czwartek, 26 marca 2015

Rozdział VII

Rozdział VII
„Dlacze­go ma­my się niena­widzić? Zes­pa­la nas so­lidar­ność, niesie ta sa­ma pla­neta, jes­teśmy załogą tego sa­mego statku.”
Antoine de Saint - Exupéry
 
      Sophie nie widziała się z Nickiem przez prawie tydzień. Gdy przyszła do niego na prośbę Micheala, nie udało skłonić jej się go do rozmowy, nawet do krótkiej wymiany zdań, wytłumaczenia dokładnie co się dzieje. Nick nie chciał powiedzieć, a ona stwierdziła, że nie będzie na niego naciskać. Powie, kiedy będzie gotowy. Jednak dni mijały, a Nick nie zadzwonił do niej ani razu. Nawet nie wysłał żadnego smsa. Kontaktowała się z Evanem, Michealem i Thomasem, którzy relacjonowali jej co się dzieje. Dzięki temu wiedziała, że Miles wychodzi z pokoju tylko po jedzenie lub żeby się umyć. Nie rozmawiał z przyjaciółmi za często. Chłopaki myśleli, że Nick musi się sam uporać z ciężarem, przetrawić całą krytykę, ale to już trwało za długo. Chodziło o coś więcej.
     W piątek, czyli cztery dni po incydencie Sophie postanowiła poprawić humor przyjacielowi, o ile mogła już go nim nazywać. Nie chciała wyciągać z niego prawdy, ani błagać o wyjaśnienia. Chciała, by na jego twarzy pojawił się ten niewymuszony grymas ukazujący dołeczki.
     Na początek weszła na twittera, tumblra i jeszcze inne portale, by samodzielnie dowiedzieć się dlaczego Nick jest tak zdołowany. Nie spodziewała się aż takiej krytyki, takiego chamstwa i nienawiści. To co przeczytała było po prostu obrzydliwe. Ludzie pisali, że Miles nie umie śpiewać, wyzywali go od ciot, debili, suk, dziwadeł, sukinsynów, pedałów bez najmniejszego talentu, pisali, że są przekonani, iż reszta chłopaków trzyma go w zespole tylko dlatego, że czują do niego litość. Każdy post wyrażał szczerą nienawiść i pogardę. Sophie zauważyła kilka wiadomości broniących Nicholasa, ale były to znikome ilości. Nie umiały przebić się przez tak dobrze i solidnie utkany mur.
   Po przeczytaniu takiej masy Sophie sama czuła się źle i zdołowana, mimo że nic nie dotyczyło niej samej.
   Siedziała chwilę, patrząc bezwiednie w ekran, a po chwili wyłączyła gwałtownie strony z trzaskiem.  Musiała zamknąć tym hejterom gęby. Chciała, by Nick nie brał tej krytyki tak personalnie, olewał to, że ktoś mu zazdrości i wypisuje bzdety.
   Włączyła youtube i zaczęła szukać. Przecież musiało tam coś być…
 
***
   Nick siedział w masie poduch i prześcieradeł. Telefon leżał gdzieś w kącie pokoju. Chłopak nie czytał nowych powiadomień od kilku dni. Wiedział, że będą zawierać tylko jedno: nienawiść. Nicholas teraz tylko leżał i wpatrywał się w biały sufit pokryty bazgrołami, zastanawiając się dlaczego ludzie go nie cierpią.
   Dostrzegł także pewną różnicę w jego odczytywaniu wiadomości. Bo kiedy, np. trzy osoby napiszą, że jest wspaniały nie myślał „Dlaczego według nich jestem wspaniały? Czym sobie na to zasłużyłem?”, ponieważ to fani i będą tak myśleć zawsze. Ale kiedy nawet tylko jedna osoba napisze „Nienawidzę cię” myślał „Dlaczego? Co zrobiłem, by zasłużyć sobie na takie słowa?” Chciał wiedzieć, dlaczego ludzie go nie lubią.  
   Jego kontemplacje przerwało gwałtowne otworzenie drzwi. Nick spojrzał na nie zdziwiony i ujrzał w nich Sophie. Roztrzepaną, zdeterminowaną Underwood z laptopem w ręku. Nie spodziewał się jej tutaj. Chciał zostać sam, ale równocześnie, gdzieś głęboko w ukryciu, czaiła się potrzeba wsparcia. Lecz Nick nie chciał litości, czy użalania się nad jego straszliwym losem. Większa jego część chciała uporać się samemu z problemem, mimo że druga była przeciwna. Nie ma to jak wewnętrzna sprzeczność.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał wrogo, nawet ostrzej niż zamierzał.
- Nick nie przyszłam tutaj by namawiać cię do wyjawienia mi dlaczego te wyssane z palca komentarze tak cię zdołowały. Jeśli będziesz chciał to sam mi to powiesz. – chłopak zdziwił się na te słowa. Myślał, że dziewczyna będzie męczyć go tak długo aż nie wytrzyma i pęknie. Skrywała jeszcze wiele tajemnic.
- Więc po co przyszłaś? – zapytał ciągle nieufnie.
- Po pierwsze, by pokazać ci, że oni kłamią, a po drugie, by cię rozweselić. – oznajmiła i położyła laptop na biurku. Zasłoniła ekran tak by chłopak nie mógł zauważyć co wpisuje do wyszukiwarki.
   Po chwili Sophie uniosła głowę znad monitora i stanęła naprzeciwko Nicka. W tym samym czasie z głośników popłynęły pierwsze dźwięki piosenki. Nick ze zdziwieniem spostrzegł, że to „Cry” Jamestown Story. Był to kolejny interesujący fakt o Sophie Underwood, który chłopak postanowił zapamiętać. Nie wiedział tylko w czym ten smutnawy utwór miał mu pomóc, a nie jeszcze bardziej zdołować. A jednak.
Sophie wzięła z komody szczotkę do włosów i zaczęła udawać, że to mikrofon.
 
“Tell me what's wrong, tell me why you're broken
come here for a moment, I'll wrap you up in my arms
So talk, I'll only listen
and should you lose control of that lump in your throat

Just go on and cry, let it all out
Hold on to me tight, surrender your pride
Go on and cry.”
 
   Zamiast wziąć tekst tej piosenki na poważnie, dziewczyna w zabawny sposób parodiowała i udawała, że prosi dokładnie o to co piosenkarz, nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku. Wyglądało to tak komicznie, że na ustach Nicholasa zaczynał formować się uśmiech. Sophie, widząc to zaczęła się jeszcze bardziej starać. Gdy skończyła, chłopak trzymał rękę na ustach, by nie wybuchnąć śmiechem.
- To jeszcze nie koniec – oznajmiła, wzięła laptopa i usiadła na łóżku koło chłopaka. Przełączyła na drugie okienko. Przedstawiało ono filmik z youtube. Sophia włączyła play, ustawiła większy ekran, a po chwili na czarnym tle pojawił się napis 70 powodów, by kochać Nicka Milesa. Chłopak spojrzał na to zdziwiony. Ktoś potrafił wymyśleć aż siedemdziesiąt powodów, by go kochać? Nie, to niemożliwe. Na ekranie zaczęły pokazywać się fragmenty wywiadów, koncertów, podpisywań płyt z jego udziałem, a na nich ukazywały się ponumerowane zdania, w tle słychać było damski głos, czytający frazy. Pierwszych trzech mógł się łatwo domyśleć:
1. Jego piękne, gęste, kręcone, czarne włosy.
2. Jego piękne, błyszczące, zielone oczy.
3. Jego słodkie dołeczki.
Ale reszty już nie, m in.
Jego pomysły na wymówki;  
Jego śmiech, który jest najpiękniejszym śmiechem na całym świecie;
Jego silny akcent i to jak wypowiada wszystko na swój własny, niepowtarzalny sposób; 
To jak potrafi przeistoczyć się ze słodkiego i nieśmiałego w seksownego i pociągającego w ciągu sekundy; 
To jak patrzy na wszystkich ludzi z wielką intensywnością jakby chciał ich zapamiętać; 
Jego ciepłą duszę i serce;
 To jak ciężko pracował na to by jego marzenia się spełniły i jak bardzo jest wdzięczny wszystkim za to, że się spełniły;
To jak troszczy się o resztę chłopaków;  
To, że nie wstydzi się mówić, iż kocha swoją młodszą siostrę, mamę, czy tatę; 
Albo to kiedy mówi coś dziwnego lub z podtekstem i ma nadzieje, że nikt nie zauważył; 
To, że gra na fortepianie i gitarze;
Te jego wygłupy;
To, że zawsze jest przy mnie, nawet jeśli o tym nie wie. 
 
Ale  najbardziej wzruszyło go zakończenie:
A więc jak widać jest wiele powodów, by kochać moją ulubioną osobę na całym świecie.. On jest najbardziej niesamowitym człowiekiem i zasługuje na całą dobroć i szczęście. Nie zasługuje na nienawiść. Nie pozwól, by ktokolwiek lub cokolwiek zdołowało cię, Nick. Zostań taki jaki jesteś. Tak bardzo cię kocham.
 
Gdy film się skończył, Sophie odłożyła urządzenie i spojrzała na Nicka.
- To było… było… wow – wykrztusił.
- No właśnie. Już wiesz co chciałam ci uświadomić? Spójrz ile ludzi cię kocha. I to jak bardzo. Są z tobą cały czas. Nie pozwól, by, ci którzy po prostu zazdroszczą lub mają inny gust muzyczny, ale nie mają skrupułów, by dołować innych spowodowali u ciebie takie cierpienie. Nie zasługujesz na to. Nikt nie zasługuje.
- Dziękuję – wyszeptał – Już mi lepiej.
- Cieszę się – odpowiedziała i uśmiechnęła się, a on odwzajemnił go. Pierwszy raz od tygodnia.
 
***
 
- Grace, Jim! – wykrzyknęła Sophie i przytuliła swoich przyjaciół stojących w progu domu. Rodzice pojechali na jakieś przyjęcie do znajomych i mieli wrócić dopiero po piątej rano, a Luc nocował u przyjaciela, więc dziewczyna dostała od nich pozwolenie na zaproszenie przyjaciół.
- To co robimy? – zapytał Jim, wchodząc i od razu kierując się do pokoju przyjaciółki. Gdy dotarli cała trójką rzucili się na mięciutkie łóżko. Grace i Jim wyciągnęli z toreb chipsy, chrupki, kilka kartonów soków.
- Żelki! – krzyknęła Sophie i od razu otworzyła paczkę smakołyków.
- Były pierwszą rzeczą o jakiej pomyśleliśmy – odpowiedziała ze śmiechem Grace, obserwując przyjaciółkę, która napełniała właśnie buzię kolorowymi misiami.
- To co oglądamy? – zapytał Jim.
- Może Millerów? – zasugerowała pani domu, przełknąwszy wcześniej słodkości.
- Nie oglądałam tego.
- Ja też nie.
- Spodoba wam się – obiecała i zaczęła wyszukiwać filmu na Internecie.
Gdy sens miał się zaczynać, telefon Sophie zaczął wygrywać „Wiggle” Jasona Derulo. Nie cierpiała tej piosenki, nawet nie wiedziała jak znalazła się na jej telefonie, ale chłopcy z This Moment postawili sobie chyba za punkt honoru doprowadzać ją do szewskiej pasji na każdej okazji. Tak więc, gdy któryś z nich dzwonił zawsze słyszała te okropne dźwięki. Westchnęła zirytowana i odebrała połączenie.
 
Który tempak dzwoni?
Najzajebistrzy ze wszystkich.
Hej Thomas. – westchnęła przeciągle – Co się dzieje, że zaszczycasz mnie usłyszeniem twojego pięknego głosu?
Jakie komplementy prawi mi dzisiaj moja sarkastyczna koleżanka. Robisz coś teraz ciekawego?
Oglądam film z przyjaciółmi, więc…
Czyli nic ciekawego.
HEJ!
Posłuchaj. Jeśli chcesz zobaczyć ciekawe widowisko to polecam ci, byś wpadła do domku Nicka jak najszybciej.
Ale o  co…?
Nie pytaj tylko wbijaj!wydarł się chyba Evan.
Powiedzmy, że nasz kochany Nicholas próbuje zrekompensować nam brak swojej osoby i muszę przyznać, że ciekawie mu to wychodzi.
E… zastanowię się.
 
- Kto dzwonił? – zapytał Jim.
- Thomas.
- Jaki Thomas? – zapytał Jim, któremu jeszcze nie oznajmiono, iż Sophie koleguje się z This Moment.
- Thomas Brick.
- Nie znam gościa.
- Członek zespołu This Moment.
- A… to ten zespół, którego piosenki wciąż śpiewacie. Jak to szło? Everytime I went sleep…
- Ugh. Źle śpiewasz. Sophie. Razem. – powiedziała Grace.
 
Everytime I go to sleep
I think about everything I done
Think hard
Lay straight
And everything what we’ve done
Shows in our mind… *
 
- Wiedziałem, że jakoś tak.
- Taa… Oczywiście…
- To czego chciał Thomas?
- Zapytał, czy nie chcemy do nich wpaść. Podobno Nick coś wyprawia.
- Chcę zobaczyć! – krzyknęła Grace i zaczęła piszczeć.
- Ciebie to chyba lepiej zostawimy – oznajmiła ze śmiechem Sophie, patrząc na zachowanie przyjaciółki.
- Mogę iść. Pośmieję się przynajmniej – oświadczył Jim. Spakował do torby prowiant i wszyscy w trójkę skierowali się samochodem chłopaka do domu Milesa.
 
***
 
   Przyjechali po kilkunastu minutach drogi. W domu Nicka wszystkie światła były pozapalane i słychać było głośną muzykę.
- Impreza. Juchu – Grace zaczęła iść tanecznym krokiem do drzwi. Przyklejona była do nich karteczka. Otwarte. Wejdźcie jak najciszej się da. Nie chcemy przecież, by Nick was usłyszał i przestał robić to co robi. – chłopaki
Sophie delikatnie uchyliła drzwi i zaczęła stąpać cicho, uważając by na nic nie nadepnąć. Pokazała ręką, by reszta szła za nią. Skradali się. Usłyszeli głośne śmiechy i brawa dochodzące z salonu, więc właśnie do tamtego pokoju się skierowali. Na wielkiej kanapie siedzieli Evan i Thomas, śmiejąc się tak głośno, że prawie spadali z sofy. Zauważyli przybyszów i dyskretnym ruchem głowy pokazali im na co mają spojrzeć. Nie musieli tego robić. Nie dało się nie zauważyć. To co działo się na stole dało się tak łatwo zauważyć jak pingwiny cesarskie na lodowcu. Czyli bardzo wyraźnie. Sophie, Grace i Jim ujrzeli…


No właśnie. Co ujrzeli? ;)
Dzisiaj trochę krótko, ale no cóż. Nie mam humoru no dłuzsze pisanie :(
* tekst wymyśliłam sama. Nie zabijajcie. Wiem, że to nic dobrego
PS. Mam problem. Mam ochotę napisać do mojego ulubionego wykonawcy, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Doradźcie. Pliz
Coś miałam jeszcze napisać, ale nie pamietam już co :( Eh Idk Mam nadzieję, że się podobało :)

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział VI


 
„Życie wy­daje się kochać pa­radok­sy - kiedy człowiek sądzi, że jest zu­pełnie bez­pie­czny, wte­dy jest zaw­sze śmie­szny i w każdej chwi­li gro­zi mu wy­padek - ale kiedy wie, że jest stra­cony, życie za­sypu­je go pre­zen­ta­mi. Nie trze­ba wca­le o to za­biegać - chodzi za człowiekiem jak pies.”

 

Erich Maria Remarque

 

 

- Jesteśmy – powiedział Nick i potrząsnął lekko ramieniem Sophie. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że dojechali. Podróż minęła jej w sekundę. Chyba po drodze przysnęła. – Chodź – Nick wyszedł z samochodu, a następnie obszedł go i otworzył jej drzwiczki. Gdy wyskoczyła z pojazdu, uważając, by spódniczka jej się nie podwinęła. Nick wyprzedził ją i stanął przy wejściu, ale zanim wszedł otworzył „wrota” i przepuścił ją pierwszą.
- Co za dżentelmen – skomentowała.
- Zawsze i wszędzie – odparł.
- Ta…
Sophie spojrzała na szyld i zobaczyła, że są w Starbucksie.
- Czyżby w całym Londynie nie było ciekawszego miejsca od Starbucksa? – zapytała, gdy siadali przy stoliku znajdującym się w dalszej i mniej zapełnionej części sali.
- To taki mały przystanek w podróży. Zasnąłem dzisiaj na dywanie w domu Thomasa i nie chciałbym, żeby znowu mi się to przytrafiło. Potrzebuję zastrzyku energii w postaci pysznej kawy.
- Na dworze jest prawie trzydzieści stopni, a ty chcesz pić gorący napój? – zapytała z wielkim zdziwieniem.
- Nie pamiętasz, że są jeszcze mrożone? Wezmę waniliową latte. A ty?
- E… Nie wiem.
- Nie masz ulubionego picia?
- Ja… nigdy nie byłam w Starbucksie.
- Serio?
- No co? Nie pijam kawy, więc nigdy nie widziałam sensu, żeby tu przychodzić.
- Nie no spoko. To na co masz ochotę? Pomogę ci wybrać.
- Hm… Na napój z mrożonych owoców.
- Wolisz maliny, czy mango?
- Maliny.
- Więc czy masz ochotę na shake malinowy?
- Może być.
- To ja pójdę zamówić. A ty się nie oddalaj. Nie chcę, żebyś się gdzieś zgubiła.
- Tak jest – i zasalutowała. Nick zachichotał, chyba pierwszy raz w życiu słyszała chichoczącego chłopaka, i stanął w kolejce. Sophie poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła telefon i zobaczyła nową wiadomość. Od Grace.

 
Co tam u cb?
Nic ciekawego rodzice pojechali z Luciem do sklepu.
Chata wolna? :) Mogę wpaść?
E… Nie.
Czyżbyś nie była sama? :D
Ja w ogóle nie jestem w domu.
Czyżby ktoś poszedł na randkę z Nickiem? :)
Z Nickiem tak. Na randkę nie. To zwykła przechadzka.
Tra ta ta ta. Mów sobie co chcesz ja i tak wiem swoje.
Ugrrrrrrrrrrrrr. Nick to tylko mój kumpel.
Tak. A ja jestem królowa Bona.
Wiesz co? Jak chcesz gadać takie bzdury to ja spadam. Cześć.

 
Ze złością wrzuciła telefon do małego, workowatego plecaka. Gdy znowu podniosła wzrok zobaczyła, że Nick zmierza do ich stolika z dwoma napojami, uważając by nie rozlać. Kiedy przed jej oczami ukazało się jej zamówienie stwierdziła, że wygląda naprawdę nieźle… Ale to nic w porównaniu z tym jak smakowało. Maliny smakowały jak maliny, a nie sproszkowane, chemiczne podróbki. Kawałki owoców i lodu mieszały się ze sobą przy podniebieniu, tworząc niesamowity efekt. Gęsty płyn spływał falami wzdłuż gardła, nie tracąc smaku ani aromatu. Z każdym kolejnym łykiem smakował coraz lepiej.
- Chyba ci smakuje, prawda? – zapytał Nickolas, który, jak podejrzewała Sophie, obserwował ją cały czas.
- Chyba widać. Rzadko ma się okazję, by wypić coś takiego. Właśnie! Ile zapłaciłeś?
- Nic mi nie musisz oddawać.
- Ale kupiłeś mi picie. Muszę ci oddać pieniądze.
- Nic mi się nie stanie jak wydam o te kilka funtów więcej. A do tego jesteś dziewczyną, a obowiązkiem chłopaka jest płacenie za wyjścia.
- Ale…
- Żadnego ale. Chciałem postawić ci picie, to tak zrobiłem. Gdybym nie chciał to bym się nie zmuszał.
- Nick…
- Dobra. Możemy zrobić tak: dzisiaj zapłacę za ciebie, a jeśli jeszcze kiedyś pójdziemy do kawiarni i będziemy w podobnej sytuacji jak dzisiaj to zapłacisz za nas oboje, a kolejnym razem ja, potem ty i tak cały czas. Może być?
- Wydaje się sprawiedliwie. Zgadzam się.
   W Starbucksie siedzieli jeszcze przez pół godziny. Rozmawiali, chichotali, śmiali się, z każdą chwilą poznawali bliżej, bardziej, zorientowali się, że wiele ich łączy. Obydwoje kochali czytać, ale to już wiedzieli wcześniej, uwielbiali muzykę, długie, wieczorne, rześkie, orzeźwiające spacery. Obydwoje nie cierpieli zakupów, zwłaszcza chodzenia po sklepach z odzieżą. Jedyne sklepy jakie tolerowali to księgarnie.
- Może zaczniemy się zbierać? – spytał Nicholas, gdy na zegarku wybiła trzecia.
- A już myślałam, że nie wymyśliłeś niczego lepszego i chcesz spędzić ze mną czas tutaj tak długo jak się tylko da.
- Nie no co ty. Jeszcze nie widziałaś niespodzianki. Mam tylko jeden warunek.
- Jaki?
- Kiedy powiem, że masz zamknąć oczy zrobisz to i nie otworzysz ich dopóki ci nie powiem, dobrze?
- Nie wywieziesz mnie do lasu,  by mnie poćwiartować, a fragmenty ciała wyrzucić do rowu?
- Tak. W tajemnicy jestem cichym zabójcą. Bycie piosenkarzem to tylko przykrywka. W taki sposób łatwiej mi znaleźć ofiary.
- W takim bądź razie… Nie i nigdzie z tobą nie idę.
- Nie?
- Nie.
- Tak się chcesz bawić? – zapytał z tym złośliwym błyskiem, po którym jego oczy zawsze rozjaśniał jakiś wewnętrzny blask.
- O nie. Nicholasie Miles cokolwiek zamierzasz zrobić nie wolno ci… Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!! – krzyknęła, gdy Nick bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł z budynku. – Nick jestem bardzo ciężka! Puść mnie, bo nabawisz się przepukliny!
- Tak, strasznie ciężka, normalnie czuję jakbym słonia niósł – powiedział z sarkazmem. – A teraz przestań się wiercić.
    Sophie zamilkła. Nie miała za ciekawych widoków. Plecy i nogi chłopaka. Chociaż musiała przyznać , że nie miał ich najgorszych. Cholera. On miał je lepsze od niej! Jak to możliwe, że chłopak ma ładniejsze i zgrabniejsze nogi od dziewczyny? Chyba powinna zacząć ćwiczyć.
    W tym czasie Nick zdążył dojść do samochodu, wyciągnąć kluczyki i wyłączyć alarm w pojeździe. Delikatnie ułożył ją na fotelu i zasiadł na miejscu kierowcy.
    Sophie zauważyła, że wiele osób zebrało się dookoła wejścia do pomieszczenia, bez skrupułów gapiąc się na skończone widowisko. Pewnie nawet w Londynie widok chłopaka wynoszącego z kawiarni dziewczynę, był rzadkim widokiem. A ludzie byli stworzeniami, które chcą wiedzieć co się dzieje i zobaczyć to na własne oczy, by móc potem chwalić się rodzinie i przyjaciołom, a także znienawidzonym postaciom gdzie to byli, jakie interesujące sytuacje ich spotkały itd. Świat to dziwne miejsce pełne jeszcze dziwniejszych mieszkańców.
    Jechali w ciszy przez kilkanaście minut. Sophie zaczynała już podejrzewać, że chłopak po prostu wozi ją po stolicy bez celu, jednak kiedy spoglądała na niego widziała, że jego twarz jest skupiona, a oczy dokładnie śledzą wszelkie mijane znaki co oznaczało, iż doskonale wiedział dokąd zmierzają.
- Zamknij oczy. – rozkazał Nick, a Sophie westchnęła cicho, ale wykonała polecenie. Jechali przez kilka minut, a potem poczuła zmniejszającą się prędkość pojazdu. Po chwili stanął. Nick wyprowadził ją z samochodu, trzymając dłoń na jej oczach, zapewne po to, by upewnić się, że nic nie zobaczy.
    Sophie czuła coraz większe podniecenie, ale gdzieś w głębi jej samej czaił się też strach. W końcu nie znała chłopaka długo w związku z tym nie wiedziała jakie pomysły kryją się pod tą czarną czupryną.
    Usłyszała skrzyp otwieranych drzwi i o wiele niższą temperaturę, która uderzyła w nią jak niewidzialna fala, a na jej ciele od razu pojawiła się gęsia skórka a ciało przeszedł dreszcz.
- Czyżby to na mój dotyk tak zareagowało twoje ciało? – zapytał Nick, a Sophie mimo zamkniętych oczu mogła wyczuć, że uśmiecha się kpiąco.
- Chciałbyś kolego – mruknęła.
    Nick znowu się zaśmiał. Prowadził ją cały czas w ciszy, od czasu do czasu ostrzegając przed podwyższeniem lub obniżeniem. Poczuła przesuwające się kotary, a potem w jej powieki uderzyła jasność. Po chodzeniu w ciemności lub przyćmionym świetle nawet one musiały przyzwyczaić się do większego oświetlenia.
- Możesz już otworzyć – usłyszała i tak też zrobiła. W środku aż cała chodziła, tak bardzo chciała dowiedzieć się dokąd zabrał ją Nick. Podczas drogi miała już pełno teorii: na lodowisko, do kina, teatru, opery, wystawy poświęconej historii muzyki… Pomyślała o wszystkim, ale nie była w stanie domyślić się, że Miles jest w stanie zabrać ją TAM.
    Znajdowali się w środku O2 Arena, a dokładniej w samym jej sercu, czyli na scenie. Sophie rozejrzała się, chłonąc widok, pragnąc zapamiętać nawet najdrobniejsze szczegóły. Wpatrywała się w siedzenia, przechodziła po scenie, dotykała sprzętu. Jej oczy nie mogły się napatrzeć, mózg błagał o więcej i więcej. Narządy zmysłu chciały wybuchnąć od takiej dawki emocji jak i informacji, ale ciągle błagały o więcej, jakby chciały się przegrzać i zmusić Sophie do utraty przytomności. Do ucieczki od miejsca, a równocześnie jak najdłuższego pozostania.
- Jeju – szeptała w zachwycie z każdym kolejnym krokiem, każdym kolejnym oddechem. Nozdrza zostały zaatakowane przez zapach – nowy a zarazem jakby znajomy. Czuła pot, wyczuwalną euforię, zapach spełnionych marzeń, szczęścia, oczywiście jeśli takie stany mają jakikolwiek zapach.
    Nagle usłyszała krzyk, a spod sceny wybiegł nagi od pasa w górę Nick, kręcąc bluzką nad głową i wyprawiając najróżniejsze figury: raz tańczył jak baletnica, by po chwili udawać jelenia, czy ptaka. Zaraz czy to był ptak? A może tyranozaur? Coś pomiędzy tymi dwoma.
   Sophie zeskoczyła z podwyższenia i patrzyła się na chłopaka, śmiejąc do rozpuku z jego wygłupów. W końcu nie wytrzymałą i padła jak długa na ziemię, zwijając się w kulkę z powodu skurczów brzucha wywołanych długotrwałym śmiechem.
- Sophie!!!!!!!!! – Nick pojawił się nad nią i wyciągnął rękę. Użył tyle siły, by ją podnieść, że dziewczyna aż wyleciała w górę. Kiedy stała już pewnie na obu kończynach, Nick ciągle trzymał jej dłoń i wydawało się, że wcale nie zamierza puścić. Przyciągnął ją do siebie i zaczął prowadzić jak w walcu. Trochę kulawym, bo ona nie umiała tańczyć, a chłopak po prostu się wygłupiał. Nagle pokręcił nią i spróbował wygiąć do tyłu jednak nie zdołał jej utrzymać i runęli w dwoje na ziemię jak kłody. Spojrzeli na siebie i w tym samym czasie wybuchnęli śmiechem.
    Naprawdę cudownie się bawili. Jednak o wiele śmieszniejsze było ujrzenie shake’ującego Nicka. Widok był lepszy niż najśmieszniejsze sceny w najlepszych komediach. Wywijał tyłkiem i torsem jak zawodowiec. Jeszcze w tych nisko opuszczonych spodniach, odsłaniających kości biodrowe jak i pasek bokserek. Ta…
    Sophie zaczęła wywijać na parkiecie, kręcąc każdą częścią ciała. Wrzeszczała, śmiała. Nie zauważyła skradającego się Nicka, więc po chwili na jej kark i plecy spłynęła tafla lodowatej wody. Zadrżała i podskoczyła do góry, instynktownie się otrzepując. Chłopak nie pomógł jej, co to to nie. Śmiał się tak bardzo, że prawie spadł ze sceny.
- Tak chcesz się bawić kolego? – zapytała, wolnym krokiem zbliżając się do przeciwnika. Szybko porwała najbliższą butelkę wypełnioną po brzegi lodowatą wodą i zaczęła gonić chłopaka po całej sali.
    Chyba można było uznać, że końcowo był remis, gdyż obaj ociekali wodą. Nick śmiał się cały czas, przeskakując między przeszkodami jak zając.
   Wbiegł na scenę i zaczął wywijać tyłkiem, ruszając ręką przez swoim kroczem.
- No nie mogę – mruknęła, patrząc jak chłopak zaczyna parodiować Nicki Minaj z „Anacondy”
- Mam pomysł! – wykrzyknął i wybiegł za scenę, by po chwili wrócić taszcząc za sobą mikrofon stacjonarny. Ustawił go na środku sceny po czym wyłowił z kieszeni spodni telefon i przez chwilę pukał palcem w ekran. W następnej chwili do uszu dziewczyny dotarły pierwsze tony „Talking body”. Myślała, że Nick zacznie śpiewać, ale nie. On zaczął okręcać się dookoła statywu jakby był rurą (sprzęt), a on striptizerem. Wyprężał się, kucał i wolno podjeżdżał do góry, ocierając się o urządzenie. Sophie nie wiedziała, czy ma się śmiać z jego wygłupów, czy płakać z tego, że takiego idiotę nazywała swoi kumplem.
- Dobra dawaj mi to – oświadczyła, wspięła się na podest i wyrwała z rąk i nóg chłopaka mikrofon. – Teraz ty będziesz mógł pośmiać się ze mnie. – Nick zdziwił się, ale potulnie zszedł ze sceny i ustawił się tuż przy wejściu. Dziewczyna wyszukała w telefonie melodię do pewnego utworu i zaczęła śpiewać, czy jak sama uważała kaleczyć utwór:

 
“Release your curse
'Cause I know my worth
Those wounds you made
Are gone you ain't seen nothing yet
Your love wore thin
And I'd never win
You want the best
So sorry that's clearly not me
This is all I can be.


Am I still not good enough?
Am I still not worth that much?
I'm sorry for the way my life turned out
I'm sorry for the smile I'm wearing now
Guess I'm still not good enough.”*

 

    Z każdą kolejną zwrotką, linijką, pojedynczym słowem czuła jak słowa, melodia, rytm, puls wbija się niczym ostry nóż w jej duszę. Piosenka żyła, a ona razem z nią. Instrumenty były jak wzburzony ocean, a ona malutką deseczką na najwyższej fali. Nie miała wyjścia musiała kroczyć dalej, brnąć, przedzierać się, krzyczeć z rozpaczy, niewiedzy, osamotnienia.
  Zamknęła oczy, wyrzucając razem z kolejnymi słowami cały ból, cały żal, całe cierpienie, które gnębiło ją jak trucizna, klątwa od wewnątrz. Chciała pozbyć się tej czarnej plamy na duszy. Pragnęła ją wybielić, wyzwolić samą siebie.
   Jej ciało drżało, a palce automatycznie układały się na niewidzialnych strunach, chciały poczuć sprężystość, wyrazistość strun. Ból, które czasami czuły, gdy instrument wibrował tak mocno, że jego siłę czuła aż w koniuszkach palców. Dłonie chciały poczuć aksamit smyczka, umysł to uczucie wolności, gdy te dwa ciała stykały się ze sobą, tworząc przepiękne, rozdzierające serce dźwięki.
   Podczas śpiewania refrenu poczuła łzy zbierające się w kącikach oczu, rozlewały się po rogówce, a Sophie jeszcze mocniej zacisnęła powieki, nie chcąc by zostały wypuszczone na wolność.
    Ta piosenka była tak piękna, tak bardzo pasowała do duszy Sophie. Dziewczyna kochała a także nienawidziła tego utworu. Jak melodia mogła sprawiać, że czuło się spokojnym, spełnionym, jakby znalazło się przyjaciela, który czyta w twoich myślach i pomaga stawić czoła przeszkodom, a równocześnie czuć jakby wyrzucano cię na środek basenu, mimo że nie umiesz pływać? Być jak nieumiejące latać pisklątko w chmurach? Jak czarna osoba w miejscu wełnionym po brzegi białymi? Skąd muzyka miała taką moc? Kto dał jej takie prawo? Kto pozwolił jej być jedną wielką sprzecznością? Morzem równocześnie spokojnym i wzburzonym? Kto?
    Melodia powoli ucichła, a głos Sophie razem z nią. Gdy nastał cisza, dziewczyna powoli otworzyła oczy, przyzwyczajając się do światła. Jak zawsze po takim zatraceniu się w muzyce nie potrafiła dojść do siebie. Przypomnieć sobie gdzie jest, co tu robi. Jej umysł jeszcze chwilę żył muzyką, kochanymi dźwiękami. Musiał odłączyć się od swojej drugiej połówki, chociaż może jednej trzeciej, jeśli liczyć jeszcze zatracanie w powieściach.
   Dotknęła policzka i ze zniesmaczeniem stwierdziła, że jest mokry. Przeklęte łzy jej nie posłuchały. Nigdy nie słuchały. Była taka słaba.
    Poszukała wzrokiem Nicka i znalazła go stojącego w miejscu z szeroko otworzonymi oczami w niemym zachwycie? A może przerażeniu? Jego usta były rozchylone, powieki tkwiły nieruchomo, nie oczyszczały oczu. Sophie czuła się bardzo dziwnie. Obnażona, na widoku. Nie podobało jej się to uczucie.
- Ekm… - odkrząknęła – Nick?
To było jak kluczyk przekręcony w zamku. Chłopak w jednej chwili otrząsnął się ze stany zamrożenia, w którym się znajdował. Podbiegł do sceny, ściągnął z niej Sophie i przycisnął do swojego nagiego torsu tak mocno jakby od tego zależało jego (a może jej) życie. Wsunął głowę w jej szyję, jedną ręką głaskał włosy, które zdążyły się wymknąć ze starannie ułożonej fryzury, a druga znajdowała się na jej plecach, nie pozwalając Sophie na najmniejszy ruch.
- To było piękne – wyszeptał. Odsunął się od niej na wyciagnięcie ręki i otarł z policzków łzy.
- Przestań. Nie umiem śpiewać.
- Tak jak ja nie umiem zawiązać butów. Masz ogromny talent. Twój głos przebił się przez wszystkie bariery. Było w nim tak dużo uczuć. To było jedno wielkie kłębowisko emocji. – Ciekawe dlaczego – pomyślała gorzko - Żyłaś tą melodią, a ja razem z tobą.
- Nicholas nie kłam – wyszeptała zrezygnowana.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym tak kłamać?  W takiej sprawie? Wiesz, że nawet nagrałem twój występ? Chłopcy mogą osądzić, czy umiesz śpiewać czy nie.
- A wiesz, że ja nagrałam potajemnie twoje harce?
- CO?!
- Oj tak. – powiedziała cwaniacko, na dowód pokazując mu nagranie na telefonie.
- Błagam nie pokazuj tego nikomu… Chociaż… Chłopcy i tak widzieli już gorsze rzeczy.
- Nie chcę wiedzieć.
- Chcesz już wracać?
- Tak.

 
***

 
   Podczas drogi powrotnej Sophie ani na chwilę nie przymknęła oczu, więc mogła zauważyć, że droga ze stadionu do jej domu trwała ponad czterdzieści minut.
- Dziękuję za cudowny czas – powiedziała, gdy zatrzymali się na podjeździe. – Pa
- Pa – powiedział i odjechał w ciemną noc. Sophie obróciła się w stronę mieszkania i zobaczyła światła zapalone w salonie. Zapowiada się długa noc…

 

 ***

 
  Rano Sophie obudziła się kiedy słońce było już całkiem wysoko nad widnokręgiem. Po zjedzeniu śniadania zadzwoniła do niej Grace z prośbą o spędzenie razem czasu. Umówiły się o dwunastej tam gdzie zawsze, czyli przed przejściem łączącym dwie główne ulice. Jak zwykle Sophie musiała czekać na swoją przyjaciółkę. Spacer zaczęły od wstąpienia do najbliższego sklepiku po coś do picia. Następnie skierowały się do ich ulubionego miejsca, czyli malutkiego gaiku, znajdującego się na samym końcu zielonego parku.
- Poprosze o szczegóły – oznajmiła nagle Grace, gdy tylko zasiadły na drewnianej ławeczce.
- Ale jakie szczegóły?
- Twojego wczorajszego spotkania z Nickiem.
- Aaaa. Więc… - nie zdążyła dokończyć, ponieważ w tym samym momencie rozbrzmiał jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz – O wilku mowa – powiedziała i nacisnęła zieloną słuchawkę.

 
- Hej Nick co się…
- Sophie posłuchaj. Możesz przyjechać do domu Nicka?
- Micheal o co chodzi? Dlaczego sapiesz?
- Nie teraz. Mogłabyś się tu zjawić?
- Ale że teraz?
- Ja najszybciej.
- Dobrze, ale…
- Dzięki – i rozłączył się.

 
- No i czego chciał twój Romeo?
- Grace mogłabyś mnie zawieść na osiedle, na którym mieszkają? Wiesz, że ja nie mam samochodu.
- Ale co się stało?
- Nie wiem, ale na pewno to ważne.
- Dobrze.
   Sophie szybko biegła pod dom przyjaciółki. Grace ledwie za nią nadążała. Była zła na Soph, ponieważ nie wolno jej było biegać, ale skoro to zrobiła to znaczyło, że jest źle. Po chwili jechały już z prędkością prawie 100 km/h, a Underwood mówiła kiedy i gdzie skręcić.
   Gdy tylko zajechały Sophie wybiegła z pojazdu i wparowała do otwartego lokum Nicholasa Milesa. Wszyscy członkowie This Moment oprócz wyżej wspomnianego siedzieli wokół małego stolika  w salonie. Ich miny nie oznajmiały niczego dobrego.
- Co się stało? – zapytała – Gdzie Nick?
- U siebie – odpowiedział Evan.
- Dlaczego miałam przyjechać?
- Jak chyba wiesz nasz przyjaciel, nie lubi czytać ani zastanawiać się nad tym co wypisują o nim inni ludzie. Dlatego też nigdy nie czyta portali ani for o naszym zespole. Jednak po zakończeniu tej trasy postanowił to zmienić i no cóż… nie wyszło najlepiej.
- Co to znaczy?
- Sama sprawdź – powiedział Thomas.
- Sophie pomóż mu dobrze? Postaraj się. Ja nie wiem jak mu pomóc. Jest dla mnie jak młodszy brat. Nie chcą widzieć go w takim stanie – błagał Micheal.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. – obiecała i skierowała się w stronę schodów.
   Pokój Nicholasa znajdował się na samym końcu korytarza. Sophie bardzo go lubiła. Był taki przytulny, ale dało się w nim czuć wysoki poziom testosteronu. Ściany zasłaniały wysokie regały, zapełnione po brzegi najróżniejszymi książkami. Przy przeciwległej stał kufer, w którym znajdowało się pełno kartek pokrytych nutami, zeszyt do tworzenia tekstów, ulubiony ołówek… Jednak najbardziej w oczy rzucało się łóżko. Był to wielki mebel zasłany poduszkami, a nawet kocykiem, z którym spał chłopak – co wyjawił dziewczynie w sekrecie. Zawsze pościel była równo zasłana, ale teraz wszystko wywrócone było do góry nogami, a narodku tego nieładu siedział Nick z podkulonymi nogami, wpatrując się w ekran telefonu, cały czas przesuwając po nim palcem. Chyba usłyszał jej kroki, ponieważ uniósł głowę, a gdy ich oczu się spotkały Sophie przeżyła szok, ponieważ…



* fragment piosenki Little Mix - "Good enough". Znalazłam tą piosenkę wczoraj i jest to pierwszy utwór tego zespołu, który posłuchałam. Sophie spiewała całą piosenkę, ale te emocje, które opisałam stały się jeszcze silniejsze podczas wykonywania tego fragmentu.
Jednak coś napisałam. Jej! Brawa dla mnie ;) Jest to chyba tak w ogóle najdłuszy rozdział jaki do tej pory napisałam. Wow.
Jak myślicie co się dzieje z Nickiem?
Przepraszam za błędy jeśli jakieś się pojawiły :(
 

piątek, 13 marca 2015

Rozdział V

Rozdział V
„Jeśli a oz­nacza szczęście, to a = x + y + z; x - to pra­ca, y - roz­rywki, z - umiejętność trzy­mania języ­ka za zębami.”
Albert Einstein
 
   Sophie jadła powoli śniadanie, słuchając dźwięków napływających do jej uszu z salonu. Nuciła pod nosem melodię. Była, wyjątkowo, w doskonałym humorze. Może stało się tak za sprawą słonecznego blasku oświetlającego cały jej pokój, gdy się obudziła, a może o ćwierkanie ptaków na drzewach, jedną z ulubionych piosenek lecących akurat w telewizji, a może był to efekt wiadomości, którą otrzymała zaraz po przebudzeniu…
   Gdy skończyła posiłek, wesoło podeszła do zlewu, by umyć naczynia. Coś musiało być nie tak. Kto normalny uśmiechał się podczas zmywania garów? Jednak nie zastanawiała się nad tym za długo. Gdy wbiegała po schodach na piętro, przeskakiwała po dwa stopnie, a potem wpadła do pokoju podskakując jak młodziutka antylopa. Porwała swoje ubrania do chodzenia po domu, a następnie zniknęła w łazience, zamieniając pidżamę ze słodziutką myszką Miki na dresy i starą bluzkę.
   Kiedy poranną toaletę można było uznać za skończoną, stwierdziła, że należałoby wziąć się już za sprzątanie pokoju. Westchnęła, włączyła wieżę i pozwoliła, by rytm muzyki porwał ją jak fala i pozwolił zapomnieć o tym, że zamiast tańczyć razem ze swoją paczką ściera kurze.
   Po godzinie wylała wodę jednak muzyka ciągle sączyła się z urządzenia. Aż żal było wyłączać. Z taką myślą Sophie zaczęła tańczyć i śpiewać na cały regulator. Dobrze, że rodzice pojechali dziesięć minut wcześniej razem z jej bratem do sklepu, bo inaczej… nawet nie chciała wiedzieć co by wtedy było.
   Nagle usłyszała skrzypnięcie paneli. Odwróciła się powoli i zobaczyła…
 
 ***
 
  Nick otworzył gwałtownie oczy i usiadł na łóżku, rozglądając się gorączkowo dookoła. Coś mu się nie zgadzało. Telewizor cały, laptop cały, szafa i komoda zamknięte, książki ustawione. Wszystko na swoim miejscu. A jednak cały czas coś było nie tak. Może to po prostu otumanienie senne. Może coś mu się śniło. Nagle błoga nieświadomość zniknęła, a on w jednej chwili zaczął odczuwać straszliwe zimno. Spojrzał w dół i zobaczył, że całe łóżko łącznie z nim samym aż pływa w wodzie z lodem. Z lodem!
- Nicholasie kogo nominujesz do oblania się kubłem lodowatej wody? – zapytał Micheal, który pojawił się nie wiadomo skąd obok chłopaka, trzymając w ręku swoją szczotkę do włosów imitującą mikrofon.
- Co? Wy?!… Nominuję Erica Bana i Eda Sheerana. Do dzieła!… Wyłączże już tą kamerę – warknął, gdy Evan ciągle nagrywał jego mokrą bluzkę.
- Dlaczego kazałeś mi wyłączyć? Wiesz o ile więcej komentarzy będzie pod tym filmikiem jak nasze fanki ujrzą mięśnie pod twoją koszulką. Już słyszę te ochy i achy.
- Dokładnie takie jakie ty robisz, gdy oglądasz filmy z Emmą Watson? – zapytał Nicholas.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
- A tak w ogóle to dlaczego mi to zrobiliście? Miałem taki cudowny sen. I było mi ciepło!
- Thomas postanowił zrobić śniadanie dla nas wszystkich, a jako że ty masz najfajniejszą kuchnię z nas wszystkich to postanowiliśmy wbić do ciebie. Potem Thom poszedł gotować, piec czy co on tam wyprawia, nam się nudziło, a ty tak smacznie spałeś aż żal cię było nie obudzić.
- Czy ja czuję smród palonego oleju? – zapytał zaniepokojony Nick.
- Chyba.
- Moja kuchnia! – wykrzyknął właściciel domku i wyskoczył z łóżka.
- Nick! – krzyknął Evan – Ty idź się przebrać, a my sprawdzimy co tym razem przeskrobał Thomas, ok.?
- Eeeeeeee… Dobra. Tylko nie niszcie jej jeszcze bardziej.
- Sie robi szefie. – I zniknęli za drzwiami.
Gdy Nick został sam, spojrzał na łóżko i westchnął.
- Najpierw ja. Potem mebel – postanowił i wyciągnął z komody ubranie na zmianę.
    Po kilku minutach, już ubrany, siedział na łazienkowych kafelkach, opierając się plecami o ścianę, a pod nosem mruczał najróżniejsze przekleństwa. A to wszystko przez jego włosy. Przez włosy! Jego loczki były kapryśnymi tworami. Jedyne co było w stanie znacznie ułatwić Nickowi ich rozczesanie to nałożenie odżywki i pianki tuż po spłukaniu szamponu. Tylko po takim zabiegu dawały się ujarzmić grzebieniowi. Lecz teraz Nick nie umył ich i za karę przechodził istne piekło. Nie dość, że grzebień prawie całkowicie zniknął pod skołtunioną masą to dodatkowo nie mógł się przez nią przebić. Zatrzymywał się na blokadzie i tak zwisał dopóki Nick go nie wyciągnął.
    Chłopak westchnął sfrustrowany, wyciągnął telefon i napisał do pierwszej osoby jaka mu przyszła do głowy.
Śpisz?
Odpowiedź przyszła po chwili.
Nie J A ty?
Tutaj misio panicza Nicholasa. Niestety pan Miles jest chwilowo niedysponowany, gdyż pisze mowę pożegnalną swoim włosom.
Nie Nicholas! Pod żadnym pozorem nie wolno ci ścinać, golić, splatać, czy związywać swoich loczków. Jeśli to zrobisz to pożegnasz się z najważniejszą rzeczą w całym swoim życiu!
A co niby jest najważniejszą rzeczą w całym moim życiu? J
Spotkania ze mną. A o czym ty niby myślałeś? <oburzona>
Nie no oczywiście, że o tobie. Co mogłoby być ważniejszego od spotkań z moją najwierniejszą fanką :P
Wyczuwam sarkazm.
Masz włączony radar? Czy psi węch? J
Psy nie wyczuwają sarkazmu idioto. Pff.
Nie pfyfaj tu na mnie!
Nie pfyfaj? A co to za słowo?
Spadaj. Mogę pisać jak chcę. I tak nikt nie zobaczy tego oprócz mnie i ciebie.
Jest jeszcze Echelon.
Co?
Sprawdź tempaku. I ty niby jesteś starszy ode mnie? Zaraz mi jeszcze oznajmisz, że tyłek Kim Kardashian jest prawdziwy. A tak w ogóle to dlaczego piszesz?
Mam dość swoich włosów. Nie chcą się rozczesać! Są jedną, wielką masą kołtunów. Ugrrrrrrr.
Uuuuuu. A dlaczego są mokre?
Chłopaki zrobili mi Ice Bucket Challenge na śpiąco. :’(
Au. :D
Czy ty się ze mnie śmiejesz?
Nie no skądże. Nie wiesz, czy któryś z chłopaków nie zrobił zdjęcia? Obejrzałabym.
Ha ha ha. Jakaś ty miła i współczująca.
To moje drugie i trzecie imię.
Czyżbyś przeczytała je w chińskich ciasteczkach z wróżbą? ;)
Pff.
Jeeejjjjjjjj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zaciąłeś się? J
Nie. Rozczesałem włosy.
Super. Chcesz medal? :P
Pff. Masz plany na dzisiaj?
Nie, a co? Boisz się zgubić w metrze? :P
Skąd o tym wiesz?
Czyżbyś nie znał największej papli w zespole?
Micheal. Zabije go… To robisz coś?
Jako, że są wakacje mój kalendarz jest pusty. Aż błaga, żeby coś w nim zapisać.
To kartki się ucieszą. Wpisz sobie, ze o 13.00 przyjdzie po ciebie sam Nicholas Miles, najlepszy, najzabawniejszy i najseksowniejszy facet w UK jak nie na całym świecie.
Widzę, że skromność to twoja największa i najbardziej wyczuwalna cecha. ;)
Oczywiście, że tak. J To co?
Hmmmmmm… Może być. Wykreślę parę rzeczy i może znajdę godzinkę.
Przed chwilę powiedziałaś, że masz cały kalendarz pusty. Sprawdzaj smsy.
Cicho. To do zobaczenia.
Dlaczego kończysz? L
Głodna jestem!
Aaaaa.
No aaaaaa. Spadam jeść, bo już czuję apetyczne zapachy z kuchni. Mniam J
Ej no weś… Kuchnia!
Eeeee?
Opowiem jak się spotkamy.
Okokok. Cześć.
Cześć.
 
Nick schował telefon i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i omal się nie wywracając wparował do kuchni. Gdzie zobaczył… No właśnie. Całe ściany pokrywały mąka i jajka, a na podłodze walały się rozsypane płatki, makarony i inne sypkie rzeczy. A na środku tej rzeźni stali Evan, Micheal i Thomas patrzący bezradnie na otoczenie.
- Nie chcę wiedzieć jak to się stało, że przeszedł tutaj huragan, ale jednej rzeczy od was wymagam. Gdy wrócę ma tu być tak czysto, że będę mógł lizać podłogę i na języku nie zostanie ani jedna odrobinka kurzu – oznajmił i ruszył do przedpokoju.
- A ty co robisz? – zapytał Thomas.
- Zakładam buty, nie widać?
- Widać. Tylko po co to robisz?
- Idę do twojego domku, by zjeść śniadanie.
- Ech. No dobra. A my się bierzemy za sprzątanie. Masz plany na popołudnie?
- Spotykam się z Sophie, a co?
- Nie nic. Tylko, że wiesz wróciła ze szpitala tydzień temu, a ty spotkasz się z nią już czwarty raz.
- To coś złego?
- Nie. Oczywiście, że nie. Tylko nie chcę, żebyś potem chodził smutny i miał zero energii do życia.
- Czy ty myślisz, że ja i Sophie kręcimy ze sobą?
- Tak.
- Jesteśmy tylko kolegami, może się to przerodzi kiedyś w przyjaźń, ale do tego trzeba czasu. Jakoś nie widzę, żeby nasza relacja miała zejść na odmienne tory.
- Dobra myśl co chcesz. Tylko nie właź do tego bagna bez zastanowienia, dobra? Pomyśl, a zanim się zanurzysz weź głęboki wdech.
- Ty żeś się naćpał czegoś w tej kuchni? Gadasz od rzeczy. Miłego sprzątania. – i wyszedł.
     Całą czwórką mieszkali na malutkim osiedlu domków jednorodzinnych na obrzeżach Londynu. Każdy miał swój na własność, a każda działka oddzielona była niskim, drewnianym płotkiem. Cicho i spokojnie.
     Nick otworzył drzwi i od razu skierował się kuchni, by naszykować sobie śniadanie. Wyciągnął jajka, mąkę, cukier, miód, mleko, serek homogenizowany, dżem malinowy i morelowy, ananasa, mandarynki i parę jagód. Po dziesięciu minutach siedział na kanapie i pożerał cieplutkie naleśniki, popijając je maślanką o smaku owoców leśnych. Mniam. Aż się uszy trzęsą.
   Gdy jego żołądek nie potrafił zmieścić już nawet najmniejszego kęsa, chłopak rozłożył się na mięciutkim dywanie, wyciągnął telefon i z ciekawości wszedł na twittera. Czytał, czytał, a dywan był taki miękki. Nie wiedząc kiedy, zasnął. Obudził się po godzinie. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już wpół do trzynastej. Dobrze, że chłopcy mieszkali tak blisko siebie. Przeszedł na swoją parcelę i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i ruszył. Dobrze, że nie ubrał się rano jak ostatnia fleja i że rozczesał te włosy.
   Kolejnym plusem było to, że Sophie mieszkała ok. piętnaście minut drogi autem od ich osiedla, czyli w Chelmsford. Dom, w którym mieszkała znajdował się przy długiej ulicy zabudowanej tylko przez takie domostwa. W tej okolicy także panował spokój i cisza. Człowiek wjeżdżając czuł się jakby znajdował się na innej planecie, takiej bez zmartwień, czy wszelkich trosk.
   Gdy podjeżdżał, zobaczył, że jej rodzice, a także młodszy brat wychodzą na podjazd. Zaparkował i poszedł z nimi porozmawiać.
- Dzień dobry – powiedział
- Dzień dobry Nick – odpowiedziała Elenor, mama Sophie.
- Cześć – powiedział jedenastoletni brat dziewczyny – Lucas, który zachowywał się jak typowy starszy brat.
- Przyszedłeś spotkać się z Sophie? – zapytał Henry – tata, wbrew pozorom bardzo miły mężczyzna.
- Tak.
- Jest na górze u siebie – powiedziała Elenor, cały czas uśmiechając się w stronę nastolatka.
- To może my już pójdziemy. Bawcie się dobrze – powiedział Henry i niemal zaciągnął panią Underwood do samochodu. Luc poczłapał za rodzicami, a zanim zamknął drzwi, pomachał na pożegnanie. Nick odmachał i powoli wszedł do mieszkania.
   Lubił to miejsce, odkąd pierwszy raz przekroczył jego progi. Krótki, szeroki przedpokój wprowadzał osobę do jasnego salonu przedzielonego od kuchni blatem. Na przeciwko zamiast ściany stały ogromne, przezroczyste drzwi prowadzące na ślicznie urządzony, kwiecisty taras. Meble były drewniane, kuchenne w podobnym odcieniu. Widać, że państwo Underwood nie byli zbytnio bogaci, ale nie biedni. Typowa klasa średnia, ale w genialny sposób potrafili wykorzystać miejsce i środki, które mieli do dyspozycji.
   Wijące się, ciemne schody prowadziły na piętro wyłożone takimi samymi panelami. Drzwi były pouchylane, więc wydawało się, że w domu jesteś mile widziany, nie musisz uważać które drzwi otwierasz, ponieważ nic się nie stanie jak otworzysz złe.
   Tylko jedne drzwi były otwarte na oścież. Głośną muzykę dało się słyszeć od wejścia do budynku. Nick uśmiechnął się i zaczął wolno iść, przysłuchując się drugiemu głosowi, który śpiewał razem z piosenkarzem i najwyraźniej próbował go przekrzyczeć. Wychylił głowę i zobaczył, że na środku pokoju stoi Sophie ubrana w zwykłe szare dresy i wyciągniętą koszulkę, chociaż słowo „stoi” nie jest do końca adekwatne do czynności, które wykonywała dziewczyna. Lepiej brzmią słowa: skakała, wirowała, bujała się no i oczywiście śpiewała, czy tam wrzeszczała.
   Nagle nacisnęła przycisk na pilocie, a muzyka ucichła. Nastolatka powoli odwróciła się, a gdy rozpoznała któż to taki przyglądał się jej harcom rozszerzyła oczy, tak bardzo że o mały włos nie wypadły z orbit, a po chwili jej twarz i szyję oblał różowy rumieniec.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała, przyglądając się swoim kremowym papciom.
- Przyjechałem po ciebie.
- Już 13?
- Tak.
- Ale ten czas leci. O rany a ja jestem w ogóle nie ubrana. Poczekaj chwilę.
- Ej nie uciekaj. Nie mogłabyś czegoś jeszcze zatańczyć albo zaśpiewać? – zaśmiał się.
- Dupek – oświadczyła i pokazała mu język, znikając w łazience. Gdy został sam zaczął przyglądać się jej pokojowi co zresztą zawsze  robił, gdy gdzieś wychodziła, zostawiając go samego. Nad łóżkiem wisiały białe lampki, a na cienkim sznureczku przypięte były zdjęcia. Sophie i Grace, Sophie i jakiś chłopak, Sophie, Grace i ten tajemniczy chłopak, czy jej rodzina. Na każdym zdjęciu dziewczyna była uśmiechnięta, wydawała się szczęśliwa. Ale czy uśmiech nie był wymuszony? Czy pozorna radość nie ukrywała czegoś mrocznego? Dziewczyna opowiedziała mu, że uśmiech który ukazuje na każdej podobiźnie ćwiczyła odkąd skończyła sześć lat i teraz potrafiła go pokazać nawet kiedy była wściekła lub załamana. Skąd inni mieli wiedzieć, czy to co ukazuje jest prawdziwe? A może ona sama nie chciała się ujawnić?
- Gotowa – usłyszał głos. Spojrzał i zamrugał ze zdziwienia. Sophie stała przed nim ubrana w zwykłą kremową bluzkę i rozkloszowaną kwiecistą spódniczkę, włosy związane były we francuza, który kończył się zwykłym kucykiem. – Może być?
- Tak. Jak wyszykowałaś się tak szybko? Moja siostra szykuje się co najmniej pół godziny.
- Ale ja miałam już naszykowane ubranie i w ogóle się nie maluję, jedyne co musiałam wymyśleć to fryzurę.
- Może przyprowadzę tu kiedyś Natalie. Zobaczy, że dziewczyny tez potrafią się szybko ubierać.
 
***
 
   Po chwili siedzieli już w samochodzie. Sophie zdążyła już nawet włączyć radio.
- To gdzie mnie porywasz tym razem? – zapytała.
- Niespodzianka – odpowiedział z uśmiechem znowu ukazując dołeczki. Jak ona tego nienawidziła. To znaczy, ze miał przebiegły plan.
- Przez ciebie zaczynam nienawidzić niespodzianek.
- Spodoba ci się.
- Ale…
- Nie marudź. Jak się dowiesz to nie będzie zabawy.
- No dobrze. Jedźmy już.
   Nick posłuchał i odpalił samochód, by po chwili zostawić w tyle spokojne i znajome okolice. Po kilku minutach zorientowała się, że jadą w kierunku Londynu. Spojrzała na niego zaskoczona, a on w odpowiedzi uśmiechnął się tajemniczo. Ciekawe co tym razem dla niej przygotował.
 
 
 
No i jak? Komentujcie :)