wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział XII

- A…! – krzyknęła przestraszona. – Nick ty idioto! – wrzasnęła i uderzyła chłopaka w ramię.
- Au! – pomasował obolałe miejsce.
- Kto idzie po Grace i Jima?
- Ja – oznajmił Micheal i ruszył w stronę toalet.
- Skąd wiedział…?
- Grace zauważyła nas jak się skradaliśmy. I tak zresztą wiedziała o wszystkim od wczoraj. Black do niej zadzwonił i opowiedział pokrótce co zamierzamy. Ustalili też gdzie się pojawimy i dokąd pójdzie razem Jimem.
- A gdzie Evan?
- Pojechał do Mii. Nie widzieli się już ponad dwa tygodnie i trochę za sobą tęsknią.
- Zauważyliście jedną rzecz?
- Jaką? – odezwał się po raz pierwszy Thomas.
- Micheal i Grace często ze sobą  rozmawiają, siedzą koło siebie, dzwonią wieczorami…
- Czy ty sugerujesz, że oni ten teges?
- Sama nie wiem. Może. Wy znacie Micheala. Jak zachowuje się kiedy chce poderwać dziewczynę?
- Chodźcie może trochę głębiej – zaproponował Thomas, rozglądając się na wszystkie strony.
- Tutaj jest już dobrze – powiedział Nick – Jak chyba wszyscy wiedzą nasz kochany przyjaciel jest typem podrywacza. Nie chodzi o to, że zabawia się kosztem dziewczyn. On je bardzo szanuje, ale one lgną do niego jak ćmy do światła, a on ich nie powstrzymuje. Najczęściej to one zabiegają o jego względy. Często te flirty odbywają się już utartymi drogami. Ale teraz on sam zaczyna się interesować Grace, a ona wcale mu się nie narzuca, więc może… może coś z tego będzie.
- Zgadzam się z Nickiem – oznajmił Thomas.
- A tak w ogóle to strasznie się cieszę, że was widzę – oznajmiła i przytuliła każdego serdecznie. Chłopcy wyściskali ją mocno, mierzwiąc przy okazji jej włosy.
- Hej! – krzyknęła z urazą i zaczęła układać swoje rozwalone na prawo i lewo fale.
- Ups – powiedzieli równocześnie z cwanymi uśmieszkami.
- Aj jakbym miała takiego lokaja, któremu mogłabym powiedzieć: Sorera o korosu i …
- Yes, my Lord* – usłyszała w odpowiedzi. Micheal, który pojawił się niewiadomo kiedy podbiegł do Thomasa i Nicka z głośnym „Kaczaaaaa, ayyyyaaaaa” i zaczął delikatnie uderzać ich wierzchem dłoni po karku. Tamci dwaj stali z osłupiałymi minami, parząc jeden na drugiego.
- Zadanie wykonane, panienko.
- Jak ty się tu… przecież przed chwilą ciebie… a… ty… my – jąkał się Thomas.
- Jestem kamerdynerem rodziny Unerwood. Byłoby hańbą nie potrafić czegoś tak elementarnego.**
- Widzę, że ktoś czytał „Kuroshitsuji”***. Już wiem dlaczego tak się zakolegowaliście – stwierdziła Sophie, patrząc na Micheala, a potem na Grace.
- To co robimy? – zapytał Jim.
- W środku widziałem stół do bilarda. Może zagramy? – zapytał Nick. Wszyscy pokiwali głowami, a potem złapali się za ręce w biegli wężykiem do odosobnionej sali.
- Micheal, czyta Kuroshitsuji – mruknęła Sophie do Grace.
- I co w związku z tym?
- Masz idealny temat na rozpoczęcie rozmowy – szepnęła z uśmiechem.
 
***
 
- Wystarczy, że ustawisz kij między dwoma palcami, wyciągniesz dłonie do przodu i uderzysz białą bilę pod takim katem, że odbije się od kolorowej, a tamta wleci do łuzy. Rozumiesz? – zapytał Nick.
- Tak – odpowiedziała Sophie. – Mogę spróbować sama?
- Lepiej jak teraz ci pomogę. Będziesz pewniejsza przy kolejnym podejściu.
- Dobrze. – odpowiedziała. Chłopak owinął mocniej rękę dookoła jej talii, a dłoń położył na jej nakierowując kij w stronę białej bili. Przesunął ramiona ich dwójki nieco do tyłu, a potem uderzył w kulę z większą siłą. Ta poleciała dokładnie tam, gdzie zaplanował i posłała fioletową koleżankę prosto do rogu stołu.
   Na początku grali wszyscy razem, chociaż Grace i Sophie raczej gadały, by tylko podejść strzelić i odejść powrotem. Tym dwóm szło gorzej niż źle. Underwood ustawiała się w złym miejscu, celowała do kuli, której nie dawało się wbić. Ale dziewczyna była uparta i nie słuchała wskazówek kolegi. Jednak Nick musiał przyznać, że ta jej niezdarność była urocza.
- Ale wam dobrze idzie. Może po prostu zostanę obserwatorem? – zapytała Sophie.
- Nie no co ty. Musisz się po prostu nauczyć. – pocieszył ją Miles, choć gdyby miał być szczery, nie wierzył w te słowa.
- Serio tak myślisz? – popatrzyła na niego pytająco tymi wielkimi, głębokimi oczami, którym nie mógł niczego odmówić.
- Oczywiście. – dziewczyna spojrzała w oczy przyjaciółce, a potem przyjacielowi i porozumieli się w czymś niemo. Czterech chłopaków stało jak kołki, zastanawiając się o czym to myślą.
- Mam pomysł – powiedział Jim. – Dobierzmy się w pary i zagrajmy jeden na jednego. Grace może być z Michealem, Sophie z Nickiem, więc ja z…
- Ze mną skarbeńku. – powiedział Thomas i zawiesił się na szyi blondyna.
   Najpierw grali Grace i Micheal. Dziewczyna była z góry skazana na porażkę, chociaż nie przegrała taką druzgocącą ilością punktów jakiej spodziewał się zobaczyć Nicholas. Może to dlatego, że Black dawał fory dziewczynie. Może ona naprawdę mu się podobała? Ach… kto go tam wiedział.
   Potem przyszedł czas na Jima i Thomasa. Ci grali miej więcej na tym samym poziomie. Ale byli tacy… słodcy? podczas grania. Nick nie umiał nazwać ich zachowania. Przepychali się jeden przed drugiego, śmiali głośno, rzucali włosy na oczy, ale nie robili tego żeby drugi przegrał tylko, by się zabawić. Można takie zachowanie nazwać słodkim? Udzieli mu ktoś odpowiedzi?
   Nareszcie do stołu podszedł on i jego przeciwniczka. Może było to wredne z jego strony, ale czuł, że wygrana przyjdzie mu z łatwością. Jednak w jej oczach widział dziwną pewność siebie. Jakby coś planowała. Chyba mu się przywidziało. Pierwsze dwie kolejki wygrywał. Sophie nie udało się trafić ani jednej kuli.
- Przestań się bawić. – powiedziała Grace.
- Yes, my Lord –odpowiedziała Underwood i skłoniła się przyjaciółce z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach. Bez słowa ustawiła odpowiednio kij i uderzyła w bilę tak, że posłała do łuz aż trzy kule. Nick przetarł oczy ze zdziwienia. Jak to możliwe, że udało jej się coś niemożliwego? Nawet on by czegoś takiego nie zrobił. Spojrzał na nią zdziwiony, a ta popatrzyła na niego z nieśmiałym, ale jednak dumnym uśmiechem.
- Demon ze mnie, nie dziewczyna **** - odparła i pokazała mu skinieniem głowy, by wykonał swój ruch. Spiął się w sobie i uderzył. Zielona bila wleciała idealnie w wyznaczone wcześniej przez niego miejsce.
   Walka była bardzo wyrównana. Nick patrzył z niedowierzaniem jak ta niezdarna dziewczynka zmieniła się w prawdziwego potwora. Takiej jej wersji jeszcze nie znał i musiał przyznać, że w głębi duszy coraz bardziej zaczynał lubić tą Sophie.
   Thomas i Micheal kibicowali Nickowi, krzycząc by ratował honor, bo inaczej zrobią mu zdjęcie, gdy zaśnie.***** Nie wiedział o co im chodzi, a jego zdezorientowana mina jeszcze bardziej ich bawiła. Grace i Jim krzyczeli pokrzepiające słowa w stronę przyjaciółki, a ta odpowiadała im uśmiechami, nie odrywając wzroku od stołu, pewnie skanując otoczenie, obliczając prawdopodobieństwo zbicia każdej bili.
   Wreszcie na placu boju pozostały tylko dwie kule. Nadszedł ruch chłopaka. Wziął głęboki wdech i wymierzył w fioletową dziewczyneczkę. Poleciała prosto w stronę łuzy. Leci, leci, już prawie wpadła… I nic. Minimetry dzieliły ja od zniknięcia w czeluści stołu. Właśnie. Dzieliły. Sophie spojrzała na niego, a potem na ustawienie bil. Na stole została bila fioletowa i granatowa, a pomiędzy nimi biała. Niemożliwym było by trafić obie na raz. Jednak dziewczyna ustawiła się naprzeciwko granatowej i uderzyła. Biała bila odbiła się od niej i poleciała do fioletowej, śląc obydwie do równoległych łuz. Tym samym pojedynek dobiegł końca. Sophie wygrała.
- A… a…… ale jak…? – jąkał się przegrany.
- Myślałeś, że tak od razu pokażę, że umiem grać? Nie byłoby zabawy, gdybym od razu odkryła wszystkie karty, nieprawdaż? Takie rozgrywki idealnie przedstawiają stosunki ludzkie. Jeśli na samym początku znajomości pokażesz wszystkie karty, druga osoba szybko pozna cię na wylot i wykorzysta zdobytą wiedzę przeciwko tobie, gdy już jej się znudzisz. Jeśli natomiast zostawisz sobie as w rękawie, nie tylko zaskoczysz przeciwnika, ale na początku dasz mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie, której nigdy nie powinien był czuć. Sam czułeś wygraną w kieszeni, gdy usłyszałeś, że zagrasz z takim beztalenciem, prawda?
- No… tak – przyznał speszony.
- Dlatego warto mieć coś w zanadrzu, by zmylić tym przeciwnika i dać sobie samemu większe pole do popisu. Tworzysz sobie azyl i bezpieczeństwo, którego żadna osoba oprócz ciebie samego nie może stworzyć.    To co teraz robimy? – zapytała na powrót normalnym głosem.
- Robert poprosił nas byśmy przyszli do jego biura i zabrali waszą trójkę ze sobą. Czy chcecie z nami iść? – zapytał Micheal.
- Dobrze, że pytasz. – odparła Grace – Osobiście nie mam planów. A wy?
- Nauczyłam się wszystkiego wcześniej, więc czemu by nie? – odpowiedziała Sophie. Jim pokiwał głową ochoczo. Zapłaciwszy za napoje, które wypili podczas gry, wyszli i skierowali się do samochodów stojących na parkingu.
 
***
 
   W czarnym samochodzie z przyciemnianymi tylnymi oknami siedziała pewna postać i z uwagą śledziła grupkę młodych ludzi wychodzących z kręgielni znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy. Z uwagą przyglądała się nieznanej trójce młodzieży kroczącej obok czterech najbardziej znanych chłopaków na świecie. Co chwile słychać było ciche dźwięki wydawane przez urządzenie, które trzymała w dłoniach.
   Gdy zniknęli jej z oczu schowała ustrojstwo do torby, a okulary przeciwsłoneczne założyła na głowę. Wyciągnęła telefon i wpisała rząd cyfr. Po jednym sygnale usłyszała męski głos:
- Masz?
- Tak. Zaraz ruszam do pana.
- Liczę na coś co mnie zaskoczy.
- Może być pan tego pewien. – rozłączyła się i przekręciła kluczyk w stacyjce, budząc tym samym auto do życia.
   Kiedy włączała się do ruchu na jej ustach majaczył pełen zadowolenia uśmiech.
 
***
 
- Jak miło was widzieć – oznajmił Robert od progu. Jego biuro znajdowało się na ostatnim piętrze jednego z najwyższych budynków Londynu, w samym sercu City. – Rozgośćcie się – wskazał im łososiową kanapę. „To będzie cud, jeśli zmieścimy się na niej wszyscy” – pomyślała Sophie. Jednak mimo jej obaw cała siódemka zasiadła w niej. Było trochę ciasno, ale każdy miał skraweczek wygodnego mebla dla siebie.
- Żeby nie przedłużać. Dzwonili do mnie kierownicy „The Late late show with James Corden” i zaprosili was byście porozmawiali z Jamesem o waszej dopiero co zakończonej trasie i nadchodzącej nowej płycie.
- A po co tutaj my? – zapytał Jim zresztą całkiem rozsądnie.
- Już tłumaczę. Przed każdym wywiadem James tworzy z zaproszonymi śmieszny film, który potem emitowany jest na samym początku spotkania. Tym razem zapytano, czy moglibyście zaprosić znajomych , ponieważ to co dla was przygotowali wymaga większej liczby osób. I co sadzicie?
   Chłopcy spojrzeli na siebie i patrzyli tak cicho jak zaklęci, rozmawiając bez słów.
- This Moment się zgadza – oznajmił Thomas.
- Świetnie. Sophie, Grace, Jim? Chcielibyście pojawić się na kilka minut w telewizji?
- Nie – powiedziała stanowczo Underwood.
- Dlaczego Sophie? – zapytała Grace.
- Nie zamierzam zostać pośmiewiskiem całego kraju i osób, które zobaczą link z nagraniem na waszym twitterze.
- Dlaczego miałabyś nim zostać? – zapytał Robert.
- Nie nadaję się na osobę medialną. Nie jestem jak inne popularne dziewczyny i…
- I właśnie dlatego powinnaś się tam pojawić.
- Ale…
- Żadnego „ale”. Odpowiedz tylko na jedno pytanie: Gdyby nie to, że różnisz się od innych znanych postaci, poszłabyś?
- No… tak.
- Więc pójdziesz. Bez gadania. Widzimy się jutro, w Royal National Theatre.
 
***
 
- Niiiiickkkkk!!!!!
- No dajesz Sophie, mocniej!!
- Już nie mogę!
- Nie chcesz mnie zadowolić?
- Ale to jest gorset, do cholery! Myślisz, że tonie boli jak ci organy podjeżdżają do gardła?
- Jakoś we wcześniejszych czasach damy nosiły gorsety i żadnej nic się takiego nie przytrafiło.
- Rozumiem, że chcesz bym była pierwsza w historii?
- No nie marudź już. Skończyłem. Popatrz na siebie.
   Underwood zerknęła na odbicie katem oka, a potem zaczęła wpatrywać się w nie z niedowierzaniem. Jej ciało zakrywała piękna chabrowa suknia, otulając jej talię, a od bioder rozkloszowując się fałdami materiału, ciągnącego się za jej stopami. Dłonie zakrywały jedwabne rękawiczki. Na szyję, a następnie dekolt spływały loki ułożone w koafiurę. Usta pomalowane zostały delikatnie różową pomadką, a łuki brwi podkreślone, rzęsy były zakręcone i przyciemnione, twarz bledsza. Lawendowa półmaska podkreślała kości policzkowe, dzięki niej oczy wydawały się wyrazistsze. Sophie wyglądała jak typowa XIX – wieczna dama.
- Damo mego serca spotkajmy się przy powozie, gdy zegar wybije dwudziestą – powiedział wolno, niskim głosem.
- I uważaj, Soph, żeby nie zemdleć na mój widok. – dopowiedział, odwracając się.
   Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się kącikami ust i skinęła głową nieznacznie. Chłopak wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nastolatka westchnęła, a po chwili złapała się za piersi, gdy uderzyły o nieustępliwy materiał. Przypomniała sobie jak w wieku piętnastu lat robiła projekt do szkoły na temat życia społeczeństwa w Wielkiej Brytanii za czasów panowania królowej Wiktorii, a na sobie miała turkusową suknię jaką nosiło się w pozytywizmie.
   Teraz, dwa lata po tamtych wydarzeniach, znowu miała na sobie taki ubiór. Mimo, że gorset nie pozwalał jej wykonywać głębszych wdechów, a materiał nie przepuszczał powietrza, czuła się w takim stroju jak ryba w wodzie. Podczas chodzenia rąbek sukni przyjemnie owijał się dookoła jej stóp, a pantofelki wydawały przyjemny stukot podczas stąpania po panelach. Loki łaskotały ja w kark, przydając jej twarzy aury tajemniczości, a równocześnie niewinności. Usiadła na fotelu, wpatrując się w sufit. Ozdabiały go przepiękne malowidła, a na jego środku wisiał olbrzymi, złoty żyrandol, którego blask rozświetlał całe pomieszczenie, rozszczepiając się po drodze na miliardy mniejszych światełek, które nakładały na ściany, obrazy, meble niebezpieczne, wręcz drapieżne cienie.
- Sooophieee! – krzyknęła Grace, wbiegając do pokoju. – To jest tortura!  Nie potrafię w tym chodzić! Gorset mnie uciska, pocę się jak świnia, a co chwilę stawiam buty na sukni i prawie za każdym razem się wywracam. Kiedy Robert poprosił nas o wzięcie udziału w filmie nie myślałam, że będą kazali ubrać nam się w to! – powiedziała, ciągnąc za materiał. – Ale komu ja to mówię. Założę się, że czujesz się w tych ciuchach jak w niebie, mam rację?
- No… tak.
- Pasowałabyś na taką damę. No tylko do klubów byś nie chodziła.
- I to jest jedyny minus tych czasów. No nie licząc mniejszej higieny. Nie umiem sobie wyobrazić brania kąpieli raz na kilka dni, jeszcze z myślą, że za cieniutkim, chińskim parawanem ktoś stoi. – Jednak Grace miała rację. Dziewczyna uwielbiała XIX wiek. Obyczaje, kulturę, maniery, modę. Jako jedna z niewielu dziewczyn jakie znała nosiła sukienki z własnej woli, w dni powszednie i z uśmiechem na ustach, nie sprawdzając czy przypadkiem gdzieś się materiał nie podwinął.
   Po chwili usłyszały szczęk otwieranych drzwi, a w nich pojawił się Robert z poważna miną stangreta.
- Powóz już czeka.
    Rzeczywiście tak było. Przed wejściem do budynku, w świetle księżyca majaczyła postać pięknego, majestatycznego, czarnego konia zaprzęgniętego do pojazdu. Robert, jak na prawdziwego woźnicę przystało, otworzył drzwiczki, wyciągnął z nich schodki i podawał dłoń dziewczętom, gdy zasiadały na ciepłych poduchach obitych jedwabiem.
    Powóz ruszył. Jednak podróż nie była tak przyjemna jak się mogło na początku wydawać. Koła podskakiwały przy każdej nierówności, a dziewczyny starały się wtedy schylać głowy, by nie uderzyć w niski dach. Mimo wszystko, Sophie czuła się jak Kopciuszek zmierzający na bal. Ciekawe, czy i ona znajdzie na nim swojego księcia z bajki.
    Kilkanaście minut później konie zwolniły, by stanąć na brukowanym podjeździe. Royal National Theatre przystrojony był jak na huczny bal. Robert pomógł dziewczynom wysiąść, a sam pojechał na parking specjalnie przystosowany do powozów.
- Widzę Micheala! – krzyknęła Grace szczęśliwa. Przyjaciółka spojrzała na nią rozbawiona. – No co? Chciał się ze mną tutaj spotkać.
- No nic, nic. Leć już do swojego księciunia – powiedziała ze śmiechem. Grace wystawiła jej język, a następnie pobiegła na tyły budynku, by spotkać się z machającym do niej Michealem.
- Wpadłaś po uszy Grace, tylko jeszcze niestety o tym nie wiesz.
- Panno Underwood jak miło panią widzieć. – głos, który rozległ się nad jej głową był lekki i w znajomy sposób przeciągał samogłoski, przyprawiając ją tym akcentem o dreszcze. Powoli odwróciła się i spojrzała na postać stojącą przed jej oczami. Kiedy patrzyła na siebie w lustrze uważała, że wygląda naprawdę ładnie. Za to Nick… Nick. Uprzedził ja, żeby nie mdlała na jego widok, a ona zaśmiała się na te słowa w głowie, ale teraz musiała przyznać, że w czarno – białym wieczorowym stroju wygląda lepiej niż sobie wyobrażała. Proste, klasyczne kolory podkreślały kanciastą perfekcję jego rysów. Ciemne, kręcone włosy opadały na czarną półmaskę, która podkreślała zieloną barwę jego dużych, głębokich oczu.
- Pana również, paniczu Miles – odpowiedziała i ujęła jego wyciągnięte ramie. Razem weszli po schodach, a następnie zostali zaproszeni do ogromnej sali wewnątrz budynku. Całe pomieszczenie przyozdobione było dziesiątkami kandelabrów i świec, które tworzyły aurę tajemniczości, a równocześnie przyciągały, by podejść bliżej. Zasłony powiewały na delikatnym wiaterku przebijającym się przez uchylone okna. Płomienie migotały. W napojach odbijał się blask świec. Cały pokój można było porównać do diabła, który kusi swoje przyszłe ofiary słodkimi słowami, równocześnie wciągając je w mrok. Musi zachowywać się tak bezszelestnie, by jego zdobycz nie zauważyła czającej się za nią bestii.
- Witam was moi kochani – powiedział mężczyzna ubrany tak jak inni chłopcy, czyli w strój wieczorowy i maskę. – Jak miło was poznać. Nie mogłem się doczekać tego spotkania – oznajmił i przytulił serdecznie Micheala, Nicka, Thomasa i Evana. – A te śliczne kobietki, to kto?
- I chłopak – dorzucił lekko zirytowany, ale też trochę rozbawiony Jim. Reszta się roześmiała.
- Oj no tak. Przepraszam.
- Spokojnie. Często mi się to zdarza.
- Panie Corden dlaczego…?
- James. Mów mi James.
- Dobrze… ehm… James. Dlaczego mieliśmy się tutaj spotkać? Co zamierzasz?
- Postanowiłem, że urządzimy sobie taki mały bal, ale najpierw nauczę was tańczyć kadryla, a potem walca, dobrze? To wszystko zostanie nagrane i powstanie śmieszny filmik, zgadzacie się?
- Tak, pewnie – oznajmili zgodnie.
- Muszę was ustawić. Hm… Jim zatańczy z Sophie, Evan z Grace, Micheal z Mią, a chłopcy… no cóż… zatańczymy we troje.
- Ale, że walca?
- Tak.
- We troje?
- Tak – powtórzył spokojnie.
- Będzie ciekawie – powiedział Nick.
- Oj, nie dąsaj się. Będzie śmiesznie – próbował pocieszyć go Thomas.
 
***
 
- Już się nie mogę doczekać, by zobaczyć jak wygląda nagranie – Powiedział rozanielony Thomas.
  Całą czwórką siedzieli właśnie w studiu „The late late show”, czekając na rozpoczęcie.
- Wchodzimy na antenę za trzy dwie, jedną…
- Witam w naszym programie. Są dzisiaj ze mną Thomas Brick, Nicholas Miles, Micheal Black i Evan Cameron czyli członkowie doskonale wam znanego This Moment. Zanim zaczniemy rozmowę mamy dla was małą niespodziankę. Oto film, który wspólnie nagraliśmy. Popatrzcie.
Na ścianie pojawił się ekran, a na nim twarz ich ósemki.
- Witamy na próbach do zatańczenia walca angielskiego – wyszeptał James z nagrania. Widok przeskoczył na nieudolnie tańczącego Jima, który stąpał na nogi biednej Sophie.
- Jim podnieśże te nogi! To nie boli! Micheal dłuższe kroki! Mia nie wybiegaj tak do przodu nikt cię nie goni! Nie no ja tu osiwieję zanim skończymy. Proszę ustawcie się w dwurzędzie. A teraz wykonajcie krótki test na zaufanie. Nick no i jak ma Thomas z tobą tańczyć skoro nie umiesz go złapać?!
- Ale on jest ciężki – jęknął Miles.
- Bądź mężczyzną. – złajał go Corden - Ustawcie się na środku. Grace co tak trzymasz tą kieckę? Puść ją wolno, ona ma powiewać wolno jak ptak.
- Ale ten ptak dziobie mi nogi.
- Ale jęczycie. Bez pracy nie ma kołaczy. Już, już, już. Do roboty, do roboty.
Trzy bite, meczące godziny później
- Dobrze, dobrze. Teraz obrót! Tak, tak. Zamiana partnerek! Micheal co ty robisz?! Przecież miałeś teraz tańczyć z Sophie! Sophie dotańcz do Nicka i już bądźcie we dwoje. Cudownie! Oj jejku… Patrzcie jak Sophie tańczy z Nickiem!
    Teraz też całą czwórka patrzyli jak ci dwoje ze sobą współgrali. Tylko u nich można było dostrzec emocje przepływające strumieniami pomiędzy ich ciałami. Ich taniec był delikatny, powiewny jak zefirek. Czuć było w nim miłość, pasję, lekką nieśmiałość. Te lekko zakręcające się nogi, opady i znowu podchodzenie do góry. Przechylenia, wygięcia i zatrzymania. To była magia w każdym calu.       Po prostu do siebie pasowali. Nie można było tego nie zauważyć. Wyglądali jak zakochana para, która wszystkim chce pokazać swoje uczucie. Albo byli bardzo dobrymi aktorami, albo naprawdę coś do siebie czuli, tylko nie chcieli się ujawnić.
- Toż to cudo. Jejuniu. Mistrzostwo na całej linii.
 
Kolejną godzinę później
 
- A o to przedstawiam państwu bal maskowy z udziałem This Moment i ich przyjaciół!
   Na sali pojawiły się cztery pary. Jednak Nick tańczył od początku z Sophie, a Thomas trafił do Jima. Na szczęście nie musieli tańczyć w trójkę. James stał z boku i pilnował, by tańczyli w rytmie i by nie pomylili kroków. Wszyscy wirowali w równym rytmie. Suknie powiewały, pantofle stukały… A atmosfera była coraz bardziej wyrazista. Chłopcy pokazali grację, o której nigdy by siebie ni posądzali, a dziewczęta delikatność, powiewność, nie zawsze u nich widoczną. Thomas patrzył jak tańczył z Jimem i przypomniał sobie to uczucie podczas prób. Było tak dziwne, ale zarazem przyjemne. Nie umiał jednak go opisać.
  Taniec naprawdę im wyszedł. Brick był dumny z całego serca z całej ósemki.
- I jak? Podobało się? Piszcie na twitterze wasze pytania lub opinie, a my na wszystko postaramy się odpowiedzieć. O… mamy już pierwsze pytanie. @Samyloveronnie pyta: „Kim jest dziewczyna, z którą tańczył Nick? Wygląda jak profesjonalna tancerka.” Nick?
- To nie jest profesjonalna tancerka. – odpowiedział.
- Kolejne pytanie: „Dlaczego Thomas tańczył z chłopakiem? To było zabawne.” Może ja odpowiem. Było za mało dziewczyn, więc tańczyli razem. Nie mogłem zniszczyć ich marzeń. – powiedział z uśmiechem. – „Czyżby Nick miał dziewczynę? Wyglądają cudownie razem.”
- Dziękuję za komplement. Przekażę jej, jeśli tego nie ogląda.
- „Oglądam pacanie. Jak mogłabym nie zobaczyć mojego debiutu w TV? ;) ; „ Czy to była twoja partnerka?”
- Tak.
- „ Dlaczego nie odpowiadasz na pytania dotyczące tożsamości tej tancerki? Czyżby coś było na rzeczy?”
- Sophie to moja bardzo dobra koleżanka, mogę nawet powiedzieć przyjaciółka. Spędzamy ze sobą dużo czasu, naprawdę dobrze czujemy się w swoim towarzystwie.
- „Czy Sophie różni się czymś od innych dziewczyn, z którymi oficjalnie się tylko przyjaźnisz?”
- Sophie jest po prostu inna niż inne dziewczyny, które do tej pory spotkałem.
„O nie” – jęknął w myślach Thomas. Wiedział, że Milesowi chodzi o jej chorobę i kompleksy, ale reszta ich fanów i cały świat plotkarski mogli to odebrać całkowicie opacznie. I tego Brick zaczął się strasznie obawiać.  
***Manga, znana również pod tytułem „Black Butler”, czyli „Czarny Lokaj”, której autorką jest Yana Toboso. Od roku 2011 roku manga jest wydawana przez polskie wydawnictwo mangowe Waneko z podtytułem „Mroczny kamerdyner”. Akcja toczy się w Anglii w czasach wiktoriańskich (dokł. w 1888 roku). W londyńskiej posiadłości Phantomhive pracuje dość niezwykły lokaj imieniem Sebastian. Jego panem, a zarazem głową znakomitego rodu Phantomhive oraz właścicielem popularnej firmy zabawkarskiej jak i cukierniczej, jest dwunastoletni Ciel – cyniczny i niezwykle dojrzały jak na swój wiek chłopiec. Po stracie rodziców zawiera pakt, na mocy którego jego dusza zostaje sprzedana w zamian za służbę demona.
*”Yes my Lord” – słowa, które wypowiada Sebastian, gdy Ciel rozkazuje mu wykonać jakieś ważne zadanie, np. zabicie kogoś.
**Nawiązanie do powyższej mangi. W oryginale: „Jestem kamerdynerem rodziny Phantomhive. Byłoby hańbą nie potrafić czegoś tak elementarnego.” Są to słowa, które Sebastian bardzo często wypowiada, gdy zrobi coś nadludzkiego przy innych osobach.
****Oryginalnie „Demon ze mnie, nie kamerdyner.”
***** Powiązanie tym razem do anime na podstawie mangi. Ciel był w posiadaniu pewnego aparatu. Na zdjęciach razem z postacią, której robiło się zdjęcie pojawia się także najważniejsza dla niej osoba na świcie, ale taka która była martwa. Cielowi zrobiono zdjęcie takim aparatem, gdy spał.
Przepraszam, że tak długo nic nowego nie pisałam. Wiecie ostatnie tygodnie nauki, trzeba się było przyłożyć ;) Ale wiemy, że Nick jednak nie czytał tego samego co Sophie :) Rozdział się podobał? Bo ja jestem z niego zadowolona zwłaszcza, że wymysliałm nowy wątek, który trochę przyśpieszy akcję :P