piątek, 27 lutego 2015

Rozdział III

 
„Nie mogę wpraw­dzie po­wie­dzieć, czy będzie le­piej, gdy będzie inaczej; ale ty­le rzec mogę, iż mu­si być inaczej, o ile ma być dobrze.”
Georg Christoph Lichtenberg
Dziewczyna zatrzymała spojrzenie swoich oczu na Nicku, a gdy go rozpoznała rozszerzyły sięze zdziwienia.
-Nick? Co ty tu robisz?
-A nie co MY tutaj robimy? – obruszył się z uśmiechem Micheal – Ja rozumiem, że Nick wyróżnia się z tłumu swoim nieogarem, ale my też tutaj jesteśmy.
-Widzę, widzę chłopcy. Po prostu się zdziwiłam. Siadajcie. Dlaczego tak stoicie jak słupy soli? – posłuchali jej bez słowa. Micheal, Thomas i Evan usiedli na trzech, krzesłach. Nick rozejrzał się dookoła, szukając jeszcze jednego wolnego miejsca. Sophie odsunęła się i zrobiła mu miejsce na swoim łóżku.
-A więc… co was sprowadza w muru tego szpitala?
-Ordynator tego oddziału zadzwonił do naszego menagera i spytał, czy moglibyśmy przyjść spotkać się z chorymi dziećmi. Zgodziliśmy się, więc… oto jesteśmy. Teraz twoja kolej. – powiedział Thomas, bardzo ciekawskie stworzenie. Od Nicka różniło go tylko to, że Nicholas miał trochę więcej taktu. Tylko trochę, ale to zawsze coś.
-Na co? – zapytała zdziwiona. A może po prostu chciała odwlec w czasie swojąodpowiedź?
-Opowiedz jak to się stało, że zemdlałaś podczas drogi z naszego koncertu.
-Zakręciło mi się w głowie i film mi się urwał? – zapytała niepewnie. Widaćbyło, że prawdziwy powód ją krępował.
-Sophie jeśli nie chcesz nie musisz mówić – powiedział cicho Nick, muskając jej dłoń swoją.
-Nie, powiem, tylko… - wzięła głęboki wdech - Kiedy miałam siedem dni wykryto u mnie szmery w sercu. Wiecie zwykłe słuchanie przez stetoskop i takie tam. Przewieziono mnie karetką prosto ze szpitala do drugiego, do którego sprowadzane są wszystkie dzieci z najbliższej okolicy z podobnymi nieprawidłowościami – tak samo pielęgniarka powiedziała o Harrym. Nick już wiedział jak to się skończy. –Pani doktor wykryła u mnie niedomykalność i zwężenie zastawki aortalnej oraz jej dwupłatkowość, ale kiedy mnie „otworzyli” okazało się, że jest zbudowana z trzech płatków, lecz są połączone.
-Co to znaczy? – zapytał Evan. Chyba nie tylko on nie wiedział co to oznacza. Reszta jego przyjaciół także popatrzyła na nią pytającym wzrokiem.
-Zadaniem zastawki jest niedopuszczenie do cofania się krwi. Niedomykalnośćoznacza, że nie zamyka się do końca, więc krew cofa się z aorty powrotem do komory; zwężenie znaczy, iż droga ujścia krwi do aorty jest zmniejszona; dwupłatkowość, że zastawka nie jest zbudowana z trzech, jak powinna, płatków, a z dwóch, ale jak już wspomniałam tutaj musieli je tylko rozdzielić.
-Hu hu. Trochę tego dużo. – powiedział Thomas.
-Taak. Ale zawsze mogło być gorzej – odparła spokojnie, chodź widać było, że jej choroba nie jest dla niej czymś prostym i łatwym do zniesienia.
-Przykro mi – powiedział Nick.
-Oj przestań. Nie mów, że ci przykro. Taka się urodziłam i tyle. Nie trzeba sięnade mną rozczulać ani litować. Jestem taka sama jak zwykły człowiek, tylko nie wolno mi wykonywać niektórych czynności.
Siedzieli kilka minut w niemal grobowej ciszy, przetwarzając nowe informacje. W ich głowach tworzyło się nowe spojrzenie na zaistniałą sytuację.
-Dobra chłopcy wiem, że miło nam się siedzi, a ty Sophie jesteś cudowną towarzyszką,ale przyszliśmy tutaj, by spotkać się jeszcze z innymi, więc musimy lecieć do reszty sal. – powiedział Thomas.
-Mam pomysł. Można ściągnąć wszystkie dzieci do świetlicy albo większej sali. Nie musielibyście chodzić po całym oddziale. Panie pielęgniarki są miłe. W każdym bądź razie te. Niektóre takie nie są. Niestety – powiedziała zasmucona.
-Dobry pomysł. Pomysłowa z ciebie kobitka – pochwalił Micheal z charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku, który oznaczał, iż Sophie według niego należy do grupy ładnych, atrakcyjnych dziewcząt.
-Och dziękuję panie Black – odpowiedziała, kłaniając się w pas – Może pójdęzapytać pielęgniarki o zgodę, co? – zapytała, a po chwili zeskoczyła z łóżka jednym, płynnym ruchem i wybiegła z pokoju, podskakując jak młoda gazela.
-Ciekawe, czy pani Caroline zgodzi się na pomysł Sophie. – zastanawiał się na głos Evan.
-Z jej urokiem osobistym? Na 100%. – odparł Micheal.
-Ale z ciebie kobieciarz Black – skomentował Nick ze śmiechem.
-Ze mnie? – zapytał, przykładając dłoń do piersi, udając zaskoczenie.
-Z ciebie kolego.
-Ja po prostu lubię powodować zaczerwienienie na tych jędrnych polikach –powiedział z uśmiechem.
***
Na całe szczęście opiekunki zgodziły się na takie rozwiązanie. „Dobrze, że chłopcy przyszli dzisiaj, a nie w czwartek, bo wtedy dyżuruje Irene, a ta jędza to by nawet progu oddziału nie pozwoliła im przekroczyć. Zarazki, zarazki! tylko to dałoby się słyszeć z jej ust przez cały dzień. Jak ja tej zołzy nie lubię.Ugrr”- myślała Sophie.
W ciągu dziesięciu minut prawie cały oddział zebrał się w bibliotece, mieszczącej się zaraz obok drzwi prowadzących na kardiologię. This moment usiedli w głębokich fotelach, a dookoła nich zasiadło kilkanaście dzieci w różnym wieku. Niektóre patrzyły na nich jak w obrazki, inne trochę niedowierzając, kolejne ze zdziwieniem, a jeszcze inne z obojętnością, jednak w ich oczach dało się dostrzec radość, że ktoś obcy ich odwiedził. Sophie nie należała całkowicie do którejś z poszczególnych grup. W jej ciele mieszały się ze sobą te wszystkie emocje, tworząc jedną wielkąskłębioną masę, rozpierając ją od środka. Czuła, że z jej ust nie schodzi uśmiech, a gdy spojrzenie tych wielkich, szmaragdowych tęczówek spoczywało tylko na niej, czuła że banan na jej twarzy jeszcze bardziej się poszerza, a w głowie zaczyna wirować. Chyba mogła zaliczyć się do grupy oddanych, wielkich fanek tego brytyjskiego boys bandu, który siedział i rozmawiał z nimi jak przyjaciele, nie wywyższali się. Pytali o zdrowie, jak długo leżą na oddziale…
Poczuła ciepło w sercu, gdy zobaczyła jak Nick wyciąga ręce w stronę góra czteroletniej dziewczynki i kładzie sobie na kolanach, a ta prostuje jego loki i wkłada palce w dołeczki w jego policzkach. Następnie chłopak zrobił ze swoich nóg konika i podskakiwał razem z małą,roześmianą dziewczyneczką. Tak łatwo umiał sprawić, że na jej ustach zagościłuśmiech, a z tego co zauważyła to on sam czerpał z tego niewymowną radość.
Następnie Evan i Thomas postanowili pogadaćz osobami w podobnym do nich wieku, a reszta zespołu zabrała mniejsze dzieci do czytelni, usiadła z nimi w kółeczku. Czytali im książki, bawili się w chowanego, czy ciuciu babkę. Rozczulający widok.
Po kilku godzinach Sophie poczuła się jakby nie pasowała do otaczającego ją tłumu. Czuła się tak jak biedak wśród arystokracji: obco, jakby każdy na nią patrzył, wytykał palcami. Czuła się na widoku. Nie wiedziała skąd takie uczucie pojawiło się w jej ciele. Lecz jej dusza była dziwnym miejscem, pokrytym paletą kolorów, których zadanie nie zawsze rozumiała. Wiedziała, że jej umysł i wnętrze znajdują się na skraju znalezienia się w ciemnej sferze, ale nie wiedziała skąd to się bierze.
Jak na razie wyjściem z sytuacji, z tego czarnego, pustego miejsca w jej duszy, które pojawiło się niewiadomo kiedy, ani w jaki sposób, które zatruwało otoczenie jak próchnica w zębie lub pleśń były książki. Na tę myśl w jej głowie od razu pojawił się cytat: „To książki uchroniły mnie przed odebraniem sobie życia, kiedy myślałem, że nie wolno mi nikogo pokochać i nigdy przez nikogo nie będę kochany. To dzięki książkom nie czułem się opuszczony przez cały czas. One mogły być ze mną szczere, a ja z nimi.” Tak. Powieści były lekarstwem na każdy ból.
Tak samo działała na duszę Sophie jeszcze tylko jedna rzecz: muzyka. Koiła nerwy, przynosiła spokój, uwolnienie, powrót na łony tęczowych zakamarków jej wewnętrznego „ja”. Tak więc by pomóc swoim myślom powrócić na normalny tor wskoczyła na łóżko, zrzucając w tym czasie swoje kremowe, wkładane papcie (razem z ciepłymi skarpetami tworzyły idealne rozwiązanie dla jej wiecznie lodowatych stóp – efektów gorszego krążenia krwi wżyłach), układając się wygodnie i otwierając książkę na ostatnio czytanej stronie. Założyła słuchawki i wsłuchała się w tony Apologize zespołu Onerepublic, a cały zewnętrzny świat zaczął się oddalać jak statek od brzegu, zostawiając ją na pastwę losu geniuszu pisarskiego Cassandry Clare i smutnym tonom piosenki…
Po chwili, chociaż może trwało to o wiele dłużej, Sophie poczuła, że jej słuchawki nagle zniknęły. Przeniosła spojrzenie znad książki i dostrzegła parę wielkich oczu barwy zielonego szkła, wpatrujących się w nią świdrującym wzrokiem.
-Nick?
-Tak to ja. Do usług madame – uchylił niewidzialnego kapelusza.
-Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być z innymi dziećmi?
-Ty też jesteś dzieckiem.
-No w pewnym sensie tak, ale…
-A poza tym jestem głodny, kiszki mi marsza grają, więc pomyślałem, że sięwymknę i podkradnę ci trochę jedzenia, ale widzę, że nie mogę, gdyż tutaj jesteś w związku z tym…
-Chciałbyś, żebym dała ci trochę jedzenia, mam rację?
-Jesteś jasnowidzem? – zapytał przekornie, a następnie zrobił minę dokładnie taką samą jak kot ze Shreka. Co jak co, ale takiemu spojrzeniu to chyba nawet diabeł by się nie oparł, więc dziewczyna pochyliła się, otworzyła metalowąszafkę stojącą przy jej łóżku i wyciągnęła paczkę cynamonowych ciasteczek, batona czekoladowego, chrupki oraz żelki.
-Ale zapasy. W tym momencie przypominasz mi wiewiórkę późną jesienią.
-To co powiesz na to? – zapytała i wpakowała sobie do buzi kilka pianek, które przegryzała podczas czytania.
-Wyglądasz jak mój Papa Chomik.
-Papa Chomik serio? Robisz plagiat Smerfom?
-Gdy go dostałem miałem obsesję na ich punkcie, a moje nowe zwierzątko miało gdzieniegdzie czerwonawą sierść, więc nazwa wzięła się stąd, że Papa Smerf jako jedyny miał czerwone gacie.
-Jaki ty jesteś twórczy. Domyślam się, że to nie ty wymyślasz tytuły piosenek.
-Ha ha ha. Jaka ty jesteś złośliwa – powiedział z uśmiechem.
-Powiedz coś co mnie zaskoczy.
-Dlaczego płakałaś?
-Co?
-A widzisz zaskoczyłem cię. Dlaczego płakałaś podczas czytania książki?
-Nie powiem ci dlatego, że nie czytałeś jeszcze tej sceny i zdradzę ci zakończenie „Mechanicznego Księcia”.
-Ej! Jak tak możesz?! – zapytał odwracając się do niej plecami i zaplatając ręce na szerokiej piersi.
-No już się tak nie bocz malutki. Chcesz coś na osłodę? – kiedy pokiwał głową i idealnej imitacji malutkiego dziecka udobruchanego słodyczami, wyciągnęła z torby swój najnowszy nabytek, czyli „Kroniki Bane’a”.
-OMG masz tą książkę?! – wykrzyknął.
-Tak. I chciałabym ci ją pożyczyć.
-Naprawdę?- spytał i popatrzył na książkę jak na wielki skarb. Bo przecież to był skarb.
-Tak. Już ją przeczytałam, więc możesz ją wziąć. Ale ma wrócić do mnie w nienaruszonym stanie – i spojrzała na niego w sposób jaki Grace nazywała„przerażająco przerażającym”.
Po tych słowach Nick podskoczył jak małe dziecko i wyrwał jej powieść z rąk przekartkowując i otwierając na przypadkowych momentach. Sophie patrzyła na jego poczynania z wielkim uśmiechem na ustach. Teraz już wiedziała, dlaczego Grace mówiła, że jest nienormalna.
***
Przez następne pół godziny Nick i Sophie siedzieli na łóżku dziewczyny i próbowali lepiej się poznać, opowiadając ciekawe epizody ze swojego życia. Po chwili nastąpiła lekko krępująca cisza. Nick miał ochotę zadać jedno pytanie, które dręczyło go odkąd dowiedział się o chorobie dziewczyny, ale bał się jej reakcji.
-Zadaj je – usłyszał szept Sophie. Siedziała po turecku i wpatrywała się w swoje splecione dłonie.
-Dobrze… ekm – chłopak odetchnął głęboko – opowiedz mi o tym wszystkim.
-Wszystkim? – zapytała zdziwiona.
-O twoim urodzeniu, jak twoi rodzice zareagowali kiedy się dowiedzieli, że jesteś chora. No o wszystkim.
-Ufff. No dobrze. Termin porodu był ustalony na 31 czerwca, a urodziłam się 29 maja, czyli o ponad miesiąc za wcześnie. Mama opowiadała, że jeszcze 28 maja razem z tatą pisała listę rzeczy, które trzeba było mi kupić. No bo przecież mieli jeszcze dużo czasu, a tu następnego dnia bęc! Sophie przyszła na świat –uśmiechnęła się – Byłam strasznie malutka i chudziutka. Jak patrzę na zdjęcia to nie mogę w to uwierzyć. Przez pierwsze dni nic u mnie nie wykryto. Całkowicie zdrowe dziecko. Opowiadałam już w jaki sposób rodzice dowiedzieli się o mojej chorobie. Mama mówiła, że siedzieli pod salą, a ja ciągle byłam na badaniach. Inne niemowlaki spędzały w tamtym pomieszczeniu kilka minut, a ja nie. Wreszcie pielęgniarka powiedziała, że możliwe jest, iż właśnie wiozą mnie do kolejnego szpitala na operację. I miała rację. Po chwili z pokoju wyszła pani doktor i powiedziała, że jestem już w karetce i jestem przewożona do kolejnego szpitala na zabieg. Rodzice opowiadali, że to było straszne. Mama wróciła po siedmiu dniach do domu, ale bez dziecka. A najgorsze było, że podczas jej nieobecności tata urządził cały pokoik: ustawił łóżko, kupił pościel, zabawki, lampki, wanienkę. Wszystko. Ale maleństwa nie było. Zaraz się zebrali i pojechali do szpitala. Operacja odbyła się trzy dni później. Ale straszne było to, że mój tata miał ranną zmianę w pracy i kończył ją o czternastej, a musiał jeszcze przyjechać na oddział i kiedy wywożono mnie z sali jego nie było. Do pokoju, w którym leżałam wbiegłzdyszany w momencie, w którym zamknęły się za mną drzwi prowadzące na salęoperacyjną. Tata był załamany. Nie zdążył się ze mną pożegnać. A co by sięstało, gdybym nie przeżyła? Nie wiem ile godzin trwał zabieg. W każdym razie wróciłam, ale trzeba mnie było jeszcze wybudzić. Około dwudziestej spróbowali raz, drugi i nic. Lekarze powiedzieli moim rodzicom, że mają jechać do domu, przespać się, a oni sami zadzwonią jeśli się obudzę lub gdy stanie się co innego. Pojechali, ale cały czas wisieli na telefonie, rozmawiając z pielęgniarkami i pytając czy jestem już przytomna. A one cały czas odpowiadały, że lekarze ciągle próbują wybudzić mnie z narkozy. Wreszcie powiedziały, że to ostatnia próba, a jeśli się nie obudzę to stwierdzą zgon.
-I obudziłaś się?
-Nie. Ale jedna z opiekunek stwierdziła,że jest już późno i możliwe że mój organizm farmakologicznie śpi i powinni spróbować rano. Otworzyłam znowu oczy o dziewiątej następnego dnia. Wiesz, że przed operacją obniżają temperaturę ciała do ok. 20°C? No więc ja nie byłam wyjątkiem, a po operacji układają ludzi na takich matach termo aktywnych, żeby organizm podwyższył swoją temperaturę, ale mój nie potrafił, a na tych matach można było tylko być określoną ilość czasu, a potem ciało musiało sobie radzićsamo, a moje nie chciało współpracować. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Kolejnym problemem były moje cieniutkie żyłki. Wenflony musiałam mieć cały czas, żeby podawać leki przeciwbólowe, a żyły nie wytrzymywały dwóch dni, więc po kilku na całym ciele miałam granatowe plamy. Nawet mój dziadek od strony taty, który nie jest zbytnio uczuciowy rozpłakał się, gdy zobaczył mnie taką.Kolejnym problemem było to, że okazało się, iż jestem uczulona na plastry, których użyto do umocnienia szwów i bez znieczulenia zrywali mi je z ciała. Przez to zakończenie mojej blizny nie jest zbyt ładne, chociaż niedawno jedna lekarka porównała je do muszelki. Miałam jeszcze wodę dookoła serca i żeby ją usunąćpodawano mi leki, po których strasznie bolał mnie brzuch i krzyczałam w nocy. A także miałam dużą żółtaczkę i musiałam być pod wielkimi lampami. A mój dziadziuśod strony mamy poszedł na pielgrzymkę, żeby podziękować Bogu za moje wyzdrowienie. Poświecił tam aniołka i przyniósł go mnie. Od tego czasu wisi u mnie na ścianie nad łóżkiem… To chyba wszystko – zakończyła z westchnieniem.
Przez długą chwilę Nick siedział i próbowałułożyć sobie w głowie wszystko co usłyszał. Ile ta dziewczyna przeżyła, a co dopiero jej rodzice. Popatrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że to wszystko przydarzyło się naprawdę. Przed sobą miał wysoką, piękną, zabawną dziewczynę,która przeżyła bardzo dużo. I to w pierwszych dobach życia. Ile musiało wydarzyć się w następnych latach.
-Nick powiedz coś – poprosiła dziewczyna i spojrzała na niego tymi wielkimi oczami, które teraz były barwy ciemnego bursztynu.
Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa, więc po prostu wyciągnął ręce i przycisnął jej ciało do swojego. Dziewczyna wzdrygnęła się nieznacznie na tak bliski kontakt, ale po chwili mocniej wtuliła się w jego pierś. Mimo że udawała twardą to była bardzo wrażliwą osóbkę. Miles zastanawiał się ile tajemnic kryje jeszcze ta dziewczyna.
Siedzieli w takiej pozycji bardzo długo, a może to było tylko kilka minut? Nick nie wiedział, ale nie miał zamiaru zmieniać swojej pozycji. Zwłaszcza, że wydawało się, iż Sophie potrzebuje wsparcia.
-Dziękuję – wyszeptała i wyplątała się z jego ramion – Tego mi było trzeba.
-Czego?
-Przytulenia, samej obecności. Nikt, oprócz moich rodziców, tak po prostu nie podszedł i mnie nie objął, a tego zawsze chciałam, ale chyba to było za wiele.
-Dla mnie nie. A tak w ogóle to ciekawe gdzie są chłopaki… O, o wilku mowa.
W tym momencie do sali wpadła reszta ich zwariowanej bandy Śmiali się jak szaleni, wymachując rękami.
-Wiedzieliśmy, że tutaj będziesz – powiedział Evan z uśmiechem.
-No znaleźliście mnie. Słabo się schowałem – powiedział z udawanym smutkiem Nick.
-Młoda damo niestety musimy porwać twojego księciunia, ponieważ pielęgniarki stwierdziły, że już i tak mija pora odwiedzin, więc no cóż. Serca nam krwawią,ale…
-Adiós hermosa (z hisz. „żegnaj piękna”) – powiedział Micheal i razem pomachali Sophie na pożegnanie. Drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział II

Rozdział II
„Zaskoczenie i zdziwienie są początkiem zrozumienia.”

Ortega y Gasset

-Wstawaj leniu śmierdzący! – krzyknął Micheal. W odpowiedzi Nick mruknął cośniewyraźnie i zakrył głowę miękką, cieplutką poduszką – No weź, głąbie nie po to znalazłeś się na tym pięknym świecie, by przespać je w łóżku.
-Skąd wiesz? Może to moje przeznaczenie? – zapytał zaspanym i cichym głosem Nicholas, cały czas chowając się pod pierzyną.
-Oj Miky zostaw naszego kochanego kompana. Widać, iż nie obchodzi go, że jego młodsza siostrzyczka zaszła w ciążę z Danielem Smithem – odpowiedział Thomas.
-CO?! – krzyknął Nick, wyskakując gwałtownie z łóżka. Czy największy dupek na tym świecie, którego nienawidził od czasów podstawówki śmiał tknąć jego siostrzyczkę? Jeśli tak to już nie żył. –Gdzie on jest?! Chcę się z nim spotkać, a następnie wykastrować i powiesić na maszcie za jaja za to, że śmiał tknąć mojąmalutką siostrzyczkę! – Już miał wykręcać numer do Natalie, swojej siostry –jedynego rodzeństwa – by wszystkiego się dowiedzieć, gdy zorientował się, że jego przyjaciele pokładają się ze śmiechu na podłodze.
-O co chodzi? Co was tak śmieszy? – zapytał zdezorientowany.
-Nie mogę zrozumieć jak mogłeś tak szybko w to uwierzyć – powiedział Thomas pomiędzy napadami śmiechu.
-Dokładnie. Co by powiedziała twoja siostra, gdyby się dowiedziała, że jej kochany braciszek nie wierzy w jej cnotę?
-Czyli, że wy to wszystko wymyśliliście?
-Thomas wymyślił. Ale jakbyś zobaczył swoją minę to sam leżałbyś tutaj z nami iśmiał w niebogłosy.
-Czyli, że Tini nie jest w ciąży z tym chujem?
-Nam nic o tym przynajmniej nie wiadomo – odparł Micheal. – Ale ona ma dopiero piętnaście lat. Raczej nie w głowie jej seks.
-Skąd wiesz. A ty nie leciałeś na dziewczyny jak byłeś w jej wieku?
-Pewnie tak. Stary nie pamiętam. To już było trzy lata temu. Teraz to one lecąna mnie – mrugnął do nich konspiracyjnie.
-Tylko dlatego, że masz kasę i…
-I ładną buźkę – dopowiedział dumny Mick.
-Skoro tak twierdzisz. – mruknął Thomas.
-A co to miał znaczyć?
-Nic.
-A ja tam wiem, że wcale nie takie nic. Ja ci zaraz dam.
-Chłopaki! – krzyknął Nick, zanim jego przyjaciele zdążyli powybijać sobie zęby –Gdzie jest Evan?
-Pewnie jeszcze śpi. Chodźcie zrobimy mu pobudkę taką jaką tobie.
-On nie ma siostry – przypomniał Nicholas.
-Oj przyjacielu mam niejednego asa w rękawie – odparł z dumą Thomas i skierowali się do pokoju basisty.
Gdy dotarli na miejsce po jakże długiej drodze (czytaj sąsiedniego pokoju po lewej), otworzyli szeroko drzwi, następnie zamykając je z hukiem, a Thomas wrzasnął:
-Evan! Mia rodzi!
-CO?! – wrzasnął Evan, spadając z łóżka i mocno uderzając plecami w twardą posadzkę– Ale ona nie jest w ciąży, przecież się zabezpieczaliśmy! Co się tutaj dzieje?! – wykrzyknął na jednym oddechu, wstając a po chwili, wywracając się i uderzając twarzą o panele, gdy jego stopy zaplątały się w kołdrę. Szybko sięotrząsnął i zaczął gorączkowo szukać telefonu w swojej torbie podróżnej. – Co tak stoicie?! – warknął w stronę przyjaciół – Pomóżcie mi szukać! – w tym momencie usłyszał gromki śmiech. Odwrócił się i zobaczył wszystkich, którzy zabawiali się jego kosztem.
-Chłopaki mieliście rację. To jest genialna zabawa – powiedział Nick, wycierającłzy śmiechu, które zaczęły spływać mu po policzkach.
-O czym ty mówisz? – „Uuuu Evan się zaraz wkurzy, może się stąd ulotnię” –pomyślał Nicholas.
-Kochany brachu. Mia nie rodzi, ani nie jest w ciąży. W każdym bądź razie nic o tym nie wiemy, bo z tego co się przed chwilą dowiedzieliśmy to może jednak zostaniesz tatusiem – powiedział Micheal.
-Właśnie. Pamiętaj, że prezerwatywy mogą pęknąć, a tabletki „po” nie zawsze działają– dopowiedział Thomas, szczerząc się jak głupi do sera.
-Która godzina?! – wykrzyknął Nick przypomniawszy sobie o odwiedzinach w szpitalu.
-Za kwadrans jedenasta, a co? – zapytał Evan, spoglądając na zegar ścienny.
-Na trzynastą mamy być w szpitalu.
-O ja cież to jest na drugim końcu miasta. – powiedział Thom – Ale jak sięsprężymy i nie zjemy śniadania to powinniśmy zdążyć.
-O rany trzeba jechać metrem – mruknął Mick.
-Dlatego nie zjemy śniadania.
-Ale dlaczego musimy akurat z niego zrezygnować? – spytał niezadowolony Evan, który wprost kochał jeść.
-Wolisz to, czy paradować przez całe miasto w bokserkach w pandy? – zapytał z cwanym uśmiechem na ustach Nick.
-Hej! Dostałem je na urodziny od Mii – obruszył się Evan.
-Chyba musisz mniej jeść. Widzę tutaj jawny przekaz – powiedział smutnym tonem Thom.
-To ja może pójdę się przebrać – powiedział z uśmiechem Nicholas,.
-A ja zadzwonię do Mii – oznajmił Evan.
-Spytaj o płeć dziecka – krzyknął jeszcze Micheal, zanim Evan zatrzasnął im drzwi. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.

***

-Ale jestem głodny – marudził Evan.
-Przestań jęczeć – Micheal zgromił przyjaciela spojrzeniem, gdy dotarli do kontuaru pielęgniarek.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała jedna z pracownic o rdzawych włosach zawiązanych w ciasny węzeł. Na szyi wisiały jej okulary na łańcuszku, a w brązowych oczach dostrzec można było ciepło, dobro oraz empatię. Ubrana była w błękitny fartuch tak jak reszta kobiet.
-Jesteśmy This Moment i mieliśmy spotkać się dzisiaj z chorymi.
-Już sprawdzę – powiedziała i zaczęła przeglądać coś w wielkim zeszycie. –Rzeczywiście – potwierdziła po chwili – Chcecie, żebym oprowadziła was po oddziale?
„Nie!” – miał ochotę krzyknąć Nick. Nienawidził szpitali. Jedyną operację jaką w życiu miał było usuwanie migdałków, chociaż i tak nie można było nazwać tego prawdziwą operacją – raczej zabiegiem i bardzo się z tego cieszył. Nie wiedziałdlaczego nie lubił tego typu miejsc. Gdy jako sześciolatek był w placówce pielęgniarki były miłe, dostał kilkanaście naklejek dzielnego pacjenta i jedzenie było nie tego sobie.
Może chodziło o tą ciszę na korytarzu, o specyficzne lampy, które były chyba tylko w szpitalach, bo jak dotąd Nick nie widział takich samych w żadnym innym miejscu. A może o zapach płynu do dezynfekcji i innych odświeżaczy powietrza jakby w najbliższym pomieszczeniu miał znajdowaćsię rozkładający trup.
W każdym bądź razie chłopak nie przepadałza takimi miejscami, ale starał się przezwyciężyć swoje odruchy, by spotkać sięz potrzebującymi dziećmi, które spędzały na tych korytarzach, w tej ciszy i sterylności wiele dni, a może i miesięcy swojego życia.
-A więc tutaj znajduje się świetlica – kobieta wskazała na średniej wielkości pokój cały zagracony grami planszowymi, wielkim przedpotopowym telewizorem, stołami i kilkoma krzesłami.
-Fajna rozrywka – mruknął Micheal.
-Na oddziale znajdują się dwie toalety zaopatrzone w prysznice. Jedna tutaj –wskazała na zamknięte drzwi przed nimi z napisem „Otwarte”, pewnie dało sięprzewrócić tą kartkę i wywiesić „Zajęte”. – A druga po drugiej stronie korytarza – wskazała na ścianę po ich lewej stronie. - W bocznym przejściu, do którego właśnie wchodzimy, znajdują się niemowlaki i dzieci do maksymalnie 3, 4 roku życia – weszli w ciemny korytarz naprzeciwko kontuaru pielęgniarek. Po ich lewej znajdowało się pełno białych, szklanych drzwi. A za nimi zobaczyli: małe dzieci śpiące w małych szpitalnych łóżkach i ich rodziców siedzących na niewygodnych krzesłach; płaczące pociechy i próbujące pościągać z siebie plastry przyklejone do ich klatek piersiowych.
-Dlaczego ci państwo tak płaczą? – zapytał Thomas, wskazując palcem na drzwi, przy których się zatrzymał. Nick zerknął mu przez ramię, by zobaczyć o czym mówi. Młoda kobieta, pewnie zaledwie dwudziesto trzy – cztero letnia tuliła do piersi malutkie zawiniątko i kołysała je w ramionach, a sama szlochała cicho, ałzy skapywały na kocyk, w które owinięte było jej dziecko. Nad nią stał jej mąż, tuląc ją do swojej piersi. Widać było, że stara się być tym silnym , pocieszycielem, ale jego szerokie ramiona wstrząsane były od niekontrolowanegołkania.
-Ten chłopczyk urodził się pięć dni temu. Podczas rutynowego badania wykryto u niego pewne nieprawidłowości. Zostałdzisiaj przywieziony do naszej placówki, a pół godziny temu zakończono jego badanie. Okazało się, że malec urodził się z jednokomorowym sercem. Jutro będzie operowany.
-O mój Boże – wyszeptał Evan – Nawet nie chcę myśleć o tym jak czują się jego rodzice.
Nick poczuł łzy zbierające się w kącikach oczach. Pomyślał o tym jak jego mama bała się o niego przez cały czas, jak dzwoniła prawie codziennie, by dowiedzieć się jak się czuje, czy wszystko u niego dobrze i spróbował wyobrazić sobie jakby to było dowiedzieć się, że twoje dziecko jest chore i będzie operowane. Że już nigdy nie będzie zdrowe. Nie potrafił. Czuł tylko ból i coraz więcej łez, które już ledwo powstrzymywałprzed uwolnieniem na wolność.
-Chodźcie może dalej – zaproponowała pielęgniarka, gdy młode małżeństwo spojrzało na gości.
-Mógłbym wejść? – zapytał Nick.
-Poczekaj zapytam.
-Ja nie chcę wchodzić. Nie chcę przeszkadzać, muszą sami uporać się z tragedią –powiedział Thomas.
-A ja chcę im właśnie pomóc. Nie powinno się zostawić ich samych. Przyszliśmy by wesprzeć, a nie by oglądać jak film w kinie czy przed telewizorem.
-Możesz wejść – powiedziała cicho pracownica i przepuściła chłopaka w drzwiach. Reszta jego towarzyszy poszła dalej, zapewne bojąc się bezpośredniej konfrontacji.
Nagle poczuł się nieswojo, obco, jakby nie pasował do otoczenia. I tak w pewnym sensie było. Nie był rodzicem z chorym dzieckiem, a chłopakiem, który sam był jeszcze dzieckiem. Nie takim małym, ale jednak był.
-Eee cześć – powiedział.
-Cześć – odpowiedział mężczyzna – Nazywam się Aaron, to moją żona Hope, a to nasz synek Harry.
-Mam na imię Nicholas.
-Jesteś członkiem This Moment, prawda? – zapytała Hope.
-Tak – odpowiedział.
-Bardzo lubię waszą muzykę. Jest taka prawdziwa. Przynosi ukojenie.
-To na serio twój zespół? Myślałem, że takie dojrzałe i mądre piosenki piszątylko dorośli.
-Taaa. Nas też często dziwi to co piszemy… Przykro mi z powodu waszego synka.
-Nam też Nick – odparła kobieta.
-Wiece co jest powodem jego choroby?
-Nie. Może tak po prostu musiało być. Na świecie jest tysiące rodzin, które mająpodobne problemy i myślę, że po prostu padło na nas – odparł Aaron, a jego żona pokiwała smutno głową i mocniej wtuliła się w jego pierś. Nick popatrzył na nich zdziwiony. Ich synek był ciężko chory, a oni nie obwiniali Boga, niebios, czy siebie nawzajem lub po prostu wszystkich, tylko dzielnie przyjęli do wiadomości co się dzieje. Prawdziwi bohaterowie.
-Chciałbyś go potrzymać? – zapytała Hope, wyciągając do niego Harry’ego i wyrywając go z zamyślenia.
-Nie – powiedział, patrząc na malutkiego człowieczka.
-Dlaczego?
-Boję się, że jeszcze mu coś zrobię. Jest taki malutki.
-Jak każdy noworodek – Aaron zaśmiał się pod nosem.
-Harry to silny chłopczyk, nic mu nie zrobisz – i podała mu synka. Nick wyciągnąłlekko drżące ręce i ułożył chłopczyka tak jak uczył się na lekcjach biologii: lewa ręka pod szyją i główką, a dłoń spoczywała na jego lędźwiach. Prawą zaśodchylił delikatnie kocyk otulający bobasa i zaczął delikatnie głaskać go po brzuszku. Chłopczyk spał głęboko, wydając z siebie cichutkie pomruki.
Nick usiadł na najbliższym krześle i zaczął przypatrywać się stworzonku, równocześnie nucąc jakąś zasłyszaną melodię.
Nie mógł uwierzyć, że ten słodziutki, ledwo co narodzony człowieczek ma przeżyć tak wielkie cierpienia – nastolatek wiedział, że ból po takiej operacji nie należy do małych. Harry był taki malutki, nie poznał jeszcze świata, parę dni temu płakał bo do jego płuc wpadłpierwszy haust powietrza, ujrzał mamusię i tatusia – osoby które słyszał,kontaktował się przez kopnięcia, a teraz miał na kilkanaście godzin ich opuścić, zapaść w głęboki, sztuczny sen wywołany narkozą. Jego serduszko miało już nigdy nie być takie same. Nick czytał kiedyś, iż jeśli człowiek pierwsze co poczuje w życiu to ból to odciśnie się na nim trwałe piętno. Nicholas bał sięjak będzie ono wyglądało w przypadku tego chłopaczka, którego trzymał w ramionach i kołysał nim w rytm melodii.
-Zaśpiewaj – poprosił Aaron. Nick popatrzył na niego ze zdziwieniem, a potem zrozumiał,że pod nosem nucił jedną z piosenek swojego zespołu. Piosenkę, którą sam napisał. Wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać; utwór brzmiał jak kołysanka, słodka, bezpieczna, dająca ukojenie i spokój. Była jak spokojne wody po sztormie dla statku.
- But when the dark comes out, don’t forget about us. Because we are key to your heart. We are your dreams, your mind, your future and eye. We are everything you need in your life.
Nickowi zdawało się, że Harry go słyszy. Chłopczyk poruszył siędelikatnie, gdy Nicholas zaczął śpiewać, a następnie wtulił w jego pierś.
Nastolatek usłyszał pociągnięcia nosem i uniósł głowę. Obok niego stało młode małżeństwo, mocno przytulone i wpatrywało w swojego syneczka jak w obrazek, delikatnie kołysząc się do rytmu melodii.
-Piękna piosenka – stwierdziła Hope.
-Taka prawdziwa. I nie o miłości – dodał Aaron.
-Miłość to przeżytek – dopowiedział Nick – Jeśli chodzi o tematy piosenek –dodał, nie chcąc ich urazić.
-Może masz rację, chociaż czasami miło posłuchać o zakochaniu – powiedziała kobieta i mocniej wtuliła się w pierś męża. W tym momencie Harry poruszył sięniespokojnie i obudził, a gdy zobaczył obcą postać, trzymającą go, zacząłpłakać. Aaron podszedł i wziął synka na ręce, chodząc z nim po pokoju i próbując uspokoić.
-Pojemne ma chłopak płuca – zaśmiał się Nick, słysząc nieprzerwane szlochy.
-Oj tak – dołączyła do niego Hope.
-To ja może pójdę. Jakby się coś działo zawsze możecie dzwonić do Roberta –naszego menagera a on mi wszystko przekaże w trybie natychmiastowym – naprawdęchciał im pomóc. Podziwiał ich i nie chciał, by mieli więcej kłopotów.
-Dobrze Nick i dziękuję.
-Za co? – zadziwił się
-Sama twoja obecność bardzo pomogła. Ciężko nam poradzić sobie z tą wiadomością.Jest dla nas jeszcze nowa. Rozmowa z drugim człowiekiem podnosi na duchu.
-Ktoś was odwiedza?
-Rodzice Aarona mają jutro przyjechać, a moi już za godzinę – jego ucho wyłapało różnicę, gdy mówiła o jej rodzicach i swojego męża; dało się wyczuć gorycz, gdy mówiła o tych drugich.
-Ktoś tu chyba nie lubi swoich teściów – zaśmiał się.
-Teść jest nawet miły, ale mama Aarona… brr – zadrżała – twoja dziewczyna na pewno wie o czym mówię.
-Nie mam dziewczyny.
-Naprawdę?
-Tak. Jakoś żadna z dziewczyn, które do tej pory poznałem nie miały w sobie tego czegoś.
-Pewnie zaraz za rogiem znajduje się dziewczyna idealna dla ciebie.
-Może masz rację. Będę trzymać za was kciuki, a zwłaszcza za ciebie maluchu –powiedział Nick i przyjechał palcami po czarnych włoskach Harry’ego.
-Do zobaczenia – powiedzieli równocześnie Hope i Aaron a Nick otworzył drzwi i wyszedł szukając wzrokiem swoich przyjaciół. Dojrzał ich pięć białych drzwi dalej. Dobiegł do nich w momencie, gdy pielęgniarka mówiła:
-A tutaj jest Michaś. Chłopczyk, który miał już trzy operacje.
-Ale ona ma może z dwa latka! – wykrzyknął zdziwiony Thomas.
-Niestety często operacje trzeba wykonywać kilka razy w roku, gdy stan dzieci nie jest dobry. Ale jego mama też swoje przeżyła. Michaś był jej piątą ciążą,ale jest jedynakiem.
-Jak to?
-Żadne wcześniejsze dziecko nie przeżyło.
-Poronić cztery razy, żeby w końcu urodzić ciężko chorego synka – wyszeptałwstrząśnięty Micheal.
-Każdy z tych ludzi ma swoją historię, całkowicie różne. Ale mimo wszystko każdy z nich skończył tutaj. Ze swoimi chorymi pociechami.
-Biedni.
-To może pokażę wam tą część oddziału, na której znajdują się osoby bliższe waszemu wiekowi? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wyprowadziła ich z tej części oddziału i poprowadziła obok kontuaru i toalety w stronę drugiego końca korytarza. W tej było jaśniej i może trochę weselej. Z niektórych sal dochodziły śmiechy i chichoty, przekomarzania. To były osoby takie jak oni tylko los był dla nich trochę mniej łaskawy. A może bardziej w jakiejś innej dziedzinie?
Pielęgniarka o imieniu Caroline – dopiero teraz Nick dostrzegł plakietkę z jej imieniem na fartuchu – zaprowadziła ich do drzwi przedostatniej sali.
-Ta dziewczyna trafiła do nas wczoraj. Zemdlała podczas powrotu z koncertu. Na szczęście dzisiaj miała też ustalony termin na oddział, więc możemy jej od razu zrobić wszystkie badania i ni musi czekać w kolejce.
Caroline uchyliła drzwi i wpuściła ich do środka. W pokoju stały trzy łóżka. Jedno pod drzwiami całkowicie pościelone, bez żadnych oznak świadczących o jego użytkowniku prawdopodobnie na razie puste. Po prawej i lewej od okna stały dwa identyczne meble jak wcześniejsze. Na tym po prawej leżał laptop i kilka płyt DVD, więc to łóżko było zajęte, ale nigdzie nie było właściciela. To po lewej także było zajęte. Siedziała na nim dziewczyna o długich złoto – brązowych, kręconych włosach, które nabierały lekko rdzawego odcienia w świetle słonecznym sączącym się przez uchylone okno. Dziewczyna siedziała po turecku, opierając łokcie na kolanach, a w dłoniach trzymała otwartąksiążkę.
-Nie, nie rób tego. Nie mów, że zaręczyłaś się z Jamesem! – krzyczała na książkę, a na powieść padały łzy.
-Masz gości – oznajmiła kobieta i wyszła, aby dać im trochę prywatności. Co dziwne nie zapytała, czy chcą zostać jakby z góry wiedziała, że tak odpowiedzą.
Gdy dziewczyna podniosła głowę i powiodła po nich spojrzeniem, Nick przeżył szok. Już widział te oczy i to niedawno. Chyba tylko jedna osoba na Ziemi posiadała oczy o tak intensywnie zielonej barwie.
-Sophie? – zapytał zdziwiony.


Chciałam powiedzieć, że postać Michasia jest autentyczna i kiedy sama byłam na takim oddziale to poznałam kobietę, której synek był ciężko chory i przeżyła to co opisana pani powyżej. Nie pamiętam jak miał na imię, ile miał lat, ani operacji, gdyż poznałam ją może z 4 lata temu, ale musiałam napisać, że coś takiego też się zdarza.

Rozdział I

Rozdział I
"Wejdźw korytarz, nigdy nie wiadomo jakie drzwi się przed Tobą otworzą."
T. Harv Eker


- Witaj miłości mojegożycia – powiedział Nick, rzucając się na wielką, beżową kanapę.
- Jak mi się chce pić –zajęczał Micheal, wyciągając długie nogi przed siebie.
- To dlaczego nie podejdziesz do stołu? – zapytał Evan, wskazując palcem na mebel, na którym stało pełno wód mineralnych, coli, soków i innych napojów.
- Eee bo mi się nie chce?
- To nie męcz – zakończyłrozmowę Thomas.
Brytyjski zespół This Moment właśnie zakończył swój koncert w Londynie. Niestety nie mogli nacieszyćsię długo ciszą i spokojem, ponieważ zaraz zaczynały się spotkania z fanami, którzy kupili specjalną wejściówkę. Jednak chłopcy bardzo lubili takie rozmowy. Chcieli wiedzieć za co się ich lubi, co jest w nich takiego wyjątkowego, że na ich koncerty przychodzą tłumy, mimo że byli zespołem dopiero od dwóch lat.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się zrelaksować – oznajmił Nick, zagłębiając się głębiej w kanapie i podnosząc z ziemi jedną ze swoich ulubionych książek, czyli drugą część „Diabelskich Maszyn” Cassandry Clare.
- Zmieniasz się w Williama Herondale’a – powiedział Evan, patrząc na poczynania przyjaciela.
- To chyba dobrze –mruknął w odpowiedzi.
- Chłopie dlaczego zawsze czytasz? Przecież to takie… takie dziwne. Po co czytać? – zapytał Thomas, który nie przeczytał w życiu chyba żadnej książki. Nawet lektury słuchał na audiobookach. Nick zgromił go spojrzeniem, a ten zamilkł. Pod tym względem byli całkowitym przeciwieństwem. Nick uwielbiał zatapiać się w świecie książek, kochał uczucie stapiania się w jedność z bohaterem powieści, to oderwanie sięod szarego życia. Gdy miał zacząć czytaćdziewiąty rozdział zatytułowany „Ognista noc” – Nickowi skojarzyła sięoczywiście z jednym – do pokoju wszedł ich menager Robert.
- Chłopcy, fani czekają –zapowiedział i wyszedł. Czwórka przyjaciół usiadła prosto i czekała w spokoju na pierwszy pisk zachwytu.



***

- No i jak było? –zapytała Sophie, gdy jej BFF Grace usiadła rozanielona na krześle.
- Cudownie – powiedziała w zachwycie – Każdy z nich jest tak różny, a dziwnym trafem tworzą całość.
- Domyślam się – odparła z uśmiechem.
- Nie idziesz się z nimi spotkać?
- Przecież mam czekać ażzawoła mnie ochroniarz.
W tym momencie zza zakrętu wyłoniła się łysa głowa ochroniarza zespołu, który ruszając ręką pokazałSophie, że ma iść za nim.
- Powodzenia – powiedziała z uśmiechem Grace i popchnęła przyjaciółkę i w stronę mężczyzny. Sophie podążyła za ochroniarzem, będąc o krok za nim. Gdy szli już trochę czasu, przewodnik nagle stanął. Do jej uszu dobiegł odgłos wibracji wydobywający się z kieszeni jego spodni.
- Posłuchaj muszę odebraćten telefon. Trafisz sama? – zapytał przyjaźnie.
- Tak, jeśli wytłumaczy mi pan jak dojść. – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło.
- Idź cały czas tym korytarzem aż zobaczysz niebieski kubeł na śmieci. Skręć w korytarz po prawo i zobaczysz tylko jedne drzwi z napisem This Moment. Zapamiętasz?
- Myślę, że tak. Chyba nie będzie aż tak źle.
- Miłej rozmowy.
- Dzięki – odpowiedziała i ruszyła we wskazanym kierunku.
Gdy jej oczom ukazały się brązowe, drewniane drzwi z nazwą zespołu nad klamką, zawahała się. Jej oddech drżał i czuła, że gdyby chciała wydobyć głos ze swoich spierzchniętych ust to dałoby się usłyszećtylko zduszony pisk albo jęk. „Głupia jesteś” – pomyślała – „Oni są dokładnie tacy jak ty, tylko że z masą kasy, fanami na całym świecie, apartamentami, brakiem problemów związanych z wyborem kariery. STOP! Jak będę myśleć w taki sposób to zaraz tu ducha wyzionę. Wdeeech i wyyydeeech. Od razu lepiej.” Już uspokojona tą rozmową sama z sobą cicho zapukała, a gdy nie otrzymała odpowiedzi, delikatnie otworzyła drzwi.
Jej oczom ukazał się duży pokój pomalowany na słonecznikową żółć. Podłoga wyłożona była dębowymi panelami. Wielkie okno zajmowało prawie całą lewą ścianę, rozjaśniając otoczenie. Naprzeciwko Sophie stał ogromny stół wyłożony jedzeniem, piciem i tego typu rzeczami. Po prawej stała długa, beżowa kanapa, a pod oknem cztery fotele w tym samym kolorze. Ale najważniejszą rzeczą w tym pokoju nie były meble, czy wystrój wnętrza, a osoby podnoszące powoli wzrok i spoglądające na nią.
- Czego chcesz tym razem Marv? – zapytał Nicholas z głową w książce.
- Ekm, Nick? – Mick chrząknął.
- Co?
- Spójrz.
Nick podniósł wzrok i zamarł, by po chwili wypuścić głośno powietrze i wykrztusić:
- Och.


***

Nick miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Taaa jemu wspaniale się to udało. Gdy podniósł głowę ujrzał osobę, której najmniej by się spodziewał. Najczęściej fani okazywali swoją obecność poprzez głośne piski, a tymczasem zwykła dziewczyna lubiąca ich muzykę stała przed nimi, wodząc po ich twarzach spojrzeniem intensywnie złotych oczu ze spokojem i ciszą tak wielką, że gdyby w pomieszczeniu znajdowała się jakakolwiek mucha to pewnie byłoby ją słychać tak głośno jak kroki słonia.
-Ehm… Cześć.
-Cześć – odpowiedzieli chórem.
-Jak ci na imię? – zapytał Evan najbardziej ogarnięty członek zespołu. Przynajmniej zazwyczaj.
-Sophie – odparła spokojnie.
-Mam na imię Nicholas, a to Micheal, Evan i Thomas – powiedział Nick, wstając i całując ją w dłoń iście dworskim gestem. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. On sam też nie wiedział, dlaczego tak postąpił. To był po prostu odruch.
-Myślę, że ta oto przedstawicielka płci pięknej wie jak się nazywamy –powiedział Micheal. Nick poczuł jak jego policzki przybierają barwę dojrzałego pomidora. Po co się przedstawiał? To wszystko przez to, że Sophie nie zachowywała się jak stereotypowa fanka.
-Nic nie szkodzi – odpowiedziała – Masz ładny głos – skomplementowała Nicka, by po chwili oblać się rumieńcem. Chłopcy popatrzyli na siebie w porozumieniu, równocześnie obserwując i podsłuchując konwersację wywiązaną między Nickiem a Sophie.
-O mój Boże! – krzyknęła nagle – Czytasz „Diabelskie Maszyny”? – podbiegła do książki zostawionej przez wokalistę na łóżku i przytuliła ją do piersi.
-Eeee – przejechał po włosach nerwowo – Tak. To jedna z moich ulubionych serii.
-Moja też – wykrzyknęła uradowana – Jesteś jednorożcem – oznajmiła triumfalnie.
-Kim? – zapytał Nicholas przerażony. Czyżby był tak mało męski? Musiał wybraćsię po nową wodę kolońską i perfumy i może jeszcze antyperspirant. Totalna metamorfoza.
-Iiiichchcha koniku – zawołał Thomas – Gdzie twoją mała księżniczka w różowiej sukience i tiarze? – zażartował.
-Tylko jak chowasz ten piękny, wydatny róg? – zapytał Evan – podaj mi numer do twojego kostiumografa i makijarzysty. Chętnie skorzystam jak mi pryszcz wyskoczy przed randką.
Micheal, Thomas i Evan wybuchnęli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
-Nie chodziło mi o takiego jednorożca.
-Eeee? – zapytali jednocześnie.
-Razem z moją przyjaciółką Grace stwierdziłyśmy, że chłopcy którzy lubią czytaćsą tak samo mitycznymi stworzeniami jak jednorożce, więc takie „wybryki natury” – podczas wypowiadania ostatnich dwóch słów zrobiła cudzysłów w powietrzu –zaczęłyśmy nazywać jak te bajkowe zwierzęta.
-Aaaa – pokiwali głowami w zrozumieniu.
-Macie złączone mózgi, czy jak? – zapytała ze śmiechem.
-„Przyjaźń to jeden umysł w dwóch ciałach” jak powiedział Mencjusz. Chociaż w naszym przypadku w czterech ciałach – odparł Nick.
-Gdzieś ty był całe moje życie? – zapytała.
-Wałęsałem się tu i tam – odpowiedział ze śmiechem.
-Bardzo śmieszne panie Miles.
-Oho. Schodzimy na nazwiska. Dobrze panno…
-Haha i co teraz zrobisz?
-Panno Gold.
-Dlaczego Gold?
-Bo twoje oczy są złote. Chociaż nie… teraz są zielone, bardzo jasno zielone.
-Tak. Moje oczy zmieniają kolor na jaki tyko chcą i kiedy chcą.
-Czad.
-Wcale nie. A tak w ogóle to…
-Przepraszam, że przeszkadzam – w drzwiach pojawił się ochroniarz, ten sam który ją odprowadzał.
-Tak Marv?
-Musicie chłopcy zacząć rozmawiać z kolejnymi fanami.
-Dobrze.
-W takim razie… cześć.
Nick podszedł i otworzył Sophie drzwi.
-Zabawne złośnice, miłośniczki książek i kobiety pierwsze.
-Do której grupy mam się zaliczyć?
-Do tej do której chcesz.
-To w takim razie jestem członkiem miłośników książek.
-A myślałem, że kobietą. Cóż… nie mogę w takim razie liczyć na kolejne spotkanie, ponieważ nie jestem chłopakiem lubującym w osobnikach tej samej płci.
-Nie jesteś naszą fanką – obruszył się Micheal – nie określiłaś się taką.
-Ale nie miałam takiej opcji do wyboru – odpowiedziała i pomachała wszystkim na pożegnanie.
-Odprowadzę cię – zaoferował się Nick.
Gdy dotarli do sali, Grace podbiegła do przyjaciółki, ale zatrzymała sięgwałtownie, kiedy zobaczyła kto jej towarzyszy.
-Dzięki za odprowadzenie mnie – podziękowała Sophie i już miała zacząć iść do wyjścia, kiedy Nick złapał ją za łokieć i wcisnął do ręki skrawek papieru. Popatrzyła na niego zdziwiona, ale i zainteresowana.
-To mój numer telefonu – wyjaśnił – Gdybyś nie miała z kim ekscytować sięksiążkami możesz do mnie zadzwonić.
W odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie, samymi kącikami.




***


Kiedy chłopak wrócił do pokoju zorientowałsię reszty już nie ma. Przeszli do swojego mieszkania. Gdy przekroczył próg lokalu jego przyjaciele zaczęli gwizdać i chrząkać znacząco.
-Nasz malutki Nicholas wpadł po uszy – powiedział z udawanym wzruszeniem Micheal i przytulił do swojej piersi Nicka.
-O co wam chodzi?
-Och o nic o nic – odpowiedział Thomas i roztrzepał jego czarne loki na wszystkie strony.
-Zostaw moje włosy – powiedział Nick i starał się ujarzmić to coś co miał na głowie. – Bo jak nie to przyprowadzę do twojego pokoju lamę by pogryzła wszystkie twoje koszulki z podpisami piłkarzy.
-Ale po co zaraz te groźby?
-Zasada numer jeden: Nigdy nie dotykaj włosów Nicka, chyba że chcesz skończyćbez ręki. – oświadczył poważnym tonem Evan.
-A ty ją złamałeś – powiedział grobowym, chropowatym głosem Nick, wyciągnął ręce przed siebie i zaczął gonić Thomasa po całym pokoju. Biegali miedzy fotelami, po oparciu kanapy, dookoła dywanu. Wszędzie gdzie ich nogi poniosły.
-Chłopcy, chłopcy! – krzyknął Robert, wchodząc – Dlaczego oni tak biegają? –zapytał Micheala i Evana, gdy Nick ciągle gonił Thomasa.
-Kochany Thomas zrobił coś czego nigdy nie powinien robić. Zniszczył fryzuręNicka.
-Boże miej go w swojej opiece – modlił się Evan.
-I wszystko jasne – Robert się uśmiechnął. – Nick – złapał chłopaka, gdy ten biegł – Uspokój się. Thomasa możesz zabić później, ale teraz mam dla was propozycję.
Gdy zrozumieli sens tych słów usiedli na wielkiej burgundowej kanapie, czekając na dalsze informacje.
-Ordynator oddziału kardiologii dziecięcej w Royal Brompton Hospital spytał, czy moglibyście przyjść odwiedzić dzieci i młodzież, które potrzebują trochę rozrywki, a nie nudzenia się w pokojach, czy świetlicy. I co myślicie?
- Ja się zgadzam – odparł Nick a reszta pokiwała głową.
- Ale wiecie, że ten czyn będzie wynikał tylko z waszej dobrej woli i nie dostaniecie niczego w zamian.
-I co z tego? Nie musimy brać pieniędzy za to, że przyjdziemy i porozmawiamy z chorymi dziećmi. Bylibyśmy bez serca, gdybyśmy chcieli okradać szpital z pieniędzy, których potrzebują by pomóc potrzebującym – obruszył się Evan.
-Dokładnie – powiedziała reszta.
-Moje chłopaki – Robert uśmiechnął się – Wyśpijcie się – i wyszedł.
Posłuchali go, owszem, ale dopiero po trzech godzinach wygłupów.



***

-No nieźle się urządziłaś Sophie – powiedziała Grace, gdy wychodziły ze stadionu.
-O czym ty mówisz?
-O czym mówię? O tobie i Nicku mówię. Jesteście taaacy słodcy.
-My? Przestań. I tak nigdy w życiu się więcej nie spotkamy.
-Nigdy nie mów nigdy – powiedziała z uśmiechem Grace.

Sophie nawet nie wiedziała jak szybko te słowa się spełnią…


I co myślicie? Tylko szczerze :P

piątek, 6 lutego 2015

Prolog

 
"Cho­roba jest klaszto­rem, który ma swoją re­gułę, swoją as­cezę, swoją ciszę i swo­je natchnienia."
Albert Camus
 - Nie mogę uwierzyć, że naprawdę z nimi rozmawiałyśmy – powiedziała rozpromieniona dziewczyna, gdy razem ze swoją najlepszą przyjaciółką wychodziły ze stadionu, na którym odbywał się koncert ich ulubionego zespołu.
- A myślisz, że ja potrafię, Grace?
- Pewnie nie. Ale jak w ogóle byłaś w stanie być taka spokojna, gdy spotkałyśmy się z nimi po występie?
- Nie wiem. Po prostu stwierdziłam, że to są osoby takie same jak my i nie mam powodu by się tak ekscytować.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Sophie jaką znam? – zapytała ze śmiechem Grace.
- Poszła po rozum do głowy – odparła nastolatka ze śmiechem.
   Szły po chodniku, kierując się do domu Sophie, który znajdował się niedaleko stadionu. Dziewczyny planowały zrobić sobie babską noc, by rozprawiać o tym co zobaczyły, kogo poznały i o swoich przeżyciach związanych z minionym wieczorem.
   Dookoła było ciemno, tylko latarnie uliczne rozjaśniały nieprzebyte mroki nocy. Spacerowały powoli, podśpiewując ulubione kawałki lub przypominając swojej towarzyszce o ciekawych epizodach, które wydarzyły się podczas widowisk, szturchając się co jakiś czas ramieniem i popychając jedna drugą.
- Naprawdę sam Nicholas Miles dał ci swój numer telefonu! – zapiszczała podekscytowana Grace.
- Taaak. Sama nie wiem dlaczego to zrobił.
- Pewnie mu się spodobałaś.
- Ja? Nie sądzę. Może stwierdził, że jestem najbrzydszą dziewczyną jaką w życiu spotkał i chce pokazać ją światu, by miał się z czego nabijać.
- Kiedy wreszcie przyznasz przed samą sobą, że jesteś bardzo ładna?
- Gdy nastąpi apokalipsa, a stado rozwścieczonych, uzbrojonych kosmitów rozkaże mi tak powiedzieć, bo inaczej zginę?
- Hahaha. Bardzo śmieszne Sophijoooo – specjalnie przeciągnęła ostatnią literę, by zdenerwować przyjaciółkę.
- Znasz mnie od ilu? Trzynastu lat. Wiesz jaka jestem.
- To już tyle lat? O rany…
- Widzisz? Biedna zmarnowałam z tobą trzynaście lat mojego życia. Kto mi je teraz zwróci?
- Ty ze mną? Chyba ja z tobą – obydwie wybuchnęły śmiechem. W trakcie chichotu Sophie nagle stanęła i chwyciła się za klatkę piersiową, wciągając głęboko powietrze przez zęby. Grace odwróciła się, by zobaczyć co się dzieje, a gdy zrozumiała co rozgrywa się przed jej oczami szybko podbiegła i położyła dłoń na ręce przyjaciółki, próbując dojrzeć wyraz jej twarzy zasłoniętej przez gęste włosy opadłe na oczy.
- Sophie? Znowu cię kłuje?
- Yhm – mruknęła tamta cicho w odpowiedzi.
- Mam pobiec po twoich rodziców? – zapytała.
- Nie – wysapała – poradzę sobie. Mogłabyś… mogłabyś pomóc mi dojść do tej ławki? – zapytała wskazując palcem na najbliższe siedlisko.
- Oczywiście – odpowiedziała i delikatnie biorąc pod pachę dziewczynę podprowadziła ją ostrożnie, a następnie usadziła. Sophie zaczęła głęboko oddychać, odchylając głowę do tyłu, rozwiązała chustę zasłaniającą szyję, próbując uśmierzyć ból chłodnym, nocnym powietrzem. Grace wyciągnęła z torby wodę i chusteczkę, namoczyła ją i przycisnęła do czoła przyjaciółki. Patrzyła na nią uważnie, szukając jakichkolwiek oznak pogorszenia lub poprawienia jej stanu. Położyła dłoń na ramieniu Sophie.
- Może jednak pójdę po kogoś? – zapytała, a kiedy chora pokręciła przecząco głową dodała – To chociaż zadzwonię?
- Nie. Już mi lepiej. – odparła drżącym głosem. Podparła się na łokciu Grace i przeniosła ciężar ciała na stopy, ostrożnie podnosząc swoje ciało do pionu. Gdy stała wyprostowana, odrzuciła głowę do tyłu, a jej włosy opadły falą na plecy. Zrobiła krok do przodu, ale nie był to najlepszy pomysł,  ponieważ zachwiała się i w ostatniej chwili złapała się ramienia Grace, by uchronić swoje osłabione ciało przed upadnięciem na twardy, zimny chodnik.
- Sophie naprawdę nie dasz rady… Sophie! – krzyknęła Grace, gdy jej przyjaciółka osunęła się bezwładnie na brudny trotuar.

 
Poproszę szczere opinie ;)