Jonathan Carroll „Białe jabłka”
Sophie poczuła, że jej umysł powrócił do jej
ciała. Powoli zaczynały budzić sie w niej narządy zmysłu i równowagi. Pierwszym
co wyczuła było zimno. Jej ciało przeszedł gwałtowny dreszcz, a na rękach i
nogach pojawiła się gęsia skórka. Otworzyła oczy. Całe otoczenie spowijał całun
czerni i szarości. Dopiero po kilku sekundach jej oczy przyzwyczaiły się do
półmroku. Po chwili dostrzegła zarys mebli i pościeli, która okrywała jej
rozdygotane ciało. Okryła się nią mocniej, owijając ją dookoła siebie niczym
kokon.
Nagle usłyszała kroki. Dopiero po chwili
zorientowała się, że to musi być jej tata, który miał tego dnia poranną zmianę
i prawdopodobnie w tym momencie szykował sie do pracy. W takim wypadku była
czwarta rano.
Dziewczyna czuła się fatalnie. Była wyziębiona,
trzęsła się jak osika na wietrze, mimo że leżała pod naprawdę grubą kołdrą. Jej
głowa ważyła tonę.
Światło w korytarzu się zapaliło.
Zorientowała się, że tata idzie do łazienki. Próbowała go zawołać, powiedzieć
jak strasznie się czuje, ale z jej ust wydobył się tylko zachrypnięty dźwięk,
cichszy niż szept. Nie słyszał.
Stwierdziła, że spróbuje zasnąć. Udało się.
Wystarczyło, że wtuliła twarz w poduszkę, a jej umysł znowu porwał Morfeusz i zaprowadził na nieznane
wody snu....
***
-Nicholas!
Ruszaj dupę z wyra! Musimy zacząć się szykować! - Micheal usłyszał tylko stłumiony
jęk.
Nick
złapał za kołdrę i nakrył się nią. Micheal pochwycił drugi róg i pociągnął go.
Przyjaciel w odpowiedzi ujął swoją część i zaczął przyciągać na swoje ciało.
Wyglądało to pewnie na ludzką wersję psów przeciągających linę. Wreszcie Black
naciągnął ją z całej siły, tak samo jak Miles. Kiedy kołdra została napięta do
granic wytrzymałości, Nick puścił ją, a Micheal spadł z głośnym trzaskiem na
podłogę.
-
Dosyć tego! Nicholasie Miles, jeśli w tej chwili nie wstaniesz z łóżka to cały
świat zobaczy twoje bokserki w tańczące pingwiny!
Ukryty
pod pościelą chłopak, wychylił głowę spod kołdry i spojrzał na niego, oceniając
prawdopodobieństwo wykonania obietnicy.
-
Nie ośmielisz się.
-
Naprawdę tak myślisz? Czyżbyś zapomniał jak na urodzinach Evana wysłałem do Mii
jego zdjęcie zwracającego do muszli wielką, tęczową mieszankę shotów?
-
Ok, mówisz prawdę. O cholera, ty mówisz prawdę! - wykrzyknął i wyskoczył z
łóżka. - A tak w ogóle to dlaczego mnie obudziłeś? Nie dasz człowiekowi
spokojnie pospać?
-
Dałbym gdybyśmy nie mieli wywiadu dotyczącego nowej płyty, która na marginesie
wychodzi na rynek za tydzień, a jeszcze wcześniej masz nauki.
-
Kto był tak wielkim idiotą, by załatwić mi to domowe nauczanie?
-
Ehm... Ty? Sam chciałeś kontynuować naukę.
-
Po co mi to było?
-
Twój idiotyzm zbiera żniwa. Zbieraj się.
\-
Przynajmniej będę mądrzejszy od was.
-
Sra ta ta ta. Pomarz sobie szczylu.
-
Szczylu? Jesteś o rok ode mnie starszy.
-
Ale to jest całe dwanaście miesięcy.
-
A między twoją inteligencją, a moją jest cały wszechświat.
-
Czyli przyznajesz, że twój umysł jest na poziomie ewolucyjnym małpy?
-
Ale czy ja powiedziałem, że to ja jestem ten głupi? To nie ja zakochałem się we
własnym kumplu.
-
Błagam cię, to było chwilowe zamroczenie.
--
Sexysecretary czeka na swojego ogiera - powiedział Nick zalotnym tonem.
-
Idiota - mruknął Micheal i wyszedł z pokoju chłopaka zatrzaskując za sobą
drzwi.
***
Sophie obudziła się z okropnym bólem głowy.
Wszystko ją bolało, czuła się tak jakby podczas snu wyssano z niej całą
energię. Gdy przełknęła ślinę, jej gardło przeszył silny ból. Zwinęła się w kłębek,
ale to nic nie dało.
Nagle wszystko w żołądku przekręciło się o
sto osiemdziesiąt stopni. Poczuła jak wczorajsze jedzenie w jednej sekundzie
podchodzi jej pod gardło. Pędem zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki.
Ledwo zdążyła dobiec do muszli. Najbardziej nienawidziła tego, że wymiotowała
także nosem. Okropne uczucie.
Po chwili drzwi się otworzyły, a dziewczyna
poczuła ręce odgarniające włosy z jej twarzy i kojący uścisk na plecach.
Gdy tylko torsje minęły, oparła się o zimną,
pokrytą kafelkami ścianę i spojrzała na swoją rodzicielkę. Kobieta patrzyła na
nią z ogromnym niepokojem wypisanym na twarzy.
-
Kochanie jak się czujesz? Coś cię boli?
-
Głowa i gardło – zdołała powiedzieć.
-
Oj skarbie, chodź do sypialni, położysz się i zmierzę ci temperaturę.
Sophie pokiwała głową i z pomocą mamy
postawiła swoje zmęczone ciało do pionu. Ruszyła wolnym krokiem w stronę
sypialni rodziców. Jej ciało opadło bezwładnie na miękką pościel. Czuła się tak
jakby straciła połowę swojego ciężaru, ale równocześnie coś strasznie jej
ciążyło, nie pozwalając wstać. Jej umysł nie rozumiał tego co się wokół niego
działo. Był otumaniony lub po prostu zniknął, Chociaż nie stanowiło to w tamtej
chwili żadnej różnicy. Powieki dziewczyny były ciężkie jak sztabka ołowiu.
Chyba przyjęły na siebie ciężar całego ciała. Mimo wszystko Sophie nie
potrafiła zasnąć. Co chwilę przewracało jej się w żołądku, a trzewia zwijały w
supeł, zmuszając ją do ciągłego czuwania, czy aby czasem nie skończy znowu nad
muszlą w łazience. Zwinęła się w kłębek i wtuliła twarz w poduszkę, mając
nadzieję, ze to wszystko to tylko zły sen.
Usłyszała kroki na drewnianych panelach, a
po chwili w zasięgu wzroku pojawiła się jej mama z termometrem w ręce. Podeszła
do łóżka, a gdy chora siadła, podała go jej, a następnie pomogła ułożyć w
odpowiednim miejscu pod pachą.
Kiedy dziewczyna usłyszała charakterystyczne
pikanie, pani Underwood właśnie parzyła gorącą herbatę.
-
Mamo! – krzyknęła, gdy zrozumiała, co oznaczają cyferki na wyświetlaczu.
-
Pokaż – oznajmiła kobieta, przekroczywszy próg pokoju. Odstawiła kubek na
stolik i wzięła małe urządzenie do ręki.
-
Ponad trzydzieści osiem stopni – powiedziała zdumiona – Kochanie musimy iść do
lekarza.
-
Muszę? – jęknęła Sophie, czując jak jej ciało staje się coraz słabsze, a
okropne uczucie w brzuchu wraca. – Mamo, bo ja chyba zaraz…
Kobieta pobiegła do łazienki, a po kilku
sekundach podstawiła pod jej twarz miskę. Dziewczyna niestety nie miała czym
wymiotować, więc po prostu próbowała wyrzucić z żołądka to co mu przeszkadzało,
męcząc się z suchymi torsjami.
-
W takim wypadku jedziemy samochodem – oznajmiła kobieta.
***
Przed dotarciem do przychodni, Sophie
zwymiotowała jeszcze raz.
Na szczęście było mało pacjentów i dziewczyna
szybko została postawiona przed obliczem pani doktor.
Po krótkich oględzinach zapadła diagnoza:
angina. Na recepcie zostały zapisane leki, a także zastrzyki. Poprowadzono ją
do sąsiedniego pokoju, by pielęgniarka zaaplikowała prosto do jej tyłka
niezbędne do wyzdrowienia płyny.
„Nie
sądziłam, że w najbliższym czasie będą mnie waszerować lekami od strony mojego
zadka” – pomyślała, gdy igła przebiła skórę.
***
-
Mamo przepraszam cię – powiedziała dziewczyna, kierując się do swojego pokoju.
-
Przecież już mówiłam, że nic się nie stało.
-
A samochód jest brudny?
-
Na szczęście twoje wymioty spadły tylko na asfalt.
-
Dobrze, że akurat droga była pusta. Czy opróżnianie żołądka na środku drogi to
wykroczenie?
-
Wiesz, co? Aż tak dobrze nie znam przepisów. Ale to policjanci, nikt nie wie co
mogłoby im strzelić do głowy.
-
Mogłabym obejrzeć film?
-
Oczywiście. Powiedz jaki, a ja go załączę.
-
Hm… Madagaskar.
-
Dobrze.
Kilka minut później na monitorze pojawiły
się pierwsze sceny z filmu. Dziewczyna nie dotarła nawet do otrzymania tortu
urodzinowego, gdy poczuła, że jej powieki wbrew woli opadają. Nie chcąc męczyć
spętanego chorobą organizmu, wyłączyła komputer i zasnęła.
Obudziła się dwie godziny później. Jej mama,
która akurat poprawiała jej kołdrę, przysiadła na brzegu łóżka.
-
Jak się czujesz?
-
Źle… Ręka mi zdrętwiała.
-
To nią poruszaj.
Dziewczyna zaczęła machać kończyną na
wszystkie strony, ale co najdziwniejsze nie odzyskała w niej pełnego czucia, a
nawet przeciwnie coraz większa powierzchnia jej ciała drętwiała i to
zadziwiająco szybko.
-
Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona kobieta.
-
Ciało mi cierpnie.
-
Co to? – zapytała mama, przypatrując się jej ręce. Sophie zerknęła na nią i
zmartwiała. Całe ramie było opuchnięte i pokryte czerwonymi krostami.
-
Mamo to przechodzi na nogi.
-
Jedziemy do lekarza.
***
Na szczęście pani doktor, która przyjmowała
rano, nadal była w pracy. Przyjęła je od razu i spojrzała na ciągle napychające
ciało. Po przeczytaniu kilku zdań w książeczce zdrowia okazało się, że
dziewczyna była uczulona na lek, który dostał się do wnętrza jej ciała w
postaci zastrzyku, a ta wysypka i opuchlizna to reakcja obronna organizmu.
Szybko podano jej zastrzyk z preparatem odczulającym i wypisano skierowanie
nakazujący bezzwłoczne przyjęcie do szpitala.
W szpitalu wyszła na jaw, iż dziewczyna jest
mocno odwodniona, dlatego w kroplówce, oprócz leków, zaczęto podawać jej także
duże ilości płynów. I tak ze zwykłej błahostki powstał olbrzymi problem.
***
Po kilku godzinach badań i pobierania krwi,
Sophie nareszcie mogła zrobić to co było podstawą w szpitalu: odpocząć.
Zmartwiała, gdy zrozumiała, że nie przywiozła ze sobą żadnych książek, ale z
drugiej strony, kiedy miała je spakować? Nie było na to czasu.
Westchnęła i opadła na poduszki, układając
prawidłowo przewód łączący jej żyłę z kroplówką. Spojrzała na wpływające do jej
organizmu płynne lekarstwa oraz substancje nawadniające jej ciało, sprawiające,
że jej skóra znowu była jędrna, a nie sflaczała. Przeniosła wzrok wyżej i
zapatrzyła się na pojedyncze krople wpadające do rurki. Czuła się jak jedna z
pacjentek w popularnych serialach o lekarzach i ich życiu.
Ten powtarzający się cykl był dziwnie
hipnotyzujący…
***
-
A teraz przywitajmy gwiazdy dzisiejszego programu. Przed wami zespół This
Moment!
Cała publiczność zaczęła głośno krzyczeć i
piszczeć. Czterech, z pozoru niczym niewyróżniających się z tłumu chłopaków
weszło na scenę i zasiadło na długiej, czerwonej kanapie. Wiedzieli na jaki
temat zadadzą im pytania. Ludzie chcieli się dowiedzieć jak najwięcej o
piosenkach z nowej, jeszcze nie ukazanej światu płyty. Chcieli poznać chociaż
ociupinkę tajemnicy, co nie znaczyło, że ich marzenia się spełnią w takim
stopniu w jakim chcieli.
-
Witajcie chłopcy. Chyba wiecie, o czym chciałbym z wami porozmawiać?
-
O najnowszym filmiku z tańczącym kotkiem? – zapytał Nicholas.
-
Nie-e. Raczej o waszej najnowszej płycie.
-
Nie możemy zdradzić za dużo – powiedział Thomas, specjalnie przybierając
tajemniczą minę.
-
Oj no dajcie spokój. Nie torturujcie swoich fanów, a to znaczy także i mnie.
-
Głównym twórcą tekstów był Nicholas, co chyba nikogo nie dziwi. Z niektórymi mu
pomagaliśmy, inne pisał sam – zaczął opowiadać Evan, patrząc na dziennikarza. –
Nie jest to typowy pop, ani też nie rock. Chyba pomieszaliśmy wszystkie, albo
co najmniej większość gatunków muzycznych: soul, trochę indie oraz inne tworząc
coś naprawdę niesamowitego… W każdym razie tak nam się wydaje – dodał z
delikatnym uśmiechem, na widok którego cała żeńska część widowni westchnęła
zauroczona jego mimiką twarzy. Nicholas uśmiechnął się w myślach. Nieważne, że
Evan miał dziewczynę. Nieważne, że byli ze sobą już dwa lata. To wszystko było
nieważne, ponieważ mimo wszystko fanki nadal głośno wzdychały na jego widok i
wyobrażały sobie ich przyszły ślub.
-
Ile nagraliście piosenek?
-
Piętnaście – odpowiedział Thomas.
-
Powiedzcie jak się nazywa płyta.
-
„Power is within us” – powiedział Micheal.
-
Dlaczego właśnie taka nazwa?
-
Dajesz Nicki. Ty lubisz tłumaczyć nasze postępowanie – Micky szturchnął go w
ramię.
-
Ehm… Chcieliśmy, aby tytuł był podsumowaniem wszystkich piosenek na nowej płycie.
Zaciekawił, ukazał tematykę utworów, które są o sile, która w nas tkwi, ale
często nie potrafimy jej dostrzec; o ludziach, którzy pomagają ją nam wydobyć
na światło dzienne; o tym jak dusze człowieka może zniszczyć brak wiary.
-
Poważne tematy – skomentował prowadzący.
-
Owszem, ale nasze piosenki zawsze odchodziły od normy, jeśli chodzi o tematy.
-
To prawda i może właśnie między innymi dlatego cały świat was uwielbia. –
powiedział mężczyzna z uśmiechem. – Słyszeliśmy, że termin rozpoczęcia waszej
nowej trasy koncertowej został przesunięty na początek stycznia. Powiedzcie:
jak się z tym czujecie?
-
Na początku byliśmy bardzo zaskoczeni tym co postanowiła wytwórnia, ponieważ,
nie ukrywajmy, mieliśmy już jakieś plany. Mia ma urodziny i chciałem spędzić z
nią ten ważny dzień, ale w tym czasie będziemy już koncertować; w lutym
przyjęcie powinien mieć Thomas, ale no cóż… Nie zawsze wszystko układa się po
naszej myśli i trzeba się z tym pogodzić – odpowiedział Evan, kończąc zdanie
cichym westchnieniem bezsilności.
-
Czy już nadaliście nazwę waszemu wypadowi w świat?
-
„The journey of our dreams” – teraz to Thomas zabrał głos.
-
Widzę, że wasze życie na najbliższe miesiące jest już zaplanowane i to nie do końca
przez was samych. Czy czasami was to nie męczy? Ta niemoc?
-
Może nie tyle męczy, co przytłacza. Inni także pracują. Wiedzą, o której mają
być w pracy, jakie są ich obowiązki, o której wrócą do domu… My też pracujemy,
tylko że o wiele dłużej. Mieszkamy w autokarach, z daleka od domu., przyjaciół,
rodziny i to jest właśnie męczące. Po kilku miesiącach czasami mam dość
patrzenia na twarze moich przyjaciół przez cały czas. Niekiedy mam taki dzień,
w którym chciałbym po prostu wyjść na dwór i iść w dalekie i ciche miejsce, ale
się nie da, bo ktoś kiedyś tam stwierdził, że właśnie w tym momencie mam
śpiewać partie chóru w piosence lub mam tysięczną z kolei próbę przed
koncertem. Są dni, kiedy chciałbym pójść do rodziców i obejrzeć z nimi film,
porozmawiać jak było w szkole, opowiedzieć co mnie trapi. A potem kiedy już
trzymam rękę na klamce orientuję się, że nie wyjdę na korytarz tylko na dwór na
nieznaną ziemię. Przez kamerkę video nie poczujesz takiej bliskości jaką
czujesz, gdy masz tą osobę obok siebie. Wiele ludzi chciałoby być na naszym
miejscu, my sami przecież też chcieliśmy tak żyć kilka lat temu, ale żadna z
osób, która nie doświadczyła takiego życia nie zna jego minusów, a kiedy będzie
za późno zacznie żałować. Chociaż ja na razie cieszę się z tego co mam, a mój
sposób życia traktuję jako cenę za to wszystko, tak jak lekarze, którzy ratują
życia kosztem ich własnego, a my robimy coś podobnego. Ratujemy setki, może
nawet tysiące ludzi przed samotnością.
-
I oto właśnie Nicholas Miles: niszczyciel całego szczęścia na świecie –
skomentował Micheal.
-
To było po prostu szczere i prawdziwe Michealu – zbeształ przyjaciela Evan.
-
Ta-a.
-
Nick, wspominałeś o braku kontaktu z najbliższymi. Za kim będziesz tęsknił,
wyruszając w trasę?
-
Na pewno nie za tymi o to tutaj, ponieważ przyczepili się do mnie jak rzep do
psiego ogona… - całe studio zaśmiało się na jego słowa. – Na pewno za
rodzicami, siostrą, których i tak za rzadko widuję nawet, gdy jestem w kraju.
-
A może jeszcze za jakąś tajemniczą pięknością?
-
Jeśli próbuje pan tymi aluzjami zapytać mnie o ty, czy mam dziewczynę to moja
odpowiedź brzmi: nie. Nie jestem w związku.
-
Czyli ty i ta piękna tancerka, którą mogliśmy zobaczyć na nagraniu w programie
Jamesa Cordena nie jesteście parą?
-
Nie, oczywiście, że nie.
-
Dlaczego? Wydawaliście się zgrani i naprawdę zakochani.
-
Jak widać jesteśmy dobrymi aktorami.
-
Dlaczego nie chciałeś zostać jej chłopakiem?
-
Ona nie pasuje do mojego życia. Przy tak szybkim sposobie życia jaki prowadzę byłaby
tylko kulą u nogi. Nie potrafiłaby wtopić się w tłum, który mnie otacza, a to
mogłoby skończyć się źle dla nas wszystkich. Nie chciałbym jej skrzywdzić, ani
zranić albo zniszczyć jej życia sposobem w jaki ja funkcjonuję. Jest moją
przyjaciółką i nie czuję do niej nic więcej, a nawet gdyby jednak było coś
między nami, spróbowałbym to zniszczyć, by nie wciągnąć ją w to bagno w którym
często tkwię.
-
David, zabrakło prądu, kamerę szlag trafił. Do telewizorów trafił tylko
fragment wypowiedzi Nicholasa, ponieważ reszta nie została nagrana.
-
Kiedy można powrócić na wizję?
-
To było tylko chwilowe wyłączenie generatora. Wszystko w porządku.
-
Dziękuję. Widzicie, że nawet tutaj może być ciekawie.
-
Mam tylko pytanie. Czy wypowiedź Nicka może zostać źle odebrana? – zapytał Evan.
-
Myślę, że nie. Jeśli kamera zatrzymała się mniej więcej w połowie to wszystko
będzie dobrze. – odpowiedział. – Gotowi? – gdy pokiwali twierdząco głową,
spojrzał prosto w kamerę. – I za trzy, dwie, jedną…
Niestety
kamera nie przestała kręcić w połowie wypowiedzi.
***
„Ona
nie pasuje do mojego życia. Przy tak szybkim sposobie życia jaki prowadzę byłaby
tylko kulą u nogi. Nie potrafiłaby wtopić się w tłum, który mnie otacza, a to
mogłoby skończyć się źle dla nas wszystkich.”
Kiedy tylko Sophie usłyszała te słowa w
szpitalnym telewizorze, wyłączyła go i rzuciła się na poduszkę. Wtuliła w nią
twarz. Poczuła, że jej oczy zapełniają się łzami, a ich nadmiar spływa po jej gorących
policzkach. Nawet nie wiedziała co było powodem ich pojawienia się. Może za
bardzo się tym wszystkich przejmowała? Przecież to były tylko słowa… Słowa,
które zabolały bardziej niż uderzenie w twarz. Ale dlaczego tak bolały, a ich
posmak był taki gorzki? Przecież to tylko Nick, chłopak jak każdy.
Ale nie każdy
potrafi cię rozśmieszyć. Nie każdy chłopak jest ci tak bliski. To właśnie jego
chciałabyś zobaczyć. Czy, gdy codziennie rano pisze do ciebie „Dzień dobry
słoneczko J.
Jak się spało?” a na wieczór „Dobranoc. Kolorowych snów, aniołku J”
nie uśmiechasz się, a twoje serce nie przyśpiesza gwałtownie? On wcale nie jest
taki jak każdy i dobrze o tym wiesz, tylko nie chcesz się do tego przed samą
sobą przyznać.
-
Zamknij się! – krzyknęła i zaczęła szlochać. Może i ten irytujący głos w głowie
miał rację. Może Nick nie był jej obojętny. Jednak cały czas miała nadzieję, że
ona dla niego nie była byle kim. Najwyraźniej się myliła.
Nagle w jej głowie pojawiły się jej własne
słowa sprzed pięciu miesięcy.
„A
do tego po co miałby przychodzić? Zobaczył chore dzieci, poczuł litość i
przytulił pokrzywdzoną przez los nastolatkę i koniec. Zapomni o tym po miesiącu
i wróci do swojego normalnego życia.”
Wtedy
miała rację. Powinna była zerwać z nim kontakt na samym początku, a nie go
ciągnąć. Jej przyjaźń z Nickiem nie miała sensu od samego początku tylko nie
potrafiła tego dostrzec lub po prostu nie chciała. Teraz nareszcie to
zrozumiała i postanowiła, że drugi raz nie popełni tego samego błędu.
***
Jej
ciało i umysł przeszywała masa emocji, ale mimo to napisała wiersz w niecałe
piętnaście minut. I dopiero, gdy spojrzała na swoje „dzieło” zrozumiała
dlaczego nie pasuje do życia Nicka. Takie beztalencie jakim była ona nie miało
dla niego żadnego znaczenia. Los zaoferował mu całą masę talentów, które
chłopak wykorzystywał. Ją postawił na początku długiej drogi bez żadnego narzędzia.
Całkowicie samotną. Nawet wiersze były bez sensu i ohydne, ale mimo wszystko
ciągle je pisała, łudziła się, że w końcu jakaś praca ją zadowoli.
Zaczęła czytać to, co sama napisała:
Próbować
walczyć z uczuciem
Bliskoznacznym
z osamotnieniem.
Powszechne
jest jak kości słoniowe
Na
czarnym rynku; kule ogniowe
Biegają
we wnętrzu jak psy
Spuszczone
ze smyczy.
Głęboki
wdech nic tu nie pomoże,
Ani
wyjazd nad spokojne morze.
Obecność
kogoś żywego i ciepłego,
A
najważniejsze nieobojętnego
Ugasi
to co wskrzesił ktoś
Kogo
cechowała właśnie obojętność.*
Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że
kiedy była z Nickiem czuła jakby jednak była coś warta, jakby nie była totalnym
zerem. Czuła, że jest w stanie pokazać światu, że coś potrafi… Ale teraz… W tym
momencie wszystko wróciło. Cała ciemność, która ją męczyła, powróciła ze
zdwojoną siłą jakby przez ten cały czas ukrywała się gdzieś głęboko, rosnąc w
siłę i czekając na odpowiednią chwilę, by uderzyć ze zwiększoną mocą.
Usłyszała, że drzwi do jej pokoju otwierają
się. Do pomieszczenia wlało się światło z korytarza. Spojrzała na tajemnicze
postacie stojące w drzwiach. Na szczęście ich twarze były bardziej niż tylko
znajome.
W progu stała wysoka dziewczyna z brązowymi
włosami i minimalnie od niej wyższy blondyn.
-
Sophie, jak się czujesz? – zapytała Grace, siadając przy łóżku. Jim zasiadł po
drugiej stronie.
-
Jeśli chodzi o stan fizyczny to tak jakby mnie przejechano traktorem, ale jeśli
o moje emocje to tak jakby przejechano mnie kombajnem, potem zaprzęgiem,
uderzono młotem, a na koniec wrzucono w morze gnojówki.
-
Co się stało? – zapytał szczerze zaniepokojony Jim.
-
Dzisiaj chłopaki mieli kolejny wywiad – kiedy tylko to zdanie opuściło jej usta
z jej oczu popłynął kolejny potok łez jakby umysł i serce chciały przygotować się
na coś o wiele gorszego.
-
Dlaczego płaczesz? Hej, co się dzieje? – zapytała delikatnie Grace. Wymieniła zaniepokojone
spojrzenie z chłopakiem, a następnie znowu na chorą.
-
W pe-pewnym momencie pro-prowadzący zapytał Nicka za kim będzie tęsknił w
trasie, ale tak naprawdę chodziło mu tylko o to, by dowiedzieć się co mnie z
nim łączy. Kiedy okazało się, że nie jesteśmy razem, zapytał co go
powstrzymuje, a-a on na-nnn-na to, że do niego nie pasuję i byłabym tylko kulą u
no-nogi i że jego bliższa więź ze mną skończyłaby się bardzo źle dla
wszystkich.
Jim
spojrzał na Grace. Wiedział nad czym zastanawia się dziewczyna, gdyż dokładnie
takie same myśli zaprzątały mu głowę. Spodziewali się wszystkiego, ale takie
wytłumaczenie nawet im przez myśl nie przeszło.
-
Jesteś pewna, że dobrze zrozumiałaś? – zapytał delikatnie chłopak, nie chcąc
jej urazić.
-
Myślisz, że potrafiłabym źle zrozumieć takie słowa? – zapytała zapłakana.
-
Sądzę, że nie – odpowiedział, czując jak ostatni promień nadziei niknie w odmętach
ciemności.
-
Chodź tu do mnie – powiedziała Grace.
-
Chyba raczej do nas – poprawił ją Jim. Pochylili się do przodu i mocno ją uścisnęli. W tym momencie Sophie
zrozumiała, ze to właśnie ta dwójka była jej najlepszymi przyjaciółmi. To oni zostali
z nią i byli przy niej kiedy najbardziej tego potrzebowała. Tyle razy sparzyła
się na ufaniu niewłaściwym osobom i znowu to zrobiła. Nigdy się niczego nie nauczyła.
-
Chce mi się spać – powiedziała, ziewając.
-
To kładź się. Twój organizm potrzebuje wypoczynku – poradziła Grace.
-
Zostaniecie ze mną?
-
Będziemy z tobą dopóki nas stąd nie wyrzucą – powiedział chłopak z uśmiechem. Z
wahaniem odwzajemniła go i wtuliła w ich ciepłe ciała.
Nie wiedząc nawet kiedy, zasnęła z Grace po
jednej stronie, a Jimem po drugiej.
***
Wilhelm Smith stał w studiu i przypatrywał
się jak jego podopieczni wychodzą z sali konferencyjnej. Gdy tylko weszli do
pomieszczenia, w którym się znajdował rozdzwonił się telefon Nicholasa. Chłopak
wyciągnął telefon z kieszeni, a kiedy zobaczył kto dzwoni jego twarz
zmartwiała. Wstał i zaczął mówić do aparatu.
-
Grace co się…?
-
Co?! Jak to w szpitalu?
-
Dlaczego?
- Co
zrobiłem?!
- Nie,
to nie tak. Grace ja wszystko…
-
Muszę jej wszystko wyjaśnić.
-
Nie.
-
Dobrze.
Rozłączył się i schował urządzenie powrotem do
spodni.
-
Sophie jest w szpitalu – oznajmił.
-
Co?! – krzyknął cały skład zespołu.
-
Muszę do niej jechać. Oglądała wywiad i chyba w złym momencie kamera przestała
działać. Muszę jej wszystko wytłumaczyć. Mogę jechać? – zapytał, patrząc na
menedżera.
-
Możesz – odpowiedział Wilhelm. Nicholas rzucił na pożegnanie krótkie cześć i
wybiegł z pomieszczenia jak burza. Smith uśmiechnął się do siebie i odszedł na
bok. Wyciągnął telefon i wybrał numer. Po dwóch sygnałach w jego uchu
rozbrzmiał głos szefa wytwórni.
- Co
tam Wilhem?
- Mam
pomysł.
- Czy
poprzedni był dobry?
-
Całkowicie.
- Mów.
- Już
wiem jak sprawić, by ta cała sprawa z Sophie i Nickiem ucichła całkowicie –
powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.
* Nie
meczę Was tymi moimi wierszami?
Przepraszam, że rozdział taki słaby i tak
długo na niego czekaliście, ale byłam cały poprzedni tydzień w szpitalu i nie
miałam, kiedy go napisać, a do tego zrozumiałam, że to opowiadanie jest
naprawdę bezsensu, a jego autorka (czyli ja) nie ma za grosz talentu i powinna
sobie dać siana, ale zachowuje się dokładnie tak jak Sophie: „Ją postawił na
początku długiej drogi bez żadnego narzędzia. Całkowicie samotną. Nawet wiersze
były bez sensu i ohydne, ale mimo wszystko ciągle je pisała, łudziła się, że w
końcu jakaś praca ją zadowoli.”
Przepraszam, że nie daję Wam tego na co
liczycie :( Chciałabym szybko dodać nowy rozdział, ale wiem, że
to i tak bezsensu zważywszy na mój okropny styl pisarski i zero umiejętności