkamy.  
- Do zobaczenia.
Gdy się rozłączyła, wzięła plecak i wybiegła z biblioteki. 
Weszła do klasy jako ostatnia, ale co dziwne w pomieszczeniu nie było nauczyciela. 
- Nauczycielka powiedziała, że dyrektorka ją wezwała i musimy pobyć przez kilkanaście minut sami - powiedział Josh, gdy przechodziła obok ławki, przy której siedział.
- Dzięki - odpowiedziała i usiadła na swoim miejscu. Niestety jej koleżanki z ławki nie było. Razem z rodzicami wyjechała na dziesięć dni do Egiptu i przez to opuszczała zajęcia. 
    Sophie wyciągnęła zeszyt i zaczęła pisać początek kolejnego wiersza. Przerodziło się to w coś dosyć długiego, ponieważ dostała weny. Czuła jakby pomysły wychodziły z czubków jej palców albo jakby to długopis kierował jej dłonią. 
Jej twórczość zakłóciło nagłe pojawienie się cienia, który zasłonił promienie słoneczne. Podniosła głowę i zobaczyła, że to Julia ją zdekoncentrowała. Stała nad nią jak ten sęp i patrzyła jak na przyszłą ofiarę.
- Czy coś się stało? - zapytała, starając się, by zabrzmieć jak najbardziej życzliwie.
- Widziałam zdjęcia z AMA's. I jednej rzeczy nie rozumiem. Jak oni mogli zabrać ze sobą tak brzydką osobę. Chyba tylko z litości. Zapamiętaj sobie tak niczym nie osiągniesz.  Nie wykorzystasz ich sławy do własnych celów.
"Normalnie druga Lily. Może są spokrewnione. A to by było dość zabawne" - myślała, udając, że słucha wywodów Julii.
- Posłuchaj dziwko... 
- Nie, to ty posłuchaj! - przerwała jej Sophie głośno, wstając. W jednej chwili spojrzenia wszystkich osób skierowała się na nie. - Nie masz prawa mnie niby pouczać, ani wyzywać. Nie znasz mnie, a tym bardziej chłopaków, których tak zażarcie starasz się bronić. Tylko wiesz co? Ja myślę, że nie wyzywasz mnie, ponieważ się o nich troszczysz, a dlatego, że jesteś zazdrosna.
- Niby o co miałabym być?  - zapytała ostro, chociaż zaczęła błądzić spojrzeniem. 
- O mnie. I o nich. O to, że ja, taka zwykła, nic nie znacząca dziewczyna się z nimi zaprzyjaźniła, a ty nie. I nie możesz pogodzić się z tym, że to nie ty dostąpiłaś takiego zaszczytu.  Nie jestem na ciebie zła. Ale ci współczuję.  Musi ci być naprawdę ciężko żyć skoro jakikolwiek sukces osiągnie inna osoba niż ty wybucha w tobie niepohamowana zazdrość. To musi być trudne. Tak się pilnować, by nie okazywać tego innym. A chwila! Przecież nie umiesz tego zrobić - uśmiechnęła się niemile, a Julia tupnęła nogą i odeszła, szepcząc. 
- Ty nic nie rozumiesz.
Po chwili na jej stoliku pojawiła się mała karteczka zgięta na pół. Rozłożyła ją.  Były tam napisane kilka słowa.
"Jestem z ciebie dumny :)
Josh"
Popatrzyła na chłopaka i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odpowiedział jej tym samym.
- Przepraszam za spóźnienie, ale wiecie, że nasza pani dyrektor jest dosyć gadatliwa.  
- Ta... - zaśmiali się. 
- Ale już wróciłam, więc zaczynamy lekcję.  Na początek oddam wam sprawdziany z "Makbeta"...

***

- Rzeczywiście nie wyszedłeś. Myślałam, że tylko żartujesz - stwierdziła Sophie, wchodząc do samochodu Nicka. 
- Tak, ciebie też miło widzieć - powiedział z przekąsem, włączając się do ruchu na drodze. 
- Oj tam. To gdzie jedziemy? 
- Do największego centrum w okolicy.
- No to wiem gdzie.  Dlaczego mówisz zagadkami?  Nie lepsza byłaby prosta odpowiedź? 
- To by było za łatwe. Ale wiesz... Zawsze mogłem ci nie powiedzieć, gdzie pojedziemy i żyłabyś w niepewności.
- Zawsze mogłabym wyskoczyć z samochodu, gdybym bała się o własne zdrowie.  
- Ale istniałoby ryzyko, że nie przeżyłabyś tego wyczynu. 
- Ale nie stuprocentowe.
- Ja nie mówię konkretami, a ty czepiasz się szczegółów. Dobraliśmy się.
- No, ciekawa z nas para – zaśmiała się.
- Jak Will i Tessa.
- Przecież oni byli do siebie podobni.
- Ale nie identyczni.
- Nie ma dwóch identycznych osób.
- Ach… Wiesz o co mi chodzi.
- Może tak, a może nie.
- Chodziło mi o to, że pomimo pozornych różnic, jesteśmy do siebie podobni pod wieloma względami i to sprawia, że nasza relacja jest trochę specyficzna.
- „Bo różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody.” – zacytowała.
- Kto to napisał?
- Polska poetka Wisława Szymborska.
- Nigdy o niej nie słyszałem.
- Poczytaj. Pisała piękne utwory.
- Chyba masz rację. Przeczytam. Ten cytat był bardzo mądry.
- To się nazywa paradoks. Coś co na pozór wydaje się bezsensowne, po głębszym zastanowieniu nabiera sensu.
- To my! – wykrzyknął ze śmiechem. – Całkowicie my.
- Może masz rację.
- Oczywiście, że mam. Jesteśmy na miejscu.
   Niestety jak to zwykle bywa, zwłaszcza w godzinach popołudniowych, znalezienie miejsca na parkingu przed centrum handlowym graniczyło z cudem. Po żmudnych poszukiwaniach w końcu Nick (z pomocą Sophie) znalazł wolny teren dla swojego samochodu.
   Gdy silnik zgasł, wysiedli z pojazdu, niestety Sophie, która była lekką niezdarą za mocno uderzyła drzwiczkami, gdy je zamykała. Przygotowała się na uwagę ze strony Nicka, ale nic takiego nie usłyszała. Trochę się zdziwiła, ponieważ z tego co zauważyła chłopcy w ich wieku, jeśli mieli samochód to bardzo o niego dbali, nawet nadawali mu imiona.
- Nie jesteś zły? – zapytała, doganiając go.
- Dlaczego miałbym być?
- Za mocno uderzyłam drzwiami.
- Nic się nie stało.
- Naprawdę?
- Coś taka zdziwiona?
- Myślałam, że wszyscy w twoim wieku bardzo dbają o woje środki transportu. Może to dlatego, że jesteś…
- Bogaty? Może i nawet jestem, ale to nie znaczy, że przestałem szanować to na co sam zapracowałem lub to, co dostałem. Lubię mój samochód i bardzo bym się zdenerwował, gdyby został uszkodzony, ale nie będę się obrażał o nic.
- Czyli on nie ma imienia?
- Oczywiście, że nie. Sophie to nie fanfiction.
- I bardzo się z tego powodu cieszę.
    Przeszli kilka kroków w milczeniu, a potem drzwi rozsunęły się przed nimi, ukazując wnętrze olbrzymiego budynku.

- Niespodzianki czas zacząć – oznajmił i pociągnął ją w stronę ruchomych schodów.

Przepraszam, że nie wstawiam całego rozdziału od razu, zle chciałam coś w stawić przed długim weekendem.

1 komentarz:

  1. Chce dalszy ciąg ,proszę ...
    Nie mogę żyć bez tego opowiadania ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń