środa, 25 maja 2016

Rozdział XXV


 Czemu ty się, zła godzino, 
z niepotrzebnym mieszasz lękiem? 
Jesteś - a więc musisz minąć. 
Miniesz - a więc to jest piękne. 

Uśmiechnięci, wpółobjęci 
Próbujemy szukać zgody 
Choć różnimy się od siebie 
Jak dwie krople czystej wody.”
Wisława Szymborska „Nic dwa razy”


- Ja mogę to wytłumaczyć… To nie tak jak… - Jim próbował nieudolnie wypowiedzieć pełne zdanie.
- Miałam rację! – wykrzyknęła Sophie, podskakując i klaskając w dłonie.
- Co? – zdziwił się Thomas. – Jak to wiedziałaś?
- A tak to. Nie jestem ślepa.
- Chłopaki, czuję się głupi – stwierdził Nick, kładąc dłonie na barkach Micheala i Evana. – Jak to się stało, że ty zauważyłaś, a ja nie?
- Mam lepszy zmysł obserwacji – popchnęła go delikatnie biodrem.
- Serio nie jesteście źli lub zdegustowani? – zdziwił się Jim.
- A dlaczego mielibyśmy? – zapytała Grace.
- Nie wiem, ale wszędzie słyszałem, że wyznawanie, że jest się gejem jest trudne.
- Może siądźmy. Nie będziemy tak cały czas stać – zaproponowała Mia. Reszta bez słowa skierowała się w stronę ławki, by po chwili na niej zasiąść.
- Czy ktoś wie o waszej orientacji?
- Oprócz was nikt – odpowiedział Jim.
- Moi rodzice – dopowiedział Tom.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś, Tom? – zapytał Nick.
- Sam nie wiem. Ale dla mnie bycie gejem to nic niezwykłego. Co byście powiedzieli, gdybym lubił dziewczyny, podszedł do was i oznajmił: Wiecie, co? Jestem heteroseksualny.
- Dziwnie. Zapytałbym po co mi to mówisz.
- Dokładnie. Tak samo brzmi wyznawanie komuś, że jest się homoseksualny.
- To w takim razie jak twoi rodzice się o tym dowiedzieli?
- Przez przypadek. Parę lat temu spotykałem się z chłopakiem i byłem nim zauroczony. Moja mama zauważyła, że chyba kogoś poznałem i podczas kolacji zapytała jak ona ma na imię. Byłem tak zaabsorbowany myśleniem o nim, że nie zastanawiając się wypaliłem jego imię.
- Nie mogę uwierzyć, że się sobie podobacie! – stwierdziła uśmiechnięta Grace.
- A wiecie w co ja nie mogę uwierzyć? – zapytał Nicholas. – Że przeprowadzamy takie rozmowy na tyłach klubu.
- Jest tak samo dziwne jak my sami – skomentowała Sophie.
- Hm… Chyba masz rację.
- Wiecie co? Nie mam już ochoty tańczyć w środku. Chodźmy do domu.
- Ta… To dobry pomysł.


***

   Sophie obudziła się i przetarła oczy. Podniosła się na łokciach i wyjrzała przez okno. Padał śnieg, a całe otoczenie zaczęło pokrywać się białą pierzynką. „To takie dziwne” – pomyślała, układając się wygodniej na łóżku. „Dopiero co byłam w Los Angeles, gdzie było tak ciepło jak w lecie, a teraz patrzę na padający śnieg. Całe moje życie jest dziwne. Wczoraj byłam na AMA’s, a dzisiaj idę do szkoły, a potem kupować prezenty świąteczne.”
     Podczas imprezy, czy lotu do Wielkiej Brytanii nie miała czasu na rozmyślanie. W związku z tym dopiero teraz, gdy ochłonęła po wszystkich wydarzeniach oraz gdy była w końcu wyspana zaczęła analizować wszystko co się niedawno wydarzyło.
     Jim i Thomas razem. To było do przewidzenia. W każdym razie dla niej. Zdziwiła się, że reszta nie domyśliła się, że ich znajomość tak się skończy. Za każdym razem kiedy wszyscy razem się gdzieś spotykali, Tom i Jim co chwilę na siebie zerkali.  Czasami spotykali się tylko we dwójkę.  Może inni po prostu nie interpretowali tego tak jak ona. Zastanawiała się tylko, czy chłopcy wszystko sobie wyjaśnili i czy zostali już oficjalnie parą.  Wiedziała jednak, że nie wszystkim by się to spodobało.
     Po pierwsze prawdopodobnie rodzicom Jima. Ale jak długo będzie zamierzał ukrywać przed nimi to, że ma chłopaka? Lepiej, gdyby powiedział im, że jest gejem w spokoju i delikatnie, a nie gdy nagle podczas obiadu wypali imię Toma i się zorientują.
     Po drugie fani. Nie wiedziała jak ich fani zareagowaliby na wieść o tym, że jeden z członków zespołu jest homoseksualistą i umawia się z wcale nie sławnym chłopakiem. Z jednej strony mogłyby się ucieszyć. Co jak co, ale niektóre dziewczyny bardzo lubią gejów i chciałyby jak największa ich ilość poznać.  Ale z drugiej mogłyby znienawidzić Thomasa, a tym samym cały zespół. Bądź co bądź wszyscy z nich byli na swój sposób przystojni, więc podobali się dużej ilości osób. Nie wszyscy mogli zareagować na te wieści pozytywnie. 
      Po trzecie wytwórnia. Według niej, gdyby ich menadżerem ciągle był Robert to nic by się nie stało i udobruchałby osoby postawione jeszcze wyżej w hierarchii. Niestety jego już nie było, ale pojawił się Wilhelm, który raczej nie byłby zachwycony tymi rewelacjami.  Ale przecież jego głównym celem było sprawienie, by chłopcy stali się jeszcze bardziej popularne, o ile to było możliwe. Czy taka wiadomość nie przyczyniłaby się do tego?  
     Na szczęście ich przyjaciele w tym i ona byli bardzo szczęśliwi ich szczęściem i nie obchodziło ich jakiej orientacji są chłopcy. Ciągle byli tymi samymi osobami jak parę dni temu.
        Kolejną rzeczą nad którą musiała się zastanowić była jej relacja z Nickiem i jej uczucia względem niego. 
        Cieszyła się, że się pogodzili i między nimi nie ma już żadnego napięcia. 
       Na początek zaczęła myśleć o swoim jakże niezwykłym śnie, który przeżyła w LA. Jeszcze nigdy nie miała takich marzeń sennych. A co najważniejsze uważała seks za coś… Nie odrażającego, ale… nie przyjemnego. Było jej niedobrze, gdy w książkach, czy filmach nagle pojawiały się takie odważne sceny. Może i była dziwna, ale na prawdę uważała stosunki płciowe za niesmaczne i ohydne. W związku z tym jeszcze trudniejszym było znalezienie przyczyny pojawienia się takich obrazów w jej głowie. Może był to skutek słów Lily. Może jej umysł chciał jej pokazać, że taki stosunek nic nie znaczy i każdy może go przeżyć z każdym lub chciał powiedzieć jej, ze gdyby się postarała to mogłaby być z Nickiem. Tylko czy ona tego chciała? 
        Po tych kilkudziesięciu godzinach zaczęła się zastanawiać jak mogła być tak głupia, by móc pomyśleć,  że Nick i Lily są parą. Przecież on nigdy nie przyznał, że są razem i nie zachowali się w swoim towarzystwie jakby byli parą.  Skąd jej się ten pomysł pojawił w głowie?  Może po prostu próbowała sobie wmówić, że skoro zostawił ich przyjaźń dla związku z supermodelką, to nie m co być smutna, bo ich przyjaźń nigdy nie miałaby przyszłości. 
      Miała tylko nadzieję,  że tym razem ich przyjaźń nie zostanie wystawiona na taką próbę. Nadzieja umiera ostatnia, prawda? 
      Byłoby za łatwo, gdyby miała myśleć tylko o tym. Nie mogła zapomnieć o swoich myślach, które miała podczas występu chłopaków. A dokładnie to stwierdzenie, że zakochała się w Nicku. Z perspektywy czasu stwierdziła, że wcale go nie kocha. Wtedy była zbyt zaabsorbowana piosenką,  by móc logicznie myśleć.
Oczywiście, że sądziła, że jest przystojny i ma fajny charakter, ale to tyle. Nie czuła nic głębszego.  I bardzo się z tego cieszyła, ponieważ gdyby jednak się w nim zakochała, byłaby to platoniczna miłość. 
     Jej rozważania przerwał głośny dźwięk telefonu oznajmiający pojawienie się nowej wiadomości. Wtedy dopiero zorientowała się, która jest godzina. Na szczęście była dopiero piąta rano, czyli miała jeszcze godzinę, by zacząć się szykować do szkoły. Ale dlaczego wstała tak wcześnie i była względnie wyspana?  
     Popatrzyła na nadawcę wiadomości i nie wiedzieć czemu zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy zobaczyła, że nową wiadomość wysłał Nick.

Dzień dobry słoneczko :* Wstałaś już?
Normalnie jeszcze śpię, ale nie wiedzieć czemu dzisiaj obudziłam się wcześniej.
Twój mózg wiedział, że dzisiaj do ciebie napiszę i dlatego był czujny ;)
Tsa... Na pewno *sarkazm*
Nie wierzysz? Czuję się urażony.
No cóż...  :D
Jakie masz plany na dzisiejszy dzień?
Szkoła. Przez ciebie opuściłam kilka dni.
Chyba nie jesteś z tego powodu bardzo zła.
A mam być?
Hm... To by było ciekawe :P
Debil.
Ale słodki ;) A co robisz po szkole?
Uczę się.  Tobie też, by się przydało :*
Kochanie ja jestem najlepszym uczniem jakiego kiedykolwiek spotkałaś.
Nie wątpię.
Włącz Skype’a. 
Po co?
Bo chcę cię o coś zapytać, a ciężko mi to zrobić w wiadomościach. 
Eh... Niech ci będzie.
    Odłożyła telefon i podeszła do biurka, by załączyć laptop, a następnie włączyć odpowiedni program. Po kilku minutach, które spędziła na najróżniejszych metodach przeklinania wolno chłodzącego komputera w końcu załączyła jej się przednia kamerka.
    Na początku widziała tylko czarne tło, ale potem w okienku pojawiła się twarz Nicka. Coś drgnęło w jej sercu, gdy zobaczyła go w takim stanie. Był ubrany w nie do końca zapiętą koszulę i, o ile się nie myliła, czarne spodnie. Miał zapuchnięte i zaczerwienione oczy, a włosy sterczały w każdą stronę. Niby tak zwykły widok, a jednak niezwykły w swej prostocie.
- Dlaczego ubierasz się tak wcześnie? Macie spotkanie dotyczące trasy koncertowej?
- Nie. Jadę do rodzinki w odwiedziny.
- Cieszysz się?
- I to bardzo. Tęsknię za nimi. W tym wieku powinienem jeszcze mieszkać z rodzicami, a nie na własną rękę. Ale gdy podpisywałem kontrakt z wytwórnią, wiedziałem na co się godzę, więc raczej nie powinienem narzekać.
- Chłopak, który przyznaje się, że tęskni za rodzicami… To chyba nie zdarza się zbyt często. Z drugiej strony nie znam tej płci dosyć dobrze, więc mogę się mylić.
- Nie obchodzą mnie inni. Ważne jest to jaki jestem i nie mam zamiaru się zmieniać po to, by kogoś  zadowolić.  
- Szkoda, że ja nie mam takiego podejścia.
- Nauczysz się. Mam taką pracę jaką mam i gdybym nie miał własnego, stanowczego zdania to długo nie pozostałbym tą samą osobą. Całkowicie by mnie zmieniono. Musiałem się nauczyć w siebie wierzyć.
- Zapominasz dlaczego zaczęliśmy rozmawiać – uśmiechnęła się.
- Wcale nie. Czy zechciałabyś pójść z mną po skończeniu lekcji do centrum handlowego w poszukiwaniu świątecznych prezentów?
- Hm… Zdążysz wrócić od rodziców?
- Tak. Miałem dzisiaj przyjechać tylko na kilka godzin, ponieważ już od tygodnia planowałem, że dzisiaj pojadę na zakupy.
- To dlaczego nie pojedziesz sam?
- Ponieważ chciałbym miło spędzić czas z pewną piękną młodą damą – uśmiechnął się szeroko.
- I mam pomóc ci jej szukać.
- Eh… Mówiłem o tobie Sophie! – krzyknął, a następnie przeczesał włosy dłonią, by chociaż spróbować się uspokoić.
- Zgadzam się. I tak planowałam w najbliższym czasie zacząć szukać prezentów, więc mogę to zrobić już dzisiaj.
– Spakuj do torby jakieś luźne ubrania.
- Po co?
- Niespodzianka – uśmiechnął się słodko. – Zobaczysz po południu.
- Musisz wszystko zatajać? – westchnęła.
- Taki już jestem złotko. Muszę skończyć się szykować i ruszać w drogę – ziewnął. – Miłego dnia w szkole i do zobaczenia później.
- Hej.
I wyłączyła komputer. Po kilku sekundach jej telefon zawirował, by oznajmić pojawienie się nowej wiadomości. Odblokowała urządzenie i wyświetliła krótki ciąg liter.

„Jesteś piękna. Pamiętaj o tym słoneczko xx
Nick”

Uśmiechnęła się i poczuła jak nie wiedzieć czemu rumienią się jej policzki. Chwyciła szlafrok i zeszła do kuchni, by zjeść śniadanie.

***

- Gdzie jest nasz mały słowiczek?! – krzyknął Thomas, wchodząc do pokoju Nicka.
- Tam gdzie zawsze – odpowiedział Miles.
- Co robisz? – zapytał Micheal, patrząc na przyjaciela.
- No właśnie. Chcieliśmy cię obudzić. Zniszczyłeś nam wszystkie plany.
- Przepraszam chłopcy, ale jadę do rodziców i musiałem wcześnie wstać.
- Dlaczego? Normalnie wstajesz o ósmej, gdy wybierasz się do rodziny.
- No tak, ale po południu wybieram się na zakupy z Sophie.
- I musisz iść akurat dzisiaj?
- Planowałem to już od tygodnia.
- Pójście na zakupy, czy spotkanie tam z Sophie?
- Eh… Raczej to drugie.
- Czyżbyś coś planował? – Mike uśmiechnął się.
- Tak jakby.
- Spodoba jej się?
- Mam nadzieję.
- No to my ci nie przeszkadzamy. Pójdziemy spróbować obudzić Evana.
- Pamiętajcie, że tym razem na dziecko się nie nabierze.
- Spokojnie. Mam wiele pomysłów – Tom uśmiechnął się porozumiewawczo, a następnie razem z Michealem skierowali się do wyjścia.
   Nick westchnął, trochę z roztargnieniem, patrząc na dwójkę swoich szalonych przyjaciół, a trochę z niepokojem, ponieważ zaczął się obawiać jak zareaguje Sophie zobaczywszy jego „niespodziankę”.

***

- Hej Sophie. Dlaczego cię wczoraj nie było? – zapytał Josh, gdy tylko stanęła przed klasą, w której za kilkanaście minut miała odbyć się pierwsza lekcja.
- Byłam na American Music Awards.
- Serio?!
- Cicho. Jeszcze ktoś usłyszy.
- Chodź – złapał ją za rękę i pociągnął do wnęki, która znajdowała się tuż obok schodów prowadzących do podziemi.
- Teraz możemy bezpiecznie porozmawiać.
- Chłopaki zabrali mnie, Grace i Jima na AMA’s.
- Wow. Chodziłaś po czerwonym dywanie?
- Nie tylko chodziłam, ale byłam także sfotografowana z każdej strony przez fotografów.
- Pewnie za chwilę twoje imię zostanie najczęściej wymawianym w Ameryce i Europie.
- Dlaczego?
- Nick spotyka się z Lily, ale na galę przyprowadził ciebie. To idealne pożywienie dla dziennikarzy.
- Nick nie jest z Lily.
- Skąd wiesz?
- Powiedział mi.
- A reporterzy o tym wiedzą?
- Nie…
- No właśnie.
- Pewnie Julia znowu mnie znienawidzi.
- Ją się nie przejmuj. Nie jest warta twojej uwagi.
- Nigdy bym nie pomyślała, że mogę usłyszeć takie słowa z twoich ust.
- Nie tylko ty się zmieniłaś.
- Zmieniłam się?
- Jesteś bardziej wesoła.
- Josh pan White cię szuka – oznajmiła Alex, przerywając im rozmowę.
- Dlaczego?
- Chyba chce cię wysłać na kolejne zawody.
- Powiedz mu, że za chwilę przyjdę.
- On chce, żebyś przyszedł teraz – oznajmiła z naciskiem na ostatni wyraz.
- No dobrze – westchnął. – Porozmawiamy jak wrócę.
    Przytulił Sophie i poszedł za Alex w kierunku sal gimnastycznych. Sophie podeszła do ławki, która stała obok klasy i zaczęła rozglądać się bezmyślnie. Po chwili po jej dwóch stronach siadło dwóch chłopaków z jej klasy: Oscar i Matteo. Zaczęli ze sobą rozmawiać, nie zaważając na to, że pomiędzy nimi jest ona. Próbowała odciąć się od ich bezsensownego gadania, gdy nagle usłyszała coś co strasznie ją zdziwiło i zdenerwowało równocześnie.
- Ale ta Tini jest gruba – stwierdził Matteo, patrząc na dziewczynę stojącą naprzeciwko nich.
- Masz rację. Jest okropna – zgodził się jego kolega.
Sophie popatrzyła na nich z niedowierzaniem. Tini miała tak wąską talię, że potrafiła objąć ją dłońmi, tak jak łapie się trzystustronicową książkę o bardzo małej czcionce. Jak oni mogli sądzić, że jest gruba?! Przecież była prawie najszczuplejszą dziewczyną w klasie, ponieważ reszta wyglądała jak kości, które ubrały na siebie skórę, żeby nie było im zimno.
     Zdenerwowała się tak bardzo, że wypaliła:
- Jeżeli ona jest gruba, to ja też.
- Ale wiesz, ty jesteś gruba – odpowiedział Matteo. -  A do tego strasznie brzydka.   
    Gdy tylko usłyszała te słowa, poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy, a w sercu wściekłość. Gdyby nie to, że po korytarzu spacerowali nauczyciele, którzy wypatrywali niekulturalnych zachowań, od razu dałaby mu w twarz. Niestety nie mogła tego zrobić. Nie pokazała także,  że to co powiedział ją równocześnie zasmuciło. Wstała bez słowa i zeszła do podziemi, by schować się w bibliotece. Opiekunka nawet nie zauważyła, że weszła do pokoju, ponieważ była zbyt zajęta podawaniem książek masie uczniów, którzy na szybko szukali zadanych do przeczytania lektur. 
     Weszła do najrzadziej uczęszczanej części biblioteki i usiadła na najbardziej oddalonym krześle. Dopiero wtedy pozwoliła sobie przestać udawać twardą.  Skuliła się w fotelu, podciągnęła nogi do piersi, ale nie pozwoliła sobie na płacz. Matteo znany był że swojej gburowatości i bycia chamskim, czy nie wychowanym. Jednak wszystko uchodziło mu na sucho.  Dlaczego? Ponieważ wszystkie dziewczyny w jej klasie (za wyjątkiem jej samej) oraz wszystkie nauczycielki uważały, że jest przystojny. Dzięki temu przymykały oczy na wiele jego wybryków.  Jak choćby upicie się na wigilii klasowej w wieku piętnastu lat.
     Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko uchodzi mu płazem i często to wykorzystywał, by obrażać wszystkich, gdy tylko chciał. 
    Sophie uważała, że wcale do przystojnych nie należał. To nie był jej typ męskiej urody. Prawie na łyso ścięte blond włosy i niezbyt duże niebieskie oczy... I tak nie było to ważne, ponieważ dla niej ważniejszy był charakter, a dla niej jego był okropny.
      Ponieważ chłopak zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo był popularny, owinął sobie wokół palca resztę chłopaków z klasy.  To co on powiedział było świętością i reszta automatycznie zaczynała mówić to co on.
     Jako, że był bardzo "wpływowy", miał swoje wymagania. Na przykład jeśli chodzi o idealną dziewczynę. Według niego idealna dziewczyna była niziutka, bardzo chudziutka (nie potrzebne są piersi, czy tyłek, ważne by była tak chuda, by miała aż wklęsły brzuch i odstające kości). A do tego powinna całkowicie olewać naukę, być zabawną, otwartą osobą oraz dużo imprezować. Oczywiście w połączeniu ze sporą dawką alkoholu.
    Między innymi właśnie dlatego Matteo bardzo oceniał po pozorach. Dla niego Sophie była zwykłą kujonicą,  z zerowym życiem towarzyskim.
     Nie pasowała też w ogóle do jego typu dziewczyny przez co obgadywał ją na każdym kroku. Jedynym chłopakiem odpierającym wpływy Matteo był Josh i to właśnie on opowiedział kiedyś Sophie, że według Matteo powinna dostać na gwiazdkę żyletkę. I to nie po to, by się pociąć. O nie. Po prostu uważał, że skoro jest grubsza i nie nosi obcisłych i krótkich ubrań to także się nie goli. Bardzo ją to zabolało zwłaszcza, że reszta chłopaków uwierzyła, że ona serio o siebie w ogóle nie dba.
Wolała mimo wszystko wiedzieć co się o niej sądzi.
      I właśnie teraz dowiedziała się kolejnej opinii o sobie. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to (chyba była to tak naprawdę jedyna dziwna rzecz) co sama myślała o jego słowach. Przecież nie powinno być jej smutno. Chłopak powiedział jej prosto w twarz to co myślała o sobie odkąd skończyła dwanaście lat. A jednak... Mimo wszystko łatwiej jej było znieść własną opinię na swój temat. A kiedy ktoś mówi ci w twarz to co sam sądzisz, to wtedy masz potwierdzenie, że to co uważasz jest słuszne, a twoja rodzina czy przyjaciele kłamią prosto w oczy. 
     Z drugiej strony może nie powinna mu wierzyć? W końcu był dupkiem.  Ale dlaczego miałaby my nie uwierzyć? Skoro powiedział jej takie słowa, to musiał tak uważać, prawda?  Po co miałby kłamać?                   Spojrzała na swoje ciało przykryte rozkloszowane sukienką. Nagle te trzy schudnięte kilogramy przestały mieć znaczenie. Znowu czuła się jak pączek pokryty masłem.  Już nie była dumna z tego, że zostało jej do zrzucenia sześć kilogramów, a nie dziewięć.  Jej praca nic nie znaczyła. Nawet jeśli schudnie jeszcze resztę, to ciągle będzie brzydka i niewystarczająca dla otoczenia.  
     Miała ochotę schować się tutaj do końca dnia albo po kryjomu uciec że szkoły. Nie mogła jednak tego zrobić.   Po co dawać Matteo satysfakcję? 
Nagle jej telefon zaczął wibrować, powiadamiając, że ktoś chciałby z nią porozmawiać. 
- No hej - powiedział Nick, gdy odebrała. 
- Cześć - odpowiedziała cicho.
- Coś się stało? - zapytał, a jego głos zmienił się w sekundę z rozbawionego w szczerze zmartwiony. 
- Nie, jestem w bibliotece i muszę mówić cicho.
- Yhm... - wiedziała, że nie uwierzył, ale mimo to nie drążył tematu i była mu za to wdzięczna. 
- Chciałem zapytać, o której kończysz lekcje.
- O piętnastej czterdzieści pięć.  
- Dobrze, że najbliższy sprawdzian masz dopiero w piątek. 
- Skąd wiesz? 
- Poprosiłem Grace, by sprawdziła w twoim kalendarzu, kiedy masz jakieś kartkówki,  czy klasówki. 
- Czyli planowałeś nasze spotkanie od dłuższego czasu. 
- Nie mów, że się tego od razu nie domyśliłaś. 
- Domyśliłam, ale chciałam byś to potwierdził. 
- Skoro tak, to potwierdzam - nawet teraz wiedziała, że się uśmiecha,  chociaż go nie widziała.- Przyjadę po ciebie pod szkołę. 
- Jesteś tego pewien? Nie chcę powtórki z rozpoczęcia roku. 
- Spokojnie. To już się nie powtórzy.  Obiecuję.  Nawet nie wyjdę z samochodu. Nie chcę znowu popełnić tego błędu. 
- A nikt nie zobaczy cię przez okno? 
- Mam przyciemniane szyby. Nawet te przednie.  A najlepsze, że ja wszystko widzę, a oni nie.
- Okna weneckie? 
- Coś w tym stylu.
- Czyli nie muszę się przejmować. 
Na korytarzu rozbrzmiał dzwonek,  oznajmiający rozpoczęcie lekcji.
- Muszę iść.  Porozmawiamy jak się spotkamy.  
- Do zobaczenia.
Gdy się rozłączyła, wzięła plecak i wybiegła z biblioteki. 
Weszła do klasy jako ostatnia, ale co dziwne w pomieszczeniu nie było nauczyciela. 
- Nauczycielka powiedziała, że dyrektorka ją wezwała i musimy pobyć przez kilkanaście minut sami - powiedział Josh, gdy przechodziła obok ławki, przy której siedział.
- Dzięki - odpowiedziała i usiadła na swoim miejscu. Niestety jej koleżanki z ławki nie było. Razem z rodzicami wyjechała na dziesięć dni do Egiptu i przez to opuszczała zajęcia. 
    Sophie wyciągnęła zeszyt i zaczęła pisać początek kolejnego wiersza. Przerodziło się to w coś dosyć długiego, ponieważ dostała weny. Czuła jakby pomysły wychodziły z czubków jej palców albo jakby to długopis kierował jej dłonią. 
Jej twórczość zakłóciło nagłe pojawienie się cienia, który zasłonił promienie słoneczne. Podniosła głowę i zobaczyła, że to Julia ją zdekoncentrowała. Stała nad nią jak ten sęp i patrzyła jak na przyszłą ofiarę.
- Czy coś się stało? - zapytała, starając się, by zabrzmieć jak najbardziej życzliwie.
- Widziałam zdjęcia z AMA's. I jednej rzeczy nie rozumiem. Jak oni mogli zabrać ze sobą tak brzydką osobę. Chyba tylko z litości. Zapamiętaj sobie tak niczym nie osiągniesz.  Nie wykorzystasz ich sławy do własnych celów.
"Normalnie druga Lily. Może są spokrewnione. A to by było dość zabawne" - myślała, udając, że słucha wywodów Julii.
- Posłuchaj dziwko... 
- Nie, to ty posłuchaj! - przerwała jej Sophie głośno, wstając. W jednej chwili spojrzenia wszystkich osób skierowała się na nie. - Nie masz prawa mnie niby pouczać, ani wyzywać. Nie znasz mnie, a tym bardziej chłopaków, których tak zażarcie starasz się bronić. Tylko wiesz co? Ja myślę, że nie wyzywasz mnie, ponieważ się o nich troszczysz, a dlatego, że jesteś zazdrosna.
- Niby o co miałabym być?  - zapytała ostro, chociaż zaczęła błądzić spojrzeniem. 
- O mnie. I o nich. O to, że ja, taka zwykła, nic nie znacząca dziewczyna się z nimi zaprzyjaźniła, a ty nie. I nie możesz pogodzić się z tym, że to nie ty dostąpiłaś takiego zaszczytu.  Nie jestem na ciebie zła. Ale ci współczuję.  Musi ci być naprawdę ciężko żyć skoro jakikolwiek sukces osiągnie inna osoba niż ty wybucha w tobie niepohamowana zazdrość. To musi być trudne. Tak się pilnować, by nie okazywać tego innym. A chwila! Przecież nie umiesz tego zrobić - uśmiechnęła się niemile, a Julia tupnęła nogą i odeszła, szepcząc. 
- Ty nic nie rozumiesz.
Po chwili na jej stoliku pojawiła się mała karteczka zgięta na pół. Rozłożyła ją.  Były tam napisane kilka słowa.
"Jestem z ciebie dumny :)
Josh"
Popatrzyła na chłopaka i uśmiechnęła się do niego. Chłopak odpowiedział jej tym samym.
- Przepraszam za spóźnienie, ale wiecie, że nasza pani dyrektor jest dosyć gadatliwa.  
- Ta... - zaśmiali się. 
- Ale już wróciłam, więc zaczynamy lekcję.  Na początek oddam wam sprawdziany z "Makbeta"...

***

- Rzeczywiście nie wyszedłeś. Myślałam, że tylko żartujesz - stwierdziła Sophie, wchodząc do samochodu Nicka. 
- Tak, ciebie też miło widzieć - powiedział z przekąsem, włączając się do ruchu na drodze. 
- Oj tam. To gdzie jedziemy? 
- Do największego centrum w okolicy.
- No to wiem gdzie.  Dlaczego mówisz zagadkami?  Nie lepsza byłaby prosta odpowiedź? 
- To by było za łatwe. Ale wiesz... Zawsze mogłem ci nie powiedzieć, gdzie pojedziemy i żyłabyś w niepewności.
- Zawsze mogłabym wyskoczyć z samochodu, gdybym bała się o własne zdrowie.  
- Ale istniałoby ryzyko, że nie przeżyłabyś tego wyczynu. 
- Ale nie stuprocentowe.
- Ja nie mówię konkretami, a ty czepiasz się szczegółów. Dobraliśmy się.
- No, ciekawa z nas para – zaśmiała się.
- Jak Will i Tessa.
- Przecież oni byli do siebie podobni.
- Ale nie identyczni.
- Nie ma dwóch identycznych osób.
- Ach… Wiesz o co mi chodzi.
- Może tak, a może nie.
- Chodziło mi o to, że pomimo pozornych różnic, jesteśmy do siebie podobni pod wieloma względami i to sprawia, że nasza relacja jest trochę specyficzna.
- „Bo różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody.” – zacytowała.
- Kto to napisał?
- Polska poetka Wisława Szymborska.
- Nigdy o niej nie słyszałem.
- Poczytaj. Pisała piękne utwory.
- Chyba masz rację. Przeczytam. Ten cytat był bardzo mądry.
- To się nazywa paradoks. Coś co na pozór wydaje się bezsensowne, po głębszym zastanowieniu nabiera sensu.
- To my! – wykrzyknął ze śmiechem. – Całkowicie my.
- Może masz rację.
- Oczywiście, że mam. Jesteśmy na miejscu.
   Niestety jak to zwykle bywa, zwłaszcza w godzinach popołudniowych, znalezienie miejsca na parkingu przed centrum handlowym graniczyło z cudem. Po żmudnych poszukiwaniach w końcu Nick (z pomocą Sophie) znalazł wolny teren dla swojego samochodu.
   Gdy silnik zgasł, wysiedli z pojazdu, niestety Sophie, która była lekką niezdarą za mocno uderzyła drzwiczkami, gdy je zamykała. Przygotowała się na uwagę ze strony Nicka, ale nic takiego nie usłyszała. Trochę się zdziwiła, ponieważ z tego co zauważyła chłopcy w ich wieku, jeśli mieli samochód to bardzo o niego dbali, nawet nadawali mu imiona.
- Nie jesteś zły? – zapytała, doganiając go.
- Dlaczego miałbym być?
- Za mocno uderzyłam drzwiami.
- Nic się nie stało.
- Naprawdę?
- Coś taka zdziwiona?
- Myślałam, że wszyscy w twoim wieku bardzo dbają o woje środki transportu. Może to dlatego, że jesteś…
- Bogaty? Może i nawet jestem, ale to nie znaczy, że przestałem szanować to na co sam zapracowałem lub to, co dostałem. Lubię mój samochód i bardzo bym się zdenerwował, gdyby został uszkodzony, ale nie będę się obrażał o nic.
- Czyli on nie ma imienia?
- Oczywiście, że nie. Sophie to nie fanfiction.
- I bardzo się z tego powodu cieszę.
    Przeszli kilka kroków w milczeniu, a potem drzwi rozsunęły się przed nimi, ukazując wnętrze olbrzymiego budynku.

- Niespodzianki czas zacząć – oznajmił i pociągnął ją w stronę ruchomych schodów.

Przepraszam, że nie wstawiam całego rozdziału od razu, zle chciałam coś w stawić przed długim weekendem.

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział XXIV



 „Troska odbywa straż w oczach starego,
A sen tych mija, których troski strzegą;
Ale gdzie czerstwa, wolna od kłopotów
Młódź głowę złoży, sen zawżdy przyjść gotów."
William Shakespeare „Romeo i Julia"
- Szkoda, ze nie mogę iść z wami - jęknęła Natalie, nakładając róż na policzki Sophie.
- Powinnaś się cieszyć. Posiedzisz w spokoju w swoim apartamencie. 
- Nie brzmisz na smutną. Chcesz tam iść?
- Z jednej strony tak, a z drugiej nie. 
- Co siedzi w twojej głowie? 
- Ogólnie? Nawet ja nie wiem - zaśmiała się.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło - stwierdziła niecierpliwie Nati. 
- Chyba po prostu chcę się odprężyć i zrelaksować po całej tej gali.
- Proponowałbym gorącą kąpiel, a nie imprezę mocno zakrapianą alkoholem.
- Co dziwne jedną z rzeczy, które mnie odprężają jest taniec. Nawet ten w klubie. Postaram się bawić jak najlepiej. 
- Tylko nie wypij za dużo.
- Nie mam zamiaru pić.
- Dlaczego? 
- Po pierwsze: jestem niepełnoletnia, po drugie: nie lubię smaku alkoholu, a po trzecie umiem się dobrze bawić na trzeźwo. 
"A po czwarte boję się co mógłby się stać, gdybym przestała być trzeźwa. Ten sen mocno mnie nastraszył."
- W takim razie życzę dobrej zabawy. 
- A ja ci życzę, byś za rok lub dwa mogła iść z bratem na imprezę. 
- Dzięki. A teraz otwórz oczy i spójrz na siebie. 
Sophie rozchyliła powieki i...
***
- Cześć chłopcy - powiedziała Mia, wchodząc do salonu w pokoju Micheala, w którym mieli sie spotkać, by razem pojechać na after party. 
- Wow skarbie. Wyglądasz zjawiskowo - oznajmił Evan, całując ją w czubek głowy. - Będę musiał mieć na ciebie oko. A raczej na mężczyzn kręcących się wokół ciebie. 
- Ja i tak będę widzieć tylko ciebie - stwierdziła, przyciągające go za szlufki obcisłych spodni. 
- Serio? - mruknął.
- Yhm.
- Hej! - krzyknął Thomas. - Przestańcie tutaj pokazywać żywe porno! To nie jest dla mnie odpowiednia pora. Może po imprezie, w środku nocy, w moim pokoju... No... Ta perspektywa jest lepsza - uśmiechnął się. 
- A idź mi stąd - Evan klepnął Toma w ramię. 
- Naprawdę chcesz, żebym sobie poszedł? - zapłakał udawanie chłopak.
- Spokojnie. Jestem z tobą - Jim położył mu dłoń na łokciu.
- Oj... Na tobie mogę polegać. 
- Jak tutaj słodko - oznajmiła Sophie, wchodząc do pokoju. Nick spojrzał na nią i... wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Dziewczyna ubrana była w obcisłą, czarną sukienkę do połowy ud. Na stopach miała sandały na średnim koturnie. Makijaż podkreślał jej piękne duże oczy i sprawiał, że zieleń tęczówek wyglądała tak tajemniczo i pociągająco jednocześnie. Różowy błyszczyk, którym były obwiedzione jej usta, sprawiał, że wargi wyglądały tak słodko jak truskawki. Miał nieodparta chęć podejść do niej i pocałować te słodkie usteczka. 
Przeniósł wzrok na włosy. Związane były w długiego warkocza.
- Zapomniałam torebki - zmartwiała się Sophie.
- Chodź, pomogę ci poszukać - zaoferował się Nick i pociągnął ją do jej pokoju. 
- Czy tylko mi się wydaje, że Nickowi zaświeciły się oczy, gdy ją zobaczył? - Zapytał Micheal z uśmiechem. 
- Nam wszystkim tak się wydaje - powiedziała Grace. 
- Niech oni w końcu przestaną się kłócić o wszystko - westchnęła Mia.
- Wszyscy byśmy tego chcieli - westchnął Jim.
***
- Znalazłam! - ucieszyła się Sophie, pokazując czarną torebkę Nickowi. Chłopak podszedł do niej wolno i wyciągnął zdobycz z jej dłoń. Był tak blisko, że czuła jego perfumy. Miały cudowny zapach. Taki ostry, a zaraz bardzo przyjemny. Pociągający. 
Nick wyciągnął łańcuszek torebki i zawiesił ją dziewczynie na ramieniu, muskając tym samym jej nagi bark. 
- Wyglądasz pięknie - wyszeptał jej do ucha. Dziewczyna czuła jego oddech na szyi i twardy tors przy plecach. 
- Naprawdę? - Zapytała równie cicho.
- Tak. Żaden człowiek nie będzie mógł oderwać od ciebie dzisiaj oczu. 
- Ta... Zwłaszcza od tych szerokich bioder, grubych ud i wcale nie wąskiej tali.
- Soph - złapał ją za ramiona i obrócił do siebie gwałtownie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak blisko się znajdują. Ich klatki piersiowe ocierały się o siebie przy każdym wdechu.
- Wyglądasz pięknie. Owszem, masz szerokie biodra, ale to twój wielki atut. Masz wąską talię i szczupłe nogi. Wyglądasz lepiej niż wszystkie aktorki razem wzięte. Wyglądasz bardzo pociągająco a zarazem niewinnie i to nieważne czy jesteś ubrana w obcisłą sukienkę czy zwykłe luźne spodnie. A dziewczyny nie posiadające twojej figury muszą się nieźle napracować, by pociągać innych. Jesteś piękna i nie musisz się starać by to pokazać. 
- Naprawdę? - wyszeptała zdziwiona.
- Tak. Ale coś bym w tej twojej kreacji poprawił. 
- Co?
Wyciągnął rękę i ściągnął gumkę z jej warkocza, by następnie zacząć powoli go rozplątywać. Masował przy tym skórę jej głowy. Po chwili włosy opadły ciężką falą na goła skórę. 
- Teraz lepiej - oznajmił nawijając pasmo jej włosów na palec. W tym samym momencie Sophie odetchnęła głośno. Spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oczach. Tak jakby chciał coś zrobić, ale jego umysł się przed tym buntował. 
Westchnął głośno jakby podjął decyzję. Przesunął dłońmi po jej włosach, a następnie wsunął pomiędzy nie palce. Odchylił delikatnie jej głowę. 
Dziewczyna stała jak zahipnotyzowana, nie wiedząc co właśnie się dzieje. 
- Nie powinienem tego robić. Nie wolno mi. Nawet nie wiem jaka kara spotka mnie, jeśli się o tym dowiedzą. Ale już nie potrafię udawać. Moje uczucia są za silne bym mógł je dłużej w sobie tłamsić.
- O czym ty mówisz? - zapytała zdziwiona, chociaż wiedziała, że chłopak mruczy do siebie. 
Bez ostrzeżenia przesunął delikatnie ustami po jej szyi skutecznie odwracając jej uwagę i sprawiając, że jej nogi zamieniły się w galaretę. 
Oboje oddychali ciężko, wiedząc, że robią coś czego nie powinni, mimo że tak bardzo ich do siebie ciągnęło. 
Odsunął się minimalnie, patrząc jej głęboko w oczy, szukając czegoś co powiedziałoby mu, że ona wcale tego nie chce. Niczego takiego się nie doszukał. 
Westchnął z ulgą i zaczął powoli przesuwać swoje wargi do jej. Dziewczyn była zniecierpliwiona, ale równocześnie lekko podenerwowana. Bądź co bądź jeszcze nigdy w życiu się nie całowała, więc nie wiedziała jak to jest. 
Czuła juz ciepło jego oddechu na wargach.
- Znaleźliście tą torebkę? - Zapytał Thomas, wchodząc do salonu dziewczyny.
Sophie i Nick szybko od siebie odskoczyli i popatrzyli na przybysza. Chłopak uśmiechał się tak jakby wiedział coś, czego oni nie wiedzą.
- Tak - odpowiedziała dziewczyna, wcześniej odchrząkując. 
- Czyli możemy iść? - zapytał Tom dziwnym tonem.
- Oczywiście, że tak - Sophie otrzepała z rąbka sukienki niewidzialny pyłek. 
- No więc chodźcie - Thomas znowu się uśmiechnął i wyszedł. Kiedy zostali znowu sami, spojrzeli w końcu na siebie. 
- Ciekawe o co mu mogło chodzić - Nicholas uśmiechnął się. Oboje mieli ochotę głośno się roześmiać. 
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała, śmiejąc się mimo woli. 
- Milady - powiedział, otwierając jej drzwi, iście dworskim gestem. Dziewczyna ukłoniła się, chwytając palcami niewidzialna suknię i wyszła z pokoju. Nick zamknął za nimi drzwi, czując, że coś się tego wieczoru zmieni.
***
- Wow - wyszeptała Grace, rozglądając się dookoła. Znajdowali się w olbrzymim, ekskluzywnym klubie. Pomieszczenie podzielone było na kilka części.
Oczywiście był wielki parkiet, na którym tańczyło juz pełno znanych osobistości.
Kolejna była część służąca do innej rozrywki: klub bilardowy, kilka tarcz i rzutki, parę torów do gry w kręgle, a także najnowsze Xboxy.
Kolejny pokój w całości zajęty był przez boksy, w których można było posiedzieć i porozmawiać. Ostatnią częścią była wielka scena, na której stały instrumenty i kilka mikrofonów. 
Każda część wielkiego klubu nie była oddzielona drzwiami, a po postu zwężonymi ścianami, więc łatwo można było przenieść się z jednej części do drugiej. Mimo to w każdym pokoju znajdował się osobny barek wypełniony najróżniejszymi rodzajami alkoholów, a gotowe napoje podawali barmani. 
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała zdziwiona Grace. - Przenieśliśmy się na inną planetę? 
- To ciągle Ziemia - odpowiedział Micheal.
- Pomyśleć, że na gali wszyscy zachowywali się tak elegancko i kulturalnie, a teraz ci sami ludzie próbują wylądować z największym kacem w historii - stwierdziła Sophie z obrzydzeniem w głosie. 
- No cóż.. Taka rola idoli. Mogą pokazać swoje prawdziwe oblicze tylko przy wyłączonych kamerach - powiedział Nick.
- A wy czasem nie zachowujecie się jak niedojrzałe dzieci także przed włączonymi kamerami? - zapytała uśmiechając się mimo woli 
- Tak i dlatego wszyscy nas kochają. 
- Nie wszyscy. 
- Ale ty tak i to mi wystarczy. 
- A idź stąd panie idealny - delikatnie odepchnęła go od siebie.
- Skoro tego chcesz. Idę do baru. Co chcecie zamówić? 
- To może dwa Mohito i jedno Beefeater Martini, a dla nieletnich bezalkoholowe piwa - zaproponował Evan.
- Ja podziękuję. Nie lubię smaku alkoholu, a także napoi bezalkoholowych. Poproszę zwykłą wodę niegazowaną - sprzeciwiła się Sophie. 
- Więc dwa Mohito, dwa Beefeater Martini, dwa piwa bezalkoholowe i niegazowana woda mineralna. Przyjąłem. Zaraz wracam - i ruszył do najbliższego baru. 
- To gdzie pójdziemy, gdy wróci Nick? - zapytał Tom.
- Może na bilard lub kręgle. Zrelaksujemy się - zaproponował Jim.
- Lepiej nie. Tam nie chodzi się, by pograć towarzysko. Przychodzi się tam, by założyć się na jak największą sumę, a następnie wygrać lub stracić nawet kilka milionów - powiedział Evan.
- To lepiej trzymajmy się od tego miejsca z daleka - przestraszyła się Grace. 
- No to do wyboru zostaje nam... 
- Micheal, Thomas, Evan przyszliście. A gdzie zgubiliście Nicka? - z uśmiechem na ustach podszedł do nich średniej wysokości młody mężczyzna o bardzo jasnych, ale nie farbowanych, blond włosach. 
- Cześć Dylan. Nick poszedł po coś do picia - każdy z członków zespołu przytulił serdecznie przybysza. Dopiero teraz Dylan zobaczył, że chłopcy nie przyszli na after party sami. Obrócił się do nieznanych mu twarzy i powiedział :
- Nazywam się Dylan Martin, a wy to...?
- O Dylan. Nie wiedziałem, że też przyjdziesz - Nick podszedł do nich i przywitał się z Dylanem tak, by nie wylać napoi, które ze sobą przyniósł. - Poznałeś juz naszych przyjaciół?
- Dopiero co się przedstawiłem. 
- Myślę, że nie musiałeś. Chyba znacie tego o to pana?
- Ja ci dam pana - Dylan zmierzwił mu koleżeńsko włosy. 
- Słyszałam parę piosenek - odpowiedziała Sophie. 
- I co sądzisz? 
- Szczerze? 
- Oczywiście - uśmiechał się tak jakby był pewny tego, że ona lubi jego utwory. 
- Nie spodobały mi się. Za wysoki głos, zła tonacja w porównaniu z instrumentami i banalny, bezsensowny tekst. Ale cóż... Wiele osób lubi banały - zakończyła ze zrezygnowaniem w głosie. Dylan roześmiał się głośno. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Masz fajny charakterek. Jeszcze nikt nie powiedział mi takich rzeczy prosto w twarz.
- Ja powiedziałem - obruszył się Micheal.
- Tak, ale to było po wypiciu kilku głębszych, a ta oto dziewczyna powiedziała to na trzeźwo. Jestem pod wrażeniem.
Sophie dalej patrzyła na niego jak na wariata.
- Cieszysz się, że skrytykowałam ciebie i twoje utwory?
- Aż tak bardzo to dziwne?
- E... Tak.
- No cóż. Jestem wyjątkowy - znowu się uśmiechnął. Musiała przyznać, że miał ładny uśmiech.
- Gdzie ja to słyszałam? - spojrzała wymownie na Nicka. Chłopak w odpowiedzi wzruszył zabawnie ramionami.
- A czy szanowna niezwykła panienka mogłaby się przedstawić?
- Ach... Oczywiście. Mam na imię Sophie, a to Grace i Jim - wskazała na swoich towarzyszy.
- A więc Sophie - wymówił wolno jej imię jakby smakował jego smak w ustach. - Czy nie chciałabyś pójść ze mną do części ze sceną, by posłuchać muzyki na żywo i, by potańczyć?
- Właściwie to wszyscy mieliśmy zamiar tam iść, prawda? - zapytała Grace.
- Wydaje mi się, że mieliśmy dopiero usta... - Micheal nie dokończył, ponieważ jego dziewczyna uszczypnęła go w ramię. - Zapomniałem, że już zdecydowaliśmy, gdzie idziemy.
- No to chodźmy - Dylan uśmiechnął się i razem skierowali się do wspomnianej części klubu.
***
Nick zaczął przepychać się przez tłum tańczących, by dojść do Sophie, którą chciał zaprosić do tańca. Niestety nie było to łatwe zadanie, ponieważ w tej części sali znajdowało się mnóstwo ludzi, a dodatkowo większość z nich go znała, więc musiał zatrzymywać się co chwilę, by wymamrotać krótkie „Cześć", gdy jakaś znajoma twarz go pozdrowiła.
Jednak gdy dziewczyna znajdowała się w odległości kilkunastu kroków, ktoś nagle pociągnął go za poły długiej marynarki, tak że musiał gwałtownie obrócić się dookoła własnej osi, by nie upaść. Popatrzył w dół i zobaczył, że sprawcą całej sytuacji była Lily, która teraz uśmiechała się do niego rozkosznie. Jej jasne blond włosy spływały jedną falą na odkryte ramię. Ubrana była w bardzo krótką, granatową sukienkę, która miała pełno wycięć w talii i na plecach. Krótko mówiąc ubranie więcej odsłaniało niż zakrywało.
- Nie wiedziałem, że tutaj będziesz - wymamrotał.
- A ja wiedziałam, że ty tutaj będziesz - zatrzepotała rzęsami zalotnie. - Kogoś szukałeś? Wyglądałeś jakbyś właśnie to robił.
- Ja... - nagle w jego głowie pojawiło się echo słów Sophie. Że mam się od ciebie odczepić, ponieważ taki bezwartościowy śmieć jak ja nigdy niczego nie osiągnie - Chłopaków. Dałem im ich drinki i od razu gdzieś zniknęli.
- To skoro jesteś tu sam, to może zatańczymy?
- E... - rozejrzał się i zobaczył, że Sophie tańczy z Dylanem. Z jednej strony się ucieszył, ponieważ dziewczyna mogła miło spędzić czas, ale z drugiej poczuł palący płomień w klatce piersiowej. Ciekawe co to mogło oznaczać.
- Pewnie - odpowiedział i złapał towarzyszkę za ręce. Jednak ona nie chciała tańczyć powoli. Odsunęła się od jego rąk ze śmiechem i zaczęła ponętnie kręcić biodrami i patrzeć na niego jak kot na myszkę. Niestety dla niej, jego to wcale nie pociągało, a zwłaszcza ta jej bardzo krótka sukienka. Niektórym przedstawicielom jego płci pewnie zaczęłaby lecieć ślina z buzi na taki widok, jednak nie jemu. Nie podobały mu się dziewczyny, które na siłę i za bardzo eksponowały swoje ciało. Pewność siebie była ważna, ale z umiarem. Wolał raczej nieśmiałe dziewczyny, chociaż lepiej określić je mianem nie eksponujących aż tak bardzo swojej kobiecości. Po co mieć wszystko jak na tacy? Nie lepiej postarać się by coś dostać? Zasłużyć na ten zaszczyt?
Właśnie. Zaszczyt. Jeśli dziewczyna pokazywała swoje atuty komu popadnie to, to nie było nic nadzwyczajnego ani wyjątkowego. Ale gdy nie była tak skora to ukazywania swojego ciała... Kiedy w końcu komuś go pokazywała można było czuć się wybrańcem. Jedynym w swoim rodzaju.
Ale go wzięło na głębokie przemyślenia. I to w takim miejscu.
Dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna coś do niego mówi. Zamrugał powiekami, uwalniając się od własnych myśli i zapytał:
- Przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
- Mówiłam tylko, że na scenie rozkładają sprzęt do karaoke i pytałam czy nie chciałbyś wystąpić.
- Jakoś nie mam ochoty, ale wiesz co? Mam genialny pomysł. Może sama pójdź na scenę i zaśpiewaj coś. Rozruszasz tą imprezę.
- Hm... Masz rację. To świetna myśl. Wybiorę coś specjalnego.
I ruszyła na podwyższenie, zachowując się jak nastolatka, która na balu maturalnym została ogłoszona królową balu.
Nick odetchnął z ulgą. Przynajmniej pozbył się jej na kilka minut.
***
- O co chodzi z tym szczypaniem? - zapytał Mike, masując zaczerwienione miejsce.
- Czy ty nie widzisz, że ten cały Dylan Macośtam przystawia się do Sophie? - zapytała Grace.
- Co ty wyga... Hm... Może masz rację... Ale i tak nie rozumiem co ma wspólnego szczypanie z zainteresowaniem Dylana Sophie.
- A to, że trzeba mu przeszkodzić w zdobyciu Sophie. Ona już zorientowała się, że czuje coś głębszego do Nicka, teraz trzeba tylko uświadomić jemu co on sam czuje względem niej i że jeśli się nie pospieszy, inni pokażą jej jak bardzo jest wyjątkowa.
- Co zamierzasz zrobić?
- O to się nie martw - uśmiechnęła się złowieszczo, patrząc jak Dylan prosi Sophie do tańca.
***
- I w ten oto właśnie sposób stałem się sławny - powiedział z dumą w głosie Dylan.
- Super - mruknęła nieobecnym tonem Sophie.
Miała tego chłopaka dość. Odkąd zaczęli tańczyć nic tylko próbował jej udowodnić jaki to jest niesamowity, perfekcyjny i tak dalej. Dziewczyna miała go serdecznie po dziurki w nosie. Zachowywał się jak typowy narcyz. Gigantyczne ego i samozachwyt. Aż się niedobrze robiło. Może i był dobrym kumplem, ale tylko do czasu, gdy rozmowa nie zawędrowała na jego temat. Wtedy wszystko zaczynało się sypać.
Nie miała nic do żartowania i udawania, że jest się ideałem. Nick tak robił i to sprawiało, że na jej ustach pojawiał się uśmiech, chociaż próbowała udawać, że tylko ją to drażni. Ale pokazywanie komuś, że naprawdę uważasz się za niewiadomo co? O nie. Tego Sophie nie znosiła.
- Czyż nie uważasz, że jestem super?
- Tsa...
- "I śpiewem przeszyłem trwożne ucho twoje. Co noc śpiewam owdzie przy tobie skarbie: wierzaj mi, że to byłem ja."
- „I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje. Co noc on śpiewa owdzie na gałązce granatu: wierzaj mi, że to był słowik." - poprawiła.
- Słucham? - zdziwił się.
- Błędnie zacytowałeś „Romea i Julię". Chyba, że popełniłeś błędy celowo, by spróbować zdobyć moje serce na nieudolne deklamowanie poezji. Niestety to nie sprawi, że zacznę doceniać twój kunszt, którego tak naprawdę nie ma.
- Jesteś naprawdę bardzo mądra - wyszeptał jej do ucha. - Lubię takie.
- O zobacz! - wykrzyknęła, odsuwając się szybko, by Dylan nie mógł pocałować jej w kark. - Lily będzie śpiewać karaoke.
- Rzeczywiście - powiedział zdenerwowany. - Dlaczego się tak rozproszyłaś?
- Chcę posłuchać jak śpiewa - „Powiedzmy" - pomyślała.
W tym czasie Lily poprawiła statyw i powiedziała do mikrofonu:
- Zaśpiewam piosenkę Ariany Grande pt. „Dangerous woman".
- No kto by się spodziewał - Sophie mruknęła pod nosem.
Po kilku sekundach dało się słyszeć melodię, a Lily zrzuciła włosy z ramion, odsłaniając nagie barki. Zaczęła śpiewać. Jeśli jej głos dało się nazwać śpiewem. Fałszowała straszliwie, ale poruszała się z ogromną pewnością siebie i ponętnością. Była jak kocica, szykująca się by zadać śmiertelny cios. Jej ofiarą byli mężczyźni stłoczeni pod sceną.
- Niezła jest - stwierdził Dylan z pożądaniem w głosie.
- W czym? W kręceniu tyłkiem? Fałszuje nawet najłatwiejsze do zaśpiewania dźwięki i nie trzyma się rytmu. Ariana Grande ma szeroką skalę głosu, a Lily potrafi chyba zaśpiewać tylko jeden dźwięk.
- Co mnie obchodzi jej głos, ja mówię o jej stylu poruszania się - mówił jak zahipnotyzowany.
„Czyli tak wygląda prawdziwy show biznes. Piosenkarz, który umie śpiewać? Szukaj go ze świecą. Teraz nie liczy się talent, tylko wygląd i to ile pieniędzy jesteś w stanie na nim zarobić. To naprawdę przykre. Jak to możliwe, że oni nie zwracają uwagi na jej fatalny wokal? Może i nie jestem ekspertem, ale umiem słuchać i to nie brzmi dobrze. A oni? Przecież to zawodowcy. Powinni zwracać na to jeszcze z większą uwagę. Z drugiej strony to młodzi mężczyźni. Im tylko jedno siedzi w głowie. Są za bardzo zafascynowani jej wyglądem i ruchami, które wykonuje, chociaż dla mnie ona zachowuje się jak wyrwana z filmu pornograficznego." - myślała.
- A może tak poszlibyśmy na wyższe piętro. Są tam specjalne pokoju by móc robić... no wiesz co... Ale lepiej zgaśmy światło. Twoje fałdy tłuszczyku zabrałyby cały romantyzm - wyszeptał jej do ucha.
- Co?! - wykrzyknęła oburzona.
- O co chodzi? - zdziwił się.
- Em... Ja tylko pomyślałam, ze może... - „Nie wcale nie chcę się ciebie pozbyć ty nadęty gburze. Nie wcale nie mam łez w oczach po tym co powiedziałeś, mimo że nie powinnam takimi złamasami się przejmować. Wszystko jest w jak najlepszym porządku" - Pomyślałam, że chciałabym coś zaśpiewać.
- Żeby zrobić z siebie ofiarę? Przed czujnym okiem wszystkich? Lepiej chodź ze mną. Tam przynajmniej będzie ciemno i będziemy tylko we dwoje.
- Ja jednak mimo wszystko wolę scenę.
- Dobrze, ale pamiętaj, że straciłaś szansę, by być ze mną. Przynajmniej mogłabyś stać się sławna. Nie wiesz nawet ile osób chciałoby usłyszeć o tym jak to jest być przeleconym przez Dylana Martina.
- Słucham?!
- Myślisz, że nie wiem, dlaczego zaczęłaś przyjaźnić się z chłopakami zespołu? Znam takie jak ty. Wszystkie chcecie tylko dwóch rzeczy: pieniędzy i sławy. Nawet za cenę godności.
- Ty sukinsynie! - krzyknęła ze łzami w oczach i uderzyła go z całej siły zaciśniętą pięścią w twarz. Chłopak odskoczył od niej zaskoczony. Obróciła się gwałtownie i weszła na scenę, gdy oklaski zachwyty ucichły po zakończeniu występu Lily.
- Sophie! Co ty chcesz zrobić? - zapytała Grace, wchodząc za nią.
- Chyba całkowicie się ośmieszyć - westchnęła smutno.
- Co się stało? - zapytała, patrząc jej w oczy, a tym samym widząc masę jeszcze nie przelanych łez.
- Nic specjalnego, nie licząc tego, że kochany Dylan Mardupek potraktował mnie jak prostytutkę.
- Co?!
- Nie krzycz. Ludzie się patrzą.
- Potrzebujemy Nicka. On ci pomoże. A ja wiem jaką piosenką zwrócimy bardzo efektownie jego uwagę.
Podbiegła do odtwarzacza muzyki, a Sophie stanęła na środku sceny przed mikrofonem. Wszystkie światła padały na nią razem ze spojrzeniami zebranych osób. Dostrzegła Dylana wychodzącego za rękę z Lily i kierującego się na wyższe piętra. „Szybko znalazł sobie substytut" - pomyślała z jednej strony rozbawiona, a z drugiej obrzydzona jego zachowaniem. To drugie uczucie przeważało.
Dostrzegła także Nicka, który szybko znalazł się tuż przed sceną, patrząc na nią rozszerzonymi oczami. Miała ochotę zbiec ze sceny i wpaść w jego ramiona, by zabrał od niej cały ból, który czuła przez Dylana, Lily, ale także przez niego samego.
Niestety podkład muzyczny już został włączony, więc nie mogła się wycofać. Nie teraz.
Uśmiechnęła się do Nicka delikatnie i zamknęła uczy, wsłuchując się w melodię jednej z jej ulubionych piosenek.
(Demi Lovato „Stone cold")
Stone cold, stone cold
You see me standing, but I'm dying on the floor
Stone cold, stone cold
Maybe if I don't cry, I won't feel anymore
Nie wiedzieć czemu czuła, że ta piosenka idealnie do niej pasuje. Perfekcyjnie ją opisuje.
Nick patrzył na nią. Na tą skrzywdzoną dziewczynę, która zamknęła buzie wszystkim tu obecnym i sprawiła, że wszyscy wsłuchali się w jej piękny wokal. 

Stone cold, baby
God knows I tried to feel
Happy for you
Know that I am
Even if I can't understand, I'll take the pain
Give me the truth, me and my heart
We'll make it through
If happy is her, I'm happy for you
Sophie czuła się tak jakby śpiewała piosenkę napisaną własnoręcznie. Tak bardzo do niej pasowała.
Chłopak słyszał te ciche okrzyki zdziwienia, które wydawali z siebie zebrani. Przecież nikt nie spodziewał się, że na scenę wyjdzie dziewczyna zaproszona przez This Moment. Że wyjdzie i zacznie śpiewać piękną piosenkę. Że wypełni ją własnymi emocjami, sprawiając, że wszyscy czuli to co ona. Nick, tak jak i reszta zaproszonych, czuł, że to jest jej piosenka, a wraz z nią Sophie próbuje przekazać im własną historię. Nick widział w głowie własne wspomnienia związane z nią i zdał sobie sprawę jak bardzo te słowa opisują ich wzajemną relację. 

Stone cold, stone cold
You're dancing with her, while I'm staring at my phone
Stone cold, stone cold
I was your amber, but now she's your shade of gold
Dziewczyna czuła jak pod powiekami zbierają się łzy. Te wersy opisywały to co czuła, gdy Nicholas ignorował ją dla Lily. To, że to właśnie z tą supermodelką spędzał popołudnia, razem się bawili, tańczyli, śmiali, a Sophie jak ta idiotka patrzyła w telefon, marząc by do niej zadzwonił lub chociaż, by odebrał połączenie od niej.
Nicholas miał ochotę wbiec na scenę i przeprosić za wszystko co zrobił. By wytłumaczyć dlaczego to zrobił. By zobaczyć w jej oczach ten sam blask, by znowu była w stanie zobaczyć tego prawdziwego Nicholasa Milesa. By znowu się przed nim otworzyła.
Tak bardzo chciał udowodnić jej, że wcale nie zamienił jej na Lily, ponieważ chciał, ale z rozkazu kogoś postawionego wyżej. 

Stone cold, baby
God knows I tried to feel
Happy for you
Know that I am
Even if I can't understand, I'll take the pain
Give me the truth, me and my heart
We'll make it through
If happy is her, I'm happy for you
Ten refren był jeszcze smutniejszy. Sophie jeszcze bardziej pokazała głosem jak boli ją wymawianie słowa „ona". Jak bardzo boli ją to, że nie jest ich tylko dwójka. Jak bardzo chciałaby, żeby ta przyjaźń wróciła. Jak bardzo za tym tęskniła, a równocześnie chciała o tym wszystkim zapomnieć. 

Don't wanna be stone cold, stone
Pauza. Wolna melodia. Jakby próba stłamszenia buzujących emocji.

I wish I could mean this, but here is my goodbye
Nie udało się. Wszystko wybuchło jak supernowa.
Sophie ściągnęła mikrofon ze statywu i złapała się go mocno jakby szukała w nim pocieszenia. Teraz albo nigdy. To moja ostatnia szansa.
Wszyscy wstrzymali oddech, patrząc na jej przepełnioną bólem twarz.
Oh,
Wykrzyk bezsilności. Sophie zachwiała się jakby dźwigała na barkach ogromny ciężar, który już ledwo mogła udźwignąć.
I'm happy for you
Know that I am
Even if I can't understand
Wszyscy zaczynają klaskać, uważając że tą piękną przeciągłą nutą zakończyła utwór. Nie dosłyszeli jednak cichego urwania się ostatniego fragmentu. To jeszcze nie był koniec. To jeszcze nie było ostatnie zdanie.
Nick rozejrzał się dookoła. Dziewczyny i kobiety ocierały twarze chusteczkami.

If happy is her
To najbardziej smutna i piękna zarazem linijka tekstu. Sophie zaśpiewała „Her" na jednym oddechu przez dziesięć sekund, w równych odstępach czasu przechodząc o dwie nuty niżej.
Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Takiego głosu chyba nigdy nie słyszał na żywo. Jedynie sama Demi Lovato mogła pochwalić się tak olbrzymim talentem.
I'm happy for you
Ostatnie zdanie prawie, że wyszeptane. Sophie otworzyła oczy i spojrzała prosto na Nicka, śpiewając ją. To było niczym strzała wbita prosto w serce. Na jej policzki spłynęły długo powstrzymywane łzy.
Muzyka umilkła. Dziewczyna odsunęła się od statywu i uśmiechnęła nieśmiało.
Wszyscy zaczęli głośno klaskać, a także gwizdać z uznaniem.
Nick czuł się tak jakby miał zaraz zemdleć. To był prawdziwy talent. Przyciąganie uwagi nie ciałem jak to robiła Lily, ale swoimi prawdziwymi, wyjątkowymi umiejętnościami. I tylko to się tak naprawdę dla ludzi liczyło.
***
Grace uśmiechnęła się, widząc jak Nick podchodzi do Sophie i odciąga ją za klub, by mogli w spokoju porozmawiać.
- Udało ci się - Mike podszedł do niej i pocałował ją w czubek głowy. - Za tylnym wyjściem znajduje się mała wnęka z ławeczką i stolikiem. Będą mogli w spokoju sobie wszystko wyjaśnić.
- Mam nadzieję, że tym razem nie zmarnują mojej pracy - westchnęła.
- Jesteś perfidną swatką, wiesz o tym? - zaśmiał się.
- Już gorzej mnie nazywano - przytuliła go.
***
Nie zastanawialiście się może, gdzie podziali się Thomas, Jim, Evan i Mia? Nie? No to zaraz wszystkiego się dowiecie, ale teraz wrócimy na chwilę do Nicholasa i Sophie.
***
- Tutaj będziemy mogli w spokoju porozmawiać - oznajmił Nick, pokazując jej ławeczkę w malej wnęce.
- Skąd wiedziałeś o istnieniu tego miejsca? - zapytała, gdy już siedzieli koło siebie.
- Już kilka razy byliśmy z chłopakami na afer party w tym miejscu i po kilku godzinach zawsze miałem dosyć. Chciałem oderwać się od tego szalonego zgiełku i tak zawędrowałem tutaj.
- Acha.
Zapadła dość krępująca cisza.
- Masz niesamowity głos - stwierdził.
- Nie przesadzaj - nawet w delikatnym świetle lamp widział rumieniec rozlewający się po jej policzkach.
- Mówię całkowitą prawdę. Nie wiem, czy to zauważyłaś, ale ludzi płakali, słuchając twojego głosu, a zwłaszcza tych emocji, którymi był przesycony.
- Serio? - spojrzała mu w oczy.
- Serio. - złapał ja za rękę.
- Dziękuję. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy. Chociaż ciągle uważam, że przesadzasz.
- A czy mógłbym zapytać co sprawiło, że odważyłaś się wejść na scenę?
Sophie skuliła się w sobie i wyrwała dłoń z jego uścisku.
- Jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz. Przepraszam.
- Nie to nie to ja... - odetchnęła głęboko - To przez twojego kolegę Dylana.
- Zmusił cię do tego? Jeśli tak to...
- W pewnym sensie tak - spojrzał na nią z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. - Może zacznę od początku. Dylan poprosił mnie do tańca i przez ten cały czas próbował uświadomić mi jaki to jest cudowny, nieziemski, bla, bla, bla. W końcu przestałam go słuchać. Jednak potem zaczął próbować cytować „Romea i Julię". Nie wiem tylko, czy specjalnie zmieniał słowa, czy był tak mało obeznany z tym utworem, ale sądził, że nie znam tej sztuki i będę zafascynowana jego deklamowaniem. Było to tak żałosne, a równocześnie tak zabawne. Potem Lily wyszła na scenę i zaczął komentować jakie to ona ma cudowne ciało, jednak po kilku minutach zaproponował mi pójście z nim na wyższe piętro.
W Nicku zawrzała krew. Wszyscy wiedzieli po co się tam chodzi.
- Powiedział, że zgasi światło, żeby moje fałdy tłuszczu nie zniszczyły atmosfery. Później, że jeśli wejdę na scenę to zrobię z siebie ofiarę przed wszystkimi, a jeśli pójdę z nim to tylko przed nim. A na koniec dodał, że przyjaźnię się z wami tylko po ty, by wskoczyć wam do łóżek, a następnie rozpowiedzieć to w telewizji i stać się sławną osobą. - dokończyła pochlipując cichutko.
- Hej - wziął ją na kolana i przytulił do siebie mocno.
- Na zakończenie uderzyłam go pięścią w twarz - uśmiechnęła się delikatnie.
- Oto moja dziewczynka - pocałował ją w czoło. - A... To dlatego Lily pobiegła po lód dla niego.
- A właśnie. Stojąc na scenie zobaczyłam jak oboje kierują się na to „wyższe piętro".
- Jeden drugiemu równy - stwierdził beznamiętnie.
- Nie jesteś wściekły? - zdziwiła się.
- Dlaczego?
- Na Dylana.
- Chciałbym połamać mu wszystkie kości za to co ci zrobił, ale próbuję zapanować nad tą rządzą mordu.
- Nie. Chodziło mi o to, że Lily cię z nim zdradziła.
- Lily mnie z nim co? Ty myślałaś...? Myślałaś, że Lily to moja dziewczyna?
- A nie jest nią?
- Oczywiście, że nie. Nie była, nie jest i nie będzie. To tylko koleżanka, z którą myślę, że raczej nie utrzymam kontaktu.
- A ja głupia...
- Co?
- Byłam taka zła na ciebie od tego pamiętnego wywiadu, w którym stwierdziłeś, że byłabym tylko kulą u nogi. Więc kiedy zobaczyłam twoje wspólne zdjęcia z Lily dodałam dwa do dwóch i stwierdziłam, że byłam tylko taką koleżaneczką byś się nie nudził, a jak znalazłeś dziewczynę to już ci nie byłam potrzebna.
- Jak to? To najbardziej dziwna historia jaką w życiu słyszałem. Masz naprawdę bujną wyobraźnię.
- Ta-ak - wyszeptała.
- To się już stało w przeszłości, mam rację? Ktoś cię tak porzucił?
- Em... Możemy teraz o tym nie rozmawiać. Obiecuję, że kiedyś ci o wszystkim opowiem, ale jeszcze nie teraz.
- Rozumiem. To przez to, że przeze mnie zwątpiłaś w moją przyjaźń.
- Nie, oczywiście, że... No może trochę tak.
Nagle złapał ją za ręce i spojrzał jej prosto w oczy.
- Tak strasznie cię przepraszam za wszystko co zrobiłem. Za to jak bardzo cię zraniłem. Nie chciałem tego. Kiedyś opowiem ci dlaczego tak postępowałem, ale teraz nie mogę.
- Chyba jesteśmy w podobnej sytuacji - zaśmiała się.
- Chciałbym wszystko naprawić. Pokazać ci, że bardzo mi na tobie zależy. Odbudować wszystko co zniszczyłem. Pragnę pokazać ci jak bardzo niezwykła jesteś, pomóc uwierzyć w siebie i swoje możliwości. Chciałbym pokazać ci, że wciąż możesz mi ufać.
- Piękna przemowa. Pełna pasji.
- Sophie.
- Przepraszam. Już dawno ci wybaczyłam. Po prostu moja pewność siebie jest na tak niskim poziomie, że zaczęłam sama siebie wewnętrznie niszczyć, wyciągając na wierzch wszystkie swoje wady.
- Czyli... - spojrzał na nią z nadzieją w oczach. - Znowu jesteśmy przyjaciółmi?
- Tak - uśmiechnęła się. - Znowu jesteśmy przyjaciółmi.
Złapali się za małe paluszki, przyrzekając sobie w milczeniu znaną tylko im tajemnicę.
- Dylan! - krzyknął nagle.
- Hm?
- Idę obić mu tę parszywą buźkę za to jak cię potraktował.
- Nick to nie ma sensu.
- Właśnie, że ma.
- Chyba nie udało ci się zapanować nad rządzą mordu - mruknęła, gdy zaczął kierować się do wejścia do klubu. Jednak, gdy już prawie miał dłoń na klamce, drzwi otworzyły się od wewnątrz i stanęli przed nimi Grace i Micheal.
- Co się tutaj dzieje? - zapytał Mike, przenosząc wzrok z rozgorączkowanej twarzy Nicka, na przerażoną Sophie.
- Próbuję przeszkodzić mu w zamordowaniu Dylana - oznajmiła dziewczyna.
- Nicholas! Wiem co ten skurczybyk zrobił Sophie. Grace mi powiedziała. Mam taką samą ochotę ukręcić mu łeb, ale dobrze wiesz, że nie możemy tego zrobić. Za bójkę w klubie wywalą nas z niego przez główne wejście, gdzie ciągle stoi masa reporterów, tylko czekających na akcję, by zmieszać nas z błotem. Robert zrozumiałby to, ale Wilhelm nie. Musimy zachowywać się odpowiednio.
Nick westchnął ze zrezygnowaniem.
- Masz rację.
- Zuch chłopak.
- A gdzie reszta naszej paczki? - zapytał Nick, gdy już siedzieli na ławce.
***
Wspomniana „reszta" znajdowała się w części typowo tanecznej i robiła wokół siebie niezłe zamieszanie. I to może nie cała czwórka, ale Thomas i Evan, którzy po wypiciu kilki drinków zaczęli stawiać kolejki zebranemu dookoła nich tłumowi.
Biedni Jim i Mia próbowali doprowadzić ich do porządku.
- Czy oni naprawdę potrafili tak szybko się upić? - zapytał Jim.
- Oni nie są mocno pijani. Po prostu hamulce im lekko popuściły i teraz widać tego efekty. Na nasze szczęście jutro będą wszystko pamiętać i będą mieli ogromne wyrzuty sumienia.
- Nigdy nie sądziłem, że Tom może się tak zachować, a o Evanie już nie wspomnę.
- Ta-ak. Popatrz co nawet odrobina alkoholu może zrobić z człowiekiem.
- Gdzie oni są?! - wykrzyknął Jim, gdy zorientował się, że w centrum kręgu nie ma już ich przyjaciół.
- Cholera! Musimy ich znaleźć.
Chłopcy najzwyczajniej w świecie poszli zagrać w butelkę. Na ich szczęście połowa osób grających razem z nimi była jeszcze całkowicie trzeźwa, więc dla tej dwójki wymyślano łagodniejsze i normalniejsze zadania.
Jednak to, że oni mieli fory, nie oznaczało, że każdy będzie je miał. Niektórzy musieli na przykład zatańczyć w samej bieliźnie na stole lub zaśpiewać refren najbardziej znienawidzonej przez siebie piosenki.
Czasami ktoś musiał pocałować drugą osobę. I właśnie takie zadanie dostała Katy - początkująca aktorka, która miała już kilka sukcesów na swoim koncie. I kogo miała pocałować? Oczywiście, że Thomasa.
- Tutaj jesteście! - krzyknęła Mia. Złapała Evana pod pachy i bez słowa wyprowadziła go z pomieszczenia, nawet nie czekając na Jima.
Nikt z grających nie zwrócił uwagi na całe zajście, więc Katy podeszła do Thomasa i zaczęła przysuwać się coraz bliżej niego. Po chwili pomiędzy ich ciałami nie było nawet odrobiny przestrzeni, a ich usta złączyły się ze sobą w namiętnym pocałunku.
W otumanionym alkoholem umyśle Thomasa pojawiła się myśl, że to naprawdę dziwne uczucie być całowanym przez dziewczynę. Ale chyba mimo wszystko niezbyt przyjemne.
Ciszę, która zapadła, gdy zaczęli się całować przerwał głośny okrzyk zaskoczenia. Tom otworzył oczy, nie przerywając pocałunku i zobaczył, że w otwartych drzwiach stoi Jim i patrzy na niego z ogromnym bólem w oczach.
- Lepiej nie będę przeszkadzał - wyszeptał i wybiegł. Thomas odskoczył od Katy, wymamrotał ciche „Muszę do toalety" i zaczął gonić chłopaka.
- Jim! - krzyknął, gdy znalazł się tuż obok uciekiniera. - Jim to nie tak. Graliśmy w butelkę. Musiała mnie pocałować!
- A tobie w ogóle się to nie podobało?!
Dotarli do tylnych drzwi. Jim otworzył je gwałtownie i niemal dosłownie wypadł na zewnątrz. Tom złapał go i zamknął w szczelnym uścisku.
- Puszczaj mnie! - krzyknął Jim.
- Nie! Nie rozumiesz?! Ten pocałunek wcale mi się nie podobał!
- Dlaczego? - zapytał cicho.
- Dlatego - i przycisnął swoje wargi do jego.
Przez chwilę Jim stał bez ruchu z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała zbyt zaskoczony, by móc zareagować. Jednak chwila zdziwienia minęła i zaczął go całować z pasją, zaangażowaniem i całkowitą szczerością o którą Tom nawet w snach go nie posądzał. Zaczął scałowywać jego łzy, by chociaż spróbować podnieść go bardziej na duchu.
Przez długą, euforyczną chwilę Thomas czuł, że mają cały świat u swych stóp i nic ich nie złamie. To było cudowne uczucie.
Gdy w końcu odsunęli się od siebie, mieli zaczerwienione policzki i nieśmiałe uśmiechy zadowolenia na twarzach. Odsunęli się od siebie i obrócili, by móc usiąść na drewnianej ławeczce. Jednak gdy to zrobili zobaczyli swoich przyjaciół, którzy patrzyli na nich z wielkim zdziwieniem wypisanym na twarzach.