Rozdział I
"Wejdźw korytarz, nigdy nie wiadomo jakie drzwi się przed Tobą otworzą."
T. Harv Eker
- Witaj miłości mojegożycia – powiedział Nick, rzucając się na wielką, beżową kanapę.
- Jak mi się chce pić –zajęczał Micheal, wyciągając długie nogi przed siebie.
- To dlaczego nie podejdziesz do stołu? – zapytał Evan, wskazując palcem na mebel, na którym stało pełno wód mineralnych, coli, soków i innych napojów.
- Eee bo mi się nie chce?
- To nie męcz – zakończyłrozmowę Thomas.
Brytyjski zespół This Moment właśnie zakończył swój koncert w Londynie. Niestety nie mogli nacieszyćsię długo ciszą i spokojem, ponieważ zaraz zaczynały się spotkania z fanami, którzy kupili specjalną wejściówkę. Jednak chłopcy bardzo lubili takie rozmowy. Chcieli wiedzieć za co się ich lubi, co jest w nich takiego wyjątkowego, że na ich koncerty przychodzą tłumy, mimo że byli zespołem dopiero od dwóch lat.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się zrelaksować – oznajmił Nick, zagłębiając się głębiej w kanapie i podnosząc z ziemi jedną ze swoich ulubionych książek, czyli drugą część „Diabelskich Maszyn” Cassandry Clare.
- Zmieniasz się w Williama Herondale’a – powiedział Evan, patrząc na poczynania przyjaciela.
- To chyba dobrze –mruknął w odpowiedzi.
- Chłopie dlaczego zawsze czytasz? Przecież to takie… takie dziwne. Po co czytać? – zapytał Thomas, który nie przeczytał w życiu chyba żadnej książki. Nawet lektury słuchał na audiobookach. Nick zgromił go spojrzeniem, a ten zamilkł. Pod tym względem byli całkowitym przeciwieństwem. Nick uwielbiał zatapiać się w świecie książek, kochał uczucie stapiania się w jedność z bohaterem powieści, to oderwanie sięod szarego życia. Gdy miał zacząć czytaćdziewiąty rozdział zatytułowany „Ognista noc” – Nickowi skojarzyła sięoczywiście z jednym – do pokoju wszedł ich menager Robert.
- Chłopcy, fani czekają –zapowiedział i wyszedł. Czwórka przyjaciół usiadła prosto i czekała w spokoju na pierwszy pisk zachwytu.
***
- No i jak było? –zapytała Sophie, gdy jej BFF Grace usiadła rozanielona na krześle.
- Cudownie – powiedziała w zachwycie – Każdy z nich jest tak różny, a dziwnym trafem tworzą całość.
- Domyślam się – odparła z uśmiechem.
- Nie idziesz się z nimi spotkać?
- Przecież mam czekać ażzawoła mnie ochroniarz.
W tym momencie zza zakrętu wyłoniła się łysa głowa ochroniarza zespołu, który ruszając ręką pokazałSophie, że ma iść za nim.
- Powodzenia – powiedziała z uśmiechem Grace i popchnęła przyjaciółkę i w stronę mężczyzny. Sophie podążyła za ochroniarzem, będąc o krok za nim. Gdy szli już trochę czasu, przewodnik nagle stanął. Do jej uszu dobiegł odgłos wibracji wydobywający się z kieszeni jego spodni.
- Posłuchaj muszę odebraćten telefon. Trafisz sama? – zapytał przyjaźnie.
- Tak, jeśli wytłumaczy mi pan jak dojść. – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło.
- Idź cały czas tym korytarzem aż zobaczysz niebieski kubeł na śmieci. Skręć w korytarz po prawo i zobaczysz tylko jedne drzwi z napisem This Moment. Zapamiętasz?
- Myślę, że tak. Chyba nie będzie aż tak źle.
- Miłej rozmowy.
- Dzięki – odpowiedziała i ruszyła we wskazanym kierunku.
Gdy jej oczom ukazały się brązowe, drewniane drzwi z nazwą zespołu nad klamką, zawahała się. Jej oddech drżał i czuła, że gdyby chciała wydobyć głos ze swoich spierzchniętych ust to dałoby się usłyszećtylko zduszony pisk albo jęk. „Głupia jesteś” – pomyślała – „Oni są dokładnie tacy jak ty, tylko że z masą kasy, fanami na całym świecie, apartamentami, brakiem problemów związanych z wyborem kariery. STOP! Jak będę myśleć w taki sposób to zaraz tu ducha wyzionę. Wdeeech i wyyydeeech. Od razu lepiej.” Już uspokojona tą rozmową sama z sobą cicho zapukała, a gdy nie otrzymała odpowiedzi, delikatnie otworzyła drzwi.
Jej oczom ukazał się duży pokój pomalowany na słonecznikową żółć. Podłoga wyłożona była dębowymi panelami. Wielkie okno zajmowało prawie całą lewą ścianę, rozjaśniając otoczenie. Naprzeciwko Sophie stał ogromny stół wyłożony jedzeniem, piciem i tego typu rzeczami. Po prawej stała długa, beżowa kanapa, a pod oknem cztery fotele w tym samym kolorze. Ale najważniejszą rzeczą w tym pokoju nie były meble, czy wystrój wnętrza, a osoby podnoszące powoli wzrok i spoglądające na nią.
- Czego chcesz tym razem Marv? – zapytał Nicholas z głową w książce.
- Ekm, Nick? – Mick chrząknął.
- Co?
- Spójrz.
Nick podniósł wzrok i zamarł, by po chwili wypuścić głośno powietrze i wykrztusić:
- Och.
***
Nick miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Taaa jemu wspaniale się to udało. Gdy podniósł głowę ujrzał osobę, której najmniej by się spodziewał. Najczęściej fani okazywali swoją obecność poprzez głośne piski, a tymczasem zwykła dziewczyna lubiąca ich muzykę stała przed nimi, wodząc po ich twarzach spojrzeniem intensywnie złotych oczu ze spokojem i ciszą tak wielką, że gdyby w pomieszczeniu znajdowała się jakakolwiek mucha to pewnie byłoby ją słychać tak głośno jak kroki słonia.
-Ehm… Cześć.
-Cześć – odpowiedzieli chórem.
-Jak ci na imię? – zapytał Evan najbardziej ogarnięty członek zespołu. Przynajmniej zazwyczaj.
-Sophie – odparła spokojnie.
-Mam na imię Nicholas, a to Micheal, Evan i Thomas – powiedział Nick, wstając i całując ją w dłoń iście dworskim gestem. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. On sam też nie wiedział, dlaczego tak postąpił. To był po prostu odruch.
-Myślę, że ta oto przedstawicielka płci pięknej wie jak się nazywamy –powiedział Micheal. Nick poczuł jak jego policzki przybierają barwę dojrzałego pomidora. Po co się przedstawiał? To wszystko przez to, że Sophie nie zachowywała się jak stereotypowa fanka.
-Nic nie szkodzi – odpowiedziała – Masz ładny głos – skomplementowała Nicka, by po chwili oblać się rumieńcem. Chłopcy popatrzyli na siebie w porozumieniu, równocześnie obserwując i podsłuchując konwersację wywiązaną między Nickiem a Sophie.
-O mój Boże! – krzyknęła nagle – Czytasz „Diabelskie Maszyny”? – podbiegła do książki zostawionej przez wokalistę na łóżku i przytuliła ją do piersi.
-Eeee – przejechał po włosach nerwowo – Tak. To jedna z moich ulubionych serii.
-Moja też – wykrzyknęła uradowana – Jesteś jednorożcem – oznajmiła triumfalnie.
-Kim? – zapytał Nicholas przerażony. Czyżby był tak mało męski? Musiał wybraćsię po nową wodę kolońską i perfumy i może jeszcze antyperspirant. Totalna metamorfoza.
-Iiiichchcha koniku – zawołał Thomas – Gdzie twoją mała księżniczka w różowiej sukience i tiarze? – zażartował.
-Tylko jak chowasz ten piękny, wydatny róg? – zapytał Evan – podaj mi numer do twojego kostiumografa i makijarzysty. Chętnie skorzystam jak mi pryszcz wyskoczy przed randką.
Micheal, Thomas i Evan wybuchnęli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
-Nie chodziło mi o takiego jednorożca.
-Eeee? – zapytali jednocześnie.
-Razem z moją przyjaciółką Grace stwierdziłyśmy, że chłopcy którzy lubią czytaćsą tak samo mitycznymi stworzeniami jak jednorożce, więc takie „wybryki natury” – podczas wypowiadania ostatnich dwóch słów zrobiła cudzysłów w powietrzu –zaczęłyśmy nazywać jak te bajkowe zwierzęta.
-Aaaa – pokiwali głowami w zrozumieniu.
-Macie złączone mózgi, czy jak? – zapytała ze śmiechem.
-„Przyjaźń to jeden umysł w dwóch ciałach” jak powiedział Mencjusz. Chociaż w naszym przypadku w czterech ciałach – odparł Nick.
-Gdzieś ty był całe moje życie? – zapytała.
-Wałęsałem się tu i tam – odpowiedział ze śmiechem.
-Bardzo śmieszne panie Miles.
-Oho. Schodzimy na nazwiska. Dobrze panno…
-Haha i co teraz zrobisz?
-Panno Gold.
-Dlaczego Gold?
-Bo twoje oczy są złote. Chociaż nie… teraz są zielone, bardzo jasno zielone.
-Tak. Moje oczy zmieniają kolor na jaki tyko chcą i kiedy chcą.
-Czad.
-Wcale nie. A tak w ogóle to…
-Przepraszam, że przeszkadzam – w drzwiach pojawił się ochroniarz, ten sam który ją odprowadzał.
-Tak Marv?
-Musicie chłopcy zacząć rozmawiać z kolejnymi fanami.
-Dobrze.
-W takim razie… cześć.
Nick podszedł i otworzył Sophie drzwi.
-Zabawne złośnice, miłośniczki książek i kobiety pierwsze.
-Do której grupy mam się zaliczyć?
-Do tej do której chcesz.
-To w takim razie jestem członkiem miłośników książek.
-A myślałem, że kobietą. Cóż… nie mogę w takim razie liczyć na kolejne spotkanie, ponieważ nie jestem chłopakiem lubującym w osobnikach tej samej płci.
-Nie jesteś naszą fanką – obruszył się Micheal – nie określiłaś się taką.
-Ale nie miałam takiej opcji do wyboru – odpowiedziała i pomachała wszystkim na pożegnanie.
-Odprowadzę cię – zaoferował się Nick.
Gdy dotarli do sali, Grace podbiegła do przyjaciółki, ale zatrzymała sięgwałtownie, kiedy zobaczyła kto jej towarzyszy.
-Dzięki za odprowadzenie mnie – podziękowała Sophie i już miała zacząć iść do wyjścia, kiedy Nick złapał ją za łokieć i wcisnął do ręki skrawek papieru. Popatrzyła na niego zdziwiona, ale i zainteresowana.
-To mój numer telefonu – wyjaśnił – Gdybyś nie miała z kim ekscytować sięksiążkami możesz do mnie zadzwonić.
W odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie, samymi kącikami.
***
Kiedy chłopak wrócił do pokoju zorientowałsię reszty już nie ma. Przeszli do swojego mieszkania. Gdy przekroczył próg lokalu jego przyjaciele zaczęli gwizdać i chrząkać znacząco.
-Nasz malutki Nicholas wpadł po uszy – powiedział z udawanym wzruszeniem Micheal i przytulił do swojej piersi Nicka.
-O co wam chodzi?
-Och o nic o nic – odpowiedział Thomas i roztrzepał jego czarne loki na wszystkie strony.
-Zostaw moje włosy – powiedział Nick i starał się ujarzmić to coś co miał na głowie. – Bo jak nie to przyprowadzę do twojego pokoju lamę by pogryzła wszystkie twoje koszulki z podpisami piłkarzy.
-Ale po co zaraz te groźby?
-Zasada numer jeden: Nigdy nie dotykaj włosów Nicka, chyba że chcesz skończyćbez ręki. – oświadczył poważnym tonem Evan.
-A ty ją złamałeś – powiedział grobowym, chropowatym głosem Nick, wyciągnął ręce przed siebie i zaczął gonić Thomasa po całym pokoju. Biegali miedzy fotelami, po oparciu kanapy, dookoła dywanu. Wszędzie gdzie ich nogi poniosły.
-Chłopcy, chłopcy! – krzyknął Robert, wchodząc – Dlaczego oni tak biegają? –zapytał Micheala i Evana, gdy Nick ciągle gonił Thomasa.
-Kochany Thomas zrobił coś czego nigdy nie powinien robić. Zniszczył fryzuręNicka.
-Boże miej go w swojej opiece – modlił się Evan.
-I wszystko jasne – Robert się uśmiechnął. – Nick – złapał chłopaka, gdy ten biegł – Uspokój się. Thomasa możesz zabić później, ale teraz mam dla was propozycję.
Gdy zrozumieli sens tych słów usiedli na wielkiej burgundowej kanapie, czekając na dalsze informacje.
-Ordynator oddziału kardiologii dziecięcej w Royal Brompton Hospital spytał, czy moglibyście przyjść odwiedzić dzieci i młodzież, które potrzebują trochę rozrywki, a nie nudzenia się w pokojach, czy świetlicy. I co myślicie?
- Ja się zgadzam – odparł Nick a reszta pokiwała głową.
- Ale wiecie, że ten czyn będzie wynikał tylko z waszej dobrej woli i nie dostaniecie niczego w zamian.
-I co z tego? Nie musimy brać pieniędzy za to, że przyjdziemy i porozmawiamy z chorymi dziećmi. Bylibyśmy bez serca, gdybyśmy chcieli okradać szpital z pieniędzy, których potrzebują by pomóc potrzebującym – obruszył się Evan.
-Dokładnie – powiedziała reszta.
-Moje chłopaki – Robert uśmiechnął się – Wyśpijcie się – i wyszedł.
Posłuchali go, owszem, ale dopiero po trzech godzinach wygłupów.
***
-No nieźle się urządziłaś Sophie – powiedziała Grace, gdy wychodziły ze stadionu.
-O czym ty mówisz?
-O czym mówię? O tobie i Nicku mówię. Jesteście taaacy słodcy.
-My? Przestań. I tak nigdy w życiu się więcej nie spotkamy.
-Nigdy nie mów nigdy – powiedziała z uśmiechem Grace.
Sophie nawet nie wiedziała jak szybko te słowa się spełnią…
I co myślicie? Tylko szczerze :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz