wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział XX


Du­ma jest cnotą nieszczęścia.”


 

- Od tygodnia cały świat plotkarski mówi tylko o tej parze. Członek zespołu This Moment Nicholas Miles oraz tajemnicza blondynka. Kim ona jest? Co ich łączy? Dlaczego tak nagle zapomniano o nieznanej Sophie? – pytał speaker w telewizji.

- Mamo mogłabyś przełączyć? – zapytała Sophie.

- Przeszkadza ci to w zjedzeniu obiadu?

- Tak.

- No to masz problem.

   Dziewczyna westchnęła i zaniosła prawie pusty talerz do kuchni. Pozbyła się resztek jedzenia, a pobrudzone naczynie włożyła do zlewu.

- Co zaszło pomiędzy tobą, a Nickiem? – Sophie podskoczyła, kiedy ciszę zakłócił głos jej rodzicielki.

- Nic – skłamała.

- Dlaczego nie mówisz prawdy?

- Mówię. Po prostu zdałam sobie sprawę, że nie jestem częścią jego świata.

- Więc zrób coś, by się nią stać.

- Gdyby to było tylko takie łatwe mamo.

- To jest łatwe. Po prostu nie chcesz spróbować.

- Jeśli tak twierdzisz, to pewnie tak jest – rzuciła z przekąsem, wchodząc po schodach.

   Gdy tylko przekroczyła próg pokoju, otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej wszystkie książki i zeszyty, w których miała zrobić pracę domową.

- Co zrobić  najpierw? – zapytała samą siebie, patrząc na stos piętrzący się na biurku. Jej wzrok przyciągnęła mała, niczym niewyróżniająca się książeczka. – Od matmy – postanowiła.

   Kiedy rysowała cyrklem okrąg a następnie liczyła długości cięciw, promieni, czy siecznych jej myśli zaczęły błądzić jak chmury na czystym niebie. Minął tydzień. Całe siedem dni odkąd ostatnio rozmawiała z Nickiem. Najgorsze było to, że nie wiedziała, czy ma się z tego powodu cieszyć, czy raczej smucić. Jakby nie patrzeć to ona ignorowała jego telefony, czy zaproszenia na wspólne wypady do miasta. Po dwóch dniach urządzenie umilkło. I to nie dlatego, że Sophie je wyrzuciła lub rzuciła nim o ścianę. Nie, powód był o wiele prostszy. Nick po prostu przestał dzwonić.

    Z jednej strony było to dziewczynie na rękę. Mogła w spokoju i bez pośpiechu zastanowić się do czego zmierza ich relacja, czy ich przyjaźń ma w ogóle przyszłość, jak bardzo zmieniła się ona sama i czy na lepsze, czy na gorsze. Problem pojawił się niedawno, ponieważ minęło kilka dni spokoju, a ona ciągle nie znała odpowiedzi na powyższe pytania.

  Brak jakiejkolwiek wiadomości od Nicka miał też złą stronę. Nie chodziło o to, że się o niego martwiła, albo nie wiedziała gdzie jest. Jako fanka oglądała wszystkie najnowsze wywiady przeprowadzone z całym zespołem. Po prostu najzwyczajniej w świecie Sophie tęskniła. Za jego śmiechem, uśmiechem, żartami, sposobem bycia.

   W jej wnętrzu od początku kłębiło się mnóstwo emocji, a gdy dodało się do tego jeszcze tęsknotę to… Gdyby pozwoliła tej mieszance ujrzeć światło dzienne, to zniszczenia były by większe niż po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie.

    Teraz, w sobotnie popołudnie jej samokontrola była na wyczerpaniu. Próbowała zająć myśli lekcjami, ale po kilku godzinach musiała w końcu wszystkiego się nauczyć. Spróbowała czytać. Położyła się wygodnie na łóżku i pogrążyła się w świecie „Nevermore”, a dokładnie drugiej części, czyli „Cieni”.

    Czytała akurat moment w którym główna bohaterka, Isobel, przypomina sobie jak jej były już chłopak Brad groził jej, wtedy jeszcze tylko przyjacielowi, Varenowi, gdy jej samej stanęło przed oczami pewne wspomnienie. Wspomnienie sytuacji, która wydarzyła się tydzień wcześniej, w tym samym domu, ale w kuchni.

- „Zawsze zadawał to samo pytanie.

- Co chcesz, żebym zrobił?

Nigdy nie odpowiadała. Nie mogła. Mogła tylko patrzeć, sięgając do niego jedynie spojrzeniem, wyciągając go, by tonął w smutku tych bezdennych czarnych wód.” – zacytował, zwracając tym samym jej uwagę.

- Masz szczęście, że już czytałam ten fragment. Pamiętasz jeszcze jakieś momenty?

- Mam zacząć spoilerować? – zapytał z uśmiechem.

- Nie! – wykrzyknęła, gwałtownie wstając. – Ani mi się waż.

- Kogo wolisz: Brada, czy Varena?

- Oczywiście, że Varena.

- Cichego gota zamiast umięśnionego sportowca? Naprawdę? – zapytał, udając wielkie zdziwienie.

- Śmiej się śmiej. Varen ma mózg, a do tego kocha czytać.

- Edgara Allana Poego.

- Może jeszcze inne powieści.

- Lub wiersze.

- Dlaczego zawsze musisz mnie poprawiać?

- Bo lubię patrzeć jak marszczy ci się nosek.

    To wspomnienie przelało czarę. Musiała do niego zadzwonić, musiała się przełamać. Musiała znowu poczuć się lepiej.

    Sięgnęła po telefon i wybrała odpowiedni numer. Przyłożyła do ucha urządzenie i zaczęła nasłuchiwać. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piaty… w końcu…

- Cześć tu Nick. Niestety, lub stety zależy od okoliczności i tego kto dzwoni, nie mogę odebrać teraz telefonu. Jeśli masz coś ważnego do powiedzenia nagraj się na sekretarkę, jeśli nie… Zobaczymy. Może oddzwonię.

    Dziewczyna rozłączyła się i odłożyła telefon na komodę. Opadła bezładnie na łóżko i zaczęła wpatrywać się w biały sufit.

     Po kilku minutach bezmyślnego patrzenia się w jeden niesprecyzowany punkt zaczęła czuć się coraz gorzej. I to nie fizycznie. Raczej psychicznie. Niemal czuła jak całe jej pole widzenia zasnuwa czarna kotara, a wszystko staje się czarno – białe. Coraz częściej powracały czarne odcienie duszy. Coraz częściej pojawiały się bezbarwne plamy. Znowu wszystko zaczęło się walić.

   Podeszła do lustra wbudowanego w ścianę na korytarzu. O ile jeszcze kilka dni czy tygodni temu próbowała dostrzec w sobie coś dobrego to teraz… Teraz nawet nie próbowała. Wiedziała po prostu, że kłamanie samej siebie na nic się nie zda. Kiedy patrzyła na swoje odbicie widziała sześćdziesięciosześciokilowy kawał tłuszczu, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziała jak sobie z tym cielskiem poradzić. Ugotować go przecież nie mogła.   

   Westchnęła głośno, czując jaka bezsilna jest.

    Wtem wpadła na dziwny, a zarazem intrygujący pomysł. Chciała zagrać na skrzypcach, chociaż nie do końca. Chciała napisać wiersz o tym jak to jest, gdy się gra na skrzypcach. Szalone to prawa. Ale Sophie chyba do całkiem zwyczajnych osób nie należała, zgadza się?

 

***

 

„Wolność umysłu”

 

 

Zamykam oczy i czuję pod palcami

Jedwabistość strun. Siłuję się z myślami,

Podnosząc smyczek. Delikatnie

Łączę te dwa organy w jeden narząd i…

Gram.

 

Porywam swoją duszę na głębokie morze,

Wiedząc, że tu już nikt mi nie pomoże.

Odbiegam myślami daleko w dal,

Zagłębiając się w świat nut, kluczy, taktów i pauz.

 

Nagle wszystko staje się jasne,

W umyśle świeci słońce.

Problemów nie ma,

Wszystko co niepotrzebne znika.

 

Zostaję tylko ja, skrzypce i smyczek.

Człony, które razem tworzą uczucia, muzykę.

Zefirek i wichurę.

Pożar i grad

Harmonię i nieład.

Spokój i burzę.

Wszystko, co chcę,

Czego w danej chwili potrzebuję.

 

Bo ja i muzyka to jedno.

 

***

 

- Hej Evan, co tam u ciebie słychać? – zapytała Sophie, jak tylko zobaczyła kto dzwoni.

- Nic ciekawego. Zadam ci pytanie. Jak sądzisz: dzwonię bez przyczyny?

- Eh… Wydaje mi się, że nie skoro zadałeś takie pytanie.

- Ding, ding, ding. Dziesięć punktów za błyskotliwość. Chciałem zapytać, czy nie chciałabyś pójść ze mną i resztą paczki do kina? Grace, Mia i Jim też idą.

- W takim razie z przyjemnością pójdę. Mogę zabrać kogoś ze sobą?

- Pewnie. Im więcej tym weselej – odpowiedział pogodnie. – Przyjedziemy po ciebie o szesnastej. Pa, pa – i się rozłączył. Od razu wykręciła kolejny numer. Jeden sygnał, drugi…

- Halo?

- Cześć Josh.

- Hej Sophie, co u ciebie chorowitku?

- Od tygodnia jestem w szkole, a ty teraz dopiero o to pytasz? No wiesz, co?

- Oj nie dąsaj się już tak.

- Chciałam zapytać, czy masz na dzisiaj jakieś plany.

- Niestety nie.

- No to już masz. O szesnastej masz być pod moim domem.

- A co będziemy robić?

- Niespodzianka.

- Oglądanie porno do północy?

- Chciałbyś. Idziemy do kina.

- Mój pomysł lepszy, ale i tak się zgadzam.

- Dobrze, że tak zakończyłeś. W takim razie do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

 

 

***

 

- Sophie ty pojedziesz z nami, a Josh z Thomasem, Jimem i Michealem, dobrze?

- Nie ma sprawy.

  Po kilku minutach wszyscy siedzieli już na właściwych miejscach, przypięci pasami. Dwa samochody ruszyły niemal jednocześnie w tym samym kierunku, a mianowicie do Londynu.

   Sophie siedziała na jednym z tylnych siedzeń i wpatrywała się w mijający ją krajobraz. Nie przysłuchiwała się rozmowie prowadzonej przez resztę osób okupujących jeden samochód, ewentualnie wyłapywała pojedyncze wyrazy czy zdania, ale pytanie zadane przed chwilą przez Mię przywróciło jej trzeźwość umysłu.

- Wiesz dlaczego Nick nie mógł jechać?

- Nick nie jedzie? – zdziwiła się Sophie. Usłyszała w swoim głosie wielki zawód.

- Niestety nie. Mówił, że musi załatwić coś ważnego i nie ma jak się od tego wymigać.

- Szkoda – skomentowała Sophie. Tak naprawdę to czuła w sercu pustkę i żal, ponieważ w kinie chciała porozmawiać z Nickiem, wyjaśnić mu dlaczego ignorowała go przez cały czas, a on… Ale przecież nie miała go dlaczego winić. Nie mógł przyjechać i tyle.

      Przeniosła wzrok z powrotem na umykający jej oczom krajobraz. Mimo wszystko nie mogła zapomnieć słów Evana, więc zaczęła zastanawiać się nad ich sensem. Dlaczego Nick nie mógł pójść z nimi do kina? Skoro reszta chłopaków poszła bez obiekcji, a nawet zaplanowała wyjście, to nie mogło to być nic związanego z zespołem. W takim razie z czym? Miała nadzieję, że nie chodziło o jego rodzinę. Naprawdę ją polubiła i miała nadzieję, że nic im się nie stało. Oczywiście biorąc pod uwagę, że to właśnie przez nich chłopak nie mógł się z nimi spotkać.

     Z tych jakże zajmujących rozmyślań wyrwał ją głos Evana.

-Wesoła gromadko wysiadamy! – krzyknął, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Odpięła pas i wygramoliła się z samochodu, zamykając następnie ciche drzwi.

-A gdzie reszta naszej bandy? – zapytała.

-Tutaj stoi auto Thomasa. Podejrzewam, że weszli już do środka.

-Chodźmy więc – oznajmiła Mia. We dwoje kiwnęli głowami i razem podążyli do głównego wejścia.

 

***

 

-Witam w naszym kinie. Zapraszam do sali. Pańskie jedzenie już na was czeka – oznajmił średniego wzrostu mężczyzna ubrany w czarny, trzyczęściowy garnitur. Sophie popatrzyła na Jima. W jego oczach dostrzegła takie samo zdziwienie jakie czuła w swoich własnych.

-Czyżbyście nigdy nie byli na prywatnym pokazie? – zapytał wesoło Micheal.

-Nie. Nie przeszkadza nam dzielenie z obcymi ludźmi sali kinowej.

-Naprawdę? Tak się da? – zapytał z udawanym zdziwieniem połączonym, z także udawanym, przerażeniem.

-Mikky przestań się popisywać – zganiła go Grace. – Jego wujek jest właścicielem tego kina, a ten oto chłopak bardzo często to wykorzystuje.

-Oj tam kruszynko to nie prawda. Wykorzystuję ją tylko dla ważnych osób – powiedział, patrząc na nią z uśmiechem.

-„Mikky”? – powtórzyła bezgłośnie Sophie, patrząc na Jima z naprawdę wielkim zdziwieniem.

-„Kruszynko”? – odpowiedział, także bezgłośnie, Jim. Wzruszyli ramionami, nie wiedząc co mają właściwie myśleć o zachowaniu tamtej dwójki. Josh podszedł do niej i szepnął na ucho:

- Jak myślisz, coś jest miedzy nimi?

- Chyba nawet oni nie wiedzą.

W odpowiedzi pokiwała głową, a następnie dogonili resztę przyjaciół, którzy zdążyli już przekroczyć próg pomieszczenia.

-Wow, mamy najlepsze miejsca – ucieszyła się Mia.

-Jakbyś nie zauważyła sala jest pusta, więc możemy wybrać sobie obojętnie jakie chcemy – uświadomił ją jej chłopak.

-Ach cicho bądź - mruknęła i pacnęła go w ramię.

-Ciekawe, czy tutaj też są dwudziestominutowe reklamy przed rozpoczęciem seansu –zastanawiał się Jim.

-Nie można mieć wszystkiego Jimmy – powiedział Thomas i poklepał go po dłoni, która leżała na ich wspólnym podłokietniku.

   Sophie spojrzała na nich, a potem na resztę par. No właśnie. Par. Ona jedyna siedziała tak jakby sama. Trochę to smutne, prawda?

   Zaczęła się zastanawiać jak to się stało, że jej przyjaciele znaleźli sobie w This Moment drugie połówki czy tam przyszłe. Nie wiedzieć dlaczego zaczęła się bać, że ich przyjaźń zmierza ku końcowi.

- A gdzie Josh? – zapytała.

- Tutaj – szepnął jej głos do ucha. – Stęskniłaś się za mną?

- Czekałam na właściwy moment, żeby móc rozłożyć się na dwóch fotelach – odpowiedziała.

- Wmawiaj sobie – odpowiedział i usiadł koło niej. Czyli jednak miała swoją parę.

- Jak myślicie, kiedy przyjdzie? – zapytał cicho Evan reszty swojej paczki.

- I z kim? – dopowiedział Thomas.

- O kim mówicie? – zapytała Grace.

- Hej wszystkim, przepraszamy za spóźnienie – Sophie wstrzymała oddech na dźwięk tego tak znajomego głosu.

- A o nim – szepnął Micheal. Całą siódemką zerknęli w kierunku schodków, po których kroczył teraz Nicholas w towarzystwie ślicznej blondynki.

- Błagam, powiedz, że to jego kuzynka – poprosił Jim, parząc na Sophie wielkimi oczami.

- Chyba nie mogę.

- Cholera.

- Ludziska poznajcie Lily. Lily poznaj Evana, Mię, Micheala, Grace, Thomasa, Jima i Sophie.

- Cześć wszystkim – przywitała się ze szczerym uśmiechem. – To moja wina, że nie przyszliśmy na czas. Nick za późno powiadomił mnie, o której wychodzimy i że w ogóle mnie gdzieś z wami zabiera i kompletnie nie wiedziałam w co mam się ubrać.

- Nic się nie stało – powiedziała Mia – Siądźcie. Koło Josha są miejsca.

- Tak na marginesie to co będziemy oglądać? – zapytał Miles.

- „Próby ognia” – odpowiedział Micheal.

- Nie przeczytałam jeszcze książki.

- Nie przeczytałem jeszcze książki. – powiedzieli Sophie i Nick równocześnie. Reszta znajomych, oprócz Lily, wybuchnęli śmiechem.

- Z czego się śmiejecie? – zapytała dziewczyna zdziwiona.

- Ta dwójka jest po prostu identyczna, jeśli chodzi o czytanie książek. Jakie jest wasze motto dotyczące oglądania ekranizacji powieści?

- Najpierw książka później film – oznajmili zgodnie.

- Widzisz?

- Osobiście nie lubię czytać – powiedziała Lily.

- To z Nickiem dwóch minut nie wytrzymasz – Thomas się zaśmiał.

- Ostatnio wytrzymałam całą noc i nie narzekam.

- Oh… To coście wyprawiali?

- Film oglądali – szybko odpowiedział Nicholas.

- Skoro tak mówisz.

- Film się zaczyna – szepnął Jim.

   W jednej chwili wszystkie rozmowy cichły, a dziesięć par oczu zaczęło wpatrywać się w wielki ekran przed nimi.

 

***

 

- No i jak film pani znawczyni? – zapytał Josh, gdy wyszli na świeże powietrze.

- Przeczytałam większą część książki i muszę powiedzieć, że nie kojarzę ponad połowy scen, co wcale nie oznacza, że film mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie.

- Poproszę ocenę punktową.

- Hm… Osiem na dziesięć.

- Wysokie noty.

- Jakie plany na resztę wieczoru? – zapytał Micheal.

- Może pójdziemy do klubu? – zapytał Nick.

- Niestety nie mogę. Muszę pomóc mamie. Jutro przyjeżdża moja siostra i robimy jej przyjęcie niespodziankę – powiedział Josh.

- Ja zabieram Grace w jedno miejsce, więc też odpadamy – teraz to Micheal zabrał głos.

- A ja wybywam z Jimem – kolej Thomasa.

- Mam strasznie dużo do zrobienia i nie wyrobię się w jeden dzień – smutno powiedziała Lily.

- Reszta może?

- Raczej tak.

- Sophie, a ty?

- Pytałem jej mamy przed wyjściem, czy może wrócić rano. Zgodziła się pod warunkiem, że za dziewięć miesięcy nie zostanie babcią.

- Czyli nie idziesz – zdecydował Nick.

- Słucham?! – obruszyła się Sophie.

- Nawet nie wiesz ilu tam będzie facetów.

- A ja tylko jak ich zobaczę zaciągnę ich do toalety i zacznę uprawiać dziki seks w kabinie? – prychnęła. – Jakoś byłam rok temu w klubie nocnym i nic mi się nie stało.

- Byłaś?

- Coś taki zdziwiony? Myślałeś, że taka nudziara jak ja nie ma ochoty zabawić się od czasu do czasu? No to cię zdziwię.

- E… ja… Lily może zawiozę cię do domu, a potem do was wrócę?

- Nie musisz mnie odwozić naprawdę.

- Wiem. Ale chcę – po tych słowach odprowadził ją do swojego samochodu i odjechali razem.

- Idziemy się zabawić? – zapytała Mia.

- Party hard all night! – wykrzyknął Evan.

 

***

- Dlaczego Evan i Mia powiedzieli Sophie, że Nicka dzisiaj nie będzie?

- To miała być niespodzianka.

- Widziałam już lepsze.

Po chwili znowu zapytała:

- Gdzie idziemy? – zapytała Grace Micheala.

- Tak naprawdę chcę cię zabrać gdzieś jutro. Po prostu stwierdziliśmy z Thomasem, że im mniej ludzi tym Sophie i Nick łatwiej się pogodzą.

- I myślisz, że ten przełom nastąpi w klubie nocnym? – zapytała z powątpiewaniem dziewczyna.

- Gdzieś musi, a im szybciej, tym lepiej.

- Tylko, żebyś się nie przeliczył.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Sophie jest bardziej nieufna i tajemnicza niż ci się wydaje.

 

***

 

- Wiesz co, Mia?

- Co Sophie? – zapytała dziewczyna, gdy przekroczyły próg klubu, a Evan poszedł po bezalkoholowe napoje do baru.

- Zorientowałam się, że nie jestem ubrana odpowiednio – stwierdziła, wskazując na swój kremowy sweter.

- Hm… Masz coś pod spodem?

- Resztę sukienki.

- Ściągaj tą masę ocieplacza.

Sophie bez słowa spełniła polecenie, zostając ubrana tylko w czarną sukienkę.

- Zakryłaś tym czymś obcisłą kieckę?

- E… Tak?

- Jak mogłaś popełnić taką zbrodnię?! Teraz wyglądasz jak bogini seksu, a jak zaczniesz się poruszać…

- Przestań kłamać.

- Kłamać?! Dziewczyno chowasz swoje genialne cycki wąską talię i szerokie biodra pod tymi masami materiału. Po co? Masz idealną figurę klepsydry. Dziewczyny płacą tysiące funtów na operacje, które sprawiłyby, że wyglądałyby chodź w połowie tak dobrze jak ty.

- Ale ja w porównaniu do nich jestem obrośnięta tłuszczem.

- To, że nie wyglądasz jak modelki z wybiegu nie oznacza, że jesteś gruba.

- Ale z moją wagą już tak.

- Przestań. To tylko cyfra. Ważne jak wyglądasz. Mogę zrobić jeszcze jedną rzecz?

- Ta…

Mia uśmiechnęła się i rozpuściła długiego warkocza duńskiego Sophie. Prawie długie do pasa fale spłynęły kaskadą na plecy, okalając jej twarz.

- O kurczę… Wyglądasz…

- Jak zmokła kura.

- Bosko. Jeszcze to światło… Gdybym leciała na dziewczyny to właśnie zostałabyś przeze mnie przyszpilona do ściany.

- Hej dziewczyny. Przyniosłem… Sophie, to ty?

- Wiem. Wyglądam koszmarnie.

- Nie… Nie o to mi chodziło. Raczej genialnie. Jak Nick przyjdzie to na bank mu stanie, gdy tylko cię zobaczy.

- Nie przyszłam po to, by robić wrażenie. Przyszłam by się zabawić.

- Chodźmy więc.

 

***

 

   Na całe szczęście Evan przyniósł każdej z nich zamykaną, małą buteleczkę wody, więc mogli tańczyć i nie bać się, że ktoś dosypie im coś do picia, ponieważ mieli je cały czas w dłoniach.

   Mia i jej chłopak tańczyli tuż obok Sophie. Pilnowali, by czasem się gdzieś nie zgubiła.

   Na początku Underwood była cała spięta. Nie umiała wczuć się w muzykę. Jednak po chwili zamknęła oczy i wsłuchała się w rytm, w uderzanie perkusji, w energię w klubie. Niemal czuła jak sięga do wewnętrznej siebie ukrytej pod fałdami ciepłych ubrań i stron książek. Jej mózg się wyłączył, chociaż lepiej powiedzieć, że przeszedł w stan czuwania. Był obecny, rejestrował wszystko co się dzieje, ale nie pilnował już ciała. Nie nakazywał mu stać sztywno, a raczej wypuścił na wolność.

   Usłyszała jak wypuszcza z ust ciche westchnienie, a potem wyczuła powolne kołysanie się jej bioder w takt muzyki. Teraz nie było Sophie i muzyki. Te dwa człony stanowiły jedność, całość, pełnię.

- Wow, Sophie jak ty się ruszasz! – krzyknęła do jej ucha Mia.

- Dzięki!

- Brałbym! – krzyknął Evan.

- Wy tu zaraz żywe porno pokażecie! – krzyknęła

- Poczekaj aż jakiś chłopak do ciebie podejdzie. Sami zaczniecie tak tańczyć.

- Jeszcze zobaczymy.

 

***

 

  Nie wiedziała jak długo byli już w klubie, ale jak na razie żaden chłopak nie podszedł by z nią zatańczyć. Jednak wszystko co przyjemne musi się kiedyś skończyć.

   Najpierw poczuła duże dłonie obejmujące jej biodra. Następnie nogi i klatkę piersiową przysuniętą do jej pleców.

  Zaczęli tańczyć we wspólnym rytmie, krążąc równocześnie biodrami. Nie wiedziała, czy światła wcześniej też były takie jaskrawe i gasły w rytmie uderzeń bębna, by potem znowu rozbłysnąć, ale teraz czuła się przez to… Pewniej siebie.

   Czuła gorący oddech chłopaka stojącego za nią i jego palce coraz bardziej wbijające się w talię.

   Czuła jak całe jej ciało porusza się w rytm melodii, tak samo jak to za nią.

   Obniżyła się powoli kręcąc biodrami, by po chwili znowu stanąć prosto.

   Coraz bardziej podobał jej się ten taniec. Wiedziała, że pewnie był przepełniony erotyzmem, a dla postronnego odbiorcy był pewnie nieodpowiedni. Nie obchodziło jej to wcale. Znowu czuła się wolna. Zapomniała o kompleksach, o swojej wadze, problemach. Czuła się jak nie ona, pewna siebie… seksowna. Było to dziwne uczucie, ale naprawdę przyjemne.

   Nie wiedziała ile piosenek przetańczyła przyciśniętą do klatki tajemniczego chłopaka, ale gdy jedna melodia się skończyła, a kolejna zaczęła poczuła chęć zobaczenia jak wygląda jej partner. Obróciła się powoli w jego ramionach. Pierwszym co zarejestrowała był fakt, że jej partner był o wiele wyższy od niej. Potem zobaczyła czarne loki i dołeczki w policzkach. Chwila… To wszystko było dziwnie znajome…

- Nick?! – wykrzyknęła i odskoczyła od niego jak oparzona.

- Sophie?!

- Ja… ja…

- Nie wiedziałem, że to ty. Przepraszam, jeśli jesteś zła.

- Nie o to chodzi, tylko… Chciałam się od ciebie uwolnić, a tu znowu stajesz przede mną. To jakiś żart? Zawsze na siebie wpadamy.

- Może to jakiś znak? – zasugerował.

- Nie gadaj mi o jakiś znakach. Muszę jechać do domu.

- Chodź zawiozę cię.

- Wolę wrócić z Mią i Evanem.

- Którzy są strasznie podnieceni i niecierpliwi seksualnie? Chcesz być tego świadkiem?

- E… Dobra, masz rację.

- Napisze do Evana, że jedziesz ze mną. Chodź – złapał ją za łokieć i razem zaczęli przeciskać się w stronę wyjścia.

 

***

Nicholas Miles (18 l.) członek zespołu This Moment został zauważony przez paparazzi, gdy razem z znaną już wszystkim, a jednak ciągle tajemniczą, Sophie wychodził z jednego z lepszych klubów nocnych w Londynie. Co najdziwniejsze i najbardziej ciekawe kilka godzin wcześniej wdziany był na obrzeżach miasta z tajemniczą blondynką, której imienia wciąż nie znamy.

Co łączy Nicholasa i te dziewczyny?

Czy one wiedzą o sobie nawzajem?

Czy Nicholas Miles staje się kobieciarzem?
Jednego jesteśmy pewni: odpowiedzi na te pytania poznamy już wkrótce.

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych świąt


   Jako, że dzisiaj Wigilia chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia.  Dużo zdrówka, ponieważ ono jest najważniejsze i jak będziecie je mieć to wszystko będzie o wiele łatwiejsze. 
    Niech wszystkie Wasze marzenia, nawet te najskrytsze, się spełnią. 
    Niech nikt Wam nie mówi, że coś jest niemożliwe. A jak tak mówią to pokażcie im, że się mylą. 
     Życzę Wam byście znaleźli przyjaciół na całe życie. Takich prawdziwych przyjaciół, którzy nie dość, że nie zostawią Was w trudnych chwilach, to jeszcze kopną w tyłek i zmobilizują do dalszej pracy.
     Cieszcie się każdym dniem. Spędzajcie je tak jakby każdy miał być Waszym ostatnim.
     Niech w Waszym życiu nie będzie żadnych porażek, a jeśli już jakieś się pojawią,  to niech mobilizują Was do dalszej pracy. 
     Bądźcie dumni z tego kim jesteście i jacy jesteście. Nie dajcie sobie wmówić, że jest z Wami coś nie tak. Jesteście cudowni i wyjątkowi.
    Nie próbujcie upodabniać się do reszty, ponieważ każdy na Ziemi jest unikatowy i jedyny w swoim rodzaju. 
     Rozwijajcie swoje pasje. Chwalicie się nimi. Pokazujcie co potraficie.
     Życzę Wam takiego życia, że gdy będziecie bardzo starzy i Wasze istnienie na tym świecie będzie dobiegało ku końcowi to stwierdzicie, że niczego nie żałujecie i nie zmarnowaliście ani jednej sekundy.

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku
Ściskam mocno xx

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XIX

Nie pot­ra­fisz żyć bez człowieka, który Cię lu­bi, dla które­go jes­teś wart wielu zachodów, który dzieli z Tobą ra­dość i ból, w ser­cu które­go masz za­pew­nione trwałe miej­sce. Bez człowieka, które­mu możesz zaufać; człowieka, który się o Ciebie troszczy, człowieka, u które­go jes­teś zaw­sze ser­decznie witany. 
Phil Bosmans
    Nicholas biegł na złamanie karku przez szpitalny korytarz, szukając pokoju, w którym według milej pani pielęgniarki, leżała Sophie. Już dawno nie był taki przestraszony. Bał się o nią, o jej zdrowie. Jeszcze dodatkowo ta sprawa z wywiadem... Przecież ona może go teraz nienawidzić. Niech go nie nienawidzi. Przecież mu tak bardzo na niej zależało. Była ważną częścią jego życia, którego nie chciał stracić.
    Zatrzymał się w pół kroku. To tutaj. Pokój nr 28. Wziął głęboki wdech, próbując uspokoić szaleńcze bicie serca i sięgnął do klamki.
    Szklane drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W pokoju było ciemno. Jedynym oświetleniem było światło księżyca, przeświecające przez okno. Dostrzegł zarysy łóżek i krzeseł. Tylko jedno legowisko było zajęte. Zobaczył długie włosy rozrzucone na poduszce i ciało zwinięte w kłębek, za wyjątkiem lewej ręki dziwnie wygiętej, by łatwiej było dostać się lekarstwom do żyły.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał męski głos. Chłopak dopiero teraz zorientował się, że po obu stronach łóżka dziewczyny stoją dwa krzesła. Bliżej wejścia siedziała Grace. Z drugiego właśnie wstał Jim, patrząc na nowoprzybyłego z niechęcią w oczach.
- Przyszedłem zobaczyć się z Sophie - oznajmił pewnym głosem.
- Teraz nie jest najlepszy moment. Nie widzisz, że śpi?
- Nie wiedziałem, że zaśnie.
- A więc już wiesz - odpowiedział niemile.
- Dlaczego jesteś taki niemiły? Ojoj Czyżbym nadepnął na odcisk? - zapytał ze sztucznym zmartwieniem.
- Ja ci dam ty...
- James! - do rozmowy dołączyła się Grace - Jak chcesz pokazać jaki to jesteś macho to wyjdź z Nickiem na korytarz. Sophie może się wtedy przez was nie obudzi.
- Chodź Miles - Jim złapał chłopaka za łokieć i brutalnie wyciągnął z pokoju. Kiedy już zamknęli za sobą drzwi, Jim stanął przed Nickiem z założonymi rękami na piersi.
- Czego, chuju, chcesz od Sophie? Nie dość się przez ciebie wycierpiała?
- Posłuchaj, to wszystko to jedno wielkie nieporozumienie. Wcale nie miałem tego na myśli.
- Nie, w ogóle. Takie ups, wymsknęło mi się? Widziałem wywiad, wiem co powiedziałeś. Wiesz, uważałem cię za naprawdę spoko gościa, który mógłby być fajnym przyjacielem i może dobrym wsparciem dla Sophie. Ale teraz widzę, że jesteś rozpuszczonych, zadufanym w sobie bubkiem, który widzi tylko czubek własnego nosa.
- Jim posłuchaj, ja...
- To ty mnie posłuchaj primadonno. Jeszcze raz zobaczę cię przy mojej przyjaciółce, a obiecuje ci, że stwierdzisz, iż palenie żywcem było tylko pikusiem. - I z tymi słowami wszedł do sali.
    Nick okręcił się gwałtownie na pięcie i ruszył szybkim krokiem do głównego wyjścia. Kiedy na jego twarz spadły krople ulewy skręcił w prawo i z całej siły uderzył pięścią w ceglaną ścianę szpitala, klnąc przy tym siarczyście. Czy ten idiota Jim naprawdę sądził, że wykorzystał Sophie? Jeśli tak to postanowił udowodnić mu, że to nieprawda. Ale za nim to nastąpi musiał spotkać się z bardzo ważną dla niego osobą, ale żeby to zrobić potrzebny był plan.
***
   Sophie obudziła się zmęczona i wyczerpana, ale o dziwo czuła lekką poprawę. Przewróciła się na prawy bok i sięgnęła lewą ręką do stolika po wodę. Zerknęła na nią i zatrzymała ją w połowie drogi do butelki. Jej ramię nie było już przyczepione do rurki. Nie miała kroplówki. Pozostałością i pamiątką był tylko motylek w zgięciu łokcia. Zdrowiała.
   Opadła na łóżko dziwnie szczęśliwa tą małą zmianą, całkowicie zapominając o pragnieniu.
- Dzieńdoberek – zaświergotała Natalie, wchodząc na salę.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała Sophie, unosząc się na łokciach.
- Co za niemiłe przywitanie. Mogłabyś okazać wdzięczność. Jechałam przecież ponad dwie godziny.
- Przepraszam, ale… Jak to dwie? W niedzielę mnie i Nickowi droga zajęła godzinę.
- Owszem, ale pamiętaj o tym, że nie mam samochodu i dostałam się do ciebie autobusem.
- Musiało to być męczące.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale czego się nie robi dla przyszłej szwagierki.
- Słucham? – zapytała Sophie, prostując się całkowicie.
- Oj ja wiem o tej waszej relacji: „Jesteśmy tylko przyjaciółmi, chociaż oboje czujemy do siebie coś więcej, ale nie mamy na tyle jaj, by wziąć sprawy w swoje ręce i właśnie dlatego oboje tkwimy w friendzonie.”
- Ale to nie prawda, my…
- Tylko winni się tłumaczą.
  W odpowiedzi Sophie naburmuszyła się, a widząc to Natalie zaśmiała się perłowo.
- Jednak w twojej pięknej teorii jest jedna, mała, ale istotna rysa. Po pierwsze: ja naprawę nie zakochałam się w twoim bracie, a po drugie on ma mnie głęboko gdzieś.
- Yhm. Poczekaj a jeszcze uwierzę.
- Pokaże ci dowód jak będziesz miała wychodzić.
- To ja teraz coś ci udowodnię. Dzisiaj jest wtorek, tak?
- Ta-ak.
- Moje urodziny były w sobotę?
- Ta-ak. Słuchaj nie rozumiem co to ma do…
- Poczekaj. Gdzie zabrał cie mój brat, po rozdaniu prezentów.
- Do waszego ogrodu.
- Co ci pokazał?
- Huśtawki… Znaczy ja je tak w pewnym sensie sama znalazłam, ale…
- A może zaprowadził do altany?
- skąd wiesz?
- Jak Nick miał jakieś jedenaście lat oglądaliśmy razem Zmierzch i mimo że śmiał się z tego filmu cały czas i uważał go za największą bzdurę tego świata to jedna rzecz zwróciła jego uwagę. Wiesz, co?
- Czerwona furgonetka?
- Raczej taniec Belli i Edwarda w altanie. Po skończeniu filmu Nick oznajmił, że zatańczy w czymś takim z dziewczyną, która podbije jego serce i obróci wszechświat o 180 stopni.
- I co to ma ze mną wspólnego?
- No serio? Nie widzisz tego? Chodziło mi o to, że jesteś pierwsza osoba, z którą mój brat tańczył w altanie.
- W takim wypadku widać zapomniał o swoim przyrzeczeniu.
- Nie sądzę. On po prostu nie mówi głośno o swoich uczuciach. Boi się odrzucenia.
- Widzę, że masz na sobie naszyjnik od Nicka.
- Nie jest od was?
- Niby tak, ale Nick nie pozwolił mi za niego zapłacić, chyba że liczyć za dopłatę możliwość przeczytania wiersza, który napisałam gdy byliśmy w Walii.
- Zabrał cie do cioci Annie?
- Ta-ak. Coś w tym złego?
- To miejsce gdzie spędził jedne z najpiękniejszych momentów w swoim życiu. Nie zabierałby tam pierwszej lepszej osoby
- Nie jestem pierwsza lepsza. Przyjaźnimy się... A w każdym razie tak było.
- Mogę go przeczytać?
- Mój wiersz?
- Tak.
- Oj no dobrze.
Wyciągnęła gruby zeszyt, który służył jej za pamiętnik i otworzyła na właściwej stronie. Znajdował się tam 18-zwrotkowy wiersz, napisany niezbyt czytelnie.
- Możesz mieć problem z odczytaniem, ale pisze tutaj wersje na brudno, wiec raczej szybko i niestarannie, by nie zapomnieć kolejnych wersów.
- Ojejku! - wykrzyknęła dziewczyna, patrząc jak długi jest utwór.
- Co?
- Ty to sama napisałaś?
- Tak.
- Ale on jest tak straszliwie długi!
- Jeśli nie chcesz, to nie czytaj.
- Nie no z wielką chęcią przeczytam. Nawet sobie ze mnie nie żartuj.
  Sophie siedziała w napięciu, jak zawsze gdy ktoś czytał jej utwory. Bała się opinii ludzi, dlatego tak niewiele osób wiedziało, że pisze. Ale cóż… raz się żyje, co nie?
- Rany boskie! Dziewczyno! To jest najgenialniejsza rzecz jaka w życiu przeczytałam! A to zakończenie! Umarłam.
- Fangirl poziom hard? – zapytała Underwood z uśmiechem błąkającym się na ustach
- A żebyś wiedziała! Masz niesamowity dar! Ludzie muszą się dowiedzieć o twoim talencie.
- E-e. Nie, dzięki – powiedziała Sophia, biorąc od Natalie kartki papieru i chowając je między książki.
- A czy mój brat przeczytał to arcydzieło?
- To nie jest arcydzieło, tylko najzwyklejsze bazgroły. A odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie zobaczył i chyba nigdy nie zobaczy.
- Dlaczego?
- Jakoś nie mam ochoty się z nim spotykać, ani pokazywać mu czegoś w czym zawarta jest cząstka mojej duszy.
- Widać, że z ciebie poetka jest.
- Jak?
- Twój sposób mówienia i to jak wyolbrzymiasz niektóre sprawy.
- Ja nie wyolbrzymiam! – oburzyła się dziewczyna.
- Nie? No to powiedz mi jaką straszliwą rzecz zrobił mój brat, że nie chcesz go widzieć na oczy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała, czując jak ciemność w jej duszy powraca.
- Gdybym chciała to chybaby nie pytała, jak sądzisz?
- Jeśli tak bardzo tego chcesz.
   Sophie wyciągnęła telefon z szuflady i wyszukała ostatni wywiad chłopaków na Internecie. Gdy wideo się załadowało, podczepiła słuchawki i podała urządzenie Natalie. Dziewczyna wsadziła jedną słuchawkę do ucha, a  drugą podała Underwood.
- Nie dzięki. Nie chcę usłyszeć tych słów jeszcze raz.
   Natalie prychnęła cicho pod nosem, a następnie zaczęła oglądać. Sophie patrzyła na nią uważnie, próbując zorientować się jaki fragment jest obserwowany przez siostrę Nicka na podstawie jej wyrazu twarzy. Gdy oczy niedawnej solenizantki niesamowicie się rozszerzyły, a dłońmi zakryła usta, Underwood wiedziała, że Natalie jest świadkiem właściwych słów.     Po kilku minutach dziewczyna zerwała z uszu słuchawki i podała urządzenie chorej towarzyszce. Wzięła torebkę i wstała.
- Miło się z tobą rozmawiało, ale muszę już iść.
- Przecież dopiero co przyszłaś.
- Tak, ale przypomniało mi się, że muszę iść odwiedzić pewną osobę.
   I wyszła szybko, zamykając głośno drzwi.
     Sophie opadła na poduszki, modląc się w duchu, by Natalie nie szła do osoby, której na razie Underwood nie chciała widzieć, ani nawet słyszeć jej głosu.
***
- Nicholasie Milesie! Rusz tą dupę i chodź tutaj! – krzyczała Natalie, trzaskając drzwiami.
- Czego chcesz? – zapytał chłopak, wychodząc z salonu.
- Ty się jeszcze pytasz, czego chcę?!
- E-e… Tak? Różne rzeczy chodzą ci po głowie, więc nie wiem czego mam się spodziewać.
- No to ci powiem. Coś ty nagadał w tym wywiadzie?! Wiesz jak Sophie się teraz czuje?!
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
- Ponieważ właśnie od niej wróciłam! Coś ty narobił?!
- Czy tylko ja się z nią jeszcze nie widziałem?
- Tak, tylko ty, ponieważ tylko ty jesteś tak wielkim idiotą.
- Tak naprawdę to byłem u niej w nocy, ale Jim wywalił mnie z Sali.
- Ale dlaczego mu na to pozwoliłeś? – zapytała zrezygnowana.
- Nie chciałem wszczynać bójki w szpitalu.
- Nie potrafię cię z rozumieć. Zależy ci na Sophie, prawda?
- Jest moją przyjaciółką, to chyba oczywiste, ze jest dla mnie ważna, nie sądzisz?
- No to skoro jest, to dlaczego o nią nie walczysz? Dlaczego nie starasz się udowadniać  jej na każdym kroku jak dużo dla ciebie znaczy?
- Chcę. Próbuję.
- To dlaczego tam z nią nie jesteś? Ona cię potrzebuje.
- Nie chcę trafić na Jima.
- Pamiętasz jak mówiłeś mi, że kiedy poznałeś Sophie miała strasznie niską samoocenę, ale im więcej czasu z nią spędzałeś to tym rzadziej mówiła o tych problemach?
- Oczywiście, że tak.
- No to teraz pomyśl. Osoba, która mówiła jej, że jest niesamowita i wyjątkowa obraziła ją i powiedziała, że nic dla niej nie znaczy w telewizji. Na oczach tysięcy ludzi. Nie pomyślałeś, że to na nią wpłynie? Załamie? Widziałam ten ból w jej oczach. Chcesz, by przerodził się w nienawiść do samej siebie.
- Nienawiść… - mruknął zamyślony.
- Co ci chodzi po głowie?
- Zanim mnie poznała napisała wiersz właśnie o takim tytule. Często porusza ten motyw w swoich pracach.
- A ty tu ciągle stoisz? Po jaką cholerę? Powinieneś teraz przy niej być.
- Nie chcę wszczynać bójki w szpitalu.
- A kogo ty się boisz? Jima? Jakoś nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Ale to jest przyjaciel Sophie, a ja nie chcę by jeszcze bardziej cierpiała.
- To spraw, by to co jest przeszkodą stało się motywacją – oświadczyła, a potem wyszła z domu, zamykając za sobą cicho drzwi.
   Chłopak westchnął po czym, nie myśląc nad ewentualnymi konsekwencjami, złapał kurtkę, założył szybko buty i wybiegł z mieszkania.
***
   Nicholas przebiegł cały korytarz aż dotarł do sali, w której leżała Sophie. Jednak, gdy już chciał nacisnąć klamkę i wejść zauważył, że dookoła jej łóżka stoi pani doktor i bada dziewczynę. Szybko odwrócił wzrok, gdy podciągnięto jego przyjaciółce bluzkę.
- Nick? – zapytał kobiecy głos. Chłopak obrócił się i zobaczył mamę Sophie idącą w jego stronę.
- Dzień dobry pani Underwood.
- Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem zobaczyć się z Sophie.
- Nie jestem pewna, czy to jest najlepszy moment.
- Ja wiem, że ona jest chora i pewnie nie chce mnie widzieć po tym co usłyszała w telewizji, ale chciałbym jej wszystko wytłumaczyć. Naprawić.
- Ja wiem, ale… daj jej trochę czasu. Rozmawiałam z jej lekarzem prowadzącym, który uważa, że wypuszczą ją w czwartek. Przyjdź do nas tego dnia po południu… Mogłabym mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście.
- W piątek Sophie jedzie do szpitala na badania.
- Jakie?
- Kontrolne. Żeby sprawdzić jak tam sobie radzi jej serce. Czy mógłbyś pojechać razem z nami?
- Nie ma problemu.
- Myślę, że moja córka wybaczy ci, po tym jak zobaczy, że wspierasz ja w trudnych chwilach. To dla niej bardzo ważne. Ale teraz…
- Tak, wiem – westchnął smutno. – Już idę.
***
   Chłopak opadł na kanapę. Z jednej strony chciał uderzyć z całej siły w ścianę, a z drugiej schowac głęboko, by nikt nie mógł go znaleźć.
  Niestety nie mógł liczyć nawet na chwilę spokoju, ponieważ do salonu przyszedł jego pies. Jimmy położył swoją głowę na kolanach chłopaka i zaczął tyrpać swoją łapą jego łydkę.
- Co ja mam zrobić? – zapytał Nick. Zwierzę gwałtownie się wyprostowało i ruszyło po schodach na piętro. Nick patrzył zdziwiony jak pies wraca trzymając w dłoni jego zeszyt z piosenkami, a następnie rzuca obok niego. Miles spojrzał na Jimmy’ego, a potem na przedmiot. Nagle w jego głowie zaczęły pojawiać się wersy i melodia. Złapał długopis i pobiegł do swojego pokoju. Jego pupil zaczął merdać ogonem i szczekać jakby wykonał właśnie jakąś ważną misję. A może i tak było…?
***
    Nick oparł się o fotel. Był tak bardzo wyczerpany, że jedyne o czym mógł myśleć to kąpiel i pójście spać. Niestety druga część jego jestestwa kazała mu dokończyć utwór, a potem sięgnąć po książkę, którą aktualnie czytał. Czy jego umysł zawsze musiał się ze sobą nie zgadzać? Oczywiście, że tak. Inaczej nie nazywałby się Nicholas Miles.
   Przeczytał jeszcze raz pracę, próbując stwierdzić, czy właśnie to jest to o co mu chodziło. Zazgrzytał zębami, gdy poczuł, że bez muzyki nie uda mu się tego sprawdzić. Całą siłą woli zmusił swoje wymęczone ciało do ustawienia się do pionu, a następnie zaciągnięcia swojego tyłka i pozostałych części ciała do pianina stojącego w salonie.
    Gdy poczuł miękkość siedzenia westchnął zadowolony. Zerknął na ciąg liter składających się w tekst, a następnie na ciąg białych i czarnych klawiszy. Przygryzł palec zastanawiając się jaki dźwięk byłby najodpowiedniejszy…
    Gryzmolił na kartce jak jeszcze nigdy. Czuł jakby coś go goniło, coś co zmuszało go do ciągłego myślenia, kreowania nowej rzeczywistości. Sprawy nie ułatwiało to, że była to piosenka w pewnym sensie miłosna, a Nick nie był za dobry w takiej tematyce. Ale skąd miałby być skoro nigdy nie był prawdziwie zakochany? A może był…? I to właśnie teraz?
    Pokręcił gwałtownie głową, zastanawiając się jak jego umysł może wymyślać takie bzdury. Ułożył palce nad klawiaturą i zaczął grać…
    Po kilkunastu sekundach delikatnego dźwięku pianina, wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać wyrazy składające się na pierwszą romantyczną piosenkę jaką w życiu wymyślił.
    Po zaśpiewaniu całego utworu, wzruszył ramionami i zaciągnął swoje bezwładne ciało do sypialni.
    Nie myślał nad tym, że się nie umył. Nie myślał nad tym, że padł na łóżko jak martwy. Nie myślał nad tym, że ciągle ma na sobie jeansy i koszulę. Nie myślał o niczym, bo on już po prostu spał.
***
- Masz na pewno wszystko?
- Mamo pytasz już o to trzeci raz – jęknęła Sophie.
- I nie przestanę dopóki się nie upewnię. A więc?
- Tak mamo, mam wszystko – odpowiedziała dziewczyna, która była już zmęczona tą nadgorliwością jej rodzicielki.
- W takim razie idziemy do domu.
- Nareszcie wolność! – wykrzyknęła, gdy wyszły z ceglanego budynku na świeże listopadowe powietrze.
***
- Wróciłam! – wykrzyknęła Sophie, przekraczając próg domu. – Chłopaki!
- Raczej nikt ci nie odpowie. Luc jest w szkole, a tata w pracy.
- No tak, po co czekać na powrót swojej jedynej córki i siostry z szpitala? – zapytała, udając oburzoną, chociaż w głębi duszy czuła lekki zawód.
- To może idź na górę rozpakować swoje rzeczy, a ja przygotuję obiad, co?
- Przyjść ci potem pomóc?
- Nie trzeba skarbie. Dam sobie sama radę.
- Skoro tak mówisz.
   Weszła po drewnianych schodach i skierowała się do swojego pokoju.
    Otworzyła drzwi i rzuciła torbę pod ścianę. Już chciała opaść bezwładnie na łóżko, by poczuć tą błogość i relaks związany z byciem we własnym domu, gdy nagle usłyszała znajomy, zachrypnięty głos.
- Cześć Sophie.
     Podskoczyła i odwróciła się gwałtownie. Pod ścianą stał Nick. Jego czarne loki opadały ciężką falą na opuszczone czoło, a spomiędzy nich wydobywał się blask butelkowo zielonych oczu. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie. Tak jakby był zraniony, albo jakby to on kogoś zranił, a teraz czuł olbrzymie wyrzuty sumienia.
     Jak tylko to zarejestrowała chciała podejść do niego i przytulić, pocieszyć. Przejechać dłonią po tych czarnych lokach, ale… nie mogła. Przed jej oczami pojawił się wywiad. Jego twarz, gdy mówił, że dziewczyna nie paduje do jego świata. Że byłaby tylko kulą u nogi.
    Tak więc stała w miejscu, czekając aż chłopak odezwie się pierwszy.
     Nick westchnął i wyszeptał:
- Wcale mi tego nie ułatwiasz.
- Czego? – zapytała całkowicie zbita  z tropu.
- Sophie chciałem cie tak strasznie przeprosić. Ja… Ja wcale nie miałem tego na myśli… Po prostu… Podczas wywiadu wyłączyła się kamera, więc w telewizji pokazano tylko fragment mojej wypowiedzi. Nie słyszałaś całości.
- Myślisz, że ci uwierzę? Dlaczego mnie okłamujesz?
- Nie okłamuję. Sophie, proszę… - zrobił krok w jej stronę, ale ona od razu cofnęła się. Spojrzał na nią smutno.
- Rozumiem, dlaczego nie chcesz mi uwierzyć. Ja sam nie uwierzyłbym sobie, gdybym był na twoim miejscu… eh… Zapytaj chłopaków oni ci wszystko powiedzą. Potwierdzą moje słowa.
- Ale oni także mogą skłamać. Męska solidarność, czy coś w ten deseń.
- Nie mogliby. Za bardzo cię lubią. Ale… Chwila… Mam pomysł.
- Nick co ty…?! – zapytała przestraszona jego nagłym wybuchem. Oczy mu się zaiskrzyły, nabrały jaśniejszej barwy, policzki zaróżowiły. Wyciągnął telefon z kieszeni bluzy i zaczął dotykać palcem ekranu. Po kilku sekundach przyłożył urządzenie do ucha.
- Evan? Posłuchaj potrzebuję twojej fachowej pomocy. Czy podczas wywiadu w programie Jonathana Rossa kazałeś tak jak zwykle jednemu z dźwiękowców nagrywać nasze wypowiedzi? – przez długą chwilę nic nie mówił, słuchając głosu przyjaciela. Na jego czole pojawiła się delikatna zmarszczka. – To dobrze, a mógłbyś… - urwał gwałtownie, gdy Evan dokończył za niego. – Dzięki, jesteś wielki. Kocham cię – i się rozłączył.
- „Kocham cię”? – zapytała kpiąco.
- Jak rozmawiasz z kimś kogo kochasz w obojętnie jakim tego słowa znaczeniu, to mówisz mu to?
- Tak.
- Dla mnie chłopaki z zespołu są jak bracia, kocham ich jak rodzeństwo, więc nie wstydzę się mówić, że ich kocham, bo naprawdę ich kocham.
- Dlaczego ty jesteś tak cholernie różny od innych chłopaków jakich do tej pory poznałam?
- Jestem wersją limitowaną – mrugnął do niej. – Przeszkadza ci to? – zapytał niskim głosem, przez co jego charakterystyczna chrypka była jeszcze bardziej słyszalna.
- Nie, tylko… - tak bardzo mnie to w tobie pociąga i fascynuje – dokończyła w myślach. Niemiłosierną ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Chłopak odblokował telefon i  odebrał maila.
- Popatrz – przekazał jej telefon.
- Może… może siądźmy. Będzie nam wygodniej – zajęknęła się. Dlaczego? Przecież zawsze mówiła płynnie. Chłopak tylko pokiwał głową i przycupnął na skraju łóżka, a Sophie usadowiła się obok niego.
     Chłopak wyciągnął rękę pomiędzy nich i włączył film. Był nagrywany bardziej od tyłu, tak że były widoczne tylko plecy chłopaków, ale wszystko było doskonale słychać.
- Ona nie pasuje do mojego życia. Przy tak szybkim sposobie życia jaki prowadzę byłaby tylko kulą u nogi. Nie potrafiłaby wtopić się w tłum, który mnie otacza, a to mogłoby skończyć się źle dla nas wszystkich. Nie chciałbym jej skrzywdzić, ani zranić albo zniszczyć jej życia sposobem w jaki ja funkcjonuję. Jest moją przyjaciółką i nie czuję do niej nic więcej, a nawet gdyby jednak było coś między nami, spróbowałbym to zniszczyć, by nie wciągnąć ją w to bagno w którym często tkwię.
- David, zabrakło prądu, kamerę szlag trafił. Do telewizorów trafił tylko fragment wypowiedzi Nicholasa, ponieważ reszta nie została nagrana.
- Kiedy można powrócić na wizję?
- To było tylko chwilowe wyłączenie generatora. Wszystko w porządku.
- Dziękuję. Widzicie, że nawet tutaj może być ciekawie.
- Mam tylko pytanie. Czy wypowiedź Nicka może zostać źle odebrana? – zapytał Evan.
- Myślę, że nie. Jeśli kamera zatrzymała się mniej więcej w połowie to wszystko będzie dobrze. – odpowiedział. – Gotowi? – gdy pokiwali twierdząco głową, spojrzał prosto w kamerę. – I za trzy, dwie, jedną…
- Oh – tylko tyle była w stanie wykrztusić. Teraz już wiedziała, że chłopak wcale jej nie nienawidzi, ale mimo to… Powiedział, że próbowałby zniszczyć rodzącą się miedzy nimi głębszą więź… To dlatego wyszedł wtedy spod prysznica? Ale dlaczego musiał to zniszczyć? Była aż tak okropna? Tak bardzo nie pasowała do niego?
    Z drugiej strony, dlaczego tak bardzo się tym zamartwiała? Przecież Nick był tylko jej przyjacielem, a może aż? Był jej oparciem i wsparciem, chociaż teraz nie była już tego taka pewna. Niczego nie była już pewna w stu procentach.
    Ten świat, jego świat był jak inna planeta. Planeta jeszcze nie odkryta, nie zbadana. Nie wiedziała jakie prawa nią kierują, ani siły. Nie wiedziała gdzie jest wschód, a gdzie zachód. Gdzie góra, a gdzie dół. Była jak świeżo narodzone dziecko, które nie wie gdzie jest. Niczego nie zna. Wszystko jest obce.
- Sophie? Wybaczysz mi teraz?
- Ja… nie wiem.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie chcesz mnie w swoim świecie.
- Nie o to chodzi. Ja po prostu chcę cię chronić, a tamten świat jest bardzo niebezpieczny. Nie chcę by coś ci się stało.
- Muszę się zastanowić.
- Dzieci zrobiłam kolację – oznajmiła mama dziewczyny, wchodząc do jej pokoju.
- Już tak późno?
- Spokojnie skarbie. Nick zostaje u nas na noc, prawda?
- Tak proszę pani.
- Przygotowałam ci pokój gościnny.
- Dziękuję.
- Skarbie ja i tata jedziemy z Luciem do sklepu. Twój brat potrzebuje nowych rękawic bramkarskich, czy czegoś w tym rodzaju.
- Chłopaki już są?
- Byli, ale już wyszli – odpowiedziała z cwanym uśmiechem. – Więc ja także lecę. Tylko bądźcie grzeczni. Nick pilnuj jej, jeszcze jest słaba.
- Będę jak ochroniarz w klubie nocnym – obiecał wypinając dumnie pierś.
- I o to mi właśnie chodzi – odparła, wychodząc.
- To co robimy? – zapytał, wstając.
- Ja idę jeść, a ty rób co chcesz.
- To ja pójdę się myć – oznajmił, wyciągając spod łóżka czarną torbę podróżną, a następnie skierował się do łazienki.
   Dziewczynie nie pozostało, więc nic innego jak skierować się do łazienki i wgryźć w kanapkę z szynką, sałatą, rzodkiewką i pomidorem.
***
   Nick zrzucił z siebie ubranie, a następnie wszedł pod prysznic. Odkręcił wodę i stanął pod ostrzałem ostrych kropel wody. Przesunął dłonią po swoich mokrych włosach, a następnie namydlił całe ciało. Gdy je opłukiwał zerknął na jedną ze ścian, a przed oczami pojawiła mu się scena, gdy opierał o nią Sophie, a ich usta o mały włos się zetknęły. Gdy jej żywy obraz ukazał się w jego głowie, od razu zrobiło mu się dwa razy cieplej.
    Pokręcił gwałtownie głową i szybko nalał sobie na dłoń szampon, by następnie wmasować go w skórę głowy.
     Gdy całe ciało było już czyste i pachnące wytarł je ręcznikiem, a następnie owinął go wokół swoich mokrych włosów. Następnie ubrał długie spodnie i flanelową koszulkę. Spakował wszystkie swoje rzeczy do torby, a potem wyszedł z łazienki, kierując się do pokoju gościnnego, gdzie zostawił swoje klamoty.
      Zamierzał powiedzieć Sophie, że już może się wykąpać, więc skierował się do kuchni, gdzie myślał, że ją znajdzie.
       Na całe szczęście intuicja go nie zawiodła. Dziewczyna siedziała przy stole, przeżuwając powoli kanapkę. Nie zauważyła, że wszedł, ponieważ cała jej uwaga skierowana była na książkę, którą najwyraźniej czytała. Było to „Nevermore”. Co dziwne i zaskakujące, chłopak aktualnie czytał dokładnie tą samą powieść.
- „Zawsze zadawał to samo pytanie.
- Co chcesz, żebym zrobił?
Nigdy nie odpowiadała. Nie mogła. Mogła tylko patrzeć, sięgając do niego jedynie spojrzeniem, wyciągając go, by tonął w smutku tych bezdennych czarnych wód.” – zacytował, zwracając tym samym jej uwagę.
- Masz szczęście, że już czytałam ten fragment. Pamiętasz jeszcze jakieś momenty?
- Mam zacząć spoilerować? – zapytał z uśmiechem.
- Nie! – wykrzyknęła, gwałtownie wstając. – Ani mi się waż.
- Kogo wolisz: Brada, czy Varena?
- Oczywiście, że Varena.
- Cichego Gota zamiast umięśnionego sportowca? Naprawdę? – zapytał, udając wielkie zdziwienie.
- Śmiej się śmiej. Varen ma mózg, a do tego kocha czytać.
- Edgara Allana Poego.
- Może jeszcze inne powieści.
- Lub wiersze.
- Dlaczego zawsze musisz mnie poprawiać?
- Bo lubię patrzeć jak marszczy ci się nosek.
- Wiesz, co? Idę się myć – oznajmiła i skierowała się w stronę schodów. Poczuł jak kąciki jego ust unoszą się lekko do góry, co uświadomiło mu, że mimo tak krótkiej rozłąki, strasznie tęsknił za ich rozmowami. 
    Już miał sięgnąć po jedną z kanapek, gdy jego uwagę przyciągnęło pianino stojące w salonie. Bez udziału woli ruszył w jego stronę, czując, że nie panuje nad tym co robi.
    Przesunął bezwiednie po klawiszach, czując jakaś niewidzialna siła każe mu siąść i zagrać. Jakby w amoku, usiadł i ułożył dłonie w odpowiednim miejscu, a następnie zaczął grać.
***
   Sophie miała właśnie iść do siebie do pokoju, gdy usłyszała delikatne dźwięki fortepianu i przebijający się przez nie niski, zachrypnięty głos. Nie chcąc wystraszyć chłopaka zeszła cicho po schodach i schowała się za ścianą, patrząc jak chłopak przesuwa dłońmi po klawiaturze z zamkniętymi oczami, jak całe jego ciało kołysze się w rytm melodii.
I’m wal king down the street,
When the sky is Grey.
I’m searching for the umbrella
With the nice space.
When I’m on the playground
The weather ‘comes better
And thinking about going on swing.
I hear the voive with
Beautiful Lough.
The shadow sat on the next playground part.
You’re talking with me
Sun is spinning powertfully,
Buterflies are flying
But not in my stomach
And while I’m coming
back home
I’m thinking:
Who am I to you
My beautiful lady?
I should know
But I can’t be in you.
Your eses, your smile
My pretty sunshine
Tell me the truth
Because I can’t see it
Behind your eyelashes
Please show me your soul
And answer this easy question:
Who am I to you?
We have plans to go to the park
But you phoned me that you feel dark.
I went to the park alone
To see the beatu of plants.
My heart skipped a beat and stopped
Because I saw my butterfly with storm Cloud
I felt world crushing
When dark touched the sun  on its red cherry
I couldn’t see nothing just black
No white, no light.
Why have you done it?
What have I done?
Maybe it was just a dream.
And while I’m coming
back home
I’m thinking:
Who am I to you
My beautiful lady?
I should know
But I can’t be in you.
Your eses, your smile
My pretty sunshine
Tell me the truth
Because I can’t see it
Behind your eyelashes
Please show me your soul
And answer this easy question:
Who am I to you?
Thw shadow is coming
To the world of this two
Beacuse they both see
World in different perspective
They were thinking about wrong things
And too much about others feelings
But they still don’t see what is clear
It’s as obvious
as the seeing Sun every Day and moon every night
who will help them to survive in this wanting blond world?
No one knowi.
But they only think about one.
Who am I to you
My beautiful lady?
I should know
But I can’t be in you.
Your eses, your smile
My pretty sunshine
Tell me the truth
Because I can’t see it
Behind your eyelashes
Please show me your soul
And answer this easy question:
Who am I to you?
    Podczas gry wyglądał jakby marzył, jak… anioł. Jego włosy, teraz już prawie suche, skręcały się w masę loków a normalna pidżama dodawała mu uroku. Ale ten głos… ten zachrypnięty głos, który brzmiał tak pięknie… który sprawiał, że miękły jej nogi… A tekst… Wiedziała, że to jego dzieło. Czuła to. Ale… Wydawało jej się, że słowa utworu skierowane były do konkretnej osoby. Do niej. Tylko dlaczego? Po co miałby pisać piosenkę dla niej? I to z takim przesłaniem? 
     Gdy skończył śpiewać, w pokoju zapadła dziwna cisza, która nie pasowała do wcześniejszych dźwięków.
- Wow… to było piękne – powiedziała, czując łzy zbierające się w kącikach oczu. Chłopak gwałtownie wstał i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Sophie ty to słyszałaś?
- Tak.
- Całe?
- Myślę, że tak.
- Ehm… I jak cie się podobało?
- Była cudowna – odpowiedziała szczerze. – Dziewczyna, którą to napisałeś jest wielką szczęściarą – skomentowała z uśmiechem.
- To jest o…
- To nie jest ważne, Nick. Ale dam ci jedną radę: zaśpiewaj jej to. Dobranoc – powiedziała i skierowała się do swojego pokoju.
- Napisałem to dla ciebie – dokończył cicho.
***
- Następny! – krzyknęła pielęgniarka zza drzwi. Sophie westchnęła i weszła do sali.   
- Imię i nazwisko.
- Sophia Underwood.
    Kobieta wyszukała jej kartę, a następnie przykleiła na nią dwie naklejki z jej danymi osobowymi.
- Rozbierz się od pasa w górę i połóż na łóżku.
    Dziewczyna zrzuciła ze stóp buty, obciągnęła skarpetki, podciągnęła nogawki spodni, a dopiero potem ściągnęła sweter i biustonosz. Następnie położyła się na wysokim łóżku i patrzyła jak pracownica podchodzi do maszyny stojącej obok legowiska i wyciągnęła cztery kolorowe kleszcze: czerwony, żółty, zielony i czarny. Każdy z nich posmarowała po wewnętrznej stronie specjalnym żelem a następnie zapięła na nadgarstkach dziewczyny i kostkach stóp. Później sięgnęła po kilka małych elektrod i przykleiła je po lewej stronie jej klatki piersiowej.
- Teraz oddychaj spokojnie – powiedziała kobieta i wcisnęła kilka przycisków w maszynie. Sophie zamknęła szybko powieki i wyobraziła sobie morze i szum fal, mewy w powietrzu. Błogość, spokój, relaks…
- Dziękuję, możesz się ubrać. Teraz skieruj się pod pokój nr 32 razem ze swoją kartą.
- Dobrze.
   Dziewczyna zeskoczyła na podłogę i wytarła pokryte żelem miejsca chusteczkami. Szybko się ubrała i zabrała ze stołu plik kartek. Wyszła bez słowa, zostawiając uchylone drzwi.
- No i jak kochanie? – zapytała mama.
- Nie wiem przecież. Chodźcie, może przesiądziemy się bliżej kolejnej Sali.
   Gdy już zmienili miejsca spoczynku, dziewczyna wyciągnęła z torby książkę i zaczęła czytać.
- O, lubię ten fragment – powiedział Nick, zerkając jej przez ramię.
- Cicho – warknęła. Chłopak zaśmiał się cicho i wyciągnął drugi egzemplarz tej samej książki. Pani Underwood popatrzyła na nich z uśmiechem i lekko pokręciła głową, a następnie wyciągnęła telefon i zaczęła coś w nim pstrykać. A mówi się, że to młodzież nie ma życia poza telefonem. No kto by pomyślał, ze może być inaczej.
***
    Nick oderwał się od lektury, gdy poczuł lekki szturchanie w plecy. Obrócił się  zobaczył góra dwuletnią dziewczynką, patrzącą na niego wielkimi, brązowymi oczkami. Chłopak rozczulił się na ten widok i zaczął delikatnie szturchać ją palcem w ramię. Młoda kobieta trzymająca małą na rekach uśmiechnęła się na ten widok. Sophie zresztą też. Mała wyciągnęła rączkę i zaczęła bawić się lokami chłopaka, a on gilgotał ją, wywołując u niej salwy radosnego śmiechu.
    Był to tak rozczulający widok, że Sophie uśmiechnęła się szeroko. To była jej słabość.
- Jak masz na imię słoneczko? – zapytał słodko.
- So… Sophie – zająknęła się.
- Tak jak moja koleżanka, wiesz? – wskazał na nią. Dziewczynka zerknęła na swoją imienniczkę zz niedowierzaniem, a następnie wsadziła paluszek w dołeczek Nicka. Chłopak roześmiał się dźwięcznie i pogłaskał ją po włoskach zawiązanych w starannego warkoczyka.
- Skarbeczku musimy już iść – powiedziała mama dziewczynki. Córeczka spojrzała na nią smutno – Niestety maluszku. Pożegnaj się z kolegą.
- Pia pia – wyszeptała słodziutko i pomachała do niego. Chłopak odmachał i wysłał jej całuska w powietrzu w tym samym czasie co ona.
- Następna – usłyszeli zza otwartych drzwi gabinetu. Pani Underwood wzięła do ręki wszystkie rzeczy, a następnie całą czwórką weszli do sali.
- Dzień dobry Sophie – przywitała się kobieta w białym kitlu.
- Dzień dobry pani doktor.
- Sophie usiądź na kozetce, a pani i twój chłopak niech siądą na krzesłach. Powiedz mi, jak się czujesz? Mdlałaś ostatnio?
- Nie, ale kilka dni temu było mi strasznie duszno, a w klatce piersiowej czułam ogromny ciężar. Przy każdym wdechu wydawało mi się, że serce zawiązuje mi się w supeł i kurczy.
  Nick zerknął na nią przestraszony. Dlaczego nic mu nie powiedziała?
- Hm… - mruknęła kobieta, przeglądając wynik EKG. – Musze powiedzieć, że nie widzę tutaj nic co wskazywałoby na jakieś pogorszenie, a nawet chcę dodać, że gdybym nie wiedziała, że to twoja karta pomyślałabym, że to zapis pracy serca zdrowego człowieka.
- Naprawdę? – zapytała dziewczyna zdziwiona. Nick spojrzał na nią i ujrzał w jej oczach szczęścia tak wielkie, że aż nie do opisania.
- Mówię całkowicie poważnie. Może przejdziemy do sali obok?
    Dziewczyna wstała bez słowa i skierowała się do pomieszczenia, gdzie wiedziała, że znajdowało się urządzenie echokardiograficzne. Niestety Nick nie wiedział co tam się znajduje, więc ruszył za nimi.
- Chłopcze, tutaj nie możesz…
- Jeśli chce, może wejść – odezwała się Sophie zza ściany. – Ale nie chciałabym by widział mnie od pasa w górę nago.
- Zamknij oczy, ponieważ twoja przyjaciółka już się rozebrała.
    Poprowadziła go i ustawiła w takiej pozycji, że widział monitor i resztę maszyny, a w przerwie w parawanie tylko twarz dziewczyny. Widział jak pani doktor siada na krześle obrotowym i pokrywa specjalny pisak? – nie wiedział jak to się nazywa – specjalnym żelem, a następnie – jak się domyślał – przykłada go do klatki piersiowej Sophie.
    Na ekranie pojawił się obraz o różnych odcieniach szarości. Nick domyślał się, że przedstawia chorą zastawkę jego przyjaciółki. W całym pokoju rozbrzmiewało głośne i lekko przyśpieszone bicie serca. To było dziwne. Słyszeć pracę tego organu tak dobrze jakby przykładało się ucho do piersi.
    Po chwili na ekranie pojawiły się dodatkowo dwie przemieszczające się smugi: niebieska i czerwona.
- Przewróć się na lewy bok, a dłoń połóż pod głowę.
    Chłopak zauważył, że dziewczyna wykonała polecenie szybciej niż wypowiedziała je pani kardiolog, a to znaczyło, że wiedział co ma zrobić. Na ten widok poczuł ból gdzieś głęboko. To było nie fair. Dziewczyna była w szpitalach tak często, tak wiele przeżyła. Dlaczego akurat ją to spotkało?
     Zauważył, że teraz obraz się zmienił. Przedstawiał zmieniając się coś jakby wykresy, płynące po monitorze w tempie rytmu serca. Kobieta co jakiś czas zatrzymywała obraz i mierzyła odległość pionową między jednym końcem a drugim. Po chwili się odezwała:
- Lewa komora bez oznak przerostu, kurczliwość prawidłowa. Gradient w okolicach 65. Fala zwrotna w tętnicy płucnej lekka. Niedomykalność w zastawce aortalnej śladowa.
   Chłopak nie rozumiał o co chodzi, ale wiedział, że to dobre wiadomości, ponieważ twarz Sophie robiła się coraz bardziej błoga, a oczy coraz bardziej świeciły.
- Powiem ci, że jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ twoja wada znajduje się obecnie w stanie stagnacji. To znaczy, że nie pogorszyła się przez ostanie kilka lat. Dla nas, lekarzy to bardzo dobra wiadomość. Jak wiesz, rozmawiamy o tobie dość często i zastanawiamy się co z Toba zrobić. Ten oto wynik daje nam więcej czasu do myślenia, bo jak wiesz dobrego wyjścia z sytuacji nie ma. Ten wynik pokazuje, że nie musimy śpieszyć się z przeprowadzeniem operacji, a więc możemy na spokojnie zastanawiać się, ale nie trzeba podejmować żadnych ważnych decyzji. Wytrzyj się, a ja powiem to twojej mamie.
    Sophie schowała się za parawanem, wycierając swoją skórę, a następnie zakładając ubrania. Po chwili wyszła, a Nick zobaczył, że jej w jej oczach szklą się łzy. Przygarnął ją do siebie i przytulił mocno. Dziewczyna wtuliła się w niego i rozpłakała.
- Ci – szeptał – Dlaczego płaczesz?
- Ze szczęścia. Ja nawet nie wiedziała, że tak stresuję się tym badaniem, dopóki nie usłyszałam, że wszystko ze mną dobrze. Poczułam jakbym zrzuciła z piersi wielki kamień. Nawet nie wiesz jak to jest, jak szczęśliwy jesteś gdy dowiadujesz się, że nie trzeba cię operować. To jak wygranie bonu na loterii. To spełnieni marzeń.
    Chłopak głaskał ją po włosach, zastanawiając się nad sensem jej słów. Jedni cieszyli się, gdy dostali pracę, inni gdy dostali piątkę w szkole, jeszcze inni gdy kupili dom lub samochód. A ona? Cieszyła się, że Bóg pozwolił jej Cieszyc się spokojem o kolejne dni, czy nawet lata.
- Czasami czuję się jakbym wykradała te chwile szczęścia, wiesz? Jakbym zabierała je z raju. W takich właśnie chwilach nie mogę uwierzyć w to jaką szczęściarą jestem za to, że mam ten czas.
   Odsunęła się od niego i przetarła oczy. Następnie wyszli razem i stanęli obok jej rodzicielki.
- Na następną wizytę przyjedźcie, gdzieś tak pod koniec wakacji.
- Na oddział, czy do przychodni?
- Uważam, że nie ma sensu targać jej po oddziałach skoro nic się nie pogarsza. Zapiszcie ją tutaj.
- Dobrze. Dziękuje my pani doktor.
- Ja także dziękuję. Dbaj o siebie Sophie, a ty chłopcze – spojrzała na Nicka – dbaj o nią.
- No to jak dzieciaki? Macie ochotę uczcić wyniki badań wielkim kubełkiem skrzydełek w KFC? – zapytała pani Underwood, gdy wyszli z gabinetu.
- My! – wykrzyknęli wesoło, ruszając do wyjścia.
***
- Nie Jimmy, proszę – błagał Nick. Jedyne o czym marzył to położenie się na kanapie i nic nierobienie. Niestety jego pies miał inne plany. Trzymał w pysku smycz i szturchał go nosem jakby chciał powiedzieć wyjdź ze mną na spacer.
- Serio, muszę? – jęknął chłopak, gdy psy pupila jeszcze się nasiliły. – No dobra.
   Wstał z łóżka i poszedł do przedpokoju. Założył wysokie buty, kurtkę i czapkę. Przyczepił smycz do obroży Jimmy’ego i wyszli.
   Oczywiście jego kompan nie mógł grzecznie iść obok niego , tylko zaczął biec, zmuszając Nicka by zaczął robić to samo.
- Jimmy zwolnij! – krzyczał chłopak jednak pies nic sobie tego nie robił. – Stój! – krzyknął, gdy zza zakrętu wyłonił się inny pies. Jego pupil jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zatrzymał się i podszedł ostrożnie do drugiego psa.
- Uwaga! – Nick usłyszał damski krzyk. Odwrócił się, a w jego ramiona wpadła średniego wzrostu blondynka.
- Przepraszam cię bardzo, ale Rosie zaczęła tak szybko biec… Nie mogłam jej dogonić.
- Skąd ja to znam – zaśmiał się.
- Śliczny husky – skomentował Miles.
- Dzięki. Twój golden retriever też.
- Ta-a, ale daje nieźle popalić.
- Znam to. Jeszcze nigdy cię tu nie widziałam. Jak to możliwe?
- Nie często jestem w domu.
- No tak.
Bez słowa ruszyli w kierunku ławek, a po chwili usiedli na nich pozwalając hasać pieskom dowoli, a sobie na chwilę odpoczynku w akompaniamencie spokojnej rozmowy.
***
    Sophie była już niedaleko domu Nicka, gdy usłyszała hałas. Chciała mu podziękować za to, że przy niej był i za wsparcie, które jej dał, a także by w końcu mógł przeczytać wiersz, który niedawno czytała jego siostra.
    Zanim jednak doszła usłyszała rozmowę. Schowała się za drzewo i obserwowała. Zza zakrętu wyłonił się Nick, prowadzący na smyczy swojego psa, a obok niego szła śliczna, szczupła blondynka ze swoim psem.
    Underwood czuła się dziwnie tak na nich, patrząc. Miała dziwne, palące uczucie w piersi. Nie była oczywiście zazdrosna. Nie była. Prawda?
   Mimo to obserwowała tą dwójkę, gdy dochodzili do płotu, a następnie jeszcze chwilę rozmawiają. Sophie już miała wyjść z kryjówki i do nich podejść, by się przywitać, ale zobaczyła coś co sprawiło, że nogi wrosły w jej ziemię, a w oczach pojawiły się łzy.
    Chłopak pochylił się i pocałował nieznajomą w policzek, a następnie wszedł do domu.
    Sophie odwróciła się i popędziła na przystanek, mimo że nie wolno jej było biegać. W tym momencie miała wszystkie zakazy i nakazy głęboko gdzieś. Jak to możliwe, że pocałował tamta dziewczynę chwilę po tym jak się poznali, a Sophie cztery miesiące później? Co miała w sobie tamta dziewczyna, czego Underwood nie miała? Chyba, że blondynka nie była przypadkowo spotkaną dziewczyną? Co jeśli była Nicka…?