Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam bardzo dużo prac do napisania do szkoły i na rozdział tutaj nie starczało mi czasu. Ale oto wróciłam i nie musicie już dłużej czekać.
„I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i spotkają się ich spojrzenia, wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość"
Paulo Coelho „Alchemik"
Stała na wąskiej dróżce z kamieni. W powietrzu czuła niepokój, który przenikał ją do szpiku kości, sprawiając, że sama czuła się niespokojna. Rozejrzała się wokół siebie. Żadnej żywej duszy, zero drzew, śpiewu ptaków. Jakiegokolwiek dźwięku świadczącego o tym, że nie jest jedyną żywa istota w tym miejscu.
Obróciła głowę w prawo i... wydawało jej się, że po lewej stronie, na skraju pola widzenia, wybuchło światło. Odwróciła się z powrotem i nagle... Tam, gdzie jeszcze przed chwilą nie było nic, teraz rósł las. Ogromne połacie drzew zasłaniały horyzont.
Gwałtowny wiatr porwał jej włosy i rozwiał po plecach. Jego źródło było w tym lesie. Dziewczyna złapała w dłonie swoja piękną, turkusową suknię, unosząc ją tak, by ziemia nie zabrudziła jej krańców. Zaczęła iść w kierunku drzew. Pantofle przyjemnie stukały o dróżkę, jak gdyby wspierając ją na duchu. Jednak dźwięk zniknął, gdy zeszła ze ścieżki na twardą ziemię.
Czuła, że ten lęk i dreszcze pochodzą właśnie z miejsca, do którego się kierowała, ale jak było to możliwe?
Dotarła na skraj lasu. Wciągnęła głośno powietrze, patrząc za siebie. Nie mogła zawrócić. Gdy powietrze opuściło jej płuca, wyciągnęła przed siebie ręce, by odgarnąć gałęzie i wkroczyła w ciemności.
Szła powoli, uważając, by nie zaczepić się o nic. Razem z coraz większym strachem, czuła też ciekawość. Te uczucia były tak sprzeczne i niszczące, że jej serce kotłowało się w piersi niczym mały ptaszek zamknięty w klatce, który próbuje uwolnić się z zamknięcia.
Wiatr coraz mocniej dął, a gałęzie podrygiwały do jego rytmu. Dziewczyna szła coraz szybciej, czując, że coś lub ktoś ją śledzi. Próbowała sobie wmówić, że to urojenia spowodowane ciemnościami i obcością miejsca, w którym obecnie się znajdowała, ale coś podpowiadało jej, że taki sposób myślenia jest błędny. Coś nakazywało jej wrócić, ale nie tą sama drogą. W tych ciemnościach kryło się coś niebezpiecznego.
Nagle dostrzegła delikatny blask dochodzący spomiędzy drzew. Przyśpieszyła kroku. Już nie zważała na sukienkę, czy włosy. Strach był tak silny, że paraliżował jej ciało, ale upartość i ciekawość kazały biec dalej i odkryć źródło tego dziwnego zjawiska. Serce szalało, wybijając szybkie rytmy, myśli pojawiały się błyskawicznie i pierzchały równie prędko. Oczy nie nadążały z dostrzeganiem wszystkich detali.
Poczuła ostre uderzenie wiatru, które zmiotło ją z nóg i sprawiło, że kończyny odmówiły posłuszeństwa, a kolana uderzyły w twardy grunt.
Otworzyła oczy i zamrugała ze zdziwienia. W jednej chwili była w gęstym, nieprzebytym lesie, a teraz znajdowała się na środku łąki. Podniosła się z klęczek i rozejrzała dookoła. Nigdzie nie było drzew jakby nigdy nie istniały. Jak to w ogóle było możliwe?
Znikąd obraz zaczęła zasłaniać mgła, otaczając dziewczynę niczym kokon gąsienicę. Patrzyła bezradnie jak świat, który widziała zostaje oddzielony od jej oczu przez ten tajemniczy twór.
Podskoczyła raptownie, gdy usłyszała skrzek wron. Spojrzała na szare niebo, ale nic nie dostrzegła. W takim razie skąd dochodził ten straszny dźwięk?
Do jej uszu dotarł odgłos, który przypominał chodzenie po suchych liściach. Odwróciła się powoli, czując coraz większy lęk. Spomiędzy mgły można było dostrzec czarny, z każdą chwilą powiększający się cień. Nie wiedziała dokąd, czy w ogóle ma jak, uciec, więc po prostu stała, czekając.
Cień stał się w końcu przedstawieniem wysokiej męskiej postaci. Następnie cień zamienił się w ciało, a ono w detale. Kręcone włosy, ciemne jak noc; szerokie ramiona; pełne usta; dołeczki w policzkach. Poczuła, że jej strach dziwnie znika.
- Nick – wyszeptała. I w tym momencie czuła już tylko obezwładniający spokój.
- Witaj kruszynko – odpowiedział także cicho.
Sytuacja wydawała jej się dziwna, ponieważ nie czuła strachu, ale rozum podpowiadał jej, że właśnie teraz powinna się najbardziej bać. Dlaczego, więc tak nie było? Gdzie się podziały jej emocje?
-Nick co się tutaj dzieje? Co to za dziwne miejsce?
- Cicho. Pamiętaj ze mną jesteś bezpieczna.
- Chyba nie jestem tego taka pewna.
- Spójrz mi w oczy. Zobaczysz w nich szczerą prawdę.
Zrobiła tak jak proponował. Jego oczy wypełniała płynna zieleń. Wyglądało to tak jak roztopiony szmaragd. Nie mogła oderwać się od jego wzroku. Wszystko co widziała to ten kolor. I nagle poczuła dotyk jego ust na swoich, a wir porwał ją do wnętrza jej samej.
***
Sophie obudziła się gwałtownie. Przetarła oczy i zobaczyła, ze była już dziesiąta rano. Dlaczego nikt jej wcześniej nie obudził?
Położyła się na poduszkach, zastanawiając się nad sensem swojego snu. Słyszała, że oznaczają one nasze najgłębsze pragnienia, ale czy to znaczyło, że jej wnętrze chciało zgubić się w lesie w środku nocy, a potem znaleźć się na dziwacznej łące? Chyba, że chodziło o niego? I ten pocałunek? Nie, na pewno nie. Chociaż ciągle czuła ciepło jego ciała i miękkość ust. Przesunęła palcem po swojej dolnej wardze, wyobrażając sobie jakby to było przycisnąć swoje usta do warg Nicka. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie tą scenę. Aż miała ochotę westchnąć. Zrobiło jej się gorąco, gdy pomyślała o tych twardych mięśniach przyciśniętych do jej skóry, o tych dużych, ale delikatnych dłoniach wplecionych w jej włosy. O...
- O nie! – krzyknęła. – Co się ze mną dzieje? Ogarnij się dziewczyno! – klepnęła się w policzek. – Tak nie może być. Nie ma mowy byś czuła do niego cokolwiek, rozumiesz? Nie zgadzam się.
Podeszła do lustra.
- Po prostu oszczędź sobie pustych nadziei i złamanego serca, bo tego nie zniosę.
Spojrzała na swoje odbicie, na ciało w tafli.
- Koniec tego dobrego – stwierdziła i poszła się przebrać. Czas zacząć nowy dzień pełen możliwości i zmian.
***
Nick leżał zakopany w pościeli i myślał. Myślał o tym co wydarzyło się dzień wcześniej. Nie mógł zapomnieć tego widoku. Gdy zamykał oczy, od razu pojawiał mu się przed oczami. To chyba nie było normalne, prawda?
Cały czas pamiętał tę noc w klubie, która chyba miała prześladować go w koszmarach, a równocześnie najlepszych snach w życiu.
Zamknął oczy, poddając się pragnieniu poczucia tego wszystkiego jeszcze raz. Oczy widziały ciało: piękne, długie, falowane włosy, mieniące się tysiącami barw pod wpływem klubowego światła; wąską talię; szerokie biodra; zgrabny , całkiem duży tyłek; kształtne nogi. Słyszał klubową muzykę i jej oddech. Czuł. Czuł wszystko: jej dłonie, oddech, delikatne, seksowne ciało przy swoim.
Był tak bardzo zdziwiony, gdy odkrył, że to była Sophie i to nie dlatego, że nie wyobrażał jej sobie w takim miejscu, ani zachowującej się w ten sposób. Prawdę mówiąc, takie wizje często przychodziły mu do głowy.
Chodziło raczej o jego reakcję na nią. Był tak bardzo zdziwiony tym jak jego ciało zachowywało się przy niej. Był cały pobudzony, a równocześnie nieprzytomny, nerwy były wyostrzone, ale także w pewnym sensie przytłumione. Wszystko było jedną wielką sprzecznością. Był pewny tylko jednej rzeczy: Działała na niego i to go trochę przerażało.
Leżał tak nie wiadomo ile czasu, czując jak coraz bardziej zwiększa się temperatura jego ciała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł mieć Sophie tak, jakby tego chciał. I to najbardziej bolało. Musiał ujarzmić swoje ciało, ponieważ tylko wnętrze wiedziało co jest właściwe, a co nie. Jedna sfera musiał się podporządkować i to umysł Nicka miał zdecydować która.
Musiał przestać myśleć o tej pięknej, idealnej, niezwykłej dziewczynie w sposób, w który pragnął najbardziej, a skupić się tylko na aspekcie przyjacielskim.
Czekała go długa praca.
***
Dwa tygodnie później
- Gdzie jesteśmy? – zapytała Grace.
- W pewnym bardzo niezwykłym miejscu. – odpowiedział Micheal. – Możesz otworzyć oczy.
Zrobiła tak jak kazał i... omal nie zachłysnęła się, gdy zrozumiała, gdzie się znajdują.
- Jak ci się podoba? – zapytał.
- Micheal ja... ja nie wiem co powiedzieć. Jak udało ci się załatwić to wszystko?
- Za parę autografów można zrobić wiele – odpowiedział z uśmiechem. – Zapraszam do stołu.
- Co? Chyba nie powiesz mi, że będziemy jedli w galerii sztuki.
- Nie powiem, ale mogę pokazać.
Poprowadził ja do kolejnego pokoju, na środku którego znajdował się okrągły stolik przykryty obrusem, a na nim stały dwie porcje pizzy w pierogach. Odsunął dla niej krzesło, a potem przysunął ją do stołu.
- Co się stało? – zapytał, gdy ciągle patrzyła na niego zdziwiona.
- Nic, tylko po prostu nie mogę w to uwierzyć.
- Lepiej uwierz, a teraz: smacznego.
Grace zaczęła jeść potrawę i musiała przyznać, że była wyborna. Dlatego musiała o to spytać.
- Sam gotowałeś?
- Oczywiście, że nie. Znaczy, jakieś tam proste rzeczy potrafię, ale to do łatwych nie należy.
- To w takim razie, kto to przyrządził?
- Nick. Tylko on potrafi zrobić coś takiego.
- Och...
Później już tylko spożywali posiłek w milczeniu, a jedynym odgłosem był brzęk sztućców o talerze.
- To ja może pójdę odnieść naczynia – zaoferował Micheal, po czym zanim zdążyła odpowiedzieć, wziął je i wyszedł do innego pomieszczenia.
Po chwili jej telefon zawibrował. Wyciągnęła go torebki i zobaczyła, ze napisał do niej jej były chłopak Andrew.
Co u ciebie skarbie? :*
Andrew czego ty chcesz?
Chciałbym do ciebie wrócić. Zrozumiałem, ze zachowałem się jak dupek.
Zajęło ci to pół roku.
Tak wiem, ale chciałbym, żeby to co było miedzy nami nie zginęło.
Za późno. Nic nie zostało.
Nie mów tak.
Przepraszam Andrew, ale kiedy pół roku temu powiedziałeś, ze to koniec, a ja byłam tylko twoją odskocznią, zrozumiałam, że jesteś bezwartościową świnią i nie zasługujesz na mnie. Nawet gdybyś zapytał mnie o bycie z tobą jeszcze raz twarzą w twarz moja odpowiedź nadal brzmiałaby nie.
Jesteś pierdoloną suka! Wiesz o tym?
Wiesz kiedyś byłam nazywana twoją dziewczyną i myślę, że to określenie jest gorsze.
Wyciszyła telefon i schowała go do kieszeni.
- Wszystko dobrze? – zapytał Micheal niosąc dwa talerzyki w dłoniach
- Tak.
- Wszystko dobrze? – powtórzył.
- Tak.
- Powiedz prawdę. Widzę, że coś się stało.
- Nic takiego. Mój były do mnie napisał.
- Czego chciał?
- Wrócić do mnie.
- I co odpisałaś? – zapytał ostrożnie.
- Że nie ma na to nawet najmniejszych szans.
Cień zadowolonego uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
- A co on na to?
- Nazwał mnie suką.
- Co za skurwysyn! Mam nadzieje, że się tym nie przejęłaś.
- Nie no co ty.- machnęła ręką. – To typ: chcę mieć wszystko, a zwłaszcza to co niedostępne, ale szybko się nudzę.
- Bezwartościowy gościu.
- Ta... Uważa, że może mieć wszystko, ponieważ ma bogatych rodziców. Wszyscy bogacze są tacy sami.
- Ja tez mam pieniądze – powiedział z uśmiechem.
- Ojejku! To nie miało tak zabrzmieć. Przepraszam cie bardzo. Ty jesteś inny. Naprawdę.
Micheal roześmiał się głośno.
- Spokojnie. Wiem, że nie zaliczyłaś mnie do tej grupy.
- Strasznie mi głupio.
- Bez powodu. Zadałem to pytanie, tylko by zobaczyć twoją reakcję.
W odpowiedzi rzuciła w niego serwetką.
- Jedz bo wystygnie..
Spojrzała na swój talerz. Leżało na nim duże, grube ciastko polane płynną czekoladą. Odkroiła kawałek.
- To jest przepyszne! – wykrzyknęła, gdy deser zaczął dosłownie rozpływać się w jej ustach.
- Przekażę Nickowi. Na pewno się ucieszy.
Resztę kolacji spędzili na miłej rozmowie i oczywiście oglądaniu dzieł sztuki. Wracając nie pojechali samochodem, ale ruszyli na długi spacer.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór – powiedziała Grace, idąc przez park. – Moim marzeniem było pójście do muzeum sztuki, ale nigdy nie myślałam o jedzeniu w nim – zaśmiała się.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Zastanawiam się tylko skąd wiedziałeś, że bardzo chciałabym się tam znaleźć i zobaczyć te wszystkie obrazy. Wiedziała o tym tylko... Sophie! – zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Masz rację. Sophie pomogła mi, ale chyba się nie gniewasz prawda?
- Oczywiście, że nie. Po prostu się zdziwiłam. Nic więcej.
- Cieszę się. Nie chciałbym by ten wieczór źle się skończył.
- Ja też by nie chciała.
Micheal zorientował się, że stoją w małym gaiku tuż obok starodawnej lampy gazowej. Grace przysunęła się bliżej. Możliwe, że było jej zimno lub... sam nie wiedział. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Jej brązowe włosy powiewały na delikatnym wietrze. Rozglądała się w zaciekawieniu, chłonąc widoki. Jej cera wyglądała jakby mieniła się delikatnym złotem w świetle lampy. A jej usta... jej usta były oblane czystym blaskiem, wydawały się tak jędrne.
Stanął z nią twarzą w twarz.
- Ślicznie tu, prawda? – zapytała wesoła. W jej brązowych oczach czaiły się iskierki radości. – Nic ci nie jest? – zapytała, gdy nie odpowiedział.
Dotknęła delikatnie jego ramienia, a on wyciągnął dwa palce i uniósł nimi podbródek dziewczyny, by mogli sobie spojrzeć w oczy. Tak bardzo chciał ją pocałować, ale zamiast tego przesunął palcem po jej policzku i dolnej wardze, odchylając ją do tyłu. Poczuł ciepły oddech na opuszku.
- Mikky co ty robisz? – zapytała szeptem. Czuł jak jej ciało przechodziły dreszcze.
- Nie wiem – odpowiedział równie cicho. – Zimno ci? – zapytał. W odpowiedzi tylko przytuliła twarz do jego dłoni.
Wyglądała tak niewinnie i ufnie. Patrzyła na niego, pragnąc by pokonał ten niewielki dystans i pocałował ją. Jednak on tylko dotykał jej twarzy. Jakby się bał, że zrobi coś źle. Nie wiedziała, że coś w jego wnętrzu mówi mu by się otrząsnął i zaczął logicznie myśleć. Czuła jednak, że coś go blokuje i potrzeba impulsu, by zniszczyć barierę.
Westchnęła lekko sfrustrowana i musnęła jego usta swoimi. Odsunęła się minimalnie i spojrzała mu w oczy, które zabłysły kawowym odcieniem. Natychmiast przycisnął swoje wargi do jej ust i objął ją delikatnie, ale stanowczo w pasie. Położyła swoje dłonie na jego szyi, przesuwając je w górę, aż w końcu dotknęła nimi jego włosów i pociągnęła za ich końce. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i obydwoje zrozumieli jak bardzo i jak długo pragnęli zrobić ten ostatni krok.
Poczuła jak wplata jedną rękę w jej włosy i masuje jej skórę głowy.
- Uwielbiam ich długość – szepnął jej do ucha, a potem jego usta znowu spotkały jej.
Czuła jak jego dłonie wędrują po jej całych plecach, łapiąc za kurtkę tak jakby chciały się jej pozbyć. Czuła jak delikatnie odchyla ją do tyłu i całuje z jeszcze większa pasją, jakby nigdy nie chciał się nią nacieszyć. Może właśnie tak było.
Czuła jak jej całe ciało zaczyna płonąć. Zrozumiała, że zawsze patrzyła na Micheala inaczej, że to nie było to samo. Westchnęła cicho, gdy w końcu odsunął się od niej, mimo ze pocałunek mógł trwać bardzo krótko lub bardzo długo.
Spojrzeli na siebie, a potem wybuchnęli radosnym śmiechem jakby ktoś zdjął z ich ramion wielki ciężar.
- To co teraz? – zapytała.
- Grace, czy zostaniesz moją dziewczyną?
- Oczywiście.
Spojrzeli na siebie i znowu się uśmiechnęli, a potem zaczęli iść, wracając do swoich domów.
***
- Sophie! – krzyknęła Grace, wbiegając do jej pokoju.
- Co się stało? – zapytała dziewczyna.
- Nie uwierzysz co się wydarzyło!
- Może najpierw odstaw picie.
Przyjaciółka spojrzała na szklanki i karton soku, które trzymała w dłoniach.
- Masz rację.
- Skąd to masz?
- Twój tata mi dał, gdy przechodziłam koło kuchni.
- No to co się stało?
- Micheal zabrał mnie na randkę...
- To świetnie – Sophie się uśmiechnęła.
- Mówisz tak jakbyś nie mała o tym pojęcia.
- Bo nie miałam. Micheal zapytał mnie tylko jakie są twoje marzenia, a ja kilka z nich wymieniłam.
- I tak nie jestem na ciebie zła, ponieważ to był jeden z najlepszych wieczorów mojego życia, ale wiesz jak się skończyła nasza randka?
- Oświeć mnie.
- Micheal mnie pocałował!
- Żartujesz?!
- Nie!
- O mój Boże! – wykrzyknęła podekscytowana Sophie – Opowiadaj.
- No więc. Na początku nic nie wskazywało na to, że będzie chciał to zrobić, ale potem spojrzał mi w oczy i już wiedziałam. Jednak ciągle nie wykonywał tego ostatecznego kroku jakby cos mówiło mu, że ma tego nie robić i się wycofać. Stwierdziłam więc, że trzeba mu pomóc podjąć decyzję, więc musnęłam jego usta swoimi no i... Mnie pocałował.
- Ojeku – Sophie pisnęła.
Położyły się na łóżku i patrzyły na siebie chwilę.
- A co myślałaś w trakcie?
- Że patrzę na niego inaczej niż na innych chłopaków, a nawet inaczej niż na swoich poprzednich chłopków. Uświadomiłam sobie, że dla mnie jest wyjątkowy.
Znowu chwila ciszy.
- Pomyśl tylko. Całowałam się z Michealem Blackiem. Idolem dziewczyn i obiektem westchnień. Pomyśl co by zrobiły by znaleźć się na moim miejscu.
- Rzeczywiście.
- To takie nierealne. Jeszcze pół roku temu marzyłyśmy by ich spotkać, by chociaż raz z nimi porozmawiać, a teraz... Teraz jestem dziewczyną jednego z nich.
- Jak z bajki, albo snu.
- Masz rację. Jestem taka szczęśliwa.
Zaczęły śmiać się jakby były pijane ze szczęścia..
- A ty co właściwie robiłaś zanim przyszłam?
-Ćwiczyłam.
- Co?
- No ćwiczenia, a co innego?
- No wiem, ale chodziło mi o jakie.
- Na spalanie tłuszczu. Wiesz trzeba zacząć o siebie dbać.
- Nie gadaj głupot.
- Chodź ze mną – i pociągnęła ją, by wstała.
- Po co? – jęknęła.
- Poćwiczysz ze mną. Będzie mi raźniej.
- Nie chce mi się, ale jeśli to ma ci pomóc to spróbuję wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii.
***
- Jim? Co ty tutaj robisz? – zapytał Nick, patrząc na osobę stojącą przed drzwiami.
- Przyszedłem porozmawiać. Mogę wejść?
- Jasne. Zapraszam – przesunął się, by przepuścić chłopaka w drzwiach. Zaprowadził go do salonu, a gdy już się tam znaleźli zapytał:
- Chciałbyś coś do picia? Herbatę, kawę?
- Nie, dziękuję. Chcę tylko porozmawiać.
- Dobrze. Może siądziemy?
- Wolałbym stać.
Nick popatrzył na niego zdziwiony. Jim aż emanował złością. Tylko skąd ona się wzięła i dlaczego patrzył na Nicka jakby chciał go zamordować?
- Może zapytam prosto z mostu. Rozmawiałeś w ciągu tych dwóch tygodni z Sophie?
- Nie.- A dlaczego? Znalazłeś sobie lepszą? Sophie ci się znudziła? Lubisz się bawić jej uczuciami?
- Oczywiście, że nie – odpowiedział wzburzony. – Prawda jest całkowicie inna.
- A możesz zdradzić jaka? – Jim prychnął. – Dlaczego tak się zmieniłeś? Kiedyś dzwoniłeś, pisałeś z nią codziennie. A teraz co? Nie brakuje ci tego?
- Brakuje ale ona jest.... – stwierdził, że chyba lepiej owinąć prawdę w kłamstwo tak, by nie dojrzeć jej w pełni. Tak było dla wszystkich lepiej. - Sophie jest skomplikowana, trudna, nie łatwo do niej dotrzeć.
- Wiec zamieniłeś ja na łatwiejszą? Wiesz, co? Jesteś płytki.
- Grace? Co się stało? Sophie co?! Już jadę.
- Co się stało Sophie? – zapytał Nick.
- Myślę, że to już nie jest twój problem – powiedział Jim i bez słowa ruszył do drzwi.
Dotarli do zamkniętych drzwi prowadzących do jej pokoju. Nick czuł się tak jakby jego życie miało zmienić się całkowicie po wejściu do tego pokoju. Wiedział jednak, że musi to zrobić. Jeśli coś jej się stało... Na pewno stało, ale jeśli to było coś poważnego... Musiał to zrobić. Przecisnął się pomiędzy Jimem a Grace i popchnął drzwi.
- E...
- Jesteś głupi, jeśli tak myślisz lub naczytałeś się za dużo fanfiction.
Jego dalsze wywody przerwał ostry dźwięk telefonu. Jim wyciągnął urządzenie z kieszeni i odebrał połączenie.
Rozłączył się i zaczął kierować w stronę wyjścia. Nick szybko podbiegł do niego i złapał za łokieć, zmuszając by tamten zatrzymał się i obrócił twarzą do niego.
***
- Grace! Co się stało?! – krzyknął rozemocjonowany Jim, przekroczywszy próg domu państwa Underwood.
- Nie wiem. Jej mama z nią jest i... A ty co tutaj robisz?! – krzyknęła oburzona, gdy zobaczyła Nicka wchodzącego do pomieszczenia.
- Przyjechałem zobaczyć co z Sophie.
- Ale ci się teraz zebrało. A tak bez okazji nie potrafiłeś się pojawić, co? Nie wiem, czy powinieneś się z nią widzieć.
- Ale co jej się stało? – zapytał Miles.
- Ach... Po prostu chodźcie.
Wszyscy razem zaczęli szybko wchodzić po schodach. Nick czuł wielki niepokój. Wiedział, że jego plan całkowicie spalił na panewce, ale kiedy usłyszał, że coś się stało Sophie... Po prostu coś w nim pękło, a przez powstałą dziurę wylewały się morza poczucia winy, niepokoju, lęku, a może i nawet paniki. Wiedział, że to uczucie potęgowała tęsknota. Chciał z tą dziewczyną spotykać się każdego dnia. Chciał by było tak jak w wakacje, ale wiedział, że to niemożliwe. Nie teraz. Nie po tych wszystkich zmianach, które zaszły.
Na początku wydawało mu się, że pokój jest pusty. Było całkowicie cicho. Nic nie zakłócało spokoju. Wydawało się, że pokój został całkowicie odcięty od świata. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że jedynym meblem, które nie wygląda normalnie było łóżko. To co na nim zobaczył sprawiło, że zakręciło mu się w głowie, a nogi zdrętwiały. Myślał, że zaraz upadnie, więc dotknął dłonią ściany i oparł się o nią, by utrzymać równowagę i utrzymać się w pionie.
Zebrał w sobie wszystkie siły i wyprostował się odchylając ramiona do tyłu. Podszedł do legowiska i spojrzał na scenę rozgrywającą się przed jego oczami. Na fotelu siedziała pani Underwood. Była tak skupiona na przyciskaniu zimnego okładu do czoła córki, że możliwe, iż nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł. Drugą ręką odgarniała włosy Sophie z twarzy, tym samym ją głaszcząc.
A Sophia... Leżała z zamkniętymi oczami. Nie ruszała się. Jej twarz była blada jak niepokryte farbami płótno. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo. Nogi leżały oparte o wysoki stos poduszek.
Chłopak poczuł powiew bardzo zimnego powietrza. Odwrócił wzrok i zobaczył, że jedno z okien jest otwarte na oścież, pozwalając by mroźny wiatr przedostał się do środka pomieszczenia.
- Mamo – Nick podskoczył na dźwięk głosu dziewczyny. Był dziwnie słaby i łamliwy. Co się stało? – Już mi lepiej.
- Jesteś pewna skarbie?
- Tak – dziewczyna oparła się na łokciach i podniosła do pozycji siedzącej. Odgarnęła włosy, które podczas tego ruchu spłynęły na jej twarz i otworzyła oczy.
- Słonko ile razy ci mówiłam, że masz nie robić takich rzeczy?
- Przepraszam mamo, ja tylko musiałam spróbować, mimo że nie powinnam była.
- Ach... Mam tylko nadzieję, że ten wyczyn cię czegoś nauczył.
- Tak.
- Gdzie ona jest? – do pokoju wbiegł Luc i wskoczył na łóżko, przytulając swoją siostrę z całej siły do piersi. – Coś ty narobiła? Nic ci nie jest? Jak ja się o ciebie martwiłem. – po chwili do pokoju wbiegł także pan Underwood, rzucając torbę sportową syna. Podbiegł do córki i także ją uścisnął. Po kilku sekundach całą trójką ściskali dziewczynę, jakby się bali, że im ucieknie i był to ostatni przytulas.
- Ej! Bo mnie udusicie – zaśmiała się. Puścili ją i nagle, jakby dopiero teraz przypomnieli sobie o ich istnieniu, spojrzeli na przyjaciół dziewczyny.
- To może zostawimy was samych – powiedziała pani Underwood i razem z mężem i synem wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Sophie spojrzała na przybyszów i zatrzymała swój wzrok na Nicku.
- Co wy tutaj robicie? – zapytała, chociaż Miles czuł, że było to skierowane tylko i wyłącznie do niego.
- Grace zadzwoniła do Jima, że coś ci się stało, a...
- A ta przybłęda przyjechała za mną – dokończył James.
- Co ci się stało? – zapytał Nick.
- Ćwiczyłam za dużo i wybrałam za ciężkie ćwiczenia. Za bardzo obciążyłam organizm.
- Co zrobiłaś?! – wykrzyknął Nick.
- Oj no, to nic strasznego.
- Jak to nic strasznego?! Ty siebie słyszysz?! Dla zdrowej osoby to problem, a co dopiero dla ciebie!
- Jakbyś nagle miał się mną zacząć przejmować – prychnęła.
- Cały czas się o ciebie martwię! – krzyknął.
- Dlaczego zaczęłaś ćwiczyć? – zapytał Jim, przerywając im.
- Chciałam schudnąć. Zaakceptować siebie. Zresztą, ciągle chcę.
- Ale musisz być ostrożniejsza.
- Po co chcesz się zmienić Sophie? – zapytała Grace. – Wyglądasz pięknie tak jak teraz.
- To wszystko twoja wina – Jim zwrócił się do Nicka.
- A niby dlaczego moja? – zdziwił się.
- Naprawdę tego nie widzisz? Codziennie widujesz się z Sophie, pokazujesz jej, że ci na niej zależy, zdobywasz jej zaufanie, co nie należy do łatwych rzeczy, a potem nagle zachowujesz się tak jakby cię znudziła i całkowicie zrywasz z nią kontakt! I do tego zamieniasz ją na dziewczynę, która wygląda jak wyrwana prosto z wybiegu! Nie zastanowiło cię jak twoje zachowanie wpłynie na twoją pierwsza znajomą?
- To nie jest wina Nicka – odezwała się Sophie. - Po prostu zrozumiałam jakie dziewczyny mają łatwiej w życiu i czego wymaga się od ich wyglądu. Muszę stać się szczupła. I to nie przez Nicka, ani nie dla niego. Chcę zaakceptować samą siebie. Zrozumiałam także, że jeśli kiedykolwiek znajdę chłopaka, a ciągle będę wyglądać tak jak teraz to szybko się mną znudzi i znajdzie sobie lepszą, łatwiejszą. Chłopcy przecież lubią łatwe, nieprawdaż? Po co być więc skomplikowanym? To tylko dodatkowy kłopot.
- Jim możemy porozmawiać na zewnątrz? – zapytała Grace.
- Jasne – odpowiedział chłopak i razem wyszli z pokoju.
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza.
- Sophie ja... Przepraszam, że tak zerwałem z tobą kontakt. Po prostu...
- Nic się nie stało. Nawet jakbyś chciał ze mną rozmawiać ja i tak nie odbierałabym telefonu.
- Dlaczego?
-Ponieważ widzę, że zamieniłeś mnie na Lily. Nie jestem zła. Nawet jestem wdzięczna. Uświadomiłeś mi, że każdy facet jest taki sam. Leci na łatwiznę.
- Nie to nieprawda...
- Co ty powiesz? Przecież widzisz we mnie tylko kłopoty, trudności. To jedyna moja cecha jaką zauważasz. Tylko wiesz, co? Człowiek to nie karykatura. On nie składa się tylko z jednej cechy. Ze mną jest tak samo, więc nie dziw się, że z każdym kolejnym spotkaniem wydaję się jeszcze bardziej popieprzona. Po prostu pokazywałam ci inne aspekty mnie, jednak ty zawsze widziałeś je tylko jako odmiany jednej i tej samej cechy.
Nick nie wiedział co ma odpowiedzieć. Swoim zachowaniem wprowadził ją w ogromny błąd. Był rozdwojony w sobie. Przecież właśnie mu o to chodziło. Pokazać jej, że znajomość z nim nie przyniesie niczego dobrego, ale teraz... Teraz gdy widział te wielkie oczy przepełnione bólem, który sam stworzył... Poczuł, że to zrobił było bardzo złe. I musiał to wszystko odkręcić.
- Wróciliśmy – oznajmiła Grace, wchodząc do pomieszczenia.
- I co ustaliliście?
- A to – dziewczyna pomachała im przed oczami kluczem.
- Skąd wzięłaś klucz do mojego pokoju?
- Twoi rodzice mi dali. Właśnie dostaliście karę całonocnego aresztu pokojowego. Od teraz do jutra rano będziecie zamknięci w tym pomieszczeniu. Łazienka też będzie zamknięta, więc tamtędy nie uciekniecie – dodała, gdy Sophie popatrzyła na drzwi, które prowadziły z jej pokoju właśnie do takiego. – Twoi rodzice wypuszczą was, gdy zjedzą śniadanie. W tym czasie proponowałabym wam wyjaśnić sobie wszystkie sprawy – pobiegła razem z Jimem do drzwi i szybko je zamknęła. Sophie podbiegła do wyjścia i zaczęła szarpać za klamkę.
- Naprawdę je zamknęli – stwierdziła.
- Nie masz gdzieś zapasowego?
- Niestety nie..
- Wygląda na to, że utknęliśmy.
- Ta... O cholera! – wykrzyknęła nagle.
- Co się stało?
- W tym pokoju stoi tylko jedno łóżko i jest tylko jedna pościel. Co oznacza... - przełknęła głośno ślinę.
- Że będziemy musieli spać w jednym łóżku – dokończył za nią.
- Nie no genialnie – warknęła i podeszła do szafki.
- Co robisz?
- Wyciągam pidżamę. Ty chyba będziesz musiał spać w tym co masz na sobie – po tych słowach weszła do łazienki i zamknęła drzwi za sobą.
Chłopak westchnął, a następnie ściągnął z siebie koszulkę i spodnie, zostając w białych bokserkach i skarpetkach tego samego koloru. Następnie złożył wszystko w kostkę i położył je na taborecie stojącym w kącie pokoju. Gdy odwracał się, jego uwagę przyciągnęła książka leżąca na stoliku nocnym. Jej tytuł brzmiał: „Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży"
- Ciekawe, czy to interesujące – powiedział cicho do siebie i zaczął czytać wstęp...
- Co ty robisz? – zapytała dziewczyna, wychodząc z parującej łazienki.
- E... Czytam?
- I jak ci się podoba?
- Nie zdenerwowałaś się za to, że wziąłem twoją własność bez pozwolenia?
- A chcesz? A do tego to nie do końca moja własność, gdyż wypożyczyłam ją z biblioteki – usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok siebie, by tam spoczął.
- Wiesz, co mnie najbardziej irytuje, czy też zadziwia w baśniach? – zapytała.
- Nie.
- To, że są takie nierealne. I nie mówię tutaj o magicznych stworach, ale o tym, ze wszyscy bohaterowie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia i za rok od ślubu rodzi im się dziecko. To takie nierzeczywiste. Dla mnie to wygląda tak jakby brali ślub, żeby mieć potomstwo.
- Tak od razu mają dzieci?
- Ja też tego nie rozumiem. Nie zawsze tak da się zrobić, a do tego nie każdy jest od razu na tyle dojrzały by mieć dzieci.
- To są bajki. W nich nie ma logiki.
- No cóż... Mogę ci zadać pytanie?
- Pewnie.
- Dlaczego nie oddzwoniłeś do mnie w ten dzień kiedy byliśmy wszyscy razem w kinie. Zawsze oddzwaniałeś.
- Dzwoniłaś do mnie?
- Tak. Jak mogłeś nie zauważyć?
- Czekaj, spojrzę na telefon.
Wyciągnął urządzenie i ustawił je tak, żeby Sophie widziała to co on. Zaczął przeglądać ostatnie połączenia przychodzące. Nigdzie nie było nieodebranego połączenia od Sophie. Pierwsze pojawiło się dopiero z października, a na te chłopak odpowiedział.
- Jak to możliwe, że twój telefon nie pokazuje, że do ciebie dzwoniłam?
- Nie wiem.
- Nie usunąłeś czasem tej informacji?
- Po co miałbym to zrobić?
- Żeby potem móc mieć wymówkę.
- Naprawdę myślisz, że byłbym do tego zdolny? Być tak kreatywnym?
- Przecież to tylko ja – powiedziała smutno.
- Przestań Sophie. Jesteś dla mnie bardzo ważna.
- Okazujesz to w dziwny sposób.
- Po prostu... Moje życie zmieniło się ostatnio i... Jest chyba jeszcze gorzej niż było i martwię się o ciebie.
- Więc pomagasz mi, raniąc mnie?
- Mniej więcej.
- Gdybyś powiedział prawdę, wyszłoby na to samo.
- Może masz rację.
- Więc...?
- Co?
- Powiesz co się zmieniło?
- Na razie chyba nie. Muszę to przemyśleć.
-Super – mruknęła. Nagle ciszę panującą w pokoju przeciął głośny grzmot i rozbłysk światła na ścianie. Dziewczyna gwałtownie obróciła się w stronę okna. Nick objął ją szczelnie i wyszeptał jej do ucha:
- Spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna. Nic ci nie grozi.
- Co ty odwalasz?! – zapytała zaskoczona Sophie, patrząc na niego jakby był obłąkany i wiercąc się w jego uścisku, próbując się wydostać. Chłopak puścił ją zaskoczony. Zdziwienie na jego twarzy było tak wielkie i widoczne, ze dziewczyna wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Myślisz, że boję się burzy?
- Nie boisz się burzy?
- Przestałeś kontaktować, czy co? Mam przeliterować? N- I -E B- O -J -Ę S- I- Ę B -U -R -Z -Y! Nie jesteś czasem chłopakiem, który tylko wygląda jak Nick? Tak jak Karol i Sydney wyglądali identycznie.
- Próbujesz porównać mnie do bohaterów" Opowieści o dwóch miastach"?
- Nie ja tylko daję przykład.
- „Opowieść o dwóch miastach" – powtórzył. – Przeczytałem ją jeszcze raz, ponieważ o niej rozmawialiśmy. Miałaś rację. Wcale nie jest bezsensowna. Jest w niej zbyt wiele rozpaczy.
- Rozpaczy?
- Dla Sydneya nie ma nadziei, prawda? On wie, że kocha Lucy, ale nie może pozwolić jej zbliżyć się do siebie, ponieważ wie, że to by ją tylko zniszczyło.
- Nie tak to pamiętam. Jego poświęcenie jest szlachetne.
- Tylko to mu pozostało – stwierdził Nick. – Pamiętasz, co Sydney powiedział Lucy? „Gdyby to było możliwe, by pani odwzajemniła miłość mężczyzny, którego widzi przed sobą, ów mężczyzna – zmarnowany z własnej woli i winy, znany pani pijanica bez czci i wiary – zdawałby sobie sprawę w godzinie niezmiernego szczęścia, że mógłby tylko przywieść panią do rozpaczy, ruiny i niedoli, że mógłby tylko skalać panią i okryć wstydem i pociągnąć na dno razem z sobą..."
Za oknem w ziemię uderzyła kolejna błyskawica, sprawiając, że noc zamieniła się na chwilę w dzień. Nick umilkł. Sophie oderwała od niego wzrok, a jej serce podskoczyło w piersi. Jak to możliwe, że mały fragment Dickensa zacytowany przez tego chłopaka sprawił, że jej nogi zamieniły się w galaretę, a głos uwiązł w gardle?
- Muszę przyznać, że dużo z niej zapamiętałeś.
- Dziękuję.
Zamilkli. Jeszcze nigdy tak często nie zapadały pomiędzy nimi tak niezręczne chwile ciszy. To było dziwne i niespodziewane.
- To może pójdziemy do łóżka? – zapytała.
- Co ty mi proponujesz – zaśmiał się. – Z tobą zawsze.
- Zboczony jak zawsze.
- Oj nie mów, że za tym nie tęskniłaś.
- Nie mówię.
Spojrzeli na siebie. To było spojrzenie, które sprawiło, że poczuli jakby stali się sobą nawzajem. W końcu potrząsnęli głowami, jakby chcieli wyrzucić swoje myśli z głowy i podeszli do łóżka. Sophie położyła się prawej stronie, a Nick po lewej.
- Ale to niezręczne – stwierdziła, patrząc w sufit.
- Tak – zaśmiał się.
Dziewczyna przewróciła się na lewy bok, by było jej wygodniej i gdy otworzyła oczy zorientowała się, że ich twarze dzieli kilka minimetrów. Oboje westchnęli ze zdziwienia w tym samym czasie. Nick delikatnie nakrył ich kołdrą i pogłaskał jej głowę.
- Ostrzegam, że lubię się rozpychać i owijać kołdrą w kokon – powiedziała.
-Będę walczył do samego końca – zaśmiał się cicho.
-Życzę powodzenia.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
***
Sophie jeszcze długo nie mogła zasnąć. Była zbyt świadoma ciała Nicka leżącego obok niej. Nagle poczuła, ze chłopak obraca się i przyciska swoją klatkę do jej pleców. Odgarnął jej włosy, tak by odsłonić ucho.
- Chciałbym, by wszystko było między nami tak jak jeszcze miesiąc temu, ale to nie takie proste. Przepraszam za wszystko co zrobiłem. Nie chciałem tego. Twoje zaufanie wobec mnie to jedna z najważniejszych rzeczy jakie mam – musnął ustami płatek jej ucha i przytulił ją do siebie. Wtuliła się w niego delikatnie i zasnęła utulona na najlepszej poduszce jaką kiedykolwiek miała.