sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział XXVI


„ Gdybyśmy mogli spojrzeć w sam środek wszechświata, zobaczylibyśmy chłód. I pustkę. W gruncie rzeczy wszechświat się nami nie interesuje. Tak samo jak i czas.
     Dlatego my sami musimy się troszczyć o siebie nawzajem.”
David Levithan „Każdego dnia”

- Nicki! - krzyknęła mama, gdy chłopak przekroczył próg domu. Podbiegła do niego i ściągnęła go w mocnym uścisku. 
- Cześć mamo - powiedział i także mocno ją objął.  Gdzie tata i Tini?
- Tata jest w garażu, a Natalie w... - jej głos zagłuszył głośny krzyk dochodzący z kuchni. Bez słowa mama i syn pobiegli do tego pomieszczenia. Dobiegli i... Stanęli jak wryci. Na środku pokoju stała Tini. Właściwie nie stała, a biegała dookoła, próbując okiełznać istny armagedon. Przez otwarte okno wydostawał się dym wypełniający kuchnię.  Pochodził z uchylonego piekarnika. Na kuchence stała patelnia, na której leżało przypalone mięso, a w zlewie stał garnek wypełniony puddingiem ziemniaczanym i gotowana marchewka z groszkiem. W całym pokoju unosił się okropny swąd spalenizny. 
- Siostrzyczko, czy ty chciałaś przeprowadzić domowy napad terrorystyczny?  - zapytał rozbawiony, patrząc na jej nieudolne starania, by zapanować nad wszystkim, co wymknęło się jej spod kontroli.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne braciszku. Może byś mi pomógł?
- Nie, wolę popatrzeć. 
- Nicholas! Idź pomóc siostrze. 
- No dobrze.  A ty mamo, co będziesz robić? 
- Zamówię jedzenie.  Może być indyjskie?
- Pewnie - odpowiedzieli ochoczo.
- Jak ja się cieszę, że nie jesteście niejadkami.
- Z takimi genami to by nie przeszło - rodzeństwo zaśmiało się, a mama wyszła do salonu, by w ciszy zadzwonić. Nick sięgnął po ścierkę, złapał nią patelnię i podstawił ją pod zlew, odkręcając kran, by nalać trochę zimnej wody. Następnie odstawił naczynie z powrotem na wyłączony palnik. 
Użył tej samej szmatki, by otworzyć szerzej piekarnik i wyciągnąć z niego trochę przypalone ciasto. Postawił na parapecie deskę, a na niej blachę. 
- Dziękuję Kiki. 
- Nie ma sprawy Tini. 
- Widzę, że tylko ty odziedziczyłeś po mamie talent do gotowania i pieczenia.
- E tam. Nauczysz się.
- Wątpię. 
- A ja nie. Jeszcze stworzysz idealne creme brule - przytulił siostrę do piersi i potarmosił jej włosy.
- Ej! Zostaw włosy. 
- Oj już się tak nie denerwuj, bo ci ta gniewna miną zostanie - pocałował ją w czubek głowy i skierował się do wyjścia z domu. 
- Gdzie idziesz?! - krzyknęła za nim.
- Może przywitać się z tatą, hm? - zapytał z uśmiechem.
- A no tak.
     Nick zaśmiał się, myśląc o swojej siostrze. Wyszedł na dwór, nie pomyślawszy o założeniu kurtki, więc mróz szybko przenikł jego ciało do szpiku kości. Owinął się ciaśniej rozpinanym swetrem i ruszył do garażu.  Dlaczego nie pomyślał, by zejść do taty przez schody znajdujące się w domu?  Ponieważ najlepsze pomysły przychodziły mu do głowy, gdy już było za późno. Eh…
     Drzwi do garażu były lekko otwarte. Chłopak schylił się i wszedł do środka przez otwór. W pomieszczeniu było jasno. 
     Cały garaż był jak mały labirynt. Składały się na niego pomieszczenia gospodarcze, spiżarnie, miejsce na dwa samochody oraz specjalny pokój przeznaczony do naprawy różnych sprzętów. I właśnie z tego miejsca dało się usłyszeć głośny stukot, a czasem ciche sapniecie. 
Chłopak ruszył w kierunku, z którego dochodziły odgłosy.  
Na środku pomieszczenia stał telewizor z pokoju Natalie.  Za nim kucał jego tata z narzędziami w rękach. 
- Cześć tato - odezwał się, wyrywając rodzica z zamyślenia.
- O Nick. Długo tutaj stałeś? 
- Nie. Dopiero podszedłem. 
- No to przydałoby się przywitać jak należy że swoim staruszkiem. 
Odłożył narzędzia, podszedł do syna i uściskał go serdecznie. 
- Tato dla mnie nigdy nie będziesz staruszkiem - stwierdził chłopak,  gdy odsunęli się trochę od siebie.
- Cieszy mnie to. Widziałeś się z mamą i Nati? Czekają na ciebie.
- Tak. Nawet pomogłem zahamować rozwój ogromnej kuchennej katastrofy. 
- Czyżby Nati została sama w kuchni?  - zapytał z uśmiechem. 
- Nie mylisz się. 
- Oto moja córeczka.  To chodź. Opowiesz  nam wszystkim co tam się dzieje w wielkim świecie. 
Przeszli do spiżarni, by tamtejszymi schodami wejść prosto do wnętrza domu. Po drodze tata zgarnął z półki sok z owoców leśnych oraz cydr jabłkowy. Gdy weszli do jadalni, na stole stały już talerze wypełnione indyjskim jedzeniem. Każdy miał dla siebie własną porcję pysznie pachnącego dania. Wszyscy zasiedli razem do stołu, po czym zaczęli jeść. 
Nikt się nie odzywał dopóki na naczyniach nie zaczęły pojawiać się resztki.
- Jak tam przygotowania do rozpoczęcia trasy? - zapytała mama. 
- A dobrze. Rozmawiałem ostatnio z Wilhelmem. Autokar już przygotowany, ubrania i sprzęt też.  
- Zaszły jakieś zmiany odkąd odszedł Robert? 
- Jeśli chodzi o trasę, to jedynie jest więcej ćwiczeń w ciągu dnia, czyli mniej czasu dla siebie. 
- Nie mogę uwierzyć , że ty ciągle to wszystko robisz. Ten mężczyzna za wiele od was wymaga.  I nie mówię tylko o tych próbach, ale o tych cholernych umowach, które musieliście podpisać. Przecież to wam w końcu całkowicie zniszczy życie. 
- Wiem mamo.
- Więc dlaczego ciągle to robisz? - zapytał tata. 
- Bo to kocham, to moja pasja. Lubię moją pracę. Chociaż jest ciężka.
- Ale żaden pracodawca nie wymaga tego co Wilhelm.  To nie jest normalne. 
- Jakoś Micheala i Thomasa to nie obchodzi. 
- A co się stanie, gdy on to odkryje? 
- Nie wiem. Ale na pewno nic dobrego.
- A co u Sophie? – teraz zapytała mama.
- Chyba dobrze.
- Pogodziliście się? 
- Tak. 
- W końcu. Dłużej się kłócić nie mogliście? – wtrąciła się Natalie.
- Nie wiem.  To wyszło samoczynnie. 
- Może spędzie razem Sylwestra? – zaproponowała mama.
- Nie wiem, zobaczymy. 
- Chodź Nicholas. Pomożesz mi pozmywać naczynia – oznajmiła nagle kobieta. Chłopak wstał bez słowa i ruszył za mamą, ponieważ wiedział, że chciała porozmawiać z nim na osobności.  Gdy mówiła do niego pełnym imieniem, oznaczało to, że musi z nim poważnie pomówić. Wszedł do kuchni i włożył brudne naczynia do zlewu.  Mama stanęła kolo niego, włączyła wodę i dolała płynu do mycia naczyń.  Chłopak przesunął się w lewo i sięgnął po ściereczkę, by wycierać czyste talerze i sztućce.  
- A teraz powiedz mi szczerze. Co u Sophie?
- Dobrze. 
- A jak tam jej samopoczucie, samoakceptacja? 
- Ehm...  – zawahał się.
- Nick, synku, tak bardzo chciałeś jej pomóc. Teraz nie możesz się poddać. 
- Ale to nie jest łatwe.  Czuję się jakbym próbował zbudować dom na piasku. 
- Nikt nie mówił, że pójdzie ci to łatwo. Powinieneś był być tego świadomy, gdy postanowiłeś podnieść samoocenę tej dziewczyny.  Musisz zmienić cały jej światopogląd i opinię. 
- Wiem. Ale ona mi tego wcale nie ułatwia. Sądzi, że tylko niszczy mi życie, a do tego jest strasznie skryta. Na początku myślałem, ze jest nieśmiała, potem zmieniłem zdanie i stwierdziłem, ze jest pozytywnie zakręcona, a teraz całkowicie się w tym wszystkim pogubiłem – wyznał.
- Nic nie jest jednolite. Ani czarne, ani białe. A zwłaszcza człowiek. Nasze osobowości to raczej pomieszanie wszystkich odcieni szarości. Każdego dnia, każdej minuty widzimy dominację innego odcienia, który nigdy nie pojawi się drugi raz, chociaż możemy uważać inaczej. Nic nigdy nie jest identyczne, choćby nie wiem jak podobne było. Zawsze jest różnica, tylko trzeba być na tyle spostrzegawczym, by ją dostrzec.
Chłopak westchnął ciężko, czując jak ciężar matczynych słów lokuje się na jego barkach.
- Co będzie, jeśli nie podołam zadaniu? Gdy tylko się do czegoś biorę, czuję się jak wymyka mi się pomiędzy palcami. Sophie jest jak woda, a ja próbuję ją złapać, jednak ciągle mi umyka, zostawiając po sobie ślad.
- Jesteś inteligentnym chłopcem. Jeżeli ta dziewczyna cos dla ciebie znaczy, to zawsze ci się uda, chociaż w kawałku.
- Tak bardzo chciałbym, żeby mi w tym pomogła! – krzyknął, pozwalając by cała bezsilność wypłynęła na wierzch. – Nigdy nie mówi nic o sobie. Marzeniach, pasjach, planach. Paru rzeczy dowiedziałem się przez przypadek, na przykład podczas rozmowy z jej przyjaciółmi. A teraz nie wiem, czy to dlatego, że boi się odrzucenia, myśli, że to bez znaczenia, czy to tylko i wyłącznie moja wina.
- Wiem, że to trudne skarbie, ale nie możesz się teraz poddać.  Stałeś się na to za dużą częścią jej życia.
- Nie mam zamiaru się z niego usuwać.    
- Ale bądź ostrożny.
- Dlaczego? 
- Będzie ciężko ci się w niej nie zakochać.
- Wiem, że nie mogę tego zrobić.  Spokojnie, tak się nie stanie. Sam się o to postarałem – powiedział zasmucony.
- Coś ty zrobił?
- Coś niewybaczalnego.
Kobieta miała wielką ochotę wyciągnąć z syna o co chodzi, ale zauważyła, że byłoby to z jej strony bezduszne zachowanie. Podeszła do nastolatka i przytuliła go mocno, a w odpowiedzi położył głowę na jej ramieniu, a ciałem wstrząsnął dreszcz rozpaczy. Ten ból i wyrzuty sumienia musiały gnębić go od dłuższego czasu, ale nikt mu nie pomógł, nawet nie zauważył jego cierpienia. Madelaine pomyślała, że chyba nie tylko Sophie potrzebuje wsparcia.
- Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Gdyby sytuacja się nie zmieniła byłabym osobą, która najbardziej by chciała byście byli razem. 
- Nawet jeśli sytuacja by się nie zmieniła i tak nie bylibyśmy razem. Nie byłaby dla mnie ważna w ten sposób.  
Dlaczego czuł się tak jakby kłamał? Przecież mówił szczerą prawdę. 
Mama patrzyła na niego tak przenikliwie jakby doskonale znała jego myśli. 
- Dam ci radę.  Może i teraz się natrudzisz, ale na końcu dostaniesz za to ogromną nagrodę. Dlaczego tak bardzo chcesz uświadomić Sophie, że jej opinia na temat samej siebie jest zła? 
- Ponieważ chciałbym jej pokazać jaką wspaniałą osobą jest. Chciałbym pokazać jej prawdę. To co naprawdę myślą o niej inni.
- Musisz mieć na uwadze, że już raz prawie straciłeś jej zaufanie.  Teraz nie możesz popełnić tego samego błędu. Bo wtedy jej serce zamknie się na ciebie i nigdy nie wpuści do swojego wnętrza. Uważam, że to wyjątkowa dziewczyna, zwłaszcza jeśli chciałoby porównać się ją z innymi dziewczynami w twoim otoczeniu.  Nie zmarnuj tej szansy. Sophie to także jedna z niewielu lin, które ciągle trzymają cię przy zwykłej rzeczywistości. Pomagają pozostać sobą. 
- Masz rację. 
- Dzwonił do mnie Micheal.  Czy to prawda, że się z nią dzisiaj spotykasz i, że masz dla niej niespodziankę?
- Tak. Nawet kilka niespodzianek. 
- Masz szansę naprawić swój błąd. Nie zmarnuj jej.  
- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego przygotowałem to wszystko. 
- Mój chłopak - poklepała go po policzku. - Może wróćmy do stołu, bo jeszcze zaczną się zastanawiać, czy czasem cię nie zamordowałam.
- Nie byłabyś w stanie tego zrobić - powiedział żartobliwie. 
- Chcesz się przekonać? 
- Może lepiej nie - zaśmiali się i ruszyli w kierunku jadalni, by jeszcze przez następne kilka godzin opowiadać sobie nowiny, czy po prostu spędzać razem miło czas. 
***
    Jak to możliwe, że jeszcze kilka godzin temu siedział z rodzicami na kanapie i rozmawiał z nimi o zwykłych codziennych sprawach, a teraz był ze swoja przyjaciółką na zakupach i czuł jakby cały wszechświat wstrzymał oddech, patrząc niecierpliwie na każdy jego ruch? Był tak zdenerwowany jkaby miał zaraz paść na kolana na śrosku sklepu i poprosić ją o rękę. Niedorzeczność. Wytarł dyskretnie dłonie o spodnie, czując jak skórę pokrywa cienka warstewka potu. Miał nadzieję, że Sophie tego nie zauważyła, mimo że zerkała na niego co kilka sekund.
Miał nadzieję, że trafił w przerwę pomiędzy tymi spojrzeniami. Zaczął błagać gorliwiej, gdy zauważył, że dziewczyna przymyka oczu i uśmiecha się delikatnie.
- No i gdzie te twoje niespodzianki? - Zapytała Sophie, przerywając niezręcznie nie niezręczną chwilę - Wszystko w swoim czasie - uśmiechnął się tajemniczo. 
- A nie możesz mi chociaż powiedzieć co dla mnie przygotowałeś? 
- Ale wtedy nie byłoby niespodzianki, prawda? 
W odpowiedzi dziewczyna założyła ręce na piersi i zrobiła naburmuszoną minę imitując dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Chłopak roześmiał się głośno, czując jak coraz bardziej się odpręża. Tylko przy tej dziewczynie mógł się tak zrelaksować. Nie licząc chłopaków z zespołu.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie słyszałaś, Tesso? - puknął ją palcem wskazującym w czubek nosa, a ta zmarszczyła delikatnie brwi, gdy się zetknęły. Zastanawiał się, czy zauważyła aluzję.
- Słyszałam Will, po prostu stwierdziłam, że mnie to nie dotyczy. 
Chłopak uśmiechnął się, widząc że zrozumiała.
- Najpierw idziemy poszukać prezentów na Boże Narodzenie. 
- Chyba kochasz trzymać mnie w niepewności. 
- A żebyś wiedziała. 
- Nie martwisz się, że ktoś cię rozpozna?  - zapytała, gdy zaczęli iść po głównym holu w poszukiwaniu jakiegoś interesującego sklepu.  
- Dziwnie by to wyglądało, gdybym wszedł ubrany w kaptur i okulary przeciwsłoneczne, dlatego mam tylko czapkę na głowie. Ludzie rozpoznaliby mnie nawet, gdy założyłbym worek.
- Może i masz rację. Nie znam się. Masz jakiś pomysł co kupić swoim rodzicom i siostrze?
- Ostatnio narzekali, że ze względu na rozbudowę piwnicy, nie mają pieniędzy, by wyjechać na ferie zimowe w góry. Pomyślałem więc, że zniweluję ten problem. A Natalie dodatkowo dostanie autograf OneRepublic.
- Chciałabym, by kiedyś było mnie stać na takie prezenty.
- Moi rodzice zabraniają mi kupować drogich prezentów, bym nie „chwalił” się zarobionymi pieniędzmi, ale myślę, że w tym roku złamię tę zasadę – uśmiechnął się. – A ty już nad czymś myślałaś?
- Moi rodzice mają urodziny parę dni po świętach, w związku z tym na Boże Narodzenie kupuję z Luciem mniejszy prezent, a na urodziny większy, ewentualnie na odwrót. Dodatkowo w tym roku mama ma czterdzieste, a tata czterdzieste piąte urodziny, więc przydałoby się kupić coś porządniejszego. Myślałam, by sprawić mamie taki duży kuferek na kosmetyki z dużą ilością przegródek, ponieważ ona ma takich „upiększaczy” pełno. A tacie… hm… Znalazłam na Internecie ofertę przelotu helikopterem nad okolicą razem z krótkim instruktarzem pilotażu i myślę, że bardzo by mu się to spodobało.
- Czyli rozumiem, że będziemy kierować się do sklepów z kosmetykami?
- W perfumeriach też widziałam takie kuferki.  
- Czuję się jakbym wyruszał na poważną misję.
- Czyż kupno idealnego prezentu nie jest trudne oraz poważne? – położyła rękę na piersi w komicznym wyrazie niedowierzania.
- Może masz rację – odpowiedział ze śmiechem. – Prowadź.

***

- Mam pytanie - powiedziała Sophie, gdy po ponad godzinie poszukiwań w końcu znalazła idealny prezent dla mamy. 
- Jakie? - zapytał Nick. Siedzieli na jednej z puchowych puf leżących przy ścianach centrum handlowego, by ich nogi mogły odpocząć, mimo że nie zmęczyły się aż tak bardzo. Dlaczego więc siedzieli? Nick nie wiedział. Chyba po prostu tak trzeba. Może u każdego w głowie znajduje się taka niepisana zasada, aby po długich i owocnych poszukiwaniach trzeba odpocząć na wygodnym siedzeniu, by cieszyć się swoim zwycięstwem. Chyba.
- Po co poszedłeś ze mną na zakupy, a właściwie sam mi ten wypad zaproponowałeś skoro wiedziałeś, że nic nie będziesz tu kupował? 
- Chciałem spędzić z tobą czas, ale mam także dla ciebie kilka niespodzianek.
- O niespodziankach wiem, ale… Co jest tak ważnego, że musiałeś się ze mną spotkać?
- Ty. Tylko i wyłącznie ty. Jesteś na tyle ważna bym chciał z tobą spędzać czas.
- Pewnie teraz rzucisz jakiś romantyczny tekst w stylu: Jesteś wyjątkowa. Nie ma drugiej takiej jak ty na świecie – prychnęła lekceważąco, ale i z rozbawieniem.
- Mógłbym, ale jak chyba już wiesz lubię kroczyć własną drogą.
- Tak, wiem.
- Więc nie zdziwisz się, jeśli zrobię tak? – zapytał, wstając i podchodząc do niej leniwie.
- Co zamierzasz…? A-a! Nick puść mnie! – krzyknęła, gdy chłopak chwycił ją jak pannę młodą i zaczął biec w kierunku tylko sobie znanym.
- Nie krzycz. Ludzie się na ciebie patrzą – skarcił ją, prawie dusząc się ze śmiechu.
- Na mnie?! Lepiej już myśl o tym co się z tobą stanie, gdy mnie postawisz Nicholasie!
Jeszcze głośniej się roześmiał, słysząc jej gniewny ton pomieszany z wesołym, który z całej siły starała się zamaskować.
- Za bardzo mnie kochasz, by mnie skrzywdzić.
- Wmawiaj sobie chłopaczku.
- Nie muszę. Wiem, że to prawda.
- Idiota.
- Już gorzej mnie nazywano. Gorsze wyzwiska słyszałem już nawet z twoich ust.
- A możesz mi chociaż powiedzieć dokąd idziesz?
- W kierunku pierwszej niespodzianki.
- Chyba zaczynam się powoli bać.
- Mnie czy niespodzianki?
- Ty mi powiedz.
- Jesteś całkowicie bezpieczna.
- Ehm… Powiedzmy, że ci wierzę. Za ile minut mnie postawisz?
- Za chwilkę – w tym momencie przekroczyli próg pewnego pomieszczenia, na pewno nie sklepu z ubraniami, gdyż w środku nie było nic, co by na to wskazywało. Nick w końcu postawił Sophie na ziemi, a zakupy przełożył do drugiej ręki.
- Dzień dobry – powiedział do kobiety stojącej za ladą i podał jej dwie karty. Kobieta sprawdziła, czy dane zgadzają się z tymi na dowodzie, a po chwili oddała identyfikator oraz podała dwa kluczyki: jeden czarny, a drugi czerwony. Chłopak podziękował i poprowadził przyjaciółkę w stronę kolejnego pomieszczenia.
- To jest szatnia damska i kluczyk do twojej szafki, a po lewej jest szatnia męska. Gdy już się przebierzesz, wyjdź drzwiami znajdującymi się koło kabin. Będę tam na ciebie czekał.
Popatrzyła na niego zmrużonymi oczami jakby chciała wydobyć sekret z jego oczu. Chyba jej się nie udało, ponieważ bez słowa wzięła od niego kawałek metalu i weszła do mniejszego pokoju. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i skierował się do szatni przygotowanej dla jego płci. Szybko przebrał się w ubrania do ćwiczeń, które wcześniej ze sobą zabrał, następnie schował torbę do szafki, zamknął ją i wyszedł, by po chwili spotkać się z Sophie, która w tym samym czasie wyszła ze swojej szatni.
- Czy my jesteśmy na siłowni? – zapytała, rozglądając się dookoła.
- Dokładnie tak – odpowiedział. – Chodź – złapał ją za łokieć i pociągnął w głąb pomieszczenia. Na sali ćwiczyło kilka osób, ale na szczęcie o tej porze najczęściej niezbyt dużo osób przychodziło poćwiczyć. Stanęli obok orbitreków. Popatrzyła na niego pytająco jakby powiedział, że pójdą na spacer, a znaleźli się na innej planecie, a ona nie wiedziała, po co szli aż tak daleko skoro rodzima Ziemia była taka piękna.
- Odkąd tylko się poznaliśmy zawsze mówisz, że musisz schudnąć, ale ci to nie wychodzi, prawda?
Pokiwała powoli głową, próbując zrozumieć o co mu chodzi, zanim on sam to wytłumaczy. – W końcu stwierdziłem, że moje zapewnienia o tym jak szczupła i ładna jesteś nigdy nie przyniosą oczekiwanego efektu, a więc pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli przestanę to robić i zmobilizuję cię byś zrzuciła parę kilogramów. Nie jest ważne to, co ja sądzę. Ważne jest to, co ty sama o sobie myślisz, a jeżeli nie podoba ci się twój wygląd, to nie będę próbował cię przekonać do swojej racji.
- Czyli… Przyprowadziłeś mnie tutaj, bym zaczęła… Spalać zbędne kilogramy?
- Dokładnie. Ale wiem, że początki są trudne, więc postanowiłem cię wspierać, lecz nie tylko mentalnie. Do rozpoczęcia trasy będę tu z tobą przychodził.
- Dziękuję.
- Wiem, że będę z tobą tylko miesiąc, ale to zawsze coś.
- Oczywiście, że tak. Dziękuję. Jeszcze nikt nie pomyślał w ten sam sposób co ty – uśmiechnęła się.
- Wszyscy przecież wiemy, że jestem unikatowy.
- Wmawiaj sobie.
- To może nie stójmy tak, tylko zacznijmy ćwiczyć.
Pokiwała głową, zgadzając się z jego myślą i podeszli do orbitreków. Stanęli na pedałach, a Nick zaczął mówić krótki samouczek.
- Musisz zacząć przebierać nogami, by pedały zaczęły się poruszać. Wtedy cały sprzęt się załączy.
Grzecznie go posłuchała i wykonała jego polecenie. Po dwóch sekundach na małym ekraniku zaczęły przewijać się polecenia.
- Teraz naciśnij ten wielki zielony przycisk na dole panelu.
- Oki.
- Teraz przyciśnij ten mały po lewej od ekranu i naciśnij, gdy wyskoczy napis TIME, a następnie zmień na dziesięć minut.
Wykonała wszystkie polecenia, chociaż zajęły jej więcej czasu niż wypowiedzenie tych kilku poleceń. Gdy już ustawiła czas, chłopak pochylił się do jej panelu i zwiększył obciążenie.
- Tyle na początek wystarczy – stwierdził, kiedy wyświetliła się liczba pięć. – Teraz wsłuchaj się w muzykę, a te dziesięć minut minie ci bardzo szybko.
- A już myślałam, że mam się wsłuchać w twój głos.
- Ach te twoje pragnienia. Jeśli bardzo chcesz, to nie będę oponował.
- Pacan
- Nie przesadzaj, aż taki głupi nie jestem. A teraz skup się i poczuj jak twoje mięśnie wyrywają się do biegu.
I właśnie tak zrobiła. Czasami z większym lub gorszym skutkiem.

***

- Jak się czujesz? – zapytał, gdy po dwóch godzinach przeszli z powrotem do części ze sklepami.
- Zmęczona – powiedziała, pomiędzy połykaniem wody.
- Ale nie jesteś bardzo czerwona.
- Niezbyt mnie to interesuje, ale to dobrze. Pomyśl jakby to było, gdybym należała do dziewczyn, które zawsze się malują. Wyobraź sobie ten fluid i tusz ściekający po grudkowatej twarzy.
- Fuj. Nie obrzydzaj. Byłem głodny.
- Najedz się jej spoconym makijażem.
- Kobieto, daj mi spokój. Daj mi żyć!
- Ja tylko umilam ci nasz wspólnie spędzony czas – uśmiechnęła się słodko.
- Jakaś ty nieznośna. Rozkręcasz się młoda.
- Ja ci dam młoda. Jestem od ciebie młodsza tylko o dziesięć miesięcy.
- Chyba aż dziesięć.
- Dziesięć minut, dziesięć miesięcy…
- Może dziesięć, będzie naszym „Zawsze”? – zapytał rozbawiony.
- Zamknij się.
- Czyżby nie wzruszyło cię moje nawiązanie do „Gwiazd naszych wina”? – spytał, gdy usiedli na pufach.
- Nie. Nudzi mnie już to ciągłe wrzucanie do rozmów tekstów z tego filmu, czy książki. Dziewczyny zachwycają się tym jakby to było jedyne dzieło poruszające tą tematykę albo jakby to była pierwsza wydrukowana książka. Tak jakby żyły na początku piętnastego wieku lub wcześniej, przed wynalezieniem ruchomej czcionki przez Gutenberga.
- Moja siostra uwielbia tę książkę i jej ekranizację. Zawsze jak czyta lub ogląda, łzy ciurkiem płyną z jej oczu. Dlatego chciałem zobaczyć, czy jest ona wyjątkiem.
- Ona nie, ja chyba tak. Moje wszystkie znajome dokładnie przeczytały te dzieło Greena i nie mogą zrozumieć jak taki mol książkowy jak ja tego nie zrobił. A mnie po prostu nie interesują rzeczy, którymi zachwycają się wszyscy inni. Lubię czytać powieści, które jeszcze nie stały się sławne lub ten wielki szał na nie już umilkł. Nie chcę, by ta popularność sprawiła, że zmienię zdanie, co do tej historii. A do tego, jeżeli najdzie mnie ochota na przeczytanie jakiejś książki, to zrobię to kiedy będę miała na to ochotę, a nie po tym jak ktoś mnie do tego zmusi. To jedna z niewielu, jak nie jedyna, z dziedzin, w której umiem się komuś przeciwstawić.
- Wow… Żeby przedstawić w lepszym świetle moją osobę, pragnę nadmienić, że sam nie przeczytałem ani jednej strony z „Gwiazd naszych wina” oraz nie obejrzałem ani jednej minuty filmu. Ten tekst po prostu słyszałem już tyle razy, że po prostu chciałem zobaczyć twoją reakcję.
- Nic się nie stało – uścisnęła go przyjaźnie. – Na lekcji angielskiego oglądaliśmy ten film, ale raczej nie umiem się o nim wypowiedzieć, ponieważ oprócz chłopaków, jedyna go wcześniej nie oglądałam, a na tej lekcji zepsuły się głośniki, więc aktorzy brzmieli jak postaci z bajek dla dzieci, które nagle stały się olbrzymami. Nic nie rozumiałam. Najśmieszniej jednak brzmiał płacz.
- Jak?
- Tak jak foka.
- Co?! – roześmiał się głośno.
- Mówię poważnie. Dlatego nic z filmu nie zrozumiałam.
- Czytałaś inną książkę Greena?
- Jedną. Ale napisał ją z Davidem Levithanem.
- Czyżby „Will Grayson, Will Grayson”?
- Tak! Czytałeś?
- Przeczytałem „Każdego dnia” Levithana i tak mi się spodobała, że postanowiłem przeczytać właśnie tą książkę, chociaż jeszcze do niej nie dotarłem i na razie stoi na półce i czeka na swoją kolej.
- To ja miałam na odwrót. Przeczytałam ich wspólną książkę, a po lekturze stwierdziłam, że bardzo mi się spodobała, więc przydałoby się przeczytać coś Levithana. I tak trafiłam na „Każdego dnia”. Parę dni temu ją skończyłam.
- I jak ci się podobała?
- Ona jest piękna! – wykrzyknęła z zachwytem. – Cudowna! I porusza tak ważne kwestie!
- Mnie uświadomiła sprawy, które wydawały mi się pewne i normalne, a jednak okazało się, że nie różnię się od osób z uprzedzeniami.
- Tak. Myślę, że parę zagorzałych wierzących powinno sobie to dzieło przeczytać.
- Lepiej nie, jeszcze stwierdzą, że to dzieło szatana i każą ją spalić na stosie za promowanie homoseksualizmu.
- Może masz rację.
- Pamiętasz jakiś fragment z „Will Grayson…”?
- Początek. Zacytuję:
Gdy byłem mały, mój tata mawiał:
– Will, masz wpływ na wybór swoich przyjaciół, masz wpływ na kształt swojego nosa, ale nie masz wpływu na kształt nosa swoich przyjaciół.
Spostrzeżenie to wydawało mi się dość inteligentne, kiedy miałem osiem lat, ale okazało się nieprawdziwe pod kilkoma względami. Przede wszystkim człowiek nie wybiera sobie przyjaciół, bo inaczej ja nigdy bym się nie zadawał z Kruchym Cooperem.
Kruchy Cooper nie jest najbardziej zdeklarowanym gejem na świecie i nie jest też największym człowiekiem na świecie, ale możliwe, że jest największym człowiekiem na świecie, który jest bardzo, bardzo zdeklarowanym gejem, a także najbardziej zdeklarowanym gejem, który jest bardzo, bardzo wielki. Jest też moim przyjacielem od piątej klasy, poza ostatnim semestrem, podczas którego on był zajęty odkrywaniem całego spektrum swojego gejowskiego ego, ja zaś posiadaniem po raz pierwszy w życiu serdecznej Paczki Przyjaciół, którzy przestali ze mną rozmawiać z powodu dwóch błahych wykroczeń.”
- Naprawdę tak się zaczyna ta książka? – wydusił z siebie pomiędzy napadami śmiechu.
- Tak – uśmiechnęła się. – Od pierwszej strony wiedziałam, że mi się spodoba.
- Chyba muszę ją zacząć czytać.
- Sophie Underwood jest za.
- A teraz chodź – wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Hm?
- Przecież do jeszcze nie koniec niespodzianek. Ruchy, ruchy.
Wstała niechętnie, mimo że była bardzo ciekawa, co jeszcze dla niej zaplanował. Zaczęli  iść, a z każdą minutą musieli, prawie że przedzierać się przez gęstniejący tłum ludzi.
- Ciekawe co to za zbiegowisko – zastanawiała się na głos.
- Zaraz się dowiesz, ponieważ znajdziemy się w jego centrum.
-Co?! – wykrzyknęła, rozumiejąc, że ich osoby mają coś z tym tłumem wspólnego.
- To nie będzie nic strasznego.
- Nie jestem pewna czy mam ci wierzyć.
- Spróbuj zaufać.
W końcu przedarli się przez tabun ludzi i stanęli przed dużym wybiegiem oraz wielkim namiotem. Nick poprowadził Sophie do środka. Dziewczyna miała ochotę przetrzeć oczy, by upewnić się, że to, co widzi jest prawdziwe. W sztucznie stworzonym pomieszczeniu krzątało się kilkanaście kobiet. Przy „ścianach” stały wieszaki z tonami ubrań, a w kątach toaletki z milionem narzędzi do malowania.
- Nicholas, witaj – powiedziała na oko trzydziestoletnia kobieta, podchodząc do nich.
-Witaj Ellie.
- A to musi być twoja urocza towarzyszka. Jestem Elizabeth McTaylor. Nich mówił ci, po co cię tu dzisiaj przyprowadził.
- Nazywam się Sophia Underwood. Niestety nie powiedział.
- Pewnie chciał ci zrobić niespodziankę.
- Właśnie.
- Już tłumaczę. Dzisiaj przeprowadzamy akcję, w której pokazujemy jak kobiety o różnych figurach mogą się ubierać, a nie pomyślałaby nawet, że jest im tak ładnie.
Sophie dalej nie rozumiała, albo rozumiała, ale miała nadzieję, że jednak się myli.
- Poszukiwaliśmy młodej dziewczyny z figurą klepsydry i Nick zaproponował twój udział.
- Słu… Słucham? – wyjąkała.
- Pokażesz, że dziewczyny z taką figurą wyglądają dobrze, a nawet genialnie w ubraniach, które mogą się wydawać uszyte na dziewczyny o chłopięcej figurze.
- Płaskich deskach?
- Tak.
- Nie wiem…
- Sophie – Nick złapał ją za ręce i spojrzał głęboko w oczy. – To będzie też dobra lekcja dla ciebie. Przekonasz się jak piękna jest twoja figura, a może i nabierzesz większej pewności siebie.
- E…
- Nie rób tego dla mnie. Zrób to dla siebie.
Spojrzała w te głębokie oczy i poczuła jak zatapia się w ich zieleni, a cały jej organizm wypełnia niespotykana u niej wcześniej pewność siebie.
- Dobrze – powiedziała, chociaż wydawało się, ze te słowa wypowiada ktoś inny. – Zrobię to.
Pani McTaylor zaklaskała w dłonie.
- To cudownie. Obiecuję, że nie pożałujesz. Nick pójdzie na widownię, a my zajmiemy się tobą.
Chłopak przytulił Sophie szybko na pożegnanie i wyszedł z namiotu. Sophie została poprowadzona do jednego z wieszaków.
- O tak, to będzie dobre na początek – wzięła do ręki coś małego i w paski, a następnie poprowadziła dziewczynę do małej przymierzalni. Sophie wzięła od niej sukienkę i weszła do środka. Zrzuciła z siebie ubranie, zostając w samej bieliźnie i popatrzyła z powątpiewaniem na materiał.
- To jest strasznie małe!
- Rozciąga się! – odkrzyknęła McTaylor.
Dziewczyna westchnęła i wciągnęła na siebie sukienkę. Bez patrzenia w lustro odsunęła zasłonkę i pokazała się kobiecie. Elizabeth poobciągała materiał i poprzekręcała go w niektórych momentach.
- Wyglądasz zabójczo. Chodź. Zrobimy ci makijaż i damy jakieś buty.
Poprowadziła ją do kolejnej części namiotu. Sophie usiadła przed toaletką, a naprzeciwko niej usiadła kobieta, którą już wcześniej widziała.
- Hailee? To ty?
- Cześć Sophie. Dzisiaj pomaluję cię i uczeszę. Nie zanudzisz się ze mną?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Cieszę się. Myślę, że nie pomaluję cię mocno, a raczej podkreślę twoje naturalne piękno.
Po niezliczonej ilości minut, spędzonych na czuciu  czegoś lepkiego, sypkiego i swędzącego na twarzy, a następnie zimnych dłoni na skórze głowy w końcu założyła na nogi niezbyt wysokie, na szczęście, koturny z brązowym paseczkiem na kostce.
- Teraz możesz się w końcu zobaczyć – Sophie popatrzyła w lustro i… sama nie wiedziała, co ma myśleć.
- Miałaś kiedyś na sobie taką sukienkę?
- Ostatnimi czasy parę obcisłych się znalazło, ale nigdy aż do tego stopnia przylegających do ciała.
Sukienka rzeczywiście była obcisła, w białe i granatowe paski, sięgała do kolan.
- Sukienka podkreśla twoją figurę, ale wyglądasz pięknie. Buty pasują kolorem do ubrania, a koturny podkreślają twoje długie i szczupłe nogi. Delikatnie podpięte włosy ukazują twoją łabędzią szyję, a makijaż duże oczy oraz ich głęboki kolor, wysokie kości policzkowe oraz podkreślają cerę. Wyglądasz pięknie.
- Możliwe – wyszeptała z mętlikiem w głowie.
- Niestety musisz już iść na scenę.
Sophie wzięła głęboki wdech i wyszła wyjściem, łączącym się z wybiegiem. Stanęła i zaczęła iść, mając nadzieję, że się nie wywróci. Z głośników poleciał głos Elizabeth.
- Teraz możecie państwo zobaczyć młodą dziewczynę o pięknej figurze klepsydry. Jej kobiece kształty zostały podkreślone przez przylegającą do ciała sukienkę. Pewnie większość z osób posiadających taką figurę w życiu nie pomyślałoby o założeniu takiego stroju, woląc zakryć je rozkloszowanymi spódnicami.
Sophie miała ochotę pokiwać głową.
- Jednak jak widzimy, nie zawsze to co inne musi być złe. Ta dziewczyna ma cudowną budowę, a buty na obcasie podkreślają dolne partie ciała, a razem tworzą wręcz dziewczynę pożądaną przez wszystkich.
   Sophie przyjrzała się publiczności. Dziewczyny i kobiety patrzyła na nią z nieukrywaną zazdrością i ciekawością, a męska część widowni… Chyba podobało im się to, co widzieli. Czuła się pożądana i znienawidzona równocześnie. Czy to możliwe, by to co mówiła Elizabeth było prawdą?
   Po kilku minutach zeszła z wybiegu, by przebrać się jeszcze kilka razy, lecz już więcej nie przeżyła aż takiego szoku jak za pierwszym razem.
     Kiedy w końcu założyła własne ubrania, poczuła wielką ulgę. Niestety nie mogła nacieszyć się wolnością zbyt długo, ponieważ do namiotu wszedł Nick i oznajmił, że muszą już wracać. Pożegnali się z Elizabeth, a ta wcisnęła Sophie torbę do ręki.
- Odpakuj w samochodzie – szepnęła jej do ucha, a po chwili zniknęła, wychodząc na wybieg.
   Sophie spojrzała na Nicka, a ten szybko uciekł wzrokiem, rumieniąc się.
- Idziemy? – zapytał, odchrząknąwszy wcześniej.
- Pewnie – odpowiedziała. Czuła, że przyczynę jego dziwnego zachowania pozna w drodze powrotnej.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Mam nadzieję, że są tu jeszcze jakieś osoby, które czekają ;/