wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział XIV

„Głębokie są tylko uczucia, które się ukrywa. Stąd siła uczuć ludzi podłych.”
Emil Cioran
    Sophie odłożyła powoli telefon, ważąc go w reku. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niego smutnym wzrokiem, czując jak jej serce zmienia się w gąbkę wciągającą smutek, żal i łzy. Cudowne zakończenie dnia, naprawdę.
   Westchnęła głośno z dzwoniącym zrezygnowaniem w głosie. Skierowała się w stronę swojego pokoju. Jej nogi głośno odbijały się echem od drewnianych paneli. Powłóczała kończynami, nie mając siły ani ochoty, by wyżej je podnieść. Czuła się wyzuta z wszelkich emocji, jej umysł był oddzielony od tego świata. Czasami miała podobne odczucia, gdy była chora. Odsunęła wolno szufladę i wyciągnęła z niej pierwsze lepsze spodenki i koszulkę. Pociągnęła nosem i wkroczyła do łazienki.
    Odkręciła kran, żeby wypuścić trzymaną w zaworach ciesz, a w tym samym czasie powoli ściągała z siebie ubrania. Gdy wanna napełniła się gorącą wodą weszła o niej i zanurzyła się (razem z głową). Chciała zapomnieć o tym co musiała zrobić, co uczyniła, wymazać z pamięci kim jest, kogo zna. Wszystko co składało się na nią samą. Sophię Underwood.
   Jednak już po kilku minutach nie umiała znieść tej ciszy, dzwonienia w uszach. Można ją było wytłumaczyć tym, że rodzice wyjechali na tydzień do jej dziadków, by pomóc z odczytaniem testamentu jej prababci, a jej brat w tym czasie nocował u kolegi. Ale to nie był jej powód. Bo to nie była zwykła cisza jaką odczuwa się, gdy jest się samemu w dużym pomieszczeniu. To była cisza wewnętrzna, która czasami przynosiła ukojenie, a niekiedy dobijała człowieka, bo wtedy słyszy się bardzo wyraźnie swoje myśli.
   Dziewczyna miała dość. Czuła wyżyty sumienia. Powinna była powiedzieć to Nickowi prosto w twarz, a nie w wiadomości. To było chamskie z jej strony. Wiedziała jednak, że nie zdobyłaby się na te słowa, jeśli miałaby w tym samym czasie patrzeć w te, na pewno, smutne zielone oczy. Pewnie by stchórzyła i nic nie powiedziała, tylko jąkała się jak jakaś ciota.
   Underwood szybko umyła ciało i włosy. Jeszcze szybciej wysuszyła się i założyła ubrania. Kiedy wyszła spojrzała na zegarek i zorientowała się, że w łazience była niecałe dziesięć minut. Nawet nie umiała się zrelaksować. Przynajmniej próbowała.
   Nagle usłyszała dziwny dźwięk za oknem. Coś jakby podjeżdżający pod dom samochód. Wiedziała jednak, ze rodzice mają wrócić dopiero za kilka dni. Może ktoś przyjeżdżał do jej sąsiadów? Tak. Na pewno. Istniało też małe prawdopodobieństwo, że się tylko przesłyszała. Deszcz walił w okna i mógł wywołać omamy słuchowe, prawda?
   Zeszła po schodach, szurając wielkimi, wkładanymi papciami. Szlafrok przyjemnie grzał jej lekko zmarznięte ciało. Raptownie usłyszała głośne walenie do drzwi. Kto chciał ją odwiedzić o tak późnej porze?
    Podeszła wolno, przemyślała wszystkie za i przeciw aż w końcu otworzyła wejście. Na ganku stał całkowicie przemoczony Nick. Woda spływała po jego mokrych włosach, a następnie po twarzy, dając imitacje łez. Ciągle był ubrany w to w czym widziała go ostatnio, czyli bardzo cienką kurtkę, czarne spodnie i szare adidasy. W dłoni trzymał telefon.
   Przez chwilę stali w całkowitym bezruchu, patrząc na siebie bez słów. A potem:
- Dlaczego? – zapytał.
Ciągle patrzyła na niego oniemiała. Jak on tu… tak szybko… ? Czuła, że jej oczy mają wielkość dwóch pensów.
- Nick co ty tutaj…?
- Dlaczego? – powtórzył pytanie, tym samym przerywając jej.
- Co „dlaczego”? – zapytała, mimo że doskonale wiedziała o co mu chodzi.
- Nie udawaj głupiej. Dlaczego napisałaś, ze nie możemy się już dłużej przyjaźnić?
- Nicholas proszę cię jedź do domu. Zmarzniesz, rozchorujesz się.
- Nie. Nie ruszę się stąd dopóki mi nie odpowiesz.
- Dlaczego musisz być taki uparty? Wchodź.
- Po co?
- Nie będziemy rozmawiać na deszczu.
Po chwili zawahania, ostrożnie przekroczył próg domu.
- Tutaj masz ręcznik. Zaraz poszukam ci jakiś rzeczy mojego taty.
Nie spojrzała na niego, tylko od razu skierowała się do sypialni rodziców. Wiedziała, że to niegrzeczne z jej strony, ale nie umiała na niego spojrzeć zwłaszcza, gdy miał na sobie całkowicie mokre ubrania, które jak każdy z nas wie przyklejają się wtedy do ciała. A Nick miał pięknie zbudowane ciało, którego widok sprawiał, że zasychało jej w gardle.
   Wybrała dla chłopaka dresy i koszulkę z długim rękawem. Zeszła szybko do salonu, gdzie zostawiła chłopaka.
- Spodnie mogą być za krótkie, a koszulka trochę przyciasna, ale… - urwała, kiedy zobaczyła, że nastolatek miał na sobie tylko bokserki. Przełknęła głośno ślinę, kiedy lustrowała go wzrokiem. Umięśnione, ale kształtne nogi, płaski brzuch z idealnym sześciopakiem, piękne kości biodrowe w kształcie litery V, chowające się pod cienkim materiałem. Mała kropelka wody spływająca miedzy mięśniami piersiowymi do pępka. Szerokie ramiona, kształtna szyja podkreślona wisiorkiem, męska szczęka pokryta lekkim zarostem, lekko długawe, wijące się mokre, ciemne jak noc włosy, idealnie wykrojone, pełne usta i w końcu te wielkie ciemnozielone oczy, w których dostrzegła coś na kształt… pożądania? Czyżby Nick jej… Nie. Na pewno nie.
   Zerknęła trochę w dół i zaskoczyły ją jej własne myśli. Chciała poczuć na policzku szorstkość jego zarostu. Przejechać opuszkami palców po policzkach. A co chyba najdziwniejsze: Musnąć jego usta swoimi. Chyba naprawdę wariowała. I chyba z każdą sekundą było z nią pogorzej, ponieważ jej samokontrola malała i teraz chciała po prostu go mocno pocałować.
   Jednak zamiast tego podała mu bez słowa ubrania, a raczej wcisnęła mu je w dłonie i wskazała, gdzie jest łazienka.
   Kiedy zniknął w sąsiednim pokoju, głośno opadła na kanapę i wciągnęła powietrze. Co jej się działo? Chyba nie… Ona na pewno nie… nie w nim… Jej mózg był pojebany.
- Wytłumaczysz się w końcu? – zapytał niskim głosem. Spojrzała w górę i spostrzegła, że spodnie sięgały mu ledwo do połowy łydek, a koszulka opinała się na ramionach i brzuchu. No cóż. Jej tata miał 1,85 m wzrostu, a nie 1,97 m tak jak Nick, ani nie chodził na siłownię od dobrych kilku lat.
- Może lepiej będzie jeśli siądziesz – powiedziała cicho, zbierając się w końcu na odwagę.
- Sophie co ja takiego zrobiłem? – zapytał strasznie smutnym głosem. Siedział obok niej. Zdecydowanie za blisko.
- Ty nic. To po prostu…
- Po prostu co?
- Ja…
- Mówże!
- Nie chciałam wam bardziej niszczyć życia, rozumiesz?! To przeze mnie jesteś w tabloidach! To przeze mnie fani piszą niemiłe rzeczy w Internecie! Niszczę wam karierę i życie. Nawet to prywatne. I nie mogę z tym dłużej żyć – dokończyła już cicho, szepcząc.
- Sophie nie niszczysz mi życia. Ani żadnemu z chłopaków.
- To nie…
- Daj mi dokończyć. Czy Micheal albo Thomas interesują się tym, że prasa zacznie pisać o ich nowych związkach? Nawet nie wiesz jak Evan i Mia obawiali się tego, że brukowce zniszczą to co nawet się jeszcze nie do końca zaczęło. A mimo to poradzili sobie i są ze sobą już ponad dwa lata. Patrz. My się przyjaźnimy, tak?
- No tak.
- No właśnie. To, że ileś dziesiąt osób uważa, że jest inaczej to ich sprawa. Ważne jest co my sami wiemy i jak siebie nawzajem traktujemy. Nie możesz zostawić tego co masz, opuścić, uciec tylko dlatego, że się boisz. Bo wtedy…
- Ale Nick ja się wcale nie boję. Ja wiem, że wszystko wam utrudniam. Po prostu nie chcę wszędzie być pasożytem, który na was żeruje.
- Ale ty nim wcale nie jesteś. Dlaczego tak uważasz?
- Ludzie mogą się zacząć mną interesować, zdobędą informacje o mnie, o moich zainteresowaniach…
- Jeśli zaczęliby cię prześladować, a w co wątpię, to sam zapewniłbym ci odpowiednią ochronę przy użyciu specjalnych środków. Ale pomyśl. Gdyby ktoś przyniósł do wydawnictwa twoją pracę, albo któryś z nas wspomniał o tym, że jesteś genialną pisarką lub piosenkarką podczas wywiadu lub gali to wzrosłyby twoje szanse na to, że usłyszałby o tobie świat.
- Ja po prostu nie chcę ci niszczyć życia.
- Ale ty go nie niszczysz. Nie widzisz tego? Prasa zawsze zacznie gadać, jeśli zobaczy kogoś sławnego z nową osobą, a historyjkę dopowie sobie sama. Cały nasz zespół i chyba wszystkie znane osoby są na takie coś przygotowane. A może ty się boisz, że to tobie zniszczy poukładany świat?
- Co?! Oczywiście, że nie. O ciebie tutaj tylko się boję!
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Czemu się tak bardzo o mnie troszczysz? Przecież z naszej dwójki to ja jestem ten starszy.
- Jesteś moim przyjacielem i nie chcę byś przeze mnie ucierpiał. Toby było nie fair.
- Posłuchaj mnie uważnie – powiedział, patrząc jej w oczy. – Nie mam zamiaru rezygnować z naszej przyjaźni. A jeśli jeszcze raz odstawisz mi taki numer jak godzinę temu to zamiast pytać co się stało wyciągnę cię byś sama zmokła i to jeszcze w takiej seksownej pidżamce.
- Co? – zapytała całkowicie zbita z tropu ostatnim zdaniem, a zwłaszcza jego ostatnimi wyrazami.
- Po prostu ten strój trochę uderza w moje męskie punkty.
- To może bezpieczniej będzie, jeśli się przebiorę.
- Nie. Po prostu narzuć na siebie trochę bardziej ten szlafrok.
- Okay. – szybko podciągnęła materiał wyżej.
- Tak w ogóle to napisałem nową piosenkę. Chciałabyś posłuchać?
- Z wielką chęcią.
   Nick uśmiechnął się kącikami ust i podszedł do fortepianu. Zaczął grać delikatnie, spokojnie. Ledwo muskał koniuszkami palców klawisze. Po kilku sekundach do dźwięków doszły także słowa.
Listen to my voice, while the story is coming.
The desert is wet like the fire in Friday
And my head is empty like a school in Monday.
I leave you alone to hear your heart beating
To see like the future and past are coming together.
You can change everything.
But do you really want destroy what you want?
Realize that your only problem is you.
 
Listen to your heartbeat
Because this rhythm is telling you the truth
Listen to this unique melody and you will know what you truly want.
Liseeeennn… liseeeennnn… to the heartbeat story…
The real story of your liiiiiife…  
 
    Jego głos był taki piękny… I do tego idealnie współgrał z melodią I tonacją utworu. Aż ciarki przechodziły. I nie była to pioseneczka o miłości. Jej! Można było bić brawo. Sophie stała, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa i przez to nie umiała się ruszyć. Ten głos trafiał do jej duszy i wywoływał nieznane do te pory uczucia. Ciarki ją przechodziły od samego brzmienia, załamywania, wyższych jak i niższych tonów.
    A może jedynym powodem jej reakcji nie był tylko jego głos, a może to że to był właśnie JEGO głos? Tej konkretnej osoby? Ach… O czym ona w ogóle myślała? Nad czym się zastanawiała? Miała tutaj oceniać jego utwór, a nie swoje pokręcone reakcje. Ugr…
- No i co myślisz? – zapytał, patrząc na nią z delikatnym wyczekiwaniem w oczach.
- Genialna. Naprawdę. Właśnie zdobyłeś jej pierwszą fankę.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Ile zajęło ci jej pisanie?
- Tekst przyszedł łatwo. Po prostu opisałem co się dzieje w moim sercu. Z melodią było trochę trudniej, ale tak z dwa dni z kawałkiem.
- Wow. Szybki jesteś.
- Tak? To w ile piszesz te swoje długie wiersze?
- Szczerze?
- Nie lubię kłamców.
- Czyli szczerze. Tak z około pół godziny.
- Więc dlaczego się dziwisz?
- Nie zaczyna się zdania od słowa „więc”.
- Humanistka się znalazła – powiedział z przekąsem, chociaż także z rozbawieniem.
- Przepraszam bardzo, z takich  rzeczy to ja mam zawsze najwyższe oceny.
- Ktoś tu się lubi przechwalać – powiedział pod nosem, ale wiedziała, że to tylko dlatego by się z nią trochę podroczyć.
- Ha ha ha. Żartowniś się znalazł. Czy mogę mieć prośbę?
- Tak?
- Nauczyłbyś mnie grać na fortepianie?
- Ty tak na serio? Skrzypce ci nie wystarczają? – zażartował.
- Chciałabym poszerzyć horyzonty.
- To siadaj.
- Ale, że teraz?
- A kiedy ty chciałaś? Słonko, mam napięty grafik.
- No dobrze.
- Więc siadaj.
     Zrobiła tak jak kazał. Sam zaraz pojawił się po jej lewej. Po krótkiej przemowie na temat budowy fortepianu, metod naciskania na klawisze i dźwięków powstających zaczęli grać. Dowiedziała się, że im bliżej końca klawisza się go naciśnie tym brzmienie będzie głośniejsze, a początku cichsze.
     Pokazał jej akordy i różnice w brzmieniach, wyrysował także gamę c-dur w kluczu wiolinowym, a pod spodem w kluczu basowym, tak by dostrzegła różnice w zapisywanych nutach i późniejszym ich graniu. Pojęć takich jak interwały, synkopy, pauzy, przedłużenia, krzyżyki, czy bemole nie musiał jej tłumaczyć, ponieważ grała już na skrzypcach i chodziła do szkoły muzycznej, gdzie uczono teorii muzyki.
    Pierwszym utworem, który spróbowała zagrać była prosta wyliczanka dziecięca. W jej skromnej opinii nie było aż tak źle.
- To teraz może coś trudniejszego – zaproponował i ustawił na stojaku inne nuty.
- „Oda do radości”? – zapytała z powątpiewaniem.
- Zacznij od tego momentu – wskazał palcem mniej więcej środek utworu.
- Przecież to najtrudniejsza część! – oburzyła się. – Chcesz, żebym już do reszty straciła wiarę w swoje możliwości?!
- Oczywiście, że nie. Ale pomyśl. Nie lepiej zacząć od najtrudniejszego momentu i spróbować go zagrać? A nóż ci wyjdzie. Wiadomo, że nie za pierwszym razem, ale jeśli taką część opanujesz do perfekcji to z resztą pójdzie ci o wiele łatwiej dzięki czemu nie zmarnujesz większości energii i nerwów na błahostkę.
- Dobra, zwracam honor. Jednak widać kto tu jest starszy i bardziej doświadczony.
- No to dawaj.
Sophie wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i zaczęła grać.
   Pierwsza linijka poszła jej… ehm… nawet jako tako… powiedzmy. Jednak już druga… to całkowicie inna bajka. Ale na swoją obronę mogła szczerze przyznać, że dopiero teraz na poważnie zajęła się grą na tym instrumencie, a takich nut do finału IX symfonii Beethovena jeszcze nie widziała. Z drugiej strony jakim ona była ekspertem w tej dziedzinie? Jedyna wersję tego utworu grała w podstawówce i to na dzwonka chromatycznych, ewentualnie na flecie prostym, a na tych dwóch instrumentach to była prawie taka sama wersja:
e e f g g f e d c c d e e d d
e e f g g f e d c c d e d c c
d d e c d e f e c d e f e d c d g
e e f g g f e d c c d e d c c  
 
Na fortepianie była jednak trochę bardziej rozbudowana. Taak… tylko trochę. W końcu Nick zlitował się nad nią i grali na cztery ręce. Poprawiał jej chwyty, ustawiał odpowiednio dłonie, a przy okazji opierał swoją głowę na jej ramieniu i chuchał jej w policzek co bardzo skutecznie ja dekoncentrowało.
- No dobrze może na dzisiaj wystarczy – powiedział Nick. Chyba w końcu zobaczył, że Sophie co chwilę ziewa.
- O rany. Już czwarta? Jak ja wstanę o szóstej do szkoły?
- Rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste.
- No dawaj Sherlocku.
- Nie pójdziesz jutro do szkoły.
- Co?! No chyba sobie ze mnie żartujesz!
- Masz jutro jakieś sprawdziany, kartkówki?
- Wyjątkowo nie.
- A czy po niecałych dwóch godzinach snu będziesz w stanie normalnie funkcjonować bez dosypiania na lekcjach?
- Raczej nie – przyznała niechętnie.
- Co stoi ci na przeszkodzie, by jutro nie iść?
- To, że rodzice będą musieli usprawiedliwić moją nieobecność.
-Wymyśl coś w stylu: źle się czułam, bolało mnie miedzy nogami przez Nicka…
- Ta no pewnie. Od razu może powiem, że mam nudności, a test ciążowy był pozytywny, hm?
- Nie… To już może być lekko przesada.
- No dobra. Zostaję.
- To co robimy?
- Słucham?
- No chyba nie myślałaś, ze zostawię cię tak teraz samą, co?
- Tak.
- Aj ty kobieto małej wiary. Nie chce mi się jechać o tak późnej porze w ciemną noc, więc postanowiłem zostać. Chcesz, żeby mi się coś stało?
- I tak byłoby to lepsze od wspólnej nocy z tobą.
- Ajajaj. Mam c pokazać, że to nieprawda? – zapytał w sugestywny sposób poruszając brwiami.
- Zboczeniec – powiedziała, uderzając go lekko w ramię.
- Skarbie, chodziło mi o maraton filmowy. To nie moja wina, że masz takie brudne mysli.
- Czekaj, czekaj, bo jeszcze ci uwierzę. Dobra. Idę po czystą pościel.
- Okay.
     Dziewczyna weszła do pokoju rodziców, by po chwili gwałtownie się zatrzymać. Dać Nickowi pościel rodziców, czy brata? Co było bezpieczniejsze? Po krótkim, ale głębokim zastanowieniu weszła do pokoju Luca i wyciągnęła spod łóżka jego poduszkę i kołdrę. Wybrała ją dlatego, że czasami (czyli nawet często) słyszała, że rodzice robią różne rzeczy u siebie w sypialni i jakoś nie mogła sobie wyobrazić, by Nick spał pod taką pościelą. Chociaż wyobrażenie jego miny, gdyby się dowiedział co się działo pod tym kawałkiem materiału… Chyba powinna jeszcze raz rozważyć wszystkie za i przeciw.
     W końcu wygrało co? Lenistwo. Sophie stwierdziła, że nie chce się jej iść do pokoju brata, chować pościel, iść do rodziców i ściągać z łóżka inną. Za dużo z tym zachodu.
   Weszła do salonu, rozłożyła sofę, następnie ułożyła na niej prześcieradło i resztę akcesoriów. Poszła do siebie do pokoju a tam zobaczyła Milesa rozłożonego na jej łóżku.
- Co ty robisz?
- Przygotowuję się do snu.
- Na moim łóżku?
- No, a gdzie?
- No nie wiem. Hm… Może na kanapie?
- E… raczej nie.
- Oj właśnie raczej tak. No już, już.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Na sofę. Ruchy, ruchy.
- Okres ci się zbliża, czy co? – mruknął niezadowolony.
- A żebyś wiedział – odpowiedziała, zamykając za nim drzwi.
   Ułożyła się na wygodnej poduszce i wsłuchała w cisze zagłuszaną od czasu do czasu przez odgłos stąpania. Jednak po kilku minutach wszystkie dźwięki zlały się w jedno, a ona odpłynęła w spokojny sen…
 
***
 
- Ciekawe co tam u Sophie – zastanawiał się Jim. On i Grace nie chodzili do tego samego liceum co Underwood. To właśnie ona z całej trójki najlepiej się uczyła co spowodowało, że jako jedyna z ich znajomych dostała się do najlepszej szkoły w Wielkim Londynie.
- Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie jest – odpowiedziała Grcae.
- Nawet u nas widać, że kojarzą Sophie, a z nią nas.
- No i co z tego?
- To, że proszą, żebym zapytał Sophie czy Nick jest dobry w łóżku, ot co.
- A to dobre – zaśmiała się.
- Wcale nie – zaprotestował.
- Oj już się tak nie bocz czerwolku.
- Ugr…
- Jesteś teraz tak samo zaczerwieniony, gdy rozmawiasz z Thomasem, ale domyślam się, że wtedy nie jesteś zdenerwowany.
- Czy ty coś sugerujesz?
- A jeśli tak to co wtedy?
- To wtedy będzie foch forever.
- Na pięć minut – dodała ze śmiechem.
- I nawet z przytupem – dopowiedział także się śmiejąc. I właśnie to było piękne w prawdziwej przyjaźni. Powiesz słowo i z ogromnie zdenerwowanego albo zażenowanego zaczynasz się śmiać. Chociaż w głowie Jima, gdzieś tam z tyłu, cały czas huczała jedna myśl: „Czy to co Grace sugerowała nie było w pewnej mierze prawdą?”
 
***
 
- Halo? – zapytał zaspanym głosem Nick.
- Nicholas to ty?
- Tak Robercie to ja. Co się stało?
- Czy mógłbyś być u mnie w biurze za godzinę?
- Co się stało? – zapytał już całkowicie rozbudzony chłopak. Nic nie cuciło go tak dobrze jak niepokój albo spięcie w głosie znajomego.
- Nic. Po prostu musze z wami porozmawiać .
Chłopak oczywiście wiedział, że ich menadżer kłamie, ale postanowił nie roztrząsać tej sprawy. I tak wszystko się wyjaśni za kilkadziesiąt minut.
- Dobrze. Będę na czas. A reszta chłopaków wie?
- Tak. Przed chwila skończyłem rozmawiać z Evanem. Spotkacie się wszyscy na miejscu.
- W takim razie ok. Do zobaczenia.
- Ta, ta – odpowiedział mężczyzna i się rozłączył. Tak. Coś naprawdę było nie tak.
    Po chwili bezczynnego siedzenia chłopak postanowił sprawdzić, czy Sophie śpi. Założył skarpety, by jego nogi nie odklejały się głośno od paneli i pomaszerował schodami na piętro. Delikatnie uchylił drzwi i usłyszał spokojny oddech dziewczyny. Cicho cofnął się i poszedł do kuchni. Postanowił, że zrobi jej śniadanie do łóżka skoro ma za niedługo zacząć się zbierać.
   Wyciągnął potrzebne składniki i zaczął pichcić…
    Po prawie trzydziestu minutach posiłek był gotowy i ustawiony estetycznie na tacy. Miał nadzieję, że Sophie się spodoba. Zrobił dla niej, jego zdaniem, pyszne naleśniki polane zagęszczonym sokiem z malin i czarnej porzeczki. Do tego tosty francuskie z masłem orzechowym. Obok na małym talerzyku leżały zasuszone kawałki jabłek posypane cynamonem. Dziewczyna mogła zjeść także grzanki z dżemem morelowym. Do picia miała mleko oraz zieloną herbatę.
   Uważając, by nie upuścić tacy zapukał do drzwi, a po chwili je otworzył. Położył tackę na szafce nocnej i przyjrzał się śpiącej przyjaciółce.
   Podczas snu wyglądała tak niewinnie i słodko. Falowane włosy leżały rozrzucone na poduszce, a twarz była ułożona na dłoni. Drugą ręką ściskała brązowego misia i kołdrę. Nick nagle poczuł się co najmniej dziwnie. To on chciał być tym niedźwiadkiem. To on chciał być ściskany przez tą dziewczynę. Czuć delikatność jej skóry tuż przy swojej. Miał ochotę przejechać palcami po tych jedwabistych włosach, dotknąć opuszkami policzka i teraz delikatnie wygiętych ku górze ust.
   Powstrzymał się jednak i potrząsnął delikatnie jej ramieniem. Zerwała się gwałtownie i przetarła oczy, próbując zrozumieć co się dzieje. Ach jej oczy wyglądały tak niebiańsko. Były tak jasnozielone jak świeża trawa na wiosnę. Były aż nierzeczywiste. Mógł wpatrywać się w nie bez końca. A te ciemne usta. O mój Boże. Czuł, że nogi ma jak z waty.
- Nick co się dzieje? – zapytała zachrypniętym, jeszcze sennym głosem i nagle wszystko w Nicku się załamało. Nagle poczuł jeszcze większy dyskomfort w chodzeniu w za krótkich spodniach, ale to nie nogi go bolały, a jego przyrodzenie, które na połączenie wyglądu dziewczyny i jej głosu stanęło na baczność. O rany boskie Sophie Underwood go podniecała! O ja pierdole! No i jak on miał sobie poluzować spodnie? Przecież teraz nie mógł zacząć sobie grzebać w bieliźnie. Trzeba było mieć tylko nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważy.
- Dzwonił do mnie Robert i powiedział, że mam się z nim spotkać, znaczy cała czwórka ma się z nim spotkać u niego w gabinecie.
- Acha. Ale… co tak ładnie pachnie?
- Zrobiłem ci śniadanie. Proszę – położył jej tace na kolanach.
- Ojejku. Nick nie musiałeś.
- Ale chciałem.
- Śniadanie to za mało bym cie zaprosiła do mojego łóżka.
- Będę się więc musiał bardziej postarać.
   Czuł coraz większy komfort w dolnych partiach ciała, ale w tym momencie dziewczyna zaczęła jęczeć i wydawać dźwięki rozkoszy. Musiał naprawdę uderzyć w jej kubki smakowe i bardzo się z tego powodu cieszył, ale odgłosy, które wydobywały się z jej ust uderzały w jego najbardziej narażone partie ciała i to nie było już tak do końca po jego myśli. Przeprosił ją więc i wyszedł do łazienki, by dać swojemu kompanowi trochę więcej miejsca i by spróbować ochłonąć.
 
***
   Nicholas szybko przemierzał londyńskie City, mając nadzieje, że nie spóźni się na spotkanie. Zaraz po tym jak wyszedł z łazienki (od razu się też przebrał) oznajmił Sophie, że wychodzi, zostawiając ją mlaskającą i oblizującą resztki dżemu z palców.
   Przed wysokim biurowcem czekali na niego już jego przyjaciele. Wyjątkowo to on się spóźnił. Przywitali się uściskami (ktoś mógłby powiedzieć, że zachowują się jak geje, ale oni po prostu lubili się przytulać i okazywać, że sś dla siebie jak rodzina) i weszli do budynku.
   Już na korytarzu czuć było atmosferę napięcia. Apogeum pojawiło się, gdy weszli do gabinetu Roberta. Pierwszym co rzuciło im się w oczy był brak… wszystkiego. Zero obrazów na ścianach, zdjęć jego rodziny na meblach. Porozrzucanych długopisów po biurku, kwiatów w doniczkach… Zamiast tego przy ścianie stały pudła wypełnione po brzegi.
- Chłopcy mam smutną wiadomość – oznajmił mężczyzna, zamykając za nimi drzwi. – Wytwórnia postanowiła mnie zastąpić.
- O czym ty mówisz? – zapytał Evan.
- Wytwórnia stwierdziła, że nie daję wam pełnej możliwości rozwoju, że to przeze mnie magazyny coraz śmielej o was piszą.
- Przecież to normalne.
- Wiem, ale oni chcą to zmienić. Uważają jednak, że ja nie jestem w stanie zapewnić wam bezpieczeństwa. Dlatego też zostałem oddelegowany. Mam teraz zająć się karierą wstającej piosenkarki typowo popowej, która moim zdaniem nie ma za grosz talentu. Jest jednak córką jednego ze sponsorów, więc nie mam co się kłócić.
- Kto ma cię zastąpić? – zapytał Micheal.
- Ja – do ich uszu dobiegł od drzwi tubalny głos. Po ich prawej stał wysoki, opalony mężczyzna po czterdziestce. Miał brązowe włosy i bardzo ciemne oczy, a ich spojrzenie wcale nie było ciepłe. Nick poczuł ciarki na plechach. Czuł, że z tym gościem nie obejrzy meczu piłki nożnej przed plazmówką z piwem i popcornem w ręku, rzucając nim w telewizor i przeklinając razem sędziów jak to często robił z Robertem.
- Nazywam się Wilhelm Smith i będę waszym nowym menadżerem.
Nick poczuł, że to czas pożegnania. Całą czwórką wstali i przytulili Roberta, szepcząc mu do ucha pokrzepiające słowa. Mężczyzna kiwnął im przed wyjściem głową i z wyprostowaną głową opuścił pomieszczenie.
- Przygotowałem plan waszej kariery na przyszłe kilka miesięcy. Postanowiłem , że płytę wydamy już za dwa tygodnie a nie pod koniec grudnia. Stworzyłem także pierwowzór nowej trasy koncertowej, w którą ruszycie tydzień po nowym roku.
- Już?! Przecież mieliśmy ją zacząć dopiero w marcu!
- Nowy menadżer nowe postanowienia. Wytwórnia stwierdziła, że mój plan jest idealny i ogłosiła już na oficjalnej stronie termin pierwszego koncertu w Tokyo.
- Tokyo?! – wykrzyknęli jednocześnie.
- Tak. Czy coś wam nie odpowiada?
- Nie, ale dlaczego trasę koncertową zaczynamy na drugim końcu kraju? Z tego co widzę trasa ma też obejmować więcej krajów, ale mają być mniejsze przerwy między nimi.
- Dokładnie tak. Więc w czym problem?
- Kiedy będziemy mieć czas na spotkania z rodzinami?
- Po zakończeniu trasy – odparł spokojnie.
- Prawie pół roku bez powrotu do domu?
- Taka cena kariery chłopcy. Wybijcie sobie z głowy bezsensowne romanse. Przyszła pora na prawdziwy podbój świata. Rodzina wam w tym nie potrzebna. Pozbądźcie się wszystkich emocjonalnych nawyków. Macie stać się bez ludzkimi osobami, które nie zważając na zarwane noce wydobędą z siebie dźwięki i słowa o jakich marzą największe estrady naszych czasów.

 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym przeprosić z góry za brak nowych rozdziałów przez następne dwa tygodnie, ale wyjeżdżam i nie będę miała możliwościu publkowiać kolejnych prac. Tak więc dozoabczenia dopiero pod koniec lipca.
 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz