„Bądź
tym kim jesteś i mów to, co czujesz, ponieważ ci, którzy mają
z tym problem nie są ważni, a ci, którzy są ważni nie mają
z tym problemu.”
Fritz Perls
- Jak
ci idzie ubieranie choinki? – zapytała mama, wchodząc do pokoju Sophie.
-
Dopiero ją złożyłam, a teraz próbuję rozplątać lampki – oznajmiła, podnosząc
długi sznur na wysokość twarzy.
-
Pomóc ci?
- Nie, dzięki. Spróbuję sama się z tym uporać.
- Dobrze Zosiu Samosiu - mama uśmiechnęła się.- Jak skończę, to będę mogła przyjść pomoc wam w
ubieraniu tej dużej choinki?- Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że
będziesz mogła. To nasza wspólna choinka, więc wspólnie ją ubieramy. Tak
jak zawsze. - To dobrze. - Rozmawiałaś z Jimem lub Grace?- Nie odbierają. - Ciekawe dlaczego... - zaczęła zastanawiać się
na głos. - Chyba wiem - powiedziała Sophie z ironią w
głosie.
- Przecież spotkacie sie jakoś podczas przerwy świątecznej, prawda?
- Dzwoniła do mnie Madeleine - oznajmiła mama, a dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mówi ona o mamie Nicka.
- O co pytała?
- Czy mogłabyś przyjechać do ich domu razem z Grace i Jimem, by razem z Nickiem, Thomasem, Michaelem, Evanem i Mią spędzić Sylwestra.
- Serio? A chłopaki nie mają czasem koncertu noworocznego w Londynie?
- Mają, ale po północy będą mogli wrócić do domów.
- Och.
- Jednak razem z tatą stwierdziliśmy, że jesteś jeszcze za smarkata, by spędzać Nowy Rok tak daleko od domu, a w dodatku z takimi osobami.
- Masz na myśli Jima i Grace?
- Akurat ich nie, ale całą resztę. Może i poznałam chłopców, ale jeszcze długo ich nie znam. A jeśli to są jacyś dilerzy albo alkoholicy?
- Nie sądzisz, że przez tyle miesięcy bym to zauważyła?
- Może dobrze się z tym kryli? Bądź co bądź jesteś ciągle tylko ich fanką. Muszą zachowywać wizerunek inaczej ich kariera zakończyłaby się z hukiem.
- Znam ich mamo.
- Ile? Pół roku? To wcale nie jest długo. A te kilka lat, które spędziłaś na byciu ich fanką wcale nie sprawiło, że ich lepiej poznałaś. Są wciąż wielką tajemnicą.
- Wiem mamo, ale nie sądzę, by mieli być...
- Już wiem o co ci chodzi. Chcesz za wszelką cenę być u niego w domu! Pewnie ma być tam jakaś wielka impreza, o której nawet jego mama nie wie! - wybuchła kobieta
- Wcale nie. Chodziło mi tylko o to, że oskarżasz tych chłopaków bezpodstawnie.
- Nie krzycz i nie kłam w żywe oczy!
- Ja nie krzyczę, tylko ty - odparła, starając się, by w jej głosie nie było słychać wzburzenia.
- Nie pyskuj!
- Ale ja nie...
- Zamilcz! Powiem tak: jeśli twój stosunek wobec mnie się nie zmieni, to możesz być pewna, że sylwestra spędzisz razem z nami, słuchając piosenek z tego roku. Ale jeśli się uspokoisz i pokażesz, że można ci zaufać pozwolę, by chłopcy, Jim i Grace przyjechali do nas. Razem z tatą i Luciem zostaniemy na dole, a wy będziecie mieć całą górę dla siebie. Umowa stoi?
- Słyszałam, że Grace ma chłopaka.
- Tak.
- Jak się nazywa? Znam go?
- Chodzi z Michaelem Blackiem.
- Naprawdę? Z członkiem zespołu?
- Dokładnie.
- Ta to się umie ustawić.
- Oczywiście.
- A Jim ma kogoś na oku?
- Ma, ale ich relacja jest dość skomplikowana.
- Dlaczego?
- Ponieważ obiektem jego westchnień jest także członek tego zespołu.
- Jim jest gejem?
- Tak.
- Wiedziałam! - krzyknęła uradowana.
Sophie miała ochotę zwiesić głowę w zażenowaniu.
- To kto jest jego wybrankiem?
- Thomas.
- Nigdy bym nie przypuszczała, że Tom woli chłopców.
- No cóż...
- Widzisz się dzisiaj z przyjaciółmi?
- Nie, nie mogłam się do nich dodzwonić.
- Unikają cię?
- Raczej nie. Po prostu nie mają czasu, by się ze mną spotkać.
- Może muszą od ciebie odpocząć?
- Dlaczego tak sądzisz? - zmartwiała.
- Cały czas spędzacie razem czas. Nawet w szpitalu cię pilnowali.
- Przecież są ze mną ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli.
- Ehm... - mam zaczęła splatać i rozplatać palce i przestępować z nogi na nogę.
- Mamo?
- To ja im powiedziałam, by przyszli do ciebie. Gdybym tego nie zrobiła pewnie by się nie pojawili.
- Co?! Kazałaś im?!
- Byłabyś cały czas sama! Nie chciałam tego!
- Ale zmuszać ich?! Czy jeszcze kiedyś zrobiłaś coś podobnego?
- Kilka razy - wyszeptała zażenowana.
- Czy cała moja przyjaźń z nimi opiera się na twoich interwencjach?
- Nie cała...
- Czyli naprawdę nie mam przyjaciół... Ale dobrych kolegów...
- Przykro mi skarbie.
- Wiesz, że gdybyś sie nie wtrącała, nie byłoby całej tej rozmowy, ani sytuacji?
- Tak - opuściła głowę, smutna.
- Przynajmniej to wiesz.
Cały wieczór siedziała w pokoju, mając nadzieję, że to co usłyszała to tylko złudzenie, omamy. Że się przesłyszała. Jednak obawy otaczały jej mózg jak kokon. Złe myśli wdzierały się do jej umysły jak wirus. Powoli wchodziły w ich części, a potem nagle stawały się nimi.
Westchnęła cicho spojrzała na lampki, podniosła się wolno jakby podnosiła na barkach olbrzymi ciężar i wróciła do strojenia choinki, a potem pokoju z okazji świąt, które miały już rozpocząć się dnia następnego. Humor poprawiała jej delikatnie tylko jedna myśl: rychłe spotkanie z Nickiem.
Nick był na siłowni kilka godzin wcześniej, by samemu poćwiczyć, a następnie pojechał po nią, by pomóc jej w przygotowywaniu niektórych sprzętów i by oczywiście dopingować ja i motywować do dalszych ćwiczeń.
Dziewczyna bardzo cieszyła się z jego towarzystwa, bo przecież nie musiał z nią przyjeżdżać, a zostać z rodziną i pomoc w pieczeniu wypieków albo pojechać razem z przyjaciółmi do sklepu, by wybrać ozdoby, jednak on wybrał spędzenie późnego popołudnia z nią.
Zastanawiała się jakby wtedy wyglądał. Bo ona na pewno nie wyglądała dobrze z wypiekami na twarzy i ciałem pokrytym lepkimi wydzielinami jej ciała.
- Udało się - wysapała, gdy nareszcie mogła porzucić sprzęt.
- Jestem z ciebie dumny. Naprawdę. Świetnie sobie radzisz.
- Dziękuję.
- Idź się przebrać, a potem gdzieś cię zabiorę.
- Znowu wkręcisz mnie w pokaz mody?
- Nie tym razem - uśmiechnął się, a w oczach pojawił się pewien błysk. Popatrzyła na niego, a potem bez słowa skierowała się do szatni.
Podeszła do swojej szafki i wyciągnęła plecak, do którego schowała ubrania. Zamknęła szafkę na kluczyk i przeszła do kabiny w toalecie. W szatni nie było niestety osobnych przebieralni, więc kobiety i dziewczyny przebiegały się koło siebie jednak Sophie tego nie lubiła. Czuła się niekomfortowo i na widoku. Dlatego wolała chować się w ciasnych kabinach, bo poczuć choć odrobinę prywatności.
Szybko się przebrała, składając swoje przełożone rzeczy i schowała je do plecaka na miejsce tych które miała teraz na sobie. Wyszła i stanęła przed lustrem. Popatrzyła na swoją ciągle czerwoną i lekko spoconą twarz. Była zmęczona, a mięśnie bolały przy każdym ruchu, ale jej oczy świeciły się jak Katy po uratowaniu przez Deamona, czyli jak gwiazda bożonarodzeniowa. Ćwiczenia sprawiały, że była szczęśliwa mimo zmęczenia. Czuła się przepełniona ciepłą energia, która wypełniała całe jej ciało, sprawiając, że wydawała się lekka jak balon. Nie sądziła, że może się tak czuć po tak męczącym treningu. A jednak. Pewnie to wszystko przez endorfiny.
Cofnęła się do szatni, przebrała buty i narzuciła na siebie grubą kurtkę, czapkę i szalik.
Nick czekał na nią na zewnątrz przy swoim Range Roverze. Otworzył jej drzwi, a następnie przeszedł na miejsce kierowcy. Zawsze wolała siedzieć na tylnych siedzeniach. Pewnie dlatego, że były z tyłu, a szyby w ich rodzinnym samochodzie były tam przyciemniane, więc nie rzucała się w oczy. Ach ten strach przed zostaniem zauważonym. Pamiętała, gdy pierwszy raz wsiadła do samochodu Nicka i poczuła się tak dziwnie siedząc tak bardzo z przodu. Nieswojo. Z czasem przyzwyczaiła się do tego i osiągnęła to między innymi dlatego, że ten samochód był taki wygodny i przestronny. Było jej wygodniej niż we własnym łóżku.
- Jak kiedyś będę miała pieniądze to sobie taki samochód kupię.
- Aż tak ci się podoba?
- Gdybym mogła, zostałabym tu na całą noc.
Teraz znowu ułożyła się wygodnie na boku i zamknęła oczy rozkoszując się miękkością fotela i ciepłem wnikającym w jej zmarznięte kończyny. Splotła palce i schowała je pomiędzy nogami, ponieważ jak zwykle stwierdziła, że na tak krótką drogę do samochodu nie opłaca jej się zakładać rękawiczek, a teraz jej lodowate palce dosadnie mówiły jej jak bezduszne i masochistyczne było jej zachowanie.
- Znowu nie założyłaś rękawiczek? - zapytał Nick, zerkając na nią.
- A jak myślisz? - uśmiechnęła się krzywo.
- Kiedy ty się nauczysz?
- Jak w końcu mi te palce odpadną?
- Ach ty uparciuchu.
- Raczej leniu - poprawiła go, a ten zaśmiał się serdecznie. Wziął ją za rękę i zrobił delikatne kółeczka na jej dłoni, a następnie odłożył ją z powrotem na jej kolano. Zamknęła oczy i nie wiedzieć czemu w jej głowie pojawiło się wspomnienie.
Teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, że między nimi zaczyna powstawać dziwne napięcie. Ona chciała wiedzieć o czym wtedy myślał, a on niekoniecznie chciał to wyjawić.
Szła powoli, uważając, by nie zaczepić się o nic. Razem z coraz większą ciekawością, czuła też déjà vu. Podświadomie wiedziała, że już to wszystko kiedyś widziała. Tylko jak to mozliwe?
Te uczucia były tak sprzeczne, że jej serce kotłowało się w piersi niczym mały ptaszek zamknięty w klatce, który próbuje uwolnić się z zamknięcia.
- O co chodzi?
- Śniło mi sie to miejsce.
- Naprawdę?
- Tak. Tylko w mojej głowie było tu tak mrocznie. Pełno mgły, porywisty wiatr, odgłosy kruków…
- A to ci dopiero.
- Ta-ak - parsknęła.
-Przeniosłem koc, ale jedzenie na nim to chyba nie jest dobry pomysł. Odmrożą się nam tyłki.
- No cóż... Ja z natury jestem leniwa, a jako że moje nogi to cześć mnie, to one też są leniwe. Zaryzykuję. Najwyżej wsadzą swój zadek w rozpalony kominek, gdy wrócę.
Wzięła koc i rozłożyła go na śniegu. Chłopak westchnął i usiadł obok niej.
- Taki z ciebie zmarzluch, a siedzisz prawie, że na lodowatym puchu.
- Czasami trzeba się poświęcić dla wyższych celów.
- Spotkanie ze mną jest wyższym celem?
- Nie. Raczej danie chwili odpoczynku nogom.
- Mogłaś zostawić mi chociaż resztki nadziei.
- Nie mam w zwyczaju dawać ludziom fałszywych obietnic.
- To dobrze. Jakie masz plany na święta?
- A czy w między czasie nie znalazłabyś dla mnie czasu?
- Może upchnę gdzieś w planie spotkanie z tobą
- To dla mnie zaszczyt - popchnęła go delikatnie.
- A właśnie! Omal bym zapomniała! Mama prosiła byś przekazał swojej mamie, że niestety nie mogę przyjechać do was do domu na Sylwestra, ale za to wszyscy możecie zjechać się do mnie. Zapytaj, czy zgadza się na taki układ.
- Miałaś przyjechać do mnie?
- Taki był plan, ale został zmieniony.
- Dlaczego dowiaduję się o tym ostatni?
- Ja byłam przedostatnia.
- Reszta wiedziała wcześniej?
- Tak.
- Grace i Jim nie wspomnieli o tym wypadzie w trakcie jakiejś rozmowy? - Sophie otworzyła już usta, by odpowiedzieć, ale w tym samym momencie przeszedł ją dreszcz i owinęła się ciasnej ramionami.
- Zimno ci? Możemy stąd iść, jeśli chcesz.
- Nie, znaczy trochę mi zimno, ale... Nie rozmawiałam z nimi od czasu przyjęcia w Los Angeles. Nie licząc krótkiej wymiany zdań przez telefon dzisiaj z Grace.
- Coś się stało? Pokłóciliście się?
- Nie, po prostu wyszło na jaw, że cała nasza przyjaźń to fikcja.
- Jak to?
- Okazało się, że za każdym razem, gdy potrzebowałam wsparcia przyjaciół, to moja mama ich wzywała. Nawet ta akcja w szpitalu to była jej inicjatywa. Oni by tam nawet z własnej woli nie przyjechali.
- Skąd to wiesz?
- Mama mi powiedziała. Cała nasza przyjaźń to fikcja.
- Dlaczego to zrobiła?
- Bo nie chciała, bym była samotna.
- Idea dobra, wykonanie nie do końca.
- No co ty?
- Jak się czujesz?
- Źle. Rozczarowana i jakby zdradzona. Ale też źle sama z sobą. Grace i Jim nie chcieli być moimi przyjaciółmi. Nie zasługuję na przyjaciół. Chyba nie byłam wystarczająco dobrą przyjaciółką, by pokazać im, że mogą być ze mną tak blisko. To ze mną jest coś nie tak. Zawsze będę sama. Nikomu na mnie aż tak nie zależy. Ja...
- Hej - przerwał jej Nick, łapiąc ją za ręce. - To nie twoja wina.
- Jak to nie? Nikt nie chce się przyjaźnić z grubą, łatwowierną idiotką.
- Po pierwsze: ja chcę. Po drugie: wcale nią nie jesteś. Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Popatrz na miejsce, w którym jesteśmy. Rozejrzyj się dookoła. Podoba ci się to, co widzisz?
- Oczywiście, że tak. Tu jest pięknie.
- Jak myślisz, każdemu by się to miejsce spodobało?
- Chyba nie.
- A czy gdyby, na przykład Joshowi sie tu nie podobało, sprawiłoby to, że i ty znielubiłabyś to otoczenie?
- Oczywiście, że nie. Nie zmieniłabym o nim zdania tylko dlatego, że ktoś uważa inaczej niż ja.
- No właśnie. Tak samo jest z ludźmi. Nie każdy musi każdego lubić, bo nasze osobowości są jak właśnie takie łąki. Nie każdemu muszą przypaść do gustu. Ale jak sama powiedziałaś zdanie innych nie może zmienić naszego, bo najważniejsze jest to, co sami o nim myślimy. W związku z tym nieważne jest to, co inni sądzą o nas. Ważne jest to jakie my sami mamy mniemanie o sobie.
- Jak to możliwe, że jesteś taki mądry?
- Teraz dopiero zorientowałaś się jaki cudowny jestem?
- Ej, tego nie powiedziałam! - obruszyła się.
- Ale oboje wiemy, ze właśnie to miałaś na myśli.
- Wmawiaj sobie - spojrzał jej w oczy i dostrzegł, że pod pozornym szczęściem ciągle kryje się smutek.
- Posłuchaj, wiem, że to trochę koliduje z tym, co powiedziałem chwilę temu, ale chciałbym ci powiedzieć, jaką osobą myślę, że jesteś.
- E... Ja... Skąd ty...
- Może coś zjemy? Po takim treningu jestem głodny. Ale może nie tutaj. Zamarzniemy już całkowicie. Chodźmy do samochodu.
- Nie boisz się, że nakruszę ci na tapicerkę? - Zapytała, udając ogromne zdziwienie.
- Najwyżej zamiast otwierać prezenty, będziesz odkurzać mój pojazd.
- To wolę uważnie jeść.
- Też bym wybrał tę opcję.
Resztę drogi przybyli w milczeniu. Ale nie była to do końca niezręczna cisza. Mogła na spokojnie pomyśleć o tym, co chłopak. jej powiedział. Przejrzał ją na wylot. Jakby mógł czytać w jej myślach, albo był jak właśnie taki odkurzacz. Wciągał jej myśli. Wiedział o rzeczach, których nie wypowiadała na głos. Chociaż może był też jak szmatka, a ona jak zabrudzona szyba. Ukazywał jej prawdziwe oblicze, ścierając warstwy bólu, niepokoju i nieśmiałości.
Ale jak udało mu się tak łatwo ją przejrzeć? Jeszcze nikt tego nie zrobił. Każdy patrzył na pozory, łącznie z jej rodzicami. Widzieli ten brud, nie widząc lub nie chcąc dostrzec, że jest tylko warstwą, a coś pod nią jest. Czuła się z tym naprawdę dziwnie, mimo że przez ostatnie siedem lat marzyła, by właśnie ktoś dostrzegł tą szybę, ją samą. Miała się cieszyć, czy być zdziwiona? A może to i to?
- Zapraszam, przygotowaliśmy dla pani nasz najlepszy stolik. Mamy nadzieje, ze będzie pani zadowolona.
- Z takimi fotelami na pewno - odpowiedziała, wsiadając do środka auta. - Ty naprawdę lubisz mój samochód.
- I to bardzo.
Nick siadł na miejscu kierowcy, a z tylnego siedzenia ściągnął pojemnik wypełniony mniejszymi opakowaniami.
- Przepraszam, że tylko tyle, ale nie zdążyłem pójść do sklepu, więc mam tylko to, co znalazłem w domu.
- Nie szkodzi - popatrzyła na kanapki. - Rzadko można zobaczyć tyle dodatków na jednym kawałku chleba. Rozpieszczasz mnie.
- Przecież to najlepsza restauracja. Potrawy też muszą być najlepsze.
- Masz rację.
- Będziesz w czasie świąt w domu?
- Podczas wigilii i pierwszego dnia świąt będę u wujka, ale potem wracam.
- To może spotkalibyśmy się dwudziestego siódmego?
- Pewnie.
- To dobrze. Chcę już zobaczyć prezent, który mi kupiłaś.
- Skąd wiesz, że coś ci kupiłam?
- Nie mogłabyś nie kupić prezentu tak niezwykłej osobie.
- Ach te twoje ego.
- I tak je kochasz.
- Powiedzmy.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak.
- Pamiętaj, o tym, co ci mówiłem. Zachowaj to w sercu.
- Postaram się.
- To dobrze. Jedzmy do domu.
- Przecież spotkacie sie jakoś podczas przerwy świątecznej, prawda?
- Dzwoniła do mnie Madeleine - oznajmiła mama, a dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mówi ona o mamie Nicka.
- O co pytała?
- Czy mogłabyś przyjechać do ich domu razem z Grace i Jimem, by razem z Nickiem, Thomasem, Michaelem, Evanem i Mią spędzić Sylwestra.
- Serio? A chłopaki nie mają czasem koncertu noworocznego w Londynie?
- Mają, ale po północy będą mogli wrócić do domów.
- Och.
- Jednak razem z tatą stwierdziliśmy, że jesteś jeszcze za smarkata, by spędzać Nowy Rok tak daleko od domu, a w dodatku z takimi osobami.
- Masz na myśli Jima i Grace?
- Akurat ich nie, ale całą resztę. Może i poznałam chłopców, ale jeszcze długo ich nie znam. A jeśli to są jacyś dilerzy albo alkoholicy?
- Nie sądzisz, że przez tyle miesięcy bym to zauważyła?
- Może dobrze się z tym kryli? Bądź co bądź jesteś ciągle tylko ich fanką. Muszą zachowywać wizerunek inaczej ich kariera zakończyłaby się z hukiem.
- Znam ich mamo.
- Ile? Pół roku? To wcale nie jest długo. A te kilka lat, które spędziłaś na byciu ich fanką wcale nie sprawiło, że ich lepiej poznałaś. Są wciąż wielką tajemnicą.
- Wiem mamo, ale nie sądzę, by mieli być...
- Już wiem o co ci chodzi. Chcesz za wszelką cenę być u niego w domu! Pewnie ma być tam jakaś wielka impreza, o której nawet jego mama nie wie! - wybuchła kobieta
- Wcale nie. Chodziło mi tylko o to, że oskarżasz tych chłopaków bezpodstawnie.
- Nie krzycz i nie kłam w żywe oczy!
- Ja nie krzyczę, tylko ty - odparła, starając się, by w jej głosie nie było słychać wzburzenia.
- Nie pyskuj!
- Ale ja nie...
- Zamilcz! Powiem tak: jeśli twój stosunek wobec mnie się nie zmieni, to możesz być pewna, że sylwestra spędzisz razem z nami, słuchając piosenek z tego roku. Ale jeśli się uspokoisz i pokażesz, że można ci zaufać pozwolę, by chłopcy, Jim i Grace przyjechali do nas. Razem z tatą i Luciem zostaniemy na dole, a wy będziecie mieć całą górę dla siebie. Umowa stoi?
- Słyszałam, że Grace ma chłopaka.
- Tak.
- Jak się nazywa? Znam go?
- Chodzi z Michaelem Blackiem.
- Naprawdę? Z członkiem zespołu?
- Dokładnie.
- Ta to się umie ustawić.
- Oczywiście.
- A Jim ma kogoś na oku?
- Ma, ale ich relacja jest dość skomplikowana.
- Dlaczego?
- Ponieważ obiektem jego westchnień jest także członek tego zespołu.
- Jim jest gejem?
- Tak.
- Wiedziałam! - krzyknęła uradowana.
Sophie miała ochotę zwiesić głowę w zażenowaniu.
- To kto jest jego wybrankiem?
- Thomas.
- Nigdy bym nie przypuszczała, że Tom woli chłopców.
- No cóż...
- Widzisz się dzisiaj z przyjaciółmi?
- Nie, nie mogłam się do nich dodzwonić.
- Unikają cię?
- Raczej nie. Po prostu nie mają czasu, by się ze mną spotkać.
- Może muszą od ciebie odpocząć?
- Dlaczego tak sądzisz? - zmartwiała.
- Cały czas spędzacie razem czas. Nawet w szpitalu cię pilnowali.
- Przecież są ze mną ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli.
- Ehm... - mam zaczęła splatać i rozplatać palce i przestępować z nogi na nogę.
- Mamo?
- To ja im powiedziałam, by przyszli do ciebie. Gdybym tego nie zrobiła pewnie by się nie pojawili.
- Co?! Kazałaś im?!
- Byłabyś cały czas sama! Nie chciałam tego!
- Ale zmuszać ich?! Czy jeszcze kiedyś zrobiłaś coś podobnego?
- Kilka razy - wyszeptała zażenowana.
- Czy cała moja przyjaźń z nimi opiera się na twoich interwencjach?
- Nie cała...
- Czyli naprawdę nie mam przyjaciół... Ale dobrych kolegów...
- Przykro mi skarbie.
- Wiesz, że gdybyś sie nie wtrącała, nie byłoby całej tej rozmowy, ani sytuacji?
- Tak - opuściła głowę, smutna.
- Przynajmniej to wiesz.
Cały wieczór siedziała w pokoju, mając nadzieję, że to co usłyszała to tylko złudzenie, omamy. Że się przesłyszała. Jednak obawy otaczały jej mózg jak kokon. Złe myśli wdzierały się do jej umysły jak wirus. Powoli wchodziły w ich części, a potem nagle stawały się nimi.
Westchnęła cicho spojrzała na lampki, podniosła się wolno jakby podnosiła na barkach olbrzymi ciężar i wróciła do strojenia choinki, a potem pokoju z okazji świąt, które miały już rozpocząć się dnia następnego. Humor poprawiała jej delikatnie tylko jedna myśl: rychłe spotkanie z Nickiem.
Nick był na siłowni kilka godzin wcześniej, by samemu poćwiczyć, a następnie pojechał po nią, by pomóc jej w przygotowywaniu niektórych sprzętów i by oczywiście dopingować ja i motywować do dalszych ćwiczeń.
Dziewczyna bardzo cieszyła się z jego towarzystwa, bo przecież nie musiał z nią przyjeżdżać, a zostać z rodziną i pomoc w pieczeniu wypieków albo pojechać razem z przyjaciółmi do sklepu, by wybrać ozdoby, jednak on wybrał spędzenie późnego popołudnia z nią.
Zastanawiała się jakby wtedy wyglądał. Bo ona na pewno nie wyglądała dobrze z wypiekami na twarzy i ciałem pokrytym lepkimi wydzielinami jej ciała.
- Udało się - wysapała, gdy nareszcie mogła porzucić sprzęt.
- Jestem z ciebie dumny. Naprawdę. Świetnie sobie radzisz.
- Dziękuję.
- Idź się przebrać, a potem gdzieś cię zabiorę.
- Znowu wkręcisz mnie w pokaz mody?
- Nie tym razem - uśmiechnął się, a w oczach pojawił się pewien błysk. Popatrzyła na niego, a potem bez słowa skierowała się do szatni.
Podeszła do swojej szafki i wyciągnęła plecak, do którego schowała ubrania. Zamknęła szafkę na kluczyk i przeszła do kabiny w toalecie. W szatni nie było niestety osobnych przebieralni, więc kobiety i dziewczyny przebiegały się koło siebie jednak Sophie tego nie lubiła. Czuła się niekomfortowo i na widoku. Dlatego wolała chować się w ciasnych kabinach, bo poczuć choć odrobinę prywatności.
Szybko się przebrała, składając swoje przełożone rzeczy i schowała je do plecaka na miejsce tych które miała teraz na sobie. Wyszła i stanęła przed lustrem. Popatrzyła na swoją ciągle czerwoną i lekko spoconą twarz. Była zmęczona, a mięśnie bolały przy każdym ruchu, ale jej oczy świeciły się jak Katy po uratowaniu przez Deamona, czyli jak gwiazda bożonarodzeniowa. Ćwiczenia sprawiały, że była szczęśliwa mimo zmęczenia. Czuła się przepełniona ciepłą energia, która wypełniała całe jej ciało, sprawiając, że wydawała się lekka jak balon. Nie sądziła, że może się tak czuć po tak męczącym treningu. A jednak. Pewnie to wszystko przez endorfiny.
Cofnęła się do szatni, przebrała buty i narzuciła na siebie grubą kurtkę, czapkę i szalik.
Nick czekał na nią na zewnątrz przy swoim Range Roverze. Otworzył jej drzwi, a następnie przeszedł na miejsce kierowcy. Zawsze wolała siedzieć na tylnych siedzeniach. Pewnie dlatego, że były z tyłu, a szyby w ich rodzinnym samochodzie były tam przyciemniane, więc nie rzucała się w oczy. Ach ten strach przed zostaniem zauważonym. Pamiętała, gdy pierwszy raz wsiadła do samochodu Nicka i poczuła się tak dziwnie siedząc tak bardzo z przodu. Nieswojo. Z czasem przyzwyczaiła się do tego i osiągnęła to między innymi dlatego, że ten samochód był taki wygodny i przestronny. Było jej wygodniej niż we własnym łóżku.
- Jak kiedyś będę miała pieniądze to sobie taki samochód kupię.
- Aż tak ci się podoba?
- Gdybym mogła, zostałabym tu na całą noc.
Teraz znowu ułożyła się wygodnie na boku i zamknęła oczy rozkoszując się miękkością fotela i ciepłem wnikającym w jej zmarznięte kończyny. Splotła palce i schowała je pomiędzy nogami, ponieważ jak zwykle stwierdziła, że na tak krótką drogę do samochodu nie opłaca jej się zakładać rękawiczek, a teraz jej lodowate palce dosadnie mówiły jej jak bezduszne i masochistyczne było jej zachowanie.
- Znowu nie założyłaś rękawiczek? - zapytał Nick, zerkając na nią.
- A jak myślisz? - uśmiechnęła się krzywo.
- Kiedy ty się nauczysz?
- Jak w końcu mi te palce odpadną?
- Ach ty uparciuchu.
- Raczej leniu - poprawiła go, a ten zaśmiał się serdecznie. Wziął ją za rękę i zrobił delikatne kółeczka na jej dłoni, a następnie odłożył ją z powrotem na jej kolano. Zamknęła oczy i nie wiedzieć czemu w jej głowie pojawiło się wspomnienie.
Teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, że między nimi zaczyna powstawać dziwne napięcie. Ona chciała wiedzieć o czym wtedy myślał, a on niekoniecznie chciał to wyjawić.
Szła powoli, uważając, by nie zaczepić się o nic. Razem z coraz większą ciekawością, czuła też déjà vu. Podświadomie wiedziała, że już to wszystko kiedyś widziała. Tylko jak to mozliwe?
Te uczucia były tak sprzeczne, że jej serce kotłowało się w piersi niczym mały ptaszek zamknięty w klatce, który próbuje uwolnić się z zamknięcia.
- O co chodzi?
- Śniło mi sie to miejsce.
- Naprawdę?
- Tak. Tylko w mojej głowie było tu tak mrocznie. Pełno mgły, porywisty wiatr, odgłosy kruków…
- A to ci dopiero.
- Ta-ak - parsknęła.
-Przeniosłem koc, ale jedzenie na nim to chyba nie jest dobry pomysł. Odmrożą się nam tyłki.
- No cóż... Ja z natury jestem leniwa, a jako że moje nogi to cześć mnie, to one też są leniwe. Zaryzykuję. Najwyżej wsadzą swój zadek w rozpalony kominek, gdy wrócę.
Wzięła koc i rozłożyła go na śniegu. Chłopak westchnął i usiadł obok niej.
- Taki z ciebie zmarzluch, a siedzisz prawie, że na lodowatym puchu.
- Czasami trzeba się poświęcić dla wyższych celów.
- Spotkanie ze mną jest wyższym celem?
- Nie. Raczej danie chwili odpoczynku nogom.
- Mogłaś zostawić mi chociaż resztki nadziei.
- Nie mam w zwyczaju dawać ludziom fałszywych obietnic.
- To dobrze. Jakie masz plany na święta?
- A czy w między czasie nie znalazłabyś dla mnie czasu?
- Może upchnę gdzieś w planie spotkanie z tobą
- To dla mnie zaszczyt - popchnęła go delikatnie.
- A właśnie! Omal bym zapomniała! Mama prosiła byś przekazał swojej mamie, że niestety nie mogę przyjechać do was do domu na Sylwestra, ale za to wszyscy możecie zjechać się do mnie. Zapytaj, czy zgadza się na taki układ.
- Miałaś przyjechać do mnie?
- Taki był plan, ale został zmieniony.
- Dlaczego dowiaduję się o tym ostatni?
- Ja byłam przedostatnia.
- Reszta wiedziała wcześniej?
- Tak.
- Grace i Jim nie wspomnieli o tym wypadzie w trakcie jakiejś rozmowy? - Sophie otworzyła już usta, by odpowiedzieć, ale w tym samym momencie przeszedł ją dreszcz i owinęła się ciasnej ramionami.
- Zimno ci? Możemy stąd iść, jeśli chcesz.
- Nie, znaczy trochę mi zimno, ale... Nie rozmawiałam z nimi od czasu przyjęcia w Los Angeles. Nie licząc krótkiej wymiany zdań przez telefon dzisiaj z Grace.
- Coś się stało? Pokłóciliście się?
- Nie, po prostu wyszło na jaw, że cała nasza przyjaźń to fikcja.
- Jak to?
- Okazało się, że za każdym razem, gdy potrzebowałam wsparcia przyjaciół, to moja mama ich wzywała. Nawet ta akcja w szpitalu to była jej inicjatywa. Oni by tam nawet z własnej woli nie przyjechali.
- Skąd to wiesz?
- Mama mi powiedziała. Cała nasza przyjaźń to fikcja.
- Dlaczego to zrobiła?
- Bo nie chciała, bym była samotna.
- Idea dobra, wykonanie nie do końca.
- No co ty?
- Jak się czujesz?
- Źle. Rozczarowana i jakby zdradzona. Ale też źle sama z sobą. Grace i Jim nie chcieli być moimi przyjaciółmi. Nie zasługuję na przyjaciół. Chyba nie byłam wystarczająco dobrą przyjaciółką, by pokazać im, że mogą być ze mną tak blisko. To ze mną jest coś nie tak. Zawsze będę sama. Nikomu na mnie aż tak nie zależy. Ja...
- Hej - przerwał jej Nick, łapiąc ją za ręce. - To nie twoja wina.
- Jak to nie? Nikt nie chce się przyjaźnić z grubą, łatwowierną idiotką.
- Po pierwsze: ja chcę. Po drugie: wcale nią nie jesteś. Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Popatrz na miejsce, w którym jesteśmy. Rozejrzyj się dookoła. Podoba ci się to, co widzisz?
- Oczywiście, że tak. Tu jest pięknie.
- Jak myślisz, każdemu by się to miejsce spodobało?
- Chyba nie.
- A czy gdyby, na przykład Joshowi sie tu nie podobało, sprawiłoby to, że i ty znielubiłabyś to otoczenie?
- Oczywiście, że nie. Nie zmieniłabym o nim zdania tylko dlatego, że ktoś uważa inaczej niż ja.
- No właśnie. Tak samo jest z ludźmi. Nie każdy musi każdego lubić, bo nasze osobowości są jak właśnie takie łąki. Nie każdemu muszą przypaść do gustu. Ale jak sama powiedziałaś zdanie innych nie może zmienić naszego, bo najważniejsze jest to, co sami o nim myślimy. W związku z tym nieważne jest to, co inni sądzą o nas. Ważne jest to jakie my sami mamy mniemanie o sobie.
- Jak to możliwe, że jesteś taki mądry?
- Teraz dopiero zorientowałaś się jaki cudowny jestem?
- Ej, tego nie powiedziałam! - obruszyła się.
- Ale oboje wiemy, ze właśnie to miałaś na myśli.
- Wmawiaj sobie - spojrzał jej w oczy i dostrzegł, że pod pozornym szczęściem ciągle kryje się smutek.
- Posłuchaj, wiem, że to trochę koliduje z tym, co powiedziałem chwilę temu, ale chciałbym ci powiedzieć, jaką osobą myślę, że jesteś.
- E... Ja... Skąd ty...
- Może coś zjemy? Po takim treningu jestem głodny. Ale może nie tutaj. Zamarzniemy już całkowicie. Chodźmy do samochodu.
- Nie boisz się, że nakruszę ci na tapicerkę? - Zapytała, udając ogromne zdziwienie.
- Najwyżej zamiast otwierać prezenty, będziesz odkurzać mój pojazd.
- To wolę uważnie jeść.
- Też bym wybrał tę opcję.
Resztę drogi przybyli w milczeniu. Ale nie była to do końca niezręczna cisza. Mogła na spokojnie pomyśleć o tym, co chłopak. jej powiedział. Przejrzał ją na wylot. Jakby mógł czytać w jej myślach, albo był jak właśnie taki odkurzacz. Wciągał jej myśli. Wiedział o rzeczach, których nie wypowiadała na głos. Chociaż może był też jak szmatka, a ona jak zabrudzona szyba. Ukazywał jej prawdziwe oblicze, ścierając warstwy bólu, niepokoju i nieśmiałości.
Ale jak udało mu się tak łatwo ją przejrzeć? Jeszcze nikt tego nie zrobił. Każdy patrzył na pozory, łącznie z jej rodzicami. Widzieli ten brud, nie widząc lub nie chcąc dostrzec, że jest tylko warstwą, a coś pod nią jest. Czuła się z tym naprawdę dziwnie, mimo że przez ostatnie siedem lat marzyła, by właśnie ktoś dostrzegł tą szybę, ją samą. Miała się cieszyć, czy być zdziwiona? A może to i to?
- Zapraszam, przygotowaliśmy dla pani nasz najlepszy stolik. Mamy nadzieje, ze będzie pani zadowolona.
- Z takimi fotelami na pewno - odpowiedziała, wsiadając do środka auta. - Ty naprawdę lubisz mój samochód.
- I to bardzo.
Nick siadł na miejscu kierowcy, a z tylnego siedzenia ściągnął pojemnik wypełniony mniejszymi opakowaniami.
- Przepraszam, że tylko tyle, ale nie zdążyłem pójść do sklepu, więc mam tylko to, co znalazłem w domu.
- Nie szkodzi - popatrzyła na kanapki. - Rzadko można zobaczyć tyle dodatków na jednym kawałku chleba. Rozpieszczasz mnie.
- Przecież to najlepsza restauracja. Potrawy też muszą być najlepsze.
- Masz rację.
- Będziesz w czasie świąt w domu?
- Podczas wigilii i pierwszego dnia świąt będę u wujka, ale potem wracam.
- To może spotkalibyśmy się dwudziestego siódmego?
- Pewnie.
- To dobrze. Chcę już zobaczyć prezent, który mi kupiłaś.
- Skąd wiesz, że coś ci kupiłam?
- Nie mogłabyś nie kupić prezentu tak niezwykłej osobie.
- Ach te twoje ego.
- I tak je kochasz.
- Powiedzmy.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak.
- Pamiętaj, o tym, co ci mówiłem. Zachowaj to w sercu.
- Postaram się.
- To dobrze. Jedzmy do domu.
- Kupiłaś Nickowi jakiś prezent na
święta?
- Nie-e. Dlaczego miałabym to
zrobić?
- Tak.
- A nie sądzisz, że to tak nie
wypada nie dać znajomemu prezentu?
- Kupiłam mu coś, spokojnie.
- Kiedyś przyprawisz mnie o zawał –
westchnęła. – Mogę zobaczyć?
- Pewnie – odłożyła delikatnie
lampki, by jeszcze bardziej ich nie poplątać i podeszła do szafy. Z dna
wyciągnęła ładne niebieskie pudełko. Ściągnęła wieko, a mama zajrzała do środka
i wyciągnęła podarek.
- Myślisz, że mu się spodoba? –
zapytała Elenor.
- Mam nadzieję. Chcę, żeby się
uśmiechnął, czy to ze szczęścia, czy rozbawienia.
- To na pewno zrobi – Sophie
zamknęła pudełko i położyła go na swoim miejscu. Podeszła do dręczycieli jej
umysłu i palców, czyli wspomnianych lampek i zaczęła okrutną walkę z samo
powstałymi węzłami.
Sophie miała ochotę zacząć polenizować z matką, ponieważ nie
wiedziała, dlaczego ma poprawić swoje zachowanie, ale wiedziała, że gdyby
pisnęła chociaż słówko sprzeciwu, obraziłaby się na nią i nie pozwoliła nigdzie
iść.
- Stoi.
- To dobrze. Idziesz dzisiaj na siłownię razem z Nickiem?
- Tak.
- Jak się z nim spotkasz możesz mu powiedzieć, by przekazał
Madelaine, co ustaliłyśmy.
- Pewnie.
Kobieta uśmiechnęła
się i wyszła z pokoju, zostawiając córkę samą. Dziewczyna wzięła do ręki
telefon, wybrała odpowiedni numer i przystawiła go do ucha, przyciskając
ramieniem, by móc ciągle używać dwóch dłoni.
Grace odebrała po
trzech sygnałach.
- Cześć Sophie.
Przepraszam, że nie odebrałam, ale malowałam i miałam palce ubrudzone tuszem.
Stało się coś?
- Ech… Nic. Słyszałaś o tym, że mamy spędzić Sylwestra razem
z chłopkami?
- Tak! Mama mi wczoraj powiedziała tuż po rozmowie z twoją.
To super, że wszyscy spotkamy się w twoim domu.
- Chwileczkę. Moja mama rozmawiała z twoją wczoraj? –
podkreśliła ostatni wyraz.
- Tak! Wpadła na genialny pomysł!
- Ta-ak.
- Od razu zadzwoniłam do Mike’a, by zapytać dlaczego mi tego
nie powiedział, ale twierdzi, że o wszystkim dowiedział się chwilę przede mną.
- Pewnie.
- Masz dzisiaj wolną chwilę? Chciałabym się z tobą spotkać,
pogadać, spędzić trochę czasu przed świętami.
- Ehm… - Grace się zawahała. – Sophie… Przepraszam, ale nie
mogę… Spotykam się z chłopakami i idziemy razem kupować ozdoby świąteczne.
- Z chłopakami?
- Jimem, Tomem, Michaelem i Evanem. Mia ma do nas później
dołączyć.
- Nick nie idzie?
- Nie, powiedział, że ma coś dzisiaj do roboty.
„Może spotkanie ze mną?”
- No to nie będę wam przeszkadzać. Miłej zabawy.
- Dzięki. Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt - wyszeptała do sygnału, oznaczającego
koniec rozmowy.
Sophie usiadła na łóżku niemal całkowicie
zapominając o lampkach i ozdabianiu. Zrobiło jej się smutno. Rozmowa z
Grace była próbą. Chciała sprawdzić jej zachowanie, odpowiedzi. Miała
nadzieję, że to ci dzień wcześniej mówiła jej mama było nieprawdą. Myliła
się. Nie wiedziała co czuć. Zawód? Rozgoryczenie?
Położyła się na materacu przypomniała
sobie raz rozmowę w salonie, by wszystko przeanalizować.
Teraz znowu czuła ten ból, przygnębienie i
uczucie zawodu, tego, że ważne dla niej osoby ją zdradziły. Dały fałszywe
poczucie bezpieczeństwa i przynależności. A może to ona była za bardzo ślepa i
upojenia fałszywym szczęściem, by zauważyć oczywiste rzeczy?
Rozmowa telefoniczna z Grace uświadomiła jej
jak bardzo się oddalił od siebie. A dokładniej jak bardzo Grace i Jim odsunęli
się od Sophie. Chyba, że było na odwrót. Jakkolwiek było czuła się samotna i
opuszczona.
***
-
Dajesz Sophie, jeszcze tylko pięć razy - powiedział Nick do swojej koleżanki, która
aktualnie próbowała skończyć ostatnią partię ćwiczeń na siłowni. Otarła pot z
czoła, złapała za drążki i, siedząc, zgięła się w pół, próbując zmusić do
wysiłku swoje mięśnie brzucha, narzucając na nie równocześnie ciężar dwudziestu
pięciu kilogramów.
Chociaż jeśli miałaby być ze sobą szczera trochę się zawiodła, gdy okazało
się, że chłopak wcześniej już ćwiczył swoje mięśnie. Chętnie zobaczyłaby
jak jego ciało napina się, próbując pokonać obciążenie, a także
zaczerwienione policzki, mokre loki opadające na czoło i kark oraz kropelki
potu spływające po ciele.
Kiedy ostatnio jechała tym samochodem, wracała z centrum handlowego po wzięciu
udziału w pokazie mody. Czuła, a może miała nadzieję, że chłopak opowie
jej dlaczego był taki zarumieniony, gdy po nią przyszedł, ale niestety
całą drogę nie odezwał się ani słowem, a palcami ściskał mocno kierownicę.
- Mogę
cię o coś zapytać?
-
Przecież wiesz, że i tak to zrobisz niezależnie od tego, czy się zgodzę.
-
Może, ale chciałam uprzedzić. Dlaczego byłeś zarumieniony, kiedy przyszedłeś po
pokazie, by powiedzieć mi, że już musimy wracać?
- To
co niektórzy mówili o twoim przejściu było tak zabawne, a równocześnie
rozbrajające i złośliwe, że tak zareagowała moja twarz.
-A co
na przykład mówili?
-
Niezła dupa, brałbym, ciekawe, czy ma siostrę, pewnie jest dobra w łóżku,
pewnie już była w łóżku z Nickiem, suka, pewnie jest po operacji plastycznej,
gruba flądra… Mam wymieniać dalej?
-
Nie… To takie dziwne.
- Co?
- Być
w centrum zainteresowania.
-
Podoba ci się?
- Nie
byłabym do końca taka pewna. Chociaż niektóre aspekty są nawet do
zaakceptowania.
- Już
nawet wiem co – mrugnął do niej.
-A
idź mi zboczeńcu – wbiła mu łokieć między żebra.
-
Kobieta mnie bije! Gdzie się podziała moja męskość?! – wykrzyknął w stronę
nieba lub dachu samochodu. Kto go tam wiedział?
-
Mogę cię jeszcze przez chwilę pytaniami pomęczyć?
-
Możesz.
- Dlaczego
na galę malowała nas Natalie skoro Heilee też jest makijażystką?
- To
był mój pomysł. Tini bardzo chciała pojechać do LA. razem z nami, ale mama nie
chciała jej puścić, więc to służyło do jej przekonania. A do tego moja siostra
zna się na tym, mimo że jej codziennym makijażem jest tylko tusz na rzęsach.
-
Kochasz swoją siostrę, prawda?
-
Oczywiście, że tak. Zrobiłbym dla niej wszystko.
- To
widać. Jesteś kochanym starszym bratem.
-
Dziękuję.
- Wiesz
co mnie zawsze zastanawiało? Odkąd zaczęłam być waszą fanką?
- Nie
– e.
-
Dlaczego nazywają was boysbandem. Przecież nie gracie tylko i wyłącznie popowej
muzyki. Duża część to przecież indie rock, rock i pop alternatywny i wiele
innych.
-
Chyba dlatego, że jesteśmy czterema nastolatkami, którzy mają rzesze fanów w
tym duża część to żeńska publiczność.
-
Tylko dlatego?
- Co
poradzisz? Nic nie poradzisz. Już się przyzwyczailiśmy. Popatrz. Już jesteśmy
na miejscu.
Zatrzymał
samochód i wyszedł z pojazdu. Chwilę później Sophie zamknęła za sobą drzwi i
stanęła koło chłopaka. Ten zamknął auto i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Szli po wąskiej dróżce z kamieni, a ich buty przyjemnie stukały o bruk. Jednak
dźwięk zniknął, gdy skierowali się w stronę
lasu. Wiał delikatny wiatr, a słońce próbowało wygrać walkę o dominację z
ciemnymi chmurami, kryjącymi w sobie więcej białego śniegu.
Sophie wciągnęła
głośno powietrze, patrząc za siebie. Nie mogła zawrócić, a może nie chciała?
Gdy powietrze opuściło jej płuca, zobaczyła, że jej towarzysz wyciągnął przed
siebie ręce, by odgarnąć gałęzie i wkroczył w ciemności, wprowadzając w nią tym
samym także ją.
Z każdym
kolejnym krokiem podświadomość coraz głośniej próbowała wytłumaczyć jej skąd
zna to miejsce. Ale przecież to było niemożliwe. Dziewczyna szła coraz
szybciej, prawie ciągnąc za sobą niczego nieświadomego Nicka.
Próbowała sobie wmówić, że jej myśli to tylko urojenia spowodowane obcością i tajemniczością
miejsca, w którym obecnie się znajdowała, ale coś podpowiadało jej, że taki
sposób myślenia był błędny. Cos nakazywało jej zastanowić się głębiej oraz
poważniej nad sugestiami umysłu.
Nagle
dostrzegła delikatny blask dochodzący spomiędzy drzew. Przyśpieszyli kroku. Odczucia
były tak silne, że prawie paraliżowały jej ciało, ale upartość i ciekawość
kazały iść dalej, by sprawdzić, czy jej wnętrze się myli. Serce szalało,
wybijając szybkie rytmy, myśli pojawiały się błyskawicznie i pierzchały równie
prędko. Oczy nie nadążały z dostrzeganiem wszystkich detali.
Poczuła
ostre uderzenie światła słonecznego, które sprawiło, że blask ją oślepił i
jedynym co widziała były plamy światła.
Otworzyła
oczy i zamrugała ze zdziwienia. Znajdowali się na środku olbrzymiej łąki. I mimo
że kiedy ostatnio ją widziała była cała pokryta zieloną trawą, już była pewna.
Jednak jej umysł podpowiadał jej właściwą odpowiedź. Już tu kiedyś była. W dość
dziwnych okolicznościach. Była całkowicie pewna, że się nie myli. Tej polany
nie dało się zapomnieć.
- To trochę dziwne - stwierdziła, rozglądając się dookoła.
- Razem z rodzicami
jedziemy do domu wujka, a potem wrócę do domu, zakopię się w kocach, będę
czytać, odrabiać lekcje...
- Dla mnie jesteś najpiękniejszą dziewczyna na świecie.
Pamiętasz co powiedział Deamon w „Obsydianie”? „Zawsze uważałem, że
najpiękniejsi ludzie, naprawdę piękni w środku i na zewnątrz, to tacy, którzy
nie są świadomi swojego wpływu. Ci, którzy chwalą się swoim pięknem, co z tego
mają? Ich piękno jest ulotne. To tylko skorupa, skrywająca ciemność i pustkę.”
Właśnie taka jesteś. Śliczna zewnętrznie i wewnętrznie. Co z tego, że nie
ważysz tyle, ile modelki lub aktorki? Jesteś piękna taka jaka jesteś teraz, a
twój cudowny charakter jeszcze to podkreśla. Jesteś idealna.
Wiem też, że
cierpisz na ból samotności, mimo że dobrze to ukrywasz i mnóstwo ludzi nie
dostrzega tego muru ochronnego. Ale ja tak. I to właśnie dlatego sądzisz, że
miłość jest bezsensowna i nieprawdziwa, a chłopak i tak cię zostawi. Jednak
uważam, że w głębi duszy chciałabyś mieć chłopaka. Kogoś, kto będzie cię kochał
i uwielbiał. Kogoś, kto będzie twoim oparciem. Kogoś, dla kogo będziesz
najpiękniejsza. I to marzenie się spełni. Gdzieś tam na świecie czeka na ciebie
twój przyszły wybranek. A na razie będę musiał wystarczyć ci ja. Będę starał
się być tym kimś w roli przyjaciela, dopóki nie pojawi się ktoś ode mnie
lepszy.