„Głębokie
są tylko uczucia, które się ukrywa. Stąd siła uczuć ludzi podłych.”
Emil Cioran
Sophie odłożyła powoli telefon, ważąc go w
reku. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niego smutnym wzrokiem, czując jak jej serce
zmienia się w gąbkę wciągającą smutek, żal i łzy. Cudowne zakończenie dnia,
naprawdę.
Westchnęła głośno z dzwoniącym
zrezygnowaniem w głosie. Skierowała się w stronę swojego pokoju. Jej nogi
głośno odbijały się echem od drewnianych paneli. Powłóczała kończynami, nie
mając siły ani ochoty, by wyżej je podnieść. Czuła się wyzuta z wszelkich
emocji, jej umysł był oddzielony od tego świata. Czasami miała podobne
odczucia, gdy była chora. Odsunęła wolno szufladę i wyciągnęła z niej pierwsze
lepsze spodenki i koszulkę. Pociągnęła nosem i wkroczyła do łazienki.
Odkręciła kran, żeby wypuścić trzymaną w
zaworach ciesz, a w tym samym czasie powoli ściągała z siebie ubrania. Gdy
wanna napełniła się gorącą wodą weszła o niej i zanurzyła się (razem z głową).
Chciała zapomnieć o tym co musiała zrobić, co uczyniła, wymazać z pamięci kim
jest, kogo zna. Wszystko co składało się na nią samą. Sophię Underwood.
Jednak już po kilku minutach nie umiała
znieść tej ciszy, dzwonienia w uszach. Można ją było wytłumaczyć tym, że
rodzice wyjechali na tydzień do jej dziadków, by pomóc z odczytaniem testamentu
jej prababci, a jej brat w tym czasie nocował u kolegi. Ale to nie był jej powód.
Bo to nie była zwykła cisza jaką odczuwa się, gdy jest się samemu w dużym
pomieszczeniu. To była cisza wewnętrzna, która czasami przynosiła ukojenie, a
niekiedy dobijała człowieka, bo wtedy słyszy się bardzo wyraźnie swoje myśli.
Dziewczyna miała dość. Czuła wyżyty sumienia.
Powinna była powiedzieć to Nickowi prosto w twarz, a nie w wiadomości. To było
chamskie z jej strony. Wiedziała jednak, że nie zdobyłaby się na te słowa,
jeśli miałaby w tym samym czasie patrzeć w te, na pewno, smutne zielone oczy.
Pewnie by stchórzyła i nic nie powiedziała, tylko jąkała się jak jakaś ciota.
Underwood szybko umyła ciało i włosy.
Jeszcze szybciej wysuszyła się i założyła ubrania. Kiedy wyszła spojrzała na
zegarek i zorientowała się, że w łazience była niecałe dziesięć minut. Nawet
nie umiała się zrelaksować. Przynajmniej próbowała.
Nagle usłyszała dziwny dźwięk za oknem. Coś
jakby podjeżdżający pod dom samochód. Wiedziała jednak, ze rodzice mają wrócić
dopiero za kilka dni. Może ktoś przyjeżdżał do jej sąsiadów? Tak. Na pewno. Istniało
też małe prawdopodobieństwo, że się tylko przesłyszała. Deszcz walił w okna i
mógł wywołać omamy słuchowe, prawda?
Zeszła po schodach, szurając wielkimi,
wkładanymi papciami. Szlafrok przyjemnie grzał jej lekko zmarznięte ciało.
Raptownie usłyszała głośne walenie do drzwi. Kto chciał ją odwiedzić o tak
późnej porze?
Podeszła wolno, przemyślała wszystkie za i
przeciw aż w końcu otworzyła wejście. Na ganku stał całkowicie przemoczony
Nick. Woda spływała po jego mokrych włosach, a następnie po twarzy, dając
imitacje łez. Ciągle był ubrany w to w czym widziała go ostatnio, czyli bardzo cienką
kurtkę, czarne spodnie i szare adidasy. W dłoni trzymał telefon.
Przez chwilę stali w całkowitym bezruchu, patrząc
na siebie bez słów. A potem:
-
Dlaczego? – zapytał.
Ciągle
patrzyła na niego oniemiała. Jak on tu… tak szybko… ? Czuła, że jej oczy mają
wielkość dwóch pensów.
-
Nick co ty tutaj…?
-
Dlaczego? – powtórzył pytanie, tym samym przerywając jej.
-
Co „dlaczego”? – zapytała, mimo że doskonale wiedziała o co mu chodzi.
-
Nie udawaj głupiej. Dlaczego napisałaś, ze nie możemy się już dłużej
przyjaźnić?
-
Nicholas proszę cię jedź do domu. Zmarzniesz, rozchorujesz się.
-
Nie. Nie ruszę się stąd dopóki mi nie odpowiesz.
-
Dlaczego musisz być taki uparty? Wchodź.
-
Po co?
-
Nie będziemy rozmawiać na deszczu.
Po
chwili zawahania, ostrożnie przekroczył próg domu.
-
Tutaj masz ręcznik. Zaraz poszukam ci jakiś rzeczy mojego taty.
Nie
spojrzała na niego, tylko od razu skierowała się do sypialni rodziców.
Wiedziała, że to niegrzeczne z jej strony, ale nie umiała na niego spojrzeć
zwłaszcza, gdy miał na sobie całkowicie mokre ubrania, które jak każdy z nas
wie przyklejają się wtedy do ciała. A Nick miał pięknie zbudowane ciało,
którego widok sprawiał, że zasychało jej w gardle.
Wybrała dla chłopaka dresy i koszulkę z długim
rękawem. Zeszła szybko do salonu, gdzie zostawiła chłopaka.
-
Spodnie mogą być za krótkie, a koszulka trochę przyciasna, ale… - urwała, kiedy
zobaczyła, że nastolatek miał na sobie tylko bokserki. Przełknęła głośno ślinę,
kiedy lustrowała go wzrokiem. Umięśnione, ale kształtne nogi, płaski brzuch z
idealnym sześciopakiem, piękne kości biodrowe w kształcie litery V, chowające
się pod cienkim materiałem. Mała kropelka wody spływająca miedzy mięśniami
piersiowymi do pępka. Szerokie ramiona, kształtna szyja podkreślona wisiorkiem,
męska szczęka pokryta lekkim zarostem, lekko długawe, wijące się mokre, ciemne
jak noc włosy, idealnie wykrojone, pełne usta i w końcu te wielkie
ciemnozielone oczy, w których dostrzegła coś na kształt… pożądania? Czyżby Nick
jej… Nie. Na pewno nie.
Zerknęła trochę w dół i zaskoczyły ją jej
własne myśli. Chciała poczuć na policzku szorstkość jego zarostu. Przejechać
opuszkami palców po policzkach. A co chyba najdziwniejsze: Musnąć jego usta
swoimi. Chyba naprawdę wariowała. I chyba z każdą sekundą było z nią pogorzej,
ponieważ jej samokontrola malała i teraz chciała po prostu go mocno pocałować.
Jednak zamiast tego podała mu bez słowa
ubrania, a raczej wcisnęła mu je w dłonie i wskazała, gdzie jest łazienka.
Kiedy zniknął w sąsiednim pokoju, głośno
opadła na kanapę i wciągnęła powietrze. Co jej się działo? Chyba nie… Ona na
pewno nie… nie w nim… Jej mózg był pojebany.
-
Wytłumaczysz się w końcu? – zapytał niskim głosem. Spojrzała w górę i
spostrzegła, że spodnie sięgały mu ledwo do połowy łydek, a koszulka opinała
się na ramionach i brzuchu. No cóż. Jej tata miał 1,85 m wzrostu, a nie 1,97 m
tak jak Nick, ani nie chodził na siłownię od dobrych kilku lat.
-
Może lepiej będzie jeśli siądziesz – powiedziała cicho, zbierając się w końcu na
odwagę.
-
Sophie co ja takiego zrobiłem? – zapytał strasznie smutnym głosem. Siedział
obok niej. Zdecydowanie za blisko.
-
Ty nic. To po prostu…
-
Po prostu co?
-
Ja…
-
Mówże!
-
Nie chciałam wam bardziej niszczyć życia, rozumiesz?! To przeze mnie jesteś w
tabloidach! To przeze mnie fani piszą niemiłe rzeczy w Internecie! Niszczę wam
karierę i życie. Nawet to prywatne. I nie mogę z tym dłużej żyć – dokończyła
już cicho, szepcząc.
-
Sophie nie niszczysz mi życia. Ani żadnemu z chłopaków.
-
To nie…
-
Daj mi dokończyć. Czy Micheal albo Thomas interesują się tym, że prasa zacznie
pisać o ich nowych związkach? Nawet nie wiesz jak Evan i Mia obawiali się tego,
że brukowce zniszczą to co nawet się jeszcze nie do końca zaczęło. A mimo to
poradzili sobie i są ze sobą już ponad dwa lata. Patrz. My się przyjaźnimy,
tak?
-
No tak.
-
No właśnie. To, że ileś dziesiąt osób uważa, że jest inaczej to ich sprawa.
Ważne jest co my sami wiemy i jak siebie nawzajem traktujemy. Nie możesz
zostawić tego co masz, opuścić, uciec tylko dlatego, że się boisz. Bo wtedy…
-
Ale Nick ja się wcale nie boję. Ja wiem, że wszystko wam utrudniam. Po prostu
nie chcę wszędzie być pasożytem, który na was żeruje.
-
Ale ty nim wcale nie jesteś. Dlaczego tak uważasz?
-
Ludzie mogą się zacząć mną interesować, zdobędą informacje o mnie, o moich
zainteresowaniach…
-
Jeśli zaczęliby cię prześladować, a w co wątpię, to sam zapewniłbym ci
odpowiednią ochronę przy użyciu specjalnych środków. Ale pomyśl. Gdyby ktoś
przyniósł do wydawnictwa twoją pracę, albo któryś z nas wspomniał o tym, że
jesteś genialną pisarką lub piosenkarką podczas wywiadu lub gali to wzrosłyby
twoje szanse na to, że usłyszałby o tobie świat.
-
Ja po prostu nie chcę ci niszczyć życia.
-
Ale ty go nie niszczysz. Nie widzisz tego? Prasa zawsze zacznie gadać, jeśli
zobaczy kogoś sławnego z nową osobą, a historyjkę dopowie sobie sama. Cały nasz
zespół i chyba wszystkie znane osoby są na takie coś przygotowane. A może ty
się boisz, że to tobie zniszczy poukładany świat?
-
Co?! Oczywiście, że nie. O ciebie tutaj tylko się boję!
-
Dlaczego?
-
Co dlaczego?
-
Czemu się tak bardzo o mnie troszczysz? Przecież z naszej dwójki to ja jestem
ten starszy.
-
Jesteś moim przyjacielem i nie chcę byś przeze mnie ucierpiał. Toby było nie
fair.
-
Posłuchaj mnie uważnie – powiedział, patrząc jej w oczy. – Nie mam zamiaru
rezygnować z naszej przyjaźni. A jeśli jeszcze raz odstawisz mi taki numer jak
godzinę temu to zamiast pytać co się stało wyciągnę cię byś sama zmokła i to
jeszcze w takiej seksownej pidżamce.
-
Co? – zapytała całkowicie zbita z tropu ostatnim zdaniem, a zwłaszcza jego
ostatnimi wyrazami.
-
Po prostu ten strój trochę uderza w moje męskie punkty.
-
To może bezpieczniej będzie, jeśli się przebiorę.
-
Nie. Po prostu narzuć na siebie trochę bardziej ten szlafrok.
-
Okay. – szybko podciągnęła materiał wyżej.
-
Tak w ogóle to napisałem nową piosenkę. Chciałabyś posłuchać?
-
Z wielką chęcią.
Nick uśmiechnął się kącikami ust i podszedł
do fortepianu. Zaczął grać delikatnie, spokojnie. Ledwo muskał koniuszkami
palców klawisze. Po kilku sekundach do dźwięków doszły także słowa.
Listen to my voice,
while the story is coming.
The desert is wet like the fire in Friday
And my head is empty like a school in Monday.
I leave you alone to hear your heart beating
To see like the future and past are coming together.
You can change everything.
But do you really want destroy what you want?
Realize that your only problem is you.
Listen to your heartbeat
Because this rhythm is telling you the truth
Listen to this unique melody and you will know what
you truly want.
Liseeeennn… liseeeennnn… to the heartbeat story…
The real story of your liiiiiife…
Jego
głos był taki piękny… I do tego idealnie współgrał z melodią I tonacją utworu. Aż
ciarki przechodziły. I nie była to pioseneczka o miłości. Jej! Można było bić
brawo. Sophie stała, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa i przez to nie umiała
się ruszyć. Ten głos trafiał do jej duszy i wywoływał nieznane do te pory
uczucia. Ciarki ją przechodziły od samego brzmienia, załamywania, wyższych jak
i niższych tonów.
A może jedynym powodem jej reakcji nie był
tylko jego głos, a może to że to był właśnie JEGO głos? Tej konkretnej osoby?
Ach… O czym ona w ogóle myślała? Nad czym się zastanawiała? Miała tutaj oceniać
jego utwór, a nie swoje pokręcone reakcje. Ugr…
-
No i co myślisz? – zapytał, patrząc na nią z delikatnym wyczekiwaniem w oczach.
-
Genialna. Naprawdę. Właśnie zdobyłeś jej pierwszą fankę.
-
Cieszę się, że ci się podoba.
-
Ile zajęło ci jej pisanie?
-
Tekst przyszedł łatwo. Po prostu opisałem co się dzieje w moim sercu. Z melodią
było trochę trudniej, ale tak z dwa dni z kawałkiem.
-
Wow. Szybki jesteś.
-
Tak? To w ile piszesz te swoje długie wiersze?
-
Szczerze?
-
Nie lubię kłamców.
-
Czyli szczerze. Tak z około pół godziny.
-
Więc dlaczego się dziwisz?
-
Nie zaczyna się zdania od słowa „więc”.
-
Humanistka się znalazła – powiedział z przekąsem, chociaż także z rozbawieniem.
-
Przepraszam bardzo, z takich rzeczy to
ja mam zawsze najwyższe oceny.
-
Ktoś tu się lubi przechwalać – powiedział pod nosem, ale wiedziała, że to tylko
dlatego by się z nią trochę podroczyć.
-
Ha ha ha. Żartowniś się znalazł. Czy mogę mieć prośbę?
-
Tak?
-
Nauczyłbyś mnie grać na fortepianie?
-
Ty tak na serio? Skrzypce ci nie wystarczają? – zażartował.
-
Chciałabym poszerzyć horyzonty.
-
To siadaj.
-
Ale, że teraz?
-
A kiedy ty chciałaś? Słonko, mam napięty grafik.
-
No dobrze.
-
Więc siadaj.
Zrobiła tak jak kazał. Sam zaraz pojawił
się po jej lewej. Po krótkiej przemowie na temat budowy fortepianu, metod
naciskania na klawisze i dźwięków powstających zaczęli grać. Dowiedziała się,
że im bliżej końca klawisza się go naciśnie tym brzmienie będzie głośniejsze, a
początku cichsze.
Pokazał jej akordy i różnice w
brzmieniach, wyrysował także gamę c-dur w kluczu wiolinowym, a pod spodem w
kluczu basowym, tak by dostrzegła różnice w zapisywanych nutach i późniejszym
ich graniu. Pojęć takich jak interwały, synkopy, pauzy, przedłużenia, krzyżyki,
czy bemole nie musiał jej tłumaczyć, ponieważ grała już na skrzypcach i
chodziła do szkoły muzycznej, gdzie uczono teorii muzyki.
Pierwszym utworem, który spróbowała zagrać
była prosta wyliczanka dziecięca. W jej skromnej opinii nie było aż tak źle.
-
To teraz może coś trudniejszego – zaproponował i ustawił na stojaku inne nuty.
-
„Oda do radości”? – zapytała z powątpiewaniem.
-
Zacznij od tego momentu – wskazał palcem mniej więcej środek utworu.
-
Przecież to najtrudniejsza część! – oburzyła się. – Chcesz, żebym już do reszty
straciła wiarę w swoje możliwości?!
-
Oczywiście, że nie. Ale pomyśl. Nie lepiej zacząć od najtrudniejszego momentu i
spróbować go zagrać? A nóż ci wyjdzie. Wiadomo, że nie za pierwszym razem, ale
jeśli taką część opanujesz do perfekcji to z resztą pójdzie ci o wiele łatwiej
dzięki czemu nie zmarnujesz większości energii i nerwów na błahostkę.
-
Dobra, zwracam honor. Jednak widać kto tu jest starszy i bardziej doświadczony.
-
No to dawaj.
Sophie
wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i zaczęła grać.
Pierwsza linijka poszła jej… ehm… nawet jako
tako… powiedzmy. Jednak już druga… to całkowicie inna bajka. Ale na swoją
obronę mogła szczerze przyznać, że dopiero teraz na poważnie zajęła się grą na
tym instrumencie, a takich nut do finału IX symfonii Beethovena jeszcze nie
widziała. Z drugiej strony jakim ona była ekspertem w tej dziedzinie? Jedyna wersję
tego utworu grała w podstawówce i to na dzwonka chromatycznych, ewentualnie na
flecie prostym, a na tych dwóch instrumentach to była prawie taka sama wersja:
e e f g g
f e d c c d e e d d
e e f g g
f e d c c d e d c c
d d e c d
e f e c d e f e d c d g
e e f g g
f e d c c d e d c c
Na
fortepianie była jednak trochę bardziej rozbudowana. Taak… tylko trochę. W
końcu Nick zlitował się nad nią i grali na cztery ręce. Poprawiał jej chwyty,
ustawiał odpowiednio dłonie, a przy okazji opierał swoją głowę na jej ramieniu
i chuchał jej w policzek co bardzo skutecznie ja dekoncentrowało.
-
No dobrze może na dzisiaj wystarczy – powiedział Nick. Chyba w końcu zobaczył,
że Sophie co chwilę ziewa.
-
O rany. Już czwarta? Jak ja wstanę o szóstej do szkoły?
-
Rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste.
-
No dawaj Sherlocku.
-
Nie pójdziesz jutro do szkoły.
-
Co?! No chyba sobie ze mnie żartujesz!
-
Masz jutro jakieś sprawdziany, kartkówki?
-
Wyjątkowo nie.
-
A czy po niecałych dwóch godzinach snu będziesz w stanie normalnie funkcjonować
bez dosypiania na lekcjach?
-
Raczej nie – przyznała niechętnie.
-
Co stoi ci na przeszkodzie, by jutro nie iść?
-
To, że rodzice będą musieli usprawiedliwić moją nieobecność.
-Wymyśl
coś w stylu: źle się czułam, bolało mnie miedzy nogami przez Nicka…
-
Ta no pewnie. Od razu może powiem, że mam nudności, a test ciążowy był pozytywny,
hm?
-
Nie… To już może być lekko przesada.
-
No dobra. Zostaję.
-
To co robimy?
-
Słucham?
-
No chyba nie myślałaś, ze zostawię cię tak teraz samą, co?
-
Tak.
-
Aj ty kobieto małej wiary. Nie chce mi się jechać o tak późnej porze w ciemną
noc, więc postanowiłem zostać. Chcesz, żeby mi się coś stało?
-
I tak byłoby to lepsze od wspólnej nocy z tobą.
-
Ajajaj. Mam c pokazać, że to nieprawda? – zapytał w sugestywny sposób poruszając
brwiami.
-
Zboczeniec – powiedziała, uderzając go lekko w ramię.
-
Skarbie, chodziło mi o maraton filmowy. To nie moja wina, że masz takie brudne
mysli.
-
Czekaj, czekaj, bo jeszcze ci uwierzę. Dobra. Idę po czystą pościel.
-
Okay.
Dziewczyna weszła do pokoju rodziców, by
po chwili gwałtownie się zatrzymać. Dać Nickowi pościel rodziców, czy brata? Co
było bezpieczniejsze? Po krótkim, ale głębokim zastanowieniu weszła do pokoju
Luca i wyciągnęła spod łóżka jego poduszkę i kołdrę. Wybrała ją dlatego, że
czasami (czyli nawet często) słyszała, że rodzice robią różne rzeczy u siebie w
sypialni i jakoś nie mogła sobie wyobrazić, by Nick spał pod taką pościelą.
Chociaż wyobrażenie jego miny, gdyby się dowiedział co się działo pod tym kawałkiem
materiału… Chyba powinna jeszcze raz rozważyć wszystkie za i przeciw.
W końcu wygrało co? Lenistwo. Sophie
stwierdziła, że nie chce się jej iść do pokoju brata, chować pościel, iść do
rodziców i ściągać z łóżka inną. Za dużo z tym zachodu.
Weszła do salonu, rozłożyła sofę, następnie
ułożyła na niej prześcieradło i resztę akcesoriów. Poszła do siebie do pokoju a
tam zobaczyła Milesa rozłożonego na jej łóżku.
-
Co ty robisz?
-
Przygotowuję się do snu.
-
Na moim łóżku?
-
No, a gdzie?
-
No nie wiem. Hm… Może na kanapie?
-
E… raczej nie.
-
Oj właśnie raczej tak. No już, już.
-
Ale…
-
Nie ma żadnego „ale”. Na sofę. Ruchy, ruchy.
-
Okres ci się zbliża, czy co? – mruknął niezadowolony.
-
A żebyś wiedział – odpowiedziała, zamykając za nim drzwi.
Ułożyła się na wygodnej poduszce i wsłuchała
w cisze zagłuszaną od czasu do czasu przez odgłos stąpania. Jednak po kilku
minutach wszystkie dźwięki zlały się w jedno, a ona odpłynęła w spokojny sen…
***
-
Ciekawe co tam u Sophie – zastanawiał się Jim. On i Grace nie chodzili do tego
samego liceum co Underwood. To właśnie ona z całej trójki najlepiej się uczyła
co spowodowało, że jako jedyna z ich znajomych dostała się do najlepszej szkoły
w Wielkim Londynie.
-
Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie jest – odpowiedziała Grcae.
-
Nawet u nas widać, że kojarzą Sophie, a z nią nas.
-
No i co z tego?
-
To, że proszą, żebym zapytał Sophie czy Nick jest dobry w łóżku, ot co.
-
A to dobre – zaśmiała się.
-
Wcale nie – zaprotestował.
-
Oj już się tak nie bocz czerwolku.
-
Ugr…
-
Jesteś teraz tak samo zaczerwieniony, gdy rozmawiasz z Thomasem, ale domyślam
się, że wtedy nie jesteś zdenerwowany.
-
Czy ty coś sugerujesz?
-
A jeśli tak to co wtedy?
-
To wtedy będzie foch forever.
-
Na pięć minut – dodała ze śmiechem.
-
I nawet z przytupem – dopowiedział także się śmiejąc. I właśnie to było piękne
w prawdziwej przyjaźni. Powiesz słowo i z ogromnie zdenerwowanego albo zażenowanego
zaczynasz się śmiać. Chociaż w głowie Jima, gdzieś tam z tyłu, cały czas
huczała jedna myśl: „Czy to co Grace sugerowała nie było w pewnej mierze
prawdą?”
***
-
Halo? – zapytał zaspanym głosem Nick.
-
Nicholas to ty?
-
Tak Robercie to ja. Co się stało?
-
Czy mógłbyś być u mnie w biurze za godzinę?
-
Co się stało? – zapytał już całkowicie rozbudzony chłopak. Nic nie cuciło go
tak dobrze jak niepokój albo spięcie w głosie znajomego.
-
Nic. Po prostu musze z wami porozmawiać .
Chłopak
oczywiście wiedział, że ich menadżer kłamie, ale postanowił nie roztrząsać tej
sprawy. I tak wszystko się wyjaśni za kilkadziesiąt minut.
-
Dobrze. Będę na czas. A reszta chłopaków wie?
-
Tak. Przed chwila skończyłem rozmawiać z Evanem. Spotkacie się wszyscy na
miejscu.
-
W takim razie ok. Do zobaczenia.
-
Ta, ta – odpowiedział mężczyzna i się rozłączył. Tak. Coś naprawdę było nie
tak.
Po chwili bezczynnego siedzenia chłopak
postanowił sprawdzić, czy Sophie śpi. Założył skarpety, by jego nogi nie
odklejały się głośno od paneli i pomaszerował schodami na piętro. Delikatnie
uchylił drzwi i usłyszał spokojny oddech dziewczyny. Cicho cofnął się i poszedł
do kuchni. Postanowił, że zrobi jej śniadanie do łóżka skoro ma za niedługo
zacząć się zbierać.
Wyciągnął potrzebne składniki i zaczął
pichcić…
Po prawie trzydziestu minutach posiłek był
gotowy i ustawiony estetycznie na tacy. Miał nadzieję, że Sophie się spodoba.
Zrobił dla niej, jego zdaniem, pyszne naleśniki polane zagęszczonym sokiem z
malin i czarnej porzeczki. Do tego tosty francuskie z masłem orzechowym. Obok
na małym talerzyku leżały zasuszone kawałki jabłek posypane cynamonem.
Dziewczyna mogła zjeść także grzanki z dżemem morelowym. Do picia miała mleko
oraz zieloną herbatę.
Uważając, by nie upuścić tacy zapukał do
drzwi, a po chwili je otworzył. Położył tackę na szafce nocnej i przyjrzał się
śpiącej przyjaciółce.
Podczas snu wyglądała tak niewinnie i
słodko. Falowane włosy leżały rozrzucone na poduszce, a twarz była ułożona na
dłoni. Drugą ręką ściskała brązowego misia i kołdrę. Nick nagle poczuł się co
najmniej dziwnie. To on chciał być tym niedźwiadkiem. To on chciał być ściskany
przez tą dziewczynę. Czuć delikatność jej skóry tuż przy swojej. Miał ochotę
przejechać palcami po tych jedwabistych włosach, dotknąć opuszkami policzka i
teraz delikatnie wygiętych ku górze ust.
Powstrzymał się jednak i potrząsnął
delikatnie jej ramieniem. Zerwała się gwałtownie i przetarła oczy, próbując
zrozumieć co się dzieje. Ach jej oczy wyglądały tak niebiańsko. Były tak jasnozielone
jak świeża trawa na wiosnę. Były aż nierzeczywiste. Mógł wpatrywać się w nie
bez końca. A te ciemne usta. O mój Boże. Czuł, że nogi ma jak z waty.
-
Nick co się dzieje? – zapytała zachrypniętym, jeszcze sennym głosem i nagle
wszystko w Nicku się załamało. Nagle poczuł jeszcze większy dyskomfort w
chodzeniu w za krótkich spodniach, ale to nie nogi go bolały, a jego
przyrodzenie, które na połączenie wyglądu dziewczyny i jej głosu stanęło na
baczność. O rany boskie Sophie Underwood go podniecała! O ja pierdole! No i jak
on miał sobie poluzować spodnie? Przecież teraz nie mógł zacząć sobie grzebać w
bieliźnie. Trzeba było mieć tylko nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważy.
-
Dzwonił do mnie Robert i powiedział, że mam się z nim spotkać, znaczy cała
czwórka ma się z nim spotkać u niego w gabinecie.
-
Acha. Ale… co tak ładnie pachnie?
-
Zrobiłem ci śniadanie. Proszę – położył jej tace na kolanach.
-
Ojejku. Nick nie musiałeś.
-
Ale chciałem.
-
Śniadanie to za mało bym cie zaprosiła do mojego łóżka.
-
Będę się więc musiał bardziej postarać.
Czuł coraz większy komfort w dolnych
partiach ciała, ale w tym momencie dziewczyna zaczęła jęczeć i wydawać dźwięki rozkoszy.
Musiał naprawdę uderzyć w jej kubki smakowe i bardzo się z tego powodu cieszył,
ale odgłosy, które wydobywały się z jej ust uderzały w jego najbardziej
narażone partie ciała i to nie było już tak do końca po jego myśli. Przeprosił
ją więc i wyszedł do łazienki, by dać swojemu kompanowi trochę więcej miejsca i
by spróbować ochłonąć.
***
Nicholas szybko przemierzał londyńskie City,
mając nadzieje, że nie spóźni się na spotkanie. Zaraz po tym jak wyszedł z
łazienki (od razu się też przebrał) oznajmił Sophie, że wychodzi, zostawiając
ją mlaskającą i oblizującą resztki dżemu z palców.
Przed wysokim biurowcem czekali na niego już
jego przyjaciele. Wyjątkowo to on się spóźnił. Przywitali się uściskami (ktoś
mógłby powiedzieć, że zachowują się jak geje, ale oni po prostu lubili się
przytulać i okazywać, że sś dla siebie jak rodzina) i weszli do budynku.
Już na korytarzu czuć było atmosferę napięcia.
Apogeum pojawiło się, gdy weszli do gabinetu Roberta. Pierwszym co rzuciło im
się w oczy był brak… wszystkiego. Zero obrazów na ścianach, zdjęć jego rodziny
na meblach. Porozrzucanych długopisów po biurku, kwiatów w doniczkach… Zamiast
tego przy ścianie stały pudła wypełnione po brzegi.
-
Chłopcy mam smutną wiadomość – oznajmił mężczyzna, zamykając za nimi drzwi. –
Wytwórnia postanowiła mnie zastąpić.
-
O czym ty mówisz? – zapytał Evan.
-
Wytwórnia stwierdziła, że nie daję wam pełnej możliwości rozwoju, że to przeze
mnie magazyny coraz śmielej o was piszą.
-
Przecież to normalne.
-
Wiem, ale oni chcą to zmienić. Uważają jednak, że ja nie jestem w stanie zapewnić
wam bezpieczeństwa. Dlatego też zostałem oddelegowany. Mam teraz zająć się karierą
wstającej piosenkarki typowo popowej, która moim zdaniem nie ma za grosz talentu.
Jest jednak córką jednego ze sponsorów, więc nie mam co się kłócić.
-
Kto ma cię zastąpić? – zapytał Micheal.
-
Ja – do ich uszu dobiegł od drzwi tubalny głos. Po ich prawej stał wysoki,
opalony mężczyzna po czterdziestce. Miał brązowe włosy i bardzo ciemne oczy, a
ich spojrzenie wcale nie było ciepłe. Nick poczuł ciarki na plechach. Czuł, że
z tym gościem nie obejrzy meczu piłki nożnej przed plazmówką z piwem i
popcornem w ręku, rzucając nim w telewizor i przeklinając razem sędziów jak to często
robił z Robertem.
-
Nazywam się Wilhelm Smith i będę waszym nowym menadżerem.
Nick
poczuł, że to czas pożegnania. Całą czwórką wstali i przytulili Roberta, szepcząc
mu do ucha pokrzepiające słowa. Mężczyzna kiwnął im przed wyjściem głową i z
wyprostowaną głową opuścił pomieszczenie.
-
Przygotowałem plan waszej kariery na przyszłe kilka miesięcy. Postanowiłem , że
płytę wydamy już za dwa tygodnie a nie pod koniec grudnia. Stworzyłem także
pierwowzór nowej trasy koncertowej, w którą ruszycie tydzień po nowym roku.
-
Już?! Przecież mieliśmy ją zacząć dopiero w marcu!
-
Nowy menadżer nowe postanowienia. Wytwórnia stwierdziła, że mój plan jest
idealny i ogłosiła już na oficjalnej stronie termin pierwszego koncertu w
Tokyo.
-
Tokyo?! – wykrzyknęli jednocześnie.
-
Tak. Czy coś wam nie odpowiada?
-
Nie, ale dlaczego trasę koncertową zaczynamy na drugim końcu kraju? Z tego co
widzę trasa ma też obejmować więcej krajów, ale mają być mniejsze przerwy
między nimi.
-
Dokładnie tak. Więc w czym problem?
-
Kiedy będziemy mieć czas na spotkania z rodzinami?
-
Po zakończeniu trasy – odparł spokojnie.
-
Prawie pół roku bez powrotu do domu?
-
Taka cena kariery chłopcy. Wybijcie sobie z głowy bezsensowne romanse. Przyszła
pora na prawdziwy podbój świata. Rodzina wam w tym nie potrzebna. Pozbądźcie
się wszystkich emocjonalnych nawyków. Macie stać się bez ludzkimi osobami,
które nie zważając na zarwane noce wydobędą z siebie dźwięki i słowa o jakich marzą
największe estrady naszych czasów.
Chciałabym przeprosić z góry za brak nowych rozdziałów przez następne dwa tygodnie, ale wyjeżdżam i nie będę miała możliwościu publkowiać kolejnych prac. Tak więc dozoabczenia dopiero pod koniec lipca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz