„And it's hard
to love, there's so much to hate
Hanging on to hope
When there is no hope to speak of”
Hanging on to hope
When there is no hope to speak of”
„Tak trudno kochać, o ile więcej jest powodów do nienawiści
Trzymając się nadziei
Gdy o żadnej nadziei nie ma mowy”
Trzymając się nadziei
Gdy o żadnej nadziei nie ma mowy”
George Michael „Praying
for time”
Czas mija tak szybko. Niepostrzeżenie.
Wnika pomiędzy komórki twojego mózgu, otumaniając je. Dając fałszywe poczucie
bezpieczeństwa i teraźniejszości. Kradnąc wrażenie, że każda miniona
sekunda jest już małym fragmentem historii, a to co robiłeś zaledwie chwile temu
zaraz znajdzie się w bezdennym jeziorze zapomnianych aspektów życia.
Czas i umysł współpracują ze sobą. Umysł zapamiętuje wydarzenia, a czas decyduje, których powinno się pozbyć, co nie zawsze podoba się duszy zamieszkującej ciało. Jednak dusza w tym momencie nie może kłócić się z towarzyszami, ponieważ tylko oni wiedzą, co naprawdę robią. Są jednak urwisami i czasami tak się rozpędzają, że dusza zapomina już jaki jest dzień, ile dni minęło od pewnego pamiętnego wydarzenia, aż nagle trzeźwieje i z wielkim szokiem uświadamia sobie, że pomiędzy palcami przepłynęło jej kilkadziesiąt dni, czy nawet lat. Następnie pojawia się złość, którą kieruje na tych dwóch spiskowców, którzy przecież tylko troszkę się pobawili, czego niestety nie wolno im robić przy tak ważnej pracy. Ale co może zrobić? Już za późno. Czas nie da się cofnąć. Jedne co dusza może zrobić to być czujna, nie dać się znowu uśpić.
Czas i umysł współpracują ze sobą. Umysł zapamiętuje wydarzenia, a czas decyduje, których powinno się pozbyć, co nie zawsze podoba się duszy zamieszkującej ciało. Jednak dusza w tym momencie nie może kłócić się z towarzyszami, ponieważ tylko oni wiedzą, co naprawdę robią. Są jednak urwisami i czasami tak się rozpędzają, że dusza zapomina już jaki jest dzień, ile dni minęło od pewnego pamiętnego wydarzenia, aż nagle trzeźwieje i z wielkim szokiem uświadamia sobie, że pomiędzy palcami przepłynęło jej kilkadziesiąt dni, czy nawet lat. Następnie pojawia się złość, którą kieruje na tych dwóch spiskowców, którzy przecież tylko troszkę się pobawili, czego niestety nie wolno im robić przy tak ważnej pracy. Ale co może zrobić? Już za późno. Czas nie da się cofnąć. Jedne co dusza może zrobić to być czujna, nie dać się znowu uśpić.
Dusza powoli się uspokaja, pozwala pracować
tym dwóm kolegom, a sama zajmuje się własnymi sprawami, wcale nie mniej ważnymi
niż ich.
***
Sophie leżała na
łóżku już nie śpiąc, ale nie będąc jeszcze całkowicie przytomna. Kochała a
równocześnie nienawidziła tego stanu. Podobało jej się uczucie niewiedzy,
zapomnienia o rzeczywistości, ale rozumienia swojej obecności, czucia
delikatnej faktury otaczającej jej pościeli.
Po chwili poczuła na ramieniu delikatny ucisk i głos szepczący nad głową
- Sophie. Skarbie. Musisz juz wstawać.
Przekręciła się na bok, otworzyła oczy, ale równocześnie mocniej okryła się kołdrą, chowając przed falami zimna, wkradającymi się jak macki na jej złaknione ciepła ciało. Popatrzyła za mamą, właśnie wychodzącą z jej pokoju – prawdopodobnie zmierzała do kuchni, aby przygotować córce śniadanie. Dziewczyna westchnęła w duchu i zaczęła pocieszać się myślą, że mniej dni dzieli ją od upragnionego weekendu. Powoli wstała z łóżka, mając nadzieję, że nie zakręci jej się w głowie po zmianie pozycji. Gdy upewniła się, że nogi nie odmówią jej posłuszeństwa, kiedy przeniesie na nie ciężar całego ciała, wstała i sięgnęła po przyszykowane dzień wcześniej ubrania. Przymknęła drzwi w łazience i przez chwilę rozkoszowała się ciepłem pomieszczenia, do którego weszła. Miała ochotę przytulić grzejnik, który rozgrzewał jej lodowatą skórę. Sięgnęła po ocieplane rajstopy i wciągnęła je na nogi. Z każdą kolejną tkaniną zakrywającą coraz większe połacie ciała czuła, że w końcu nie czuje zimna.
Po chwili poczuła na ramieniu delikatny ucisk i głos szepczący nad głową
- Sophie. Skarbie. Musisz juz wstawać.
Przekręciła się na bok, otworzyła oczy, ale równocześnie mocniej okryła się kołdrą, chowając przed falami zimna, wkradającymi się jak macki na jej złaknione ciepła ciało. Popatrzyła za mamą, właśnie wychodzącą z jej pokoju – prawdopodobnie zmierzała do kuchni, aby przygotować córce śniadanie. Dziewczyna westchnęła w duchu i zaczęła pocieszać się myślą, że mniej dni dzieli ją od upragnionego weekendu. Powoli wstała z łóżka, mając nadzieję, że nie zakręci jej się w głowie po zmianie pozycji. Gdy upewniła się, że nogi nie odmówią jej posłuszeństwa, kiedy przeniesie na nie ciężar całego ciała, wstała i sięgnęła po przyszykowane dzień wcześniej ubrania. Przymknęła drzwi w łazience i przez chwilę rozkoszowała się ciepłem pomieszczenia, do którego weszła. Miała ochotę przytulić grzejnik, który rozgrzewał jej lodowatą skórę. Sięgnęła po ocieplane rajstopy i wciągnęła je na nogi. Z każdą kolejną tkaniną zakrywającą coraz większe połacie ciała czuła, że w końcu nie czuje zimna.
Spojrzała na siebie w lustrze. Ubrać się
tak, żeby nie było ci zimno, ale także by nie wyglądać jak piłeczka było
wyzwaniem, ale na szczęście nie wydawało się, że w kilka minut przytyła
dwadzieścia kilo.
Wyszła z łazienki, chwyciła plecak i zbiegła
po schodach na dół, do kuchni, by móc zjeść śniadanie. Na stole stała
przyszykowana przez jej mamę miseczka wypełniona mlekiem oraz płatkami
kukurydzianymi. Dziewczyna zaczęła jeść, czując jak jej głodny żołądek zalewa
spieniona masa potrzebna do rozruszania każdej części ciała.
-
Kanapki i woda leżą na stole – poinformowała mama i wyszła z pokoju, prawdopodobnie,
by zacząć szykować się do pracy.
Sophie zjadła, wsadziła miseczkę do zlewu,
wzięła przygotowany posiłek i wsadziła go do plecaka.
Sprawdziła
w lustrze, czy jej uczesane w kłosa włosy nigdzie nie odstają i zastanowiła
się, czy na pewno umyła zęby, a następnie poszła do przedpokoju.
Gdy zawiązywała drugiego kozaka, rozległ się
głośny dźwięk klaksonu. Wyjrzała przez małe okienko i spostrzegła, że na
podjeździe stoi samochód Josha. Szybko dokończyła zakładanie buta, prędko założyła
kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Sięgnęła po plecak, jednak nie leżał tam ,
gdzie go zostawiła. Teraz trzymał go jej tata, w taki sposób, by łatwiej było
go jej założyć. Podziękowała i przyjęła pomoc. Pocałował ją w policzek, a
później to samo zrobiła mama, która przyszła się z nią pożegnać, gdy ta
zawiązywała szal. Sophie sprawdziła jeszcze raz czy niczego nie zostawiła i
wyszła z domu.
Szybko wbiegła do samochodu kolegi, który
właśnie przestawiał stacje w radiu.
-
Przepraszam za spóźnienie – powiedziała, kładąc plecak pomiędzy nogami.
- Nic
się nie stało. I tak przyjechałem chwilę wcześniej – odparł, cofając samochód,
a następnie wjeżdżając na drogę.
-
Zazdroszczę mojemu bratu – powiedziała.
-
Dlaczego?
-
Może wstawać godzinę później niż ja.
-
Mogłaś pójść do liceum położonego bliżej twojego domu.
-
Wiem – ziewnęła.
-
Może chcesz wstąpić do jakiejś kawiarni i napić się kawy na pobudzenie?
-
Wiesz, że jej nie lubię.
-
Tak, ale zawsze można próbować.
-
Czego niby?
-
Próby wyciągnięcia cię na miasto do jakiegoś lokalu.
- Na
randkę? – uniosła brwi w zaciekawieniu.
- Ble
– otrzepał się zniesmaczony.
- No
wiesz co – trzepnęła go w ramię.
- Nie
bij kierowcy. Jeszcze spowoduję wypadek.
-
Przecież to nie było mocno.
Prychnął.
- Jak
tam twoje kontakty z Natalie? – zapytała.
-
Jest naprawdę miła i zabawna, tylko często mnie drażni i robi to specjalnie.
- W
jaki sposób?
-
Kilka razy proponowałem, że ją odwiedzę, ale nie chce mi podać swojego adresu.To
zamierzone działanie, bym się namęczył w zdobyciu informacji o niej. Chwileczkę
– spojrzał na nią. – Ty wiesz, gdzie ona mieszka. Mogłabyś mi go zdradzić.
-
Patrz na drogę . – Posłuchał.
- Nie
odpowiedziałaś.
-
Jeśli nie chce ci powiedzieć, gdzie mieszka, to ja tego za nią nie zrobię. Nie
zamierzam wtrącać się w to, co jest lub chcesz, żeby było pomiędzy wami. Nie
chcę tego zepsuć.
-
Dobra – burknął. – A co tam u Nicka?
-
Nic. Trasa, koncerty, próby i wkurzanie się na Wilhelma. Rutyna.
Usłyszała
dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęła telefon i zobaczyła, że to wiadomość
od Milesa.
Miłego dnia J
Uśmiechnęła
się delikatnie i odpisała krótkie: „Nawzajem xoxo”
Napisał
jeszcze: „Zadzwonię o 16”
-
Czyżby napisał Nick?
-
Tak.
- On
serio codziennie rano pisze do ciebie: „Miłego dnia”?
-
Może ma ustawione automatyczne wysyłanie tej wiadomości. W każdym razie, to
miłe z jego strony.
-
Bardzo – wyczuła dziwny ton w jego głosie.
- Coś
nie tak?
-
Nie, no coś ty. Jak się czujesz? – szybko zmienił temat.
-
Dobrze.
Zapadła
cisza, więc Sophie wsłuchała się w melodię płynącą z radia. Gdy zaczęła lecieć
piosenka, którą znała i lubiła, zaczęła nucić słowa pod nosem.
-
Śpiewaj – powiedział Josh, zerkając na nią.
Spojrzała
na niego niepewnie, a on pokiwał głową, zachęcając ją do posłuchania go.
Wciągnęła powietrze i zaczęła śpiewać -
najpierw łamiącym się głosem, lekko przestraszona, lecz po kilkunastu sekundach
jej głos stał się o wiele głośniejszy i pewniejszy, wszystko dookoła zdawało
się drżeć od głośności radia oraz jej samej.
Gdy piosenka się skończyła, wyciągnęła
butelkę wody i wypiła spory łyk.
-
Dlaczego nie zapiszesz się na kurs śpiewania? – zapytał. – Masz talent. Nie
marnuj go.
- Nie
marnuję. Po prostu…
- Co?
- Nie
wiem. Nie umiem stwierdzić co chcę robić w życiu, więc zostanie piosenkarką też
jest niepewną sprawą.
- Nie
mówiłem o zawodowym śpiewani, tylko nauczeniu się jak operować głosem i używać
go profesjonalnie.
Nie
odpowiedziała.
-
Zawsze możesz poprosić Nicka o pomoc.
-
Bardzo śmieszne.
-
Wcale nie żartowałem. Znowu się o coś pokłóciliście?
-
Nie… Chodzi o to, że…
Rozejrzała
się i zamilkła, widząc, że wjeżdżają na teren szkoły. Na razie nie musiała
nikomu mówić o swoich obawach.
Kiedy Josh znalazł wolne miejsce na parkingu
i zgasił silnik, wyszła z samochodu i zarzuciła plecak na ramiona.
-
Poczekaj! – krzyknął, zamykając samochód i podbiegając do niej. – Co się stało?
-
Nic.
- Na
pewno?
-
Tak.
Objął
ją w pasie, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Dobrze było mieć kogoś, kto
mógł cię wesprzeć, gdy tego potrzebowałaś, nawet jeśli nie wiedział dlaczego tego potrzebujesz.
-
Dlaczego wszyscy tak na nas zerkają? – zapytała, gdy przekraczali próg szkoły.
- Pewnie
myślą, że zdradzasz ze mną Nicka.
-
Miałabym wybrać ciebie zamiast tego przystojniaka? – Udała, że wachluje się
jakby było jej gorąco.
-
Aleś ty zabawna. A może on ci się serio podoba.
-
Nicholas Miles? Mnie? Czy w trakcie gonienia mnie, nie potknąłeś się i nie
upadłeś na głowę?
- Nie
wydaje mi się.
- Jak
tam sobie chcesz. Co teraz masz?
-
Angielski, a ty?
-
Matematykę. To do zobaczenia na stołówce?
-
Będę niecierpliwie wyczekiwać tego spotkania.
- Ze
mną? Czy z Natalie w telefonie?
-
Sama sobie odpowiedz.
Odwrócił się i wbiegł na schody, a Sophie
ruszyła do sali lekcyjnej.
***
-
Stęskniłeś się? – zapytała Sophie, siadając obok Josha przy stoliku na stołówce.
-
Oczywiście – powiedział, przeżuwając posiłek i wpatrując się w ekran komórki.
-
Mówisz do mnie, czy do Nati?
- Do
ciebie. Jak tam lekcje?
- A
dobrze. Przynajmniej nie było żadnej niezapowiedzianej kartkówki, czy prac
grupowych, a … - nie dokończyła, ponieważ Josh wydał z siebie głośny dźwięk:
coś pomiędzy piskiem, a krzykiem.
- Co
się stało?
-
Natalie wysłała mi swój adres! Mogę do niej dzisiaj pojechać.
-
Raczej nie możesz.
-
Dlaczego? – spytał zdziwiony.
-
Zapomniałeś, że na jutro musisz napisać wypracowanie?
- O
rany – jęknął.
-
Spokojnie kochasiu. Spotkasz się z nią w sobotę. Twoje hormony wytrzymają
jeszcze te kilka dni.
-
Bardzo śmieszne – burknął.
- Dla
mnie tak.
Pokazał
jej język.
-Och
jakie to dojrzałe.
Josh nic nie odpowiedział, tylko znowu
utkwił spojrzenie w jasnym ekranie telefonu. Sophie westchnęła cichutko i
sięgnęła po książkę, którą aktualnie czytała. Nie zdążyła dobrze zagłębić się w
fabule, ponieważ jej telefon wydał z siebie głośny dźwięk, oznajmiający
otrzymanie wiadomości.
-
Dominic? – szepnęła zdziwiona, widząc nadawcę. Cała wiadomość składała się na
nazwę stacji telewizyjnej, a pod nią krótki napis: Oglądaj nowy program o
dwudziestej w piątki. Występuję w nim.
Sophie
nawet nie wiedziała, że kuzyn Nicka ma być w obsadzie jakiegoś serialu, ale
stwierdziła, że chętnie zobaczy chociaż jeden odcinek.
-
Robisz coś w sobotę? – zapytał Josh.
-
Raczej nic, a co?
-
Natalie pyta, czy nie chciałabyś się gdzieś wybrać z nią i ze mną.
- By
robić za przyzwoitkę? Raczej nie mam na to ochoty.
- Nati
pisze, że chciałaby spotkać się z naszą dwójką. I, że tęskni za tobą.
-
Niech będzie – westchnęła. – Tylko żadnego obściskiwania się na moich oczach –
zastrzegła.
-
Dobrze.
- To
mogę iść.
Josh szybko
wystukał wiadomość do Natalie, odłożył telefon na bok, a następnie wgryzł się w
kanapkę z taką siłą jakby nie miał niczego w ustach od tygodnia.
- A
ty nie jesz? – zapytał, przeżuwając kęs.
-
Tak, pewnie – odłożyła książkę i już miała sięgnąć po bułkę, ale w jej głowie
pojawiła się myśl ile to ma kalorii i że już jest wystarczająco gruba – nie musi
sobie dokładać kilogramów. Dlatego też zmieniła zdanie i zamiast tego wzięła do
ręki mandarynkę, którą powoli obrała ze skórki, a następnie wsadziła do buzi
małą jej cząstkę.
- Nie
będziesz głodna? – zapytał Josh, widząc, że jego koleżanka zjadła tylko dwa
owoce, a resztę jedzenia schowała z powrotem do torby, a teraz wyglądała jakby
chciała zniwelować głód, wlewając do żołądka hektolitry wody.
- Nie
– odparła, chociaż podejrzewała, że sytość, którą czuje jest fałszywa oraz
chwilowa.
Wzruszył
ramionami, wiedząc, że i tak nie zmusi jej do jedzenia. Wrócił do spożywania kanapki,
a ona do czytania książki. Starali się nie zwracać uwagi, zapomnieć o tym co
przed chwilą się wydarzyło.
***
- Cześć!
– krzyknęła Sophie, zamykając drzwi wejściowe i rzucając ciężką torbę na
podłogę. Odpowiedziała jej cisza. Ściągnęła kurtkę i buty, złapała torbę i
poszła do łazienki. Po drodze przypomniała sobie, że jej rodzice są jeszcze w
pracy, a Luc już na treningu. Była sama w domu.
Wyciągnęła
przepocone ubrania, w których ćwiczyła na siłowni i wrzuciła je prosto do
pralki. Przeszła do kuchni i zobaczyła, że w piekarniku leży ryba, a w garnku
czekają na nią gotowane ziemniaki. Przygotowała sobie posiłek, a następnie
usiadła przy stole w spokoju i ciszy przeżuwając danie.
Gdy z talerza ubyła ponad połowa jedzenia
poczuła, że nie powinna już więcej jeść, mimo że jej żołądek ciągle nie
zaspokoił całkowicie swoich potrzeb.
- Co
mi się dzieje? – zapytała na głos, patrząc na widelec, równocześnie pragnąc by
zatopić go w rybie i wrzucić go do zlewu. – Nie zmienię się w anorektyczkę.
Muszę to zjeść, przecież jestem głodna. – I wbiła widelec w ziemniaki,
przekonując się, że to, co robi jest słuszne.
***
Leżała na łóżku i czytała książkę. Nagle gwałtownie
ją zamknęła i położyła po drugiej stronie łóżka. Zawsze uważała powieści za
swoje towarzyszki, coś co jej pomagało, wspierało. Teraz zaczynała się
zastanawiać, czy to rzeczywiście prawda. Kolejny raz z rzędu główna bohaterka
wyglądała tak jak w innych. Szczupła – niemal chuda – niemal deska – o blond
włosach. Jej koleżanka była tą o „bujniejszych” kształtach – tą, która miała
czym oddychać i na czym siedzieć. Według głównej bohaterki to właśnie jej
koleżanka miała większe szanse na zdobycie chłopaka, jednak w dalszej części
powieści to właśnie ta „płaska” miała adoratorów, ukochanego. Przyjaciółka
mogła liczyć na samotność lub ewentualnie psychopatę, czy damskiego boksera.
Dlaczego nie chude dziewczyny nie mogły być główną postacią? Dlaczego to nie
one znajdowały miłości swojego życia? Dlaczego były gorsze od chudych?
Zabolało to Sophie. Skoro w książce ktoś o
jej figurze nie był wiodącą postacią to jak mogła chcieć być taką postacią w
swoim świecie? Jej rolą było być koleżanką. Osobą w cieniu. Ten pogląd
pokazywały także filmy, muzyka, czy moda. Nie licząc pojedynczych wypadków –
jak na przykład Adele – wszystkie (lub większość) dziewcząt była szczupła.
Rzadko zdarzały się osoby z kształtami, chyba że już były matkami.
Gdzie było miejsce dla niej? Sophie –
nastolatki, nie do końca radzącej sobie ze swoim wyglądem? Dlaczego społeczeństwo
zamiast jej pomóc, pokazywało jeszcze dobitniej, że jeśli chce coś osiągnąć, to
musi zmienić swój wygląd tak gdzieś o dwanaście kilogramów?
„Nie
mogę się tak zadręczać” – pomyślała. „Potrzebuję czegoś, co odciągnie moją
uwagę od tego wszystkiego.”
Wzięła
laptopa, włączyła You Tube i zaczęła szukać, szperać, aż w końcu znalazła
pierwsze w historii Carpool Karaoke.
Od dłuższego czasu była wierną fanką tej
części programu pana Jamesa Cordena i każdy wywiad przeprowadzony w samochodzie
oglądała z wielkim zaciekawieniem oraz uśmiechem na ustach. Nic więc dziwnego,
że gdy tylko zobaczyła taki filmik, zaraz postanowiła go obejrzeć. Okazało się,
że pierwszą rzecz podobną do Carpool Karaoke nagrano w 2011 roku jako spot do
Red Nose Day – Comic Relief, a „gościem” Cordena był sam George Michael. Był to
bardzo zabawny filmik, a Sophie uśmiechała się szeroko podczas oglądania go
mimo że trwał niecałe cztery minuty.
„Muszę
pokazać te nagranie mamie, kiedy wróci do domu.” – pomyślała, szukając piosenek
użytych w spocie.
Jej mama była wielką fanką George’a
Michaela, który był także jednym z jej wielu „przyszłych mężów”. Sama Sophie
znała kilka jego piosenek, czy to jako solisty, czy za czasów zespołu Wham!,
ale nigdy nie interesowała się nim jakoś szczególnie mocno. Teraz postanowiła
to zmienić i zaczęła słuchać jego piosenek. Okazało się, że większość znała, nie
wiedząc, że to on je śpiewa. „Jaki ona ma talent” – stwierdziła, gdy
zrozumiała, że nie dość, że te piosenki napisał, to wiele z nich wyprodukował.
A jego głos… I te mądre słowa… Już dawno nie słyszała piosenek z tak wielkim
przekazem jak jego. Te właśnie cechy wyznaczały jego geniusz i sławę jaką
zdobył. Podczas słuchania niektórych piosenek uroniła wiele łez. Nie obchodziło
jej, że był gejem, że piosenkę „Jesus to a child” napisał dla swojego zmarłego
chłopaka. To nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, co sam dawał i
przekazywał światu. I to właśnie czyniło go wielkim.
- Już
rozumiem, dlaczego mama go tak kocha – powiedziała, słuchając jednej z jego
pierwszych hitów. – Nie dość, że pisał teksty z przekazem to przyciągał uwagę
swoją urodą i ruchami. Przystojniak z niego – stwierdziła, wpatrując się w jego
postać w teledysku.
Nagle muzyka się urwała, a cały ekran stał
się czarny, oprócz małej ikonki, pokazującej, że ktoś chciałby z nią
porozmawiać i ją zobaczyć. Wiedząc kto próbuje się z nią skontaktować, od razu
wcisnęła zieloną słuchawkę, a na monitorze pojawiła się twarz Nicka.
„On
też jest niczego sobie”- odezwał się głos w jej głowie.
- Hej
Sophie – odezwał się chłopak i odgarnął z czoła spocone włosy.
- Hej
Nick – powiedziała.
-
Czyżbym w czymś przeszkodził?
-
Jedynie w ceremonii zachwycania się Georgem Michaelem.
-
Zamieniasz się w swoją mamę?
Spojrzała
na niego ze zdziwieniem.
-
Pamiętasz jak w listopadzie przyjechałem cię odwiedzić, a twoja mama siedziała
w salonie i śpiewała na cały głos jedną z jego piosenek?
-
Tak, powiedziałeś, że przydałyby się stopery – zaśmiała się. – Chyba aż tak mi
nie odbiło.
- Ty
umiesz śpiewać, więc słuchanie cię nie byłoby tak bolesne.
- Ha,
ha, ha.
- No
co? Dać ci jeszcze jeden powód do wielbienia go? – Pokiwała głową. – Oddaje mnóstwo
pieniędzy na różnego rodzaju akcje charytatywne, czy fundacje. A najlepsze jest
to, że nikomu o tym nie mówi. Nie chwali się tym. Zaczął oddawać pieniądze dla
fundacji zajmujących się leczeniem AIDS zanim stało się to „popularne”, robi
bardzo wiele dla ludzi bezinteresownie.
- Oh…
- Mam
zadzwonić później byś mogła zachwycać się nim w samotności?
-
Nie. Wolę porozmawiać z tobą. Zachwycać się będę później.
Zaśmiał
się.
-
Wiesz, że Natalie spotyka się z Joshem w weekend?
-
Serio? Ale idą sami? I co oni…? Gdzie idą?
-
Niezbyt dobrze wychodzi ci udawanie, że to cię nie obchodzi kochany straszy
bracie. I nie martw się. Idziemy w trójkę. Będę ich pilnować.
- To
dobrze – rozluźnił się. – A co tam u Julie? Robi jakieś problemy?
-
Nie. Na razie. A właśnie, nie wiesz może w jakim serialu ma grać Dominic?
- A
wiem, a bo co?
-
Powiesz?
-
Nie. Wygadał się przede mną przypadkowo. Poprosił bym nikomu nie mówił, bo chce
żeby to była niespodzianka.
-
Zawsze mogę obejrzeć reklamę w telewizji.
-
Możesz. Chodzi po prostu o to, że ode mnie żadnych informacji nie wyciągniesz.
- No
dobrze. A… - Miała o coś zapytać, ale w
tym momencie jej klatkę piersiową przeszył ostry ból, a w serce zdawało się, że
wbijał się szpikulec z każdym kolejnym uderzeniem, z każdym kolejnym oddechem.
- Wszystko
dobrze? – zapytał lekko przestraszony Nick, widząc jak jego przyjaciółka ściska
zęby z bólu i przyciska dłoń do serca.
-
Powiedzmy – wysapała, czując że nie może złapać tchu.
- Na
pewno?
- Nie
wiem Nicholas.
-
Pójdź do rodziców.
- Nie
mogę, są w pracy.
- To
może…
-
Nick nie panikuj – powiedziała spokojnie. – Już kiedyś miałam podobnie. Zaraz
minie – oznajmiła, mimo że nie mówiła całej prawdy. Owszem kiedyś ją już tak
bolało, ale nigdy aż tak mocno.
-
Nicholas! – rozległ się ostry głos w tle. Chłopak spojrzał gdzieś w bok, a
następnie zmarkotniał.
-
Musze już lecieć. Daj znać, jeśli coś ci się będzie działo.
- I
co zrobisz? Przybiegniesz w kilka sekund z Australii?
-
Nie, ale chciałbym wiedzieć jak się czujesz.
- Niech
ci będzie.
- Pa,
Soph. Zadzwonię jutro.
- Pa.
– Zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała w przestrzeń.
***
Nick wstał i ze smutkiem spojrzał na
jeszcze nie całkowicie przygotowaną scenę, na której reszta zespołu właśnie przygotowywała
się do rozpoczęcia prób. Spojrzał na komputer, stojący na małym stoliku i
pomyślał o Sophie, jej minie, gdy próbowała udawać, że wcale nie czuje tak
wielkiego bólu, a także o swoim ściśniętym sercu, gdy zrozumiał jak ona bardzo
cierpi.
Pomyślał o jej lśniących włosach, szerokim
uśmiechu na pełnych ustach, o zielonych oczach, iskrzących się jak gwiazdy, gdy
mówiła o George’u Michaelu. A potem pomyślał o swojej cichej prośbie, gdy to zobaczył.
„Chciałbym, żeby jej oczy tak lśniły podczas mówienia o mnie.”
- Idziesz
Nick? - zapytał Mike, patrząc z
niepokojem na przyjaciela, który zawsze jako pierwszy wbiegał na scenę, by
zacząć próbę, a teraz ociągał się z tym jak najdłużej potrafił.
-
Tak, oczywiście – powiedział, sięgnął po butelkę wody i wyrzucił z głowy
wszelkie myśli, zostawiając tylko te dotyczące piosenek oraz zabawiania tłumu
ludzi.
***
Sophie siedziała na łóżku i patrzyła na
stos podręczników i zeszytów leżących na pościeli oraz na książkę, odrzuconą na
biurko, by nie przyciągała wzroku, chociaż jej siła była tak wielka, że oczy
dziewczyny, co chwilę bezwiednie wracały na te kilkaset stron kuszenia. Szybko
jej oczy przesunęły się po okładce, a następnie zatrzymały na podjeździe
widocznym z okna. Patrzyła jak płatki śniegu szybko spadają na powierzchnię
ziemi, przykrywając ją dodatkową warstwą białego puchu.
Dziewczyna nie pamiętała tak srogiej zimy
już od kilku lat. Śnieg sięgał już do łydek, gdy szło się przez zaspy.
Intensywne opady zaczęły się na początku stycznia, więc można było sądzić, że do
początku lutego, białe płatki trochę przystopują z podziwianiem świata. Tak się
jak widać jednak nie stało.
Luty… Już był luty. Czas tak szybko mijał.
Niespostrzeżenie. A może to dlatego, że przez ten miesiąc tak niewiele się
wydarzyło? Powróciła szkolna rutyna. Uczenie się, odrabianie prac domowych,
pisanie wierszy. Nudy. Czasami miała ochotę krzyczeć. Była przecież nastolatką.
Powinna była chodzić na domówki i imprezy do klubów zakrapiane nielegalnie
pitym alkoholem. Powinna była żyć chwilą, nie martwić się o oceny. Zamiast tego
siedziała przy biurku, patrzyła na biały świat, czekała na chwilę, gdy w końcu
położy się spać, a jej mózg zatopi się w świecie, w którym wszystko było
możliwe. Czuła, że marnuje swoje życie, które, jak każdy, miała tylko jedno.
Zamiast tego ślęczała nad książkami, próbując zapamiętać ważne i mniej ważne
informacje zawarte na ich stronicach.
Gdy poczuła, że jej mózg zaraz się wyłączy z
nadmiaru wiedzy, sięgnęła po pidżamę i poszła do łazienki. Rozebrała się,
stanęła pod strumieniem wody, wyrzucając z głowy wszelkie myśli, a także
próbując nie zwracać uwagi na silny ucisk w klatce piersiowej. Przecież to było
tylko chwilowe…
„Everybody talks
about the new generation
Jump on the wagon or they'll leave you behind
But no one gave a thought to the rest of the nation
"Like to help you buddy, but I haven't got the time"
Somebody shouted save me
But everybody started living hand to mouth”
Jump on the wagon or they'll leave you behind
But no one gave a thought to the rest of the nation
"Like to help you buddy, but I haven't got the time"
Somebody shouted save me
But everybody started living hand to mouth”
„Wszyscy teraz mówią o tym nowym pokoleniu
Płyń z nurtem albo zostaniesz z tyłu
Ale nikt nie dał wyboru reszcie narodu
“Chętnie bym ci pomógł koleżko, ale się spieszę”
Ktoś krzyknął Ratuj mnie
Lecz wszyscy zaczynają żyć w nędzy”
Płyń z nurtem albo zostaniesz z tyłu
Ale nikt nie dał wyboru reszcie narodu
“Chętnie bym ci pomógł koleżko, ale się spieszę”
Ktoś krzyknął Ratuj mnie
Lecz wszyscy zaczynają żyć w nędzy”
George Michael „Hand to mouth”
---------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie publikowałam fragmentu piosenki jako wstępu do rozdziału, ale nie mogłam nie zrobić tego po śmierci George'a Michaela - człowieka obdarzonego olbrzymim talentem, którego geniusz zaczęłam bardziej dokładnie i wnikliwie poznawać dopiero niedawno, mimo że wychowywałam się w otoczeniu m.in. jego piosenek.
Nie będę się rozpisywać o nim - przecież zrobiłam już to w rozdziale, ale chociaż tak chciałam o nim wspomnieć. Rok 2016 jest straszny - tak wiele niesamowitych ludzi straciliśmy. Mam nadzieję, że nadchodzące 12 miesięcy będzie lepsze.
George'u Michaelu pozostaniesz w naszych sercach (a na pewno w moim i mojej mamy) jako utalentowana osoba, która podzieliła się ze światem swoim talentem. Szkoda, że odszedłeś w wieku zaledwie 53 lat. Ten rozdział był także dla ciebie. R.I.P.