Rozdział
V
„Jeśli
a oznacza szczęście, to a = x + y + z; x - to praca, y
- rozrywki, z - umiejętność trzymania języka za zębami.”
Albert Einstein
Sophie jadła powoli śniadanie, słuchając
dźwięków napływających do jej uszu z salonu. Nuciła pod nosem melodię. Była,
wyjątkowo, w doskonałym humorze. Może stało się tak za sprawą słonecznego
blasku oświetlającego cały jej pokój, gdy się obudziła, a może o ćwierkanie
ptaków na drzewach, jedną z ulubionych piosenek lecących akurat w telewizji, a
może był to efekt wiadomości, którą otrzymała zaraz po przebudzeniu…
Gdy skończyła posiłek, wesoło podeszła do
zlewu, by umyć naczynia. Coś musiało być nie tak. Kto normalny uśmiechał się
podczas zmywania garów? Jednak nie zastanawiała się nad tym za długo. Gdy
wbiegała po schodach na piętro, przeskakiwała po dwa stopnie, a potem wpadła do
pokoju podskakując jak młodziutka antylopa. Porwała swoje ubrania do chodzenia
po domu, a następnie zniknęła w łazience, zamieniając pidżamę ze słodziutką
myszką Miki na dresy i starą bluzkę.
Kiedy poranną toaletę można było uznać za
skończoną, stwierdziła, że należałoby wziąć się już za sprzątanie pokoju.
Westchnęła, włączyła wieżę i pozwoliła, by rytm muzyki porwał ją jak fala i
pozwolił zapomnieć o tym, że zamiast tańczyć razem ze swoją paczką ściera
kurze.
Po godzinie wylała wodę jednak muzyka ciągle
sączyła się z urządzenia. Aż żal było wyłączać. Z taką myślą Sophie zaczęła
tańczyć i śpiewać na cały regulator. Dobrze, że rodzice pojechali dziesięć
minut wcześniej razem z jej bratem do sklepu, bo inaczej… nawet nie chciała
wiedzieć co by wtedy było.
Nagle usłyszała skrzypnięcie paneli.
Odwróciła się powoli i zobaczyła…
Nick otworzył gwałtownie oczy i usiadł na
łóżku, rozglądając się gorączkowo dookoła. Coś mu się nie zgadzało. Telewizor
cały, laptop cały, szafa i komoda zamknięte, książki ustawione. Wszystko na
swoim miejscu. A jednak cały czas coś było nie tak. Może to po prostu
otumanienie senne. Może coś mu się śniło. Nagle błoga nieświadomość zniknęła, a
on w jednej chwili zaczął odczuwać straszliwe zimno. Spojrzał w dół i zobaczył,
że całe łóżko łącznie z nim samym aż pływa w wodzie z lodem. Z lodem!
-
Nicholasie kogo nominujesz do oblania się kubłem lodowatej wody? – zapytał Micheal,
który pojawił się nie wiadomo skąd obok chłopaka, trzymając w ręku swoją
szczotkę do włosów imitującą mikrofon.
-
Co? Wy?!… Nominuję Erica Bana i Eda Sheerana. Do dzieła!…
Wyłączże już tą kamerę – warknął, gdy Evan ciągle nagrywał jego mokrą bluzkę.
-
Dlaczego kazałeś mi wyłączyć? Wiesz o ile więcej komentarzy będzie pod tym
filmikiem jak nasze fanki ujrzą mięśnie pod twoją koszulką. Już słyszę te ochy
i achy.
-
Dokładnie takie jakie ty robisz, gdy oglądasz filmy z Emmą Watson? – zapytał Nicholas.
-
Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
-
A tak w ogóle to dlaczego mi to zrobiliście? Miałem taki cudowny sen. I było mi
ciepło!
-
Thomas postanowił zrobić śniadanie dla nas wszystkich, a jako że ty masz
najfajniejszą kuchnię z nas wszystkich to postanowiliśmy wbić do ciebie. Potem
Thom poszedł gotować, piec czy co on tam wyprawia, nam się nudziło, a ty tak
smacznie spałeś aż żal cię było nie obudzić.
-
Czy ja czuję smród palonego oleju? – zapytał zaniepokojony Nick.
-
Chyba.
-
Moja kuchnia! – wykrzyknął właściciel domku i wyskoczył z łóżka.
-
Nick! – krzyknął Evan – Ty idź się przebrać, a my sprawdzimy co tym razem
przeskrobał Thomas, ok.?
-
Eeeeeeee… Dobra. Tylko nie niszcie jej jeszcze bardziej.
-
Sie robi szefie. – I zniknęli za drzwiami.
Gdy
Nick został sam, spojrzał na łóżko i westchnął.
-
Najpierw ja. Potem mebel – postanowił i wyciągnął z komody ubranie na zmianę.
Po kilku minutach, już ubrany, siedział na
łazienkowych kafelkach, opierając się plecami o ścianę, a pod nosem mruczał
najróżniejsze przekleństwa. A to wszystko przez jego włosy. Przez włosy! Jego
loczki były kapryśnymi tworami. Jedyne co było w stanie znacznie ułatwić
Nickowi ich rozczesanie to nałożenie odżywki i pianki tuż po spłukaniu szamponu.
Tylko po takim zabiegu dawały się ujarzmić grzebieniowi. Lecz teraz Nick nie
umył ich i za karę przechodził istne piekło. Nie dość, że grzebień prawie całkowicie
zniknął pod skołtunioną masą to dodatkowo nie mógł się przez nią przebić.
Zatrzymywał się na blokadzie i tak zwisał dopóki Nick go nie wyciągnął.
Chłopak westchnął sfrustrowany, wyciągnął
telefon i napisał do pierwszej osoby jaka mu przyszła do głowy.
Śpisz?
Odpowiedź
przyszła po chwili.
Nie J
A ty?
Tutaj
misio panicza Nicholasa. Niestety pan Miles jest chwilowo niedysponowany, gdyż
pisze mowę pożegnalną swoim włosom.
Nie Nicholas! Pod
żadnym pozorem nie wolno ci ścinać, golić, splatać, czy związywać swoich
loczków. Jeśli to zrobisz to pożegnasz się z najważniejszą rzeczą w całym swoim
życiu!
A
co niby jest najważniejszą rzeczą w całym moim życiu?
J
Spotkania ze mną. A
o czym ty niby myślałeś? <oburzona>
Nie
no oczywiście, że o tobie. Co mogłoby być ważniejszego od spotkań z moją
najwierniejszą fanką :P
Wyczuwam sarkazm.
Masz
włączony radar? Czy psi węch? J
Psy nie wyczuwają sarkazmu
idioto. Pff.
Nie
pfyfaj tu na mnie!
Nie pfyfaj? A co to
za słowo?
Spadaj.
Mogę pisać jak chcę. I tak nikt nie zobaczy tego oprócz mnie i ciebie.
Jest jeszcze
Echelon.
Co?
Sprawdź tempaku. I ty
niby jesteś starszy ode mnie? Zaraz mi jeszcze oznajmisz, że tyłek Kim Kardashian
jest prawdziwy. A tak w ogóle to dlaczego piszesz?
Mam
dość swoich włosów. Nie chcą się rozczesać! Są jedną, wielką masą kołtunów.
Ugrrrrrrr.
Uuuuuu. A dlaczego
są mokre?
Chłopaki
zrobili mi Ice Bucket Challenge na śpiąco. :’(
Au. :D
Czy
ty się ze mnie śmiejesz?
Nie no skądże. Nie
wiesz, czy któryś z chłopaków nie zrobił zdjęcia? Obejrzałabym.
Ha
ha ha. Jakaś ty miła i współczująca.
To moje drugie i
trzecie imię.
Czyżbyś
przeczytała je w chińskich ciasteczkach z wróżbą? ;)
Pff.
Jeeejjjjjjjj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zaciąłeś się? J
Nie.
Rozczesałem włosy.
Super. Chcesz
medal? :P
Pff.
Masz plany na dzisiaj?
Nie, a co? Boisz się
zgubić w metrze? :P
Skąd
o tym wiesz?
Czyżbyś nie znał
największej papli w zespole?
Micheal.
Zabije go… To robisz coś?
Jako, że są wakacje
mój kalendarz jest pusty. Aż błaga, żeby coś w nim zapisać.
To
kartki się ucieszą. Wpisz sobie, ze o 13.00 przyjdzie po ciebie sam Nicholas
Miles, najlepszy, najzabawniejszy i najseksowniejszy facet w UK jak nie na
całym świecie.
Widzę, że skromność
to twoja największa i najbardziej wyczuwalna cecha. ;)
Oczywiście,
że tak. J To co?
Hmmmmmm… Może być.
Wykreślę parę rzeczy i może znajdę godzinkę.
Przed
chwilę powiedziałaś, że masz cały kalendarz pusty. Sprawdzaj smsy.
Cicho. To do
zobaczenia.
Dlaczego
kończysz? L
Głodna jestem!
Aaaaa.
No aaaaaa. Spadam
jeść, bo już czuję apetyczne zapachy z kuchni. Mniam J
Ej
no weś… Kuchnia!
Eeeee?
Opowiem
jak się spotkamy.
Okokok. Cześć.
Cześć.
Nick
schował telefon i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i omal się nie
wywracając wparował do kuchni. Gdzie zobaczył… No właśnie. Całe ściany
pokrywały mąka i jajka, a na podłodze walały się rozsypane płatki, makarony i
inne sypkie rzeczy. A na środku tej rzeźni stali Evan, Micheal i Thomas
patrzący bezradnie na otoczenie.
-
Nie chcę wiedzieć jak to się stało, że przeszedł tutaj huragan, ale jednej
rzeczy od was wymagam. Gdy wrócę ma tu być tak czysto, że będę mógł lizać
podłogę i na języku nie zostanie ani jedna odrobinka kurzu – oznajmił i ruszył
do przedpokoju.
-
A ty co robisz? – zapytał Thomas.
-
Zakładam buty, nie widać?
-
Widać. Tylko po co to robisz?
-
Idę do twojego domku, by zjeść śniadanie.
-
Ech. No dobra. A my się bierzemy za sprzątanie. Masz plany na popołudnie?
-
Spotykam się z Sophie, a co?
-
Nie nic. Tylko, że wiesz wróciła ze szpitala tydzień temu, a ty spotkasz się z
nią już czwarty raz.
-
To coś złego?
-
Nie. Oczywiście, że nie. Tylko nie chcę, żebyś potem chodził smutny i miał zero
energii do życia.
-
Czy ty myślisz, że ja i Sophie kręcimy ze sobą?
-
Tak.
-
Jesteśmy tylko kolegami, może się to przerodzi kiedyś w przyjaźń, ale do tego
trzeba czasu. Jakoś nie widzę, żeby nasza relacja miała zejść na odmienne tory.
-
Dobra myśl co chcesz. Tylko nie właź do tego bagna bez zastanowienia, dobra?
Pomyśl, a zanim się zanurzysz weź głęboki wdech.
-
Ty żeś się naćpał czegoś w tej kuchni? Gadasz od rzeczy. Miłego sprzątania. – i
wyszedł.
Całą czwórką mieszkali na malutkim osiedlu
domków jednorodzinnych na obrzeżach Londynu. Każdy miał swój na własność, a
każda działka oddzielona była niskim, drewnianym płotkiem. Cicho i spokojnie.
Nick otworzył drzwi i od razu skierował
się kuchni, by naszykować sobie śniadanie. Wyciągnął jajka, mąkę, cukier, miód,
mleko, serek homogenizowany, dżem malinowy i morelowy, ananasa, mandarynki i
parę jagód. Po dziesięciu minutach siedział na kanapie i pożerał cieplutkie
naleśniki, popijając je maślanką o smaku owoców leśnych. Mniam. Aż się uszy
trzęsą.
Gdy jego żołądek nie potrafił zmieścić już
nawet najmniejszego kęsa, chłopak rozłożył się na mięciutkim dywanie, wyciągnął
telefon i z ciekawości wszedł na twittera. Czytał, czytał, a dywan był taki
miękki. Nie wiedząc kiedy, zasnął. Obudził się po godzinie. Spojrzał na zegarek
i zobaczył, że jest już wpół do trzynastej. Dobrze, że chłopcy mieszkali tak
blisko siebie. Przeszedł na swoją parcelę i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik
i ruszył. Dobrze, że nie ubrał się rano jak ostatnia fleja i że rozczesał te
włosy.
Kolejnym plusem było to, że Sophie mieszkała
ok. piętnaście minut drogi autem od ich osiedla, czyli w Chelmsford. Dom, w
którym mieszkała znajdował się przy długiej ulicy zabudowanej tylko przez takie
domostwa. W tej okolicy także panował spokój i cisza. Człowiek wjeżdżając czuł
się jakby znajdował się na innej planecie, takiej bez zmartwień, czy wszelkich
trosk.
Gdy podjeżdżał, zobaczył, że jej rodzice, a
także młodszy brat wychodzą na podjazd. Zaparkował i poszedł z nimi
porozmawiać.
-
Dzień dobry – powiedział
-
Dzień dobry Nick – odpowiedziała Elenor, mama Sophie.
-
Cześć – powiedział jedenastoletni brat dziewczyny – Lucas, który zachowywał się
jak typowy starszy brat.
-
Przyszedłeś spotkać się z Sophie? – zapytał Henry – tata, wbrew pozorom bardzo
miły mężczyzna.
-
Tak.
-
Jest na górze u siebie – powiedziała Elenor, cały czas uśmiechając się w stronę
nastolatka.
-
To może my już pójdziemy. Bawcie się dobrze – powiedział Henry i niemal
zaciągnął panią Underwood do samochodu. Luc poczłapał za rodzicami, a zanim
zamknął drzwi, pomachał na pożegnanie. Nick odmachał i powoli wszedł do
mieszkania.
Lubił to miejsce, odkąd pierwszy raz
przekroczył jego progi. Krótki, szeroki przedpokój wprowadzał osobę do jasnego
salonu przedzielonego od kuchni blatem. Na przeciwko zamiast ściany stały
ogromne, przezroczyste drzwi prowadzące na ślicznie urządzony, kwiecisty taras.
Meble były drewniane, kuchenne w podobnym odcieniu. Widać, że państwo Underwood
nie byli zbytnio bogaci, ale nie biedni. Typowa klasa średnia, ale w genialny
sposób potrafili wykorzystać miejsce i środki, które mieli do dyspozycji.
Wijące się, ciemne schody prowadziły na
piętro wyłożone takimi samymi panelami. Drzwi były pouchylane, więc wydawało
się, że w domu jesteś mile widziany, nie musisz uważać które drzwi otwierasz,
ponieważ nic się nie stanie jak otworzysz złe.
Tylko jedne drzwi były otwarte na oścież.
Głośną muzykę dało się słyszeć od wejścia do budynku. Nick uśmiechnął się i
zaczął wolno iść, przysłuchując się drugiemu głosowi, który śpiewał razem z
piosenkarzem i najwyraźniej próbował go przekrzyczeć. Wychylił głowę i
zobaczył, że na środku pokoju stoi Sophie ubrana w zwykłe szare dresy i
wyciągniętą koszulkę, chociaż słowo „stoi” nie jest do końca adekwatne do
czynności, które wykonywała dziewczyna. Lepiej brzmią słowa: skakała, wirowała,
bujała się no i oczywiście śpiewała, czy tam wrzeszczała.
Nagle nacisnęła przycisk na pilocie, a
muzyka ucichła. Nastolatka powoli odwróciła się, a gdy rozpoznała któż to taki
przyglądał się jej harcom rozszerzyła oczy, tak bardzo że o mały włos nie
wypadły z orbit, a po chwili jej twarz i szyję oblał różowy rumieniec.
-
Co ty tutaj robisz? – zapytała, przyglądając się swoim kremowym papciom.
-
Przyjechałem po ciebie.
-
Już 13?
-
Tak.
-
Ale ten czas leci. O rany a ja jestem w ogóle nie ubrana. Poczekaj chwilę.
-
Ej nie uciekaj. Nie mogłabyś czegoś jeszcze zatańczyć albo zaśpiewać? – zaśmiał
się.
-
Dupek – oświadczyła i pokazała mu język, znikając w łazience. Gdy został sam
zaczął przyglądać się jej pokojowi co zresztą zawsze robił, gdy gdzieś wychodziła, zostawiając go
samego. Nad łóżkiem wisiały białe lampki, a na cienkim sznureczku przypięte
były zdjęcia. Sophie i Grace, Sophie i jakiś chłopak, Sophie, Grace i ten
tajemniczy chłopak, czy jej rodzina. Na każdym zdjęciu dziewczyna była
uśmiechnięta, wydawała się szczęśliwa. Ale czy uśmiech nie był wymuszony? Czy
pozorna radość nie ukrywała czegoś mrocznego? Dziewczyna opowiedziała mu, że
uśmiech który ukazuje na każdej podobiźnie ćwiczyła odkąd skończyła sześć lat i
teraz potrafiła go pokazać nawet kiedy była wściekła lub załamana. Skąd inni mieli
wiedzieć, czy to co ukazuje jest prawdziwe? A może ona sama nie chciała się
ujawnić?
-
Gotowa – usłyszał głos. Spojrzał i zamrugał ze zdziwienia. Sophie stała przed
nim ubrana w zwykłą kremową bluzkę i rozkloszowaną kwiecistą spódniczkę, włosy związane
były we francuza, który kończył się zwykłym kucykiem. – Może być?
-
Tak. Jak wyszykowałaś się tak szybko? Moja siostra szykuje się co najmniej pół
godziny.
-
Ale ja miałam już naszykowane ubranie i w ogóle się nie maluję, jedyne co
musiałam wymyśleć to fryzurę.
-
Może przyprowadzę tu kiedyś Natalie. Zobaczy, że dziewczyny tez potrafią się
szybko ubierać.
***
Po chwili siedzieli już w samochodzie.
Sophie zdążyła już nawet włączyć radio.
-
To gdzie mnie porywasz tym razem? – zapytała.
-
Niespodzianka – odpowiedział z uśmiechem znowu ukazując dołeczki. Jak ona tego
nienawidziła. To znaczy, ze miał przebiegły plan.
-
Przez ciebie zaczynam nienawidzić niespodzianek.
-
Spodoba ci się.
-
Ale…
-
Nie marudź. Jak się dowiesz to nie będzie zabawy.
-
No dobrze. Jedźmy już.
Nick posłuchał i odpalił samochód, by po
chwili zostawić w tyle spokojne i znajome okolice. Po kilku minutach
zorientowała się, że jadą w kierunku Londynu. Spojrzała na niego zaskoczona, a
on w odpowiedzi uśmiechnął się tajemniczo. Ciekawe co tym razem dla niej
przygotował.
No i jak? Komentujcie :)
Mi się bardzo podoba i czekam na next.
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńGenialny rozdział. Fajnie ''przebrnęłaś'' przez początek ich znajomości, bez zbędnych opisów, tylko stwierdzenie Thomasa: ''Tylko, że wiesz wróciła ze szpitala tydzień temu, a ty spotkasz się z nią już czwarty raz.''. Podoba mi się twoja historia, nie jest zbyt przesadnie słodka. No wiesz nie spadł na nich gro z jasnego nieba i nie lizali się na pierwszych stronach. Życzę dużo weny :D
UsuńNie chciałam tak pisać każdego ich spotkania. To byłoby bez sensu. Chcę, żeby historia, którą piszę była prawdziwa, a nikt po poznaniu się za chwilę nie jest razem. Do tego ich życie jest cały czas takie samo tylko znają więcej osób.
UsuńPs. Bardzo się cieszę, że wciąż ci się to opowiadanie podoba :)