środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział IX


„ Gniew to naj­mniej przy­dat­ne ze wszys­tkich uczuć.  Niszczy umysł i ra­ni serce.” 

Stephen King

 

 
   Nick powoli wybudzał się ze spokojnego snu bez żadnych obrazów. Zaczynał czuć fakturę pościeli, która go otaczała i ciepło materiału, z którego była zrobiona. Pragnął, by nie trzeba było jeszcze wstawać, móc wylegiwać się w łóżku cały dzień.
   Nagle usłyszał budzik, a to oznaczało, że musiał wstać i zacząć się szykować do wyjścia. Westchnął przeciągle i podniósł się wolno do pionu, pragnąc by okazało się, że jest 31 sierpień a nie 1 wrzesień. Niby dla niego to nic nie znaczyło. Nie chodził do szkoły, miał prywatne nauczanie, ale chciał wspierać Sophie w pierwszym dniu szkoły, mimo że był to jej drugi rok w liceum.
    Ciszę zburzył głośny dzwonek telefonu. Nick sięgnął po niego i, nie patrząc kto dzwoni, odebrał.
- Jak się ma mój ulubiony piosenkarz?
- Dominic czego ty chcesz?
- Może nie tym tonem, co? Pamiętaj, że jestem twoim wujkiem.
- Tak, tylko że jedynie o trzy lata starszym. A do tego nie masz za grosz siły autorytetu.
- E tam. Wczoraj dzwonił do mnie Robert.
- I czego chciał?
- Kręcimy teledysk do „Powerful” za dwa tygodnie w piątek.
- A gdzie?
- To jeszcze jest ustalane. Przecież ja i moja kamerka nie mogą pracować byle gdzie – zaśmiał się.
- Mówisz tak jakby to była wybranka twojego serca.
- Czekam na zezwolenie wzięcia ślubu z przedmiotem martwym, a następnego dnia będziesz mógł zobaczyć mnie w pięknym garniaku przysięgającego wierność i oddanie swojej kochance.
- Czytajmy kamerze. – powiedział z rozbawieniem w głosie Nick.
- A czy to czasem nie ty zamierzasz wziąć ślub z książką albo fikcyjną bohaterką?
- To nie to samo! – obruszył się.
- To jest dokładnie to samo, tylko że nie chcesz tego przyznać przed samym sobą.
- Co ty pieprzysz?
- Moją kamerkę o poranku.
- Z kim ja żyję?
- Z kim ja koegzystuję?
- To piękny przykład zdania retorycznego. Jest to wypowiedź, na którą nadawca nie oczekuje odpowiedzi. „Koegzystuje” jest to bardziej oficjalna wersja wyrazu żyć, przebywać – powiedział, udając nauczającego staruszka.
- Co ty pieprzysz?
- Sophie wieczorami.
- CO?!?! – wykrzyknął zdziwiony.
- Ha ha ha. Nabrałem cię idioto. To tylko moja koleżanka.
- I akurat tak wybrałeś ją przy okazji?
- Tak.
- Tra ta ta ta.
- Ty też? – westchnął - Dobra. Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż gadanie z tobą. Cześć
- Pozdrów Sophie – usłyszał za nim wyłączył rozmowę. Rzucił telefon na poduszki i podniósł się z jęknięciem, słysząc jak strzelają jego zdrętwiałe stawy. Zaczął powoli schodzić ze schodów, a następnie skierował się do kuchni, by przyrządzić sobie śniadanie.
   Spożywał w spokoju tosty francuskie, gdy jego wzrok zatrzymał się na zegarze wiszącym na ścianie. Wpatrywał się bez celu w wskazówki, ale gdy zorientował się jaką godzinę oznaczają… Szybko dokończył posiłek, a talerz wrzucił do zlewu. Wbiegł do łazienki, wyciągając z kubeczka szczoteczkę i nakładając na nią pastę. Mył zęby, równocześnie zrzucając z siebie t – shirt i zakładając na ramiona białą koszulę. Jego wzrok jak zwykle przyciągnął mały napis na jego lewym biodrze.. Rok wcześniej wytatuował sobie na nim zdanie It’s never too late to Każdy mógł sobie dopowiedzieć co chciał.
   Wciągał spodnie na nogi, a w tym samym czasie płukał gardło. A mówi się, że tylko kobiety potrafią robić kilka czynności jednocześnie. Powinien ogłosić to światu. Może pobije rekord Guinessa?
   Dziesięć minut później siedział już w samochodzie i wyjeżdżał z podjazdu, kierując się w stronę domu państwa Underwood…
- Dzień dobry – powitał go od progu Henry.
- Dzień dobry. Jest Sophie?
- Masz szczęście, że jej mama przetrzymuje ją w łazience.
- Przetrzymuje? Dlaczego…?
- Moja córka nie jest tam raczej z własnej woli.
- Acha – powiedział powoli, nie wiedząc do końca o co chodzi panu Underwood. Zaczął wchodzić po ciemnych schodach, a gdy dotarł na wyższe piętro zrozumiał dlaczego Sophie miała być w pomieszczeniu przetrzymywana. Z łazienki docierał do niego głos dziewczyny:
- Mamo przestań. Już wystarczy. Nie chcę! Naprawdę już starczy.
Gdy tylko usłyszał jej wzburzony głos, na jego twarzy zaczął formować się uśmiech. Już widział jej spojrzenie: zmarszczone brwi, i te wzburzone ciemnozielone albo nawet brązowe oczy. Powoli wszedł do łazienki, a tam zobaczył Sophie ścierającą coś gwałtownie z twarzy.

 
***

 
   Nick miał genialne wyczucie czasu. Zawsze wchodził w najmniej odpowiednim momencie. Sophie powinna była już wyjść pięć minut temu, no ale przecież jej mama nie wypuściłaby jej z domu w tak ważny dzień bez nałożenia tuszu na rzęsy. Bo według rodzicielki jej oczy wydawały się jeszcze większe i bardziej wyraziste. Ale jak to z jej mamą bywało już często: nie wiedziała co to umiar. A tu jeszcze róż na policzki, trochę brokatu pod oczy. Ohyda. Sophie nienawidziła makijażu. Swędziała ją od niego skóra, a do tego wyglądała w nim okropnie. Jeszcze brzydziej niż normalnie. Dlatego właśnie wychodziła z założenia, że to zwykła strata czasu, którego nigdy nie miała zbyt wiele. No ale cóż… jej mama tak nie sądziła.
    W związku z tym zamiast być w autobusie w drodze do szkoły siedziała w łazience przed lustrem i próbowała zetrzeć ze swojej twarzy brokat i róż, zostawiając już te nieszczęsne rzęsy pomalowane.
     Jak już Nick chciał przychodzić to nie mógł przyprowadzić swojego tyłka trochę później? Czy tak wiele wymagała? Najwyraźniej tak.
- Nareszcie – westchnęła z ulgą, gdy na jej twarzy nie było za grosz sztucznego zaróżowienia. – Hej.
- Hej – odpowiedział z uśmiechem.
- Wow jak ładnie wyglądasz – stwierdziła z uznaniem, lustrując go wzrokiem. Biała koszula i czarne spodnie od garnituru dodawały mu elegancji, ale chyba specjalnie krzywo założony krawat nadawał jego stylizacji lekko drapieżnego wyglądu. Uwydaczniały to jeszcze niesforne loki, tworzące artystyczny, ale równocześnie słodki nieład na jego głowie.
- Przestań. Ubierałem się, myjąc zęby.
- A to stąd ta fryzura. – powiedziała z uśmiechem.
- Co? – zapytał , przeglądając się w lustrze. – E tam. Gorzej jest po obudzeniu.
- Wyobrażam sobie.
- A ja sobie wyobrażam jak bardzo pragniesz mnie takiego zobaczyć – stwierdził zabawnie poruszając brwiami.
- Debil – powiedziała mimo woli się śmiejąc.
- A tak w ogóle to wyglądasz pięknie.
- Tylko tak mówisz.
- Nieprawda. Jeszcze tylko rękawiczki, powóz i możemy jechać na bal.
- My? A ty po co?
- Każda księżniczka potrzebuje swojego księcia, prawda? A ty wyglądasz jak prawdziwa królewna.
- Ty? Moim księciem? Wolne żarty.
    Jednak jego słowa sprawiły, że zaczęła się zastanawiać. Sophie spojrzała na siebie w lustrze, przyglądając się swojemu odbiciu. Hm… może Nick miał rację. Sukienka podkreślała jej wąską talię, a rozkloszowany dół, nie uwydatniał szerokich bioder charakterystycznych dla figury klepsydry, a wisiorek podkreślał długą szyję. Czyżby pomyślała, ze jest ładna?
    Nagle jej wzrok spoczął na skrawku odkrytych ud i kolanach. Jakie one są tłuste. Dlaczego jej nogi nie mogą być zgrabne?  A brzuch dlaczego jest taki wielki? Jeszcze ten tyłek. A włosy? Te cienkie włosy? O nie. Wcale nie była ładna. Była strasznie brzydka. Jak mogła nawet przez chwilę myśleć, że jest inaczej? A Nick… pewnie po prostu chciał być miły. Jak zwykle wszyscy kłamią.
- Muszę wziąć torebkę i możemy iść – oznajmiła chłodno, wychodząc szybkim krokiem z pomieszczenia, a Nick odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem.

 
***

    Sophie uwielbiała przebywać w samochodzie Milesa. Siedzenia były wygodniejsze niż jej łóżko. Ciekawe, czy pozwoliłby jej w nim nocować…?
- Nick naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? W mojej szkole jest pełno waszych fanek. Zlecą się jak szarańcza.
- Spokojnie. Jestem przyzwyczajony, chociaż dalej mnie te ich zachowania dziwią.
- Ale wtedy wzbudzisz sensację, a rozanielone dziewczyny i z tego co wiem też chłopcy odciągną mnie od ciebie i zanim się spostrzegę zostanę sama, a ty staniesz się głównym tematem wszystkich uczniów na najbliższe pół roku.
- Jeśli nie chcesz, żebym jechał wystarczy powiedzieć.
- Chcę, tylko że…
- Już rozumiem. Boisz, że przyćmię cię blaskiem mej chwały.
- Ta… A ja jestem czarną albinoską.
- Ciekawie nie powiem. – odpowiedział z uśmiechem, zerkając na nią przelotnie.
- Obiecaj mi jedno. Nie zapomnij o mnie dobrze?  Jak nie jesteś w stu procentach pewny to lepiej odstaw mnie pod szkołę i jedź do domu.
- Spokojnie. Damy radę.
- Skoro tak mówisz – powiedziała i zagłębiła głowę w oparciu fotela.
    Pod szkołę podjechali dwadzieścia minut przed oficjalnym apelem dyrektora. Samochodem jechało się miliard razy szybciej niż autobusem. Może Sophie zacznie oszczędzać na jakieś własne cztery kółka?
- Chodź zaprowadzę cię pod aulę.
- Nie musisz tego robić…
- Wiem. Ale chcę.
- Sophie! – na szyję rzuciła się jej najlepsza koleżanka z klasy Julie – Mam ci tyle do opowiedzenia. Tak dawno się nie widziałyśmy. Ale jesteś opalona. Gdzie byłaś? Ja…
- Julie chciałabym ci przedstawić Nicholasa Milesa. Nick to moja koleżanka z klasy Julie. – jedyną reakcją uczennicy było mruganie powiekami. Stała bez ruchu z lekko rozchylonymi ustami. No to się zacznie pomyślała Undewood, a zaraz po tym Julie zaczęła piszczeć.
- OMG to ty! Nicholas Miles! No nie wierzę! Mogę prosić o autograf? – kilka osób znajdujących się blisko Julie usłyszało jej słowa i zaczęło podchodzić bliżej. Nagle całą ich trójkę otoczyło chyba pół szkoły, przekrzykując jeden drugiego. Zaczęli się pchać, a Sophie… Sophie cóż po prostu pozwoliła im płynąć z prądem.
- Nick! – zawołała, próbując przekrzyczeć tłum. Ale jak jeden głos miał przebić setkę? Chłopak nawet się nie obrócił mimo że stała prawie obok niego. Był zbyt zajęty robieniem sobie selfie z fankami. Sophie przestała się pchać i po prostu pozwoliła, by ludzie sami wypchnęli ją z kręgu.
- A więc to tak – wyszeptała do siebie, widząc z każdą sekundą powiększający się tłum ludzi, a potem skierowała się powoli do szkoły, ostatni raz spoglądając na migające jej czarne loki, by zamknąć za sobą drzwi placówki i skierować się do pustej auli.

 
***

 
Był piątkowy wieczór, a Nick spędzał go przed telewizorem z pudełkiem lodów w ręce.
- Ja cie kręcę, chłopie. Wyglądasz jak dziewczyna ze złamanym sercem – powiedział Thomas, wchodząc do pokoju.
- Hej Tom. Tak ciebie też miło widzieć. – odpowiedział sarkastycznie.
- Nick, Thomas ma rację – poparł przyjaciela Micheal. – Co cie gryzie?
- Spytaj lepiej co zaszło miedzy nim a Sophie – powiedział Evan.
- Dlaczego myślisz, że ma to cos wspólnego z naszą zmiennoką dziewczynką? – zapytał Mike.
- Pamiętacie, kiedy pierwszy raz pocałowałem Miię, a potem nie wiedziałem co miedzy nami w końcu jest?
- Tak. Przez kilka dni nie wychodziłeś z domu zatapiając smutki w czekoladowych lodach… Nick pocałowałeś Underwood?! – zapytał Tom, podchodząc do przyjaciela gwałtownie.
- Powaliło cię?! Oczywiście, że nie. – obruszył się Nicholas, dalej wpatrując się w ekran telewizora.
- Powiesz wreszcie co cie trapi, czy mamy to z ciebie wyciągnąć do cholery?! – krzyknął Mike, wyłączając telewizor i stając naprzeciwko kolegi.
- Nic się nie stało. Tylko… - zamilkł.
- Tylko…? – pośpieszył go Evan.
- Tylko nie rozmawia ze mną od poniedziałku – powiedział smutno.
- Wiesz może dlaczego? – zapytał Thomas.
- Zielonego.
- W takim wypadku potrzebna będzie nam pomoc eksperta – stwierdził Evan i wyszedł z domu.

 
Wrócił po dwudziestu minutach, ale nie sam. Obok niego stała pewna dziewczyna. Miała na sobie jeansy, a na to narzucony jesienny płaszcz. Zawsze stanowili we dwoje trochę dziwną, ale jednak mimo wszystko, dobrana parę. On brunet o niebieskich oczach, a ona blondynka z czarnymi tęczówkami. Evan zawsze ubrany w ciemne barwy, a ona uwielbiała wszystkie kolory. On wysoki, a ona sięgała mu ledwo do klatki piersiowej.
- No to co ta za sytuacja niecierpiąca zwłoki? – zapytała zrzucając buty i wchodząc do salonu.
- Nick ma problem z dziewczyną.
- Nasz Nicki się zakochał? – zapytała.
- Nie, Sophie to tylko koleżanka.
- A to o nią chodzi – powiedziała i opadła na sofę.
- Skąd o niej wiesz?
- Evan mi opowiadał. Więc co z nią? Chociaż czekaj. Jak wygląda?
- Hm… Wysoka. Tak trochę ponad metr siedemdziesiąt. Falowane, gęste złoto – brązowe włosy, chociaż w słońcu przyjmują barwę rdzawo – rudą, czasami prawie ognistą. Szczupła, o wielkich oczach, których barwa zmienia się jak w kalejdoskopie. – mówił Nick, czując jakby miał dziewczyna tuż przy sobie. Mógł wyczuć lawendowy zapach jej włosów i miękkość skóry. Słyszał ten delikatny śmiech, czuł spojrzenie tych przenikliwych tęczówek na sobie.
- Ziemia do Nicka – Mia pstryknęła mu przed oczami z rozbawieniem. – Widzę, że ją lubisz. Więc co takiego zrobiłeś, że przestała z tobą rozmawiać?
- Ja zrobiłem? Ale to nie moja wina.
- Z doświadczenia wiem, a do tego jestem tej samej płci co ona, że mężczyźni często nie zdają sobie sprawy z tego, iż robią coś co może dziewczynę obrazić, zdenerwować lub zasmucić. Rozumieją, że to zrobili dopiero kiedy ktoś im to uświadomi.
- Ale ja nic…
- To może tak. Kiedy ją ostatnio widziałeś? Jaka to była sytuacja? Kto jeszcze razem z wami był? Jak Sophie się zachowywała?
- Zawiozłem ją do szkoły. Podbiegła do niej jej koleżanka z klasy, ale kiedy mnie rozpoznała poprosiła mnie o autograf. Jej słowa usłyszało kilka osób, zebrał się tłumek ludzi, prosząc o zdjęcie, podpis. Kiedy się rozeszli, jej nie było.
- Już wszystko wiem. Czy rozmawiałeś z nią w drodze do szkoły o jej obawach i czy obiecałeś, że jej nie zostawisz?
- No tak.
- A czy potem, gdy fani cię otoczyli zwróciłeś chociaż na nią malutką uwagę, nie wiem zerknąłeś, odezwałeś się?
- No nie…
- Nie no chłopie ty dalej nie widzisz swojego błędu? Nawet ja go widzę, a jestem uważany za tego od flirtu – powiedział Micheal.
- Złamałeś obietnice. Tą sytuację odczuła jakbyś miał ja tak naprawdę w głębokim poważaniu, a twoje słowo nie jest zbyt dużo ważne.
- Ale to fani miałem tak po prostu kazać im spadać?
- Nie. Może Sophie zareagowała zbyt pochopnie, ale pamiętaj jaka jest i że dopiero zaczyna poznawać twoje życie. Ale muszę przyznać, że gdybym na jej miejscu to tez czułabym się jakbyś mnie olał.
- Dzięki.
- Taka prawda.
- Musze ją przeprosić! – krzyknął – A wy może porobicie coś bardziej… twórczego, coś lepszego od siedzenia na kanapie?
- Sam tak robiłeś przez kilka godzin.
- Ale ja to ja. A do tego to mój dom – powiedział, wychodząc.
- To ja  spadam. Może w kinie będzie dzisiaj lecieć coś fajnego.
- Poczekaj. Pójdę z tobą. – po chwili za Thomasem i Michealem zamknęły się drzwi.
- Mam pomysł co może być bardziej twórcze – powiedział z cwanym uśmiechem Evan.
- Tak? A może podziałbyś się ze mną swoim pomysłem? – zapytała Mia, doskonale wiedząc co chodzi po głowie jej chłopakowi, a po chwili złączyli swoje usta w namiętnym pocałunku.

 
***

 
- Wyglądasz ślicznie – powiedziała mama Sophie, patrząc na swoją córkę w lustrze.
- Ta…  - odpowiedziała nastolatka niewyraźnie, patrząc na siebie krytycznie. Miała na sobie granatową sukienkę, a razem z mamą znajdowały się w przymierzalni w jednym ze sklepów znajdujących się w centrum handlowym. Jednak ona nie podzielała entuzjazmu swojej rodzicielki. Kobieta, widząc to, wyszła dając córce czas na przebranie się.
- Nie rozumiem dlaczego nie chciałaś nic kupić – narzekała Elenor, wracając do domu.
- Po prostu mi się nie podobało, rozumiesz?
- Tobie się nic nie podoba. Nienawidzę tego, wiesz? Nie cierpię tego twojego zachowania. Tego udawanie, że uważasz, iż we wszystkim ci brzydko. Tak cię nikt nie polubi. Zawsze będzie samotna tak jak teraz.
- Ale ja nie …
- Mówię do ciebie! To, że nikt cie nie lubi w klasie nie oznacza, że możesz tak się zachowywać.
- Ale mi się tylko nie…
- Tak, oczywiście! Zawsze nie podoba ci się to, w czym ty mi się podobasz!
- Ale mamo…
- Robisz mi na złość?! Nie dziwię się, że w żadnych konkursach nie zajmujesz miejsc skoro nawet sukienki nie umiesz wybrać! A do tego to są takie bzdety, że nawet nie mam siły ich czytać. To co piszesz i czytasz to zwykła strata czasu. Powinnaś częściej wychodzić zamiast wiecznie siedzieć przed monitorem skoro i tak nic dobrego nie umiesz stworzyć!
- Dlaczego jak wychodzę to oburzasz się, że nie spędzam czasu z wami, a jak pisze, to że wiecznie nic nie robię? Zdecyduj się.
- Jesteś idiotką. A do tego kłamczuchą. Niby kiedy tak mówię?
- Cały czas. I ty się dziwisz, że nie myślę o sobie dobrze, skoro rodzona matka mówi, że jedyna rzecz , która mi jako tako wychodzi to bzdety.
- Kiedy niby tak powiedziałam?
- Przed chwilą! Nie słyszałaś? Zacznij używać uszu do czegokolwiek. – powiedziała i zamknęła za sobą drzwi. Rzuciła się na łóżko i zaczęła cicho łkać w poduszkę. Czuła się taka samotna. Te ściany ją przytłaczały. Jedyne co było z nią to książki. Te ciężkie tomy zajmujące prawie połowę jej pokoju. To było jej wytchnienie, jej spokój i cisza. A mimo wszystko czuła niedosyt. To jej nie wystarczało. Potrzebowała kogoś realnego. Prawdziwej osoby, która przyszłaby i po prostu ją przytuliła. Po prostu była. Wspierała. Po prostu.
   Wyciągnęła kartkę i położyła się na łóżku, pisząc a łzy moczyły papier, rozmazując pojedyncze litery, ale tak jakby tworząc tekst bardziej prawdziwym, uczuciowym.

 
***

 
   Napisała wiersz w dwadzieścia minut. Leżał na biurku. Zwykła kartka, ale przykuwała uwagę. Coś w niej było niezwykłego, chociaż może była niezwykła tylko dla Sophie. Przecież to na niej znajdowały się wszystkie uczucia, emocje, ból i cierpienie. Jedna kartka, a tyle zawierała. Jeden świstek, a był tak ważny.
    Uniosła głowę, gdy do jej uszu dobiegł szmer głosów. Jeden należał do jej mamy, a drugi był… Co on tutaj robił? Naprawdę wyczucie czasu miał obłędne.
- Hej – powiedział cicho Nick, wchodząc do pokoju i zamykając cicho za sobą drzwi.
- Cześć – odpowiedziała.
- Tak straszliwie cie przepraszam za moje zachowanie w poniedziałek. Nie spodziewałem się, że możesz tak to wszystko odebrać.
- Nie szkodzi. Już nie jestem zła. To ja powinnam cię przeprosić. Zachowałam się jak rozpuszczona idiotka. Twoi fani są najważniejsi. Powinnam była poczekać w spokoju aż skończysz.
- Chyba zapomniałaś o jednej rzeczy. Ty też jesteś moją fanką – powiedział klękając przy jej łóżku. – I to moją ulubioną.
- A myślałam, że to Grace jest twoją ulubioną fanką.
- Chyba ten tytuł oddam jednak tobie.
- Ona będzie bardzo smutna jak się dowie – ostrzegła z delikatnym uśmiechem.
- Pobiegnę z pompą, żeby jej łzy nie zalały miasta.
- Idiota – powiedziała, uderzając go lekko w ramię.
- Wcześniej było debil. Czyżbym wskoczył na wyższy poziom?
- Jeśli chodzi o poziom głupoty to owszem – odpowiedziała z uśmiechem, a on także się uśmiechnął, ukazując te słodkie dołeczki.- Co to? – zapytał, wskazując na kartkę leżącą na stole.
- Mój najnowszy wiersz.
- Mógłbym przeczytać?
- Nie jest za dobry. Napisałam go w niecałe pół godziny, będąc w totalnej rozsypce, więc…
- A dałabyś mi to chociaż ocenić? – zapytał. Sophie poczuła lekki strach. Na tej stronie były zapisane całe jej uczucia, przemyślenia. Jeśli da mu to przeczytać to będzie to tak jakby wyłożyła mu swoją duszę jak na tacy. Jednak nie przejęła się tym tak bardzo jak powinna. W głębi serca czuła, że może mu zaufać, a on nie wykorzysta wiedzy, która zaraz nabędzie przeciwko niej. Nie wiedziała tylko skąd brało się to uczucie.
    Mimo obaw kiwnęła głową, pozwalając mu przeczytać swoją najnowszą pracę.

 
„Ratunki”

 
Patrzeć na świat z oddali, nieobecnie,
myśląc o tym jakby to było nie być odmieńcem.


 
Pociąga za sznur i patrzy
jak wszystko rozsypuje się po brukowanej ulicy.
Dodatkowo spycha w czarną otchłań,
nie przychodząc na żadne z umówionych spotkań.


 

Więc chwyta się drugiego,
błagając o ratunek niemo.
Lecz ten ze śmiechem
pozwala złożyć wszystko w jedno.

 

I tak spada się i spada
bez końca,
zagłębiając się coraz bardziej
w ciemną otchłań.

 

Nie podchodzi do gardła
nic pożywnego,
by mogło pokazać,
że nie jest się całkowitą ofermą.

 

Krew duszy z głębi wypływa,
barwiąc co się da odcieniami nieba.

 

Szkarłatna gorycz
wrząca z ciała paruje.
Zalewa falami wszystko
co się czuje.

 

We dwie toczą związek bardzo dobrany,
chociaż każdy składnik inaczej jest odbierany.
Kropla w kroplę wpadają do czary,
wyzwalając coś co nie ma miary.

 

Przelewają, wylewają,
zalewają, skapują,
szkoda tylko, że nic
nie budują.

 

Gdy nic już nie zostanie
zablokowane zostaje spokojne wydychanie.

Ucieczka jedynym wyjściem pozostaje.
Samotność jedynym sposobem na głębi odwiedzanie.

                              

                         *** (dalsza część)

 

Patrzeć na świat z daleka
i podziwiać jak to wszystko łatwo wygląda.
Jednak być częścią jego to nie prosta sprawa,
gdy traktują każdego odmieńca jak kosmitę z Marsa.

 

Z dala od lądu.
Z dala od ludzi
po głębiach morza pływanie
morza czystych dusz pozostaje.

 

Tak "ratunki" niszczą to
co stworzyć miały,
a budują to, co
zburzyć rozkazały.

 

Nienawiść zakamarków
i najpłytszych,
i najgłębszych
własnych serc.*

 

 
    Powoli odłożył kartkę i spojrzał na nią nie odzywając się. Skanował jej twarz, próbując wyczytać z nich wszystkie emocje. Jakby uczył się jej na pamięć. Sophie poczuła jak oblewa się rumieńcem. I to takim bardzo widocznym.
- To było… wow – powiedział w końcu.
- Jaka rozbudowana opinia. – powiedziała z sarkazmem.
- On jest piękny. Absurdalnie absurdalny, ale ma sens. I to bardzo głęboki, przenośny sens. Nigdy nie czytałem czegoś tak wspaniałego.
- Żartujesz sobie ze mnie – powiedziała.
- Nie. Mówię najszczerszą prawdę. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Tylko zastanawia mnie jedna rzecz: kto doprowadził cię do takiego stanu?
- To raczej był zbiór wszystkich emocji. Julie nazwała mnie dzisiaj złośliwą suką, pokłóciłam się z mamą, a ona także nie szczędziła słów. Całe życie słyszę jak ludzie mnie krytykują. Powinnam się do tego przyzwyczaić i tak jest przynajmniej jeśli mówią tak o mnie osoby, których zdanie mam głęboko w dupie, ale nie umiem pogodzić się z tym, że myślą o mnie tak też osoby, na których mi zależy. A ja niestety mam taką psychikę, ze obwiniam siebie, jeśli ktoś mnie obraza.
- Jak to obwiniasz siebie?
- Uważam, że to ja jestem niewystarczająco dobra, że to ja powinnam się zmienić. Nie jestem taka jaką inni chcieliby żebym była. I to mnie właśnie dobija. Przez to czuję się jeszcze gorzej.
- Jeśli ktoś kogo uważasz za przyjaciela, mówi ci takie rzeczy to tak naprawdę nie jest twoim przyjacielem. Takie osoby akceptują nasze wady i są z nami mimo wszystko. Bo przyjaciel to osoba, która zejdzie nawet na samo dno, by wyciągnąć nas na powierzchnię, a nie po to by zatopić jeszcze bardziej.
- Wiem, ale taka już po prostu jestem. A najgorsze jest to, że kiedy naprawdę potrzebuję wsparcia to wtedy nikogo przy mnie nie ma.
  Nick nie odpowiedział. Po prostu usiadł na łóżku i przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając. Objęła ciasno jego plecy,  czerpiąc siłę z tej sytuacji.
   Zrozumiała, że nie miała się czego obawiać, bo Nicholas nie wyśmiał jej, nie oceniał, tylko przytulił. Dał jej siłę w momencie, kiedy jej nie miała. I po raz pierwszy w życiu Sophie poczuła, że jednak ktoś przy niej jest, ktoś z nią pozostał. Poczuła, że nie jest całkowicie samotna.

 
* Mój kolejny wiersz ;)
I co myślicie?
 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział VIII

Rozdział VIII

„Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością”

John Flanagan

  
   Nick chyba nie mógł zbłaźnić się bardziej. Ani jeszcze mocniej zaczerwienić. Chciał jakoś odwdzięczyć się chłopakom za to, że byli w stanie wytrzymać z nim ten cały tydzień, a w pakiecie otrzymał największe zażenowanie świata. Chociaż… Ta cała sytuacja była nawet zabawna. On na stole tańczący jak opętany… Wymachujący rękami na wszystkie strony… Tak to zdecydowanie należało do śmiesznych momentów.
- Dobry wieczór – powiedział do gości, zeskakując ze stołu i stając naprzeciwko nowoprzybyłych. – Nick – przedstawił się i wyciągnął dłoń w stronę tajemniczego blondyna, którego widział już na kilku zdjęciach w pokoju Sophie.
- Jim. – odpowiedział tamten i oddał uścisk.
- Mam małe pytanko. Co robiłeś na stole? – zapytała Sophie.
- Tańczyłem?
- A ja myślała, że próbujesz powybijać zęby osobie, która choć odrobinę się do ciebie zbliży - odparła.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne panno Underwood. Cześć Grace – przywitał się.
- Ojejuniu. Pamiętasz moje imię! – wykrzyknęła uradowana dziewczyna, prawie skacząc z radości.
- Jak mógłbym zapomnieć?
- Jako że już chyba wszyscy są, zadam podstawowe pytanie: Co robimy? – zapytał Thomas.
- Mam pomysł – oznajmił Jim i wyciągnął z kieszeni telefon. Po chwili z głośników wydobyły się dźwięki „Uptown funk”, a Sophie i Grace zaczęły się śmiać. Całą trójką ustawili się „gęsiego” i zaczęli tańczyć tak jak w teledysku. Nick spojrzał na przyjaciół, a potem uśmiechnął się i dołączył do gości. Zaraz stanęli za nim Thomas i Micheal, a Evan zaczął nagrywać ich wygłupy.
   Gdy piosenka dobiegła końca, wszyscy rzucili się na kanapę. Nagle Nickowi wpadł do głowy pewien pomysł. Bez słowa wybiegł z salonu, by pojawić się w nim po chwili z kablami, ponieważ chciał pokazać wszystkim obecnym swoje ostatnie nagrania wideo. Czuł zdziwione spojrzenia skierowane na jego plecy. W głowie wyobrażał sobie co reszta myśli: „Co on robi?” „Co planuje?” „O co biega?” Pewnie i tak się nie domyślą.
   Gdy wszystko było gotowe usiadł na fotelu, a nie na sofie ponieważ: po pierwsze nie było już na niej miejsca, a po drugie chciał widzieć reakcje wszystkich zgromadzonych i nacisnął play. Po chwili na ekranie pojawiła się postać Sophie na scenie, trzymającej oburącz mikrofon. W tym samym momencie rozbrzmiała muzyka, a po kilku sekundach głos. Ten zapierający dech w piersiach głos, brzmiący tak odlegle, a zarazem tak blisko. Te dźwięki przynosiły ukojenie a równocześnie sprawiały, że mózg pracował na wyższych obrotach. Analizował wszystkie spostrzeżenia, obserwacje, a także wyłączał się, dryfował jak łódka na spokojnym morzu, ale gdzieś w głębi duszy czaiła się ta bojaźń, ta obawa, że te bezkresne wody kiedyś przestaną być takie ciche i bezpieczne, a staną się głośnym tajfunem, pożeraczem, niszczycielem. Czułeś, że to tylko chwila, że Posejdon śpi, ale zaraz się obudzi i sprawi, iż łódka zatonie i pójdzie na dno, a ty razem z nią. A to był tylko głos, a może aż? Był jak huragan, a po sekundzie jak ćwierkanie słowika. Zmieniał się jak w kalejdoskopie. Ze skrajności w skrajność.
  I nagle po tej całej udręce i ekstazie Nick wpadł na pomysł, trochę szalony pomysł, który musiał zrealizować w tempie natychmiastowym, bo to co chciał przygotować nie dało się zorganizować w przeciągu dnia, a co najmniej kilku.
  Po zakończeniu nagrania jeszcze długo nikt nic nie mówił. Micheal siedział z rozdziawionymi ustami, a Thomas i Evan bez słowa wpatrywali się w czarny telewizor. Grace spoglądała na ekran, Nicka, następnie na Sophie, potem na Jima i od nowa. A Sophie… ona siedziała skulona z podkurczonymi, nogami, z głową wciśniętą między kolana. Jakby chciała się ukryć albo żeby nikt jej nie znalazł, nie przypomniał sobie o jej istnieniu. Dlaczego uważała, że nie ma talentu? Dlaczego tak źle o sobie myślała? Człowiek powinien mieć o samym sobie dobre mniemanie, wysoki poziom własnej wartości, a jej było na wielkim minusie. Pewnie jego była pani z matematyki oznaczyłaby jej ego jako minus nieskończoność i narysowała  do tego funkcję liniową, by jeszcze lepiej to zobrazować i pokazać, że jej ulubione powiedzenie jest prawdą: „Matematyka to królowa nauk”.
- No i co sądzicie? – zapytał Miles, kiedy zauważył, że jakoś nikt nie ma zamiaru zabrać głosu.
- Dziewczyno jesteś zajebista! – wykrzyknął Micheal.
- Jasna cholera! – powiedzieli w tym samym czasie Thomas i Evan, a gdy zamilkli, pierwszy klepnął drugiego w głowę.
- Au. Za co to było? – oburzył się Cameron.
- Powiedzieliśmy to samo równocześnie premierku – odparł Brick.
- Więc ja ciebie też klepnę – odpowiedział Evan i tak zrobił – I ile razy mam wam powtarzać, że to tylko zbieżność nazwisk.
- Nazywasz się jak premier UK? – zapytał Jim.
- Zbieżność nazwisk! Tylko zbieżność!
- Zapamiętać. Evan nie lubi, kiedy ktoś śmieje się z jego nazwiska, a zwłaszcza tego, że jest takie samo jak najważniejszego polityka naszego kraju – powiedziała Sophie i popukała się kilka razy w głowę jakby naprawdę chciała wbić sobie to do głowy.
- A tak właściwie to jak udało ci się namówić Sophie by zaśpiewała? Znamy się trzynaście lat i ani razu nie udało mi się przekonać jej by wydobyła z siebie głos.
- Wydobywam go z siebie za każdym razem jak mówię, więc…
- Wiesz, że nie oto mi chodzi – obruszyła się Grace.
- Właśnie Nick. Jak udało ci się dokonać niemożliwego?
- Zabrałem ją do O2 Arena i zacząłem się wygłupiać i nasza koleżanka stwierdziła, że teraz ja mam mieć powód do śmiechu, a raczej moje serce dostało okazję do palpitacji.
- Ale już jej wierszy tak łatwo nie przeczytasz.
- Piszesz wiesze? – zapytał zdziwiony.
- No i po co mówiłaś? – zapytała oburzona Sophie. Naprawdę była bardzo zła.
- Czekaj! Mam jeden jej wiersz. – oznajmił Jim. – Wydrukowałem go, bo Sophie mnie prosiła, więc gdzieś tutaj powinien być – i zaczął szperać w swojej torbie. – A tu jest – wyciągnął zapisaną kartkę.

 

NIENAWISĆ

 
Nienawiść.
Czuję ją dookoła siebie.
Zagnieżdża się w kątach
Jak niepotrzebny śmieć.

 
Ożywa w nocy
I wtapia się w ciebie,
Gdy śpisz, a twój mózg
Otumaniony marzeniami sennymi jest.

 
Rano budzisz się jak co dzień.
Lecz nie widzisz piękna świata,
A w sercu szczęścia nie ma.

 
Tylko czarne cienie,
Zatykające cały organizm,
Niszczące to co
Żywe, piękne, kolorowe.

 
Czujesz się strasznie.
Odczuwasz mdłości,
Których nie umiesz się pozbyć.

 
Wyżywasz się na innych,
Ponieważ coś ci mówi,
Że wtedy poczujesz się lepiej.

 
Że odżyjesz i
Znowu będziesz mógł zaczerpnąć tchu... .
Czuć piękno świata.

 
To uczucie jest jak narkotyk.
Oduża cię,
Nie pozwala trzeźwo myśleć.
Dlatego mu ulegasz.

 
Ranisz wszystkich,
Nie wiedząc, że to robisz.
Uważasz, że to ty jesteś
tym zranionym.

 
A kiedy w nocy cienie Cię opuszczą,
Czujesz się pusty w środku,
Jakby ktoś ci wyrwał wnętrzności.

 

To uczucie pochodzi z serca,
Z którego zostały
Wyssane wszystkie emocje.

 
Trzeba czasu i cierpliwości,
aby je odzyskać.
Ale cienie,
Nadal będą gnieździć się w kątach.

 
Więc co zrobić, aby pozbyć się ich na zawsze?*

 

 
- Wow. Sophie to było…
- Koszmarne wiem – i wyrwała kartkę z jego rąk. – Nie dość, że nie umiem pisać to jeszcze pokazaliście wiersz sprzed ponad roku, kiedy to dopiero zaczynałam i nie umiałam sklecić zdania ani rymu. Jesteście okropni. Jak mogliście? Jestem totalnym beztalenciem, a wy jeszcze pokazujecie moje wypociny artystom, żeby mogli się z nich pośmiać. Dlaczego? – i wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
- Ale ja chciałem tylko powiedzieć, że jest piękny.
- Gdybyś zobaczył jej obecne prace… Płakałbyś serio. Ja nie płaczę na książkach, czy filmach, ale po przeczytaniu jej dwóch najnowszych wierszy miałam łzy w oczach.
- Dlaczego ona nie ma wiary w samą siebie?
- Nie wiem. Ja rysuję i często po obejrzeniu innych szkiców czuję, że mogłam się postarać, ale nie jestem taka jak Sophie. Wiem, że potrafię, tylko wymagam za każdym razem od siebie więcej. A ona … ona wymaga strasznie dużo, ale widzi tylko złe aspekty i wyolbrzymia je do ogromnych rozmiarów albo sama je stwarza. I ani ja, ani Jim, ani jej rodzice nie mamy pojęcia jak pokazać jej, że się myli. Jak jej pomóc, co jest utrudnione bo ona nam nigdy nie wierzy i myśli, że kłamiemy bo jesteśmy jej bliskimi.
I w tym momencie Nick poczuł, że on musi spróbować. Spróbować uświadomić jej jaka cudowna i niesamowita jest. Nawet jeśli miałby zniszczyć cały jej światopogląd razem z fundamentami i zbudować na nowo. A, żeby dobrze zacząć potrzebował wcielić swój plan w życie.

 

 
***

 
   Sophie nie widziała się z nikim przez prawie dwa tygodnie. Rozmawiała z Grace i Jimem, ale nie widywała się z nimi. Większą część czasu spędzała na czytaniu książek lub słuchaniu muzyki, czy tworzeniu czegoś sama, mimo że uważała, że jej wypociny tylko zaśmiecają dysk w komputerze. Po co ona to w ogóle robiła? Ach tak. Bo wtedy mogła przelać swoje uczucia na papier, poradzić sobie z nimi, nawet jeśli efekt pracy był koszmarny.
Nagle, pewnego czwartkowego ranka dostała wiadomość od Nicka.
Przyjadę po ciebie o 14:00. Nie zapomnij stroju kąpielowego.
Nawet nie wiedziała kiedy minęły te wszystkie godziny. Dopiero co leżała w cieplutkim łóżeczku, otoczona błękitną pierzyną, a po chwili siedziała w samochodzie Milesa na siedzeniu pasażera i zachodziła w głowę, gdzie on ją wywozi. Jechali ponad godzinę, ale uznała, że było warto. Dotarli do otoczonego piaskiem i wzniesieniami jeziora, a tuz nad nim, wysoko w górze, znajdował się most, łączący oba wzgórza.
- Chodź – oznajmił Nick i chwycił ją za rękę, prowadząc wysoko w górę. Ponad tysiąc schodów i miliard przekleństw później znaleźli się na moście. W centrum leżały rozciągliwe liny i dziwny, wyglądający na dość skomlikowany, sprzęt.
- Nick po co ci…?
- Wyglądasz mi na osobę, która lubi ryzyko i adrenalinę, więc pożyczyłem od kolegi sprzęt do skakania na bungee, ponieważ chciałem byś rozpoczęła nowy rok szkolny z wielkim hukiem, a przecież idziesz do szkoły we wtorek, prawda?
- Znasz mnie lepiej niż mama. Ona uważa, że nie żyję niczym poza książkami, jestem nienormalna i jestem nudna jak flaki z olejem.
- Na pewno tak nie myśli.
- Myślisz? Jak następnym razem mnie odwiedzi to zapytaj ją o to. Albo zacznę czytać i posłuchajjakie będą jej słowa, gdy wejdzie do pokoju. Wtedy pogadamy. To, że moja mama wydaje się super, to nie znaczy, że zawsze taka jest. Jej słowa nie zawsze wywołują uśmiech na ustach. – westchnęła smutno i rozejrzała się dookoła – Czyli ma rozumieć, ze ten sprzęt jest tutaj, ponieważ…
- Będziemy skakać na bungee.
- O ja pierdole.

 
***

 
    Kilkanaście minut później stali na barierkach już w pełnym rynsztunku. To wszystko było takie nierealne. Właśnie mieli zrobić krok w nicość i zacząć spadać z ogromną prędkością, y szybko wyskoczyć do góry tuż przed zetknięciem z taflą wody.
- Gotowa? – zapytał i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Na taką dawkę mocnych przeżyć? Zawsze. – odparła i chwyciła dłoń, a po chwili zrobili ten decydujący krok…

 
***

 
- To było super – mówiła Sophie, siedząc na piasku. – Zawsze chciałam skoczyć na bungee, ale nawet nie wyobrażałam sobie, że to może być aż taka frajda.
- Było genialnie. Co jeszcze chciałabyś zrobić?
- Wyskoczyć z samolotu ze spadochronem z ogromnych wysokości? Umiałbyś coś takiego załatwić?
- Dla ciebie? Zawsze. Tylko skoczę napisać testament u notariusza.
- To jesteśmy umówieni. – powiedziała z uśmiechem.
- Wiesz, co? Gorąco mi. Idę się ochłodzić – stwierdził, rozebrał się do samych kąpielówek i wbiegł do jeziora. Sophie, dalej w pełni ubrana, patrzyła na jego lśniące ciało wynurzające się spomiędzy wód. Jego ciało było takie idealne. Umięśnione tak jak trzeba, a te kilka tatuaży tylko nadawały jego osobowości tego czegoś. Jego skóra nie wydawała się taka pusta, ale piękna. Taka prawdziwa. Z tymi malunkami tworzyła całość, ale bez nich była niekompletna. Sophie, widząc to skuliła się jeszcze bardziej, pragnąc wrócić do domu i zaszyć się w pokoju, patrzeć z nienawiścią na swoje ciało i omijając szerokim łukiem wszystkie lustra, bo jak sama mówiła: „Nie chciała, żeby pękły, gdy jej twarz, czy reszta się w nich odbiją.”
   Nie wiedziała ile czasu, Nick siedział w wodzie, ale przyszedł, cały mokry, a krople z jego włosów kapały na jej rozgrzaną skórę, przyprawiając o gęsią skórkę.
- Chodź do wody – poprosił.
- Nie mam ochoty.
- Dlaczego?
- Nie lubię pokazywać się w stroju kąpielowym.
- To jak spędzasz czas na plaży?
- Nie cierpię tego. Wyobrażam sobie, że jestem ubrana albo że jestem o wiele ładniejsza i próbuje wmówić sobie, że nie jest źle, że nie mam się czego wstydzić. Rozbieranie się do stroju kąpielowego jest koszarem za każdym razem i nie mam ochoty znowu tego czuć, żyć w kłamstwie.
- Ale czego ty się wstydzisz?
- Wszystkiego. Spójrz na mnie. Jestem okropna, brzydka i gruba.
- Jaki rozmiar nosisz?
- M. Ale rozmiar i wygląd nie mają nic do rzeczy. Chciałabym nie mieć tak wielkiego brzucha, czy grubych ud, albo tych obrośniętych tłuszczem boczków.
- Co ty mówisz?! Gdzie ty tu masz tłuszcz? Ty chyba grubej osoby w życiu nie widziałaś. Jesteś szczupła i piękna. Nie widzisz tego?
- Nie, nie widzę. Wiesz, co? Chcę do domu. Mógłbyś mnie odwieść?

 
***

 
- Dzięki za skoki na bungee – powiedziała Sophie, gdy zatrzymali się pod jej domem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. I przepraszam za tą sprawę z wchodzeniem do jeziora. Ja po prostu nie rozumiem…
- Nie lubię kiedy ludzie mnie okłamują Nicholas.
- Ale ja nigdy cię nie okłamałem.
- A właśnie, że tak. Kiedy mówiłeś o moim śpiewie, o moim wierszu, a teraz też o moim wyglądzie. Nie rób tego, bo ja nie cierpię, kiedy udzie próbują wmówić mi coś co nie jest prawdą. – i wyszła. A Nick został sam z ogromnym mętlikiem w głowie. I jak tu jej pomóc? Ale jak zostawić samą?


* Mój własny wiersz. Napisałam już go ponad rok temu. Wiem, że jest kiepski, ale nowsze i lepsze były niedawno wysłane na konkurs i tak zbytnio nie chcę ich publikować, więc... Rozumiecie?

Polecam posłuchać piosenki Christiny Perri pt. Human ;)

Wesołych Świąt :*